- W empik go
Wystarczy kochać - ebook
Wystarczy kochać - ebook
Lucas wyrusza właśnie w swoją pierwszą dużą trasę koncertową. Towarzyszą mu ból złamanego serca po zdradzie dziewczyny, oddani przyjaciele z zespołu oraz pasażerka na gapę – młodsza siostra Aurora. Mierząc się ze sławą rodziców – nagradzaną pisarką Caroline Morgan oraz wspaniałym muzykiem i gwiazdą zespołu Free Birds Alexem Morganem, chłopak próbuje zapracować na sukces, jednak z powodu życia w cieniu ojca nie jest to łatwe. Chcąc odciąć się od korzeni i następstw, jakie się z tym wiążą, Lucas podejmuje kroki, których z czasem mógłby żałować. Na szczęście jest ktoś, kto poza rodziną i przyjaciółmi wielokrotnie ratuje go przed upadkiem.
Czasami wystarczy krótki przejazd kolejką, by zrozumieć, że właściwa osoba jest obok Ciebie…
Trasa koncertowa, alkohol, nieprzespane noce i gorące fanki! Brzmi nieźle! Szczególnie
gdy wydaje się, że rozstanie to koniec świata. Koniec jednak często bywa także początkiem.
Czasami szczęście jest obok nas, a my go po prostu nie zauważamy. Przygoda życia to nie tylko zabawa, ale także zazdrość, miłość i wiele pokus – bywa, że niebezpiecznych.
A szczęście jest jak domek z kart...
Emilia Szelest kolejny raz nie zawodzi swoich czytelników!
Katarzyna Bieńkowska
@poligondomowy
Bohaterowie książki mają przed sobą najlepsze lata, które mogą przeżyć, jak tylko zapragną.
Jednak kiedy jeden z przyjaciół będzie musiał na chwilę zniknąć, zespół zostanie poddany ciężkiej próbie. Przekonajcie się, czy przyjaźń i miłość mogą przetrwać nawet te najtrudniejsze momenty. To historia, która przywoła Wasze najlepsze lata, te beztroskie,
kiedy chcieliście czerpać z życia pełnymi garściami.
Joanna Ćwiertka
@panda_zksiazka
Inteligentna powieść pokazująca, jak cienka jest granica między sukcesem a porażką, między
szaloną młodością a dorosłym życiem… Dwie kobiety wkraczają niespodziewanie w życie popularnego zespołu muzycznego, który właśnie wyruszył w swoją pierwszą trasę. Czy to będzie początek ich problemów?
Maciej Kucab
@Polacyniegęsi
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67157-29-2 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lucas
10 lat później
Lubię ten czas, gdy siedzę w swoim pokoju z kartką, długopisem i gitarą. Pisanie tekstów uspokaja mnie i przenosi do innego świata. Mam ją przed oczami – moją ukochaną, moją muzę. Choć rozdzielają nas setki kilometrów, nasza miłość wciąż jest silna, tak jak w dniu, kiedy się poznaliśmy. Lisa. Rudowłosa, filigranowa piękność uśmiecha się do mnie w kolejnych odsłonach wspomnień. Dziś ją znów zobaczę. Czasami żałuję, że wybrałem Los Angeles zamiast Chicago i życia z Lisą, ale zaczynają się wakacje; spędzimy je razem podczas mojej pierwszej trasy koncertowej. Całe Stany i stolice Europy, zespół i my. Młodzi, zwariowani, czerpiący z życia pełnymi garściami.
