Z miłością pod wiatr - ebook
Z miłością pod wiatr - ebook
Piąty tom serii "Stajnia w Pieńkach".W Nowy Rok pieńkowskie grono przyjaciół z optymizmem snuje plany na nadchodzące miesiące. Miejscowa farmaceutka Olga zawiera znajomość z tajemniczym mężczyzną, a Magda od nowa cieszy się małżeńskim szczęściem. W Nestorze rezyduje zrozpaczona po rozpadzie wieloletniego związku Ula, co bardzo irytuje Alicję. Między kobietami wyraźnie iskrzy, a otwarty konflikt wisi w powietrzu. Hotel Nestor przeżywa ciężkie chwile, ale bohaterowie nie składają oręża, dzielnie stawiając czoło nowej dla wszystkich pandemicznej rzeczywistości.Izabella Frączyk- absolwentka Akademii Ekonomicznej w Krakowie oraz Wyższej Szkoły Handlu i Finansów Międzynarodowych w Warszawie. Pisarstwem zajmuje się od 2009 roku. Dotychczas wydała kilkanaście bestsellerowych powieści obyczajowych, między innymi "Stajnia w Pieńkach", serie "Śnieżna Grań" i "Kobiety z odzysku" oraz dwutomowy cykl "Wszystko nie tak". Wszystkie pozycje spotkały się z gorącym przyjęciem czytelników.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8295-660-3 |
Rozmiar pliku: | 416 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pierwszy dzień stycznia zaskoczył mieszkańców Pieniek totalną odwilżą. Jeszcze o północy, gdy wszyscy wyszli na zewnątrz powitać Nowy Rok, okolicę zdobiły imponujące zaspy. Zmrożony śnieg aż skrzypiał pod stopami, a teraz gdzie spojrzeć stały kałuże.
– Matko, co za ciapa! Aaaaa…! – Magda krzyknęła, gdy lodowata woda kapiąca z zadaszenia nad hotelowym wejściem wpadła jej za kołnierz.
– Jezusie! Nie tak głośno – jęknął mężczyzna stojący tuż obok. Wyraźnie skacowany po sylwestrowej zabawie łapczywie zaciągnął się dymem z papierosa.
– Och, pan wybaczy – odparła przepraszająco i spojrzała na zaśmiecony parking. Dwóch pracowników obsługi niemrawo pakowało do worków puste butelki i niedopalone resztki papierowych lampionów.
Ze względu na bliskość stadniny w Nestorze zrezygnowano ze sztucznych ogni. Adam, właściciel hotelu, wcześniej nie zawracał sobie głowy sąsiedztwem, ale od kiedy poznał Magdę i na dobre zaangażował się w sprawy jej gospodarstwa, definitywnie zrezygnował z fajerwerków. Dobrostan licznego zwierzyńca stał się ważniejszy od fanaberii młodych par, weselników i gości hotelowych. Lampiony musiały im wystarczyć. Nawet w sylwestra.
– Zaczekajcie, pomożemy wam! – Magda wręczyła zaskoczonemu mężczyźnie pusty worek. – Zapraszam! Na kaca najlepszy jest ruch.
Zdumiony spojrzał na Magdę i zdusił butem niedopałek.
– O właśnie… Od tego pan zacznie. – Wskazała brodą na chodnik.
Mężczyźnie musiało się zrobić głupio, bowiem bez gadania położył uszy po sobie i zabrał się do zbierania śmieci.
Magda z westchnieniem pokręciła głową i mocniej zawiązała szalik. Zza pleców doszedł ją stłumiony chichot.
– Cześć, Wlad. Już wstaliście?
– Chętnie bym jeszcze pospał, ale Wanda wygoniła mnie z łóżka, twierdząc, że chrapię jak emerytowany marynarz, więc niech przynajmniej ona się wyśpi – odparł Wladimir Bondarenko i sięgnął do kieszeni po zapalniczkę. – Wiesz, kto to jest?
– Niby kto?
– No, ten koleś, którego właśnie zagoniłaś do sprzątania.
– Nie.
– To wiceminister Grabiński.
– I co z tego? – Magda wzruszyła ramionami.
– I przy tym bufon jak się patrzy. Generalnie kawał chama.
– Minister nie minister, nie będzie mi tu śmiecił.
– W dodatku minister kultury.
– No popatrz, a nie wygląda… – podsumowała Magda.
Z zasady potulna i zgodna, od kiedy przejęła w spadku stadninę i na stałe zamieszkała w Pieńkach, bardzo się zmieniła. Dwa lata zmagania się z nową rzeczywistością i walki o przetrwanie nauczyły ją asertywności i wiary w siebie. Niedawna masa problemów, która spadła na jej barki po aresztowaniu Adama, dodatkowo umocniła jej poczucie wartości. Nigdy nie przypuszczała, że z dnia na dzień przyjdzie jej przejąć zarządzanie restauracją i hotelem. Obawy i nerwówka związane z kłopotami męża także nie pomagały. Na szczęście sprawa została ostatecznie wyjaśniona i doczekała się szczęśliwego finału. Adam, oczyszczony z zarzutów, jeszcze przed Bożym Narodzeniem wyszedł na wolność. Podobnie jego rodzice. Uszczęśliwiony, wbrew protestom matki, wysłał oboje rodziców na wypoczynek do Tajlandii. O ile pani Halina Maliszewska zaskakująco dobrze zniosła pobyt w areszcie i najchętniej natychmiast wróciłaby do pracy, o tyle jej mąż bardzo przeżył całą tę sprawę i jasnym było, że potrzebuje odreagować i podreperować stan ducha.
– No proszę, proszę, co za postawa – powiedział Wlad z kpiącym uśmieszkiem.
– A mam to w nosie. Trzymaj! – Magda oderwała z rolki kolejny worek. – Proszę. Nie będziesz się wałkonił.
– Normalnie poganiaczka niewolników – mruknął rozbawiony. – Przynajmniej dymka daj człowiekowi puścić, co?
Zważywszy na to, że spora część sylwestrowych gości poszła spać dopiero rano, godziny wydawania śniadania wydłużono aż do trzynastej. Dopiero około południa, po godzinie uwijania się wokół hotelu, zmachana Magda wreszcie poczuła głód i poszła do restauracji. Większość przyjaciół siedziała wokół okrągłego stołu i raczyła się kawą.
– O, dobrze, że jesteś! – Alicja się ucieszyła. – Przynieść ci żurku? Podobno po imprezie najlepszy.
– A nie pogardzę. Dzięki. Jak samopoczucie?
– Jestem jak nowy – odparł Marek, przejął od Ali wiercącego się Jasia i wręczył mu piętkę chleba. Ząbkujący malec z zapałem przystąpił do mamlania pieczywa.
– Wcinaj! Na zdrowie! – Alicja postawiła przed przyjaciółką talerz z gorącą zupą.
– Faktycznie, toast żurkiem to świetna sprawa. – Magda się roześmiała i siorbnęła cicho. – Za ten nowy rok!
Rozbawione towarzystwo wzniosło toast czym kto miał pod ręką.
Magda z uśmiechem przyjęła pocałunek od męża, który właśnie do nich dołączył, i z apetytem spałaszowała zupę. Zachwycona spoglądała na rozgadane towarzystwo. Już dawno nie była tak szczęśliwa jak w tej chwili, choć bała się przyznać to na głos. Życie nauczyło ją, że za każdą radość wystawia rachunek, często nazbyt wysoki.
– Czuję przez skórę, że to będzie nasz rok – oznajmiła wbrew obawom.
– Nie inaczej. – Adam pogłaskał ją po policzku. – Drugi raz już się nie dam zamknąć za cudze grzechy. Niech no tylko zejdą śniegi, ruszymy z nową inwestycją. Raz-dwa odrobimy zeszłoroczne straty. A wy? Wiecie już, kiedy ślub? – zwrócił się do Wandy i Wlada. Zaskakująca historia związku tej pary sprawiła, że teraz wszyscy czekali na datę. Początkowo małżeństwo miało być jedynie fikcyjnym układem biznesowym w celu naturalizacji Wladimira w Polsce oraz poprawy finansów Wandy, lecz wszystko potoczyło się inaczej, niż zaplanowali.
– Cywilny niebawem, ale to nieważne. Planujemy z Wandzią prawdziwy ślub.
– Super! Nawet zdjęcia ślubne już macie! – palnęła Alicja, czym wprawiła towarzystwo w jeszcze weselszy nastrój. – Ale będzie się działo!
– A będzie, będzie. Już ja się o to postaram – wtrąciła Olga, która podeszła do stolika. Opuściła imprezę tuż po północy. Wyspana i rześka właśnie przyjechała do Nestora, by w spokoju pogwarzyć z przyjaciółmi. – Niebawem zmieniam lokal. Przenoszę aptekę do tego nowego pawilonu przy kościele.
– A w starym lokalu ci źle? – Ala jak zwykle nie potrafiła opanować ciekawości.
– Wcale nie jest mi źle, ale wnuczka pana Edwarda myśli o pracowni rzeźbiarskiej i właśnie dali mi wypowiedzenie.
– Kurczę…
– Ale to się świetnie składa, bo w tym nowym budynku powstaje przecież przychodnia, a porządna apteka w takim miejscu to interes życia, więc nie mogło się lepiej złożyć. Lokal będzie gotowy już w kwietniu. W tym tygodniu idę podpisać umowę. – Oczy Olgi aż zabłysły z podniecenia.
– Brawo! Powodzenia! Świetne wieści! – Magda ucieszyła się szczerze i wzniosła do góry filiżankę z herbatą.
– Dobrze, kochani. – Adam wstał od stołu i dyskretnie skinął na barmana. – Takich wieści nie godzi się świętować herbatą. Nasze panie pewnie nie pogardzą kieliszeczkiem sherry, a dla panów może po koniaczku? Daj, co masz najlepszego.
– Cześć wszystkim. Coś przegapiłem? – Przy stole pojawił się nie do końca jeszcze obudzony Jędrzej Borowiecki. Popularny aktor za nic nie przepuściłby okazji, by wpaść do przyjaciół. Choć w Warszawie, ze strony stołecznej socjety, otrzymał liczne propozycje spędzenia sylwestra, bez wahania wybrał Pieńki.
– Oczywiście, stary! – Bondarenko klepnął kolegę w plecy i roześmiał się głośno. – Właśnie opijamy tegoroczne plany. Myślę, że nasz wspólny film dla Movienetu też wypadałoby opić, ale może najpierw coś zjedz.
Mężczyźni już nieraz pracowali razem przy okazji różnych produkcji filmowych, a że pieniądze Bondarenki oraz nieustająca popularność Borowieckiego gwarantowały sukces kasowy, ten ostatni bez mrugnięcia powieką zgodził się partycypować w kosztach produkcji, a także zagrać główną rolę. Zapowiadał się prawdziwy kinowy hit. Jędrzeja tak bardzo zachwycił scenariusz, że bez wahania zgodził się zagrać, nawet mimo zbyt wielu jego zdaniem rozbieranych scen.
– Rany Julek! Serio? A kogo będziesz grał? – Alicja z wrażenia dostała wypieków.
– Romantycznego mafiosa rozrabiakę. Będzie dużo strzelania, dużo sztucznej krwi i masa seksu. Prywatne jachty, egzotyczne plenery, wille z basenami i szybkie fury.
– Rany, już mi się podoba… – Olga puściła oczko do Magdy.
– I mnie.
– Mnie trochę mniej – odparł Jędrzej.
– Dlaczego? Przecież to brzmi fantastycznie! Kurczę, gdyby nie młody, najęłabym się choćby na statystkę. – Alicja się rozmarzyła.
– Dlaczego? Dlatego że nie lubię się rozbierać przed kamerami. Nie dość, że od miesiąca zapierniczam na siłowni, żeby zgubić oponę, to jeszcze się doskonalę na lekcjach w szkole jazdy, a wiecie, jaki ze mnie marny kierowca. Kompletnie mi nie idzie.
– Oj tam! Przecież istnieją na tym świecie dublerzy. – Wlad machnął ręką i przejął kieliszek z koniakiem. – W najtrudniejszych scenach cię zastąpią.
– Ale w tych łóżkowych czy tych za kółkiem? – Alicja nie dawała za wygraną. – Ja się na żadne oszustwo nie zgadzam! A przynajmniej w pierwszym wypadku.
– Toteż dlatego spływam potem pięć razy w tygodniu i tyle samo razy mam chęć zamordować trenera.
– Nie przesadzaj! – wtrąciła Magda. – Kobiety oszaleją. Już widzę te gazetowe rankingi na najlepszą partię roku.
– Ja niestety też. – Jędrzej parsknął śmiechem i wreszcie zabrał się do jedzenia.
– Podobno miałeś gubić oponę… – Wladimir znacząco spojrzał na talerz ze schabowym z kapustą.
– A pewnie, że tak! – Jędrzej łapczywie przełknął pierwszy kęs. – Ale nawet i ornemu wołu czasem należy się nagroda, bo inaczej zdechnie, a ze zdechłego żadna pociecha.
– Gdzieś to już kiedyś słyszałam. A co na to trener? – Magda dołączyła w docinkach do Wladimira.
– A widzisz go gdzieś? – Jędrzej wcisnął szyję między ramiona, udając strach, a że był świetnym aktorem, wyszło mu doskonale.
Akurat zeszła jeszcze lekko rozespana Wanda i także dołączyła do gremialnych zachwytów nad nową rolą.
Radosna atmosfera przy stole sprzyjała dowcipom i anegdotom. Jędrzej jak zwykle wiódł w tym prym. Towarzystwo nawet nie zauważyło, kiedy późne śniadanie przeszło w obiad, a ten w kolację. Magda z Alicją jedynie upewniły się, że stajenni wypełnili obowiązki związane z karmieniem zwierzyńca, i wcześniej niż zwykle odesłały ich do domów. Na posterunku w swojej kanciapie pozostał jedynie stary Zdzichu. Chwilowo trzeźwy, więc nie było obaw, że cokolwiek zawali lub czegoś nie dopilnuje.
Magda już dawno nie czuła się tak wspaniale i lekko. Teraz śmiało mogła przyznać, że miniony dzień zaliczył się do najszczęśliwszych i najradośniejszych w jej życiu. Gdy później zasypiała wtulona w ciepłe ramiona męża, na jej twarzy pojawił się błogi uśmiech.
Następnego ranka brzęczyk w telefonie zaterkotał o zwykłej porze, choć właściwie była to formalność, bo już od dawna budziła się jeszcze przed budzikiem. Ceniła te dodatkowe chwile, kiedy mogła w spokoju poleżeć, podumać nad minionym dniem i ułożyć sobie plan na nadchodzące godziny. Machinalnie sięgnęła po telefon, by wyciszyć sygnał. Adam spał jeszcze w najlepsze. Trochę zdziwiło ją aż pięć nieodebranych połączeń od Uli z poprzedniego dnia. Pewna, że chodzi o życzenia noworoczne, postanowiła zadzwonić później i znikła w łazience.
– Już się bałam, że nie oddzwonisz… – Godzinę później usłyszała w słuchawce markotny głos przyjaciółki.
– No coś ty, po prostu w tym rozgardiaszu nie słyszałam, że dzwonisz. Sylwester udał się genialnie. Naprawdę szkoda, że nie mogliście przyjechać. Ale niebawem wybieram się w wasze okolice po konia klientki, więc wyjadę dzień wcześniej i wpadnę do was.
– Obawiam się, że to niemożliwe – Ula odparła z rezygnacją.
– Kurczę, szkoda. Bo już się stęskniłam.
– Myślę, że temu akurat da się zaradzić. Czy mogę do was przyjechać na jakiś czas?
– Też pytanie! – Magda się ożywiła, choć brak entuzjazmu w głosie rozmówczyni wydał jej się dziwny. – Czy coś się stało? – zapytała ostrożnie.
– Nawet nie pytaj… – Tamta westchnęła, walcząc z płaczem. – Odchodzę od Jakuba.
– Co?! Od Jakuba? Czy ty upadłaś na głowę?!
– Nie żebym bardzo chciała, ale raczej muszę.
– Nie, nie, nie! To jakieś bzdury! – Magda przecząco potrząsnęła głową. – Powiedz, że to noworoczny żart.
– Niestety to nie jest żart. To poważna decyzja i muszę ją w spokoju przemyśleć. Tyle się ostatnio podziało, że muszę wszystko poukładać sobie w głowie.
– Nie wierzę…
– To jak, przygarniecie mnie na trochę? Żeby nie robić kłopotu, wynajmę sobie pokój w waszym hotelu.
– Nie wygłupiaj się! Będziesz naszym gościem tak długo, jak będziesz chciała – Magda zaprotestowała gwałtownie.
Od początku znajomości dom Uli i Jakuba kojarzył jej się ze spokojnym i rodzinnym ciepłem. Nie było opcji, by ktokolwiek wyszedł od nich głodny albo w najgorszym razie niedopieszczony pyszną kawą i domowym ciastem. Życiowa mądrość Uli i jej bezinteresowne wsparcie nieraz stawiały Magdę na nogi, gdy wokół walił się świat. Pobyt, nawet krótki, w gospodarstwie pod Olsztynem zawsze działał na nią krzepiąco. Wystarczał kwadrans szczerej rozmowy, a Magdzie rozjaśniało się w głowie. Zupełnie jakby wraz z każdym kęsem ciepłego jabłecznika czy łyczkiem nalewki ktoś karmił ją optymizmem, rozsądkiem i doprawiał sporą dawką wiary we własne siły. Do tego małżeństwo przyjaciół mogło stanowić wzór do naśladowania i Magda skrycie marzyła, by i jej związek po wielu latach wyglądał tak samo. Nic dziwnego zatem, że zareagowała zaskoczeniem na wieść o małżeńskich kłopotach.
– Dobrze, pakuj się i przyjeżdżaj. Chyba że chcesz, żeby przysłać kogoś po ciebie? – Magdę zaniepokoił słabo stłumiony spazm płaczu.
– Nie, dziękuję, nie trzeba. Poradzę sobie. Jesteś kochana. Odpracuję wszystko przy strusiach, jeśli się zgodzisz.
– Przestań bredzić i pakuj manatki! – Magda nie wytrzymała, zakończyła połączenie i natychmiast poszła do recepcji sprawdzić, czy w hotelu są jakieś wolne pokoje. Przez pobyt Adama w areszcie remont domu został wstrzymany i zaległe prace wykończeniowe miały ruszyć dopiero od lutego, dlatego opcja goszczenia w nim kogokolwiek nie wchodziła w grę. Także i domki były zarezerwowane co do jednego aż do połowy stycznia.
– Coś się stało? Wyskoczyłaś, jakby cię ktoś gonił – zagaił Adam, gdy chwilę później spotkali się w hotelowym biurze.
– Kazałam przyszykować pokój dla Ulki, wpadnie do nas na jakiś czas.
– Czyżby kłopoty w raju? – Adam ostrożnie zapuścił sondę.
– Na to wygląda. Twierdzi, że odchodzi od Jakuba i musi w spokoju przetrawić temat.
– Ale że u nas?
– A niby gdzie? Od czego są przyjaciele? Już tyle razy stawiała mnie na nogi. Mam okazję spłacić dług i zrewanżować się tym samym. Teraz moja kolej.
– Moja ty kochana, honorowa kobietko. Nie zauważyłaś, że od kiedy tu jesteś, wszyscy do ciebie lgną? A ja najbardziej… – Adam podstawił filiżankę pod wylot z ekspresu i nacisnąwszy odpowiedni przycisk, objął Magdę. W powietrzu rozpłynął się intensywny zapach świeżo mielonych ziaren. Nie zdążył pocałować żony, bo ta w jednej chwili pozieleniała na twarzy i zasłaniając dłonią usta, rzuciła się w kierunku toalety. Adama doszły charakterystyczne dźwięki świadczące o gwałtownym opróżnianiu żołądka.
– Kochanie, dobrze się czujesz? – zapytał z troską w głosie.
– Jasne. Jak zdjęta z krzyża – odparła, siląc się na wesołość. – Mój organizm chyba przestał lubić kawę.
Jeszcze przed Bożym Narodzeniem kupiła testy ciążowe, ale dotychczas nie miała odwagi ich użyć, choć dziecko Adama byłoby idealnym dopełnieniem małżeńskiej sielanki. Od początku małżeństwa nawet nie pomyślała o antykoncepcji, aczkolwiek w trakcie blisko dwumiesięcznej nieobecności męża o wszystkie dolegliwości obwiniała permanentny stres.
– Czyli jednak stres… – powiedziała pod nosem i dla pewności rozerwała drugie opakowanie, by po chwili wyrzucić do kosza na śmieci zużyte testy. Odetchnęła głęboko, sama nie wiedząc, czy to westchnienie wywołane jest zawodem czy ulgą.
Kiedyś, gdy była jeszcze żoną Tomka, wścibska teściowa swoim nieustannym nagabywaniem próbowała nakłonić ją do macierzyństwa. Oczywiście Magda chciała kiedyś mieć dzieci, ale wtedy nie czuła się jeszcze na to gotowa. Nie zaglądała innym matkom do wózków, a w nieprzespanych nocach, obwisłych piersiach i zmianie pieluch nie dostrzegała niczego ciekawego. Uważała, że wszystko powinno nastąpić w swoim czasie, i jedynym argumentem, który jako tako do niej wtedy przemawiał, był tykający zegar biologiczny. Po niedługim czasie jednak, gdy doszło do rozwodu, dziękowała Bogu, że wcześniej nie zdecydowała się na dziecko. Brak potomstwa zdecydowanie uprościł i tak już mało przyjemną procedurę rozwodową. Później, po jednorazowej przygodzie ze Staszkiem w roli głównej, a także na skutek podłości, którą zafundował jej brat Adama, przez ładnych kilka dni truchlała ze strachu, czy aby przypadkiem nie zaszła w ciążę, a gdy jednak okazało się, że nie, odmówiła modlitwę dziękczynną. Tak naprawdę dopiero pojawienie się na świecie synka Alicji całkowicie zmieniło jej podejście do dzieci. Ciocia Madzia całkowicie straciła głowę dla malca i nareszcie do niej dotarło, że niemowlęta nie gryzą, nie ryczą bez przerwy i potrafią być naprawdę urocze.
Pytana przez Adama, jak zapatruje się na posiadanie potomstwa, odpowiadała jednak wymijająco. I wcale nie dlatego, że pragnęła coś ukryć. Zwyczajnie sama nie wiedziała, czy tego chce, czy nie. Oczywiście zegar biologiczny tykał nadal, i to z roku na rok coraz szybciej, ale wiedząc, że Adam pozostawia jej wolną rękę, postanowiła zdać się w tej kwestii na opatrzność.
– Co ma być, to będzie, kochanie – Adam ją uspokajał. – Ja wiem, że im człowiek bardziej chce, tym bardziej nie może. A temu, który nie chce, to i dzieciak w kapuście samoistnie wyrośnie.
– No pewnie! Ale gdyby nie wpadki, połowy ludzi by na świecie nie było – dworowała sobie z niej Alicja, wymownie klepiąc się po brzuchu, który po ciąży już zdołał odzyskać dawny kształt.
– Dokładnie – Magda z uśmiechem przyznała jej słuszność. – Jakoś nie wyobrażam sobie iść do łóżka z okrzykiem „robimy!” na ustach.
Do przyjazdu Uli Magdę dosłownie skręcało z ciekawości, cóż takiego się wydarzyło, że przyjaciółka postanowiła odejść od męża. Wiedziała, że większość związków zalicza wzloty i upadki, ale nie wyobrażała sobie, by mogło to dotyczyć tamtej dwójki. Na szczęście świąteczno-noworoczne pobyty większości gości dobiegły końca, więc Magda przydzieliła przyjaciółce niewielki, acz wygodny apartament w ustronnej części hotelu i upewniła się, że wszystko zostało posprzątane jak należy. Wprawdzie ze względu na bliskość kuchni i dochodzące z niej zapachy lokum nie cieszyło się popularnością, ale Magda uznała, że lokalizacja w pobliżu tylnych drzwi pozwalających wyjść bezpośrednio do ogrodu, bez konieczności pokonywania długich korytarzy i przechodzenia przez recepcję, spodoba się Uli. Przy dłuższym pobycie niekrępujące wyjście służbowe zapewniało swobodę i prywatność.
Nie spodziewała się ujrzeć jej w takim stanie. Kobieta wyglądała jak chodzący cień samej siebie. Poszarzała cera i ciemne cienie pod oczami dobitnie świadczyły o kłopotach. Mimo że przekroczyła pięćdziesiątkę, los obchodził się z nią łaskawie. A przynajmniej do teraz, bowiem jej twarz naznaczyły wyraźne bruzdy.
– Matko Boska, ale co się stało? – Magda zapytała z niepokojem. – Przecież jeszcze niedawno wszystko było w porządku.
– Nie było… – odparła Ula i zanurkowała w bagażniku, by wyjąć bagaże.
– Zostaw to. Mamy portiera. – Magda wymownie spojrzała w stronę wejścia. Chłopak w mig pojął niemą aluzję i natychmiast zameldował się przy aucie.
– Zanieś to do apartamentu przy tylnym wyjściu – wydała polecenie i przygarnęła zrozpaczoną Ulę. – Powiesz mi, co się stało?
– To Jakub. Od dawna podejrzewałam, że kogoś ma.
– W Warszawie? – Magda palnęła bez zastanowienia.
– Skąd wiedziałaś? – Ula aż podskoczyła i w oskarżycielskim geście wycelowała w stronę Magdy wskazujący palec.
– Nie wiedziałam. – Nagle poczuła, że powinna się wytłumaczyć. – Po prostu często tam bywał i stąd pierwsze skojarzenie.
– No właśnie. Zazwyczaj siedział tam dłużej niż to konieczne, ale myślałam, że to tylko interesy. Ale niestety nie tylko. Dopiero niedawno zaczęłam podejrzewać, że coś jest na rzeczy. To przecież nie jest normalne, że twój facet nie odbiera przy tobie telefonów, a żeby oddzwonić, wychodzi na podwórko.
– Kurczę, Adam często tak robi. Ja także. Nie chcemy sobie przeszkadzać wzajemnym gadaniem do kogoś.
– W deszcz też? I w mróz minus dwadzieścia? Dość na tym, że kilka dni temu odkryłam, że jeździ do Warszawy po coś jeszcze. – Ula jednym haustem opróżniła kubek z kawą i wyrzuciła przez ściśnięte gardło: – I co gorsza, zrobił tej lafiryndzie dzieciaka.
– Nie do wiary… – Magda pokręciła głową. – I co teraz? Wystąpisz o rozwód?
– I co teraz? Wystąpisz o rozwód?
– Jaki tam rozwód?! My nie mamy ślubu.
– Jak to? A nazwisko? Przecież nosicie takie samo.
– To przypadkowa zbieżność. Oboje mamy identyczne, zatem i Junior też takie ma. W praktyce nie mam do Jakuba żadnych praw. Do jego majątku też.
– Dlaczego?
– Bo większość tego, co mamy, należy do niego.
– A Junior?
– O niczym nie wie. Chodzi do szkoły z internatem, więc nieprędko się dowie, że coś jest nie tak.
– A ty? Jaki masz plan? Wiesz już, co robić?
– Nie… – Ula wyraźnie się speszyła. – Ja… Ja też kogoś mam…
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI