- W empik go
Wyzwolona z przeszłości - ebook
Wyzwolona z przeszłości - ebook
Książka jest obrazem zmagań z ogromnym balastem życiowym delikatnej, wrażliwej młodej kobiety, którą los nie rozpieszczał niemal od kołyski. Przyczynił się do tego epizod molestowania w dzieciństwie i przedwczesna śmierć ojca. Jednak najważniejszym problemem w życiu bohaterki jest problem, z którym zmierza się dziś co druga rodzina: alkoholizm i idące za nim współuzależnienie najbliższych. Najważniejsze, że główna bohaterka może dla wielu z nas jawić się jako własne alter ego.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8273-147-7 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Postanowiłam pisać pamiętnik, gdyż nie potrafię sobie poradzić z emocjami. Często zadaję sobie pytanie, co złego zrobiłam, dlaczego taki los mnie spotkał? Mieszkam w podmiejskim domu, który zakupiłam z Robertem po ślubie. Kocham męża tak bardzo, że nie sposób tego opisać słowami. Jakby go zabrakło, to tak, jakby zabrakło mi powietrza. Nie wiem, czy ktokolwiek czuje tak, jak ja. A on co jakiś czas pije. Do tego stopnia, że nie potrafi sobie z tym poradzić. Picie za każdym razem trwa bardzo długo, do momentu kiedy pozbędzie się pieniędzy, ma majaczenia i tzw. zwidy.
POPOŁUDNIE
Jesteśmy w trakcie malowania ścian. Dziś późnym popołudniem rozegrała się scena, z której wynika, że Robert znowu będzie pić. Czuję się tak jak zawsze, kiedy zaczyna, choć tego jeszcze oficjalnie nie widać. Jestem zdenerwowana, mam w sobie jakiś niepokój, rozedrganie, uczucie strachu przed czymś nieokreślonym.
Byłam ubrana w ciuchy robocze, tak jak do tej pory, kiedy pracowaliśmy przy naszym domu. Oczywiście, zerwałam się rano, by rozpocząć prace porządkowe, ale Robert zachowywał się tak, jakby nie zależało mu na czasie. Pomyślałam sobie, że od początku, jak tylko kupiliśmy dom (nadawał się do całkowitego remontu), praca szła nam dobrze. Byłam bardzo zmęczona ciągłym kieratem, ale szczęśliwa. Tak się cieszyłam, że udało nam się nabyć ten dom i że moja rodzina nam pomogła.
Wracając do tematu — pracowałam od rana sama, a Robert siedział na kanapie i oglądał telewizję. Poprosiłam, by mi pomógł. Popatrzył na mnie i odpowiedział, żebym dała mu pożyć, że „zaraz”. Nie wierzyłam własnym uszom — to przede wszystkim mój mąż miał dość ciągłego mieszkania u mamy i chciał w końcu zamieszkać na swoim. A teraz jakieś humorki! Zasłoniłam mu telewizor i powiedziałam, że nie zaraz, tylko teraz. Ja tyram, dźwigam rzeczy ciężkie nawet dla faceta, poganiana nie zawsze miłymi uwagami, a on mi mówi: „daj żyć”? ! Wkurzył się na mnie, popatrzył bardzo srogo. Wtedy właśnie zobaczyłam że popija piwo. Ścięło mnie z nóg. Tak nam szło, a teraz się skończy. Wiem, jak to będzie wyglądało. Bałam się tego jego stanu.
Powiedział, że zaraz przyjdzie, że jestem chyba głucha. Wtedy, mimo że się bałam, złapałam za pilot i wyrzuciłam go przez okno. Robert zszokowany moim zachowaniem wziął pędzel i drabinę, nie rozstając się z piwem. Oczywiście, nie odbyło się bez głupich komentarzy. W tym czasie zaczęłam przykrywać foliami meble. Choć zdenerwowana, próbowałam żartować, mówiąc że wygląda na drabinie seksownie, a ten odpowiedział równie żartem, że tak, jak Brad Pitt. Pomyślałam, że może to przejdzie, że praca go odmieni… Ale łudziłam się.
PÓŹNE POPOŁUDNIE
Byłam w małej kuchni z pomarańczowymi ścianami, w której już zrobiliśmy remont. Moje królestwo — kuchnia, gdzie mogłam robić posiłki. Naprzeciwko drzwi duże okno z białą firanką i brązowymi zasłonami. Na parapecie doniczki z kwitnącymi kwiatami zasadzonymi przez Roberta, który ma do nich słabość. Z boku meble kuchenne, stare, w kolorze drewna, białe blaty, zlew, kuchenka gazowa. Po drugiej stronie stół nakryty ceratą w słoneczniki, trzy drewniane taborety. Na lewo mała lodówka. Na stole przygotowane dwa płaskie talerze, sztućce.
Stałam przy kuchence, mieszałam na patelni spaghetti z sosem. Przyprawiałam, próbowałam. Tymczasem Robert siedział w pokoju na kanapie. Wokół niego znajdywało się mnóstwo telefonów komórkowych. W rękach trzymał komórkę, której nie mógł naprawić. Wkurzył się, nazywając ją chłamem. Oczywiście słyszałam te słowa, ale nie reagowałam, nadal mieszałam potrawę w garnku.
Początki picia mojego męża były dla mnie bardzo ciężkie, bałam się jego nerwów, a wybuchy próbowałam obracać w żart, mówiąc na przykład: „Wszystko słyszę”. Gdy obiad był gotowy, nagle Robert powiedział nerwowo, że nie jest głodny. Nie lubię złości, wszystko załatwiam spokojem i rozmową. Podeszłam do męża, przytuliłam go i zaczęłam uspokajać, mówiąc że nerwami nic nie naprawi. Myślałam, że się uda, zrozumie, jak ważny jest spokój i opanowanie. Nawet się uśmiechnął i powiedział, że zawsze potrafię go uspokoić.
Chciał zrobić romantyczne popołudnie przy stole. Zaczęliśmy się znowu przekomarzać i żartować, że robi się romantyczny wieczór, a nie popołudnie. Bardzo byliśmy zakochani — tak mi się wydawało… Podczas gdy przeprowadzaliśmy tę miłą pogawędkę, ktoś zapukał do drzwi. Robert przypomniał sobie wtedy o umówionym spotkaniu z kolegą Karolem w związku z telefonem, który miał mu już jakiś czas temu naprawić. Bardzo było mu wstyd, że nici z wieczoru ze mną, ale obiecał, że jeszcze sobie to odbijemy. Poszłam otworzyć drzwi, zawiedziona takim obrotem sprawy. Karol ubrany był w dres i adidasy, trzymał reklamówkę w ręce, nerwowo przestępował z nogi na nogę. Zaprosiłam go do środka, ubrałam się i wyszłam na zakupy.
WIECZÓR
Przekraczając z powrotem próg naszego domu, słyszałam głośne rozmowy, śmiechy, krzyki i śpiewy. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom na widok tego, co zastałam. Robert z Karolem, bardzo pijani, przewracali się na podłodze. Dwie butelki po wódce rozwalone, pełno kabli i telefonów porozrzucanych po szafkach. Poniżej przytoczę rozmowę między naszą trójką.
ROBERT
— Koochaannieee.. myyyy.. too znnnaczyyyyy jjaaaa..Po prostu…
JA
— Milcz! Do łóżka!
ROBERT
— Gdzieeee?!
KAROL
— Każe ci iść do łóżka… to jaaa spaaadam.
ROBERT
— Pooczekaj otwoorzymy jeeszcze jeedną buuteelkę..
JA
— Żadnej butelki już nie będzie!!!
Karol śmiejąc się, żegna Roberta i wychodzi.
ROBERT
— Coo tyy soobie wyoobrażasz? Jaaakim praaaweeem wyypraaaszasz moiiich gooości? Jesteś tylko głupią babą!!!
JA
— Nie będę teraz z tobą rozmawiać…
Odwróciłam się na pięcie, odeszłam do łazienki. Robert poszedł za mną, siłą mnie odwrócił.
ROBERT
— Mówię coś do ciebie…
Uderzyłam go odruchowo w twarz. W tym momencie Robert wpadł w szał. Przycisnął mnie do ściany i zaczął dusić. Trzymał mocno moją szyję. Zaczęłam okładać pięściami swojego pijanego męża. W pewnym momencie straciłam przytomność i wydawało mi się, że wróciłam się do przeszłości, kiedy byłam siedmioletnią dziewczynką.
Słyszałam bardzo wyraźnie odgłosy miasta, grałam w klasy z koleżanką. Byłam ubrana w różową sukienkę, włosy zaplecione w długi warkocz. Przed blokiem na ławce siedział nasz sąsiad, mężczyzna w średnim wieku. Przyglądał się nam. Zauważyłam jego spojrzenie, przestałam się bawić, chwyciłam koleżankę za rękę, szeptałam jej coś do ucha. Śmiałyśmy się, biegłyśmy w stronę drugiego bloku. Mężczyzna wstał z ławki, rozglądał się, powoli ruszył za nami i bacznie nas obserwował. Po kilku chwilach znalazł się w ciemnej klatce schodowej. Na lewo schody w górę, na prawo uchylone drzwi do piwnicy. Za nimi schował się ów sąsiad i ostrożnie wychylał głowę. Kiedy wbiegłyśmy wesoło do bloku, wyciągnął rękę zza drzwi, trzymał w niej czekoladę. Wyciągnęłam po nią rękę. Sąsiad chwycił ją mocno i wciągnął mnie za drzwi piwnicy. Koleżanka wystraszona uciekła. Nic nie było widać. Mężczyzna zasłonił mi usta dłonią. Nie mogłam złapać tchu, przerażona oddychałam z trudem, szarpałam się, bliska płaczu. Sąsiad włożył rękę pod moją sukienkę, dotykał, jego oddech stawał się przyspieszony. Przestałam się bronić, zamykając oczy.
Nagle oprzytomniałam w łazience. Oczy miałam zamknięte, po policzkach spływały mi łzy. Dotknęłam szyi, na której widać było czerwone ślady duszenia. Próbowałam nabrać powietrza do płuc, oddychać głęboko. Objęłam dłońmi twarz, powtarzałam sobie, że jestem silna, że wytrzymam. Przemyłam wodą szyję.
13 SIERPNIA 2009, PRZED POŁUDNIEM
Porządkowałam ogród, była piękna pogoda, więc chciałam ją wykorzystać. Ale najbardziej pragnęłam zapomnieć przy pracy, co stało się poprzedniego wieczora. Czułam się… nie potrafię tego opisać uczucia. W pewnym momencie wyszedł z domu Robert, zawstydzony szedł w moim kierunku. Przepraszał, mówił że gdy wypije, to jego szare komórki przestają myśleć. Nie potrafiłam z nim rozmawiać w tym czasie. Obiecał mi już po raz enty że przestanie pić, że już tak nie będzie się zachowywał. Wtedy zaproponowałam mu tylko jedno: terapia. Oczywiście, na wszystko się wtedy zgodził i wszystkiemu przytaknął, bo co miał zrobić? A ja mu wierzyłam. Zgodził się, że najpierw terapia AA, a później pójdziemy na terapię małżeńską. Po krótkiej wymianie zdań i ponownych przeprosinach powiedział, że on zajmie się dalej porządkowaniem ogrodu, a ja mam sobie odpocząć. „Na kaca dobra praca” — tak sobie powtarzał. A że było okropnie gorąco, zmęczył się wkrótce, zdjął koszulkę. Usiadł na ławce i paląc papierosa, przypomniał sobie, że nie ma wody w domu i musi jechać do sklepu. Byłam zajęta przygotowaniem posiłku, więc tylko odpowiedziałam, żeby przyszedł szybko, bo będzie niedługo obiad. Nie zauważyłam nawet, jak wziął ze sobą motor. Po zrobionym obiedzie, zmęczona wcześniejszymi wydarzeniami, poszłam na chwilę się położyć.
POPOŁUDNIE
Nagle przebudziłam się z krzykiem i w pośpiechu wstałam z kanapy. Popatrzyłam na zegarek, było już późno i nie widząc Roberta, zaczęłam go szukać. Szukałam wszędzie, coraz bardziej przerażona. W trakcie poszukiwań zobaczyłam sąsiada, który szedł w moim kierunku. Nie miał dla mnie dobrych wieści. Czułam w kościach, że to, co chce mi przekazać, to coś złego. Po usłyszeniu wiadomości pobladłam i czułam, jak nogi ugięły się pode mną. Sąsiad powiedział, że Robert miał wypadek i jest w szpitalu. Od razu zadzwoniłam na pogotowie, ale nie chcieli udzielić informacji o stanie męża, lecz zaprosili na miejsce. Upuściłam słuchawkę, bo nagle przypomniała mi się scena z przeszłości.
KILKANAŚCIE LAT WCZEŚNIEJ:
Ja, jako piętnastoletnia dziewczyna, siedzę przy stole, odrabiając lekcje. Nagle słyszę przejeżdżającą nieopodal karetkę na sygnale. Nie wiedzieć dlaczego, zaczęłam wtedy myśleć o swoim ojcu, o tym, co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało. Odrzucam tę myśl i wołam swoją matkę.
JA
— Mamo!
Matka wyszła z kuchni, w ręce trzymała ścierkę i wycierała nią talerz.
JA
— Mamo, dlaczego taty jeszcze nie ma.
MATKA
— Nie wiem. Może musiał dłużej zostać w pracy. Na pewno zaraz wróci. Odrabiaj lekcje, kochanie.
Matka wraca do kuchni. Pochylam się nad zeszytem. Właśnie w tym momencie dzwoni telefon. Matka wraca i podnosi słuchawkę. Przez chwilę słucha, a potem odzywa się łamiącym głosem.
MATKA
— Mój Boże! Tak, oczywiście. Zaraz tam będę.
Matka odłożyła słuchawkę, a do jej oczu nabiegły łzy. Wstaję z krzesła i podchodzę do matki.
JA
— Co się stało?
MATKA
(cicho szlochając)
— Tata… miał wypadek…
TERAŹNIEJSZOŚĆ — WIECZÓR
Sąsiad zawiózł mnie do szpitala. Nie mogłam doczekać się lekarza, serce waliło mi mocno i czułam, jakby czas się zatrzymał. Nie mogłam nadążyć z oddychaniem. Przypominała mi się każda sekunda mojego życia. Czułam, jakbym siedziała na bombie. Tyk-tyk-tyk. W tym czasie powiedziałam sobie, że nie zostawię męża; cokolwiek się stanie, będę przy nim. Przed oczami przewinęły się dobre obrazy z naszego wspólnego życia. Ale ostatnia scena, pochodząca tym razem z przeszłości, to był widok końca pogrzebu, kiedy z mamą, ubrane na czarno, stałyśmy na cmentarzu, żegnając tatę.
Nagle poczułam szarpnięcie — to lekarz. Trzymał jakieś papiery i spoglądając w nie, kręcąc z podziwu głową, czytał uważnie, ze smutkiem w oczach.
DOKTOR
— To Pani jest żoną Roberta Rawalskiego?
JA
— Tak doktorze, proszę mi powiedzieć, co z nim?
DOKTOR
— Muszę powiedzieć, że dawno nie widziałem równie wielkiego szczęściarza jak pani mąż. Ma liczne obrażenia,