Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Yggdrasil. Struny czasu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
42,00

Yggdrasil. Struny czasu - ebook

Niezależna seria i kontynuacja tetralogii "Wikingowie". Lubicie powieści o podróżach w czasie? Widzieliście siebie oczyma wyobraźni w starożytnym Egipcie lub na smoczej łodzi wikingów? A może sięgaliście jeszcze głębiej, do mezozoiku i potężnych dinozaurów? Yggdrasil. Struny czasu to pierwszy tom sagi spod znaku fantastyki, science fiction i powieści drogi. Akcja rozgrywa się w dalekiej przyszłości, w średniowieczu i… w paleolicie, trzydzieści pięć tysięcy lat temu, gdy na terenach współczesnej Europy żyli wespół neandertalczycy i nasi przodkowie. Między pierwotnych ludzi trafia grupa X-wiecznych Słowian wraz z oddziałem wikingów – zbójów, jakich mało. Wśród nich Erik, syn Eryka Zwycięskiego i Świętosławy, którego Czytelnicy mieli okazję poznać w historycznej tetralogii Wikingowie. Czy dobra średniowieczna stal pomoże przetrwać ludziom z X wieku, w czasach gdy po ośnieżonych równinach dzisiejszej Europy wędrowały olbrzymie stada reniferów, tabuny dzikich koni, gigantyczne nieustraszone mamuty i ciągnące w ślad za nimi drapieżniki? Prawdę mówiąc… to jeden z najlepszych pomysłów, na jakie ostatnio natknęłam się w polskiej literaturze fantastycznej. efantastyka.pl Radosław Lewandowski nie tylko konsekwentnie realizuje wcześniej opracowany plan, ale też z niezwykłą wprawą oddaje klimat wszystkich epok. gexe.pl Mamy tutaj niezłą, fantastyczną jazdę po bandzie, a takie literackie fazy po prostu uwielbiam. Krzysztof Największa zaleta książki – potrafi zabrać czytelnika w fascynującą podróż i sprawia, że z przyjemnością i uśmiechem na twarzy przewraca się kolejne strony.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67942-03-4
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od au­tora

Dro­dzy Czy­tel­nicy, pod­ją­łem się wzno­wie­nia pierw­szej mo­jej se­rii za­ty­tu­ło­wa­nej Yg­g­dra­sil z wielu wzglę­dów.

Dwie od­rębne sagi – hi­sto­ryczną i z ga­tunku science fic­tion – łą­czy wspólny bo­ha­ter: Erik Eriks­son, syn Eryka Zwy­cię­skiego i Sy­grydy Stor­rådy, zwa­nej Świę­to­sławą. Po­wią­za­łem je więc tak, by Yg­g­dra­sil sta­no­wił kon­ty­nu­ację te­tra­lo­gii Wi­kin­go­wie. W tej se­rii po­zna­cie dal­sze losy tego śre­dnio­wiecz­nego wo­jow­nika i tu­ła­cza.

Książka też nieco wraz ze mną doj­rzała. Na po­czątku pi­sar­skiej drogi wa­ha­łem się choćby przy opi­sach seksu mię­dzy bo­ha­te­rami i w tym ele­men­cie do­strze­że­cie zmianę. Ale „do­ra­sta­nie” po­wie­ści to nie tylko ko­sme­tyka – to także le­piej do­pra­co­wany wstęp, który te­raz stał się mrocz­niej­szy i bar­dziej zło­wiesz­czy…

Poza tym dwuk­siąg wy­ma­gał ucze­sa­nia. Po­wieść ­Yg­g­dra­sil. Struny czasu była moją pierw­szą książką wy­daną dru­kiem. Pierw­szym dziec­kiem z prze­no­szo­nej pi­sar­skiej ciąży, czego efek­tem są drobne wpadki i sza­leń­stwo po­my­słów. To dru­gie po­zo­stało, jed­nak tekst uległ wy­gła­dze­niu. ­Za­słu­gi­wał na to.

Last but not le­ast – pod­ją­łem się prac nad wzno­wie­niem na prośbę mo­ich Czy­tel­ni­ków. Dzię­kuję Wam, moi dro­dzy. Pi­sarz bez od­bior­ców jest ni­czym ża­glo­wiec bez wia­tru, koń po­zba­wiony dwóch nóg, czło­wiek bez ro­zumu, czy wresz­cie… przy­tulny, ale pu­sty dom – zbędny.

Nie zro­bił­bym jed­nak tego kroku bez mo­jej wier­nej Czy­tel­niczki i pi­sar­skiej Przy­ja­ciółki Re­naty No­wak, która za­jęła się re­dak­cją i ko­rektą po­wie­ści. Dzięki niej od­daję do Wa­szych rąk po pro­stu lep­szy tekst. Nie zda­je­cie so­bie sprawy, z jak wielu dro­bia­zgów składa się pro­ces wy­daw­ni­czy, a mnie – co przy­znaję ze wsty­dem – bra­kuje cza­sem nie­zbęd­nej de­ter­mi­na­cji w do­cho­dze­niu do szcze­gó­łów. W ogóle by­wam czło­wie­kiem śnią­cym na ja­wie i gdyby nie Re­nata… Niech pi­sar­scy bo­go­wie spo­glą­dają na Cie­bie z uśmie­chem tak, jak ro­bię to ja.

Skła­niam głowę przed od­po­wie­dzial­nym za skład i ła­ma­nie gra­fi­kiem Ma­te­uszem Ci­cho­szem, ko­rek­torką Mał­go­rzatą Pio­tro­wicz oraz Tom­kiem Ma­roń­skim, któ­rego wspa­niałe okładki mo­że­cie oglą­dać we wszyst­kich mo­ich po­wie­ściach. Dzię­kuję także ko­lo­ro­wej braci z wy­daw­nictw au­tor­skich, przy­kłady Ich ta­lentu znaj­dzie­cie na końcu tej książki. Spo­ty­kamy się pod­czas licz­nych im­prez tar­go­wych – to nie­zwy­kle in­spi­ru­jące oglą­dać przy pracy in­nych Sy­zy­fów.

Dzię­kuję też pa­tro­nom tego wy­da­nia. Bez do­brej pro­mo­cji każdą książkę czeka ciemny piw­niczny loch. Uczy­nili mi ten za­szczyt, a wy­bra­łem naj­lep­szych z naj­lep­szych (ko­lej­ność przy­pad­kowa z wy­jąt­kiem pierw­szej po­zy­cji):

- Iwona Nie­zgoda – pro­wa­dząca bloga: Gó­ralka czyta,
- Mo­nika Ja­now­ska – pro­wa­dząca bloga: mo­ni­ka­_i­_k­siaz­ki78,
- Ewa Anna So­snow­ska – pro­wa­dząca fan­pej­dża: Li­bra­Czyta,
- Anna Bie­drzycka – pro­wa­dząca fan­pej­dża: Czy­tel­ni­cza Norka,
- Ju­lita – pro­wa­dząca stronę: Za­czy­tany Książ­ko­ho­lik,
- San­dra Jur­czyk – pro­wa­dząca konto na In­sta­gra­mie: My Re­ading Ima­gi­na­tions,
- Pa­try­cja Da­ria Kra­snow­ska – pro­wa­dząca konto na In­sta­gra­mie: bo­ok­s_i­n_blo­od1,
- Ra­fał Bor­kow­ski – pro­wa­dzący bloga: Książ­kowa Wieża,
- Bar­tosz Bro­żek – pro­wa­dzący fan­pej­dża: w_k­siaz­ka­ch_i­_ko­mik­sach,
- Kinga Wi­śniew­ska – pro­wa­dząca konto na In­sta­gra­mie: Czy­tam Pe­ru­nowi.

Do­brej za­bawy! Po­dziel­cie się opi­niami na książ­ko­wych fo­rach. Roz­pę­taj­cie bu­rzę z pio­ru­nami!PROLOG

TRAP­PIST-1 – Układ Czer­wo­nego Karła

Flota krą­żow­ni­ków roz­darła błonę lo­kal­nego wszech­świata i dwa­dzie­ścia po­tęż­nych okrę­tów bez­gło­śnie wśli­zgnęło się do wi­dzial­nej prze­strzeni. Nie­wielka, cze­ka­jąca na tę chwilę szpie­gow­ska sonda prze­słała przy­by­szom zbie­rane la­tami pa­kiety in­for­ma­cji.

Wo­kół ga­sną­cej gwiazdy krą­żyło sie­dem ska­li­stych pla­net, ale tylko druga miała at­mos­ferę i wa­runki do ży­cia. Gę­sta po­włoka chmur znacz­nie utrud­niała ob­ser­wa­cję fauny i flory, jed­nak ka­ta­lo­go­wa­nie oka­zów było trze­cio­rzęd­nym za­da­niem zwia­dowcy. Miał oce­nić po­ten­cjał tech­niczny ma­te­riału bio­lo­gicz­nego, roz­miesz­cze­nie struk­tur obron­nych – o ile ta­kie ist­nieją – lo­ka­li­za­cję pla­net i ko­smicz­nych baz wy­ma­ga­ją­cych ste­ry­li­za­cji. Ter­mi­na­cja musi być kom­pletna.

Ma­te­riał osią­gnął czwarty sto­pień roz­woju w dzie­się­cio­stop­nio­wej skali Heg­gha, tym sa­mym się roz­ple­nił – za­jął łącz­nie trzy globy po­ło­żone naj­bli­żej Czer­wo­nego Karła. Wię­cej, zda­wał się ga­tun­kiem agre­syw­nym lub do­świad­czył w swo­jej hi­sto­rii wro­giego kon­taktu, sfera w od­le­gło­ści do osiem­dzie­się­ciu lat świetl­nych była bo­wiem gę­sto usiana kon­struk­cjami obron­nymi z na­cho­dzą­cymi na sie­bie po­lami ostrzału. We­dług da­nych prze­ka­za­nych przez sondę każdy taki fort dys­po­no­wał gru­bym pan­ce­rzem z Ti­3Au, pry­mi­tywną cy­ber­ne­tyczną SI, co naj­mniej jedną ba­te­rią ra­kiet z gło­wi­cami ją­dro­wymi i obroną punk­tową, którą za­pew­niały szyb­ko­strzelne działka ki­ne­tyczne. Dzięki wy­daj­nym, choć wielce pry­mi­tyw­nym sil­ni­kom fu­zyj­nym kon­strukty te za­cho­wały nad­spo­dzie­wa­nie wy­so­kie zdol­no­ści ma­new­rowe.

Po­ja­wie­nie się ar­mady de­zyn­fek­cyj­nej spro­wo­ko­wało wzmo­żony ruch w ukła­dzie i trzeba przy­znać, że ak­cję prze­pro­wa­dzono nie­zwy­kle spraw­nie. Jed­nostki zaj­mo­wały po­zy­cje, zwy­kły w cza­sach po­koju szum in­for­ma­cyjny za­stą­piły ce­lo­wane prze­kazy woj­skowe. Ta ża­ło­sna próba za­po­bie­że­nia ter­mi­na­cji wy­wo­łała po­błaż­liwe uśmie­chy na ob­li­czach przy­by­szów.

Ma­te­riał bio­lo­giczny pod­jął próbę na­wią­za­nia kon­taktu z ob­cymi, choć ko­mu­ni­ka­cja ta od­by­wała się z opóź­nie­niem wy­ni­ka­ją­cym z od­le­gło­ści. Na ekra­nie do­wo­dzą­cego ste­ry­li­za­cją Pro­me­dara można było te­raz zo­ba­czyć ob­raz wod­nej istoty. Jej mię­si­ste macki zmie­niały ko­lor w miarę trwa­nia prze­kazu, a dzięki da­nym ze­bra­nym przez sondę ję­zyk barw był spraw­nie tłu­ma­czony przez jedną z po­moc­ni­czych SI. Nie ozna­cza to jed­nak, że tu­bylcy do­cze­kali się od­po­wie­dzi. Je­dyne, na co mo­gli li­czyć, to chwi­lowa znu­dzona cie­ka­wość istot, które ­wy­ko­nały ty­siące po­dob­nych ak­cji.

Obrońcy wpro­wa­dzili w ży­cie przy­go­to­wane na taką oko­licz­ność pro­to­koły, co zda­wało się po­twier­dzać tezę o wcze­śniej­szym wro­gim kon­tak­cie. Le­żące po prze­ciw­nej stro­nie forty od­pa­liły sil­niki ma­new­rowe, by wspo­móc obronę od ­strony wek­tora na­tar­cia, a or­bi­tu­jące bli­żej przy­by­szów kon­strukty ­wy­pu­ściły ty­siące smu­kłych wrze­cion ra­kiet.

Okręty ob­cych przy­po­mi­nały małe, smo­li­ście czarne pla­ne­to­idy z po­je­dyn­czą kra­tow­nicą nie­wia­do­mego za­sto­so­wa­nia w cen­tral­nej czę­ści ka­dłuba. Gdy czuj­niki za­re­je­stro­wały salwę, w pełni zauto­ma­ty­zo­wane sys­temy wy­słały na spo­tka­nie chma­rę mi­kro­po­ci­sków o zni­ko­mej wa­dze, które – dys­po­nu­jąc wła­snym na­pę­dem – już po prze­le­ce­niu pół mi­nuty świetl­nej osią­gnęły trzy czwarte pręd­ko­ści świa­tła. Nie­wielka masa na sku­tek pędu uzy­skała nisz­czy­ciel­skie war­to­ści i nie po­mo­gły ma­newry uni­kowe za­sto­so­wane przez bo­jowe SI ra­kiet. Więk­szość na­wet nie wy­bu­chła, roz­ry­wana na strzępy przez ten ko­smiczny śrut, reszta zni­kała w krót­kich roz­bły­skach. Wroga ar­mada nie­wzru­sze­nie su­nęła da­lej.

Gdy zo­ba­czyli, że tak­tyka ognia za­po­ro­wego się nie spraw­dza, nie kal­ku­lo­wali – rzu­cili do walki wszyst­kie siły. Mu­sieli być uro­dzo­nymi wo­jow­ni­kami, szczy­to­wym pro­duk­tem agre­syw­nego drzewa ewo­lu­cji z sil­nym cen­tral­nym ośrod­kiem do­wo­dze­nia. Z pla­net i księ­ży­ców wy­star­to­wały ty­siące smu­kłych okrę­tów, wy­po­sa­żo­nych w dwie wy­rzut­nie my­śliw­ców każdy. By unik­nąć pew­nego znisz­cze­nia hi­per­świetl­nymi po­ci­skami, roz­pro­szono się, usta­la­jąc przy­pad­kowe wek­tory na­tar­cia. ­Do­dat­kowo, niby na ogrom­nej sza­chow­nicy, forty zmie­niły po­ło­że­nie, wzno­wiły ostrzał i same ru­szyły do szturmu. Wy­glą­dało na to, że po­mimo wie­lo­let­niej ob­ser­wa­cji in­truzi nie do­ce­nili woli ży­cia, za­so­bów, moż­li­wo­ści i wa­lecz­no­ści tu­byl­ców.

Przy­by­sze nie zmie­nili szyku i pręd­ko­ści. Jak po­przed­nio, od­po­wie­dzieli gę­stym ostrza­łem po­ci­skami du­żych pręd­ko­ści, które prze­orały nad­la­tu­jące ra­kiety i do­tarły do floty obroń­ców. Jed­nak w tym de­spe­rac­kim po­su­nię­ciu ma­te­riału bio­lo­gicz­nego była me­toda, przo­dem szły bo­wiem te­raz sil­nie opan­ce­rzone forty, i to one przyj­mo­wały na sie­bie główny im­pet ko­lej­nych salw. Pan­ce­rze ze stopu ty­tanu i złota nie były wpraw­dzie w sta­nie ochro­nić le­żą­cych bli­żej po­wierzchni wy­rzutni i dzia­łek ba­li­stycz­nych, ale jed­nostki w du­żej czę­ści za­cho­wały zdol­ność ma­new­rową, na czym za­le­żało obroń­com. Kry­jące się w ich cie­niu smu­kłe okręty prze­biły się przez ogień za­po­rowy i parły ku po­chła­nia­ją­cym świa­tło sło­neczne po­wło­kom jed­no­stek na­jeźdź­ców. Ostrzał był jed­nak tak gę­sty, że ko­lejne forty za­częły sy­gna­li­zo­wać awa­rie sil­ni­ków i z cza­sem wiele z nich ga­siło stosy, by nie do­pu­ścić do au­to­ani­hi­la­cji. Nie wszyst­kie jed­nak. Gdy wro­gie floty zna­la­zły się już na tyle bli­sko, że broń hi­per­świetlna stała się bez­u­ży­teczna, z wy­rzutni wrze­cio­no­wa­tych jed­no­stek obroń­ców, któ­rym dane było prze­trwać tę na­wałę, wy­le­ciały ty­siące my­śliw­ców. Te­raz one ru­szyły do ataku. Losy bi­twy zda­wały się od­wra­cać.

Przy­by­sze ani o ty­sięczną świetl­nej nie zmie­nili pręd­ko­ści. Usta­wili się tylko w pół­ko­li­stą for­ma­cję, a dziwne kra­tow­nice roz­bły­sły bla­dym bla­skiem. Można było od­nieść wra­że­nie, że ogromne ko­smiczne re­flek­tory roz­świe­tliły zmar­z­niętą pustkę ko­smosu. Na­gle sze­ro­kie wiązki pro­mie­nio­wa­nia wy­my­ka­ją­cego się ska­lom urzą­dzeń tu­byl­ców do­słow­nie roz­py­liły na atomy my­śliwce i ich no­si­ciele. Wraki for­tów wy­trzy­mały dłu­żej, ale i ich grube pan­ce­rze po­dzie­liły losy mniej­szych jed­no­stek. Gdyby nie dra­ma­tyzm sy­tu­acji, można by ten wi­dok uznać za piękny: więk­sze i mniej­sze frag­menty od­ry­wały się od ka­dłu­bów i – roz­grzane do tem­pe­ra­tury prze­miany w gaz – zni­kały, gdy wią­za­nia po­mię­dzy ato­mami tra­ciły spo­istość. Zło­wróżbna ar­mada prze­mknęła obok smęt­nych, szybko ga­sną­cych wi­śnio­wo­czer­wo­nych resz­tek i zbli­żyła się do za­miesz­ka­łych pla­net.

Ma­te­riał bio­lo­giczny wie­dział, co spo­tkało flotę, a w ob­li­czu prze­wagi tech­no­lo­gicz­nej na­jeźdź­ców i ze­ro­wych skut­ków tak ma­syw­nej obrony zre­zy­gno­wał z dal­szej da­rem­nej walki. Lecz na­wet naj­po­tęż­niej­szy wróg nie omi­nie praw fi­zyki i mieli aż i tylko pół ob­rotu ro­dzi­mej pla­nety wo­kół osi na po­go­dze­nie się z nie­unik­nio­nym. W wiel­kim sub­o­ce­anie ży­cie ki­piało te­raz z sza­loną in­ten­syw­no­ścią, jakby pra­gnięto nad­ro­bić stra­cony czas, jakby chciano żyć sto razy szyb­ciej. Nie wszę­dzie jed­nak, co za­pewne wy­ni­kało z od­mien­nych na­le­cia­ło­ści kul­tu­ro­wych. W wielu re­gio­nach pod ko­niec dnia tu­bylcy spla­tali się w wiel­kie, żywe wie­lo­barwne kule, by do­znać cie­pła i obec­no­ści przy­ja­ciół, nie­zna­jo­mych, istot ży­wych. By bez­rad­ność i prze­ra­że­nie choć na chwilę roz­pły­nęły się w bli­sko­ści i po­czu­ciu jed­no­ści. Te żywe kon­strukty do sa­mego końca mie­niły się smutną pie­śnią barw i zdało się, iż cały sub­o­cean mówi o żalu i nie­zmier­nej tę­sk­no­cie za ko­lej­nym czer­wo­nym świ­tem. Gdyby na­jeźdźcy mo­gli i chcieli to zro­zu­mieć, na­wet ich za­twar­działe serca za­łka­łyby od tego bez­brzeż­nego smutku.

Kiedy po­chła­nia­jące świa­tło okręty zna­la­zły się w po­bliżu dru­giej pla­nety, emi­tery po­now­nie roz­ja­rzyły się zło­wróżb­nym świa­tłem i ma­te­riał bio­lo­giczny wraz z wierzch­nią war­stwą globu prze­stał ist­nieć. Odarte miej­scami ze skał płynne wnę­trze uwal­niało się ty­sią­cami erup­cji wul­ka­nicz­nych, stop­niowo nisz­cząc to, czego nie zdo­łali uni­ce­stwić na­jeźdźcy. ­Pla­neta była mar­twa.

Po­zo­stałe dwa sko­lo­ni­zo­wane globy i sta­cje ko­smiczne nie cze­kały długo na swój czas. Jesz­cze jedna ste­ry­li­za­cja prze­bie­gła po­myśl­nie, a CEL po­zo­stał nie­za­gro­żony.

Gość

Rok 2995

Nie­wielka sonda zma­te­ria­li­zo­wała się tuż na gra­nicy he­lio­pauzy. Pra­wie na­tych­miast wy­ła­pała szum sztucz­nego po­cho­dze­nia i prze­szła w tryb utaj­nie­nia. Pro­gram za­ka­zy­wał zbli­ża­nia się, a tym bar­dziej lą­do­wa­nia, o ile ma­te­riał bio­lo­giczny osią­gnął zdol­ność bu­do­wa­nia cy­wi­li­za­cji tech­nicz­nej.

Jed­nostka wy­strze­liła roz­po­ście­ra­jącą się na wiele ki­lo­me­trów, czarną niby sama ko­smiczna prze­strzeń sieć gru­bo­ści po­je­dyn­czego atomu i za­marła w bez­ru­chu. Nie­wiel­kie, do­sko­nale ekra­no­wane drony ho­low­ni­cze usy­tu­owane na ro­gach struk­tury po osią­gnię­ciu za­ło­żo­nych po­zy­cji rów­nież wy­łą­czyły za­si­la­nie. Po­ziom emi­sji spadł do nie­wy­kry­wal­nych war­to­ści.

Pa­sywne ska­nery roz­po­częły pracę i dane za­częły spły­wać sze­ro­kim stru­mie­niem, a każdy bit in­for­ma­cji skrzęt­nie ma­ga­zy­no­wano w kwan­to­wej pa­mięci. Gwiazda ma­cie­rzy­sta układu znaj­do­wała się w po­ło­wie ży­wot­no­ści, a duża ilość pier­wiast­ków me­tali cięż­kich w ją­drze wska­zy­wała, że po­wstała już po ufor­mo­wa­niu ga­lak­tyki. Okrą­żało ją osiem pla­net, w tym cztery ga­zowe ol­brzymy. In­for­ma­cje o stu sie­dem­dzie­się­ciu trzech księ­ży­cach i pię­ciu pla­ne­tach kar­ło­wa­tych mo­gły być bar­dzo przy­datne dla osią­gnię­cia CELU, po­dob­nie jak usy­tu­owa­nie wiel­kich sku­pisk ko­smicz­nego „gruzu”.

Ale nie to było naj­waż­niej­sze. Prze­strzeń w pro­mie­niu dnia świetl­nego od gwiazdy tęt­niła ży­ciem opar­tym na wę­glu. Na wszyst­kich pla­ne­tach i księ­ży­cach czuj­niki wy­kry­wały sfery in­for­ma­cyjne, które są ty­powe dla każ­dej roz­wi­nię­tej cy­wi­li­za­cji. Naj­więk­sze na­tę­że­nie prze­pły­wów miało miej­sce w re­jo­nie trze­ciej i czwar­tej pla­nety układu.

Obiekt chło­nął i ana­li­zo­wał dane. Cy­wi­li­za­cja, z którą miał do czy­nie­nia, osią­gnęła piąty po­ziom w dzie­się­cio­stop­nio­wej skali Heg­gha. SI za­rzą­dza­jąca zwia­dem utrzy­mała naj­wyż­szy sto­pień ostroż­no­ści – piąty po­ziom był zdolny do oporu, choć CEL mógłby być za­gro­żony do­piero przy ósmym stop­niu roz­woju cy­wi­li­za­cyj­nego. Twórcy sondy pod­czas se­tek ty­sięcy lat eks­ter­mi­na­cji tylko raz na­tra­fili na tak roz­wi­niętą cy­wi­li­za­cję. O je­den raz za dużo, bio­rąc pod uwagę utratę w wy­niku dłu­go­trwa­łych walk czter­dzie­stu sied­miu pro­cent za­so­bów rasy.

Mi­jały dni, ty­go­dnie i mie­siące, ale dla SI czas pły­nie znaczne wol­niej. Gdy kwan­towy za­rządca ze­brał kom­plet da­nych o bio­lo­gicz­nej in­fek­cji, na roz­po­star­tej w próżni sieci za­częły się po­ja­wiać mi­kro­sko­pijne czarne dziury i przy­bysz roz­po­czął ab­sorp­cję sło­necz­nego wia­tru. Stru­mie­nie ener­gii rów­no­mier­nie za­si­lały kulę tak, iż po okre­sie rów­nym ob­ro­towi miej­sco­wej gwiazdy wo­kół wła­snej osi osią­gnęła wiel­kość ziem­skiego my­śliwca. Po­tem roz­pa­dła się na sto ko­pii, za­da­nie zo­stało wy­ko­nane. Z wy­jąt­kiem jed­nej, reszta znik­nęła, roz­dzie­ra­jąc błonę wszech­świata w bez­gło­śnym ko­lap­sie. Więk­szość, dzia­ła­jąc we­dług sche­matu, bę­dzie kon­ty­nu­owała dzieło wy­szu­ki­wa­nia za­miesz­ka­łych ukła­dów pla­ne­tar­nych. Sześć ob­rało różne tra­jek­to­rie i po­mknęło do swo­ich twór­ców.

Wiele mie­sięcy po tym zda­rze­niu ob­ser­wa­tor prze­chwy­cił dziwne od­czyty z księ­życa trze­ciej pla­nety. Ska­ta­lo­go­wał je, ale nie pod­jął dzia­łań. Jego za­da­nie ogra­ni­czało się te­raz do okre­śle­nia prio­ry­te­tów ce­lów i ocze­ki­wa­nia na po­ja­wie­nie się floty. To po­trwa, ale gdy do­trą tu okręty, dzięki tym in­for­ma­cjom ste­ry­li­za­cja bę­dzie kom­pletna i osta­teczna.Spis treści

Okładka

Strona przed­ty­tu­łowa

Strona ty­tu­łowa

Strona re­dak­cyjna

Od au­tora

Pro­log. TRAP­PIST-1 – Układ Czer­wo­nego Karła

Roz­dział I. Kor­po­ra­cja NOVA, do­mi­nium lu­dzi

Roz­dział II. Osada Sło­wian

Roz­dział III. Na­pad

Roz­dział IV. Młot Thora

Roz­dział V. Tu­łaczka

Roz­dział VI. Be­stie

Roz­dział VII. Dziki Gon

Roz­dział VIII. Lu­dzie

Roz­dział IX. Ne­an­der­tal­czycy

Roz­dział X. Dzika kra­ina

Roz­dział XI. Po­tyczka

Roz­dział XII. Wśród dzi­kich

Roz­dział XIII. Do­lina

Roz­dział XIV. Ja­ski­nia

Roz­dział XV. Stara rasa

Roz­dział XVI. Śmierć nad­cho­dzi o wscho­dzie

Roz­dział XVII. Spo­tka­nie z Fen­ri­rem

Roz­dział XVIII. Bi­twa

Epi­log

Słow­ni­czek
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: