- W empik go
Za białymi goździkami. Zrodzeni - ebook
Za białymi goździkami. Zrodzeni - ebook
Uważaj. Gdy dostrzeżesz światło, za chwilę znów pochłonie cię mrok.
Koszmar, który zawładnął życiem Anielin, nareszcie się skończył. Teraz młoda kobieta próbuje oswoić się z traumatycznymi wydarzeniami, poprzez ich szczegółowe opisywanie. Jej powieść staje się bestsellerem, a czytelnicy łamią sobie głowy nad ustaleniem, które wątki oparte są na faktach. Redakcje prześcigają się w zdobyciu wyłączności na wywiad z coraz popularniejszą autorką.
Otaczająca kobietę aura tajemnicy pociąga, a niedostępność rozpala zmysły – szczególnie Bruna, młodego dziennikarza, któremu udaje się spotkać z początkującą pisarką. Zafascynowany jej historią, nie zamierza jednak poprzestać na lakonicznej wymianie zdań. Anielin i jej tajemnica wkrótce stają się jego obsesją. Mężczyzna postanawia zrobić wszystko, by odkryć prawdę na temat pisarki, bez względu na to, ile osób może przy tym ucierpieć…
Wyciągam z kieszeni liścik i czytam go setny raz. Jest prawdziwy, nie zwariowałem. Otwieram drzwi wejściowe i robię zdjęcie wycieraczce, to jest dopiero chore. Odtwarzam nagrany wywiad i próbuję coś z niego wyczytać. Po prostu ją zrozumieć. Zdrada, terapia, wątek morderstwa. Wiem, że jest coś jeszcze. Anielin, choćby nie wiem co, rozgryzę cię. Będziesz jeszcze moja.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-196-4 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ANIELIN BRZASK
Zaczęło się całkiem niewinnie: przypadkowe spotkania w kawiarni, potem już zaplanowane, aż w końcu poznaliśmy się bliżej. Pewnego dnia zaprosił mnie do swojej posiadłości, byłam – dalej jestem – pod wrażeniem. Zaintrygował mnie swoim spojrzeniem na świat, aż wreszcie pozwolił mi postrzegać rzeczywistość jego „oczami”, korzystać z innych zmysłów. Było inaczej, poznałam tyle niezwykłych roślin i ich woni. Odkryłam piękno tkwiące w zapachach i dźwiękach. Pokazał mi harmonię, w jakiej współistnieją, i to, że wzrok często ogranicza naszą percepcję. Z każdym dniem zakochiwałam się w nim bardziej. Nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Źle spałam, prawie nic nie jadłam, a moje roztargnienie stało się nieznośne. Przygotowałam dla niego prezent, aby podziękować za to, czego przy nim doświadczyłam. Jednak teraz wszystko się zmieniło. Nie potrafię nad tym zapanować. Kilka wspólnych dni, a moje życie przestało należeć tylko do mnie, straciłam kontrolę…
Alan Sola, miłość mojego życia – tak do tej pory myślałam. Eliza Lis, jego przyjaciółka i psychiatra, a moja wykładowczyni psychologii na uczelni. Od niedawna stała się też moim wrogiem, ze względu na relacje, jakie łączą mnie z Alanem. Anna Doba, moja najlepsza przyjaciółka, z którą studiuję.
Pozwolę sobie przejść do konkretów. W poniedziałek późnym popołudniem postanowiłam odwiedzić Alana w jego domu, to była niezapowiedziana wizyta. Zdziwiły mnie zasłonięte rolety i ślady opon na wjeździe. Jak się później okazało, nie tylko ja wpadłam na pomysł, żeby do niego zajrzeć. Eliza mnie ubiegła, ale to nie koniec. Po jej odjeździe pocałował mnie namiętnie, a potem zaprosił do środka. I się zaczęło. Na początku standardowo udaliśmy się do biblioteczki, abym wybrała dla siebie książkę. Niespodziewanie zaproponował zabawę w chowanego. Zakończyła się ona zatruciem pokarmowym mojej Carmen (piesek rasy buldog francuski), co sprawiło, że zostałyśmy u niego na noc. Od tej pory nie mogę wydostać się z tego przeklętego domu. Mało tego, podejrzewam, że Alan mnie czymś podtruwa i nie są to lecznicze czy relaksacyjne ziółka.
Skąd te przypuszczenia? Już wyjaśniam:
1. Drzwi do każdej z sypialni podczas zabawy były zamknięte na klucz.
2. Zatrucie Carmen.
3. Zasłonięte rolety, kiedy zostajemy sami.
4. Zbity przeze mnie wazon, w którym odnalazłam kartkę z moim adresem.
5. Prezent w postaci wyzywającej bielizny, zakupionej rzekomo przez Gabrielę.
6. Nowy – identyczny – wazon.
7. Pojawiająca się i znikająca gosposia.
8. Telefoniczna rozmowa Alana z…?
9. Nagła przeprowadzka, bez mojej wiedzy, a co najważniejsze – bez zgody, w której brała udział Eliza.
10. SMS-y wysłane z mojej komórki do Anny i powiadomienie moich rodziców o przeprowadzce – znowu nie przeze mnie.
11. Znaleziona chusta, nasączona podejrzaną substancją, która powoduje utratę przytomności.
12. Zaproszenie Anny i moich rodziców do posiadłości Alana i „mojej”.
13. Kolejny powód do świętowania?
Mój cel: odzyskać swoje dawne życie!
Jestem na straconej pozycji, ale się nie poddaję. Muszę uśpić jego czujność poprzez moje podporządkowanie i dopasowanie. Nie chcę żyć w ciemnościach, które mnie paraliżują, odbierając tym samym człowieczeństwo. Rozdziela mnie z Carmen, otumania i odcina od reszty świata. Jestem ostrożniejsza w tym, co robię, a moje zmysły stają się bardziej wyczulone na każdy dźwięk i bodziec.
Kiedy tylko nadarza się okazja, biegnę do biblioteczki i zbieram potrzebne informacje na temat jego przeklętych mieszanek. Nie chcę być od nich uzależniona. Z kuchni udało mi się wynieść zapalniczkę, dzięki której do końca jeszcze nie zwariowałam. Jej płomień daje mi nadzieję oraz trochę światła w ponurym pokoju, który od jakiegoś czasu stał się moim więzieniem. Tak bardzo tęsknię za moją psinką i Anną, za rodzicami, za moim dawnym życiem.
Nie potrafię zrozumieć jego chorego pojęcia miłości. Kocham cię, więc zamknę cię w ciemnym domu, bez możliwości kontaktowania się z najbliższymi. Chce mnie nauczyć żyć według jego zasad, co oznacza dla mnie wyrok. Ale najpierw zawalczę o własne JA. Jestem ciekawa, jak na to zareaguje i ile zdołam dzięki temu osiągnąć?
Poza stosowaniem na mnie aromatów i niewiadomej substancji ćwiczy również zabawę w dźwięki, doprowadzając mnie tym samym do rozpaczy. Polega ona na puszczaniu w salonie przeraźliwych nagrań, na których słychać skowyt zwierząt. Brzmi identycznie jak Carmen. Zastanawiam się, czy naprawdę ją nagrał. Mam nadzieję, że nie… Odkąd pożegnałam się z Anną, nie widziałam swojego telefonu i psa. Doprowadza mnie to do szału. Nie wiem, ile jeszcze zdołam wytrzymać, przychodzą mi do głowy najstraszniejsze myśli. Po raz pierwszy w życiu tak bardzo kogoś nienawidzę. Nie jestem przyzwyczajona do takich emocji, to mnie wykańcza. Staję się cieniem człowieka. Ale nie mogę się poddać, czekam na przyjazd moich rodziców. Pragnę, aby mnie stąd zabrali, a raczej uratowali.
Kilka dni spędziłam w swojej sypialni, dzisiaj będzie inaczej. Spodziewamy się wizyty moich rodziców. Od rana krążę znerwicowana po pokoju. Wyczekuję momentu, w którym żelazne rolety wpuszczą światło do domu, a wszystkie drzwi z powrotem się otworzą. Zobaczę mamę i tatę oraz moją kochaną Carmen. Odzyskam namiastkę dawnego życia.
Jeden wieczór wystarczył, abym stała się narzeczoną Alana i przyszłą matką jego dziecka. Ta huśtawka mnie wykończy. Oszołomieni nieco goście, ale z pewnością zadowoleni z mojej decyzji, rozlokowali się w wybranych przez siebie sypialniach. Tylko Eliza nie chciała zostać na noc. Po kolacji od razu zebrała się do wyjścia. Ruszyłam za nią pędem, proponując przy okazji spacer po ogrodzie z Carmen. Niestety, odmówiła. Żegnając się, dodała tylko, żebym przyszła na jej poniedziałkowe zajęcia. Jestem jej za to bardzo wdzięczna, mam nadzieję, że wyjawi mi całą prawdę o mrocznej przeszłości Alana.
Czas na moją prowokację! Wchodząc na górę, specjalnie strąciłam wazon, zrobiłam przy tym ogromny huk. Alan, będący w salonie z moim tatą, od razu zerwał się na równe nogi, a mama wyjrzała na korytarz. Anna, zajęta kąpielą, nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. To nieistotne, i tak mam świadków. Teraz pozostaje tylko czekać…
Nareszcie poznałam Gabrielę, jest przesympatyczną starszą panią, niestety jest też zastraszona przez Alana. Wie sporo o jego rodzinie i przeszłości. Dowiedziałam się od niej, że ojciec Alana wciąż żyje, a żadnego wypadku samochodowego nie było. On ciągle mnie okłamuje, dlatego nie dopuszczał do naszego poznania. Zorganizował spotkanie, które nieustannie kontrolował, żeby zyskać zaufanie moich najbliższych. Co do wazonu, nie pojawił się nowy, a co najważniejsze – identyczny.
Dzięki sporej liczbie gości mogłam swobodnie zwiedzić dom. Wszystkie cztery sypialnie wyglądają prawie identycznie: przytulne, jasne ściany, duże łóżko i meble. Nadal nie widziałam sypialni Alana. Skoro moja jest pierwsza, rodziców druga, a Anny ostatnia, to dla niego pozostaje przedostania, która jest pusta. Niektóre noce spędzaliśmy wspólnie, ale gdzie on się podziewa, kiedy nie ma go u mnie? Nurtuje mnie tajemnicza rozmowa telefoniczna Alana z… nie wiem kim. I ta wyzywająca bielizna – coś nie chce mi się wierzyć, aby mogła ją kupić Gabriela. Zamiłowanie Alana do roślin i podejrzanych substancji jest zapewne wynikiem zawodu wykonywanego przez rodziców.
A te SMS-y wysłane z mojego telefonu? Przez kogo? Alana? To niemożliwe.
Najważniejszą jednak rzeczą jest moja nagła i niewyjaśniona przeprowadzka. Niczego nie pamiętam z tamtego okresu, kompletna pustka.
Ostatni punkt: kolejny powód do świętowania. Jak się przypadkowo dowiedziałam, Anna wiedziała o oświadczynach. Kiedy była u nas wcześniej, Alan zapytał ją o opinię. Mogłam się tego domyślić.
Nie mam żadnych złudzeń, Alan jest psychopatą. Dręczy mnie i szczuje swoim psem, który mało ma wspólnego z przewodnikiem. Nadal nie wiem, gdzie przebywa Carmen i czy wciąż żyje. Podejrzewam, że ma jakieś urządzenie, które zakłóca pracę mojej komórki. Nie wiem, na jak długo wystarczy mi gazu w zapalniczce, ledwo świeci. Jeżeli ktoś to przeczyta, proszę o nagłośnienie mojej sprawy. Również śmierci Klary. Niestety nie znam nazwiska, ale Eliza Lis z pewnością ma większą wiedzę na ten temat.
Boże, miej mnie w swojej opiece…
Nie mogę w to uwierzyć. Jak on mógł ją zabić? Rozumiem, był na nią wściekły za to, co zrobiła, ale to jeszcze nie powód do morderstwa. Za sprawą swojej terapeutki nie odsiedział w więzieniu ani jednego dnia. Jest niepoczytalny i przez ostatni rok przebywał w szpitalu psychiatrycznym na leczeniu. Po powrocie do domu znalazł sobie nową ofiarę – mnie. Jednak najbardziej przeraża mnie postępowanie Elizy, która za wszelką cenę pragnie go wyleczyć moim kosztem. Prowadzi na nas badania. Czuję się jak królik doświadczalny, który w imię nauki może nie dożyć jutra. Obiecała nam systematyczne odwiedziny i pomoc, ale ja mam to gdzieś. Nie mam na kogo liczyć, muszę sama siebie uratować.
Pozostaje wciąż niewyjaśniona sprawa rodziców Alana i mojej przeprowadzki. Dowiedziałam się, że praca z młodzieżą niewidomą to jedna wielka ściema, tak jak jego wypadek samochodowy. Boję się myśleć, czego jeszcze się o nim dowiem.
Alan przyznał się do dokonania brutalnego morderstwa ze szczególnym okrucieństwem swojej narzeczonej oraz do pobicia jej kochanka. Wyznał mi wszystko, bez żadnej skruchy. Przeraża mnie to, obawiam się, że skończę swój żywot jak Klara. Z jego opowieści wywnioskowałam, że jego matka nie żyje, ale nie znam powodu śmierci. Ojciec żyje i dalej pracuje w swojej klinice. Gdzie ona się znajduje?
Nadal męczy mnie kwestia mojej przeprowadzki i wyboru Alana. Jak mnie znalazł?
Dziś prawie mnie zabił. Uratowało mnie pojawienie się Elizy.
Moja kochana Carmen zniknęła, prawdopodobnie na zawsze. Chcą mi wmówić, że ona żyje, a zupełnie obcy mi pies ma ją zastąpić. Pomszczę cię! Pomszczę nas!
1. Kim jest starszy mężczyzna?
2. Co znajduje się pod garażem?
3. Co z Carmen numer dwa?
4. Niewyjaśniona przeprowadzka i adres na karteczce.
5. Do czego doprowadzi chory projekt Elizy?
6. Rodzice Alana.
7. Podobieństwo Klary.
8. Kto i w jaki sposób mnie wybrał?
Wszystko dla pieniędzy. Ile warte jest życie ludzkie? Tyle co nic… Przynajmniej nie mam już żadnych złudzeń co do Elizy i jej chęci pomocy oraz miłości Alana. Chcę wprowadzić w mój plan Tamarę, którą dopiero co poznałam. Jest moją projektantką. A co, jeśli ona również jest przekupiona? Nie, to niemożliwe, w końcu dogryzła Alanowi. Mimo wszystko muszę być ostrożna i rozegrać to na poziomie.
Nadal pozostaję uwięziona w jego domu, z tym że teraz przywiązuje mnie do łóżka. Pomaga mi się z niego wydostać Eliza, ale wciąż nie do końca jej ufam. Przejdę do najważniejszego: otóż Alan przetrzymuje również moją przyjaciółkę Annę, a mój piesek prawdopodobnie nie żyje.
Nic nie rozumiem. Z rozmowy z Alanem wynikało, że Anna jest przez niego przetrzymywana. Przecież nie mogłam jej znaleźć. Dzisiejszy dzień mocno namieszał w mojej głowie. Nie wiem już, co jest prawdą, a co kłamstwem. Anna okazała się być obezwładniona, ale przeze mnie. To nie może być prawda! Nie zrobiłabym jej krzywdy. Czas najwyższy z nią szczerze porozmawiać i odnaleźć Carmen. Pozostaje jeszcze Eliza. Gdzie ona jest? I czy faktycznie była u mnie w pokoju?
Jedno wielkie kłamstwo: JESTEM W SIÓDMYM TYGODNIU CIĄŻY.
Przeżyłam istny koszmar, który zgotowała mi moja najlepsza przyjaciółka Anna. Zakochana w niezrównoważonym i spłukanym Alanie-Fabianie, wymyśliła plan wzbogacenia się na mojej krzywdzie. Wykorzystała przeciwko mnie mojego pieska Carmen, bo wiedziała, jak bardzo jestem z nim zżyta. Owinęła sobie moich rodziców wokół palca i kazała im wierzyć w moje obłudne szczęście.
Czas wyjaśnić pewne kwestie: karteczka z moim adresem, znaleziona w wazonie, została tam schowana przez przypadek, ponieważ Anna położyła ją na stoliczku. Kiedy zjawiłam się z niespodziewaną wizytą, Alan włożył zapisany skrawek papieru do pierwszego lepszego schowka, aby nie rzucał się w oczy. Dalej było już tylko gorzej. Dowiedział się o moim odkryciu i szybko wprowadził w życie niecny plan. We wszystkim pomagały mu Anna z Elizą, która z początku chciała się wycofać. Zaszantażowana i przekupiona, ponownie zaczęła z nimi współpracować.
Ojciec Alana, który przez chwilę uwierzył w przemianę syna, postanowił go wspierać. Głównie finansowo, ale to pozwoliło opłacać Elizę, Gabrielę oraz Tamarę. Z Tamarą muszę się jeszcze rozmówić.
Moja nagła przeprowadzka to również sprawka Anny. Miała zapasowe klucze do mojego mieszkania. Kiedy byłam u Alana, zwinnie mnie spakowała i podrobiła pismo z wypowiedzeniem umowy najmu. A ja podejrzewałam Elizę i oskarżałam o najgorsze… Jednak i ona nie jest bez winy.
Tylko dla mnie:
Kto by się spodziewał, że Eliza stanie mi się tak bliska. Jest nie tylko wyśmienitą terapeutką, ale i oddaną przyjaciółką. Kiedy to zrozumiałam? Podczas mojego wybuchu na dworze przed samym ślubem – pozwoliła mi wtedy przytulić Carmen, a potem wyjawiła swój plan. Od samego początku była po mojej stronie, ale ja nie chciałam w to wierzyć. Miałam ku temu swoje powody. Jest wyrachowanym graczem i wojownikiem w jednym. To właśnie ona rozegrała główną bitwę i zaprowadziła nas do zwycięstwa. Do samego końca odgrywała swoją rolę i nie dała nic po sobie poznać. Zamiast czytać między wierszami i uważniej jej słuchać, wolałam obwiniać ją o to, co mnie spotkało, o całe to zło i horror, jaki zafundowali mi Alan z Anną.
Przeżyła piekło, najpierw w rodzinie biologicznej, potem zastępczej, a na końcu także z mężem. Ta kobieta wycierpiała znacznie więcej niż ja, ponieważ jej katusze zaczęły się już, kiedy była dzieckiem. To dlatego tak bardzo pragnęła mi pomóc. Mimo braku zaufania z mojej strony nie poddawała się. Wybaczyła mi nawet napaść, którą sprytnie wykorzystali Alan z Anną. Choć jej metody są kontrowersyjne, to dzięki niej jestem w tym miejscu i w takiej formie. Sama nigdy bym z tego nie wyszła.
Eliza zaszantażowała moich oprawców, których skrupulatnie nagrywała, a potem wszystko zapisywała. Dokumentowała w ten sposób ich podły plan wobec mnie i mojej rodziny. Kiedy miała już wystarczająco dowodów, pokazała im na naszym weselu swoje materiały i zaproponowała układ. Jedyny w swoim rodzaju, bo nie tylko uratował mnie, ale również wzbogaci nasze konta o pokaźne sumy. Anna i Alan, przerażeni ujawnieniem brutalnej prawdy przed innymi, a przede wszystkim przed wymiarem sprawiedliwości, wybrali mniejsze zło i podpisali tak zwaną umowę. Wkrótce dowie się o niej cały świat, a jej przedmiot stanie się bestsellerem. Fakty ujrzą światło dzienne, a ja rozliczę ich z tego, co mi zrobili. Sama. Bez pomocy policji i sądów. Raz już zawiodły.
Zabezpieczone na przyszłość, z uśmiechami na twarzach, świętujemy nasz sukces. Dwie niezależne kobiety, przed którymi świat stoi otworem. Żyjemy według własnych zasad, a jeśli się to komuś nie podoba, usuwamy go z naszego życia.
Elizo, dziękuję.
***Jestem myśliwym. Jestem łowcą.
Nigdy ofiarą, zawsze zwycięzcą.
BRUNO
Spoglądam na zegarek, dochodzi północ. Siedzę zgarbiony nad jej dziennikiem i zaczynam powoli odczuwać zmęczenie. Coś przeoczyłem, tylko co? Ta historia ma jakieś drugie dno, ona z pewnością nie powiedziała mi wszystkiego. Ba! Myślę, że nie była do końca ze mną szczera. To się za szybko skończyło, bez żadnego sensownego wyjaśnienia.
Zastanawia mnie pewien istotny fakt: dlaczego swojego ostatniego zapisku z dziennika nie zawarła w książce? Dopiero on pozwala cokolwiek zrozumieć. I dlaczego to właśnie mi przekazała ten dziennik? Tak wiele pytań, a zero odpowiedzi. Przeciągam się mozolnie i poprawiam na krześle, odszukuję komórkę i wyświetlam jej numer. Jest zdecydowanie za późno, aby do niej zadzwonić. Zrobię to z samego rana, pod pretekstem źle nagranego wywiadu. Mam nadzieję, że zgodzi się na ponowne spotkanie i wyjaśnimy to niedomówienie.
Powinienem się położyć, rano czeka mnie naprawdę pracowity dzień. Redaktor od tygodni żyje wywiadem z niejaką Anielin Brzask-Solą, która zawojowała listy bestsellerów na całym świecie. Wstaję od biurka i wlokę się do łazienki, przemywam twarz zimną wodą. Co jest, do cholery?! To nie mogło się tak skończyć! Jestem na siebie wściekły, źle to rozegrałem. Za szybko poruszyłem drażliwy temat dziecka i wtedy ucięła rozmowę. Szlag by to trafił! Wycieram twarz ręcznikiem i wracam do pokoju.
Otwieram dziennik i czytam wszystko od nowa. Brakuje dat, są duże odstępy czasowe i niewiele szczegółów, a ten dodatek na końcu całkiem zbił mnie z tropu. Jeszcze ta jej odpowiedź: „Proszę pomyśleć i połączyć fakty”. Jakie fakty? Zrywam się z krzesła i krążę wokół niego. Jestem podminowany. Sięgam po paczkę papierosów, wyciągam jednego i zaciągam się dymem. Miałem rzucić to gówno, ale w takiej sytuacji to nierealne.
Muszę sobie to wszystko uporządkować. Osoby pojawiające się w jej książce istnieją, mają prawdziwą tożsamość. A gdyby tak skontaktować się właśnie z nimi? Na przykład z Elizą Lis albo Anną Dobą? Siadam przy biurku i włączam laptopa. Wyszukuję w internecie adres gabinetu psychiatrycznego Elizy. Bingo! To będzie prostsze, niż myślałem. Ucieszony nowym pomysłem rozwikłania niewyjaśnionego zakończenia powieści, szykuję się do spania. Leżąc w łóżku, obmyślam strategię i planuję, co powiem. Nie chcę tego schrzanić. Gaszę lampkę i zasypiam.
Przerażony otwieram szeroko oczy, w pokoju panuje półmrok. Jestem zlany potem. Patrzę na zegarek. Pozostały dwie godziny do alarmu budzika. Miałem okropny sen. Nie, tego złym snem nie można nazwać. To był istny koszmar z Anielin w roli głównej. Ta piękna kobieta o zielonych oczach próbowała mnie zabić. Nie tak zwyczajnie i szybko. Ona się mną bawiła, czerpała z mojego bólu niewyobrażalną satysfakcję. Uśmiechała się do mnie radośnie, pokazując przy tym śnieżnobiałe uzębienie. Jej burza loków niezgrabnie opadała na moją zakrwawioną twarz. Kucała nade mną i niespiesznie kreśliła wzory na mym nagim ciele. Nuciła coś znajomego, ale nie jestem teraz w stanie tego rozszyfrować. Co to mogło być? Chyba jakaś melodia z dzieciństwa. Kiedy zbliżyła ostre narzędzie do moich oczu, powiedziała: „Pokażę ci mój świat”. W tym momencie się obudziłem.
Niewyspany i obolały niezgrabnie opuszczam łóżko. Potykając się o porozrzucane rzeczy, dochodzę do łazienki. Orzeźwiający prysznic przerywa mi sygnał wydobywający się z mojej komórki. Kto to może być? Wycieram się pospiesznie i pędzę do pokoju po telefon. Nim zdołam go namierzyć, osoba po drugiej stronie słuchawki się rozłącza. Spoglądam na ekran wyświetlacza – to mój szef. Oddzwaniam do niego.
– Bruno, gdzie ty się, do cholery, podziewasz?! – krzyczy zdenerwowany.
Zdezorientowany spoglądam na godzinę, jestem spóźniony. Jak to możliwe? Przecież budzik jeszcze nie dzwonił, a ja dopiero co patrzyłem na zegarek.
– Przepraszam, zaraz będę – jąkam się.
Rzucam telefon na łóżko i zbieram się do wyjścia. Zatrzaskuję za sobą drzwi i wsiadam do auta.
– Odpal – błagam, przekręcając kluczyk w stacyjce.
Z trudem, ale zapala. Czas najwyższy wymienić w nim świece, po raz kolejny to sobie powtarzam i liczę na cud, każdego poranka.
Mknę przez skrzyżowania niczym kierowca rajdowy, zaliczam każde żółte światło. Już prawie jestem u celu, gdy nagle dostrzegam znajome auto. Gwałtownie wciskam hamulec w podłogę, wywołując przy tym paraliż na drodze. Kierowcy stojący za mną nie zostawiają na mnie suchej nitki. Rzucają pod moim adresem mało wyrafinowanymi epitetami. W przepraszającym geście podnoszę rękę, zawracam i kieruję się na pobliski parking. Zmieszany natłokiem wydarzeń, gubię się w terenie. Gdzie ona zaparkowała? Zdawało mi się, że stał tu jej pojazd. Wysiadam z samochodu, rozglądam się dookoła i nic. Sprawdzam jeszcze raz, miejsce po miejscu, i się poddaję. Zrezygnowany wracam do auta. Za wycieraczką znajduję mandat za parkowanie w niedozwolonym miejscu. Szlag by to trafił! Zdenerwowany, gniotę go i rzucam na chodnik.
– Nerwus z pana – dobiega mnie męski głos z tyłu. Odwracam się na pięcie i już mam przygadać zaczepiającemu, gdy orientuję się, że to strażnik miejski. – Proszę. – Wręcza mi kolejny mandat za śmiecenie.
– Poważnie? – nie dowierzam.
– Coś jeszcze chce pan dodać? – pyta z przekąsem.
– Nie, do widzenia – wsiadam do auta i odjeżdżam z tego przeklętego miejsca.
Sięgam po telefon, ze strachem w oczach sprawdzam spis nieodebranych połączeń – wszystkie są od szefa. Jestem w czarnej dupie! Co jeszcze dzisiaj mnie spotka? No, czekam! Wznoszę oczy ku górze i ze wściekłością w głosie wykrzykuję obelgi. Dojeżdżam na miejsce, parking pod redakcją pęka w szwach. Łapię laptopa i wyskakuję z auta. Biegnę na pierwsze piętro, gdzie znajduje się moje biurko. Na miejscu szybko rozpakowuję swoje rzeczy i siadam na krześle. Udaję pochłoniętego pracą, ale czuję na sobie czyjś wzrok. Odwracam się powoli i w sekundę rozpoznaję wściekłą twarz szefa.
– Bruno! Czekam na ciebie u mnie w biurze – krzyczy przez całą redakcję. Nie pozostaje mi nic innego, jak skonfrontować się z nim i jak najszybciej wrócić do artykułu, który miał się już dawno ukazać.
– Dzień dobry – mamroczę pod nosem, przekraczając próg jego biura. Zajmuję miejsce naprzeciwko niego i czekam na atak.
– Bruno – zaczyna, poprawiając bujną czuprynę, która za każdym razem opada niedbale na jego wysokie czoło. – Liczę na ciebie, dlatego to ty dostałeś ten wywiad. Masz proste zadanie: przenieść to, co nagrałeś, na papier. Czy to tak wiele?
– Doceniam szansę, którą otrzymałem i bardzo za nią dziękuję, ale…
– Ale co, do cholery?! – przerywa mi, wstając z krzesła. Znam ten nerwowy krok, teraz stoi odwrócony do mnie plecami i patrzy na coś przez okno. – Bruno, kurwa, nasza redakcja ma poważne problemy i tylko ten cholerny wywiad może nas uratować. Dlaczego ty mi to robisz? Jeżeli nie jesteś w stanie tego napisać, oddaj to nagranie Sabrinie. A może nie ma żadnego nagrania? – Teraz patrzy mi prosto w oczy i próbuje przyłapać mnie na kłamstwie.
– Jest, tylko… – Jestem żałosny, tłumaczę się jak dziecko, które coś zbroiło. Przecież nie mogę wyznać całej prawdy. To przez ten dziennik, on jest powodem. – …bardzo krótkie. Chciałbym jeszcze raz spotkać się z panią Anielin i poruszyć kilka niewyjaśnionych kwestii.
– Czy ty siebie słyszysz?! Myślisz, że ona sra czasem?! Tyle razy bombardowaliśmy ją telefonami, mailami i listami, aż w końcu raczyła nam odpowiedzieć i udzielić ci wywiadu. A ty to spierdoliłeś! Bruno, weź się w garść! Nie obchodzi mnie, ile trwa to nagranie, masz napisać ten jebany artykuł! Drugiej szansy nie dostaniesz, a teraz wynoś się stąd!
Już po mnie, zabieram swoje rzeczy i opuszczam redakcję. Ruszam w stronę auta i widzę kolejny bilecik za wycieraczką. Kolejny mandat? Tutaj? To niemożliwe. Podchodzę do szyby i sięgam po karteczkę. To nie mandat, a liścik. Pewnie ktoś uszkodził mi pojazd – myślę. Oglądam pospiesznie mojego starego Mustanga i z ulgą stwierdzam, że nie ma żadnych nowych rys. Wsiadam do środka. Rzucam torbę z laptopem na tylne siedzenie, zamykam drzwi i rozkładam liścik. Czuję, jak serce mi zamiera, a łzy napływają do oczu. Brakuje mi tlenu, szybko przełykam ślinę i mrugam oczami, aby móc przeczytać raz jeszcze wiadomość.
Wiesz już, co to za melodia?
Rozglądam się nerwowo. Proszę Boga, aby samochód odpalił za pierwszym razem. Udaje się. Podjeżdżam pod posiadłość, uchylam szybę w aucie, czytam nazwisko Sola na domofonie i dzwonię. Po chwili słyszę znajomy głos Anielin, która nie wydaje się zdziwiona moją niezapowiedzianą wizytą. Brama ustępuje, a moim oczom ukazują się piękny ogród i dworek. Jest tak, jak w jej książce. Dopiero teraz zaczynam się wahać, czy to aby na pewno dobry pomysł. Muszę się uspokoić, przecież ta fabuła jest koloryzowana, nikt w tym domu nie zginął. Alan nie jest mordercą. Kiedy tak rozmyślam, do samochodu podchodzi Anielin.
– Witaj, Bruno. – Uśmiecha się do mnie niepewnie i zaprasza do środka. Wchodzimy do domu.
– Przepraszam za najście. Terminy mnie gonią i mam nóż na gardle. – Od razu żałuję tego sformułowania. – Chodzi mi o artykuł i mojego szefa – jąkam się, próbując wyjaśnić, co tak naprawdę mam na myśli, bez żadnych podtekstów.
– Napijesz się czegoś? – pyta, tym samym ratując mnie z niezręcznej sytuacji.
– Woda wystarczy – odpowiadam, idąc za nią do kuchni.
– Rozgość się w salonie, za chwilę do ciebie dołączę.
Tak też robię, choć czuję się nieswojo. Nie wiem, czy to przez tę całą otoczkę, sen, a może liścik, który zaprowadził mnie tutaj. To absurdalne, ale z góry założyłem, że nadawcą jest Anielin.
– Proszę, twoja woda. Dodałam plaster cytryny i lód. Dla siebie przygotowałam kawę. Na pewno nie chcesz nic innego, poza wodą?
– Na pewno. – Biorę szklankę do ręki i upijam łyk.
– Jesteśmy tu sami – zaczyna, jakby chciała mnie uspokoić. – Mąż pojechał z Carmen do weterynarza na rutynową kontrolę i przy okazji na zakupy.
Nie wiem, dlaczego cały czas kieruję się fabułą książki, to przecież normalne, że mąż bierze psa i gdzieś z nim jedzie. Tylko że Carmen to jej oczko w głowie i…
– Coś cię trapi? – Jej pytanie wyrywa mnie z zamyślenia. Nie mogę tego drugi raz schrzanić.
– Anielin, mogę być z tobą szczery? – Zaczynam się pocić, wycieram ręce o spodnie. Skinieniem głowy odpowiada twierdząco. – Co tak naprawdę wydarzyło się w tym domu? Na ile prawdziwa jest twoja książka?
Chyba przesadziłem, bo podnosi się z miejsca i idzie do kuchni. Czy mam sobie pójść? Wstaję z narożnika i już mam wychodzić, kiedy widzę ją z butelką wina i dwoma kieliszkami.
– Wino to zdecydowanie lepszy wybór. Zostaw wszystkie swoje rzeczy i chodź ze mną na górę.
To brzmi złowieszczo. Nie wiem, co robić. Dlaczego mam zostawić wszystko na dole? Instynkt każe mi uciekać, ale ciekawość mówi: idź za nią, inaczej niczego się nie dowiesz i stracisz pracę. Co robię? Podążam za Anielin. Prowadzi mnie do biblioteczki i siada na skórzanej kanapie. Poklepuje dłonią miejsce obok, zapraszając mnie do siebie. Podaje mi lampkę wina, po chwili nalewa też sobie.
– Lubię cię – oznajmia, upijając łyk.
– Dziękuję – odpowiadam na ten dziwny początek rozmowy.
– Nie wiem, od czego zacząć. Jedno jest pewne: nigdy nie było i nie będzie idealnie. Każdy z czasem kogoś rozczaruje, okłamie, skrzywdzi, a na końcu straci czyjeś zaufanie. To ostanie jest najgorsze, bo jeśli komuś przestaniesz ufać, prędzej czy później zaczynasz się go bać. – Bierze głęboki wdech i kontynuuje: – Strach, to on napędza ludzi do robienia złych czy nawet okrutnych rzeczy.
Patrzy na mnie i łapie mnie za rękę. Jej dłoń jest lodowata, ale to przyjemne uczucie. Odstawiam kieliszek na niewielki stoliczek i chwytam ją za policzek. Przyciągam do siebie i całuję. Nie opiera się. Siada na mnie okrakiem, nie przestając całować. Ściąga ze mnie koszulę. Czuję, jak wszystko we mnie pulsuje, jestem niesamowicie podniecony. Tak bardzo jej pragnę. Rozpinam zamek w jej sukience. Moim oczom ukazują się piersi, są idealne. Całuję je i pieszczę. Zaczyna jęczeć. Delikatnie skubię zębami jej brodawki… Nagle po prostu ze mnie schodzi i patrzy beznamiętnie.
– Co teraz czujesz? – pyta cicho.
Jestem totalnie zdezorientowany. Poprawiam nabrzmiały członek i próbuję ją po raz kolejny do siebie przyciągnąć. Odsuwa się ode mnie. Co jest, kurwa?
– Bawisz się mną?! – pytam wściekle.
– Uczę – syczy. – Chcesz poznać prawdę? To graj według moich zasad.
– Zasad? Co to ma być? Ukryta kamera, a może kolejna część książki? – prycham i zakładam koszulę. – Żałuję, że tutaj przyjechałem.
– Typowy facet, który myśli, że może manipulować kobietą. A kiedy coś nie idzie po jego myśli, odchodzi albo, co gorsza, bierze siłą. Zapytam jeszcze raz: co teraz czujesz?
– Rozczarowanie! – Już rozumiem, to jest to, o czym mówiła na samym początku. – Przepraszam za moje zachowanie. Co ja sobie myślałem? Masz męża i swoje życie. Pójdę już.
– Jutro o tej samej porze – odpowiada na odchodne.
Ledwo zdążyłem opuścić posiadłość i włączyć się do ruchu, kiedy w lusterku wstecznym zauważam czerwone porsche skręcające w stronę dworku. O mały włos natknąłbym się na jej męża albo kolejnego gościa. Przez całą drogę rozmyślam o tym, co wydarzyło się pomiędzy nami. Parkuję pod swoim domem. Kiedy przekręcam klucz w drzwiach, widzę sporo błota na wycieraczce. Wiem, to normalne, od tego jest. Ale skąd taka duża ilość? Patrzę na swoje buty – czyste. W nocy padało, ale teraz w ciągu dnia słońce zdążyło rozgrzać ziemię. Ktoś tu był. Ale kto i czego chciał? Nie zauważyłem tego wcześniej, ale to pewnie przez poranny pośpiech.
Biorę gorący prysznic i nagle doznaję olśnienia. Co, jeśli Anielin u mnie była? Jeśli to nie był sen, tylko rzeczywistość? Stąd ta karteczka i błoto na wycieraczce. Co się ze mną dzieje? Majaczę. Wyskakuję spod prysznica i biegnę po spodnie. Wyciągam z kieszeni liścik i czytam go setny raz. Jest prawdziwy, nie zwariowałem. Otwieram drzwi wejściowe i robię zdjęcie wycieraczce, to jest dopiero chore. Odtwarzam nagrany wywiad i próbuję coś z niego wyczytać. Po prostu ją zrozumieć. Zdrada, terapia, wątek morderstwa. Wiem, że jest coś jeszcze. Anielin, choćby nie wiem co, rozgryzę cię. Będziesz jeszcze moja.
Zasypiam.
***
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji