-
W empik go
Za cenę milczenia - ebook
Za cenę milczenia - ebook
Życie Vivian Sterling przypomina namalowany ciepłymi kolorami obrazek. Każdy kolejny dzień przynosi jej radość i poczucie spełnienia. Jest szczęśliwą mamą dwóch córek, Ruby i Molly, oraz żoną przedsiębiorczego męża, Simona. Dzieci są mądre i urocze, a kochający partner z przyjemnością angażuje się w sprawy rodziny. Sama Vivian chętnie pomaga potrzebującym, dla każdego znajduje dobre słowo. Cieszy się sympatią mieszkańców miasteczka. Wydaje się, że taka osoba jak ona nie może mieć wrogów. A jednak pewnego dnia przydarza jej się coś bardzo złego… Za cenę milczenia to emocjonująca opowieść o kobiecie, która musi się zmierzyć ze swoją traumą i odnaleźć prawdę w świecie pełnym pozorów i niedopowiedzeń. Czy Vivian zdoła odzyskać kontrolę nad życiem, które zostało naznaczone cierpieniem i strachem? Komu może zaufać? Przygotuj się na elektryzującą lekturę!
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788368343083 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Vivian Sterling przeciągnęła się z zadowoleniem. Przez zasłony sączyło się ciepłe światło, pod palcami czuła miękką pościel. Jeszcze zanim otworzyła oczy, wiedziała, że czeka ją kolejny idealny dzień w jej małym świecie.
Już w jedwabnym szlafroku stanęła na chwilę u szczytu schodów, by posłuchać przyjemnych dźwięków dochodzących z kuchni: pobrzękiwania naczyń, pyrkotania ekspresu do kawy i szczebiotania Molly, która miała w zwyczaju kręcić się przy ojcu, gdy ten robił śniadanie. Czujny pies szczeknął radośnie na widok swojej pani, gdy schodziła na dół.
– Kawa gotowa! – rzucił Simon, spoglądając z uśmiechem przez ramię.
– Idealny początek piątku – odpowiedziała Vivian, z rozkoszą zaciągając się zapachem świeżo upieczonych croissantów.
Molly, zawsze spragniona maminej czułości, rzuciła się w jej ramiona, a Simon cmoknął ją przelotnie w policzek. Tylko Ruby, jak na nastolatkę przystało, wciąż była wpatrzona w ekran swojego telefonu. Ubrana w szkolny mundurek, siedziała przy kuchennym stole, oczekując na śniadanie. Gdy Vivian, wciąż z Molly w ramionach, nachyliła się nad starszą córką, by się z nią przywitać, Ruby uśmiechnęła się lekko.
– Hej, mamo – rzuciła, nie odrywając wzroku od ekranu, jednak w jej głosie zabrzmiała ciepła nuta.
Vivian nie mogła powstrzymać uśmiechu. Ich dom tętnił życiem. Czuć było rodzinną miłość i kojące ciepło. I tak było każdego dnia. Często łapała się na myśleniu, że jej codzienność to niemal bajka. Miała wszystko: piękny dom, kochającego męża, dwie cudowne córki – uroczą przylepę Molly i zadziorną, pełną uroku Ruby. Sielankowego obrazu dopełniał biały labrador o imieniu White.
Śniadanie w wykonaniu Simona było w ich domu rytuałem. Rozmowy płynęły swobodnie, tak jak muzyka w tle. Vivian często słuchała narzekania koleżanek, które zarzucały swoim partnerom, że nie interesują się domem i dziećmi. Simon był inny. Zawsze ciekawiło go, co dzieje się w życiu ich córek. Motywował je, wspierał, a kiedy było trzeba – pocieszał. Zdawało się, że te wspólne poranki ładowały mu akumulatory na cały dzień. Dziś zwracał szczególną uwagę na Ruby, która tego dnia miała pisać ważny sprawdzian.
– Pamiętaj, uważnie czytaj pytania i nie spiesz się z odpowiedziami – doradził, podając jej świeżo przyrządzony tost z dżemem.
Dziewczyna przewróciła oczami, niby zniecierpliwiona, ale w głębi duszy zadowolona z uwagi ojca. Rzeczywiście miała z tym problem na pisemnych testach: nie doczytywała polecenia do końca, przez co odpowiadała nie na temat i traciła cenne punkty, choć zazwyczaj doskonale znała prawidłową odpowiedź.
– Zobacz, tato! – zawołała Molly, próbując przełamać monopol Ruby na ojcowską uwagę. Zamachała stopą w powietrzu. – Sama zawiązałam sznurówki!
Simon pochylił się, by ocenić jej dzieło. Sprawdził, czy pętelki nie są związane zbyt luźno, i uniósł kciuk.
– Świetna robota, kochanie – pochwalił dziewczynkę z uśmiechem.
Zazwyczaj to on zawoził córki do szkoły i przedszkola. Tak było i tym razem. Uśmiechał się, gdy dziewczyny na chwilkę odwracały się i machały mu na pożegnanie. Dopiero wtedy odjeżdżał w kierunku modernistycznego budynku ze stali i szkła, siedziby jego firmy.
Simon kierował prężnie rozwijającym się przedsiębiorstwem informatycznym, co wymagało od niego sporego zaangażowania. Dbał jednak, by sfera zawodowa nie zdominowała życia rodzinnego. Nie zmieniało to faktu, że kiedy przekraczał próg swojego nowocześnie urządzonego biura, przekształcał się w wysokiej klasy profesjonalistę.
Na ten poranek zaplanowane było zebranie zarządu.
*
Vivian szybko uporała się z porządkami i prasowaniem. Musiała jeszcze odebrać paczkę, ale postanowiła wstąpić na pocztę dopiero po lunchu z Simonem.
Stwierdziła, że ma dosyć czasu na to, by pobiegać. Przebrała się w swój ulubiony strój do joggingu, a potem chwyciła smycz White’a, by połączyć przyjemne z pożytecznym.
Zawsze przemierzała tę samą trasę. Ich dom położony był między parkiem a rozległym pastwiskiem, gdzie konie leniwie skubały trawę. Vivian biegła ścieżką wzdłuż parku, pokonywała mostek, pod którym cichutko szemrała lokalna rzeczka, a następnie przemykała pod wiaduktem, często słysząc nad głową przejeżdżający pociąg.
Park był jednym z ulubionych miejsc spotkań mieszkańców miasteczka. Ludzie spacerowali tu ze swoimi psami, leżeli wprost na trawie z książką lub laptopem albo urządzali sobie piknik, ciesząc się bliskością natury.
Vivian często wymieniała uśmiechy i pozdrowienia, a White entuzjastycznie obszczekiwał nowych i starych znajomych.
– Cześć, Vivian! – zawołał za nią Eddy, miejscowy pijaczek.
Stanowił stały element lokalnego krajobrazu, tak samo jak fontanna czy van z lodami. Wyglądał dość ekscentrycznie, śmierdział alkoholem i papierosami, które sam skręcał, ale był nieszkodliwy.
– Cześć, Eddy – odpowiedziała, zwalniając lekko.
– Może znalazłabyś parę funtów? – zapytał chrypliwie, a potem dodał żartem: – Na kawę?
– Sorry, dziś nic nie mam przy sobie. – Vivian rozłożyła ręce. – Z wyjątkiem psa! – zaśmiała się. – Ale zapytaj mnie w poniedziałek! Wtedy na pewno będę coś dla ciebie miała!
– Dzięki! Jesteś najlepsza! – zawołał zadowolony, bo wiedział, że zawsze dotrzymywała słowa. – Uważaj na siebie!
Właśnie dlatego Vivian lubiła to miasteczko. Znała ludzi ze swojego osiedla, wiele osób kojarzyła z widzenia, bo brała udział w różnych inicjatywach wspierających lokalne organizacje charytatywne. Cieszyło ją, że może pomagać, choćby w małym stopniu. Czuła się częścią tej społeczności. Była przekonana, że właśnie tutaj jest jej miejsce.
Połowę trasy wyznaczał punkt na skraju parku, przy którym mieściły się lokale gastronomiczne, a wśród nich Starbucks i McDonald.
Vivian z White’em zatoczyli pętlę i pobiegli w stronę domu.
*
Simon sprawnie moderował żywiołowe dyskusje podczas zebrania zarządu. Był zadowolony z wyników spotkania, więc tym chętniej wyszedł na lunch.
Zawsze umawiali się z Vivian w kawiarni położonej niedaleko budynku, w którym mieściła się jego firma.
Vivian tradycyjnie przerzuciła wzrokiem menu, ale wybrała to samo, co zawsze: sałatkę Cezar i zieloną herbatę.
– Lubię te nasze randki w środku dnia – powiedział Simon, sięgając po jej dłoń.
– Małe ucieczki od codzienności. – Uśmiechnęła się.
Przy jedzeniu omówili szczegóły przyjęcia urodzinowego dla Molly – miało się odbyć następnego dnia. Ich mała córeczka kończyła pięć lat. Po posiłku i szybkiej kawie pożegnali się czułym całusem i rozeszli do swoich zajęć.
*
Molly uwielbiała swoje przedszkole. Wręcz nie mogła się doczekać, by z szerokim uśmiechem powitać swoją ulubioną wychowawczynię, pannę Ellie. Nosiła ona zawsze jaskrawe, kolorowe sukienki, tak dobrze komponujące się z jej pogodnym i żywiołowym usposobieniem.
– Jakie dzisiaj mamy plany, Molly? – zapytała panna Ellie w progu.
– Chcę malować! I bawić się na placu zabaw! – odpowiedziała dziewczynka bez wahania, już przeżywając w wyobraźni nowe przygody.
Gdy dzieci zebrały się w kąciku artystycznym, Molly z zapałem chwyciła za pędzle i farby. Tworzyła obrazki, które w jej oczach były prawdziwymi dziełami sztuki – pełnymi żywych kolorów i fantastycznych kształtów. Po skończonej pracy dumnie zaprezentowała swoje dzieło pannie Ellie, oczekując należnych słów zachwytu i uznania.
– Pięknie! Wspaniale dobrałaś kolory! – pochwaliła wychowawczyni, co sprawiło, że dziewczynka poczuła się jak prawdziwa artystka.
Kiedy przyszła pora na plac zabaw, Molly od razu pobiegła na zjeżdżalnie. Kochała też huśtawki – lubiła, gdy wiatr rozwiewał jej włosy, a ona unosiła się i opadała, jakby potrafiła latać.
Podczas obiadu usiadła obok swojego najlepszego przyjaciela, Jamiego, który zawsze opowiadał śmieszne historie. Jedzenie, zabawa i śmiech – to było to, co dziewczynka uwielbiała.
Po obiedzie nadszedł czas na relaks i wyciszenie. Molly z uwagą słuchała panny Ellie, która czytała historie o dalekich krainach i magicznych przygodach. Marzyła, że i ona pewnego dnia będzie mogła przeżyć coś równie ekscytującego.
*
Dzień nastoletniej Ruby wyglądał całkiem inaczej. Zaczęło się od przedegzaminacyjnego stresu, który zalegał w jej żołądku niczym ciężkie kamienie. Pomimo intensywnej nauki wciąż czuła, że nie jest dostatecznie przygotowana. Wspomnienie rozmowy z rodzicami, którzy jeszcze w domu starali się dodać jej otuchy słowami: „Dasz radę! Wierzymy w ciebie!”, powracało niczym kojący refren, ale nie rozpraszało obaw.
W szkole Ruby natknęła się na Olivera, chłopaka, który od dłuższego czasu zaprzątał jej myśli. W jego obecności zwykle potrafiła opanować emocje, nawet odzywała się składnie, ale dziś, gdy zapytał, jak się czuje przed sprawdzianem, wybuchnęła niezamierzonym śmiechem. Za chwilę dodała:
– Czuję się, jakbym miała stanąć przed smokiem bez żadnej zbroi.
Oliver się zaśmiał, a w jego oczach pojawiły się figlarne iskierki.
– Nie martw się. Wiem, że dasz radę. Jesteś jedną z najbystrzejszych osób, jakie znam – powiedział z uśmiechem, który sprawił, że serce Ruby zabiło szybciej.
O dziwo, poczuła się nieco pewniej. Weszła do sali lekcyjnej z podniesioną głową. Może nie będzie tak źle, pomyślała. Skoro nawet Oliver w nią wierzył… Była gotowa stawić czoła wyzwaniu.
*
Gdy Molly zobaczyła Ruby w holu przedszkola, jej twarz rozjaśniła się szerokim uśmiechem. Zaczęła opowiadać starszej siostrze o wszystkich swoich malarskich dokonaniach, a była przy tym tak żywiołowa, że nie sposób było się nie zarazić jej niekłamanym entuzjazmem.
– Namalowałam dziś tęczę! I słonia! – wykrzykiwała, dumnie machając swoimi kolorowymi pracami.
– To brzmi niesamowicie! Chodź, usiądziemy na ławce i mi pokażesz – zachęcała Ruby, rozglądając się za samochodem mamy.
Pewnie utknęła w korku. O tej porze wąskie uliczki ich miasteczka były zatłoczone do granic możliwości. Starsza córka wiedziała, że mama musiała załatwić kilka spraw przed jutrzejszym przyjęciem urodzinowym.
Gdy po kilkunastu minutach zauważyły znajome auto, Molly podskoczyła z radości.
– Mama! – zawołała, machając ręką.
– Jak się mają moje kochane dziewczyny? – zapytała Vivian, opuściwszy szybę. – Gotowe na powrót do domu? W takim razie wskakujcie!
Obie córki wgramoliły się na tylne siedzenie, opowiadając jedna przez drugą, jak potoczył się ich dzień. Molly już planowała kolejne projekty malarskie, a Ruby narzekała, że ledwo podeszła do jednego sprawdzianu, a już musi się uczyć do testu z biologii.
Mieli w zwyczaju siadać do kolacji całą rodziną. Vivian na ogół zaczynała gotować sama, ale po powrocie męża z pracy posiłek przygotowywali już razem. Śmiała się, że Simon lubi mieszać w garnkach. Teraz też stał przy kuchence, a Vivian kroiła warzywa na sałatkę. Molly i Ruby rozkładały planszę do gry Monopoly na stoliku kawowym. Drogą głosowania właśnie tym mieli się zająć po obiedzie.
– Czy mogę być bankierem? – zapytała Molly, patrząc na starszą siostrę z nadzieją w oczach.
– O ile nie będziesz oszukiwać! – odpowiedziała Ruby z figlarnym uśmiechem.
– Obiecuję! – Dziewczynka skinęła głową z powagą.
– Kto chce kurczaka, a kto wegetariańskie? – zawołał Simon z kuchni.
– Wege dla mnie! – odpowiedziała nastolatka, stawiając pionki na planszy.
– I dla mnie! – dorzuciła Vivian.
– A dla mnie kurrrczaka! Dużo! – zawołała Molly z zapałem, czym rozśmieszyła wszystkich.
Kolację zjedli w miłej atmosferze. Simon wypytywał o sprawdzian Ruby, a ona odpowiedziała, że chyba poszło jej całkiem nieźle. Wciąż robiło jej się ciepło na duszy, gdy wspominała słowa Olivera.
– A jak w naszym parku? – Simon zwrócił się do żony. – Coś nowego?
– A żebyś wiedział! – zaśmiała się. – Eddy jak zwykle zaczepił mnie, bym dała mu jakieś pieniądze, ale tym razem chciał je ponoć przeznaczyć na kawę!
Simon pokręcił głową z rozbawieniem.
– Eddy to jest gość. Bez niego nasz park nie byłby taki sam.
Po kolacji zasiedli do gry. Lubili Monopoly, choć często rozgrywka wzbudzała sporo emocji. Szczególnie u Molly, która irytowała się, gdy komuś szło lepiej od niej.
– Ruby, nie możesz tak po prostu przejąć wszystkich stacji kolejowych! – protestowała, marszcząc brwi.
– Ależ mogę! I właśnie to robię! – Nastolatka wyszczerzyła zęby w triumfalnym uśmiechu.
– Spokojnie, dziewczyny – interweniował Simon, łagodząc nastroje. – Pamiętajcie, że chodzi o dobrą zabawę, nie tylko o wygrywanie.
Skończyli wieczór na kanapie, oglądając familijny film. Każdy siedział na swoim ulubionym miejscu, a na kolanach dziewczynek spoczywały miseczki z przekąskami.
– Uwielbiam nasze wspólne wieczory – szepnęła Vivian do męża. – To coś, o co zawsze będę walczyć. I nigdy nie odpuszczę.
Simon uniósł brwi i się uśmiechnął. Odgarnął jej włosy i szepnął wprost do ucha:
– Imponuje mi twoja stanowczość, kochanie.
W jego głosie słychać było intymną nutę. Wyglądało, jakby nie mógł się doczekać chwili, gdy dziewczynki pójdą spać, a on będzie mógł się zająć swoją piękną żoną.
Niestety, córki przedłużały wieczorną toaletę.
– Dlaczego pasta Molly jest różowa? – zapytała Ruby niewyraźnie, ze szczoteczką w ustach.
– Żeby zachęcała małe dziewczynki do mycia zębów – wyjaśniła Vivian.
– Smakuje jak guma do żucia – powiedziała z zadowoleniem Molly.
– To ja też chcę taką! – zażądała nastolatka.
– Kto szybciej wyszczotkuje zęby, ten wybiera bajkę na dobranoc! – zaproponował chytrze Simon, wiedząc, że młodsza córka nikomu nie pozwoli się przegonić.
– A kto umyje zęby najdokładniej, będzie mógł zdecydować, co rano zjemy na śniadanie – dodała Vivian, włączając się do zabawy.
Molly zazwyczaj głosowała na naleśniki, a Ruby na omlet.
– Czy mogę spać dziś z misiem, którego dostałam od cioci Helen? – zapytała pięciolatka już w łóżku, wskazując palcem na półkę, na której siedział ukochany pluszak, prezent od siostry Simona.
– Oczywiście, kochanie – odpowiedziała Vivian, podając jej maskotkę.
– On też będzie jutro świętował – oznajmiła dziewczynka z powagą.
Dobrze wiedziała, że ciocia ofiarowała jej misia na pierwsze urodziny.
Vivian starannie nakryła córeczkę kołdrą, dbając, by i miśkowi było ciepło. Potem weszła jeszcze do pokoju Ruby, chcąc życzyć jej dobrej nocy. Nastolatka zamierzała spać z książką od biologii pod poduszką, żeby magicznym sposobem wiedza przedostała się do jej głowy.
– Myślę, że tradycyjna metoda sprawdziłaby się lepiej – rzekła jej mama ze śmiechem – ale doceniam kreatywność.
Vivian zeszła na dół i dołączyła do Simona, który zmywał naczynia.
Stanęła za nim i przytuliła się do jego pleców. Czuła ciepło przenikające przez cienką tkaninę koszuli. Przesunęła dłońmi po twardym brzuchu, a potem sugestywnie zjechała w dół.
– Chyba skończę jutro rano – wymruczał, odwracając się do niej.
Delikatnie pogładził jej policzek, a potem pocałował ją namiętnie. Vivian odpowiedziała z równą intensywnością.
Już w sypialni, w blasku świec, które Vivian zapaliła, zanim zeszła do kuchni, pozwolili sobie na pełne oddanie i małżeńską intymność. To było ich sanktuarium, w którym celebrowali swoją miłość. Każdy czuły dotyk, każdy przyspieszony oddech wiązał ich ze sobą jeszcze bardziej i przypominał, jak bardzo są sobie potrzebni.2
Następnego ranka Simon i Vivian wstali bardzo wcześnie. Oboje byli pełni energii i entuzjazmu pomimo szaleństwa poprzedniej nocy i krótkiego snu. Ten dzień był wyjątkowy – ich młodsza córka obchodziła piąte urodziny.
Na palcach minęli pokoje dziewcząt, a potem zeszli po schodach na sam dół, do garażu, gdzie trzymali urodzinowe dekoracje, ukryte za narzędziami ogrodowymi. Były tam kolorowe balony, girlandy, papierowe lampiony i duży, efektowny baner z napisem „Wszystkiego najlepszego, Molly!”. Z trudem zebrali całość i zanieśli do salonu.
– Myślisz, że jej się spodoba? – zapytał Simon, wyciągając z pudełka różowe balony w kształcie serc.
– Oczywiście, że tak. Wiesz, jak nasza córka kocha różowy – odpowiedziała Vivian z uśmiechem, biorąc w ręce szpulkę ze wstążką, którą zamierzała związać baloniki.
Pracowali sprawnie i cicho, zamieniając przestrzenny salon w kolorowe urodzinowe królestwo. Wszystkie dekoracje zawierały bajkowy motyw. Molly uwielbiała księżniczki. Na obrusie, kubeczkach i talerzykach widniały postacie z ulubionego filmu solenizantki. Rodzice zawiesili girlandy i banery z cyfrą pięć. Kilka kolorowych baloników przystroiło ganek.
White porwał kawałek wstążki i bawił się nią w ogrodzie.
– Jak sądzisz, powinniśmy przygotować balony z helem już teraz czy dopiero później, na popołudniowe przyjęcie? – zapytał Simon.
– Zróbmy to od razu – odpowiedziała Vivian, uśmiechając się na myśl o córce. – Molly oszaleje z zachwytu!
Gdy balony unosiły się już pod sufitem, tworząc kolorowy baldachim, Simon i Vivian popatrzyli z zadowoleniem na swoje dzieło. Salon wyglądał spektakularnie, a oni byli gotowi na radosne „wow!”.
Simon objął Vivian, a ona oparła głowę na jego ramieniu.
– Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć jej reakcję – powiedział z satysfakcją mężczyzna.
– Będzie zachwycona.
Pili kawę, kiedy usłyszeli tupot na schodach. Molly aż otworzyła buzię na widok wystrojonego świątecznie salonu.
– Wow! To wszystko dla mnie?! – zawołała, podskakując z radości.
– Oczywiście, skarbie! – odpowiedziała Vivian i wyciągnęła ręce w kierunku swej podekscytowanej córki. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Solenizantka z radością dała się wyściskać mamie, tacie i siostrze.
– Mam dla ciebie coś specjalnego – powiedziała tajemniczo Ruby, wręczając dużą paczkę.
Molly szybko rozerwała papier, a jej twarz rozjaśniła się, gdy zobaczyła zestaw do malowania.
– Dziękuję, Ruby! – wykrzyknęła. – Jesteś najlepsza!
Dziewczynka najpierw przytuliła do siebie prezent, a potem przylgnęła do siostry.
Simon i Vivian wymienili spojrzenia pełne czułości.
– My też coś dla ciebie mamy – rzekł Simon, wskazując na dwa pudełka, dotąd ukryte pod stołem.
Molly z entuzjazmem otworzyła pierwsze z nich. Jej oczy się zaświeciły, gdy zobaczyła strój księżniczki Elsy z filmu Kraina lodu.
– To moja ulubiona księżniczka! – wykrzyknęła.
Bez namysłu włożyła sukienkę wprost na piżamę i sięgnęła po drugi pakunek. W środku znalazła zestaw do robienia biżuterii. Od dawna marzyła o tworzeniu kolorowych bransoletek i naszyjników, więc jej zachwytom nie było końca.
– A to jeszcze nie wszystko, kochanie. Po południu urządzamy przyjęcie dla naszej księżniczki – rzekł Simon.
– Naprawdę? I przyjdą goście? – Molly nie kryła podekscytowania.
– Oczywiście! Wśród nich wszyscy twoi przyjaciele – potwierdził tata. – Zaplanowaliśmy tort, gry i dużo zabawy.
– To będą najlepsze urodziny na świecie!