Wystarczy chcieć - ebook
Wystarczy chcieć - ebook
Jak bardzo można zmienić się dla miłości? Ile jesteśmy w stanie poświęcić? Patrycja Wysocka była ekskluzywną escort girl. Jej życie było skrupulatnie zaplanowane. Skupiała się wyłącznie na sobie i na kolejnych zleceniach. Mężczyźni uzależniali się od jej ciała. Była dla nich narkotykiem, ale nigdy nie traktowała ich jak partnerów. Zawsze pozostawali tylko klientami. Do czasu.
Ta zmysłowa książka o świecie pełnym namiętności, intryg, kłamstwa i samotności opowiada o tym, że wystarczy tylko chcieć, aby pozbyć się duchów przeszłości i rozpocząć nowe, lepsze życie.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-1626-1 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ból. Poczułam przeraźliwy pulsujący ból w okolicach żeber. Z każdym oddechem przez moje ciało przechodziła kolejna fala cierpienia, które stawało się nie do wytrzymania. Poczułam piekące łzy. Zacisnęłam powieki, aby uniemożliwić kroplom wydostanie się na zewnątrz. Nie mogłam płakać, nie teraz. To nie był odpowiedni moment. Chciałam przekląć, aby przynajmniej w tak minimalistyczny sposób sobie ulżyć, ale nie mogłam. W ustach poczułam blokadę. Zaczęłam panikować i się dusić. Usłyszałam dziwny, piskliwy dźwięk. Spróbowałam otworzyć oczy, ale kiedy tylko uchyliłam powieki, oślepiające światło zmusiło mnie do ich ponownego zamknięcia. Kurwa! Co się dzieje?! Gdzie jestem?! I co to za irytujące piszczenie?! Spróbowałam jeszcze raz. Tym razem powoli. Otworzyłam oczy na tyle, aby ogarnąć przestrzeń wokół siebie, jednocześnie nie narażając ich na kolejny kontakt ze światłem. Piekły mnie jak po spotkaniu z burzą piaskową. Zamrugałam kilkakrotnie, aby choć odrobinę je nawilżyć. Niestety bezskutecznie. Rozejrzałam się dookoła, ale miałam dość mocno ograniczone pole widzenia. Leżałam na wznak i przedmiot, który wystawał z moich ust, uniemożliwiał mi dokładną analizę pomieszczenia. Niczego szczególnego nie mogłam dostrzec. Kiedy sięgnęłam ręką do przeszkody, aby ją wyjąć, poczułam, jak ktoś chwyta mnie za dłoń.
– Proszę zostawić. Zrobi sobie pani krzywdę. Zawołam lekarza – powiedziała kobieta spokojnym, troskliwym głosem i mnie puściła. Ale zupełnie nie wiedziałam, kim była. Wspomniała coś o lekarzu. Ale jakim? Nic nie rozumiałam, a mój niepokój przybierał coraz większe rozmiary. Nagle usłyszałam kroki i męski głos.
– Dzień dobry, pani Patrycjo. Już pani pomogę. Proszę się nie denerwować. Jest pani w szpitalu, a ja jestem pani lekarzem. Miała pani wypadek. Bardzo mi przykro.
– Dziecko… – wycharczałam, kiedy doktor pozbył się jakiejś rurki z mojego gardła.
– Proszę nic nie mówić, ma pani podrażniony przełyk. To normalne po intubacji.
Pokręciłam głową. On nic nie rozumie. Muszę wiedzieć, co z dzieckiem!
– Dziecko… – starałam się powiedzieć trochę głośniej, aby miał świadomość, jakie to ważne.
Poczułam na swojej dłoni czyjś ciepły dotyk. To ta kobieta gładziła mnie po ręku. Wyglądało to tak, jakby chciała mnie pocieszyć. Ale po co? W jakim celu?
