- W empik go
Wyspa czyli Christian i jego towarzysze: Poemat lorda Byrona w czterech pieśniach - ebook
Wyspa czyli Christian i jego towarzysze: Poemat lorda Byrona w czterech pieśniach - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 245 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nadeszła ranna na okręcie warta,
Płynęła nawa lekko kołysana,
A za nią fala połyska rozdarta,
Jak w skiby pługiem olbrzymim orana;
Przed nawą tylko sinych wód przestworza,
Po za nią wyspy australskiego morza.
Cicha noc kona, jej cienia ruchome
Po oceanie rozprószyła zorza,
Delfiny, jakby przyjścia dnia świadome,
Pływały chyżo, promieni łakome.
Gwiazdy w błękicie wód odbite jasno,
Już przed jaśniejszym świtu blaskiem gasną,
Ciemne wprzód żagle znowu zabielały –
I wiatry świeższem oddechem powiały,
Słońce zwiastował ocean czerwony,
Lecz nim dzień błyśnie – ma być czyn spełniony.II.
W swojej kajucie spoczął wódz waleczny,
We wybór straży zaufał bezpieczny;
We śnie Albionu widział brzegi lube,
Trudów nagrodę i zapasów chlubę,
Bo swoje imię w tych umieścił rzędzie
Co śledzą drogi przez biegunów lody,
Przebył najgorsze, i resztę przebędzie,
Dla czegoż niemiał użyć snu swobody?
Ale niestety! na jego pokładzie
Niechęć o czarnej już przemyślą zdradzie;
Jego żeglarzy tęskni umysł młody,
Do owych wysep słonecznego świata,
Gdzie kobiet wdzięki równe żarom lata,
Oni swych ojców rzuciwszy spuścizny,
Z dawna od własnej odwykli ojczyzny,
I na pół dzicy, dzikich ludzi groty
Nad fal niepewnych przenoszą kłopoty.
Słodkie owoców dojrzałych syropy,
I las co ludzkiej jeszcze niezna stopy,
Pola, zasiane z obfitości roga,
Kraj, gdzie nie gniecie żadna przemoc sroga
Chęć, którą wieki w ludziach niewygaszą,
Nie zaznać pana oprócz własnej chęci,
Te młode dusze do tych wysep nęci,
Gdzie warstwy złota lice ziemi kraszą,
Gdzie każda grota jest domem swobody,
Każdy krok wolny, gdzie ogrodem niwy,
Gdzie cały naród jest dzieckiem przyrody,
Wesoły, wolny, dziki lecz szczęśliwy,
Tam muszla, owoc i czółenko małe,
To wszystkie skarby, to bogactwo całe;
Łowy, żegluga, jedynem igrzyskiem.
A Europejczyk najnowszern zjawiskiem.
Taki był kraj ten, którego pragnęli;
Drogo te żądze okupić musieli.III.
Wstań śmiały Blaju! wróg się stawia groźno!
Wstawaj! o wstawaj! – Niestety za poźno!
Już przy twym boku orszak buntowniczy
Obwieszcza bezrząd, miota się i krzyczy;
Ty sam spętany, do twojego serca,
Dłonią, co drżała na dźwięk twojej mowy,
Przykłada bagnet zuchwały morderca.
Już dziś twój rozkaz do pracy nie znagli,
Nie rządzi sterem, nie rozwinie żagli;
Już cię na pokład wloką okrętowy,
Chcą dziką wrzawą stłumić głos. co woła,
Że swą powinność zdeptali niegodnie,
Patrząc na wodza, w swoją własną zbrodnię
Zaledwie trwożny wzrok uwierzyć zdoła.
Bo wprzód sumienia człowiek nie ukoi,
Aż trunek zbrodni: wściekłość go upoi..IV.
Nieustraszony, choć ci śmierć zagraża,
Darmo tych wzywasz, co ci jeszcze wierni,
Ich liczba mała, ich przemoc zatrważa,
Ulegać muszą rozhukanej czerni.
Napróżno, głos twój o przyczynę bada,
Tylko przeklęstwa krzyk ci odpowiada,
Nad tobą szable błyszczące się jeżą,
Omal ci bagnet gardła nie przewierci,
A wszystkie lufy w twoje piersi mierzą,
I w każdym ręku tkwi narzędzie śmierci.
Ty sam wołałeś: "Ognia!" lecz ci twardzi,
Choć już z litości swe serca wyzuli,
Jeszcze dla męztwa podziwienie czuli.
Lub też w człowieku, chociaż prawem wzgardzi,
Pomimo woli jeszcze pozostanie
Dla dawnych władców swych uszanowanie.
Dość, że niechcieli jeszcze rąk swych krwawić,
Wolą na pastwę falom cię zostawić.V.
Odsądzić czółno!" zagrzmiał okrzyk głośny,
Któż: "Nie!" odkrzyknie zgrai rozhukanej,
W pierwszej zwycięztwa godzinie radośnej,
Wśród saturnaliów władzy niespodzianej?
"Odsadzić czółno!" i rozkaz się iści,
Z całym pośpiechem wrzącej nienawiści,
Teraz cię tylko deska kruchej łodzi
Dzieli od śmierci; a jej przybór cały
Przyrzeka spełnić na morza powodzi,
To co ich dłonie dokonać nie śmiały.
Wreszcie na prośby tych co nie widzieli
Żadnej nadziei śród morza topieli,
Tyle ci wody dodano i chleba,
Ile do śmierci powolnej potrzeba.
Sznurów i żagli i płótna dodali,
Oh! to są skarby dla wędrowca fali!
Wreszcie biegunu drgającego sługę:
Kompas, co duszą ożywia żeglugę.VI.
Teraz naczelnik co się sam okrzyknął
Zawołał: Pijcie! i z kielicha łyknął,
Bo nigdy gardła nie potrzeba suszyć,
Cudze i własne chcąc sumienie zgłuszyć,
"Wódki rycerzom!" Burke niegdyś wołał,
Zaprawdę droga wilgotna do sławy!
I bohaterów zbuntowanej nawy
Wśród takiej mety któżby wstrzymać zdołał?
"Do Otahajty!" głos łamie się w krzykach,
Oh! jakże zdziwia głos ten w buntownikach!
Pogodnej wyspy mieszkania gościnne,
Łagodne serca, i święta bez pracy,
Skarby prostacze, rozkosze niewinne,
Do tegoż tęsknić mogą ludzie tacy?
Majtek do trudu przywykły i znoju
Którym po fali każdy wicher miota,
Po świeżej zbrodni śmie pragnąć spokoju,
Jaki w nagrodę ledwo zyska cnota?
Takim jest człowiek! – Jedne wszystkich cele,
Tylko do mety dróg prowadzi wiele,
Kraj, urodzenie, obyczaj, majątek,
Nawet uroda kształtują nam życie,
Bardziej na czynów oddziałają wątek
Niż cała wiedza o pośmiertnym bycie,
Lecz jest głos jeden, który każdy słyszy,
U jakichkolwiek świątyń klęka proga,
Wśród zgiełku sławy, i wśród zysków ciszy,
Ten głos sumienia: to wyrocznia Boga.