-
nowość
Z czekoladą w tle - ebook
Z czekoladą w tle - ebook
TO NIE JEST KSIĄŻKA KUCHARSKA!!! Mimo, że okładka, tytuł książki i tytuły rozdziałów mogą tak sugerować… „Z czekoladą w tle” to zbiór dwunastu krótkich historii o poszukiwaniu miłości lub jej namiastki - z gorszym lub lepszym skutkiem, a w niektórych wypadkach - bardzo intymnych historii. Zdecydowanie jest to zbiór dla osób pełnoletnich. Marta chce cieszyć się wolnym weekendem, ale praca nie daje o sobie zapomnieć i pojawia się przed drzwiami jej mieszkania w osobie irytującego kierownika. Szczyt bezczelności! Iwona spotyka się w końcu z chłopakiem poznanym w internecie licząc, że to będzie krótka pierwsza i zarazem ostatnia randka. Czeka ją całkiem miła niespodzianka. Czekolada może być afrodyzjakiem albo lekiem na smutki. Może być dodatkiem do rozkoszy albo ją zastępować. Jaką rolę pełni w poszczególnych opowiadaniach? Przekonajcie się sami. A Wy? Jak lubicie… jeść czekoladę?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Opowiadania |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397678415 |
| Rozmiar pliku: | 987 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Marta stała już w kolejce do kasy, kiedy jej wzrok padł na półkę ze słodyczami. Bez wyrazu i większego entuzjazmu patrzyła na batoniki i ciasteczka, dopóki nie dostrzegła tabliczek czekolady. Źrenice jej się rozszerzyły i wstrzymała oddech. Odstawiła słodycze jakieś dwa lata temu, żeby osiągnąć upragniony rozmiar trzydzieści osiem. Nosiła wtedy czterdzieści cztery. Nie chciała znów tego przechodzić.
Właściwie to był dość ciężki dzień i powinnam go sobie osłodzić – pomyślała i sięgnęła szybko po trzy tabliczki swojej ulubionej czekolady deserowej, zanim zdążyła się rozmyślić. Włożyła je bez wyrzutów sumienia do koszyka i zaczęła wspominać mijający dzień.
Rankiem wydawało się, że będzie dobrze. Jej ekipie udało się w tym tygodniu podpisać cztery umowy kredytowe na kwoty, dzięki którym osiągnęli miesięczny cel sprzedażowy. Mieli więc co świętować. Nawet kierownik przyjechał pogratulować im wyniku, a to się bardzo rzadko zdarzało. Kontaktował się zwykle telefonicznie, w dodatku wiecznie z pretensjami lub listą zadań do wykonania „już, teraz, natychmiast”. Ich oddział nie odnosił zwykle większych sukcesów, ponieważ – według Marty – miał wiecznie zawyżone cele, czyli niemożliwe do osiągnięcia w tak małym miasteczku. Te cztery – sfinalizowane w końcu – umowy, to były miesiące… ciężkiej pracy całego zespołu. Marta nie lubiła przypisywać sobie zasług i nawet jeżeli włożyła w efekty najwięcej pracy, i tak powtarzała, że to zasługa wysiłku wszystkich osób z oddziału. Okazało się jednak, że zamiast świętować przez weekend triumf, Marta będzie zajadać porażkę.