– Przykro nam, pani Patrycjo… – usłyszałam cichy głos lekarza. Skierowałam wzrok z powrotem na mężczyznę, na którym skupiłam teraz całą swoją uwagę. – Dziecka nie udało się uratować… Próbowaliśmy, ale nic nie dało się zrobić…Nazywam się Patrycja Wysocka i jestem kobietą, która myślała, a wręcz była pewna, że ma wszystko perfekcyjnie ułożone. Moje życie było zaplanowane minuta po minucie. Byłam samowystarczalna pod każdym względem. Moje zarobki, umówmy się, dość mocno przekraczały średnią krajową. Mogłam pozwolić sobie na każdą zachciankę, na każdą formę luksusu, na jaką tylko przyszła mi ochota. Nie potrzebowałam mężczyzn, bo praca, którą wykonywałam, zaspokajała moje kobiece wymagania. Przyjaciele? Zbyteczni. Uważałam, że nie istnieje coś takiego jak bezinteresowna przyjaźń. A ja nie miałam ani czasu, ani tym bardziej ochoty słuchać opowieści o ludzkich problemach. O tym, jak dzieci chorują, o zrzędliwych teściowych czy wiecznie zmęczonych mężach. Musiałabym mocno upaść na głowę, żeby sama, z własnej, nieprzymuszonej woli wysłuchiwać tego wszystkiego. Bez opakowania apapu nie dałabym rady.
Rodzina? No cóż, mam ją, jak większość z was, ale nie utrzymujemy bliższych kontaktów. Nie widzę takiej potrzeby. Moi rodzice odeszli jakiś czas temu. Pierwsza zmarła matka na jakąś nieuleczalną chorobę. Nie znam szczegółów, bo jej śmierć nastąpiła kilka lat po mojej wyprowadzce i nie kontaktowałam się z nimi od tego czasu. Ojciec zmarł dwa lata po niej i tak szczerze to nawet nie wiem dlaczego. Dowiedziałam się tego oczywiście przez przypadek, kiedy spotkałam dawną znajomą ze szkoły. Nie interesowały mnie szczegóły, więc szybko urwałam temat i odeszłam. Mam jeszcze młodszą siostrę. To znaczy chyba mam, bo od dekady z nią nie rozmawiałam. Tak naprawdę to nawet nie wiem, czy jeszcze żyje. Ponad dziesięć lat temu otrzymałam od niej zaproszenie na ślub. Byłam w szoku! Po jaką cholerę wychodziła za mąż? Nie wiem i, tak szczerze, nigdy się tego nie dowiedziałam. Pamiętam jak dziś naszą rozmowę na ten temat, bo była ona naszą ostatnią. Zadzwoniłam do niej i na wstępie wygarnęłam, co o tym myślę. Wyrzuciłam jej, że jest kompletną kretynką i naiwną idiotką, jeśli pakuje się w małżeństwo. Kiedy zaczęłam mówić o brudnych skarpetach i wdychaniu śmierdzących bąków po świątecznym bigosie, usłyszałam sygnał przerwanego połączenia. Tyle w temacie i do tej pory nie wiedziałam, co się z siostrą dzieje, nie potrzebowałam tego do szczęścia. Ona również nie szukała żadnego kontaktu aż do dzisiaj…
Grudzień był dla mnie najgorszym miesiącem w roku. Nie cierpiałam tych wszystkich dekoracji świątecznych, które z roku na rok pojawiały się coraz wcześniej. Denerwowali mnie ludzie, którzy nieustannie gdzieś pędzili, przepychając się. Miałam wrażenie, że codziennie opuszczali swoje mieszkania wyposażeni w nowe baterie i zapierdzielali jak te króliki z reklamy. To wszystko mnie irytowało, a wręcz tak bardzo wkurzało, że prawie codziennie topiłam smutki w ulubionym czerwonym winie. Nie wspomnę już nawet o pogodzie, która nie rozpieszczała temperaturą i była wyjątkowo kapryśna. Śnieg, deszcz, plus czy minus. Nigdy nie mogła się zdecydować. Myślałam, że tylko ja miewam huśtawki nastroju, ale najwyraźniej natura również ma pewne przywileje. Jednak były pewne zalety. Jeżeli spojrzeć na kwestię finansową, to w grudniu byłam w stanie zarobić trzy razy więcej niż w każdym innym miesiącu w roku. Uwierzcie, klienci byli w stanie zapłacić ogromne sumy za moje usługi, aby tylko wynagrodzić sobie samotne święta. Rekompensowało to w stu procentach mój kiepski nastrój, który towarzyszył mi zawsze od dnia, w którym po raz pierwszy widziałam w sklepach te wszystkie świąteczne bzdety. Owszem, wielokrotnie miałam ochotę wyjechać na cały miesiąc i mieć wszystko w dupie, ale suma, która po tym okresie pojawiała się na moim koncie, była wystarczającym argumentem do porzucenia tego durnego pomysłu. Dlatego mój wymarzony urlop spędzałam zawsze w styczniu. I już teraz nie mogłam się go doczekać. Jeszcze tylko trzydzieści dni i będę mogła naładować akumulatory. Oczywiście tak myślałam dokładnie do godziny dwudziestej, do momentu, kiedy zadzwonił dzwonek do moich drzwi.
Właśnie szykowałam się na spotkanie z klientem, kiedy usłyszałam, że ktoś nieproszony próbuje za wszelką cenę wyprowadzić mnie z równowagi tym przeklętym dzwonieniem. Owinęłam się ręcznikiem, bo wątpiłam, by moja bielizna była stosowna do witania intruza po drugiej stronie. Wkurzona przekręciłam zamek i z rozmachem otworzyłam te przeklęte drzwi.
– Co jest? Musisz tak męczyć dzwonek?! – wyładowałam swoją frustrację, ale niestety popełniłam błąd.
Po drugiej stronie stała mała dziewczynka w asyście dwóch policjantów. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę. Mierzyliśmy się wzrokiem, ale najwidoczniej mój widok speszył funkcjonariuszy. W sumie wcale mnie to nie dziwiło. Większość mężczyzn reagowała na mnie w taki właśnie sposób. Należałam do pięknych kobiet. Takich, za którymi faceci oglądają się na ulicy, nawet wtedy, kiedy idą z własną partnerką. Byłam atrakcyjna i lubiłam tak się czuć. Dodawało mi to nie tylko pewności siebie, ale również seksapilu, a ten był mi niezmiernie potrzebny. Moją jedyną wadą była wada wzroku, ale tak znikoma, że mogłam obejść się bez okularów. Choć czasami lubiłam je wkładać, wraz z seksowną ołówkową spódnicą, białą bluzką i szpilkami. Efekt? Zniewalający. Ogólnie uwielbiałam swoje ciało, które w każdym wydaniu prezentowało się kusząco i doskonale. W tej chwili jednak nie miałam czasu ani tym bardziej ochoty na to, by tych dwóch przyglądało mi się dłużej, niż to było konieczne. Założyłam ręce na piersi, zrobiłam dość znudzoną minę i w końcu przerwałam tę denerwującą ciszę.
– Dobra, popatrzone, obejrzane, to teraz mogę się dowiedzieć, o co chodzi?
– Eeee… – zaczął pierwszy.
– Dobrze, widzę, że pan ma problem z wymową, to może kolega będzie bystrzejszy i wytłumaczy, czemu zawdzięczam waszą wizytę? Bo rozumiem, że to jeszcze nie czas na chodzenie po kolędzie?
– Nooo… oczywiście. Nazywam się posterunkowy Karol Jowiński, a kolega to posterunkowy Patryk Kot. Czy pani Patrycja Wysocka?
– To zależy – odpowiedziałam.
– Słucham?! – zapytał zdziwiony Jowiński.
Przewróciłam oczami. Zerknęłam na swój złoty zegarek i zdałam sobie sprawę, że jeżeli zaraz nie wyjdę, spóźnię się na spotkanie. A na to nie mogłam sobie pozwolić. Co jak co, ale punktualność była w moim zawodzie bardzo ważna. Od tego zależało, jak potoczy się moje kolejne zlecenie.
– Dobra, człowieku, szanujmy swój czas. Mów, o co chodzi, i do widzenia.
– To jest Natalia Białkowska. – Przesunął dziewczynkę przed siebie.
Spojrzałam na nią. Dziecko jak dziecko. Zauważyłam, że miała dość mocno zaczerwienione oczy, pewnie od płaczu, ale nic poza tym nie przykuło mojej uwagi.
– Nie znam. Do widzenia! – Zaczęłam zamykać drzwi.
– Proszę zaczekać… – Jowiński przytrzymał je, abym nie zatrzasnęła im ich przed nosem. – To pani siostrzenica. Bardzo mi przykro, wczoraj w wypadku samochodowym zginęli pani siostra i szwagier. Pani rodzice nie żyją, a rodzice pani szwagra przebywają obecnie poza granicami kraju. Nie mamy z nimi kontaktu. Pani adres został znaleziony w notesie zmarłej, był przy nim dopisek „siostra”, dlatego przyjechaliśmy do pani. Tutaj są rzeczy Natalii. A tu – wyciągnął w moim kierunku kartkę – jest numer telefonu do kuratora, który będzie prowadził tę sprawę.
Stałam i patrzyłam na niego. Oczywiście nawet nie raczyłam wyciągnąć ręki po ten papier, bo po jaką cholerę?
– Kurwa, to jakiś żart?! – wrzasnęłam.
– Proszę pani, proszę się wyrażać, obok stoi dziecko i…
Nie dałam mu dokończyć.
– I co niby?! Ona nie jest moja! Zabierzcie ją gdzieś na kilka dni, aż staruchy wrócą z zagranicznych wojaży! Co mi do tego!
– Proszę pani, przy pani danych był dopisek „w nagłej potrzebie”, a obecna sytuacja chyba taka właśnie jest. Zgodzi się pani ze mną?
Nagle dziewczynka się rozpłakała. Mogła mieć z siedem, osiem lat. Kurwa, pięknie. Po prostu wspaniale. Dziękuję ci, siostro kochana, za ten zajebisty prezent. Wyrwałam kartkę Jowińskiemu, szarpnęłam za torbę i wciągnęłam małą do środka.
– Zgodzę się z panem! A teraz dobranoc! – wrzasnęłam do policjantów i zatrzasnęłam drzwi.
Stałam na korytarzu swojego apartamentu i patrzyłam na płaczące dziecko, które w dodatku nie było moje. Jakaś chora sytuacja. Za parę minut powinnam być w zupełnie innym miejscu i zajmować się całkiem innymi sprawami, a tu coś takiego. Nie byłam przyzwyczajona do tego typu sytuacji. Nic – ani tym bardziej nikt – nigdy nie komplikowało mi życia. Wszystko w nim było klarowne. Tak szczerze to liczyły się dla mnie tylko własna wygoda i komfort, nic po za tym.
– Dobra, nie płacz już – odezwałam się do niej spokojnie, choć w środku cała się gotowałam. Temperatura mojego ciała zupełnie nie współgrała z temperaturą na zewnątrz. Mała uniosła głowę i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
– Ciociu… – wydukała, pociągając nosem. W ręku ściskała pluszowego misia.
Co?! Ciociu?! Jaka, kurwa, ciociu?! Złapałam się za głowę, bo poczułam intensywnie pulsujący ból. Migrena nadchodziła wielkimi krokami, wcale nie pytając o pozwolenie.
– Słuchaj, mała… – zaczęłam stanowczo.
– Ciociu, proszę, powiedz, że nie oddasz mnie do domu dziecka…
Ja pierdolę! Te słowa były jak zderzenie z rozpędzoną ciężarówką. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Stałam i patrzyłam na to dziecko, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Czułam się jak ryba bez wody, próbowałam zachłannie łapać powietrze, aby umożliwić wypowiedzenie choćby jednego sensownego zdania, ale nie umiałam… Nie należałam do osób, które łatwo ulegają emocjom. Zawsze starałam się trzymać fason i nigdy nie okazywać uczuć. Czasami odnosiłam wrażenie, że mam w sobie bestię. Takiego wewnętrznego potwora, który trzyma moje serce mocno zaciśnięte w pięści i pilnuje, abym przypadkiem nie pokusiła się o ludzkie odruchy. Wiem, że to bez sensu, ale właśnie tak się czułam.
Kiedy powoli wracałam do równowagi, wtedy stało się coś jeszcze, coś, co spowodowało, że moje dotychczasowe życie rozpadło się na drobne kawałeczki. Dziewczynka podeszła i po prostu mnie przytuliła. Stałam sparaliżowana, nie dowierzając, że to wszystko dzieje się naprawdę. Mój wewnętrzy potwór rozszalał się na dobre. Czułam jej drobne i delikatne ciało, jej chudziutkie rączki, które objęły mnie w talii, i to dziwnie przyjemne ciepło. Zrobiła coś, czego nikt nigdy nie robił w stosunku do mnie. Okazała mi czułość. Pamiętam, że moja matka przez całe życie przytuliła mnie jeden jedyny raz. Było to w moje piąte urodziny, kiedy szalałam na rowerze i upadłam, łamiąc sobie rękę. Niestety już nigdy więcej nie powtórzyła tego gestu. Miałam wrażenie, że po prostu nie mogła mnie pokochać.
Pod powiekami poczułam piekące łzy. Zamrugałam szybko i po prostu odwzajemniłam uścisk. Czułam, że wraz z tym gestem zmienia się cały mój świat i znika poczucie emocjonalnego dystansu, który do tej pory tworzyłam wokół siebie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten moment stanie się początkiem mojego nowego życia.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji