Wyspy namiętności - ebook
Wyspy namiętności - ebook
Czy wierzycie w drugą szansę? W to, że miłość można spotkać więcej niż raz w życiu? Della była szczęśliwą mężatką, gdy jej mąż zginął w ulicznej bójce z bandytami. Wtedy uznała, że czas namiętności minął, i podjęła pracę na luksusowym statku wycieczkowym. Tam poznaje Luke’a, którego los także nie oszczędzał. Powoli budzi się w nich pożądanie...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2902-9 |
Rozmiar pliku: | 779 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Della Walsh po raz ostatni spojrzała tęsknie na panoramę Melbourne i weszła na mostek luksusowego statku wycieczkowego „Cora Mae”, który był jej domem.
Przed nią na pokładzie stała grupa ludzi ubranych w ciemne garnitury skupiona wokół wysokiego mężczyzny odwróconego plecami do niej. Mężczyzna miał na sobie dobrze skrojoną marynarkę, trzymał się prosto, ciemnoblond włosy dotykały jego kołnierzyka. Obok stał kapitan, a z różnych punktów holu przyglądały im się grupki zaciekawionych członków załogi.
Mężczyzna znajdujący się w centrum uwagi to był najprawdopodobniej on. Luke Marlow, człowiek mający odziedziczyć „Cora Mae”.
Zaciekawiona weszła do holu. Wielu ważniejszych członków załogi, ona także, zostało zaproszonych dzisiaj na oficjalne odczytanie testamentu Patricka Marlowa. Wszystkich nurtowało pytanie: co jego bratanek i spadkobierca zrobi ze statkiem, który odziedziczy? Sprzeda go? Przebuduje? Zmieni sposób jego funkcjonowania?
Della była chyba bardziej zainteresowana przyszłym właścicielem statku niż inni pracownicy – od lat słyszała o nim opowieści od Patricka. Być może wiedziała o Luke’u więcej niż o swoich przyjaciołach.
Kiedy podeszła bliżej, usłyszała słowa kapitana:
– Lekarz zaraz opatrzy tę ranę.
W tej chwili kapitan spostrzegł Dellę.
– Doktor Walsh! W samą porę. Pan Marlow skaleczył się w palec i trzeba mu założyć szwy.
Della uśmiechnęła się, podchodząc bliżej. Udzieli pomocy temu mężczyźnie, tak jakby był zwykłym pacjentem, a nie człowiekiem, który wkrótce zostanie jej szefem.
– Dzień dobry, panie Marlow. Proszę pójść ze mną do ambulatorium. Obejrzymy pana rękę.
Luke Marlow powoli się odwrócił. Kiedy spojrzenie jego stalowoszarych oczu utkwiło w jej twarzy, Della poczuła na ciele gęsią skórkę. Czy zdenerwowała się dlatego, że jej los leży w jego rękach? A może to jego twarz – mocno zarysowane kości policzkowe, prosty nos i zmysłowe usta – tak na nią podziałała? W każdym razie Delli nie podobało się, że wywarł na niej takie wrażenie.
– Teraz przyznaję – rzekł z namysłem, nie spuszczając z niej wzroku – że może przydałoby się założyć szwy.
Kapitan skinął głową z zadowoleniem.
– Zajmę się pana pracownikami, a steward przyjdzie po pana, kiedy doktor Walsh opatrzy rękę.
Tłumek ludzi się rozstąpił i Luke Marlow zbliżył się do Delli. Kiedy stanął naprzeciwko niej, jej serce zabiło mocniej. Wysoki i charyzmatyczny, rzucał na nią urok.
Przestała się uśmiechać. To niemożliwe. Przysięgła sobie, że już nigdy nie zainteresuje się żadnym mężczyzną. W dodatku ten człowiek będzie jej szefem. Być może zadecyduje o jej losach. Wyprostowała się i wystudiowany uśmiech pojawił się na jej twarzy.
– Tędy proszę – powiedziała, wskazując kierunek.
Kiedy weszli w głąb holu wyposażonego w wykwintne meble i żyrandole, zastanawiała się, czy zauważył spojrzenia ścigające go ze wszystkich stron.
– Proszę mi coś powiedzieć, doktor Walsh. – Jego głos był niski i seksowny. – Czy zawsze tyle osób wita gości?
Wsiedli do windy. Della wcisnęła przycisk na trzeci pokład.
– Nie, ale pan nie jest zwykłym gościem.
Uniósł brwi nieco ciemniejsze niż włosy.
– A jakim?
