- promocja
Wzgórze Niezapominajek - ebook
Wzgórze Niezapominajek - ebook
Miał być piękny ślub i szczęśliwe życie we dwoje, ale plany rozwiały się w kilka godzin. Lena wyjeżdża do rodzinnej miejscowości nad jeziorem, by w bezpiecznym domu babci leczyć złamane serce. Tam odkrywa, że przyjaciółka z dawnych lat, Julia, która zmarła przed rokiem, coś jej zostawiła. W szkatułce w niezapominajki czeka list i wskazówki do odkrycia tajemnic, które dotyczą Leny, Julii i paru bliskich osób. Lena postanawia wyjaśnić wszystkie sekrety i poznać prawdę - nie tylko o sobie.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3102-2 |
Rozmiar pliku: | 987 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Julia, maj 2014
Spojrzała na skąpane w zieleni i błękicie wzgórze. Niezapominajki kwitły w tym roku tak intensywnie jak dawniej. To przywoływało wspomnienia tych letnich dni, które tak wiele dla niej znaczyły i które już nigdy nie wrócą. Cieszyła się, że tu przyjechała, choć początkowo miała obawy, że po tylu latach i po tym wszystkim, co się wydarzyło, będzie to jak skok do lodowatej wody. Teraz przepełniał ją jednak spokój i nostalgia. Nie było w tym nic ze strachu. Nie teraz, kiedy wiedziała, co prawdopodobnie ją czeka. Oczywiście była jeszcze nadzieja, ale Julia od początku czuła, że w tym, co ją spotkało, była jakaś sprawiedliwość, jakby naturalna kolej rzeczy.
Pogładziła pień starego drzewa i poczuła się, jakby dotykała przyjaciela niewidzianego od lat. Spojrzała w górę i dotknęła rozłożystej gałęzi. Ciągle nadawała się idealnie do siedzenia. Przypomniała sobie, jak spędzały tu z Leną wiele ciepłych dni. To drzewo znało tyle ich tajemnic. Od jednej z nich każdemu człowiekowi ścierpłaby skóra, a to drzewo przez tyle lat chroniło ją ze spokojem. Człowiek być może nie wytrzymałby i w końcu wyjawił tajemnicę. Drzewo milczało.
Wdrapała się na górę i rozejrzała dookoła. Widziała w dole błękitną taflę jeziora, która połyskiwała w słońcu, zielone łąki, las w oddali i domy z czerwonymi dachami, które przywodziły na myśl dziecięce zabawki. Wszystko, całe Błękitne Brzegi, wyglądały jak baśniowa kraina. Niemal zapomniała już, jaki piękny rozpościerał się stąd widok. Sięgnęła ręką wyżej, między gęste liście, i odnalazła niewielką dziuplę. Wsadziła do środka rękę, z podekscytowaniem i niepokojem zarazem. Bała się, że niczego tam nie znajdzie. Po chwili jednak wyczuła twardy kanciasty przedmiot. Szkatułka wciąż tam była. Wyjęła ją. Farba w wielu miejscach wyblakła i złuszczyła się do tego stopnia, że ledwie można było dostrzec motyw niezapominajek. Chciała unieść wieczko, ale zamek wciąż trzymał. Nikt przez tyle lat nie zdołał odkryć tej kryjówki. Sięgnęła do torebki i wyjęła niewielki, poczerniały i lekko pordzewiały kluczyk. Otworzyła szkatułkę i zaczęła przeglądać jej zawartość. Wszystkie dziecięce skarby były na miejscu: kamyki, ozdobny guzik, stare monety, mała plastikowa laleczka, pierścionek z błękitnym oczkiem. Julia sięgnęła jeszcze raz do torebki i wyjęła drugą drewnianą szkatułkę. Porównała je i stwierdziła, że udało jej się dobrze odwzorować oryginał. Gdyby nie to, że jedna szkatułka na skutek upływu czasu tak bardzo się zniszczyła, byłyby niemal identyczne. Otworzyła tę nowszą wersję i wyjęła ze środka białą kopertę. Włożyła ją do starej szkatułki, a potem zamknęła wieczko, przekręciła kluczyk i schowała ją z powrotem do kryjówki. Pordzewiały kluczyk włożyła do nowej szkatułki.
Zanim odeszła, przystanęła na wzgórzu otoczona trawą i niezapominajkami i rozejrzała się. Starała się zapamiętać wszystko jak najlepiej, żeby móc – kiedy tylko będzie chciała – przywołać w pamięci wspomnienie tego miejsca. Czuła, że już nigdy nie uda jej się tu wrócić.
W końcu ruszyła w dół wzgórza. Było jeszcze kilka miejsc, które musiała odwiedzić i kilkoro ludzi, z którymi chciała się spotkać. Wszyscy znali jedną z jej tajemnic, choć każdy inną.
Stary dom trwał niezmieniony, taki, jakim go zapamiętała. Ogród, jak zawsze wspaniały i zadbany, obudził się już do życia. Czuła słodki zapach kwitnących bzów i jaśminu. Wiosenne kwiaty pyszniły się barwami, kusząc szybkie jak iskry pszczoły i majestatyczne trzmiele. W koronach drzew nawoływały ptaki. Wiedziała, że za kilka miesięcy, latem, będzie tu jeszcze piękniej. Wszystko wokół żyło, pulsowało, pachniało czymś nowym, świeżym i czystym. Przez moment poczuła się trochę jak intruz, który zakradł się do zakazanego ogrodu. Noszący w sobie zaczątki śmierci, która toczyła go z każdym dniem bardziej i bardziej… Otrząsnęła się jednak i odrzuciła te myśli, starając się chłonąć wszystko dookoła. Przysiadła na ogrodowej huśtawce, na której siadała setki razy. Powitała ją znajomym skrzypnięciem. Julia przymknęła oczy, wystawiając twarz do słońca. Czuła spokój. Wiedziała, że to, co chce zrobić, będzie najlepszym wyjściem. Zostawić w jakimś stopniu to wszystko losowi. Wprawić kostki domina w ruch i patrzeć, czy przewraca się cały ciąg kolejnych, czy też upadnie tylko kilka, a potem wszystko zamrze w bezruchu. Odetchnęła głęboko, wstała i ruszyła do drzwi. Z uchylonego okna sieni wydobywał się wspaniały zapach. Znała go dobrze. Unosił się z jej ulubionych ciasteczek cytrynowych. Niemal poczuła na języku ich słodycz, przypomniała sobie ich kruchość i to cudowne uczucie, kiedy rozpływały się w ustach. Czy to zwykły przypadek, czy też coś więcej? „Czy Florentyna mogła przeczuwać, że akurat dzisiaj, po tylu latach tu wrócę?” – pomyślała.
Jeszcze niedawno sama Julia nie wiedziała, że tu będzie, jednak już jako dziecko uważała, że staruszka ma w sobie coś wyjątkowego, jakby szósty zmysł. Na parapecie grzał się w słońcu czarny kot i Julia przez chwilę myślała, że to Chmura, ale to nie mogła być ona. Kiedy ostatni raz ją widziała, była bardzo stara, choć jeszcze żwawa. Niemożliwe, że żyła tyle lat. Ta kotka – bo Julia z jakiegoś powodu była przekonana, że to kotka – bardzo przypominała Chmurę, jednak nie miała białej plamy na brzuchu, dzięki której i przez wyjątkowo marudne usposobienie zyskała swoje imię. Ta była całkiem czarna, nawet bez malutkiego akcentu bieli. Julia wyciągnęła rękę i pogładziła lśniącą sierść kotki. Poddała się tej pieszczocie z zadowoleniem, by jednak po chwili gniewnie pomachać ogonem. Potem lekko złapała zębami rękę Julii na znak protestu, zeskoczyła z parapetu i zniknęła w rabacie kwiatów. To zachowanie przypominało Chmurę. Obie z Leną ją uwielbiały i nigdy nie przeszkadzała im humorzastość kotki. Był w tym jakiś urok. Zastanawiała się nawet, czy to nie przypadek jakiejś kociej reinkarnacji.
Zapukała ostrożnie. Stała przez chwilę i w napięciu czekała. Nagle poczuła zdenerwowanie, choć przez ostatnich kilka dni przygotowywała się na to spotkanie i myślała o tej chwili dziesiątki razy. Już miała zapukać ponownie, przekonana, że nie została usłyszana, kiedy za drzwiami rozległy się kroki. Serce zaczęło jej bić niespokojnie, jakby lada chwila miało wyskoczyć z piersi. W końcu drzwi się otworzyły. Florentyna niewiele się zmieniła przez te lata. Na jej twarzy pojawiło się więcej zmarszczek, ale oczy pozostały niezmienione – błękitne, żywe i bystre, o intensywnym kolorze chabrów. Serce Julii ścisnęło się na wspomnienie oczu osoby, którą niegdyś tak bardzo kochała. Ich spojrzenia spotkały się. Staruszka wpatrywała się w nią uważnie. Julia zaczęła obawiać się, że jej nie poznaje, nie mogła jednak wykrztusić z siebie ani słowa. Po chwili Florentyna uśmiechnęła się lekko, a w jej oczach mignęła radość. Wyciągnęła do Julii pomarszczoną dłoń i ujęła za rękę.
– Julia… – powiedziała swoim ciepłym głosem, który koił nerwy równie skutecznie jak jej wspaniałe wypieki. – Miałam nadzieję, że kiedyś wrócisz. Miło cię widzieć. – Pociągnęła ją lekko w głąb domu, skąd wydobywał się wspaniały zapach. – Chodź. Mam twoje ulubione ciasteczka.
Lena, sierpień 2016
Zawsze zadziwiało mnie, jak wiele w życiu może zmienić przypadek, jedno pozornie nic nieznaczące wydarzenie. Zupełnie jakby nieświadomie chwytało się wystającą krótką nitkę w swetrze, a po chwili trzymało w ręku cały kłębek. Czasami, kiedy coś się spruje, okazuje się, że pod spodem nie ma tego, na co się czekało. Że pod wierzchnią warstwą było ukryte coś, o istnieniu czego nie mieliśmy pojęcia. To bywa bolesne, ale też krzepiące. Bo zawsze z tego kłębka można zrobić nowy sweter. Taki, który będzie idealnie pasował. Można spruć swoje dotychczasowe życie i zacząć od początku.
Ja złapałam za tę nitkę kilka miesięcy temu, kiedy weszłam do pewnego lasu. Być może zbyt daleko sięgam w przeszłość, ale kiedy się nad tym zastanawiam, to właśnie tam musiał być początek, który doprowadził mnie do miejsca, w którym jestem. Dzięki temu dowiedziałam się też tego, co w innym przypadku być może na zawsze pozostałoby tajemnicą.