- W empik go
Za głosem miłości - Tom 1 (Barwy uczuć) - ebook
Za głosem miłości - Tom 1 (Barwy uczuć) - ebook
Gdy jeden krok w złą stronę niszczy wszystko…
Luiza z trudem łączy pracę i studia dziennikarskie. Pracowita i sumienna dziewczyna ze zdumieniem patrzy na nowych znajomych, którym wszystko przychodzi bez trudu. Gdy nieporozumienie rozdziela przyjaciół, a na horyzoncie pojawia się interesujący chłopak, Luiza traci dla niego głowę. Wraz z nową miłością wszystko się zmienia, a szczęście nareszcie zaczyna się uśmiechać. Tylko czy sielanka może trwać wiecznie? Czy w imię miłości Luiza porzuci marzenia? Czy stawi czoła manipulacjom i kłamstwom? Czy zdoła dostrzec swoje potrzeby i upomnieć się o nie?
Miłość – największa siła. Kiedy jednak przytrafi się komuś zbyt młodemu, naiwnemu… może pokazać inną twarz. Co się wydarzy, gdy przez nią stracisz ocenę sytuacji? Kiedy – w najlepszej wierze - dasz się uwikłać w sieć kłamstw? Co cię wtedy ocali? To trzymająca w napięciu opowieść o wielkiej sile niewłaściwej miłości. Polecam! Agnieszka Lis
Obowiązkowa lektura dla wszystkich kobiet wkraczających w dorosłość. To mądra i pouczająca historia pełna emocji i zaskakujących zwrotów akcji. Polecam. Izabella Frączyk
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67834-00-1 |
Rozmiar pliku: | 670 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
2000 rok
Luiza właśnie wyszła z pierwszego wykładu na Uniwersytecie Warszawskim. Dumna z siebie kroczyła uczelnianym korytarzem. Zdołała dostać się na dziennikarstwo na warszawskiej uczelni, choć potajemnie liczyła na to, że wyjedzie ze stolicy i zamieszka w Krakowie. O studiach w tym mieście marzyła, jeszcze zanim poszła do liceum. Jej przyjaciółka Julia śmiała się z niej, gdy wspomniała, że wybrała kierunek humanistyczny. Ona złożyła dokumenty do klasy matematyczno-fizycznej. Później zamierzała studiować ekonomię. Uważała, że tylko w ten sposób będzie mogła zapewnić sobie wygodne życie. Luiza słuchała wywodu przyjaciółki, choć zupełnie nie rozumiała, co fascynującego może być w pracy za biurkiem, z głową zaprzątniętą cyferkami.
Ona chciała czegoś więcej od życia. Dziennikarstwo dawało wiele możliwości. Pracę w zawodzie postrzegała jako niekończące się wyzwanie. Codziennie nowi ludzie, inne tematy, różne miejsca. Po co płacić za wyjazd w ciekawe regiony kraju, skoro można to mieć za darmo. Kiedyś przemknęło jej przez myśl, że mogłaby zostać korespondentką w jakimś europejskim kraju. Lubiła uczyć się języków. Z angielskim naprawdę dobrze sobie radziła, więc nie wykluczała i tej ścieżki kariery. Darmowy pobyt za kilka godzin pracy w ciągu dnia, a wieczorami nieograniczone możliwości, jakie dają europejskie miasta. Grzech byłoby nie skorzystać, gdyby tylko taka propozycja się pojawiła.
Dzisiaj zrobiła pierwszy krok do spełnienia swoich marzeń.
– Ale przynudzał. Już myślałam, że zasnę – odezwała się niska, zgrabna brunetka stojąca tuż przy schodach, do których Luiza się zbliżyła. – Etyka kończy się tam, gdzie zaczyna się dobra historia – dodała i zaczepnie spojrzała na dziewczynę. – No nie?
– Pewnie w wielu przypadkach tak bywa, jednak zasady też są potrzebne – Luiza usiłowała wybrnąć, dając niejednoznaczną odpowiedź.
– Walić zasady – oburzyła się tamta. – Będziesz się trzymała zasad, czy jak pies pójdziesz za tematem?
– To zależy… – zamyśliła się.
– Gówno prawda! – zadrwiła, nakręcając na palec długi kosmyk włosów, które pozostawały w nieładzie. – Dziennikarz musi na siebie zarobić, czyli sprzedać materiał, jaki zdobył. Nikt nie kupi szajsu. No nie? – Przekrzywiła głowę w oczekiwaniu na potwierdzenie.
– Fakt.
– Właśnie w Polsce brakuje gazety, która pokazałaby całe szambo wylewające się na ulice. Do tego byliby potrzebni dziennikarze, którzy etykę zawodu mają w dupie i idą na całość. Po co więc tracić czas na jakieś dywagacje o zasadach, które są jedną wielką ściemą i kasy nie dają?
– Taki jest system – wyjaśniła, i poprawiła opadającą na twarz długą grzywkę w kolorze pszenicy.
– System jest do bani!
– Zamierzasz z nim walczyć? Semestr szybko minie, a za pięć lat nikt z nas nie będzie pamiętał o tym wykładzie. – Luiza wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się, pokazując proste, białe zęby, o które z uporem maniaka dbała od chwili, gdy pomyślała o dziennikarstwie.
– Strata czasu. – Nieznajoma przewróciła oczyma i wyciągnęła dłoń. – Milena – przedstawiła się.
– Luiza – odpowiedziała, delikatnie ściskając jej dłoń. – Dla znajomych po prostu Luiza – dodała.
– To może odreagujemy dzisiejszy szok związany z pierwszym wykładem i pójdziemy na małe piwko? – podsunęła brunetka i po raz pierwszy się uśmiechnęła. Jej pełne usta doskonale harmonizowały z wyrazistymi, głęboko osadzonymi oczyma i krótkim nosem. Jasna cera rozświetlona odrobiną różu na policzkach, kontrastowała z ciemnymi włosami. Czerwony sięgający kolan żakiet odsłaniał jej zgrabne nogi w wysokich szpilkach. Krótka, opięta spódniczka ledwie zasłaniała pośladki. Głęboki dekolt bluzki odsłaniał krągłości obfitego biustu. Luiza nie miała wątpliwości, kto pierwszy z jej roku zrobi najszybciej karierę.
– Ale za chwilę zaczyna się kolejny – Luiza próbowała tłumaczyć.
– Pewnie równie ciekawy jak poprzedni. Nie szkoda ci czasu na takie duperele? I tak nikt nie sprawdza obecności.
– Ten jeden raz, ale jutro mnie nie wyciągniesz na wagary. – Luiza pogroziła palcem nowej koleżance i ruszyła schodami w dół.
– To się okaże – szepnęła Milena i podążyła w ślad za nią.
***
Adam pomachał do siedzących przy stoliku. Milena bywała męcząca swoją wylewnością, ale miała w sobie tyle energii, że przy niej wysiadłaby elektrownia jądrowa. Bez niej nie mogła odbyć się żadna impreza. Na jednej z nich się poznali. Okoliczności wciąż wzbudzały w nim mieszane uczucia, ale kiedy wytrzeźwiał, stwierdził, że Milena to równa babka. Sam już nie pamiętał, czy studia dziennikarskie wybrał przez nią, dla niej, czy raczej dla wygody, by nie musieć się zbytnio wysilać. Lubił dużo mówić i nie miał problemów z pisaniem wypracowań. Na politechnice raczej siebie nie widział. Pozostał uniwerek, a że Milena z pasją mówiła o dziennikarstwie, postanowił złożyć dokumenty tam, gdzie i ona.
Pierwszy miesiąc studiów minął mu na ciągłych balangach. Adam sporadycznie zaglądał na wykłady, za to ćwiczeń nie odpuszczał, z zapałem dyskutując z wykładowcami o roli współczesnych mediów. Nie dbał o to, że często dominował w dialogu, a pozostali studenci patrzyli na niego spode łba. Nie bał się mówić. To był jego największy atut i zamierzał od początku go wykorzystać.
– Hejka, już jestem – obwieścił triumfalnie, jakby dokonał nie lada wyczynu.
– Jak zwykle spóźniony – podsumowała Milena i nastawiła policzek do pocałunku.
– Jak zwykle narzekasz – poskarżył się i przewrócił oczyma. – Zajęty byłem, to się spóźniłem.
– Sypiesz rymem niczym z reklamy. – Luiza się zaśmiała i wychyliła zza stolika, by się przywitać.
– Blask mojej gwiazdy już niedługo przyćmi niejednego gwiazdora.
Studentki spojrzały na siebie i się roześmiały. Czekały na Adama od pół godziny i zdążyły już wysączyć po jednym piwie. Akurat dzisiaj obydwie miały wolne, co postanowiły wykorzystać i zamiast po zajęciach gnać do pracy w sklepie odzieżowym, umówiły się na spotkanie w barze.
Adam rzucił kurtkę na krzesło i podszedł do baru. Po chwili powrócił z trzema piwami. Postawił je na stole i przysiadł na krześle. Zamoczył usta w chłodnym napoju, po czym oblizał piankę i odezwał się:
– Mam pierwszą fuchę dziennikarską.
Dziewczyny patrzyły na niego z rosnącym zaciekawieniem. Na pierwszym roku studiów trudno znaleźć zlecenie, dlatego obydwie wylądowały w sklepie z odzieżą. Widocznie jednak niektórzy mieli więcej szczęścia.
– Dużo musiałeś zapłacić, żeby cię zatrudnili? – Milena zażartowała.
– Patrzysz na nową gwiazdę Wiadomości – oświadczył, kierując obydwa palce wskazujące na siebie.
– Blask aż bije po oczach, żeby cię tylko nie oślepił – zauważyła Milena, a na jej twarzy pojawił się grymas.
– Może to nie jest szczyt moich marzeń, ale forsa się przyda, zwłaszcza wtedy, gdy zaczyna jej brakować, a doświadczenia nikt mi nie zabierze, gdy zacznę szukać lepszej roboty.
– Będziesz miał swój kącik? – spytała Luiza.
– Na pracę przed kamerą muszę jeszcze poczekać. Na razie będę odpowiedzialny za research i przygotowanie gości do występu na żywo.
– Oooo, to naprawdę odpowiedzialne zadanie. – Milena się zaśmiała i przechyliła kufel. – Za wystrzałowy start – dodała, gdy przełknęła złocisty trunek.
– Każdy jakoś zaczynał. – Wzruszył ramionami i podwinął rękawy koszuli, by nieco się rozluźnić. Nie był przygotowany na taką falę niechęci. Jeszcze przed chwilą był z siebie dumny, że udało mu się złapać tę fuchę. Teraz słowa dziewczyn wprowadziły zamęt do jego głowy. Praca w telewizji publicznej była marzeniem każdego dziennikarza. Rynek coraz bardziej się rozrastał i doświadczeni ludzie mogli przebierać w ofertach pracy. Dlatego właśnie tacy nieopierzeni młokosi jak on mieli szansę spróbować swoich sił w dużej machinie medialnej. – Jeszcze będziecie mnie prosiły, żebym załatwił wam wycieczkę po telewizji.
– Kocham Teleranek, więc interesuje mnie wyłącznie spotkanie koguta – obwieściła Luiza, puszczając do Adama oczko. – Dasz radę mnie jakoś wkręcić do kurnika?
Milena się roześmiała, po czym dopiła piwo.
– Muszę do kibelka – wyjaśniła i podreptała na stronę.
Adam przez chwilę milczał, jednak zasiane ziarno niepewności kazało mu zapytać:
– Naprawdę myślisz, że to beznadziejny pomysł?
– Nie przejmuj się nami. – Roześmiała się, pokazując zadbane zęby. – Po prostu ci zazdrościmy, bo umiesz się ustawić. My pewnie do magisterki nie złapiemy żadnej fuchy.
– Daj spokój, z waszym potencjałem i inteligencją szybko znajdziecie się na szczycie.
– Chyba na szczycie przecenionych ubrań – parsknęła, ale w jej głosie nie odnalazł kpiny ani zazdrości. – Idź tam i pokaż, ile jesteś wart, a my będziemy się mogły tobą chwalić, wyrywając facetów na mieście.
– I to mi się podoba. – Łypnął na nią z sympatią.
Poczuła gorący dreszcz przechodzący po jej ciele, uśmiechnęła się więc i zamilkła. W końcu niedługo czekało ich zakończenie pierwszego semestru. Nikt nie mógł być pewny, czego się spodziewać. O wymaganiach niektórych wykładowców krążyły legendy. Luiza miała nadzieję, że nawet połowa z nich się nie potwierdzi, a opowiadane są wyłącznie po to, by zmobilizować pierwszorocznych do nauki i większego zaangażowania na zajęciach. Na nią rzeczywiście to działało. W wolnych chwilach starała się zajrzeć do biblioteki i przeczytać wymagane przez wykładowców artykuły czy opracowania. Większość wydawała się jej zbędna i mało interesująca, ale wolała dmuchać na zimne i nie zostawiać wszystkiego na koniec semestru.
– A sylwka gdzie spędzasz? – odezwał się Adam, wyrywając ją z zamyślenia.
– Tam, gdzie zwykle, czyli na białej sali. – Zaśmiała się.
– Daj spokój, tak się nie bawią studenci. – Pogroził jej palcem, ale na jego usta wypełzł uśmiech. – Trzeba korzystać, póki możemy.
– Oj, ty akurat coś o tym wiesz – zakpiła, szelmowsko obrzucając go spojrzeniem.
– To ważny element życia studenckiego. Nie lubisz tego? – Adam wzruszył ramionami i przewrócił swoimi niemal czarnymi oczyma, które w świetle nielicznych żarówek wyglądały na jeszcze ciemniejsze niż zazwyczaj.
– Nie bardzo mam na to czas – odparła zgodnie z prawdą. Wciąż goniła w piętkę i miała poczucie, że powinna więcej pracować i pomagać rodzicom.
– A kiedy zamierzasz się wyszumieć?
– A dlaczego zakładasz, że każdy tego potrzebuje? – odbiła piłeczkę.
– Bo od tego jest młodość.
– Czyli jest szansa, że kiedyś dorośniesz? – rzuciła zaczepnie i sięgnęła po paluszki stojące na środku stołu jako zakąska.
– Nie potwierdzam, nie zaprzeczam – zaczął, wnikliwie się jej przypatrując. – A jaki typ facetów preferujesz?
Przez chwilę miała wrażenie, że Adam tym wzrokiem próbuje przeniknąć do jej podświadomości. Fala ciepła poczęła zalewać jej twarz i przesuwać się w dół, rozchodząc się w okolicach żołądka. Zatrzepotała rzęsami, które zdążyła umalować przed przyjściem do baru. Rano wolała nie tracić czasu na robienie makijażu. Teraz wydawało jej się, że pokryte maskarą rzęsy zaczynają jej ciążyć. A może po prostu chciała się ukryć przed spojrzeniem siedzącego naprzeciwko niej chłopaka. Zagryzła dolną wargę, usiłując zebrać myśli.
– Normalnych, zwyczajnych – zaczęła dość nieporadnie tłumaczyć, szukając właściwych słów.
– Czyli bez szans są wariaci? – Nie dawał za wygraną, wciąż nie spuszczając z niej wzroku.
– Bez najmniejszych – odparła cicho, choć w jej głowie aż buzowało od pomysłów na zupełnie inną odpowiedź.
W tej samej chwili dostrzegła, że twarz Adama stężała, a w jego wzroku nie odnalazła ani radości, ani kpiny. Jego oczy stały się nieco jaśniejsze. Trudno mu było ukryć odbijające się w nich rozczarowanie. Mimowolnie głośno westchnął. Właśnie otworzył usta, gdy jak z podziemi stanęła przed nimi Milena z rozanieloną miną.
– To jest Rafał – wypaliła, wskazując miejsce nieznajomemu. – Studiuje aktorstwo i właśnie szuka statystów do swojego przedstawienia dyplomowego.
Wysoki rudzielec machnął ręką na powitanie i bez zastanowienia dosiadł się do stolika. Zmierzwione włosy opadały mu na czoło, częściowo zasłaniając oczy, jednak Luiza zdołała w nich dostrzec jakiś błysk. Przez chwilę przypatrywała się chłopakowi, który co chwila wybuchał głośnym śmiechem i nie krył się z tym, że przypatruje się sporemu dekoltowi w bluzce Mileny. Ta jednak zdawała się tego w ogóle nie dostrzegać, niemal spijając z ust przybysza każde jego słowo.
– Jaką rolę masz dla mnie? – dopytywała, przybliżając twarz w stronę chłopaka.
– Zasadniczo statyści nie mają żadnej kwestii do powiedzenia – zaczął, przenosząc wzrok z dekoltu Mileny na jej twarz.
– To nawet lepiej. –Zaśmiała się. – Nie będę się musiała uczyć jakichś durnych tekstów.
– Wystarczy, że będziesz wyglądać tak pięknie jak teraz – dodał, a Milena zalotnie zatrzepotała rzęsami.
Luiza przewróciła oczami. Facet miał podryw we krwi, a jej koleżanka lgnęła do niego niczym mucha do miodu.
– Najważniejsze w naszym przyszłym zawodzie jest obycie z kamerą, a taki występ to już zarąbisty początek. No nie? – Pytającym wzrokiem spojrzała na Izę.
Dziewczyna przytaknęła, choć na jej twarzy malował się sceptycyzm. Już na pierwszy rzut oka widać było, że ostatnie o czym teraz myśli tych dwoje, to jakakolwiek praca.
– Kiedy zaczynacie? – odezwał się Adam, który na tyle znał Milenę, że wiedział, co tak naprawdę kryło się w jej zainteresowaniu rolą.
– Natychmiast – oświadczyła i pociągnęła chłopaka za sobą. Zdążyła jeszcze wziąć płaszcz i beret, zanim wyszli na zewnątrz.
Luiza patrzyła w ich stronę, ale kiedy drzwi się za nimi zamknęły, zaczęła zbierać swoje rzeczy.
– Też już pójdę – oświadczyła, wkładając sięgającą kolan pikowaną kurtkę, która może nie prezentowała się najlepiej, ale była naprawdę ciepła i od trzech sezonów dobrze jej służyła.
– Tak wcześnie? – Adam poderwał się z miejsca. – Przecież jutro sobota.
– Wcale nie jest wcześnie, a ja jutro idę do roboty – Luiza westchnęła, owijając szalik wokół szyi.
– Odprowadzę cię.
– Daj spokój. Sama trafię do domu.
– Dopiero co powiedziałaś, że jest późno.
– I co, tatusiu? Martwiłbyś się o mnie?
Zamiast odpowiedzieć, zaśmiał się, ale zdążył już się ubrać i teraz czekał, aż ona weźmie torebkę. Gdy podeszła do drzwi, szedł tuż za nią. Chłodne, grudniowe powietrze kazało im postawić kołnierze i mocniej wciągnąć czapki na uszy. Luiza włożyła rękawiczki, on zaś wsunął dłonie do kieszeni w kurtce. Przez kilka minut szli w milczeniu, jakby żadne z nich nie wiedziało, o czym mogliby ze sobą rozmawiać. Kolejno mijane wystawy sklepowe kusiły ich wzrok świątecznymi dekoracjami. Boże Narodzenie zbliżało się coraz większymi krokami. Luiza zamierzała sprawić rodzicom drogi prezent. Już wybrała odtwarzacz DVD, który chciała położyć pod choinką. Czekała tylko na dopływ gotówki. Szefowa obiecała, że zaliczkę na poczet wypłaty dostaną jeszcze przed świętami. Luiza nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć minę ojca otwierającego pudełko z nowiutkim sprzętem. Dotychczas to rodzice kupowali jej prezenty. Może nie było to nic wielkiego, ale nowe buty albo odrobinę gadżeciarska koszulka z napisem „Levis”, sprawiały jej mnóstwo radości. Tym razem to ona chciała zobaczyć tę iskierkę w oczach rodziców. Tym bardziej nie mogła sobie pozwolić, by jutro nie pójść do pracy. Przyspieszyła zatem kroku, by jak najszybciej znaleźć się w łóżku.
– To co z tym sylwestrem? – Adam niespodziewanie przerwał jej rozmyślania.
– Z jakim sylwestrem? – spytała zaskoczona.
– Przecież nie możesz spędzić go w domu z rodzicami. – Roześmiał się.
– A nawet jeśli, to co? – Nasrożyła się, bo właśnie taki miała plan.
– Bo masz dziewiętnaście lat i jeszcze się nasiedzisz w domu, gdy będziesz mieć męża i dzieci.
– A skąd wiesz, że chcę mieć męża, a tym bardziej dzieci?
– Bo wszystkie tego chcecie – odparł i spojrzał na nią z przekorą.
– Pan wszystkowiedzący – syknęła, tłumiąc w sobie ochotę, by go palnąć w głowę.
Choć na zewnątrz było kilka stopni na minusie, ona poczuła nagły przypływ adrenaliny i nieodpartą chęć, by się wreszcie uwolnić od swojego towarzysza. Nie potrzebowała jego mądrości. Jedyne, o czym teraz marzyła, to spokój. Ten wieczór trwał już zbyt długo.
– To co, dołączysz do nas i uświetnisz naszą imprezę swoją obecnością? – dopytywał, coraz bardziej ją irytując.
– Raczej nie skorzystam z tak fantastycznej oferty.
– Przecież wiem, że nie masz lepszej. – Uśmiechnął się i spojrzał na nią z ukosa.
Miała po dziurki w nosie tego człowieka, ale nic nie wskazywało na to, że jest to uczucie obopólne. Nabrała powietrza i jeszcze bardziej przyspieszyła. Najwidoczniej jednak Adam nie zamierzał pozostać bez odpowiedzi.
– Idę z Julką na prywatkę do jej znajomych z uczelni – skłamała gładko, ale czuła wypieki rozlewające się po jej policzkach. Na szczęście Adam nie znał jej tak dobrze, by mógł się zorientować w kłamstwie.
– A jednak. – Podniósł brwi. – To czemu robiłaś z tego taką wielką tajemnicę?
– Bo uważam, że to nie twoja sprawa. – Mocno się wysiliła, by nadać lekkości swojemu tonowi.
Adam wybałuszył oczy.
– Ja tylko grzecznie pytałem.
– Cześć – rzuciła, skręcając w stronę bloku, w którym mieszkała. – Dzięki za odprowadzenie – dodała przez grzeczność, choć nie mogła się już doczekać, kiedy wreszcie schowa się za drzwiami.
Adam tylko do niej machnął, ale ona już tego nie widziała wpatrzona w wejście do bloku. To mógł być miły wieczór, gdyby tylko spędziła go w odpowiednim towarzystwie. Szybko w myślach zrugała się za to stwierdzenie. Może Milena była szalona i zupełnie od niej inna, ale dzięki temu nie przesiadywała kolejnego wieczoru w domu nad książkami albo w pracy, spełniając kaprysy rozwydrzonych klientek. Coś za coś. Takie życie. Z tą myślą położyła się do łóżka.
***
Julka podciągnęła czarne rurki, które pofałdowały się na jej nieco pulchnych nogach. Do tego narzuciła na siebie ciemny sweter, który zakrył brokatowy napis „Metallica” na koszulce. Luiza z zaciekawieniem przyglądała się temu oryginalnemu strojowi, w jakim jej przyjaciółka miała się zaprezentować w roli gospodyni na zorganizowanej w ostatniej chwili prywatce z okazji powitania nowego roku. Pewnie gdyby nie dociekliwość Adama, siedziałaby teraz wygodnie na łóżku pod kocem i czytała jakąś książkę.
– Pomożesz mi z tą sałatką? – spytała Julka, zapinając pierwszy guzik od swetra. – Chcę, żeby było wszystko gotowe, zanim Krzysiek z Markiem się pojawią – dodała, mrugając porozumiewawczo.
Luiza przewróciła oczami na samo wspomnienie tych dwóch imion. Nie miała ochoty nikogo spotykać. Wolałaby, żeby spędziły ten wieczór w babskim gronie, ale Julka się uparła. A skoro namówiła ją na zorganizowanie zabawy sylwestrowej, to nie potrafiła się stanowczo przeciwstawić pomysłowi zaproszenia dwóch chłopaków, z którymi przyjaciółka studiowała.
Julia wyszła do kuchni, a Luiza posłusznie podreptała za nią. Z domu przyniosła sałatkę warzywną, kawałek żółtego sera i szynkę. Teraz miały z tego zrobić koreczki i jak się okazało, jeszcze jedną sałatkę, której Julka nie zdążyła przygotować.
– Żeby nas nie zastali przy garach – ponaglała Julka, kładąc na kuchennym stole dwie deski i noże.
– A co? Uciekną z wrzaskiem? – Luiza zakpiła.
– Raczej nie o to chodzi w czasie imprezy. – Julia uśmiechnęła się wymownie.
– Ale nie ręczę za siebie, jeśli któryś nie będzie trzymał łap przy sobie – ostrzegła Luiza i na dowód tego, że nie żartuje, pogroziła trzymanym w ręce nożem.
Julia się zaśmiała i wróciła do krojenia pieczarek. Przez chwilę pracowały w milczeniu. Gdy skończyły, Julia wymieszała zawartość sporej salaterki i zaniosła ją do dużego pokoju, w którym miało się odbywać przyjęcie. Tymczasem Luiza pokroiła na małe kwadraciki żółty ser i szynkę oraz korniszony przyniesione z piwnicy przez jej mamę i zaczęła nadziewać je na wykałaczki, a później równo ustawiać na talerzu.
– Myślisz, że będzie im smakować? – Julia obrzuciła talerz sceptycznym spojrzeniem.
– A co mnie to obchodzi. Ja przepadam za koreczkami, więc zjem wszystkie.
– Tylko proszę cię, nie ziej ogniem i chociaż stwarzaj pozory, że jesteś zadowolona z imprezy.
– Z imprezy jestem, ale z towarzystwa nie bardzo.
– Jeszcze nie wiesz, jacy oni są, a już marudzisz.
– Jakoś nie mam ochoty spędzać ostatniego wieczoru tego roku z nieznajomymi.
Julka ciężko opadła na krzesło stojące tuż przy stole w wąskiej kuchni typowej dla mieszkań w blokach. Jej entuzjazm wyraźnie przygasł. Patrzyła przez chwilę na talerz z koreczkami, jakby szukała właściwych słów.
– Żałujesz, że musisz siedzieć ze mną zamiast z Adamem.
Luiza spiorunowała ją wzrokiem i głośno prychnęła.
– Nie żartuj. Chciałam przyjść do ciebie. Wystarczy, że znoszę tego kretyna na uczelni.
– Przepraszam, że o Marku i Krzyśku powiedziałam ci dopiero wczoraj, ale to była jedyna okazja, żeby ich lepiej poznać.
Mina Julki wzbudziła w Luizie poczucie winy. Przecież nie miała prawa stawiać warunków przyjaciółce co do tego, z kim chce powitać nowy rok. Owszem, przyzwyczaiła się do myśli, że ten wieczór spędzą, oglądając koncerty transmitowane przez różne stacje telewizyjne. Teraz wiedziała, jakie znaczenie dla Julii ma ten wieczór.
– Ich? A którego konkretnie? – zapytała i uśmiechnęła się, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
– Izka, daj spokój. Obydwaj są spoko.
– Ale na pewno któryś bardziej?
– No, może trochę fajniejszy jest Krzyś – stwierdziła, a jej oczy rozbłysły niczym sztuczne ognie, których wystrzały już od rana przypominały, jaki dzisiaj dzień.
– Tylko żeby Puchatka ze sobą nie przywlókł – powiedziała Luiza i jak na komendę obydwie wybuchły gromkim śmiechem.
Luiza na moment przytuliła przyjaciółkę. Zbyt dobrze się znały, żeby robić sobie na złość. Czasem się droczyły ze sobą, ale głównie się wspierały. W liceum, do którego uczęszczały, niewielu uczniów potrafiło się przyjaźnić. Raczej podchodzili do siebie jak do konkurencji, przez którą mogą nie wygrać kolejnej olimpiady lub konkursu. Ten wyścig szczurów przerażał je obie i on je połączył. Nie miały aż takich ambicji, jak większość ich kolegów. Owszem, zależało im na wysokiej średniej, o co w liceum imienia Stefana Żeromskiego wcale nie było łatwo i gorzko się o tym przekonały, zbierając w pierwszej klasie całe mrowie słabych ocen, ale z czasem nauczyły się tego, czego wymagają poszczególni profesorowie, i umiejętnie balansowały między ich oczekiwaniami a własnymi możliwościami.
Pół godziny później Luiza umalowała usta koralową pomadką i w napięciu czekała na gości. Powinni być jakieś piętnaście minut temu, ale najwidoczniej punktualność była im obca. Julka wciąż szczotkowała długie rzęsy nową maskarą, co rusz spoglądając w stronę drzwi wejściowych, zza których dochodziły odgłosy kolejnych gości wchodzących do sąsiednich mieszkań. Na szczęście u większości sąsiadów odbywały się prywatki, dlatego wiedziała, że nikt nie będzie miał pretensji, nawet gdy muzyka będzie zbyt głośna.
Chwilę później rozdzwonił się dzwonek u drzwi. Julka podskoczyła i pobiegła, by je otworzyć.
– Nie mogliśmy do ciebie trafić – wyjaśnił na wstępie wyższy z chłopaków i cmoknął ją w policzek. – Rzadko zapuszczam się w te rejony Warszawy – dodał jeszcze dla jasności i wyciągnął rękę w stronę Luizy stojącej za plecami Julki.
Dziewczyna przedstawiła się wysokiemu brunetowi, a później podała dłoń jego koledze. Marek miał jasne, kręcone włosy i był znacznie niższy od kolegi. Jego zimne, poczerwieniałe od mrozu palce delikatnie zacisnęły się wokół jej dłoni, jakby obawiał się tego, że może się przestraszyć jego dotyku.
– A tutaj małe co nieco – dodał Krzysiek i wyjął z torby butelkę szampana oraz dwa wina własnej roboty.
Julka wymownie spojrzała na Luizę, przypomniawszy sobie żart o Puchatku, i czym prędzej wzięła alkohol, by postawić go na stole.
– Jednym słowem – imprezę czas zacząć – odezwała się gospodyni, gestem zapraszając wszystkich do największego pokoju w mieszkaniu rodziców.
Na początku rozmowa się nie kleiła. Krzysiek za wszelką cenę chciał opowiedzieć o tym, jak latem z ojcem nastawili w beczce wino z wiśni. Po godzinie wszyscy mieli już dość tematu i zachwalania wyrobu, którego pierwsza butelka właśnie się skończyła. Później Julia włączyła telewizor i na ekranie pojawiła się śpiewająca Beata Kozidrak – w skąpej spódniczce i z dużą ilością makijażu na twarzy. Tłum widzów przed sceną szalał w rytm wyśpiewywanych przez nią hitów. Najwyraźniej pląsająca piosenkarka zdołała też zachęcić do tańca Krzysztofa, bo dryblas wyciągnął dłoń do Julki, a ta bez słowa ruszyła w ślad za nim, ustawiając się na środku pokoju.
– Chodźcie do nas – nalegał Krzysiek, machając głową na pozostałą dwójkę imprezowiczów.
Luiza powoli wstała, nie bardzo mając ochotę na tańce. Zaskakująco dobrze rozmawiało jej się z Markiem. Choć studiował ekonomię, marzył o pracy w policji, jednak jego rodzie nie chcieli o tym słyszeć. Sami dużo wycierpieli z rąk organów ścigania, gdy w czasach komuny brali udział w manifestacjach antyrządowych. Luiza więcej słuchała niż mówiła o sobie. W jej domu nie wspominało się zbyt dużo o pracy ojca, ale wiedziała, że nieraz wojsko było kierowane do walki z tłumem protestujących. Ojciec niechętnie wracał do tamtych chwil. Wolał opowiadać o ćwiczeniach na poligonie i dwóch wyjazdach szkoleniowych do ZSRR.
Następujące po sobie piosenki się kończyły, a oni wciąż się bujali, zmieniając tylko tempo.
Wreszcie, prowadzący koncert po raz kolejny zaprosił wszystkich warszawiaków do przyjścia w pobliże sceny na placu Defilad, zapowiadając uruchomienie ogromnego zegara umieszczonego na Pałacu Kultury.
– Idziemy? – zagaił Krzysiek. – To jedyny taki sylwester milenijny i jeszcze ten zegar…
– Podobno najwyżej zainstalowany zegar na świecie – Marek wtrącił ciekawostkę.
– Zdążymy do północy? – Julka się zaniepokoiła. Wyraźnie nie miała ochoty wypuszczać z objęć swojego Krzysia. – Będzie lipa, gdy gdzieś utkniemy.
– To zwijamy się czym prędzej – Marek ponaglał wszystkich, zabierając szampan ze stołu. – O tym na pewno nie zapomnę – wyjaśnił i pospieszył do przedpokoju, by upchnąć butelkę w kieszeni skafandra.
Pozostali ruszyli w ślad za nim, zostawiając rozgardiasz. Julka miała czas na posprzątanie do powrotu rodziców, którzy na ten wieczór zabunkrowali się u dziadków ze strony ojca mieszkających w Sulejówku.
Wyszli na ulicę, gdzie przywitały ich coraz częstsze wystrzały petard. Przyspieszyli kroku, by zdążyć na czas. Marek podsunął Luizie swoje ramię i uśmiechnął się do niej zachęcająco. Kłęby pary unoszące się nad ich głowami za każdym razem, gdy którekolwiek otworzyło usta, stanowiły niezbity dowód na to, że mróz nie odpuszcza.
Julka niemal automatycznie wsunęła rękę pod pachę Krzyśka i cała czwórka w szybkim tempie podążała w stronę centrum. Z Ochoty może i nie było daleko, ale musieli się spieszyć, żeby zdążyć przed północą.
Ośnieżone drzewa, skąpane w nikłym świetle ulicznych latarni sprawiały niesamowite wrażenie. Luiza bacznie je obserwowała, tylko od czasu do czasu włączając się do dyskusji na temat zbliżających się egzaminów. Zdawała sobie sprawę, że czeka ją dużo nauki, ale cóż, taki był żywot studenta.
Kiedy po półgodzinnym marszu dotarli na plac Defilad, jedyne, co widzieli, to gęstniejący tłum imprezowiczów oraz kolorowe światła oświetlające scenę, na której pojawiały się kolejne gwiazdy wywoływane przez prowadzącego koncert. To był wyraźny znak, że za chwilę powitają nowy rok. Marek czym prędzej wyciągnął z kieszeni butelkę i począł majstrować przy jego otwarciu. Ze sceny dochodziło odliczanie. Po chwili dookoła zaczęły wystrzeliwać korki od szampanów, które nagle zagłuszyły rozbłyskające nad głowami fajerwerki. Wszyscy, jak na komendę, obejmowali się i składali sobie życzenia noworoczne. Początkowo uściskami wymieniali się tylko znajomi, ale po kilku minutach tłum tak się zbratał, że nawet nieznajomi odwracali się do siebie z życzeniami. Nieznane twarze przesuwały się jak kolejne kadry filmu. Te same życzenia. Te same uśmiechy. Nagle pośród tłumu wyłowiła znajomy wzrok. Chwilę jej zajęło, zanim rozpoznała twarz opatuloną w grubą czapkę i szalik. Zaczęła się przeciskać w stronę sceny.
– Ty tutaj? – odezwała się Milena, zarzucając ręce na ramiona Luizy. – Nie sądziłam, że dzisiaj się spotkamy i będziemy mogły sobie złożyć życzenia – mówiła dalej, ale język wyraźnie jej się plątał.
– Wszystkiego najlepszego, ale przede wszystkim – zaliczenia sesji – oświadczyła i obie, jak na zawołanie, wybuchły śmiechem.
– Się wie. I tobie też, kochana – dodała, podsuwając Luizie pod nos otwartą butelkę z resztką szampana.
– Mnie już chyba wystarczy, bo mi szczęka wypadnie od tego zimnego alkoholu.
– Alkoholu? – Zaśmiała się i przyłożyła butelkę do ust. – Gdzie ty tu widzisz alkohol? – zaszczebiotała, zanosząc się śmiechem. – Sama jesteś?
– Nie, z Julką i chłopakami – wyjaśniała.
– O! – Milena znacznie się ożywiła. – A co to za panowie? Znam?
– Wątpię.
– To chętnie poznam – oświadczyła i natychmiast poczęła się rozglądać w poszukiwaniu Julii i jej towarzyszy. – Przedstawisz mnie? – spytała z miną niewiniątka, choć nikt, kto ją znał, w to nie wierzył.
– Zostali gdzieś w tyle – przyznała Luiza, nie mogąc dostrzec nikogo z paczki, z którą tu przyszła. – Może następnym razem?
– Jakim następnym. Trzeba korzystać z życia i łapać wszystkie okazje.
Luiza pomyślała, że to korzystanie i łapanie doskonale Milenie wychodzi. Dzień bez nowego faceta, to dzień stracony. A może po prostu odrobinkę jej zazdrościła, bo wokół niej nikt się nie kręcił. Marek był w porządku, ale wcale nie czuła, żeby ją podrywał. Traktował ją raczej jak koleżankę niż obiekt zainteresowania. Skłamałaby, twierdząc, że nie czuła zawodu, choć na pewno nie przyznałaby się do tego przed kimkolwiek.
– To lecimy? – Milena ją ponaglała.
W chwili, gdy Luiza odwróciła się, zamierzając szukać przyjaciół, niemal natychmiast stanęła jak wryta. Tuż przed nią pojawiła się osoba, której od jakiegoś czasu unikała.
– Hejka, a ty na tym zimnie zamiast pod ciepłą kołderką? – powitał ją Adam w błyszczącym cylindrze na głowie.
– A widzisz, jak źle osądziłeś koleżankę. – Milena się zaśmiała, stając między nimi.
Musiała zadrzeć głowę, by spojrzeć na Adama. Najwidoczniej zawirowało jej przed oczyma, bo poczęła się chwiać. Na szczęście chłopak w porę ją podtrzymał.
– To gdzie ci twoi znajomi? – bełkotała, starając się wyjrzeć zza Adama.
– Tobie już chyba wystarczy zabawy – zareagował.
– Pomogę ci, bo inaczej będziesz musiał ją ciągnąć – zaoferowała się Luiza i nie czekając na odpowiedź, zarzuciła bezwładną rękę koleżanki na swoją szyję.
– A co z twoją ekipą?
– Zostawiłam ich od strony Marszałkowskiej.
Adam zaczął się przeciskać w stronę wskazanej ulicy. Milena coś bełkotała pod nosem, ale jej słowa nie miały sensu. Każdy krok robiła z dużym wysiłkiem. Luiza miała wrażenie, że dziewczyna zatraciła umiejętność chodzenia i trzeba ją wlec. Już po chwili poczuła, jak dużym jest obciążeniem dla jej pleców i nóg. Na szczęście zdołała dostrzec Julkę. Gdy tylko do niej doszli, usadzili Milenę na skrawku ławki, który pozostawał wolny, i głośno dysząc, powiedziała:
– Musimy odstawić ją do domu.
– Nie wygląda na to, żebyś dała radę – zauważył Marek, patrząc to na Milenę, to znów na Luizę. – Lepiej wracajcie do domu, a ja pomogę ją odprowadzić – zaproponował.
Adam pospiesznie wyciągnął dłoń i się przedstawił dwóm chłopakom stojącym przy Julii.
– Stary, jeśli możesz mi pomóc, to cię ozłocę. Damessa trochę za bardzo świętowała, a kasy na taryfę brak.
– Nie ma problemu.
– Równy gość z tego twojego faceta – odezwał się Adam, patrząc Luizie prosto w oczy.
– Daj spokój… – zaczęła, ale Marek jej przerwał.
– Idziemy? Bo inaczej dziewczę nam zamarznie.
Luiza czuła wzbierającą w środku złość. Miała dość tego faceta, który zdawał się niewiele rozumieć. Jego idiotyczne komentarze wprawiały ją w konsternację, a tego nie znosiła. Wówczas czuła się jak dziecko, które nie potrafi się bronić. Właśnie ta niemoc najbardziej jej przeszkadzała. Pomysły na ripostę przychodziły dużo później, gdy w myślach powracała do sytuacji, w których spotykały ją nieprzyjemności.
Tym razem też chciała szybko i trafnie zareagować, ale oddalające się postaci były wystarczającym dowodem jej bezradności.