Takim, przy którym robiło jej się słabo. Nie odzywała się przez chwilę. Był nie tylko pierwszym gościem, który tak na nią działał, ale i jedynym mężczyzną, odkąd… Nie powinna o tym myśleć.
– Słyszeliśmy, że ma pan odziedziczyć „Cora Mae”.
– Aha! – Włożył rękę do kieszeni spodni.
Myślał, że nie wiedzą? Patrick Marlow nie robił sekretu z tego, że ma zamiar uczynić bratanka spadkobiercą.
– Plotki szybko się tu rozchodzą.
– Plotki? Dużo jest tych plotek?
Na statku „Cora Mae” pracowało trzysta trzydzieści osób. Wśród nich byli sezonowi pracownicy, którzy chcieli skorzystać z okazji, by zwiedzić świat. Ale była też duża grupa ludzi, którzy stanowili zżyty zespół. Statek był ich domem. Zarówno jedni, jak i drudzy snuli domysły na temat Luke’a Marlowa. Patrick często opowiadał Delli o swym bratanku, jego uprzywilejowanym pochodzeniu i sukcesach, jakie odnosił w biznesie. Ale w tych opowieściach nie było mowy o tym, jaki urok roztacza ten mężczyzna.
Drzwi windy otworzyły się i ruszyli korytarzem. Luke wciąż czekał cierpliwie na odpowiedź.
– Kilka, większość pewnie wyssana z palca.
– Opowie mi pani?
Uśmiechnęła się pod nosem. Miałaby opowiadać temu mężczyźnie, jakie krążą o nim plotki?
– Raczej nie.
Gdy weszli do ambulatorium, Della zatrzymała się przy recepcji.
– Jody, czy jest doktor Bateman? – spytała pielęgniarkę.
Luke Marlow dziwnie na nią działał. Może po prostu jest zestresowana, bo za godzinę będą odczytywać testament Patricka i to przypomniało jej, że przyjaciel już nie żyje. W każdym razie, skoro nie była przekonana, że powinna zająć się bratankiem Patricka, to lepiej będzie, jeśli przekaże go koledze.
Cal Bateman wyszedł z gabinetu, słysząc swoje nazwisko. Della odetchnęła z ulgą.
– Cal, pan Marlow prawdopodobnie musi mieć założone szwy na palcu. – Spojrzała na Luke’a. – Doktor Bateman się panem zajmie.
Już chciała odejść, gdy usłyszała:
– Nie.
Serce zabiło jej mocniej. Odwróciła się powoli.
– Słucham?
Luke spojrzał na nią bez wyrazu.
– Jeśli potrzebne są szwy, to chciałbym, żeby pani je założyła, doktor Walsh.
Co za różnica, który lekarz się nim zajmie?
– Zapewniam pana, że doktor Bateman jest znakomitym chirurgiem. Ma wysokie kwalifikacje w dziedzinie chirurgii plastycznej, więc na pana ręce nie zostaną blizny. Ja nie mogę dać takiej gwarancji.
– Blizny to żaden problem – odparł niewzruszony. – Chcę, żeby pani się mną zajęła, doktor Walsh.
Jej twarz stężała. Czy on z nią flirtuje? Nikt tego nie robił oprócz… jej męża. Specjalnie stwarzała wokół siebie aurę niedostępności, by uniknąć takich sytuacji. Luke Marlow chyba jednak nie był mężczyzną, który zwracałby uwagę na takie rzeczy. Westchnęła. W końcu jest lekarzem. Potraktuje bratanka Patricka jak zwykłego pacjenta.
– Oczywiście. Proszę do gabinetu, panie Marlow.
– Luke.
– Wolałabym zwracać się do pana po nazwisku, jeśli nie robi to panu różnicy. – Włożyła biały kitel. – Możliwe, że za parę godzin okaże się pan moim szefem.
– Robi mi różnicę. Zaraz przekłuje pani moją skórę igłą. Czułbym się lepiej, gdyby atmosfera była swobodniejsza.
Usiadł na krześle i wcale nie wyglądał na zdenerwowanego. Skoro jednak zaraz odziedziczy statek, to on tu rządzi. Skinęła głową.
– W porządku, Luke.
Spojrzał na identyfikator przyczepiony do jej kitla.
– Doktor Adele Walsh – przeczytał. – Czy mogę mówić do ciebie Adele?
Wzdrygnęła się. Tylko mąż nazywał ją Adele. Przed oczami stanęła jej twarz Shane’a.
– Wolę Della.
– Della. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Podoba mi się. Ale chciałbym cię o coś spytać.
– Słucham.
– Mówiono mi, że jeden z lekarzy na statku opiekował się moim wujkiem podczas choroby. To była kobieta.
– Tak.
– Ty?
Skinęła tylko głową, bo nie była w stanie mówić. Chwilami nie mogła uwierzyć, że Patricka już nie ma. To był taki energiczny mężczyzna, pełen życia, i nagle go zabrakło. Jego śmierć sprawiła, że Delli przypomniało się, jak dwa lata temu straciła męża.
Luke spojrzał na nią z powagą.
– Dziękuję, że przy nim byłaś.
– Proszę. Ale nie musisz mi dziękować. Uważałam go za przyjaciela. Zasługiwał na to, żeby dożyć końca swoich dni na ukochanym statku, a nie w hospicjum.
– Jedno mnie dręczy. Nikt z rodziny nie wiedział, że on umiera. W ciągu ostatnich paru miesięcy rozmawiałem z nim kilka razy przez telefon i nic mi nie powiedział. Co trzy miesiące spędzał kilka dni u mojej matki. Wiedzieliśmy, że ostatnio nie mógł przyjechać, bo był chory, ale nie sądziliśmy, że może być tak źle. Dlaczego nikt nam nie powiedział?
Kilka razy sugerowała Patrickowi, by wyjawił rodzinie, że ma raka, a potem proponowała, że sama ich zawiadomi. Nie zgadzał się. Nie chciał, by widzieli go w złym stanie. Wolał, by pamiętali go z czasów, gdy był zdrowy. Della zastanawiała się, czy prawdziwym powodem nie było to, że nie chciał przyjąć do wiadomości faktu, że jest bardzo ciężko chory.
– Patrick był dumny. Uważał, że tak będzie lepiej.
– Jak długo chorował?
– Prawie rok. Miał dwa cykle chemioterapii. Cztery miesiące temu jego stan się pogorszył. Ale wciąż był aktywny i zarządzał statkiem jeszcze miesiąc przed śmiercią.
– Czy bardzo cierpiał?
– Nie. Podawałam mu morfinę i inne leki przepisane przez lekarzy. – Był bardzo dzielny. Czasem nawet musiała namawiać go, by zechciał przyjąć jakieś środki przeciwbólowe.
– Czy… – Luke się zawahał. Przegarnął ręką włosy. – Nie chciałbym cię urazić, ale czy konsultował się także z innymi lekarzami?
To zrozumiałe, że bratanek Patricka o to pytał. Gdyby jej wuj był chory, spytałaby o to samo, by mieć pewność, że nie doszło do żadnych zaniedbań.
– Jego lekarzem prowadzącym była doktor onkolog z Royal Sydney Hospital, z którą miałam stały kontakt. Mogę podać ci jej dane, jeśli chcesz.
Luke pokręcił głową.
– Przez ostatnie dwa miesiące życia Patrick sam płacił lekarzowi, który wyręczał mnie w obowiązkach, po to, żebym mogła się opiekować tylko nim. Poza tym sprowadziliśmy wykwalifikowaną pielęgniarkę, która czuwała przy nim przez całą dobę.
Ale nawet kiedy pielęgniarka miała dyżur, Della i tak nie chciała odchodzić od łóżka chorego przyjaciela.
Luke pokiwał głową.
– Czy będziesz obecna na odczytaniu testamentu?
– Tak. – Patrick kazał jej obiecać, że przyjdzie. Powiedział, że zostawi jej mały prezent, choć zapewniała go, że to niepotrzebne.
– Mam nadzieję, że Patrick zapisał ci coś w testamencie w podziękowaniu za pomoc. Gdyby nie zdążył tego zrobić, odwdzięczę ci się w jego imieniu.
Della pomyślała, że szczodrością Luke przypomina jej Patricka. Przypomniało jej się, jak Patrick mówił o swoim bratanku, że to prawdziwy książę.
– To miło z twojej strony, ale nie ma potrzeby. Wykonywałam swoją pracę, ale przede wszystkim byłam bardzo przywiązana do Patricka. Nie mogłabym postąpić inaczej.
– Jestem ci wdzięczny, że przy nim byłaś.
– Cieszę się, że tak uważasz. A teraz, jeśli chcesz zdążyć na odczytanie testamentu, pokaż mi tę rękę.
Zerknął na zegarek.
– Masz rację.
Spojrzał w oczy Delli Walsh i położył rękę na stole. Co za intrygująca kobieta. Na pewno niełatwo było opiekować się upartym wujem. Jednak kapitan, który zadzwonił dwanaście dni temu do ich rodziny, powiedział, że Patrick miał wspaniałą opiekę. Luke upierał się, by Della założyła mu szwy z zupełnie innego powodu. Twarz tej kobiety była pozbawiona makijażu, ale jej jasnobrązowe oczy kusiły go bardziej niż zadbane twarze dam z towarzystwa.
Zmarszczył czoło. Nie powinien tak myśleć o lekarce, która opiekowała się Patrickiem.
Della delikatnie rozwinęła niebieską chusteczkę, którą owinął sobie rękę. To była niewielka ranka u nasady kciuka, ale potraktowała ją poważnie. Na pewno nie mniej solidnie zajmowała się jego chorym wujem.
– Podam miejscowe znieczulenie – oznajmiła.
Zrobiła zastrzyk, a potem przemyła ranę środkiem antyseptycznym.
– Jak to się stało?
– Wypadek samochodowy.
Spojrzała na niego z niepokojem.
– Masz jeszcze jakieś obrażenia?
– Nie. – Wzruszył ramionami. – Właściwie trudno to nawet uznać za wypadek. Nalewałem wodę z barku do szklanki…
– Myślałam, że to było w samochodzie.
– W limuzynie. Kierowca musiał nagle skręcić w korku i uderzył w tył drugiego samochodu. Szklanka, którą trzymałem, zawadziła o brzeg lodówki i się rozbiła.
– Miałeś szczęście.
Rana była niewielka, a skoro tu trafił, to chyba rzeczywiście miał szczęście. Spojrzał na jedwabiste brązowe włosy pochylonej nad nim lekarki.
– Możesz poruszać kciukiem? A palcem wskazującym?
Gdy wypełnił jej polecenia, wzięła pincetę.
– Kiedy znieczulenie zacznie działać, poszukam w ranie odłamków szkła. To nie powinno boleć.
Jej ciemne rzęsy ocieniały kremowe policzki. W normalnych warunkach zaprosiłby ją na drinka, może na kolację, ale nie mógł tego zrobić, skoro miała stać się jego pracownicą. Poza tym wątpił, by przyjęła zaproszenie. Interesował ją tylko jako pacjent i bratanek Patricka.
Przesunęła palcem po długiej bliźnie na poduszce kciuka.
– To musiała być paskudna rana.
– Wypadek z dzieciństwa. – To nie był wypadek, tylko świadomy wybryk. W wieku trzynastu lat naciął sobie kciuk scyzorykiem, by zawrzeć braterstwo krwi z trójką przyjaciół. To wszystko działo się nocą w internacie. Pamiętał, jak z chłopięcym entuzjazmem starał się ciąć jak najdalej i najgłębiej, by własną krwią przypieczętować ich przyjaźń. Do tej pory ta trójka kolegów stanowiła grono jego najbliższych przyjaciół.
Della odłożyła pincetę i sięgnęła po igłę.
– Jak to wygląda? – zapytał.
– Nic poważnego. – Szybko i sprawnie zrobiła kilka szwów. Była równie zręczna, jak i piękna.
Wstała, zdejmując gumowe rękawice.
– Kiedy miałeś ostatnio zastrzyk przeciwtężcowy?
– W zeszłym roku.
– W porządku. Nie potrzebujesz antybiotyków. Ranka była czysta. – Umyła ręce. – Za siedem dni trzeba zdjąć szwy. Przyjdź do nas, jeśli jeszcze tu będziesz.
– Przyjechałem tylko na dwa dni. Wysiądę w Sydney.
– Nie chcesz obejrzeć całej trasy? – zdziwiła się. – Popłynąć statkiem po Pacyfiku?
– Niekoniecznie. – W jego planach dotyczących „Cora Mae” nie było pływania po Pacyfiku ani nigdzie indziej.
– W takim razie za tydzień zgłoś się na wizytę do swojego lekarza. – Uśmiechnęła się. – Albo wcześniej, gdyby ręka zaczerwieniła się lub spuchła.
Wizyta skończona. Wiedział, że zaraz wyjdzie i nigdy więcej się z nią nie spotka. Może to lepiej, bo znów mógłby mieć ochotę umówić się z nią na drinka. Nie powinien wdawać się w romans z przyszłą pracownicą, która wiecznie podróżuje.
– Bardzo dziękuję, doktor Walsh.
– Proszę bardzo, panie Marlow – odparła obojętnie.
Coś w tej kobiecie go zaintrygowało. To nie zdarzało się często. Co by było, gdyby mimo przeszkód…
Idź stąd, mówił mu głos rozsądku. To nie jest kobieta dla ciebie. Słusznie. Potrząsnął głową i wyszedł, zerkając tylko raz przez ramię na doktor Dellę Walsh.