- W empik go
Za białymi goździkami - ebook
Za białymi goździkami - ebook
Kiedy oczy ogarnie ciemność,naucz się kierować innymi zmysłami.
Anielin Brzask rozpoczyna swój ostatni rok na uczelni. Gdy pewnego dnia w drodze na zajęcia wstępuje do ulubionej kawiarni na gorącą czekoladę, nie spodziewa się, że właśnie tam pozna mężczyznę, który całkowicie zawładnie jej myślami. Alan jest przystojny, szarmancki i… niewidomy. Anielin, zafascynowana roztaczaną przez niego aurą tajemniczości, podporządkowuje się swoim uczuciom bez reszty. Nawet nie zauważa, kiedy mężczyzna, w którym się zakochała, zamienia się w jej kata. Luksusowa posiadłość Alana od tej pory jest dla niej więzieniem: to tutaj, w kompletnej ciemności i ciszy, mężczyzna prowadzi swój prywatny, okrutny eksperyment. By przetrwać i spróbować wydostać się z tej śmiertelnie niebezpiecznej pułapki, Anielin musi nauczyć się żyć na jego zasadach. Co odkryje, gdy wejdzie głębiej w świat psychopatycznego oprawcy?
– A co z włosami? – pyta.
– Dzisiaj akurat nic z nimi nie robiłam. Nie starczyło czasu i cierpliwości. Mam burzę loków na głowie, która sięga mi do ramion. Jestem naturalną szatynką.
– Mogę ich dotknąć?
Teraz to dopiero jestem zakłopotana, ale zgadzam się. Podaje mi swoją prawą dłoń, abym nakierowała ją na głowę. Przykłada drugą i bardzo powoli przeciąga palcami po włosach. Sprawdza ich miękkość i długość, głaszcząc mnie przy okazji. Dotyka uszu i podbródka, schodzi niżej – do ramion. Cała się prężę i poddaję. Niewyobrażalnie przyjemne uczucie, takie niewinne, a zarazem podniecające i zawstydzające.
– Możemy stąd wyjść?
Odurzona jego dotykiem, przytakuję w transie. Opuszczamy kawiarnię. Mroźne powietrze studzi mój temperament. Alan ujmuje moją dłoń i prowadzi, ale dokąd? Czy to ważne?.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-612-7 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Anielin, czy ty w ogóle mnie słuchasz?
– Przepraszam. Mówiłaś coś?
– Tak, robimy projekt na zajęcia i omawiam pewną kwestię. Co się z tobą dzieje? Jesteś dzisiaj jakaś nieobecna.
– Przepraszam, to chyba przez pogodę. Nie znoszę jesieni, strasznie mnie przygnębia. Co takiego chciałaś omówić?
Niezręcznie się czuję z całą tą sytuacją, a teraz jeszcze Anna wścieka się na mnie. Chciałabym jej powiedzieć, ale nawet nie wiem jak. W końcu nic takiego się nie stało, a ja tak to przeżywam. Może coś ze mną jest nie tak… Czas wziąć się w garść i przestać wszystko wyolbrzymiać. Postanowione. Zabieram się za projekt na studia, wieczorem spacer z moją psinką i… W zasadzie tak wygląda moje życie. Studia, co jakiś czas sezonowa praca, spotkania ze znajomymi i spacery z Carmen.
– Anielin, jesteś dzisiaj beznadziejna! Wracaj do domu. Wyśpij się, wypocznij i skup na zadaniu.
Znowu się zamyśliłam, co nie uszło uwadze mojej jakże bystrej i spostrzegawczej przyjaciółki. Czuję na sobie jej przenikliwy wzrok, prawie taki sam, jak ten w kawiarni rano. Z tą różnicą, że wyraz oczu Anny dobrze znam i wiem, czego mogę się po niej spodziewać. Tamto spojrzenie jest mi zupełnie obce, tajemnicze i nieco niepokojące. Już mnie ma, więc zaczynam odliczanie trzy, dwa, jeden…
– Tłumacz się! Ale to już, nie będę powtarzać! – beszta mnie jak małe dziecko.
– Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi. Nie mogę mieć gorszego dnia? – próbuję się bronić.
– Nie udawaj głupiej, mów, co jest grane! A jesienną pogodę zostaw w spokoju – syczy przez zęby. Jest źle, czas uciekać do domu. Zbieram się i kieruję w stronę drzwi. Jeszcze parę metrów i wolność.
– Nie chcesz, nie mów. Zaczekam. A teraz idź. – To lepsza wersja mojej przyjaciółki, ta wyrozumiała.
Kieruję się w stronę domu, mijam szarobury park, który jeszcze niedawno tętnił życiem i zachwycał zielenią. Wszystko stało się takie nijakie, bezbarwne, wręcz smutne. Smutne jak jego oczy. Przysiadam na jednej z ławek. Wciąż myślę o nim, o tym paraliżującym spojrzeniu. Ciekawe, czy jutro zastanę go w kawiarni? Może to jednorazowe spotkanie? A może jednak coś więcej? Jak powinnam się zachować? Chyba zmienię miejsce, w końcu nie tylko tu można napić się kawy. Kogo ja chcę oszukać? To tu mają najpyszniejszą czekoladę, i mam blisko z domu. A poza tym muszę go jeszcze raz zobaczyć. Robi się naprawdę zimno, czas wracać. Czeka na mnie Carmen.
***
Jak ja nienawidzę poranków. Po trzecim sygnale budzika podnoszę się z łóżka. Carmen bacznie mnie obserwuje, wie, że zaspałam i nici z długiego spaceru. Idzie za mną do łazienki i nie przestaje mnie poganiać, jej szczekanie z rana jest naprawdę irytujące.
– Spokój! Zaraz pójdziemy, muszę się tylko ogarnąć.
Po porannej toalecie i doprowadzeniu się do ładu napełniam jej miskę, a sama sięgam po kawałek banana i jogurt. Jak zawsze moja buldożka pochłania wszystko w zawrotnym tempie i ponagla mnie, szturchając swym mokrym nosem. Jest jeszcze zimniej niż wczoraj, powinnam zamieszkać w jakimś ciepłym kraju.
– Carmen, pośpiesz się, bo zamarzam. Ten krzak jest taki sam, jak poprzedni. Widzisz, jak to fajnie, jak ktoś cię pogania? – Pięknie, przekomarzam się z psem. Co ludzie sobie pomyślą…?
Nic nie jest gorsze od dźwięku budzika, poza dzwonkiem komórki przed ósmą rano. To Anna, a któż by inny o tej porze? Usłyszę, jak zwykle, że jestem nieodpowiedzialna i znowu spóźnię się na zajęcia. Odbieram, miejmy to za sobą.
– Halo! Wiem, która jest godzina i na pewno zdążę.
– Anielin, kończy mi się moja anielska cierpliwość do ciebie!
– Uspokój się, już idę na uczelnię. – W tym momencie swoim szczekaniem zdradza mnie moja kochana psina.
– Czyżby?! Pogłaszcz ode mnie Carmen, a ty pocałuj mnie w nos! – wrzeszczy do słuchawki moja przyjaciółka.
Koniec naszej jakże wylewnej i życzliwej rozmowy. Wracam do domu, i to w tempie ekspresowym. Tuż po przyjściu łapię torbę, pakuję książki i wybiegam na zajęcia. Pięć minut to żadne spóźnienie. Wpadam do sali wykładowej, cała czerwona i zdyszana. Mam zdecydowanie za daleko, jeśli chodzi o moje poranne przebieżki. Zajmuję miejsce obok zniecierpliwionej Anny. Nie odzywa się, to zły znak. Nie martwię się jednak, przyda mi się chwila spokoju.
Rozpakowuję książki i staram się skupić na zajęciach. Bez skutku. Znowu myślę o jego hipnotyzujących oczach. Za niecałe dwie godziny mam długą przerwę, a co za tym idzie – czeka mnie przepyszna czekolada i nie tylko. Anna z pewnością ze mną nie pójdzie, ma przecież fazę na zdrową żywność. Ciekawe, jak długo wytrzyma? Trudno mi za nią nadążyć, co miesiąc nowy styl życia – teraz jest fit i stawia na naukę. A jeszcze w wakacje chciała być artystką, ciągle się spóźniała, bo czas dla niej nie istniał. Zabawne, jak można się zmienić w tak krótkim czasie. Jedno jest stałe: ta jej energia i prześwietlanie mnie niczym rentgen. No właśnie, kątem oka widzę, jak na mnie patrzy. Udaje wielce obrażoną, ale wiem, że ciekawość i chęć nagadania mi zżerają ją od środka. Odwracam się do niej i czekam.
– Nie chcę z tobą rozmawiać – burczy.
– OK.
Cisza. Niezręczna, głucha cisza.
– Nie zapytasz dlaczego? – pyta zdziwiona.
Czyli rozmowa jeszcze się nie skończyła. Dlaczego ona stała się taka skomplikowana? Wolę poprzednią wersję, tę zwariowaną artystkę. Marszczę czoło i zastanawiam się, jak mam wybrnąć z tej sytuacji. Na dobrą sprawę jestem cały czas taka sama, może poza wczorajszym wieczorem. Prawie zawsze spóźniam się na pierwsze zajęcia, więc to żadna nowość. Z rana nie jestem zbyt rozmowna, więc to też nie powinno jej dziwić.
– Anno, daj mi, proszę, spokój. Nie mam siły z rana na jakieś bezsensowne gadki.
– Widzę, że jesteś jakaś inna i nie chodzi wcale o twoje wieczne spóźnialstwo, a raczej o rozkojarzenie. Martwię się o ciebie, to źle? Przyjaźnimy się od podstawówki, znam cię bardzo dobrze i wiem, kiedy coś jest nie tak.
– Dobra, powiem. Ale wiedz, że to krótka i naprawdę nieinteresująca historia. – Oczy jej błyszczą w nadziei na jakieś ploteczki. Niestety bardzo ją rozczaruję, w końcu nic tak naprawdę się nie wydarzyło. – Wczoraj rano w kawiarni spotkałam pewnego mężczyznę.
– Wiedziałam, że chodzi o faceta. Nareszcie, bałam się, że wstąpisz do zakonu. – Cieszy się jak dziecko na widok lizaka.
– Nie, nic z tych rzeczy – uspokajam ją. – Zamówiłam moją ulubioną czekoladę i usiadłam naprzeciwko pewnego mężczyzny…
– I? Mów, co dalej! Przysiadł się do ciebie? Wymieniliście się numerami? Zaprosił cię gdzieś? No mów!
– Ciszej, mówię przecież, że do niczego nie doszło. Po prostu przez cały ten czas, kiedy byłam w kawiarni, bacznie mnie obserwował, nic poza tym.
– Słucham? Rozczarowałaś mnie.
– Przykro mi, ale ostrzegałam cię.
– To koniec opowieści? – pyta rozżalona.
– Niestety.
– Może to jakiś psychol, nikt cię nie śledził?
– Przestań, nikt mnie nie śledził. Po prostu na mnie patrzył, ale tak jakoś inaczej.
– Oho, inaczej… Jak nic jakiś zboczeniec. Nie dziwię się, że byłaś wczoraj taka nieprzytomna. Na twoim miejscu kupiłabym gaz pieprzowy i zapisała się na sztuki walki.
– Przesadzasz, ale się wkręciłaś. Może kogoś mu przypominałam albo się mu spodobałam. Sama nie wiem, ale na pewno nie wyglądał na psychopatę.
– Pozory mylą – ostrzega mnie, wymachując palcem wskazującym. Cała Anna, zawsze wszystko wyolbrzymia i dramatyzuje. – Chwileczkę, nie zamierzasz chyba iść dzisiaj do tej kawiarni?
– A dlaczego nie?
– Jeszcze się głupio pytasz?! Idę z tobą.
Faktycznie. Na długiej przerwie idziemy do kawiarni we dwie. Wcale nie wygląda to podejrzanie, gdy obie rozglądamy się za zupełnie obcym mężczyzną. Pusto, nie ma go. Dziwne uczucie, jakby straty, czy to możliwe? Na dobrą sprawę powinnam się cieszyć z takiego obrotu sprawy. Anna na pewno podeszłaby do niego i zapytała wprost, czy jest seryjnym mordercą albo jakimś zboczeńcem z fetyszami. Zamawiam standardowo czekoladę i siadam na tym samym miejscu, co wczoraj. Anna decyduje się na jakiś fit koktajl i zajmuje miejsce obok mnie.
– Może już poszedł albo dopiero przyjdzie. Widywałaś go już wcześniej?
– Nie. Głupio się czuję, niepotrzebnie tutaj przychodziłyśmy – odpowiadam zmieszana.
– A co z twoją czekoladą? – pyta rozbawiona. – Żyć bez niej podobno nie możesz.
– Jakoś nie mam na nią dziś ochoty.
Po dwudziestu minutach opuszczamy kawiarnię i ruszamy w stronę uczelni. Co ja sobie głupia myślałam? Dlaczego liczyłam, że znowu go spotkam? Nigdy wcześniej nie widziałam go tutaj. To pewnie jednorazowy incydent. Przypadkowo wstąpił na kawę albo był przejazdem i tyle. Mimo wszystko jakaś cząstka mnie nie odpuszcza i każe jutro pojawić się tu ponownie, ale już bez Anny.
***
Upragniony weekend wreszcie nadchodzi, jak nigdy dotąd potrzebuję teraz spokoju i wyciszenia. Przez brak skupienia i niewyspanie ostatnie zajęcia były dla mnie udręką.
W dalszym ciągu nie potrafię zapomnieć o tajemniczym mężczyźnie. Bezskutecznie nawiedzam każdego ranka pobliską kawiarnię z cichą nadzieją, że go tam spotkam. Niestety nic z tego, bardzo mnie to męczy. Skoro tak bacznie mnie obserwował, to dlaczego nie podszedł i nie zaczął rozmowy? Mieliśmy okazję się poznać, ale oboje ją zaprzepaściliśmy. Ciekawe, czy on też o mnie myśli, czy mnie wspomina. A może wcale nie pamięta, a ja, głupia, przez cały ten czas zaprzątam sobie nim głowę. Jego dużymi, ciemnymi oczami i smutnym, a zarazem hipnotyzującym spojrzeniem. To dziwne, ale mam wrażenie, że za nim tęsknię. Próbuję przypomnieć sobie coś więcej z tamtego dnia. Ubrany był na ciemno, bodajże granatowy sweter i dżinsy, a włosy… Co z włosami? Myśl, Anielin, myśl. Olśnienie, szatyn. A gdyby tak zmienić godzinę odwiedzin w kawiarni? Co za niedorzeczność! Najlepiej przestać tam chodzić. Tylko jak?
Czuję na swojej łydce zimny i mokry nos Carmen. No tak, weekend, weekendem, ale niektóre obowiązki pozostają. Zbieram się więc na obiecany spacer. Przechadzamy się po parku. Carmen nie przepuszcza żadnemu napotkanemu krzakowi, wącha co popadnie. Idę dobrze znaną mi drogą, zamyślam się na dłuższą chwilę. Kiedy czuję zapach kawy, machinalnie łapię za klamkę.
Zanim dociera do mnie, co się dzieje – serce mi zamiera. To ON! Stoję na środku kawiarni, do której nawet nie wiem, jak dotarłam, wpatrzona w niego. Dopiero moja buldożka sprowadza mnie na ziemię swoim ujadaniem. Jestem mistrzynią niezręcznych sytuacji i królową wstydu. O matko, wszyscy się na mnie patrzą, on także. Już po mnie! Co on mógł sobie o mnie pomyśleć…? WARIATKA! – krzyczy moja podświadomość. Szybko zajmuję miejsce, tym razem na uboczu. Nie chcę, aby mnie teraz oglądał. Ściągam płaszcz i czapkę, lekko się poprawiam i udaję zainteresowanie kartą, którą niemal znam na pamięć. Carmen pokłada się na moich nogach, chwilę później podchodzi kelnerka. Zamawiam oczywiście czekoladę i w tym momencie uświadamiam sobie, jak bardzo nudną i przewidywalną osobą jestem, skoro pani przyjmująca zamówienie i tak wie, co wezmę. Ciekawość bierze górę i wychylam się zza regału pełnego książek. O Boże, patrzy na mnie! Co za wstyd! Czuję, jak rumieniec oblewa mi twarz, próbuję jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Podchodzę do regału i udaję zaciekawioną. Z przejęciem poszukuję idealnej książki na tę okazję. Romansidło odpada, horrory również, już i tak mam nadwyrężoną reputację. Co by tu wybrać? Mam! Krótka nowela będzie w sam raz. Nie jest zbyt ambitna. Odkładam ją na miejsce. Zaczynam się stresować, drżę na całym ciele. Nie widzę już tytułów, szybko chwytam pierwszą lepszą pozycję i wracam do stolika. Pięknie, to podręcznik do języka hiszpańskiego dla zaawansowanych. Ręce opadają. A teraz jak ja mam to zacząć czytać? Upijam łyk czekolady i przeglądam lekturę. Co robić? Wychylam się po raz drugi. On nadal spogląda w moją stronę, ale tym razem nie chowam się. Uśmiecham się do niego, najszerzej jak potrafię. I nic. Żadnej reakcji. Grobowa mina i smutne spojrzenie, a może nawet nie smutne, a jakby nieobecne. Po moim uśmiechu nie ma już śladu. Oboje na siebie patrzymy, ale to nie jest normalna wymiana spojrzeń. Po kilku sekundach wstaję i ruszam w jego stronę, jednak w ostatniej chwili zmieniam kierunek i staję przed kasą.
– Słucham? – pyta mnie barista.
– Czekoladę poproszę. – Wyrwana z transu odpowiadam bez namysłu.
Wracam speszona na miejsce. Dopiero teraz orientuję się, że nie dopiłam tej wcześniejszej. Gorzej być nie może.
– Proszę, pani czekolada. Czy mogę już zabrać poprzednią? – Kelnerka zjawia się stanowczo za szybko.
– Tak, proszę i dziękuję – odpowiadam zmieszana, łapiąc książkę.
– Zazdroszczę pani. Ja nie mam głowy do języków, zwłaszcza romańskich.
– A, to? – pytam, wskazując na lekturę. – Dopiero zaczynam – zbywam ją. Teraz to się dopiero głupio czuję. Brawo! Na szczęście dziewczyna odchodzi.
Do trzech razy sztuka! – myślę. Wychylam się i doznaję szoku. Mężczyzna, który onieśmielał mnie swoim spojrzeniem, wychodzi z kawiarni z laską w ręce i z psem. Psem przewodnikiem? Wcześniej tego nie dostrzegłam, jak to możliwe? Całe moje wyobrażenie okazało się zwykłym złudzeniem. On się wcale na mnie nie patrzył! Jedno nie daje mi spokoju. Dlaczego zwrócony był w moją stronę? Łapię płaszcz i ciągnę Carmen za sobą. Wypadam z kawiarni i widzę, jak niespiesznie zmierza w stronę parku. Podążam za nim. Przystaje i odwraca się w moją stronę. Stoimy naprzeciwko siebie, a dzielą nas dosłownie dwa kroki.
– Cześć – wita mnie, wyciągając w moim kierunku rękę.
– Cześć – odpowiadam niepewnie, ujmując w uścisku jego dłoń. Niewyobrażalne uczucie delikatności i kojącego ciepła. Zatracam się w nim.
– Wybrałaś jakąś ciekawą książkę? – pyta. Mam wrażenie, że się przesłyszałam. Jesteś niewidomy, skąd możesz wiedzieć, że wybierałam jakąkolwiek książkę? – zastanawiam się. Po chwili ciszy domyśla się, dlaczego nie odpowiadam. – Tak, jestem niewidomy, ale inne zmysły mam znacznie bardziej wyostrzone, na przykład węch. Pięknie pachniesz, delikatnie, ale zauważalnie. Kiedy weszłaś do kawiarni, od razu poczułem twój słodki zapach. Jest jeszcze słuch, to właśnie dzięki niemu wiedziałem, gdzie się znajdujesz w danym momencie. Sporo czasu spędziłaś przy regale, stąd moje pytanie i nie ukrywam, że kieruje mną ciekawość – wyjaśnia.
– Hiszpański dla zaawansowanych – odpowiadam i w tej chwili dociera do mnie, co zrobiłam. Mogłam podać jakikolwiek tytuł, a musiałam wyznać prawdę, tym samym pogrążając siebie.
– Ambitnie – widzę delikatny uśmiech na jego twarzy i zaciekawienie. Może nie jest aż tak źle, ale daruję sobie tłumaczenie i całą historię poszukiwania owej książki. – Mam nadzieję, że nie speszyłem cię tym, że byłem zwrócony w twoją stronę?
– Nie. – Ależ ja jestem dzisiaj wylewna.
– To dobrze, a więc Anielin… – kontynuuje.
– Chwileczkę, skąd znasz moje imię? – „Psychol” – głos mojej przyjaciółki rozbrzmiewa w mojej głowie.
– Kiedyś zamawiałaś czekoladę na wynos, pani wywołała cię po imieniu – wyjaśnia.
Kamień spadł mi z serca. Oznacza to, że już wcześniej przesiadywał w kawiarni.
– Uspokoiłeś mnie. A co właściwie chciałeś mi powiedzieć? – W końcu udaje mi się złożyć zdanie.
– Chciałem ci się przedstawić. Jestem Alan, miło cię poznać, Anielin. Jak się domyślam, nie jesteś sama. Przedstawiam ci mojego owczarka, Aresa.
– Oryginalne imię. A to jest moja buldożka, Carmen.
– Skoro mamy to już za sobą, przejdźmy się. Mam nadzieję, że cię nie rozczarowałem…
– Rozczarowałeś? Ależ skąd, raczej zaskoczyłeś. Muszę przyznać, że dziwnie się z tym czuję.
– Z tym, że jestem niewidomy?
– Nie, tylko myślałam, że mnie obserwujesz.
– W pewnym sensie tak było.
To był niezapomniany spacer. Alan jest wyjątkowym człowiekiem, pomimo przeciwności losu, nie poddaje się. Na skutek wypadku samochodowego ze swoimi znajomymi stracił wzrok. Jak w tak krótkim czasie opanował do perfekcji samodzielne poruszanie się po mieście? Pomaga mu w tym Ares, ale ja z pewnością nie odnalazłabym się w tym wszystkim tak dobrze jak on. Nie zapytałam o jego rodzinę, ale na pierwszym spotkaniu nie wypada. Tym bardziej że opowiedział mi o stracie przyjaciół. Mieszka niedaleko kawiarni, a więc także blisko mnie. Ta myśl wywołuje uśmiech na mojej twarzy i niemałe zawstydzenie. Umówiliśmy się na jutro. Nie mogę się doczekać! Carmen będzie wniebowzięta, bo zapowiada się długa przechadzka.
***
Kolejna nieprzespana noc. Nie widuję go – źle, spotkałam – jeszcze gorzej. Przez to całe podekscytowanie nie zmrużyłam oka. Przeciągam się powoli i wstaję. Dziwne, gdzie jest Carmen? Zawsze o tej porze męczy mnie, wymusza spacer i żebrze o jedzenie. Odsłaniam rolety i odnajduję ją w posłaniu. Wczorajsza przechadzka dała jej chyba w kość. Zmierzam do łazienki i zażywam kąpieli, na którą zwykle brakuje mi czasu. Zanurzam się w gorącej wodzie i relaksuję, wspominając wczorajsze popołudnie. Zastanawiam się, jak się dzisiaj ubrać, a potem dociera do mnie brutalna prawda – to przecież bez znaczenia. Ganię siebie za własne myśli. Postanawiam, że naprawdę postaram się nienagannie wyglądać. Nie tak, jak zawsze – sweter i jakieś dżinsy. Dzisiaj ubiorę sukienkę i botki. A co z włosami? Niech pomyślę… Może wyprostuję moją burzę loków? Nurtuje mnie, jak w przyszłości będziemy się kontaktować. Nie mamy do siebie żadnego namiaru. Czy on w ogóle posiada coś w rodzaju telefonu? A co z poczuciem czasu? Czy pojawi się punktualnie? Umówiliśmy się o tej samej porze, co wczoraj. Było jakoś po szesnastej, gdy przekroczyłam próg kawiarni. O tak wiele rzeczy chcę go zapytać, jednak jego obecność paraliżuje mnie do tego stopnia, że zapominam o całym świecie. Ale muszę i chcę się o nim wszystkiego dowiedzieć. Woda w wannie stała się nieprzyjemnie chłodna, tracę ostatnio poczucie rzeczywistości.
Nim zdążyłam się obejrzeć, minęła piętnasta. Cholera! Odskakuję od biurka, przy którym tak mozolnie tworzyłam projekt na jutrzejsze zajęcia, aby Anna nie obdarła mnie ze skóry. W ciągu paru sekund dobiegam do szafy, poszukuję idealnej sukienki. Uświadamiam sobie jednak, że nie mam ich zbyt wielu, a te, które posiadam, nadają się raczej na wesela. Albo pogrzeby. Cholera do kwadratu! Założę najlepsze dżinsy, a do tego bluzkę z cekinami. Będzie inaczej niż zwykle. Teraz włosy. Ile zostało mi czasu? Pół godziny. Powinnam zdążyć, prostuję.
Jakoś poszło, dziesięć minut do wyjścia. Jeszcze delikatnie się przypudruję, trochę pomadki i perfumy. To ostatnie obowiązkowo, żeby mnie poznał. Nakładam pospiesznie płaszcz i czapkę, zabieram ze sobą Carmen i biegniemy w stronę kawiarni. Tym razem spokojnie przekraczam jej próg i od razu go dostrzegam. Jest zwrócony w moją stronę. Jak on to robi? Przysiadam się do niego i witam.
– Cieszę się, że przyszłaś. Zamówiłem ci już czekoladę. – Zapunktował.
– Dziękuję. Mam do ciebie pytanie, a nawet kilka pytań.
– Czekałem na to, pytaj.
– Po pierwsze, skąd wiesz, która jest godzina?
– Mam specjalny zegarek, mówiący – tłumaczy.
– OK. A co z telefonem? Używasz?
– Tak samo, jak z zegarkiem – mówię do niego, a on robi to, co chcę. Odczytuje mi też wiadomości. Istnieje również coś takiego jak klawiatura z alfabetem Braille’a. – Ale mi głupio, mogłam to wygooglować. – Kolejne pytanie? – zachęca mnie, ale co ja właściwie chciałam jeszcze wiedzieć?
– Czy moglibyśmy wymienić się numerami? Tak na wszelki wypadek, jakby któreś z nas nie mogło na przykład przyjść na umówione spotkanie.
– Oczywiście, ale spotkanie brzmi zbyt oficjalnie. – Wyciąga z kieszeni spodni swój telefon. Jak na mój gust przypomina te modele dla starszych ludzi. Zwłaszcza duża klawiatura z wypustkami. – Wpisz mi, proszę, swój numer – mówiąc to, podaje mi go.
– Jak dzisiaj spędziłeś dzień?
– Anielin, pytaj wprost. Chcesz wiedzieć, czy pracuję, studiuję albo jakie mam hobby? – Czy dla niego wszystko musi być takie oczywiste? Trudno jest mi pytać wprost, prawie się nie znamy i boję się, że mogę go czymś urazić.
– Nie o to mi chodziło, ale skoro poruszyłeś już ten temat, to proszę, odpowiedz.
– Pracuję w ośrodku z niewidomą młodzieżą. Próbuję ich oswoić z niepełnosprawnością i nauczyć z nią żyć. Większość takich ludzi, jak ja, z początku się załamuje. Nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji i myśli, że to koniec. Ale tak nie jest, można z tym normalnie funkcjonować i cieszyć się każdym dniem. Sam miałem z tym ogromny problem, ale, jak widać, uporałem się z nim.
– Podziwiam cię – szepczę.
***
Powroty do szarej rzeczywistości bywają bolesne, zwłaszcza w poniedziałkowy poranek. Powtarzam swój codzienny rytuał: toaleta, spacer z Carmen i śniadanie. Potem bieg z przeszkodami na uczelnię i nagana od Anny za kolejne, spodziewane, spóźnienie. Jednak spotkanie z Alanem dodało mi takiej energii, że skończyłam sama cały projekt, przez co Annie opadnie z pewnością szczęka. Dumna jak paw podaję jej sporządzone notatki i materiały, z których korzystałam. Odbiera je ode mnie, przegląda i kręci nosem, a po chwili spogląda na mnie tym swoim podejrzliwym wzrokiem. Co znowu?
– Miałyśmy to zrobić razem, a teraz chcesz sama cały projekt przedstawić…? – Niedobrze, słyszę pretensję w jej głosie. Przecież naciskała na mnie, abym się w końcu przyłożyła, bo musimy to jak najszybciej skończyć. A teraz robi mi wyrzuty.
– Sama mówiłaś, że nie mamy zbyt wiele czasu. Wypominałaś mi, że nic nie robię, więc zrobiłam. Wprowadzimy jeszcze jakieś poprawki i wszystko omówimy.
– Nie, zrobimy po twojemu. Może czasami zbyt emocjonalnie do wszystkiego podchodzę. Notatki są staranne i rzetelne, a materiały na temat. Wystarczy to jeszcze obrobić i koniec. – Uff, nie nadążam za jej zmianami nastrojów.
– Dlaczego przez cały weekend się do mnie nie odzywałaś? – Dopiero teraz dociera do mnie, co zrobiłam. Przez te spotkania z Alanem zapomniałam o całym bożym świecie.
– To przez ten projekt i ogólne zmęczenie. – Po części to prawda.
– Czyżby? Zapomniałaś o naszym sobotnim wypadzie na trampoliny i jedzeniu, a dodatkowo nie odbierałaś ode mnie telefonu.
Ma mnie. Jestem okropną przyjaciółką. Powiem jej całą prawdę – postanawiam. Opowiadam o obu spotkaniach z Alanem, choć pomijam moje poszukiwanie książki idealnej, wolę sobie tego oszczędzić. Kiedy dochodzę do sedna, Anna wygląda na zaskoczoną. Nie komentuje jednak faktu, że Alan jest niewidomy. Z zainteresowaniem słucha dalszej części historii, ale twarz jej pochmurnieje, a oczy szklą się.
– Anno, nie płacz – mówię, ale mi też łzy kapią jedna za drugą. Tulimy się do siebie pod salą i obie szlochamy jak dzieci.
– Anielin, to straszne, a ja uważałam go za jakiegoś psychopatę. Tak mi głupio, przepraszam.
– To nie twoja wina, sama tak o nim na początku myślałam. – Uspokajam ją, jak mogę. Kto by pomyślał, że Anna ma w sobie tyle empatii.
– Skończył pedagogikę? – pyta, ocierając łzy. Przytakuję i próbuję sobie przypomnieć, w którym momencie przerwałam.
– Interesuje się muzyką. Sam gra na pianinie i kolekcjonuje płyty winylowe. Kocha zwierzęta, tak samo jak ja, i wreszcie mam z kim przesiadywać w kawiarni. – W tym momencie Anna szturcha mnie łokciem w bok i obie zaczynamy się śmiać.
– Już mnie zdyskwalifikowałaś, no ładnie – dodaje, nie przestając chichotać. – Poczekaj, niech ja tylko przejdę z powrotem na łakocie! – Nic mnie tak nie potrafi rozbawić, jak jej zwariowane pomysły i komentarze.
– Chciałabym go poznać – wypala. Anno, nie teraz – myślę. To trochę egoistyczne, ale chciałabym go mieć tylko dla siebie. Przynajmniej teraz, póki się poznajemy.
– Sama chciałam ci to zaproponować, ale jeszcze nie teraz – próbuję jakoś wybrnąć.
– Takie bajki to ty wciskaj Carmen, a nie mi. Zadurzyłaś się w nim po uszy i chcesz go zatrzymać dla siebie. Ale spokojna twoja rozczochrana, wszystko w swoim czasie. Dam wam parę dni na oswojenie i wkraczam. – Cała Anna, musi wszystko skontrolować, ale chyba na tym polega przyjaźń.
Widzieliśmy się zaledwie wczoraj, a już mi go brakuje. Spoglądam co rusz na telefon i nic. Ani razu nie próbował się ze mną skontaktować, to mnie martwi. Ale może, jak ja, nie chce się narzucać czy przeszkadzać.
O wiele łatwiej byłoby nam pokonać zawstydzenie, gdybyśmy mogli pisać SMS-y. Znowu besztam siebie w myślach, za wiele wymagam od naszej znajomości. Powinnam uzbroić się w cierpliwość i zrozumienie. Dam nam trochę czasu, w końcu i tak mamy spotkać się w sobotę, więc mam doskonały pretekst, żeby niebawem do niego zadzwonić.
To był naprawdę męczący dzień, czas spać.
– Dobranoc, Carmen.
***
Jestem coraz bardziej niespokojna. Jest czwartek, a on ani razu do mnie nie zadzwonił. Nie ukrywam, że przychodziłam specjalnie parę razy do kawiarni z nadzieją, że go tam spotkam. Nic z tego nie rozumiem, wydawało mi się, że bardzo się polubiliśmy. Dzisiaj po zajęciach zadzwonię do niego. Po prostu zapytam, czy nasze spotkanie jest wciąż aktualne.
Jedyna dobra wiadomość, jaką dzisiaj usłyszałam, to piątka z naszego projektu. Anna jest wniebowzięta, ja również powinnam być, ale nie potrafię się z tego teraz cieszyć. Mamy to dzisiaj uczcić, odmowa nie wchodzi w grę, już mi to zapowiedziała. Przez ostatnie dni rozmawiałyśmy głównie o naszym zaliczeniu i o Alanie. Z każdym dniem Anna próbowała mi uświadomić, że nie jest to dla mnie odpowiedni mężczyzna. Wciąż tłumaczę jej, że to tylko kolega. Ale kogo ja chcę oszukać? Boję się, że za bardzo się zaangażowałam, a dla niego jestem tylko znajomą z kawiarni.
– Widzimy się o dwudziestej! – krzyczy do mnie Anna, machając mi na pożegnanie. Przytakuję głową i zmuszam się do uśmiechu.
Krocząc powoli do domu, zauważam znajomego psa w parku, to Ares. Radość niepojęta! Szybkim krokiem zmierzam w jego stronę, zauważam Alana i… zastygam w bezruchu. Nie jest sam, obok niego stoi rudowłosa piękność. Próbuję jak najszybciej stamtąd uciec, ale wtedy Ares mnie dostrzega i zaczyna szczekać. Już po mnie, pomyśli, że go śledzę. I kto tu powinien zostać okrzyknięty psychopatą?
– Spokój! Co się dzieje? – Słyszę głos Alana, kobieta szepcze mu coś do ucha, a on kieruje głowę w moją stronę. – Anielin, to ty?
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_