Wywiad życia - ebook
Wywiad życia - ebook
Eleanor Markham, ambitna brytyjska dziennikarka, marzy o sukcesie. Wywiad z ekscentrycznym greckim milionerem, Aleksejem Drakosem, ma być milowym krokiem w jej karierze. Zadanie nie należy do łatwych. Drakos mieszka na prywatnej wyspie, na którą goście mają wstęp tylko raz w roku. Eleanor jest gotowa na wszystko. Nie wie jeszcze, że na tajemniczej wyspie Kyrkiros wydarzy się coś, o czym się jej nawet nie śniło…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-291-1692-3 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zagubiona wśród szafirowych wód Morza Egejskiego niewielka wysepka o nazwie Kyrkiros wygrzewała swój skalisty grzbiet w promieniach podzwrotnikowego słońca, nie zważając na upływ dni, lat i wieków. Trwała nieporuszona, gdy do jej brzegów przybiły łodzie Minojczyków ocalałych z zagłady, która unicestwiła tajemniczą, pradawną kulturę Krety. Trwała wciąż, kiedy bez mała cztery tysiące lat później Aleksej Drakos nabył do niej prawo własności.
Aleks zdawał sobie sprawę, że ani dziewięciocyfrowa suma, która pozwoliła mu stać się panem na Kyrkiros, ani otrzymany w zamian dokument nie znaczą nic wobec ponadczasowego spokoju wyspy. Chociaż nieprzeciętny talent przyniósł mu prestiż oraz wysoką pozycję wśród ludzi, a wciąż pomnażany majątek stawiał go pomiędzy najmożniejszymi, wobec majestatu natury pozostawał pokorny. I pełen podziwu. Głęboko zamyślony, oparł łokcie o kamienny parapet okna i zanurzył palce we włosach. Czterdzieści metrów poniżej morze kołysało się leniwie, pieszcząc chłodnymi muśnięciami fal nadbrzeżne skały. Tu i ówdzie urwiska rozstępowały się, tworząc niewielkie zatoki, gdzie piasek złocił się w słońcu, a krystalicznie czysta woda lśniła turkusowo. _Kastro_, zamek wzniesiony na stromym brzegu, pamiętał czasy antyczne. Pradawna, kamienna budowla wyglądała jak wrośnięta w skałę i kryła w sobie prawdziwy labirynt korytarzy. Kręte schody łączyły pomieszczenia gospodarcze, znajdujące się niewiele ponad poziomem morza, z komnatami umieszczonymi tuż pod zębatymi blankami murów wieńczących nadbrzeżne urwisko. Tutaj właśnie, na wysokości ponad dziesięciu pięter, Aleks urządził swoją kwaterę główną. Swoje królestwo. Tutaj spędzał te szczęśliwe dni, które mógł w całości poświęcić pracy, wsłuchany w oddech morza i szum maszyn. Oderwał wzrok od dalekiego horyzontu, obrócił się i objął pełnym ukontentowania spojrzeniem nowoczesne wnętrze, które urządził w pradawnym zamczysku. Było tu wszystko, o czym tylko mógł zamarzyć programista. Na szerokim półkolistym blacie zajmującym centralną część pomieszczenia stały ogromne, płaskie monitory, ergonomiczne klawiatury zdawały się zapraszać palce do tańca, a superkomputery o potężnych procesorach i dyskach pojemnych jak sezam mruczały cicho. Aleks miał nieodparte wrażenie, że kolorowe diody mrugają do niego porozumiewawczo, i omal nie puścił do nich oka. Zaśmiał się cicho, rozbawiony własną reakcją. Gdy ojciec podarował mu pierwszy komputer – zapewne chcąc w ten sposób wkupić się w łaski syna, którego samotnie wychowywała matka – dziesięcioletni wówczas Aleks odkrył, że rozumie język maszyn, i co więcej, potrafi się nim posługiwać niemal intuicyjnie. Nie minęły wakacje, a napisał pierwszy program. Pierwszy milion zarobił, zanim skończył liceum. Od tamtej chwili minęło lat dwadzieścia, a on nadal uwielbiał dialogować z komputerami. Prawie tak samo lubił pomnażać pieniądze.
Tym razem jednak nie przyjechał na Kyrkiros, żeby oddawać się ulubionym zajęciom. Kiedy z daleka dobiegł niski, wibrujący odgłos syreny sygnałowej, spojrzał znów w okno. Do sąsiedniej wyspy powoli podpływał prom, ciężki od ładunku – na pokładzie kłębił się nieprzebrany, barwny tłum urlopowiczów, gotowych, by wysypać się na portowe nabrzeże, zaroić w uliczkach miasteczka, wypełnić miejscowe tawerny. Następnego dnia turyści przybędą jeszcze liczniej, żeby przypuścić szturm na jego wysepkę. Co prawda, na Kyrkiros nie było tawern ani hoteli, a nieliczni mieszkańcy trudnili się hodowlą, uprawami i rybołówstwem, jednak raz do roku, w najkrótszą, letnią noc, obchodzono tu _Agios Ioannis_. W erze nowożytnej tej niezwykłej uroczystości patronował święty Jan, lecz pochodziła ona z głębi czasów antycznych; narodziła się w kolebce kultury minojskiej. Tak jak przed czterdziestoma wiekami, na nadbrzeżnych skałach Kyrkiros zapłoną ogniska, a mieszkańcy i spragnieni rozrywek przybysze będą pić wino, ucztować, i, przede wszystkim, kibicować tancerzom, którzy odtańczą słynny taniec byka, upamiętniający zwycięską walkę z Minotaurem. Aleksej splótł ramiona na piersi i zmarszczył brwi. Wyspę czekały dwadzieścia cztery godziny szaleństwa, a on, chcąc nie chcąc, znajdzie się w jego centrum. Nie znosił tego. Ale im bardziej starał się unikać rozgłosu, tym większe, z niezrozumiałych dla siebie powodów, wzbudzał zainteresowanie. Ludzie, których nie łączyło z nim kompletnie nic, koniecznie chcieli go zobaczyć. Dzięki gorliwości pism plotkarskich doskonale znali historię jego życia, może nawet lepiej niż on sam, bo wiedzieli o faktach, o których on nie miał bladego pojęcia. Na przykład, że na górnym dziedzińcu _Kastro_ kazał zbudować fontannę tryskającą szampanem, niezmiernie przydatną podczas odbywających się tam regularnie, niezwykle ekscentrycznych przyjęć. Wierzyli święcie, że multimilioner i geniusz komputerowy nie może być zwyczajnym człowiekiem wiodącym zwyczajne życie. Żądni sensacji, obserwowali każdy jego krok, komentowali każdy uścisk dłoni, który wymieniał z przyjaciółmi i gośćmi, przyglądali się z prostolinijną, zachłanną ciekawością każdej młodej kobiecie, która pojawiła się w jego towarzystwie. Wydawać by się mogło, że dla turystów Aleksej Drakos stanowił atrakcję nie mniejszą niż mityczna bestia, choć przecież kiedy ostatnio sprawdzał, nie miał kopyt, a jego głowa w niczym nie przypominała byczego łba. Na poły rozbawiony, na poły zniecierpliwiony, skrzywił usta w sardonicznym uśmiechu. Cóż, sam był sobie winien. To on wpadł na pomysł, żeby na jeden dzień w roku otworzyć wyspę dla turystów. Było to dwa lata po tym, jak nabył Kyrkiros. Podczas prac renowacyjnych w zamku trafił na prastare, wyblakłe malowidła ścienne, przedstawiające korowód tancerzy otaczających postać człowieka-byka. Postanowił wskrzesić dawną tradycję. Mieszkańcy wyspy, ludzie twardo stąpający po ziemi, już ładnych parę pokoleń temu zapomnieli, że są potomkami Minojczyków, i inicjatywę nowego pana na _Kastro_ potraktowali z początku jak ekscentryczny wygłup bogacza. Prędko jednak zmienili zdanie. Festyn _Agios Ioannis_ był dobrodziejstwem dla wyspy. Turyści, nade wszystko spragnieni nowości, zjawiali się tłumnie. A wraz z nimi zjawiały się pieniądze. Wystarczyło postawić stragany, wyłożyć na ladach rękodzieło – ozdoby ze srebra i kamieni półszlachetnych, bransolety i wisiory z misternie plecionych jedwabnych sznureczków i skórzanych rzemyków, kosze oraz maty wyplatane z morskiej trawy i zdobione muszlami. Wszystko szło jak woda. Degustacja lokalnych produktów spożywczych okazała się strzałem w dziesiątkę. Przyjezdni pili wino tłoczone ze szlachetnych szczepów hodowanych od setek lat w winnicach na Kyrkiros, zajadali się wędzonymi rybami, oliwkami w ziołach, kozimi serami i świeżymi figami, pałaszowali ciasta i ciasteczka przyprawione miejscowym, akacjowym miodem. Czego nie zdołali wypić i zjeść na miejscu, kupowali na wynos. Widząc, jakim powodzeniem cieszą się płody ziemi i pracy rąk mieszkańców wyspy, Aleks zaprojektował stronę internetową, przez którą można było zamawiać dostawy przez okrągły rok. Pieniądze wpływały na konta, gospodarstwa rozkwitały, dzieci wysyłano na studia na kontynencie. W najkrótszą noc roku wszyscy gromadzili się u podnóża _Kastro_, żeby wspólnie świętować. Aleks wynajmował promy, które zapewniały transport gości z sąsiednich wysp. Każdy, kto chciał, mógł odwiedzić Kyrkiros w dzień świętego Jana. Właściciel wyspy miał tylko dwa wymagania. Po pierwsze oczekiwał, że nawet najbardziej zagorzali imprezowicze opuszczą jego ziemię o świcie następnego dnia. Po drugie – że bez jego wiedzy i zgody na Kyrkiros nie pojawi się żaden dziennikarz.
Rzucił ostatnie spojrzenie w stronę cicho pomrukujących komputerów, westchnął i ruszył do wyjścia. Marzył o czarnej, szatańskiej kawie – jednej z wielu specjalności Sofii, tutejszej gospodyni. Kiedy się pokrzepi, będzie mógł sprawdzić, jak idą przygotowania do festynu. Nacisnął płaski, metalowy przycisk i oszklone drzwi wkomponowane w starą, kamienną ścianę holu rozsunęły się bezszelestnie, prowadząc do nowoczesnej windy. Była to jedna z pierwszych inwestycji, jakie przeprowadził w _Kastro_. Stare kamienne schody, łączące pomieszczenia gospodarcze i górne sale, były klaustrofobicznie wąskie, ciemne i upiornie kręte. Odkąd została zamontowana winda, pan zamku biegał po nich tylko w ramach ekscentrycznej rozrywki, kiedy siedząca praca dawała mu się we znaki.
Ogromna zamkowa kuchnia, o kamiennej podłodze i stropie z grubych, cedrowych bali, jeszcze niedawno sprawiała wrażenie wyjątkowo źle utrzymanego skansenu. Ściany były okopcone, wentylacja nie istniała, a gotować można było na płycie opalanej węglem albo drewnem. Kiedy Aleksej Drakos postanowił urządzić w starym, od lat niezamieszkanym _Kastro_ swój dom, została całkowicie odmieniona. Modernizacja kuchni była dziełem Sofii, gospodyni z wyspy. Aleks dał jej pracę i mieszkanie, i ani przez chwilę nie żałował swojej decyzji. Wyspiarka karmiła go nie gorzej niż sama bogini Pomona, a pieniądze, które wyasygnował na remont pomieszczeń gospodarczych, pod jej kierunkiem zostały zainwestowane rozsądnie i efektywnie. Wymieniono wszystkie instalacje, powiększono okna – z wyczuciem, nie niszcząc charakteru starej architektury, przywrócono dawny blask kamiennym posadzkom i drewnianym stropom. Kuchnia zyskała nowoczesny sprzęt, ale Sofia nie chciała rozstać się ze starą kuchnią opalaną drewnem. Wezwała zduna, który przerobił ją na piec chlebowy. Aleksa zdumiała ta fanaberia; nosił się nawet z zamiarem, żeby zwrócić gospodyni uwagę na nieuzasadnioną rozrzutność. Wystarczył jednak pierwszy kęs ziołowej bagietki, świeżo upieczonej na jałowcowym drewnie, żeby zmienił zdanie. Piec chlebowy był nieodzownym elementem gospodarstwa domowego. A Sofia była najcudowniejszą kobietą na świecie. Zaraz tego samego dnia przyszedł do kuchni i zapytał, czy zechce zostać jego żoną. Gospodyni wzięła się pod boki, wspierając pięści o biały, wykrochmalony fartuch. Jej ciemne oczy zalśniły jak u młodej dziewczyny, a kiedy pokręciła głową, gruby warkocz zatańczył wokół ramion. _Kyrios_ Aleksej nie powinien tak żartować! Przecież mogłaby być jego matką. Pechowy epuzer rekuzę zniósł mężnie. Obwieścił, że skoro Sofia odmówiła mu ręki, zostanie starym kawalerem i zamknie się w wieży, wraz ze swoimi komputerami. Ona tylko się śmiała i radziła, by młody _kyrios_ przestał dramatyzować. Na świecie jest wiele pięknych kobiet i pewnego dnia jedna z nich zagnie na niego parol. Aleks nie powiedział jej, że coś takiego już raz przeżył, a zemsta odrzuconej kobiety omal nie zniszczyła mu życia.