Komórka na stoliku nocnym wibruje, sięgam po nią, by odczytać wiadomość. „Kochanie, będę godzinę później. Nie wyrobię się. Mama zabrała mnie na zakupy”. Uśmiecham się, widząc jej imię podświetlone w pasku nadawcy. „Jasne, skarbie – odpisuję szybko. – Masz tyle czasu, ile potrzebujesz”. Po wstukaniu ostatniej literki spoglądam na kartkę leżącą na kolanach, po czym dopisuję jeden wers i wygrywam rytm na gitarze, nucąc cicho pod nosem. „To nawet i lepiej – myślę – zrobię jej niespodziankę, jadąc po nią”. Przymykam oczy. Z zewnątrz dobiega gwar rozmów i zapach grillowanego mięsa. To na naszą cześć. Na cześć Young Wolves. Gdy zakładaliśmy zespół, chcieliśmy być jak nasi ojcowie, ale wygłupialiśmy się, przeważała zabawa. Nie wiem tak naprawdę, kiedy to się przerodziło w coś na serio. Z początku naszym menadżerem był mój ojciec, ale później zaczęliśmy współpracę z profesjonalistą. Ojciec zresztą sam się odsunął, nie chciał ingerować w naszą niezależność. A potem nagraliśmy pierwszą płytę i ruszyliśmy w trasę koncertową; jedno i drugie dało nam trochę rozgłosu. W końcu jestem synem Alexa Morgana, to oczywiście mocno pomogło w naszej karierze. Christopher to syn basisty Free Birds. Max i James nie są dziećmi sław rocka, ale zderzali się na co dzień ze sławą Hollywood. Wujek Maxa prowadził studio nagraniowe, które wydało nasze dwie pierwsze płyty, a ojciec Jamesa reżyserował filmy. Byliśmy, co tu kryć, skazani na sukces. Wprawdzie podczas pierwszej trasy graliśmy głównie suporty na festiwalach muzycznych, ale lepsze to niż nic. Tym razem jest inaczej. Wszędzie na koncertach występujemy jako gwiazdy wieczoru. Odkąd pamiętam, to właśnie na ten moment czekałem. Moje życie jest idealne, nic nie stoi na przeszkodzie, by sięgnąć gwiazd.
– Lucas! – Drzwi do mojego pokoju z hukiem się otwierają. A oto i ona, jak zawsze bez pukania przerywa błogie chwile ciszy.
– Aurora, mogłabyś się wreszcie nauczyć pukać? – pytam poirytowany, gdy siostra opada na łóżko obok mnie i sięga po mój notatnik, chwytając ostatnio zapisaną kartkę.
– O czym tym razem? – pyta, a ja wyrywam jej wściekle zeszyt, przez co kartka, którą silnie trzyma w dłoni, drze się na pół.
– No i patrz, co narobiłaś – mruczę, odkładam gitarę delikatnie na ziemię, po czym wyrywam siostrze porwaną część tekstu.
– Znowu piszesz o Lisie? O jej tycjanowskich włosach i uśmiechu, gdy obraca się do ciebie? – drwi ze mnie, a ja mam ochotę zdzielić ją gitarą po głowie, jednak szkoda mi instrumentu. – Wiesz, Lucas – ciągnie – musisz zmienić repertuar, bo na Lisie to ty za długo nie pociągniesz. – Parska śmiechem, nakręcając kosmyk włosów na palec. Jej kruczoczarne włosy rozsypują się na łóżku, gdy rozkłada się wygodnie.
– To co mam niby zrobić, Rora? Chlać i szlajać się po knajpach, uprawiając przygodny seks, żeby mieć o czym pisać?
– Chyba o tym kiedyś marzyłeś. – Wystawia w moją stronę język, a ja kręcąc głową, spycham ją z łóżka, tak że z hukiem ląduje na podłodze.
– Lucas, do cholery! – krzyczy, podrywając się z ziemi. – To bolało! – Jej usta zaciskają się w wąską kreskę.
– Kiedy to mówiłem, byłem nastolatkiem, Aurora, wydoroślałem od tamtego czasu. Na litość, mam teraz dwadzieścia siedem lat – mówię, stając obok niej. – Chłopaki już są? – Obracam się do niej plecami i biorę kluczyki z szuflady przy łóżku.
– Jeszcze nie ma. – Słyszę, jak burczy. – Chris przyjedzie z rodzicami.
Obracam głowę, by na nią spojrzeć. Spuszcza wzrok na trampki i rumieni się przy tym lekko. Przyglądam się jej spod zmrużonych powiek.
– A skąd to wiesz? – pytam.
– Ciotka Agnes dzwoniła do mamy – wyjaśnia, wzruszając ramionami, lecz błysk, który widziałem chwilę temu w jej oczach, znika.
– A reszta? Max i James? Pewnie ich nie ma, boby tu przyleźli – sam sobie odpowiadam. – No nic, zgarnę ich po drodze, ale najpierw jadę po Lisę. – Widzę, jak Aurora przewraca oczami na wzmiankę o mojej dziewczynie. Nie lubi jej. Nie polubiły się już pierwszego dnia, gdy Aurora wstąpiła do pierwszoroczniaków w nowej szkole, a Lisa podstawiła jej nogę. Trudno wytłumaczyć siostrze, że Lisa od tamtego czasu wydoroślała. Przyciągam ją do siebie w mocnym uścisku.
– Nie bądź zazdrosna, Rora – mówię w jej włosy, a ona wzdycha.
– Po prostu jej nie lubię, Luke – odpowiada, odsuwając się ode mnie. – Mogę z wami jechać? – Spogląda z błaganiem w oczach.
– No jasne, chodź, bo chcę wstąpić jeszcze do kwiaciarni.
– Lucas, nie mówię o wyjeździe po Lisę...
Szlag by to trafił! Wałkowaliśmy to już z rodzicami tysiące razy i ja naprawdę nie miałbym nic przeciwko obecności siostry podczas trasy koncertowej, ale rodzice kategorycznie się temu sprzeciwiają. Nasz menadżer, Olivier Miller, ma do nas dołączyć w Londynie, dopina tam część trasy w Europie, ufając, że sobie poradzimy na własnym podwórku. Zajął się nami dwa lata temu i to dzięki niemu nasza kariera tak się rozwinęła. Ojciec stwierdził, że już nie rozumie rynku tak jak dawniej i że potrzebujemy świeżej, młodej krwi, kogoś, kto się lepiej zna na tych całych mediach społecznościowych, budowaniu wizerunku i innych bzdurach.
– Rora, znasz zdanie rodziców. Nie możesz z nami jechać w trasę – mówię smutno, bawiąc się kluczykami na palcu wskazującym prawej ręki.
– To niesprawiedliwe.
Widzę w jej oczach łzy i podchodzę do niej, chwytając ją za łokcie.
– Następnym razem cię zabiorę.
– Następnym razem to ja już będę miała pracę. – Jej usta drżą. – Dlaczego ty możesz, a ja nie? Byłeś w moim wieku, gdy pojechaliście w pierwszą trasę, a co, gdybym to ja była piosenkarką? Dlaczego zawsze się muszę uczyć, kiedy ty sobie jeździsz po świecie? – Pytania padają niczym seria z karabinu maszynowego, a ja nie potrafię znaleźć na nie odpowiedzi, bo się z nią zgadzam. Ona też zasługuje na zabawę, ale rodzice są pod tym względem nieugięci. Uważają, że ostatni rok na studiach jest najważniejszy.
Zerkam na zegarek i wzdycham.
– Muszę już jechać, kochana, bo się spóźnię, a chcę zrobić Lisie niespodziankę. Później porozmawiamy. – Całuję ją w skroń.
– Kiedy później? – Krzywi się, przewracając teatralnie oczami. – Później to Lisa przyklei się do ciebie jak rzep do psiego ogona, a jutro przecież już wyjeżdżacie. – Krzyżuje ręce na piersi.
– Będę dzwonił. – Uśmiecham się szeroko, na co tylko prycha.
– Jasne! – mówi i bez słowa mija mnie w drzwiach.
Wychodzę za nią na korytarz i patrzę, jak z przygarbionymi ramionami schodzi po schodach.
Zatrzaskuję drzwi pokoju i idę na dół. Przez szybę w salonie wychodzącym na taras widzę, jak ojciec przerzuca steki, nie zauważa mnie, informuję więc mamę stojącą w kuchni, że wychodzę po Lisę.
– Lucas. – Matka nadstawia policzek. Ma ten dziwny zwyczaj witania się i żegnania pocałunkiem w policzek. Nie rozumiem tego, ale podchodzę do niej i całuję ją lekko. Jej zielone oczy, tak bardzo podobne do moich, śmieją się, gdy na mnie patrzy.
– Jestem z ciebie taka dumna – mówi, przekrzywiając głowę. W jej oczach lśnią łzy.
– Mamo, nie płacz – odpowiadam, udając zawstydzonego.
– Co, ja!? Nie płaczę. – Kręci głową i mruga intensywnie powiekami. – Ja po prostu... – Rozgląda się na boki i chwyta cebulę, którą szybko przekrawa na pół. – Kroję cebulę – dodaje tryumfalnie, kiedy pojedyncza łza ścieka jej po policzku.
Ścieram ją naprędce i gnany nagłą czułością znów całuję mamę w policzek i tulę do siebie. Nagle, paradoksalnie, czuję się jak zagubiony chłopiec, który chociaż dorosły, wciąż chce, by matka otoczyła go opieką. Widzę przez szybę tarasu, jak Aurora moczy nogi, siedząc na skraju basenu. Kątem oka zauważam, że podchodzi do niej ojciec, ale Rora zbywa go machnięciem ręki, na co ten smutnieje i idzie z powrotem w stronę domu. Wciąż obejmuję mamę ramieniem, gdy tata wchodzi do środka i otrzepuje ręce o dżinsowe spodnie.
– Alex! Nie w spodnie! – gani go matka, a ja ze śmiechem podkradam jej kilka przekąsek z talerza.
– Lucas, o co znowu chodzi z Aurorą? – pyta mnie ojciec.
Wzruszam ramionami, patrząc w jego ciemne oczy, podobne do oczu mojej siostry.
– O trasę. Naprawdę nie możecie się zgodzić? – mówię z nadzieją w głosie, że tym razem coś się zmieni i się zgodzą. Widzę, jak wymieniają się spojrzeniami. Już znam odpowiedź.
– Gdybym nie wiedział, co się dzieje w trasie... – zaczyna ojciec znudzonym tonem, ale kręcę głową, by nie kończył, słyszałem tę śpiewkę setki razy.
– Dobra, nie było pytania. – Macham ręką. – Jadę po Lisę, po drodze zgarnę Maxa i Jamesa. – Upycham w ustach resztę orzeszków i wychodzę z domu.
W progu staję twarzą w twarz z najlepszym przyjacielem ojca.
– O, wujek Travis – mówię, widząc, że mężczyzna trzyma w lewej dłoni pałeczki, którymi stuka po udzie w rytm jemu tylko znanej melodii. – Gdzie ciotka Patricia?
– Spóźni się trochę. Wścieka się na Gaby, bo miała dzisiaj przylecieć...
– Gaby wróciła? – Przeciągam głoski z nagłą nadzieją.
Gaby to córka Travisa i Patricii. Jest ode mnie rok młodsza, przyjaźnią się od zawsze z moją siostrą i bez przerwy plotkują przez telefon, za nic mając kilometry i różnicę czasu. Gaby pracuje w nowojorskiej gazecie, nie widziałem jej od roku. Jako dzieci stanowiliśmy zgrany zespół razem z Chrisem. Kiedyś się nawet śmialiśmy, że Gaby zostanie moją żoną, a Aurora Chrisa, nic jednak nie wskazywało na to, by ten stan się nadal utrzymywał, tym bardziej że lubiłem Gaby jak siostrę. Poza tym technicznie rzecz biorąc, każde z nas poszło w swoim kierunku. My z Chrisem zajęliśmy się muzyką, jednocześnie próbując studiować na Uniwersytecie Stanowym Kalifornii, choć te lata mieliśmy już za sobą. Z kolei Aurora kończyła ostatni rok studiów, zła na cały świat, że odstaje od reszty. Gaby mieszkała w Nowym Jorku i za każdym razem, kiedy przyjeżdżała, dziwnym zbiegiem okoliczności jakoś się mijaliśmy. Ostatnim razem podczas wiosennej przerwy byłem w Chicago u Lisy, a jeszcze wcześniej polecieliśmy do Nowego Jorku, by odwiedzić właśnie Gaby, która chciała nam zrobić niespodziankę i przyleciała w tym czasie do Los Angeles, więc znów się minęliśmy. I tak nie widziałem się z nią od roku. Ucieszyłem się, słysząc, że może tym razem się wreszcie zobaczymy.
– No właśnie, nie wróciła i w tym jest problem – odpowiada mi wujek, klepiąc mnie pałeczkami po ramieniu.
– A to po co? – Wskazuję na pałki perkusyjne.
Wujek popatruje na nie, po czym przenosi wzrok na mnie.
– To pałki, których używałem podczas ostatniego koncertu. Pewnie myślisz, że jestem sentymentalnym dziadkiem, ale skoro jesteśmy na emeryturze, to czas, żeby przeszły w odpowiednie ręce. – Słyszę nostalgię w jego głosie. Właściwie to często mi się zdarza usłyszeć tęsknotę za dawnymi czasami w głosach członków Free Birds, ale nie tylko oni tak brzmią. Ich żony, w tym mama, brzmią podobnie, mają jednak świadomość, że to już nie wróci, więc ucząc się na ich doświadczeniu, zamierzam wykorzystać każdy dzień.
– Super, Chris się ucieszy. – Wracam do rzeczywistości i wpuszczam mężczyznę do domu, sam zaś idę dalej, w kierunku samochodu, i rozmyślam. Steve, ojciec Chrisa, pragnął, by jego syn został basistą tak jak on, ale niestety mój przyjaciel zaraził się miłością do bębnów i na scenie, gdy zasiadał za ich sterami, przeistaczał się w prawdziwą bestię. Zresztą Chris potrafił również grać na basie, był po prostu wszechstronnie uzdolniony. Z początku występował też nawet jako wokalista, ale później ta zaszczytna rola przypadła mnie, a Chris przesiadł się na bębny, doszedłszy do wniosku, że nie da rady robić dwóch rzeczy naraz. I tak oto nasza formacja trwa w obecnym stanie nieprzerwanie od kilku lat.
Uruchamiam silnik, wyjeżdżam na drogę, po czym zerkam w bok i mimo woli delikatnie zwalniam, podziwiając linię wybrzeża zapierającą dech w piersi. Widzę piękne dziewczyny opalające się w strojach kąpielowych na plaży, a nieopodal ich mężczyzn paradujących z deskami surfingowymi i opuszczonymi do pasa kombinezonami. Jak zawsze bez żenady eksponują błyszczące od wody i piasku opalone torsy. Słońce bezlitośnie nagrzewa każdy kamień, każde ziarnko piasku tego miasta. Sprawia, że metalowy napis HOLLYWOOD jarzy się wewnętrznym blaskiem odbijających się w nim promieni słonecznych. Takie jest Los Angeles. Piękne, bogate, słoneczne, życzliwe. Mające masę uroku i setki głów wypełnionych marzeniami o sławie, bogactwie, miłości, a w nim ja w okularach przeciwsłonecznych pędzę drogą, którą pokonywałem setki razy.
Po drodze zajeżdżam do kwiaciarni i kupuję Lisie jej ulubione czerwone róże. Widzę w wyobraźni, jak otwiera drzwi i uśmiecha się do mnie na widok bukietu. Pewnie dodaję gazu, bo dojeżdżam na miejsce nadspodziewanie szybko. Kiedy jestem już pod domem Lisy, wyskakuję z auta i kieruję się ku drzwiom. Ze środka dobiega głośna muzyka, nie silę się więc na dzwonienie dzwonkiem, tylko pewnie naciskam klamkę i otwieram drzwi do domu.
Muzyka jest tak głośna, że z pewnością nie usłyszała, że ktokolwiek wszedł. Zaglądam wpierw do kuchni, ale nikogo w niej nie zastaję. Podobnie jest w salonie. Niosąc naręcza kwiatów, przeskakuję po dwa stopnie schodów i kieruję się do sypialni na górze. Słyszę, że Elle King śpiewa o swoich eks, i uśmiecham się pod nosem; podchodzę do drzwi sypialni Lisy, muzyka przybiera na sile. Jestem pewien, że moja urocza dziewczyna tańczy przed lustrem, wyrzucając za siebie kolejne niepasujące ubrania, bo często tak robi. Chcąc ją złapać na gorącym uczynku i pośmiać się z niej, a może i do niej dołączyć, pewnie pcham drzwi do pokoju i zamieram w progu. Moja dziewczyna, owszem, tańczy, ale nie przed lustrem, tylko na nieznajomym mi męskim ciele, rytmicznie unosząc się w górę i w dół. Czyjeś męskie dłonie raz po raz zaciskają się na jej pośladkach, a ja nadal patrzę na to wszystko i oczom nie wierzę. „Czy to jest, do diabła, jakiś cholerny żart!? – myślę. – Może to tylko durnowaty sen!?” Ciskam na podłogę kwiaty, które jeszcze chwilę temu trzymałem w dłoni. Moje ciało się spina. W ułamku sekundy uświadamiam sobie prawdziwy powód spóźnienia Lisy. Zajęci sobą nie widzą mnie. Muzyka gra tak głośno, że prawie rozrywa bębenki; ona nachyla się nad nieznajomym i zasłania jego twarz kurtyną rudych włosów. Krew mnie zalewa. Gnany wściekłością podchodzę do wieży stereo i wyłączam ją, po czym opieram się o ścianę z rękami splecionymi na piersiach, by ukryć ich drżenie. W tej chwili Lisa obraca się, sprawdzając, dlaczego muzyka przestała grać. Dostrzega mnie, a potem opada obok chłopaka i zakrywa swe ciało. Ogarnia ją wstyd, tak jakbym nigdy nie widział jej nago, jakby nagle wstydziła się swojej seksualności. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego stoję i przypatruję się tej scenie z takim spokojem. Można to chyba nazwać szokiem. Jak osoba z wypadku samochodowego, która wychodzi bez najmniejszego zadrapania, podczas gdy samochód wygląda jak zmiażdżony przez słonia.
– Jego też kupiłaś w galerii? – pytam głosem ociekającym ironią.
– Lucas... – szepcze z szeroko otwartymi oczami.
– Nie, kurwa, Święty Mikołaj! – krzyczę i spoglądam na mężczyznę leżącego obok mojej dziewczyny. Dobrze zbudowany opalony brunet wpatruje się we mnie z beznamiętnym wyrazem twarzy. Mam ochotę podejść i wcisnąć mu pięścią tę buźkę w poduszkę.
– Lucas...
– Zamierzałaś w ogóle jechać ze mną w trasę?
– Oczywiście... Lucas, ja... To błąd, to straszny błąd. – Ucieka spojrzeniem w bok, a ja prycham.
– No, owszem, zajebisty błąd. Powinienem obić ci gębę – zwracam się do nieznajomego chłopaka. – Kim ty, u diabła, jesteś? – Czuję w środku, że zaraz zwariuję. Nie powinienem stać pod tą cholerną ścianą ani pytać spokojnym głosem, kim jest mężczyzna, który bzyka moją dziewczynę. Powinienem kotłować się z nim na podłodze w szaleńczej walce, ale dociera do mnie, że nie warto. Nie wiem, kiedy Lisa wstała z łóżka, ale naraz staje przede mną ubrana jedynie w cienki jedwabny szlafrok.
– Luke. – Jej szczupła dłoń o idealnie wypielęgnowanych paznokciach dotyka mojego ramienia, a ja patrzę na to zdezorientowany. – Proszę, porozmawiajmy.
Widzę w jej oczach łzy, ale powątpiewam w ich prawdziwość. Zaciskam zęby. Wściekłym szarpnięciem wyrywam się spod jej dotknięcia i patrzę na nią z nienawiścią.
– Zejdź mi z oczu! – syczę przez zęby i mijam ją.
Wychodząc z pokoju, depczę bukiet czerwonych róż i szybko zbiegam po schodach, słysząc za sobą stłumione przez dywan kroki.
– Lucas! – krzyczy za mną, przechylając się przez barierkę. – Proszę, porozmawiajmy! To również twoja wina!
Słysząc te słowa, zatrzymuję się z ręką na klamce drzwi frontowych.
– Że co, kurwa...!? – wrzeszczę, kiedy zbiega do mnie po schodach. – Jaja sobie ze mnie robisz! Jaka w tym moja wina?!
Po jej zarumienionych od seksu policzkach spływa kaskada łez.
– Zamiast Chicago i studiów ze mną wybrałeś LA i zespół! – mówi z rozpaczą w głosie. – Poza tymi nielicznymi momentami, kiedy znalazłeś czas na spotkania, wciąż byłam sama! To Jackson był wtedy przy mnie!
No to przynajmniej już wiem, jak osiłek ma na imię, choć wolałbym tego nie wiedzieć. Przymykam oczy w oczekiwaniu na nową falę gniewu, która szarpie moim ciałem.
– Zamknij się! – wrzeszczę. – Zamknij się, kurwa! Jesteś egoistką! Studia już dawno skończyliśmy, a ty nie wróciłaś z Chicago! I jeśli chcesz wiedzieć, ja też byłem sam, czekając na ciebie jak osioł, a mimo to nie zastałaś mnie dupczącego inną laskę! Każda moja piosenka jest o tobie! Odległość to tylko nic nieznaczące kilometry, które mogliśmy pokonać!
– Potrzebowałam bliskości drugiego człowieka, Luke! Zrozum. Te nic nieznaczące kilometry, jak mówisz, to za duża odległość, a my widywaliśmy się zdecydowanie za rzadko! Nie rozumiesz tego, bo tego nie potrzebujesz! Masz zespół! Kumpli! To ich potrzebujesz! – Wyrzucając z siebie żal, chwyta mnie za obszycie bluzy, którą mam na sobie, prawie ją drąc długimi paznokciami.
– Moi rodzice pokonali o wiele większą odległość, więc mi nie pieprz o tym, że byłem za daleko! – Po czym, nie bacząc na ból, jaki jej sprawiam, silnym trzepnięciem pozbywam się jej dłoni. – Wracaj do swojego kochasia, Lisa, bo jeszcze ci nie da tej twojej należytej bliskości! – I nie czekając na odpowiedź, szarpię drzwi, a potem wypadam, zaciągając się parnym powietrzem Los Angeles.
– Lucas! – woła za mną. – Czasami nie wystarczy tylko kochać!
Nie odwracam się ani jej nie odpowiadam. Czuję, że miota mną bezsilność, po moim policzku spływa pojedyncza łza. Wsiadam do auta, kryjąc się za jego przyciemnionymi szybami, spoglądam w lewo i widzę ją jeszcze stojącą na ganku białego domku, z rozwianymi rudymi włosami. Pięknie wygląda. Jej drobne ciało otula szlafrok, który sam jej kupiłem. Nie mogąc dłużej znieść tego widoku – dziewczyny, którą tak bardzo kocham – wkładam kluczyk do stacyjki i go przekręcam. Widzę, że Lisa ociera twarz z łez, ale nic nie czuję, nic a nic. Ogarnia mnie wewnętrzna pustka. Odjeżdżam z piskiem opon i jedyne, czego pragnę, to ukojenia. Wciąż mam w głowie jej słowa: „Czasami nie wystarczy tylko kochać”.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------