- W empik go
Z Bożej łaski - ebook
Z Bożej łaski - ebook
Bogactwo i piękno języka poety porusza w czytelniku najdelikatniejsze smaki, które w ostatecznym rozrachunku tworzą wspaniały bukiet wytrawnego wina, jakim może pochwalić się piwnica autora. Z czystym sumieniem mogę polecić lekturę pierwszego zeszytu tej poezji z nadzieją, że i w czytelniku wywoła bogactwo refleksji, zadumy i oczarowania polskim pejzażem.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8104-511-7 |
Rozmiar pliku: | 721 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wiersze Józefa Romanowskiego nie zaskakują może czytelnika swoją formą. Już na pierwszy rzut oka widzimy oczywistą analogię do Mickiewicza, Słowackiego, czy Norwida, którymi niewątpliwie autor jest zafascynowany. Także w treści wiersze te nie są czymś zupełnie nowym: przepełnione są miłością do ziemi (Moja ziemia od dziecka, Kwitnące Jabłonie), patriotyzmem (Katastrofa smoleńska, Przy Koronie), czy śmiałym stawianiem pytań Bogu (Dotyk). Oryginalność poety polega na zgoła swoistym melanżu tego patriotyzmu, obrazu przyrody, zdroworozsądkowej filozofii i zadumy nad ludzkim losem. Z wierszy Józefa Romanowskiego wyłania się człowiek wrażliwy na piękno natury w której przyszło mu żyć obecnie (Łuskowo) ale także we wspomnieniach (Wileńszczyzna). Bogactwo i piękno języka poety porusza w czytelniku najdelikatniejsze smaki, które w ostatecznym rozrachunku tworzą wspaniały bukiet wytrawnego wina, jakim może pochwalić się piwnica autora. Z czystym sumieniem mogę polecić lekturę pierwszego zeszytu tej poezji z nadzieją, że i w czytelniku wywoła bogactwo refleksji, zadumy i oczarowania polskim pejzażem.
Tomasz OrzechowskiZ BOŻEJ ŁASKI 2017—01—05
TĘ UWAGĘ DAM NA WSTĘPIE,
NIĄ SIĘ SZCZYCĘ, NIĄ SIĘ CHEŁPIĘ,
ŻE NIE MOŻE BYĆ JUŻ GORZEJ,
„TWOJE WIERSZE Z ŁASKI BOŻEJ”!
DLA MNIE WIELKA TO ZACHĘTA,
ŻE MYŚL MOJA Z NIEBA WZIĘTA.
CZYM SĄ WIERSZOWANE SŁOWA
ŻE SIĘ JE W SZUFLADACH CHOWA?
NIE CHCE AUTOR SCHLEBIAĆ SOBIE.
ŻE COŚ PISZE ALBO SKROBIE.
PISZĄC WIERSZ JUŻ SIĘ OBNAŻA,
ZAMIAST MYŚLEĆ W Y O B R A Ż A.
GDY KTOŚ INNY POZWY PISZE,
KAŻDY ROZUMIE I SŁYSZY.
COŚ JEST Z MYŚLI, COŚ JEST Z DUSZY,
KIEDY SŁOWO NERW PORUSZY,
GDY SIĘ SŁOWO ZACZNIE KRZĄTAĆ,
ZŁO SIĘ DOBREM DA POSPRZĄTAĆ.
KTO SIĘ W GŁĘBIĘ SŁÓW ZANURZY,
DOZNA OLŚNIEŃ TEJ PODRÓŻY,
ŻE MATERII I SŁÓW DUCHA
WZAJEM UMYSŁ LUDZKI SŁUCHA.
RĘKA Z DŁUTEM PRZY KAMIENIU
JEST W PODOBNYM DUCHA CIENIU.
SKĄD TEN ZAMIAR CZERPIE RĘKA?
PRZED POSĄGIEM NOGA KLĘKA!
DO SKARBNICY CHÓRU SIĘGAM,
WIERNY SZTUCE TEJ PRZYSIĘGAM
STAĆ PRZY PROGU, SKĄD GŁOS PŁYNIE
W TAJEMNICZEJ SWEJ P R Z Y C Z Y N I E!
GDY W WOŁANIU SZUKAM TREŚCI,
KTOŚ MĄ DUSZĘ GŁOSEM PIEŚCI,
GDY NA POWRÓT, JA ZA GŁOSEM,
GŁOS TEN GINE ZA POKOSEM!
TO, CO DZIŚ JEST TAJEMNICĄ
PRZEDWIECZNEGO SZTUKI WZORCA,
NIESKOŃCZONĄ JEST SKARBNICĄ,
DRZWI OTWIERA TAM DOZORCA.
W TYM ZACHĘTA, ŻE ZE SZCZYTU,
CO SIĘ JAWI LEDWIE GÓRKĄ,
WIDNY WYŻSZY SZCZYT ZACHWYTU,
WYŻEJ, WYŻEJ, GDZIEŚ POD CHMURKĄ.
ZNÓW DO SŁÓW POWRÓCIĆ TRZEBA,
JAK DO KROMKI CO DZIEŃ CHLEBA,
GDZIE SIĘ CIAŁEM STAJĄ SŁOWA,
DZIEŃ PO DNIU I WCIĄŻ OD NOWA.CZŁOWIECZEŃSTWA ZNAKI
CÓŻ SIĘ STAŁO CI PTASZYNO,
ŻE CIĘ NIE MA TAM, NA SĘKU,
POWIEDZ, POWIEDZ MI LESZCZYNO,
CZEMU JESTEŚ W TAKIM LĘKU?
NIE PODNIESIE ORŁA SKRZYDŁO,
NIE PRZESTRASZY WIECZNY WRÓG,
W ŚWIECIE ZWIERZĄT TO PRAWIDŁO,
GDY ZABRAKNIE SKRZYDEŁ, ALBO NÓG.
BĘDĄC BLISKO TEJ NIEMOCY,
OD KOLEBKI POPRZEZ LATA,
CZŁOWIEK WZYWA WCIĄŻ POMOCY,
BO TA WZAJEM SIĘ ZAPLATA.
PRÓCZ DZIECIŃSTWA I STAROŚCI,
OPRÓCZ CHORÓB I KALECTWA,
NIE BRAK W ŻYCIU PRZECIWNOŚCI,
ZBĘDNE TEGO TU ŚWIADECTWA.
ROZUM NASZ DO MIARY SIĘGA,
KIEDY POMOC I DLACZEGO,
SOKRATESA JEST TO KSIĘGA,
BY NIE CZYNIĆ BLIŹNIM ZŁEGO.
SĄ TO SPRAWY OCZYWISTE,
ŻE DOWODZIĆ ICH NIE TRZEBA,
SĄ WYZNANIA UROCZYSTE,
SĄ BILETY WPROST DO NIEBA.
SKĄD TEN CZYN OBCY NATURZE,
POMOC SŁABSZYM NIEŚĆ, GDZIE TRZEBA,
SPIESZĄC SOLO, ALBO W CHÓRZE,
NIBY STRAŻ OGNIOWA Z NIEBA.
NA SWÓJ SPOSÓB KAŻDY MUSI
POZNAĆ TO NA SKÓRZE WŁASNEJ,
SWÓJ RODOWÓD OD MAMUSI,
WYJŚĆ ZE SWEJ SKORUPY CIASNEJ.
I NIE KONIEC WCALE NA TYM,
DOKĄD LUDZKIE ZWIERZĘ ZMIERZA,
CZŁOWIEK STAJE SIĘ BOGATYM,
AŻ PRZEMIENI SIĘ W ŻOŁNIERZA.
GDY TEN HART ZAKWITNIE WZOREM,
ZŁO POKONA RĘKĄ MĘSKĄ,
NAZWIE ŚWIAT TEN CZYN HONOREM,
NAWET WTEDY, GDY JEST KLĘSKĄ.
W DOMNIEMANEJ TEJ WARTOŚCI,
ŚWIAT BUDUJE LUDZKIE WZLOTY,
TAK UŚWIĘCA WŁASNE KOŚCI,
WZNOSI PIEŚNI, HYMNY, ROTY.
KTO Z WOLNOŚCI ŚWIAT WYWODZI,
NA KONIECZNOŚĆ TWARDĄ WPADA,
CZYN ROZUMEM JEJ PRZEWODZI,
LECZ NIE KAŻDY SIĘ DOGADA.
BIEGNIE ŚWIAT PRZEZ TRUD I MĘKĘ,
USTRÓJ BUDUJĄ NARODY,
I NA WŁASNĄ W TYM TEŻ RĘKĘ,
SPRYT WYWALCZA SOBIE „PRZODY”.
TĘ KONIECZNOŚĆ USTRÓJ MIERZY,
Z CZEGO WOLNOŚĆ SIĘ WYKUWA,
I KAŻDEMU SIĘ NALEŻY,
ACZ NIE KAŻDY TO ODCZUWA,
BO ZAWIŁA TO JEST MIARA,