– _Kyrios_ Aleksej! – Wyspiarki, które wałkowały ciasto, kroiły warzywa i mieszały apetycznie pachnące substancje, poderwały się znad szerokiego roboczego blatu, niczym stado podekscytowanych wróbli.
– Trzeba było zadzwonić, _kyrie_ – powiedziała Sofia z wyrzutem, wyjmując z pieca blachę pełną gorących, wonnych wypieków. – Przyniosłabym panu kawę do gabinetu.
Pokręcił głową i podkradł wprost z blachy babeczkę nadziewaną morelami.
– Wiem, jak bardzo jesteś zajęta, Sofio.
– Nigdy nie jestem tak zajęta, żeby nie móc przynieść świeżej kawy mojemu pracodawcy – oświadczyła gospodyni. – Zresztą, już prawie skończyłyśmy pracę. Kolacja dla tancerzy jest gotowa, mięs na zimno, sałatek i pieczywa wystarczy, żeby podjąć setkę gości. Są też wina, sery, owoce i ciasta. Mężczyźni kończą ustawiać stragany, a pogoda ma być dobra, więc już dzisiaj mogą przygotować scenę, widownię i stoliki dla gości.
W progu kuchni stanął wysoki, szczupły chłopak o śniadej cerze i oczach czarnych jak dwa onyksy.
– Yannis! – rozpromieniła się Sofia na widok syna. – Jak idą przygotowania?
– Znakomicie. – Głos młodzieńca był pełen zapału. – _Kyrie_ Aleksej, chce pan zobaczyć?
Aleks skinął głową, bezceremonialnie wepchnął sobie do ust resztę babeczki i opróżnił duszkiem filiżankę kawy.
– Prowadź.
Wyszli kuchennymi drzwiami. Dwa rude psiska, które drzemały na kamiennym progu, leniwie poruszyły ogonami. Aleks pochylił się odruchowo i pogłaskał wielkie, kształtne łby. Psy były łagodne i przyjacielskie, ale ich wygląd mógł wzbudzić niepokój. Zanotował w pamięci, że następnego dnia trzeba będzie je zamknąć na wewnętrznym dziedzińcu, żeby nie wystraszyły gości. U podnóża _Kastro_ teren był wyjątkowo płaski. Skały opadały ku morzu tak łagodnie, że któryś z dawnych panów na Kyrkiros stworzył tu przestronny plac, wyłożony kamiennymi płytami. W minionych wiekach raz w miesiącu odbywał się tu targ. Sprzedawano ryby, sery, oliwki i wino, a kupcy z kontynentu cumowali swoje łodzie i sprzedawali wszelkie rodzaje produktów, które pozwalały mieszkańcom wyspy przetrwać z dala od miast. Ten rodzaj handlu zamarł już dawno, w ostatnich dziesięcioleciach plac stał pusty i cichy, tylko starzy rybacy suszyli na nim sieci i, ćmiąc fajki, nieśpiesznie naprawiali rozerwane oka.
Teraz jednak plac rozbrzmiewał wrzawą podniesionych głosów. Ludzie uwijali się, ustawiając wielkie, kolorowe namioty, w cieniu których przy długich stołach goście będą degustować sprzedawane na straganach potrawy i rozkoszować się miejscowym winem. W najniższej części placu, tuż nad morzem, wzniesiono już drewnianą scenę, na której, jak co roku, miał się odbyć taniec byka. Wykuty w skale amfiteatr, górujący nad sceną, mógł pomieścić nawet tysiąc osób.
– Świetna robota. – Aleks uniósł dłoń w powitalnym geście, odpowiadając na okrzyki mężczyzn pracujących na placu. Kiedy rozdzwonił się jego telefon, uśmiechnął się przepraszająco do młodego Yannisa i wydobył aparat z kieszeni płóciennej koszuli. Numer, który wyświetlił się na ekranie, rozpoznał od razu, i, uśmiechając się szeroko, odebrał połączenie.
– Kochany! – rozległ się w słuchawce melodyjny, wibrujący radością mezzosopran. – Wyobraź sobie, że właśnie wylądowałam na twojej wyspie! Jestem wyczerpana podróżą i mam wrażenie, że za chwilę umrę z pragnienia.
– Co takiego? – Omal nie podskoczył. – Zaczekaj na mnie, zaraz będę w porcie!
Wepchnął telefon do kieszeni i, nie zważając na zdumienie Yannisa, rzucił się biegiem przez plac w stronę szerokiego mola, przy którym cumowały zawijające na wyspę statki. Z daleka dostrzegł smukłą kobiecą postać stojącą na samym końcu pomostu. Wiatr bawił się rozkloszowanym dołem jej błękitnej, sięgającej kolan sukienki, a jasnozłote loki – jej znak firmowy – wymykały się spod szerokiego ronda letniego kapelusza. Na widok biegnącego mężczyzny rozpostarła ramiona i uśmiechnęła się szeroko.
– Niespodzianka!
– I to jaka! – Chwycił ją w objęcia, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Przycisnął mocno do siebie jej szczupłe ciało, a potem odsunął na odległość wyciągniętych ramion.
– Czyli tak się złożyło, że przypadkiem podróżowałaś tędy i postanowiłaś wstąpić z wizytą? – spytał, unosząc brew.
Piękne, fiołkowe oczy Talii Kazan błyszczały z rozbawienia.
– Ujęłabym to inaczej. Po prostu nagle poczułam nieodpartą chęć, żeby odwiedzić własnego syna, więc spakowałam manatki i przyjechałam z wizytą. Mam nadzieję, że ucieszyłeś się na widok swojej starej rodzicielki.
– Tylko nie starej! – Aleksej uniósł dłonie Talii do ust i ucałował z rewerencją. – Oczywiście, że się cieszę. A ty masz szczęście, że mnie zastałaś. Mogłem przecież akurat wyjechać…
– Tere-fere! Dobrze wiedziałam, że cię zastanę na wyspie. Może i jestem blondynką, ale potrafię dodać dwa do dwóch. Jutro mamy świętego Jana i mój syn wyprawia imprezę słynną na całe Morze Egejskie. Dla pewności zadzwoniłam jeszcze do twojego nieocenionego Stefana, a ten potwierdził, że jesteś na miejscu. I że, jak zwykle, siedzisz w swojej wieży sam jak palec – dodała, a w jej głosie pojawiła się nuta przygany. – Rozumiem, że praca jest dla ciebie najważniejsza, ale jutro jest festyn. Tańce, hulanka, swawola! Mógłbyś się postarać o jakieś miłe i atrakcyjne towarzystwo.
– Jeśli pod pojęciem „miłe i atrakcyjne towarzystwo” rozumiesz towarzystwo damskie, to muszę cię rozczarować. Na dzisiejszych dziewczynach wrażenie robią światła wielkich miast, szybkie samochody i zakupy w Paryżu. Tradycyjny taniec ludowy, praktykowany na pewnej małej, skalistej wysepce, gdzie nie ma ani jednego butiku z markowymi ciuchami, raczej nie wzbudza ich szalonego entuzjazmu.
– Cóż, skoro takie masz zdanie o dzisiejszych dziewczętach, stanowczo powinieneś zmienić towarzystwo, w jakim się obracasz. Wierz mi lub nie, ale na tym świecie istnieją młode kobiety, które są wykształcone i inteligentne, mają dobry gust i interesują się kulturą. – Talia posłała synowi bystre, zbyt wiele widzące spojrzenie. – Najwyższy czas, żebyś przestał patrzeć na wszystkie kobiety przez pryzmat tego, jak postąpiła wobec ciebie ta podła idiotka, Christina Mavros. Czas leci, mój drogi, ty nie młodniejesz, a żeński ród traci przez twoją zatwardziałość. Jesteś mężczyzną, który ma wszystko, co potrzeba, żeby uszczęśliwić kobietę.
Aleksej udał, że nie słyszy słów matki. Z nagłym zainteresowaniem wpatrywał się w horyzont.
– Kto przewiózł cię na Kyrkiros? Tolonis, tak jak zwykle?
