Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

You’d Be Home Now - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
22 lutego 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

You’d Be Home Now - ebook

Kathleen Glasgow, autorka How to Make Friends with the Dark, powraca z poruszającą powieścią o uzależnieniach.
Historia dziewczyny, której wszyscy zawsze mówili, jaka ma być. Teraz nadeszła pora, by stawić czoło problemom, przyjmując życie z całym jego bólem, pięknem, walką i radością.
Bohaterka tej głęboko osobistej opowieści – nastoletnia Emory – stara się odnaleźć w sytuacji uzależnienia brata w mieście opanowanym przez plagę opiatów.

Przez całe życie mówiono Emory, kim ma być. W mieście – bogatą dziewczyną, praprawnuczką założyciela młyna. W szkole – młodszą siostrą seksownej Maddie Ward. W domu odpowiedzialną córką, opiekunką Joeya – starszego brata, ćpuna. Konsekwencje jego uzależnienia są tragiczne – powodują wypadek samochodowy, w którym ginie Candy MontClaire. Życie rodzeństwa wywraca się do góry nogami…

Cztery miesiące później zaczyna się nowy rok szkolny, Emory idzie do trzeciej klasy, Joey wraca z odwyku, a całe miasto Mill Haven  nadal żyje wypadkiem. I znów wszyscy mówią Emory, kim ma być. Ale skoro tak wiele się zmieniło, jak może wciąż być tą samą osobą? A może nigdy nie była taka, jak ją postrzegano? Może już czas, żeby sama zdecydowała, kim chce naprawdę być?

Mill Haven chciałoby, aby wszyscy byli jednowymiarowi, ale Emory zaczyna dostrzegać, że każdy jest bardziej skomplikowany, niż się na pozór wydaje. Jej brat, który może wcale nie jest całkiem „wyleczony”, popularny chłopak, który mieszka po sąsiedzku, a przede wszystkim narkomani, spotykający się na obrzeżach miasta. 

You'd Be Home Now Kathleen Glasgow to droga rodziny do zrozumienia i pokochania siebie nawzajem za to, kim są, a nie za to, za kogo są uważani. To wspaniała, chwytająca za serce opowieść o kryzysie narkomanii i jego oddziaływaniu na nas wszystkich.

Równie piękna, jak straszna…  Wbijająca w ziemię opowieść o uzależnieniu.

Amy Beashel, autorka The Sky is Mine

„Nieprawdopodobnie poruszająca”, „przesycona światłem”. Kathleen Glasgow po raz kolejny udowadnia, że jak nikt potrafi pisać o emocjach, także o tych trudnych.

 

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8266-250-4
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

LECIMY W GRANATOWOCZARNĄ NOC, deszcz smaga auto. Drzewa stają się ramionami, stają się palcami, stają się zębami i sięgają po nas. Nie wiem, czy wydajemy jakieś dźwięki, bo w uszach mam tylko bicie serca, tonę. Samochód jest lekki i ciężki równocześnie, spada z łoskotem na ziemię, odbija się od niej i koziołkuje, i koziołkuje, Luther Leonard jest do połowy wewnątrz, a do połowy na zewnątrz, przez stłuczoną przednią szybę, którą mam przed sobą, widzę, jak jego stopy z sneakersach sterczą pod dziwnym kątem.

Wołam imię brata, ale nie słyszę odpowiedzi.

Staram się wymacać zapięcie pasa bezpieczeństwa, ręce mi się trzęsą, nie są w stanie się uspokoić. Coś czuję, ale nie potrafię stwierdzić co. Ale coś z moim ciałem nie jest w porządku. Coś nie działa.

W przekrzywionym wstecznym lusterku widzę mojego brata Joeya, wygląda jak jakiś bezużyteczny łach rzucony na tylne siedzenie auta, przygniata Candy MontClair, ma krew we włosach.

Wypowiadam jej imię.

To, co wydobywa się z jej ust, to nie są słowa. To jakieś chrapliwe, wilgotne dźwięki, pełne i cieniutkie jednocześnie.

Muszę wydostać się z tego samochodu. Muszę kogoś zawołać. Muszę sprowadzić pomoc. Muszę opuścić to miejsce z potłuczonego szkła i zgniecionej blachy, i dyndających stóp Luthera Leonarda, ale nie mogę się ruszyć. Nie mogę wyjść.

