- W empik go
Z dzieł Adama Mickiewicza: ballady, romanse i sonety - ebook
Z dzieł Adama Mickiewicza: ballady, romanse i sonety - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 247 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wydanie drugie.
Wadowice.
Nakładem i drukiem Franciszka Foltyna.
1871.
Aby naszej młodzieży podać sposobność obeznania się kwiatem naszej poezyi, przedsięwziąłem zrobić wyciąg z pism naszego najukochańszego poety Adama Mickiewicza, i dla dogodności i przystępu każdego takowe za mierną cenę rozpowszechnić zamierzam; bo poezya jest to duch, kształcący mowę i czucie. Dla tego moje dążenia ten cel prawdziwy mają, owego sławnego poetę naszego wieku do rzędu niemieckich wysławionych autorów: Schillera, Göthego i innych postawić, aby się duch jego od pałacu do najbiedniejszej chaty rozniósł.
Nakładca.DO WYDANIA DRUGIEGO.
Ponieważ wyciąg najpiękniejszych pism poetycznych naszego wieszcza Adama Mickiewicza zamykający Ballady, Romanse i Sonety w pierwszem wydaniu przeznaczony dla dogodności i przystępu każdemu do oświatę poczuwającemu się rodakowi za mierną cenę już dawno wyczerpnięty został; a to tak bardzo rozpowszechnienia zasługujące dziełko, zawsze w każdej polskiej rodzinie słusznie pierwsze miejsce zajmować powinno; przeto widząc potrzebę nowej edycyi – postanowiłem, jako następca własności pierwszego nakładu, dla dogodności Publiczności naszej w tem powtórnie nowem wydaniu po ile możności najniższej dla każdego przystępnej cenie, na pięknem welinowem papierze niniejsze dziełko nałożyć, życząc przy – tem najszczerzej, aby rozpowszechnienie tegoż we wszystkich warsztwach społeczeństwa polskiego na wzór niemieckich i francuzkich autorów klasycznych, miłą i przyjemną wziętość znalazło.
Nakładca.PIERWIOSNEK*.
Z niebieskich najrańszą piosnek Ledwie zadzwonił skowronek
Najrańszy kwiatek pierwiosnek Błysnął ze złotych obsłonek.
JA.
Zawcześnie kwiatku, zawcześnie, Jeszcze północ mrozem dmucha,
Z gór białe nie zeszły pleśnie, Dąbrowa jeszcze niesucha.
Przymruż złociste światełka, Ukryj się pod matki rąbek, -
* Primula veris.
Nim cię zgubi szronu ząbek,
Lub chłodnej rosy perełka.
KWIATEK.
Dni nasze jak dni motylka,
Życiem wschód, śmiercią południe;
Lepsza w kwietniu jedna chwilka,
Niż w jesieni całe grudnie.
Czy dla bogów szukasz datku,
Czy dla druha lub kochanki,
Upleć wianek z mego kwiatku,
Wianek to będzie nad wianki.
JA.
W podłej trawce, w dziekim lasku
Urosłeś o kwiatku luby!
Mało wzrostu, mało blasku,
Cóż ci daje tyle chluby?
Ni to kolory jutrzenki,
Ni zawoje tulipana
Ni lilijowe sukienki,
Ni róży pierś malowana.
Uplatam ciebie do wianka;
Lecz zkądże ufności tyle;
Przyjaciele i kochanka
Czy cię powitają mile?
KWIATEK.
Powitają przyjaciele
Mnie wiosny młodej aniołka;
Przyjaźń ma blasku nie wiele
I cień lubi jak me ziółka.
Czym kochanki godzien rączek
Powiedz niebieska Marylko!
Za pierwszy młodości pączek
Zyskam pierwszą… ach! łzę tylko.ROMANTYCZNOŚĆ.
Me thinks! see… where?
– In my Mind's Eyes.
Shakespeare.
Zdaje mi się że widzę… gdzie!
Przed oczyma duszy mojej.
Słuchaj dzieweczko!
– Ona nie słucha –
To dzień biały! to miasteczko!
Przy tobie niema żywego ducha.
Co tam wkoło siebie chwytasz?
Kogo wołasz, z kim się witasz?
– Ona nie słucha. –
To jak martwa opoka
Nie zwróci w stronę oka:
To strzela wkoło oczyma,
To się łzami zaleje;
Coś niby chwyta, coś niby trzyma;
Rospłacze się i zaśmieje.
Tyżeś to w nocy? to ty Jasieńku!
Ach! i po śmierci kocha!
Tutaj, tutaj, pomaleńku.
Czasem usłyszy macocha;
"Niech sobie słyszy, już niema ciebie!
Już po twoim pogrzebie!
Ty już umarłeś? Ach! ja się boję!
Czego się boję mego Jasieńka?
Ach to on! lica twoje, oczki twoje!
Twoja biała sukienka!
"I sam ty biały jak chusta,
Zimny, jakie zimne dłonie!
Tutaj połóż, tu na łonie,
Przyciśnij mnie do ust usta!
"Ach jak tam zimno musi być w grobie!
Umarłeś! tak, dwa lata!
Weź mię, ja umrę przy tobie,
Nie lubię świata.
"Źle mnie, w złych ludzi tłumie,
Płaczę, a oni szydzą;
Mówię, nikt nie rozumie;
Widzę, oni nie widzą!
"Śród dnia przyjdź kiedy… To może we śnie?
Nie, nie… trzymam ciebie w ręku.
Gdzie znikasz, gdzie mój Jasieńku!
Jeszcze wcześnie, jeszcze wcześnie!
"Mój Boże! kur się odzywa,
Zorza błyska w okienku.
Gdzie znikłeś! ach! stój Jasieńku!
Ja nieszcęśliwa."
Tak się dziewczyna z kochankiem pieści,
Bieży za nim, krzyczy, pada;
Na ten upadek, na głos boleści,
Skupia się ludzi gromada.
"Mówcie pacierze! – krzyczy prostota,
Tu jego dusza być musi.
Jasio być musi, przy swej Karusi,
On ją kochał za żywota!"
I ja to słyszę, i ja tak wierzę,
Płaczę, i mówię pacierze.
"Słuchaj dzieweczko!" – krzynie śród zgiełku
Starzec, i na lud zawoła;
Ufajcie memu oku i szkiełku,
Nic tu nie widzę dokoła.
"Duchy karczemnej tworem gawiedzi,
W głupstwa wywarzone kuźni;
Dziewczyna duby smalone bredzi,
A gmin rozumowi bluźni."
"Dziewczyna czuje, – odpowiadam skromnie
A gawiedź wierzy głęboko;
Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
"Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce;
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce, i patrzaj w serce!"ŚWITEŹ
Ballada
Do Michała Wereszczaki.
Ktokolwiek będziesz w Nowogrodzkiej stronie
Do płużyn ciemnego boru
Wjechawszy, pomnij zatrzymać twe konie;
Byś się przypatrzył jezioru.
Świteź tam jasne rozprzestrzenia łona,
W wielkiego kształcie obwodu,
Gęstą po bokach puszczą oczerniona,
A gładka jak szyba lodu.
Jeżeli nocną przybliżysz się dobąI
zwrócisz ku wodom lice,
Gwiazdy nad tobą, i gwiazdy pod tobą,
I dwa obaczysz księżyce.
Niepewny czyli szklanna z pod twej stopy
Pod niebo idzie równina,
Czyli też niebo swoje szklanne stropy
Aż do nóg twoich ugina.
Gdy oko brzegów przeciwnych nie sięga,
Dna nie odróżnia od szczytu,
Zdajesz się wisieć w środku niebokręga,
W jakiejś otchłani błękitu.
Tak w noc, pogodna, jeśli służy pora,
Wzrok się przyjemnie ułudzi;
Lecz żeby w nocy jechać do jeziora,
Trzeba być najśmielszym z ludzi.
Bo jakie szatan wyprawia tam harce!
Jakie się larwy szamocą,
Drżę cały kiedy bają o tem starce,
I strach wspominać przed nocą.
Nieraz śród wody gwar jakoby w mieście,
Ogień i dym bucha gęsty,
I zgiełk walczących i wrzaski niewieście
I dzwonów gwałt i zbrój chrzęsty.
Nagle dym spada, hałas się uśmierza,
Na brzegach tylko szum jodły,
W wodach gadanie cichego pacierza,
I dziewic żałośnie modły.
Co to ma znaczyć? różni różnie plotą,
Cóż kiedy nie był nikt na dnie;
Biegają wieści pomiędzy prostotą,
Lecz któż z nich prawdę odgadnie?
Pan na Płużynach którego pradziady
Były Świtezi dziedzice,
Zdawna przemyślał i zasięgał rady,
Jak te zbadać tajemnice.
Kazał przybory w bliskiem robić mieście,
I wielkie sypał wydatki;
Związano niewód głęboki stóp dwieście,
Budują czółny i statki.
Ja ostrzegałem: że w tak wielkiem dziele,
Dobrze, kto z Bogiem poczyna,
Dano więc na mszą w niejednym kościele
I ksiądz przyjechał z Cyryna.
Stanął na brzegu, ubrał się w ornaty,
Przeżegnał, pracę pokropił,
Pan daje hasło: odbijają baty,
Niewód się z szumem zatopił.
Topi się, pławki na dół z sobą spycha,
Tak przepaść wody głęboka.
Prężą się liny, niewód idzie z cicha,
Pewnie nie złowią ni oka.
Na brzeg oboje wyjęto już skrzydło,
Ciągną ostatek więcierzy:
Powiemże jakie złowiono straszydło?
Choć powiem, nikt nie uwierzy.
Powiem jednakże; nie straszydło wcale,
Żywa kobieta w niewodzie,
Twarz miała jasną, usta jak korale,
Włos biały skąpany w wodzie.
Do brzegu dąży: a gdy jedni z trwogi
Na miejscu stanęli głazem,
Drudzy zwracają ku ucieczce nogi,
Łagodnym rzecze wyrazem:
"Młodzieńcy, wiecie że tutaj beskarnie
Dotąd nikt statku nie spuści,
Każdego śmiałka jezioro zagarnie
Do nieprzebrnionych czeluści.
"I ty zuchwały, i twoja gromada,
Wrazbyście poszli w głębinie,
Lecz że to kraj był twojego pradziada,
Że w tobie nasza krew płynie;
"Choć godna kary jest ciekawość pusta,
Lecz żeście z Bogiem poczęli,
Bóg wam przez moje opowiada usta,
Dzieje tej cudnej topieli.
"Na miejscach, które dziś piaskiem zaniosło,
Gdzie car i trzcina zarasta,
Po których teraz wasze biega wiosło,
Stał okrąg pięknego miasta.
"Świteź i w sławne orężem ramiona,
I w kraśne twarze bogata,
Niegdyś od książąt Tuhanów rządzona
Kwitnęła przez długie lata.
Nie ćmił widoku ten ostęp ponury;
Przez żyzne wskroś okolice,
Widać stąd było Nowogródzkie mury,
Litwy naówczas stolicę.
Raz niespodzianie obiegł tam Mendoga
Potężnem wojskiem Car z Rusi,
Na całą Litwę wielka padła trwoga,
Że Mendog poddać się musi.
Nim ściągnął wojsko z odległej granicy,
Do ojca mego napisze:
Tuhanie! w tobie obrona stolicy,
Spiesz, zwołaj twe towarzysze."
Skoro przeczytał Tuhan list książęcy,
I wydał rozkaz do wojny,
Stanęło zaraz mężów pięć tysięcy,
A każdy konny i zbrojny.
Uderzą w trąby, rusza młodź, już w bramie
Błyska Tuhana proporzec,
Lecz Tuhan stanie i ręce załamie,
I znowu jedzie na dworzec.
I mówi do mnie: jaż własnych mieszkańców
Dla obcej zgubię odsieczy?
Wszak wiesz że Świteź niema innych szańców
Prócz naszych piersi i mieczy.
Jeśli rozdzielę szczupłe wojsko moje,
Krewnemu nie dam obrony,
A jeśli wszyscy pociągniem na boje,
Jak będą córy i żony?
Ojcze, odpowiem, lękasz się niewcześnie,
Idź kędy sława cię woła,
Bóg nas obroni: dziś nad miastem we śnie,
Widziałem jego Anioła.
Okrążył Świteź miecza błyskawicą
I nakrył złotemi pióry,
I rzekł mi: póki męże za granicą,
Ja bronię żony i córy.
Usłuchał Tuhan i za wojskiem goni,
Lecz gdy noc spadła ponura,
Słychać gwar zdala, szczęk i tentent koni,
I zewsząd straszny wrzask, ura!
Zagrzmią tarany, padły bram ostatki,