– Nie. Tolonis był zbyt zajęty kwaterowaniem gości w swojej tawernie. Na szczęście pojawił się jakiś bardzo sympatyczny jegomość i zaoferował mi transport w swojej łodzi.
– Kto to był? – Aleks zmarszczył brwi. Być może zasłużył na miano paranoika, ale lubił wiedzieć, kto przypływa na jego wyspę. Ze stałymi mieszkańcami Kyrkiros był po imieniu, a obcych wolał mieć na oku. Nie każdy był godzien zaufania.
– Nie mam pojęcia. – Talia zrobiła dłonią nieokreślony gest. – Przedstawił się, ale nie dosłyszałam imienia, bo silnik okropnie hałasował. A teraz może zabrałbyś mnie do domu? Zanim umrę z pragnienia, ostatkiem sił powlokę się do kuchni i będę błagać Sofię o łyk tego cudownego napoju, który robi z limonek, mięty i białego wina.
Rzecz jasna, _kyria_ Talia o nic błagać nie musiała. Gospodyni wraz z całą ekipą powitała ją na progu, oferując lemoniadę, kawę, wino, owoce, ciasto i w ogóle wszystko, czego tylko nowo przybyła mogła zapragnąć, a kuchnia była w stanie dostarczyć.
Jedna z osób, które przed półgodziną przybyły zatłoczonym promem na sąsiadującą z Kyrkiros wysepkę o nazwie Karpyros, z przejęciem obserwowała scenę rozgrywającą się na molo. Wyspy oddzielał od siebie pas morza o szerokości kilometra, więc tylko ktoś przewidujący, kto pomyślał, by zaopatrzyć się w dobrą lornetkę, mógł dostrzec szczegóły. Ta osoba była przewidująca.
Eleanor Markham odgarnęła z czoła splątane wiatrem włosy, oparła łokcie o nagrzany słońcem blat kawiarnianego stolika, który wybrała, bo stał na skraju nadbrzeżnego tarasu, skąd rozciągał się niczym nieprzysłonięty widok na sąsiednią wyspę. Przyłożyła lornetkę do oczu i znieruchomiała, skoncentrowana, wpatrzona w dal. Czy wysoki mężczyzna, który pojawił się na molo, to sam właściciel Kyrkiros, tajemniczy geniusz komputerowy i multimilioner, Aleksej Drakos? Jeśli tak, to kim była smukła blond piękność, która rzuciła się w jego objęcia, gdy wybiegł jej na spotkanie?
Zaintrygowana, nie spuszczała wzroku z tamtych dwojga, aż zniknęli w półmroku szeroko otwartej bramy, wiodącej do wiekowego _Kastro_. Plotka głosiła, że młody Drakos odrestaurował starodawne zamczysko; górną kondygnację przerobił na nowoczesny penthouse z wszelkimi wygodami, umieścił tu również pracownię, gdzie tworzył nowatorskie, wysublimowane aplikacje komputerowe, które potem sprzedawał z niebagatelnym zyskiem. Były to jednak tylko plotki, nic więcej, bo Aleksej Drakos swojej prywatności strzegł jak oka w głowie. Dziennikarzy traktował z nieufnością, która musiała wynikać z głębokiej niechęci. Nigdy nikomu nie udzielił wywiadu, nie mówiąc już o wpuszczeniu fotografa do swojej siedziby. Nie lubił rozgłosu, a reklamy nie potrzebował; jego dzieła świadczyły same za siebie.
Gdy na deskach tarasu zadźwięczały kroki kelnera, Eleanor schowała lornetkę do plecaka.
– _Kalimera, kyria_.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
BESTSELLERY
- EBOOK
27,90 zł 31,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK31,90 zł
- EBOOK
32,90 zł 37,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: Prószyński MediaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: RomansNajnowsza powieść Stephena Kinga Dallas '63, która trafi do polskich czytelników w dniu światowej premiery 8 listopada 2011, odwołuje się do klasycznego motywu literatury fantastycznej, czyli podróży w czasie. Korzystając z ...EBOOK
33,90 zł 39,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: Sonia DragaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: RomansIch gorący i zmysłowy romans zakończył się złamanym sercem i wzajemnymi pretensjami, ale Christian Gray nie może uwolnić się od Anastazji Steele, która uparcie tkwi w jego umyśle, krwi. Zdeterminowany by ją odzyskać, próbuje ...33,50 złEBOOK33,50 zł