Przez wybite okno dobiega wycie z lasu nad Wolf Creek. Może to ja tak wyję? Po chwili uświadamiam sobie, że jednak nie. To wycie syren, światła rozjaśniają wnętrze naszego zmiażdżonego samochodu.1

MOJA SIOSTRA MADDIE płacze, jej śliczna twarz jest przygnębiona i przerażona. Jedna z moich nóg jest cięższa od drugiej, nie rozumiem dlaczego i chcę o to zapytać, ale nie potrafię sformułować słów, bo mam w sobie ocean, ciepły i słodki, podskakuję na falach jak kiedyś przed laty z Joeyem w San Diego, kiedy wszystko było doskonałe, a przynajmniej tak bliskie ideału, jak to tylko możliwe. To był fajny czas, ja miałam wtedy dwanaście lat, a on trzynaście i unosiliśmy się na falach, podczas gdy Maddie leżała na plaży w fioletowym bikini i kapeluszu z rondem opadającym na twarz. Znajdowaliśmy się z dala od Mill Haven, byliśmy w innym świecie, gdzie nikt nie wiedział, kim jesteśmy.

Próbuję zapytać Maddie, gdzie jest Joey, ale siostra mnie nie rozumie. Wydaje jej się najwyraźniej, że powiedziałam coś innego, bo pochyla się i odpowiada:

– Potrzebujesz więcej? Mam nacisnąć przycisk?

I naciska palcem guzik z boku łóżka. Mnie zaś zalewa największa fala, jaką w życiu widziałam, zupełnie jak podczas zabawy w spadochron na boisku przedszkolnym, wszyscy się śmialiśmy, kiedy materiał opadał na nas łagodnie, odcinając nas od całego świata.

***

Głos mojej matki jest roztrzęsiony.

– To nie jest normalne. To nie zdarza się takim ludziom jak my.

W głosie ojca słychać zmęczenie. Zmęczenie, które trwa już od lat. Joey tak działa na ludzi.

– Nic nie jest normalne, Abigail. Nic nigdy nie było normalne. Dlaczego tego nie dostrzegasz? On ma problem.

Moje palce same sięgają do guzika, żeby znowu przywołać fale. Rodzice mnie męczą, od lat kłócą się o Joeya.

Ręka matki dotyka mojej głowy. Reaguję jak kociak, wciskam się w nią. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mnie dotykała, kiedy głaskała mnie po włosach. Wszystko zawsze obracało się wokół Joeya.

– W jego organizmie była heroina, Abigail. Jak mogliśmy tego nie zauważyć?

Słowa wiszą nade mną w powietrzu, upiorne, przerażające.

Na imprezie Joey miał obrzyganą bluzę. Kiedy znaleźliśmy go w łazience, był jakiś zamroczony i sflaczały, i dziwny, gadał bez sensu, a ja myślałam…

Myślałam, że był po prostu pijany. Kompletnie nawalony.

– Ja to załatwię – mówi matka do ojca. – Pójdzie na odwyk, wyleczy się i wróci do domu.

Słowo „odwyk” wymawia przez zaciśnięte zęby, jakby wymawianie go sprawiało jej ból.

– Nie ma takiej magicznej różdżki, którą mogłabyś machnąć i wszystko odmienić, Abigail. On mógł umrzeć. Emory mogła umrzeć. A tamta dziewczyna naprawdę umarła.

Ocean we mnie, ten ciepły, falujący ocean, zamarza.

– Co powiedziałeś? – pytam szeptem. Mój głos wydaje się jakiś gruby. Czy oni mnie rozumieją? Powtarzam głośniej: – Co przed chwilą powiedziałeś?

– Emory – wzdycha ojciec. – Och, Emory.

Oczy matki są jak mokre, błękitne baseny. Wsuwa palce w moje włosy.

– Żyjesz – mówi do mnie. – Jestem taka wdzięczna, że żyjesz.

Fale, na których się unoszę, sprawiają, że jej twarz się zamazuje. Miotam się w nich, staram się zrozumieć.

– Ale ją po prostu bolała głowa – mówię. – Candy tylko rozbolała głowa. Ona nie mogła umrzeć.

Ojciec marszczy czoło.

