Wyzwolony. Cykl Idealnie nieidealni. Tom 4 - ebook
Wyzwolony. Cykl Idealnie nieidealni. Tom 4 - ebook
Ostatni tom bestsellerowego cyklu Idealnie nieidealni! Możesz otoczyć się potężnym murem, włożyć zbroję ze stali i rzucać temu mężczyźnie wyzwanie, kiedy przykłada ci broń do głowy… Aurora zrobiła to wszystko, a nawet więcej. Przeszłość, która zabiera jej swobodny oddech, i ciągły ból, który wykręca jej wnętrzności, nie dopuszczają do tego, by pozwoliła komuś się do siebie zbliżyć. W swoim życiu ma teraz tylko jeden cel i nie akceptuje chociażby myśli o jakimkolwiek rozproszeniu. Tylko czy ktoś pyta ją o zdanie? Gavin nie zadaje pytań. To mężczyzna, który przechodzi przez życie jak huragan – głośno, ostro i z szerokim uśmiechem na ustach. Nie interesuje go to, co ktoś myśli o nim, jego przeszłości czy specyficznych upodobaniach. Kiedy jednak jego ścieżki przypadkowo splatają się z tymi Aurory, dociera do niego pewien fakt – interesuje go, co ona o nim myśli. Oboje mają sekrety, bolesne przeżycia i wyjątkowo wybuchowe charaktery. Gdy jednak grzech piękny ich połączy, uczucia przejmą kontrolę, a tajemnice zaczną wychodzić na jaw, czy zdołają osiągnąć to, o czym oboje skrycie marzą? Droga do wyzwolenia jeszcze nigdy nie była tak emocjonująca…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-214-3 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog Aurora
Rozdział 1 Aurora
Rozdział 2 Aurora
Rozdział 3 Gavin
Rozdział 4 Gavin
Rozdział 5 Aurora
Rozdział 6 Aurora
Rozdział 7 Gavin
Rozdział 8 Aurora
Rozdział 9 Gavin
Rozdział 10 Aurora
Rozdział 11 Aurora
Rozdział 12 Aurora
Rozdział 13 Gavin
Rozdział 14 Aurora
Rozdział 15 Aurora
Rozdział 16 Gavin
Rozdział 17 Aurora
Rozdział 18 Aurora
Rozdział 19 Aurora
Rozdział 20 Aurora
Rozdział 21 Aurora
Rozdział 22 Aurora
Rozdział 23 Gavin
Rozdział 24 Aurora
Rozdział 25 Aurora
Rozdział 26 Aurora
Rozdział 27 Gavin
Rozdział 28 Gavin
Rozdział 29 Gavin
Rozdział 30 Aurora
Rozdział 31 Aurora
Rozdział 32 Gavin
Rozdział 33 Gavin
Rozdział 34 Aurora
Rozdział 35 Aurora
Rozdział 36 Aurora
Rozdział 37 Aurora
Rozdział 38 Aurora
Rozdział 39 Aurora
Rozdział 40 Aurora
Rozdział 41 Aurora
Rozdział 42 Aurora
Rozdział 43 Aurora
Rozdział 44 Aurora
Epilog Aurora
PODZIĘKOWANIA
PlaylistaTrudno jest opisać miłość. Jak można ubrać w słowa uczucie, które jest najpotężniejsze?
Każda jest inna, wyjątkowa i piękna, lecz uważam, że nie istnieje miłość idealna.
Istnieje coś o wiele cudowniejszego – miłość idealnie nieidealna.
Dla mnie miłość – ta do przyjaciela, do dziecka, do rodziny czy partnera – jest odmienna, ale łączą ją wspólne cechy.
Szacunek. Zaufanie. Wiara. Troska. Cierpliwość. I najważniejsza ze wszystkich: akceptacja.
Kiedy nie ma akceptacji drugiej osoby, akceptacji jej wad, zalet, przekonań i przeżyć, to czy możemy w ogóle mówić o miłości?
W życiu potrzebujemy właśnie takich osób: akceptujących nas, tych prawdziwych, w chwilach wzlotów i upadków, w momentach zwątpienia i walki. Kogoś, kto będzie dla nas oparciem, bezpieczną przystanią i komu możemy powierzyć wszystkie sekrety.
Nawet te najbardziej niemoralne, wstydliwe, najmroczniejsze i szalone.
To dlatego większość z nas poszukuje partnera. Drugiej połowy, która będzie jednocześnie przyjacielem i kochankiem. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że go potrzebujemy, ale przecież miłość nie wybiera.
Szczególnie ta idealnie nieidealna.Prolog Aurora
Łzy zasłaniają mi pole widzenia, mieszając się z ulewnym deszczem opadającym na moją twarz, ale to nie ma znaczenia.
Nic nie ma znaczenia, gdy tutaj jestem. Nic nie ma znaczenia, od kiedy mi go odebrano.
Przełykam duszący szloch i unoszę twarz ku pochmurnemu niebu, milcząco prosząc Boga o siłę. O wybaczenie. O rozgrzeszenie ze wszystkiego, co jeszcze uczynię.
Ponieważ nie przestanę. Dla niego. Za niego. W ramach pokuty. Dla spokoju mojej rozerwanej duszy i poharatanego serca.
Jeśli istniejesz, Boże, to mnie rozumiesz. Jeśli nie istniejesz, to to i tak nie ma znaczenia.
Wstrzymuję oddech, gdy mimo szalejącej wokół burzy, do moich uszu dociera odgłos łamanej gałęzi. To przytłaczające, ponieważ wiem, bez odwracania się za siebie, kto to. Tylko jedna osoba byłaby na tyle bezczelna, by przyjść tutaj za mną.
Pochylam głowę, a mokre pasma włosów przylepiają się do mojej twarzy, kiedy się zbliża. Moje zlodowaciałe dłonie drżą, gdy przejeżdżam sinymi z zimna palcami po udach, próbując w ten sposób opanować wszystkie pochłaniające mnie emocje. Nie wstaję jednak, tylko wciąż klęczę, czując, jak moje kolana zapadają się lekko w mokrej trawie.
Zawsze klęczę.
Błagam go o wybaczenie, którego nigdy nie uzyskam. Błagam siebie, bym potrafiła sobie wybaczyć. Błagam Boga, by pozwolił mi swobodnie oddychać, chociaż przez sekundę nie czując tego bezbrzeżnego cierpienia.
– Myślałam – charczę cicho, patrząc na czarne buty, które zatrzymały się obok. – Że wyraziłam się dostatecznie jasno, mówiąc ci, byś nigdy, przenigdy tutaj za mną nie przychodził.
Milczy przez kilka długich sekund i wiem, co robi. Czyta napis. Czyta imię i nazwisko. Czyta daty, właśnie dowiadując się, kiedy zakończyło się moje życie.
– Nie dałaś mi wyboru.
To nie jego opanowany, tak inny niż zawsze, głos sprawia, że parskam, unosząc na niego zapłakaną twarz i patrząc pomiędzy kroplami deszczu.
Ma na sobie tylko cienką, szarą koszulkę, która już jest przemoczona, ale wydaje się tego nie zauważać, gdy wpatruje się we mnie tymi niebieskimi oczami.
Krople co chwilę zatrzymują się na jego czarnych, gęstych rzęsach, po czym toczą ścieżkę prosto do jego ust, ale nie robi nic, by to powstrzymać.
Po prostu na mnie patrzy, czekając.
Wymaga, bez słów. Żąda, abym dała mu to, czego nie chcę mu dać.
Jak zawsze nie przyjmuje słowa „nie”.
– Wybór? Nie tak wygląda życie, złoty chłopcze. – Posyłam mu zimny, drżący uśmiech. – Ale co ty o tym wiesz? Co wiesz o życiu, zwłaszcza takim, które cię nienawidzi? Co wiesz o ranach, które nigdy się nie zagoją? O dziurze, wielkości pięści w twojej duszy, z której sączy się jad tak palący, iż wyżera ostatnie pozostałe w tobie resztki człowieczeństwa? No dalej, Gavin. Z niecierpliwością czekam na jedną z twoich ripost. Może rzucisz jakiś kawał? Przecież zawsze masz tyle do powiedzenia. Tysiąc komentarzy na każdy temat.
– Wiesz równie doskonale jak ja, że gdybym chciał, dowiedziałbym się wszystkiego o twojej przeszłości w ciągu kilku minut, lecz nie zrobiłem tego…
– I mam ci za to dziękować? – sarkam, mokrym przedramieniem odgarniając włosy do tyłu. – Mam ci dziękować za to, że nie wykorzystałeś swoich brudnych pieniędzy, by mnie sprawdzić? Swojej pozycji, którą zawdzięczasz bratu? Dla ciebie życie to jedna wielka zajebista zabawa, prawda? Hulaj dusza, piekła nie ma. Trochę pozabijasz, trochę popieprzysz, żadnych problemów, żadnych zmartwień. No kto by nie chciał takiego życia jak twoje?! – unoszę się, czując, jak cała się trzęsę, chociaż nie wiem, czy to zdenerwowanie czy przemarznięcie powodują drgawki na moim ciele.
Gavin nic nie mówi, przyglądając mi się z dziwnym wyrazem twarzy, na co tylko prycham i potrząsam głową.
– Wstawaj. – Nachyla się i jednym szarpnięciem stawia mnie na nogi.
Przez ułamek sekundy jestem tak zszokowana, że nie reaguję, ale szybko odzyskuję rezon. Odpycham się od niego tak gwałtownie, że nie ma wyjścia, musi mnie puścić, a to z kolei sprawia, iż ślizgam się na mokrej ziemi i upadam z impetem w błotnistą kałużę.
– Zostaw mnie w spokoju! Tyle razy ci mówiłam, żebyś zostawił mnie w spokoju! – krzyczę, teraz zanosząc się histerycznym płaczem. – Nic nie rozumiesz, słyszysz?! Ty kompletnie nic nie rozumiesz! – zawodzę, zatapiając dłonie głębiej w błocie, kiedy cofam się dalej od niego.
– To pozwól mi zrozumieć! – wrzeszczy, wskazując dłonią na nagrobek. – Pozwól mi zrozumieć – powtarza już spokojniej, robiąc krok w moją stronę. – Chcę tylko, byś pozwoliła mi zrozumieć – prosi, wyciągając dłoń w moją stronę i czekając, aż podejmę decyzję.
Nie chcę. Nie mogę.
Chcę. Potrzebuję.
Za bardzo. Zbyt mocno. Ze wszystkich sił, które mi jeszcze pozostały.
Tak ogromnie, że mnie to przeraża. Paraliżuje.
Nie mogę mu na to pozwolić. Nie mogę do tego dopuścić.
To oznacza przywiązanie. To oznacza uczucia. Uczucia oznaczają możliwość utraty.
Strach jest zbyt wielki.
Utrata za bardzo boli.
A ból zabija…Rozdział 1 Aurora
Trzy tygodnie wcześniej…
Demi Lovato – Warrior
– Ale obiecujesz, że jak tylko będziesz mogła, to nas odwiedzisz?
Cichy, drżący głos sprawia, że mrugam kilkukrotnie, by odgonić łzy, zanim przenoszę spojrzenie na Mollie.
Dziewczynka ściska w dłoniach swojego ulubionego, wysłużonego misia, mocno zagryzając usta, żeby się nie rozpłakać. Padam przed nią na kolana, przyciągam do siebie i przytulam.
– Przyjadę, jak tylko będę mogła – mówię kojącym głosem. – Zawsze możesz poprosić którąś ciocię, żeby dała ci do mnie zadzwonić. Każdy z was może. – Odsuwam się i rozglądam po smutnych, dziecięcych twarzyczkach.
Wymuszam uśmiech, kiedy wstaję i zbieram wszystkie pożegnalne kartki, które dla mnie narysowali. Dla mnie jest to równie trudne, co dla nich, a może nawet bardziej. Gdy zatrudniałam się w tej placówce opiekuńczej, jako pomoc, obiecywałam sobie, że to tylko na chwilę, bym mogła uzyskać potrzebne mi informacje, a zaraz po tym zrezygnuję.
Zostałam rok.
Niełatwo jest zostawić grupę dzieci, które przywiązują się niewiarygodnie szybko, ale nadszedł mój czas.
Muszę wrócić do domu.
Po latach spędzonych w tym mieście przyszła pora, bym wróciła do Londynu.
Tutaj jest zbyt wiele wspomnień, z którymi nie mogę sobie poradzić. Zbyt wiele osób, które wiedzą, co mnie spotkało, i zbyt wielu ludzi, którzy patrzą mi na ręce.
W Londynie są moi rodzice i rodzeństwo. Jest również cmentarz, na którym pochowany jest kawałek mojej duszy. I ludzie, którzy nie chcą mnie spotkać, ale ja niewiarygodnie mocno pragnę spotkać ich.
To miasto jest dla mnie za małe.
Za małe dla wszystkiego, co jeszcze muszę zrobić.
A mam do wykonania sporo cholernej pracy.
***
Wchodzę do mieszkania, z pełną świadomością, że przekraczam ten próg po raz ostatni.
Decyzję o przeprowadzce przekładałam z tygodnia na tydzień, wciąż znajdując sobie tutaj nowy cel, ale teraz, kiedy w końcu uznałam, że to najwyższy czas, czuję jedynie ulgę.
Wzdycham ciężko, kładąc na podłogę wszystkie swoje rzeczy, które zabrałam z pracy, zanim niedbale skopuję tenisówki. Słyszę dzwonek telefonu i nawet nie muszę patrzeć na ekran, ponieważ od razu wiem, kto dzwoni.
– Wszystko dotarło? – rzucam, niespiesznie wchodząc do salonu, w którym stoi kilka ostatnich kartonów.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry, Alex – mruczę, opadając na sofę. – Będziesz łaskawy i powiesz mi, czy wszystkie moje rzeczy dotarły czy jednak muszę zadzwonić do firmy transportowej, aby uzyskać te cenne informacje? – sarkam, na co w odpowiedzi dosłownie zgrzyta zębami.
– Aurora – fuka, zanim słyszę, jak wypuszcza długi oddech. – Wszystko dotarło. Łącznie z twoją niemałą kolekcją noży, przez którą musiałem ściemniać facetowi, że jesteś zapaloną kolekcjonerką, a to wszystko jest legalne.
– To nie miało jechać. Musiałam niechcący pomylić karton. – Wzruszam ramionami, chociaż on nie może mnie zobaczyć. – I przestań robić z siebie świętego, braciszku. To nie tak, że to pierwsze kłamstwo, które musiało wyjść z twoich niewinnych ust – prycham, zarzucając nogi na stolik. – Poza tym kto dał wam prawo do grzebania w moich rzeczach?
– Taśma nie wytrzymała i wszystko się wysypało, kiedy facet go przenosił – tłumaczy niechętnie. – Aurora…
– Dajesz – wzdycham, słysząc jego poważny ton.
– Po co ci to wszystko?
Zważywszy na to, czym Alex zajmuje się dla Lloyda – czym zajmuje się od wielu lat – doskonale zdaje sobie sprawę, że nie ma prawa mnie pouczać. A biorąc pod uwagę fakt, iż od ośmiu lat, czyli odkąd wyjechałam z Londynu, wytworzył się między nami spory dystans, nie ma prawa wnikać w moje życie prywatne.
I chociaż czasami naprawdę chciałabym mu powiedzieć – powiedzieć komukolwiek – to po prostu nie mogę, ponieważ wiem, że gdyby się o tym dowiedział, to prędzej zamknąłby mnie pod kluczem, niż pozwolił kontynuować.
A ja muszę to robić.
– Jestem zapaloną kolekcjonerką, zapomniałeś? – pytam, cmokając znacząco. – Muszę kończyć. Będę na miejscu jutro koło południa. Na razie.
Rozłączam się, nie czekając na jego odpowiedź. Nie mam chęci teraz wdawać się w dyskusję, która i tak nie przyniosłaby nic oprócz jeszcze większego napięcia między nami.
Patrzę w stronę sypialni, po czym na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech. Prawie zapomniałam, że w końcu nadszedł czas, bym pobawiła się prezentem, który sobie sprawiłam.
Ponoć każda kobieta powinna sobie od czasu do czasu kupić coś ładnego, dla lepszego samopoczucia.
Z nową energią wstaję i idę do sypialni, po czym otworzywszy drzwi szafy, wyciągam mojego pięknego, nowiutkiego chłopca.
– No witaj, skarbie.
Przerzucam kij bejsbolowy z ręki do ręki, przypatrując mu się przez chwilę, zanim wracam do salonu i rozglądam się wokół.
Mieszkanie, które wynajmuję, było puste, gdy się do niego wprowadzałam. Każdy mebel tutaj jest mój, a nowi najemcy, którzy zajmą to miejsce od przyszłego tygodnia, życzyli sobie, by wszystko zniknęło. Z kolei mieszkanie, które znalazłam w Londynie, jest w pełni umeblowane. Poza tym nie chcę zabierać tych rzeczy ze sobą. Wszystko, co chciałam zatrzymać, znajduje się w kartonach.
Okrążam powoli pomieszczenie, sunąc palcem wskazującym po komodzie, aż docieram do ściany, na której wciąż wiszą zdjęcia – te, których nie chcę wziąć ze sobą.
Przechylam głowę, przypatrując się swojej młodszej, roześmianej wersji i postanawiam, że to idealna rzecz, od której mogę zacząć.
Unoszę kij, ściskając go obiema dłońmi i przez sekundę się waham, kiedy myślę o ekipie sprzątającej, która ma się tutaj jutro pojawić.
Nawet jest mi ich żal… Ale siebie bardziej.
Więc uderzam.
Setki razy, wkładając w to całą swoją siłę, by ulżyć sobie chociaż odrobinę. Kiedy kończę w ostatnim pomieszczeniu, jest mi nawet trochę lepiej.
Przez całe pięć minut.
***
Gavin
– Nowy?
Przenoszę wzrok z talerza na Ronnie, która wskazuje widelcem na moją szyję.
– Zależy, o który pytasz. – Mrugam do niej, czując, jak Claudia kopie mnie pod stołem. – Nowy, nowy – przyznaję, ledwie zerkając na młodą, ponieważ bardzo dobrze wiem, o co jej chodzi. – Kończy mi się miejsce powoli, ale spoko, mam jeszcze trochę na dupie, na stopach, na fiu…
– Gavin! – krzyczy Veronica, zakrywając uszy dłońmi, na co wzruszam ramionami, szczerząc się.
Ciągle mnie zadziwia, jak po ponad dwóch latach z moim bratem wciąż się rumieni na każde wspomnienie o seksie. Nie straszne jej broń, lewe interesy czy opatrywanie mojej obitej gęby, z którą ostatnio dosyć często wracam, ale gdy tylko powiem coś o seksie albo czymkolwiek z nim związanym, od razu czerwieni się, jakby nigdy nie widziała członka.
Nieraz miałem głośne dowody na to, że ogląda go wyjątkowo często.
– Ale fajny? – rzucam mimochodem, opierając się wygodnie.
– Tak. Może też sobie kiedyś jakiś zrobię – stwierdza z lekkością, zerkając na Tobiasa, który zaprzecza ruchem głowy, nawet nie odrywając wzroku od posiłku.
– Nie zrobisz.
– Bo? – pyta hardo, a ja krzyżuję ręce, z radością obserwując jedną z ich sprzeczek.
– Bo nie.
– Lubi twoją gładką skórę, mała. – Mrugam do niej, lecz nie wydaje się przekonana. – Ale tak ogólnie, Tobias, to nie masz nic przeciwko, żeby kobieta robiła sobie tatuaże? – dopytuję się, kiedy mój brat usilnie stara się zignorować spojrzenie, jakie posyła mu Veronica.
– Oczywiście, że nie, dopóki tą kobietą nie jest moja żona.
– No i świetnie. – Klaszczę, zanim wskazuję na niego palcem. – Pamiętaj, co powiedziałeś – zaznaczam, na co mruży oczy. – Słyszałaś, młoda? Tobias nie ma nic przeciwko. Możesz się dziarać, ile dupa zapragnie.
– Dusza – poprawia Tobias, patrząc na mnie z mordem w oczach.
– O, nawet ile dusza zapragnie – zwracam się do Claudii. – I sprawa załatwiona. Jutro cię umówimy. – Wstaję, nim brat mnie sięgnie, i kieruję się do wyjścia, pogwizdując, zanim przypominam sobie, że nie zrobiłem dzisiaj losowania.
Wracam do stołu, nie zwracając uwagi na ich sprzeczkę na temat tatuażu Claudii. Robię sobie trochę miejsca, po czym kładę na środku nóż i zakręcam nim, jakbym grał w ruletkę.
– Co ty wyprawiasz? – wzdycha Tobias, jakby nie miał do mnie siły, ale ja skupiam się na kręcącym ostrzu.
– Plany na wieczór.
Ostatnio znalazłem sobie nową rozrywkę i pozwalam, by jedno zakręcenie nożem wybrało mi zajęcie na wieczór. To albo nuda, albo po prostu dostaję pierdolca… Z nudów.
– Wszystko gotowe w warsztacie? Pamiętasz o…
– Pamiętam – przerywam mu, obserwując kręcące się ostrze.
Pracy mam dużo, co nie zmienia faktu, że mam dziwne poczucie, iż czegoś mi brakuje. Jakiejś adrenaliny. Czegoś nowego, co sprawiłoby, że wyładuję się bądź na moment uciszę wieczny chaos w mojej głowie.
To się w końcu robi męczące, ciągłe myślenie o milionie spraw na minutę.
Trzeba sobie jakoś urozmaicać życie.
– A te rozliczenia, które…
– To już dawno zrobione. – Zerkam na niego wymownie.
Jeśli ostrze wskazuje na moją połowę domu, to idę postrzelać i poćwiczyć. Przynajmniej te umiejętności są dla mnie zawsze pożądane.
Jeśli na połowę Veroniki i Tobiasa, to idę znaleźć panienkę na noc… albo na kilkanaście minut w barowej łazience. To też ostatnio zawiewa nudą. Niczym mnie te kobiety już nie potrafią zaskoczyć. Nieraz nie zdążam machnąć palcem, a one już pochylone i zadowolone. No żadnego wyzwania.
Nuda w chuj i ciut-ciut.
Jeśli ostrze wskazuje ogród albo podjazd przed domem, to wtedy muszę dłużej poszukać swojej rozrywki, ale za to jaka później jest satysfakcja! I wykurwista adrenalinka, a przecież to ona sprawia, że człowiek czuje, że żyje! Dlatego najbardziej lubię tę możliwość – idę sobie wówczas do jakiegoś baru i z zacisza obserwuję, szukając śmiałka, który prosi się o wpierdol. A później ćwiczę swoje umiejętności. I to są wymarzone plany na wieczór…
Mrużę oczy na nóż, który wskazuje na moją połowę domu.
– To twoja wina. – Podnoszę go i ostrzem wskazuję na Tobiasa, zanim ponownie zaczynam swoją zabawę.
Wstrzymuję oddech, pochylając się blisko wirującego noża, jakbym samym spojrzeniem mógł sprawić, że wskaże to, czego sobie życzę.
Potrzebuję rozproszenia. Potrzebuję jakiejś zmiany. Potrzebuję, kurwa… Sam już nie wiem czego, ale wciąż szukam. I muszę to w końcu znaleźć.
Kiedy widzę, że nóż ponownie wskazuje na moją połowę domu, zaciskam usta, głęboko oddychając, nim pędem wychodzę z salonu.
No teraz to potrzebuję się napić.
Wredny skurwiel.