Po wyjeździe kierownika do biura wpadł rozwścieczony młody człowiek i od progu krzyczał coś na najbliżej siedzącą Beatę. Marta przeprosiła swojego klienta i podeszła do furiata, by spróbować załagodzić sytuację, a przede wszystkim dowiedzieć się, o co chodzi. Młody człowiek okazał się wnukiem starszej pani, która dwa dni temu wzięła kredyt na ślub swojej córki. Jedynej córki. Pomachał Marcie dowodem i w końcu jej go podał, żeby mogła potwierdzić jego tożsamość. Marta pamiętała kobietę i znała jej historię, a przynajmniej tę wersję, którą owa kobieta im opowiedziała. A opowiadała, jak to z mężem długo starali się o dziecko i po kilku poronieniach, które bardzo przeżywała, w wieku prawie czterdziestu lat udało jej się urodzić córkę. Mąż zmarł dziesięć lat później i od tej pory kobieta sama wychowywała córkę. Obiecała jej z nikim się nie wiązać i całkowicie się jej poświęcić. Córka okazała się bardzo inteligentną i utalentowaną dziewczynką. Umiała i śpiewać, i tańczyć, i malować, i grać na instrumentach, i robić wiele innych rzeczy. Jak gdyby Bóg chciał matce wynagrodzić wiele lat oczekiwań i cierpień. Córka dostała się na prawo i mimo swojego młodego wieku obecnie była jednym z najbardziej wziętych adwokatów w Warszawie. I ten wiek martwił jej matkę. Córka przekroczyła trzydziestkę i jeszcze nie wyszła za mąż, a od lat miała narzeczonego. Matka więc postanowiła wyprawić im wesele, bo pomyślała, że jeśli wybierze za nich datę przyjęcia i zajmie się organizacją, to na pewno uda im się w tym dniu wziąć ślub. Nawet nie musiał być kościelny. Znalazła więc salę i wstępnie ją zarezerwowała, ale po obliczeniu kosztów okazało się, że jej skromne oszczędności nie pokryją wszystkiego, więc musi wspomóc się kredytem. Historia wydawała się zwykła, ale była niesamowicie wzruszająca, gdy staruszka ją opowiadała. A opowiadała przez cały czas składania i procesowania wniosku kredytowego, zarówno wstępnego jak i ostatecznego, a także podczas wysyłania skanów dokumentacji i oczekiwania na wypłatę kredytu. Nie tylko Marcie, ale też i Beacie, i Krysi zakręciła się łezka w oku.
Teraz młody mężczyzna opowiedział zupełnie inną historię. Jego babka miała czwórkę dzieci, i to samych synów. Jej mąż nie mógł się doczekać córki i po urodzeniu ostatniego syna opuścił ją, zostawiając z czwórką dzieci. Babka sama wychowywała i utrzymywała synów, ale każdy, kiedy tylko był już zdolny i chętny iść do pracy, podejmował ją, żeby po pierwsze matkę odciążyć, a po drugie jak najszybciej się usamodzielnić. Po paru latach babka została więc sama. Synowie wprawdzie odwiedzali ją często, najpierw sami, później z żonami, a jeszcze później z wnukami, ale prawda była taka, że mieszkała na co dzień sama. Jakiś rok temu do jej bloku wprowadziła się dziewczyna, z którą mimo różnicy wieku szybko się zaprzyjaźniła. Niestety okazało się, że babka za bardzo zaczęła interesować się jej życiem, a później w nie ingerować, i od jakichś trzech miesięcy nazywała ją córeczką. Wymyśliła więc sobie, że zrobi wszystko, co może, dla jej dobra. A dobrem było znalezienie sąsiadce męża i wydanie jej za niego.
Znalazła więc kawalera. Wnuk nie miał pojęcia, że starsza pani tak dobrze będzie sobie radzić z internetem. Założyła profil na portalu randkowym, używając zdjęć z mediów społecznościowych, pisała i poznawała, kusiła i wabiła, i wytypowała paru kandydatów. Później, dalej pisząc, poznając, kusząc i wabiąc, ograniczyła w końcu wszystkich do jednego i uznała, że jest idealny. Jakimś cudem doprowadziła do oświadczyn przez ten internet i zaplanowała ślub. Była pewna, że gdy pokaże sąsiadce zaproszenia, to ta się ucieszy i będzie jej wdzięczna. I doszło do niezręcznej sytuacji.
Zanim babcia pokazała zaproszenia, kandydat przyjechał do swojej narzeczonej. Tylko że narzeczona nie wiedziała, że nią jest. Podczas jednej z konwersacji babcia podała mężczyźnie adres sąsiadki i kandydat postanowił zrobić narzeczonej niespodziankę. Niespodzianka okazała się niespodzianką dla nich obojga. I to dość nieprzyjemną. Wszystko się wydało. Babcia przyznała się, co zrobiła, ale nie miała wyrzutów sumienia, bo była pewna, że robi dobrze, i nie rozumiała, czemu wszyscy są na nią tacy źli. Przecież tych dwoje tak dobrze do siebie pasowało. I ona tak się poświęciła, tak się starała, tyle załatwiała, tyle pieniędzy z banku pożyczyła. I właśnie w tej sprawie przyszedł wnuk. Aby ten kredyt anulować.
Marta wyjaśniła warunki odstąpienia i umówiła się z mężczyzną na poniedziałek. Oznaczało to, że jeden kredyt, a tym samym prowizja, przepadnie. Marta musiała powiadomić o tym kierownika. A ten się wściekł. Mimo że jeszcze tego samego dnia wcześniej gratulował Marcie sukcesu, to tym razem całą złość wylał na nią. I to ją obwinił o całą sytuację. Rozłączył się w połowie rozmowy. Marta nie miała zamiaru oddzwaniać, zwłaszcza że było już po godzinach pracy. Wyłączyła telefon z twardym postanowieniem, że uruchomi go dopiero w poniedziałek rano. Nie miała obowiązku być dostępna w weekend. Zamierzała odetchnąć z ulgą.
Poszła do kasy. W koszyku miała też ser pleśniowy i wino, paczkę kaszy i mięsa na gulasz, kawałek kurczaka, ziemniaki i buraki. Wszystko zaplanowane na sobotnie i niedzielne obiady. Dzisiaj jednak był piątek. A w piątki był czas na wino i ser. Myślała o czekoladzie, której nie powinna jeść, a którą uwielbiała, i której to degustacji odmawiała sobie od dłuższego czasu. Dzisiaj jednak na to zasłużyła. Na odrobinę słodyczy. Przez ten jeden wieczór mogła się porozpieszczać. Dzisiaj może sobie odpuścić i być słaba. Od poniedziałku będzie znów silna, niezależna, bezkompromisowa, twarda, odpowiedzialna, zrównoważona. Za trzy dni, ale zdecydowanie nie dzisiaj, bo dzisiaj wracała do domu z trzema tabliczkami czekolady. Myślała o nich. Marzyła. Nie mogła się doczekać, aż poczuje na języku rozpuszczającą się słodycz i ten nieziemsko słodki smak. Usiądzie przy stoliku z dobrą kawą i rozpakuje jedną z tabliczek. Podzieli ją na małe kostki i położy na talerzyku. Dwie tabliczki schowa do szafki. Będą na później.
Nie wytrzymała jednak i już w windzie otworzyła opakowanie. Odgryzła kawałek i zamruczała z zadowoleniem. Czekolada przyjemnie rozpuszczała się w ustach. Marta czuła jej aksamitną konsystencję. Przymknęła oczy. Słodycz rozkosznie zaczęła pieścić jej kubki smakowe. Endorfiny napłynęły do mózgu. Ogarnęły ją euforia i energia. I poczuła, że chce więcej. Zanim dotarła do drzwi mieszkania, zjadła już pół tabliczki i wciąż chciała więcej i więcej. W przedpokoju niedbale zrzuciła buty i płaszcz. Chciała tylko zjeść resztę czekolady. Umyła ręce, weszła do salonu i położyła zakupy na kanapie. Wyjęła wszystkie tabliczki i ostrożnie je rozpakowała. Odłamywała kawałek po kawałku. Czekolada rozpuszczała się w palcach, zanim włożyła ją do ust. Marta patrzyła na umazane palce i zlizywała z każdego lekko rozpuszczoną słodycz. Jednym nawet pomalowała usta i zasysając raz górną, raz dolną wargę, smakowała cienką warstwę smakołyku. Czuła, jak jej mózg wysyła tysiące impulsów przyjemności, a ciało ogarniają endorfiny. Poczuła rosnącą przyjemność i – co ją zdziwiło – podniecenie. Dawno nie czuła się tak dobrze. Dawno też nie czuła podniecenia. Dawno nie jadła czekolady. Dawno nie uprawiała seksu. Jakby w odpowiedzi na te myśli odezwał się domofon. Marta wyprostowała się na kanapie, ale nie wstała. Nikogo się dzisiaj nie spodziewała. Pomyślała, że to pomyłka. Sięgnęła po kolejny kawałek czekolady i włożyła go do ust. Czekała, aż się rozpuści na języku. Oparła się o poduszki i przymknęła oczy. Domofon zadzwonił ponownie. Znów go zignorowała, ale kiedy sygnał zabrzmiał po raz trzeci, wstała i ze złością podeszła do drzwi. Wcisnęła przycisk.
– Czego? – warknęła.
– Pani Marto. Tu kierownik. Musimy porozmawiać – usłyszała.
Po jej ciele przebiegł zimny dreszcz. Wcisnęła guzik. Zanim jej przełożony dotarł do drzwi, strach odpłynął i nadeszła wściekłość. Jakim prawem kierownik nachodził ją po godzinach i uważał, że może zabierać jej prywatny czas na służbowe sprawy, które można było załatwić po weekendzie? Przekroczył granice. Tak się nie robi, chyba będzie musiała zgłosić to wyżej. Ułożyła sobie już całą wypowiedź, która nie miała na celu obrazić kierownika, ale jasno wyznaczyć granice. Asertywność. Marta starała się być asertywna, jednak nie zawsze jej się to udawało.
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, odetchnęła i postanowiła wszystko od razu wygarnąć, póki miała odwagę i siłę, ale gdy otworzyła, z zaskoczenia nie wydała nawet jednego słowa. Najpierw zobaczyła wielki bukiet różnych kwiatów wyciągnięty w jej stronę. Wzięła go odruchowo i spojrzała zdumiona na kierownika. Ten przekroczył próg i spojrzał na nią tak, jak jeszcze nigdy nie patrzył. Marta poczuła, jak uginają się pod nią kolana. Pomyślała, że czekolada rozbudziła jej libido i teraz inaczej odbierała rzeczywistość. Wzięła głęboki oddech i chciała coś powiedzieć, ale wtedy kierownik zbliżył się do niej, wciągnął powietrze, przymknął oczy, po czym objął ją i pocałował. Marta, zaskoczona, nie zaprotestowała. Kiedy mężczyzna oderwał się od jej ust, popatrzył na nią z przerażeniem.
– Przepraszam – wydyszał – nie wiem, co we mnie wstąpiło.
Marta uśmiechnęła się przelotnie.
– To ta czekolada – rzekła cicho. – Czego sobie pan życzy? Trochę pora późna i w dodatku nie jesteśmy w pracy.
– Wiem. – Wpatrywał się w nią. – I nie „pan”, tylko „Konrad”
Zamilkł. Zaległa cisza. Marta przytuliła bukiet.
– Chyba poszukam wazonu. – Odwróciła się w stronę kuchni, a mężczyzna poszedł za nią.
– Chciałem przeprosić za to, co powiedziałem dzisiaj – zaczął.
– Za gratulacje czy za opierdol za ten kredyt, co będzie odstąpienie? – zapytała.
– Oczywiście za to drugie.
– Aha. – Marta spojrzała na niego. – Herbaty?
– Poproszę.
Marta wstawiła czajnik, wyjęła kubek i wrzuciła torebkę earl greya. Czekając, bębniła palcami o blat i patrzyła tępo w szafkę. Czuła pragnienie. Myślała o czekoladzie, która leżała na stoliku, i o pocałunku kierownika sprzed kilku minut. I sama nie wiedziała, czego pragnie bardziej. Najlepiej by było połączyć oba te pragnienia. Nie czekała, aż zagotuje się woda. Podeszła do mężczyzny, wzięła go za rękę i poprowadziła do pokoju. Tam popchnęła go na kanapę, usiadła na nim okrakiem i sięgnęła po jedną kostkę czekolady. Polizała ją czubkiem języka, a kiedy słodycz zaczęła się rozpuszczać, rozsmarowała ją na swoich ustach, po czym wsunęła ją między wargi Konrada. Zamruczał z zadowolenia. Marta patrzyła na niego z coraz większym uśmiechem. Pocałowała go, a on zachłannie zlizał z jej warg resztę czekolady. Całował ją tak namiętnie jak jeszcze nikt dotąd. Marta wiedziała, że to dzięki tej czekoladzie. Kiedy już wszystko wyssał, wsunęła w jego usta najpierw jeden, a później drugi palec, na których zostały resztki smakołyku. Przymknęła z rozkoszy oczy, czując jak jego język pieści jej skórę. Poczuła, jak twardnieją jej sutki. Sięgnęła po kolejną kostkę i wsunęła ją ponownie w usta Konrada. Kiedy on delektował się kolejnym kawałkiem, Marta włożyła palce do swoich ust i zaczęła je ssać. Poczuła, jak jego penis twardnieje. Wyjęła palce z ust i zaczęła rozpinać guziki górnej części sukienki. Zsunęła ją z ramion, prezentując koronkowy stanik, i kontynuowała odpinanie guzików, ale tym razem od jego koszuli. Pomógł jej ściągnąć z siebie górną część odzieży, po czym objął ją i znów zaczął namiętnie całować. Zachłannie, mocno, pozbawiając ją tchu. Wsunął ręce pod jej obcisłą spódnicę, a ona odszukała sprzączkę jego paska i bezskutecznie próbowała ją rozpiąć, on zaś nie mógł dostać się za pasek rajstop. Szarpali się chwilę, aż Marta oderwała się od niego, i wstała. Rozsunęła suwak spódnicy, zdjęła ją wraz z rajstopami, a tymczasem Konrad rozpiął pasek i zdjął spodnie. Znów do siebie przylgnęli. Marta czuła ciepło jego ciała i penisa mocno napierającego na jej podbrzusze. Konrad wplótł palce w jej włosy i delikatnie odciągnął jej głowę. Spojrzał na stolik i sięgnął po kostkę czekolady, a następnie posmarował nią usta Marty. Zlizał słodką warstwę z jej warg i tym razem to on wsunął swoje palce w jej usta. Zacisnęła je najmocniej, jak mogła, i zlizała wszystko, co wyczuła. Konrad przymknął oczy i przypatrywał się jej spod przymrużonych powiek. Uśmiechnął się lekko. Wysunął palce i znów wplótł dłonie w jej włosy. Pocałował ją tym razem delikatnie i pociągnął lekko na kanapę. Poczuła pod plecami jego rękę. Po chwili stanik wylądował na podłodze, a Konrad znów sięgnął po kostkę, zwilżył ją i wtarł w sutki Marty. Jęknęła, kiedy jego usta dotknęły jej piersi, a później wargi objęły sutek i język zaczął zlizywać słodycz. Jęczała coraz głośniej, kiedy w tym samym czasie wsunął rękę pod jej koronkowe majtki, a palce wślizgnęły się w jej szparkę. A kiedy w końcu oderwał usta od drugiej piersi, szybkim ruchem zsunął jej majtki i wszedł w nią, krzyczała już w ekstazie. Poruszali się w jednym rytmie i zamarli w tym samym czasie, osiągając spełnienie. Leżeli chwilę, ciężko dysząc.
– Takie przeprosiny mi się nawet podobają – powiedziała Marta, gdy w końcu odzyskała normalny rytm oddechu.
– Właściwie to chciałem tylko dać ci kwiaty – roześmiał się.
Do rana zjedli całą czekoladę i kochali się jeszcze dwa razy.