– Gadasz bez sensu, Emmy.

Bolała ją tylko głowa. Dlatego była w samochodzie. Na imprezie rozbolała ją głowa i chciała pojechać do domu, to przecież nie w porządku, żeby ktoś, kogo zwyczajnie rozbolała głowa i kto wsiadł do samochodu, umarł, podczas gdy wszyscy inni przeżyli. To nie może być prawda.

– Joey. – Płaczę, mam na twarzy łzy, ciepłe i słone. – Chcę Joeya. Proszę, dajcie mi Joeya.2

KIEDY OTWIERAM OCZY, on jest przy mnie.

Dotychczas tylko raz widziałam brata płaczącego, tamtego popołudnia, kiedy on i Luther Leonard postanowili zjechać z dachu naszego domu do basenu. Lutherowi się udało; Joeyowi nie i przez wiele dni miałam w uszach jego łkanie, kiedy wił się na patio.

Ale teraz płacze po cichu.

– Tak mi przykro – mówi. Ma ochrypły głos i wygląda na chorego, jest blady i roztrzęsiony. Nad jego lewym okiem widzę szwy. Prawą rękę trzyma na temblaku.

– Myślałam, że byłeś pijany – wyjaśniam. – Myślałam, że byłeś po prostu pijany.

Ciemne oczy Joeya szukają mojej twarzy.

– Narozrabiałem. Okropnie narozrabiałem, Emmy.

Dziewczyny mają fioła na punkcie tych jego ciemnych oczu. Albo miały. Zanim zaczął sprawiać problemy.

„Joey Ward był kiedyś fajny”, powiedziała jakaś dziewczyna w łazience Heywood High w zeszłym roku. Nie wiedziała, że byłam w kabinie. Czasami siedziałam tam dłużej, niż to konieczne, po prostu żeby mieć trochę spokoju. Trudno robić to bez przerwy. Udawać.

„Ale już nie jest”, odpowiedziała inna dziewczyna. „Teraz to tylko kolejny żałosny ćpun”.

Rozpłakałam się w tej kabinie, bo wiedziałam, że Joey to ktoś więcej. To Joey nauczył mnie jeździć na rowerze, bo nasi rodzice przez cały czas pracowali. Joey pozwalał, żebym godzinami czytała mu na głos w namiocie z prześcieradeł w norze ojca, choć już dawno powinien mnie zostawić dla kolegów jak większość starszego rodzeństwa. On nauczył mnie robić jajecznicę i pozwalał, bym siedziała w jego pokoju na poddaszu, kiedy rysował.

Choć w końcu mi zabronił. Któregoś dnia zapukałam, a on kazał mi odejść.

Joey wstaje i zdrową ręką wyciera twarz. Piękne, ciemne włosy opadają mu w strąkach na oczy.

– Muszę iść – mówi. – Mama czeka.

Odwyk. Wracają do mnie słowa wypowiedziane przez mamę. Czy to było wczoraj? A może dziś rano? Trudno powiedzieć. Nie wiem, jak długo tu jestem. Wszystko mi się zlewa.

– Joey, dlaczego zrobiłeś… to?

Chciałabym móc wstać z tego łóżka. Chciałabym, żeby moja noga nie wisiała w powietrzu na tym przeklętym wyciągu i żeby moje ciało nie było takie ociężałe przez rozlewający się we mnie ocean prochów.

W drzwiach szpitalnego pokoju Joey odwraca się jeszcze, ale nie patrzy na mnie. Patrzy w podłogę.

– Kocham cię, Emmy, ale nie masz pojęcia, jak to jest być mną.

I wychodzi.3

JESTEM W SYPIALNI NA DOLE, w pokoju za kuchnią. Mama przygotowała go dla babci w nadziei, że z nami zamieszka, ale babcia jest uparta i chce pozostać we własnym domu aż do śmierci.

Ściany są jasnoszare. Prześcieradła i koce białe, wykrochmalone i nieskazitelne, wyobrażam sobie, jak pot ściekający z mojego czoła plami poszewki. A moja matka nie lubi nieporządku.

W nogach łóżka leży moja sunia, Fuzzy, przytula się do mojej zdrowej nogi, trąca ją nosem i cicho skomli. Głaszczę psa stopą. Ma szorstką sierść; nikt jej nie wyszczotkował. A westy wymagają szczotkowania.

Chora noga, w niebieskiej szynie, leży na białych poduszkach. Kolano pulsuje z bólu, iskry białego żaru sprawiają, że ciężko oddycham i się pocę.

Słyszę głosy dochodzące z kuchni, moja siostra Maddie kłóci się z matką.

– Mamo, ona cierpi – mówi Maddie. – Pozwól mi dać jej pigułkę.

– Może dostać ibuprofen. W szpitalu faszerowali ją tyloma lekami. Nie chcę, żeby i ona…

Głos mamy zamiera.

– Mamo – woła Maddie z naciskiem. – Emmy ma złamaną rzepkę w kolanie. I ona nie jest Joeyem.

– To prawda – odpowiada matka, jej głos staje się nagle tak twardy, że przeszywa mnie dreszcz. – I chcę, żeby tak zostało.4

MADDIE SYPIA OBOK MNIE w szarym pokoju, jej powieki robią się coraz cięższe, wciska guziki na pilocie, przerzucając się z jednego programu na drugi: Kardashianki, My Lottery Dream Home, Przyjaciele. Kiedy pilot wysuwa jej się w końcu z ręki, wyłączam telewizor i po prostu słucham. Fuzzy leży przytulona do mnie, miękka i zaspana.

Maddie wykradła dla mnie środek przeciwbólowy, kiedy matka położyła się do łóżka, podkarmiła mnie też krakersami i sokiem i już się nie pocę.

Wsłuchuję się w ciszę panującą w domu.

Pewne rzeczy nie się zmieniły, odkąd tu wróciłam. Tata nadal późno wraca z dyżurów w szpitalu, zagląda do naszego pokoju, żeby powiedzieć nam „cześć” i zapytać o moje kolano, potem zjada to, co Goldie zostawiła mu w lodówce, idzie do swojej nory, zasiada z drinkiem przed telewizorem i ogląda swoje ulubione programy. Zasypia w fotelu z podnóżkiem, z okularami zsuwającymi się z nosa, podczas gdy mama śpi już na górze. Tak jest od lat, mama na górze, a tata na dole. Myślałam, że może to się zmieni po tym wszystkim, co się wydarzyło. Że po wypadku staną się sobie bliżsi, jakimś cudem.

Myślałam, że może zostaną ze mną w domu, przynajmniej przez pierwszych kilka dni, ale nie. Natychmiast wrócili do pracy. Może dlatego, że jest tu teraz Maddie i może się mną zająć. No i Goldie, jeśli to akurat dzień, który spędza z nami.

Czasami czuję się tak, jakby mnie w tym domu w ogóle nie było, bo nie jestem taka piękna i popularna jak Maddie ani nie sprawiam tylu problemów co Joey. Jestem zwyczajnie sobą. Tą grzeczną dziewczynką.

Jedyne, co się teraz zmieniło, to odgłosy domu.

Jest cicho.

Z Joeyem nigdy nie było cicho, szczególnie w ostatnim roku, kiedy wszystko się popsuło. Wieczne krzyki i awantury z mamą z powodu jego ocen. I zachowania. Trzaskanie drzwiami. Kiedy tata próbował z nim porozmawiać, Joey naciągał kaptur bluzy na głowę. Robiłam, co mogłam, żeby poprawić sytuację. Budziłam go do szkoły, nawet jeśli wymagało to wylania mu zimnej wody na twarz. Odrabiałam za niego lekcje, żeby choć trochę poprawić jego oceny, żeby wyglądało, że Joey troszeczkę się stara, ale żeby jednocześnie nie wzbudzać podejrzeń. Po prostu chciałam, żeby skończył się ten hałas.

Maddie, odwracając się na drugi bok, uderza kolanem w moje kolano. Wybuchają w nim iskierki żaru, ale małe – dzięki pigułce. Zaciskam zęby, żeby nie syknąć z bólu. Może potrzebuję następnej pastylki? Ale nie chcę budzić siostry. Nie chcę więcej kłótni o środki przeciwbólowe. Nie chcę więcej hałasu.

Z powodu tej ciszy? Bo choć kocham Joeya – to mój brat, jak mogłabym go nie kochać? – to ta cisza zapewnia taki spokój.

Teraz, kiedy mój niesforny, sprawiający problemy brat wyjechał, jest wreszcie spokojnie.

Mam wyrzuty sumienia, że tak bardzo kocham ten stan.5

ALEŻ TAM NA GÓRZE JEST BAŁAGAN – mówi Maddie. – Większość już chyba uprzątnęłam. – Stawia skrzynkę po mleku na podłodze w bawialni i pada na kanapę obok mnie. Włosy związała w koński ogon, a jej szyja lśni od potu. Schody na strych są strome.

Moja siostra, nawet spocona i nieumalowana, jest piękna. Nie powinnam być zazdrosna, ale jestem.

– Mama dosłownie przewróciła pokój Joeya do góry nogami. Nie wiem, czy ci o tym mówiłam. Może nie pamiętasz. W szpitalu byłaś półprzytomna. Parę dni po wypadku wróciliśmy do domu, żeby wziąć prysznic i się przebrać, i weszliśmy na górę. No, wiesz, żeby zobaczyć, co on ukrywał, i mama po prostu… jakby się wściekła.

Maddie pochyla się i grzebie w skrzynce po mleku.

– Nie sądzę, żeby wiele znalazła. Może fajkę do palenia marihuany i trochę trawki. Ale spójrz, co ja znalazłam.

Podaje mi plik papierów. Sztuka Joeya. Smoki ze złotymi skrzydłami ziejące pomarańczowym ogniem. Masywne stwory z ostrymi pazurami i czerwonymi ślepiami. Cały świat, który stworzył na strychu, gdzie rodzice pozwolili mu się przenieść, kiedy skończył trzynaście lat. Mógł godzinami siedzieć przy stole kreślarskim, całkowicie pochłonięty. Matka urządziła sobie w jego dawnej sypialni domową siłownię.

– Myślę, że on już teraz nie rysuje – mówię siostrze. – Może znów będzie. Kiedy wróci. Kiedy wyzdrowieje.

– Emmy, nie jestem pewna, czy można liczyć na „wyzdrowienie”. On brał heroinę. To twardy narkotyk. Nie można go tak po prostu… odstawić. Nie miałam pojęcia, że to brał. A ty? – Patrzy na mnie uważnie.

Układam rysunki na kolanach w porządny stosik, unikam jej wzroku.

– Myślałam… sama nie wiem. Było ciężko. Próbowałam po prostu się nim opiekować. Myślałam, że to tylko… pijaństwo. Nie wiesz, jak to było w ubiegłym roku. Ty wyjechałaś.

Zaczynam płakać, łzy kapią na mój T-shirt. Od wielu dni nie brałam prysznica, mam na sobie te same ciuchy, w których wróciłam ze szpitala, pachy mnie bolą od kul, czuję się okropnie i wydaje się mi, że śmierdzę, siedząc obok tej mojej pięknej siostry uczesanej w perfekcyjnie swobodny koński ogon.

Mam poczucie winy z powodu Joeya, czuję się częściowo odpowiedzialna za to, co się wydarzyło, bo tak długo go kryłam.

No i jeszcze ta Candy.

Tego już dla mnie za wiele, nagle wszystko się ze mnie wylewa.

– Och, Emmy. – Maddie otacza mnie ramionami. – Już dobrze. Nie płacz. To nie twoja wina. Przysięgam, że to nie twoja wina.

Ale w głębi duszy jestem przekonana, że moja.

Bo gdybym nie próbowała strzec tajemnic Joeya, to może Candy MontClair by nie umarła.7

„GWIAZDA TO CHOLERNIE DOBRE TOWARZYSTWO”.

To słowa ze sztuki, którą czytaliśmy w zeszłym roku na zajęciach z literatury amerykańskiej. Wracają do mnie, gdy unoszę się na plecach w basenie, z rozłożonymi rękami, woda pluska o moje policzki, a nad sobą mam ciemny, cętkowany gobelin nieba. To była opowieść o małym miasteczku, o małych życiach.

Przez całe lato patrzyłam w to niebo.

Nie znam żadnych gwiazdozbiorów, nie wiem, co się tam w górze dzieje, nie wiem, co to oznacza, nie wiem nic z wyjątkiem tego, że takie dryfowanie nocą napełnia mnie spokojem. Moje ciało kołysze się łagodnie na wodzie, jest bezpiecznie, woda co rusz wlewa mi się do uszu, a potem wypływa z nich z dziwnym dźwiękiem. Wyjątkowy spokój późnej nocy w Mill Haven, kiedy wszystkie nasze sekrety idą spać. Woda zabiera ze sobą mój ból.

Unosiłam się na wodzie przez dwa i pół miesiąca. Stając się niewidzialna.

Powinniśmy szukać ukojenia w gwiazdach, prawda? Mówią nam o tym poeci, malarze i filmy. Wielka niewiadoma. Wabi nas tajemnica życia w odległych galaktykach. Patrzymy w górę z podziwem i zachwytem. Jesteśmy maleńkim punkcikiem w tym bezmiarze, jak sądzę.

Tak na nas działa niewidzialność. Zdziera z nas pozłotko, zostawiając tylko kości i krew. Tylko tyle wystarczy.

Lekko poruszam nogami, żeby zmienić pozycję. Prawe kolano przeszywa nagle taki ból, że z sykiem wciągam powietrze i zachłystuję się wodą.

I gwiazdy znikają.

W pierwszej chwili się zastanawiam, czy nie zaczynam tonąć, bo wszystko ciemnieje.

Ale to tylko moja matka pochyla się nade mną, zasłaniając sobą ostatnie gwiazdy na nocnym niebie, i holuje mnie w swoją stronę basenowym zbierakiem. Jest poirytowana moim zachowaniem, ale to nic nowego.

– Emory – mówi. – Wyłaź. Za godzinę jadę na lotnisko.

Moje ciało uderza o brzeg. Matka rzuca zbierak na brukowane patio, rozlegają się chlupot i trzask.

– Nie potrzebuję dzisiaj tego rodzaju nonsensów, rozumiesz? – mówi, wskazując z roztargnieniem na basen i na jaśniejące niebo.

Ma już perfekcyjny makijaż, włosy spięte na karku turkusową klamrą i swój strój podróżny: burgundowe legginsy, czarne pantofle na płaskim obcasie, kosztowną, ale z pozoru niedbałą kremową bawełnianą koszulę i długi kremowy kardigan od J. Jill.

– Chcę, żebyś wyszła z wody, wzięła prysznic i przygotowała się do umówionego spotkania z Sue. Dobrze? Możesz to dla mnie zrobić? Możesz zrobić tę jedną rzecz?

Woda ścieka strumieniami z mojej twarzy, opuszczam nogi i staję w basenie.

Matka patrzy mi w oczy. Kiwam głową. Wraca do domu, zasuwając za sobą drzwi patia. Światło pada ze wszystkich okien, jakby nasz dom miał tysiąc oczu.

Oczywiście mogę zrobić „tę jedną rzecz”. Nigdy nie odmówiłam zrobienia „tej jednej rzeczy”.

Dzisiaj jest ten dzień, w którym matka wsiada do samolotu, żeby zabrać Joeya z dzikich ostępów Kolorado, gdzie przez dwa i pół miesiąca chodzili, on i inni, po górach pod opieką terapeuty, nabierali wstrętu do narkotyków i uwalniali się od złych myśli. Matka zamierza przywieźć go z powrotem, ubrać wystrzałowo i posłać do ostatniej klasy Heywood High, jak gdyby nigdy nic. Tak to załatwiamy w naszym domu.

Jak gdyby obdrapana, wyszczerbiona, poobijana stara toyota corolla Joeya z podartą tapicerką nie wyleciała pewnej czerwcowej nocy z Wolf Creek Road, wśród krzyków Candy MontClair i obłąkańczego śmiechu Luthera Leonarda, gdy jego głowa rozbijała przednią szybę tuż przede mną, a ciało Joeya zostało rzucone na Candy siedzącą na tylnym siedzeniu i zmiażdżyło ją, bo on był śmiertelnie ciężki, naćpany tak, że stracił przytomność i przebywał w całkiem innym świecie. Był jak jedna z tych blaknących już gwiazd, które wiszą teraz nade mną, gdy wyłażę z basenu i kulejąc, zmierzam w stronę domu: tak piękne, że patrzymy na nie z zachwytem, tak tajemnicze i tak dalekie, że nie sposób ich dosięgnąć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: