Za głosem serca - ebook
Za głosem serca - ebook
Keena z dumą myśli o ostatnich siedmiu latach. Zaczynała od zera, teraz jest sławną projektantką, kobietą sukcesu i należy do elity Nowego Jorku. Jednak nigdy nie zapomniała, skąd pochodzi. Nie zapomniała też, jak bardzo zranił ją mężczyzna, na którym jej zależało. Teraz wraca do Georgii, by wyremontować rodzinny dom, ale przede wszystkim pochwalić się, jak wiele osiągnęła. To też wspaniała okazja, by zemścić się na tym, który ją kiedyś upokorzył. Podobno zemsta jest słodka i najlepiej smakuje na zimno. Jednak trudno słuchać głosu rozsądku, gdy w grę wchodzą tak gwałtowne uczucia.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5454-0 |
Rozmiar pliku: | 604 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tego dnia Keenę Whitman od rana prześladował pech. Dwa najlepsze szkice do nowej kolekcji letniej, które tworzyła z takim mozołem, zostały zniszczone, gdyż Faye oblała je gorącą kawą. Oczywiście pracownicy wzorcowni byli wściekli, że muszą czekać, aż je odtworzy, a potem w ekspresowym tempie sporządzili modele dla sprzedawcy, który siedział jak na szpilkach. Podobnie jak jego koledzy po fachu, był niecierpliwy i nawet nie starał się ukrywać irytacji.
Keena zrezygnowała z lunchu, szwaczki również, a na domiar wszystkiego otrzymała błędną specyfikację na cały krój bluzek, więc trzeba je było przerabiać, co z kolei rozsierdziło zaopatrzeniowców. Kiedy wreszcie po wyczerpującym dniu wróciła do swego apartamentu na Manhattanie, była kompletnie złachana psychicznie i fizycznie.
Z niewysłowioną ulgą zrzuciła pantofle na wysokim obcasie i padła na długą i miękką sofę obitą szafirowym aksamitem.
Wydawało jej się, jakby minęły całe wieki od czasu, kiedy stawiała pierwsze kroki w branży odzieżowej i marzyła, że pewnego dnia znajdzie zatrudnienie w dużym domu mody. A teraz miała własną pracownię i była jedną z najsławniejszych projektantek w kraju.
Powinna się cieszyć, a jednak wcale tak się nie czuła, bo czegoś jej w życiu brakowało. Czegoś podstawowego, ale nie bardzo wiedziała czego. Może po prostu zimowa aura wpędzała ją w ponury nastrój. Tęskniła za wiosennym luzem i ciepłem, kiedy krew zaczyna szybciej płynąć w żyłach.
Leżała na plecach z oczami utkwionymi w sufit. Była szczupłą brunetką z krótko obciętymi włosami i oczami zielonymi jak młode liście. Miała brzoskwiniową cerę i delikatne usta. W wieku dwudziestu siedmiu lat, mimo że nosiła się z wyszukaną elegancją i była wyrobiona towarzysko, zachowała urok niewinnej świeżości. W każdym razie tak mówił Nicholas.
Nicholas… Zamknęła oczy i uśmiechnęła się do siebie. Ileż to już czasu minęło od tamtego pamiętnego dnia, kiedy zaproponował jej pracę asystentki głównego projektanta w swoim imperium odzieżowym? Już niemal siedem…
Była wtedy zupełnie zielona. Dopiero co ukończyła szkołę projektowania mody w Atlancie i potężny ciemnowłosy mężczyzna siedzący za biurkiem w firmie Coleman Textiles, mieszczącej się w drapaczu chmur w Atlancie, wzbudzał w niej nie tylko zrozumiały respekt i szacunek, ale również irracjonalny i niemal paniczny lęk.
Minął tydzień, zanim opanowała nerwy na tyle, żeby poczuć się w jego obecności nieco swobodniej, ale powiedziano jej, że Nicholas Coleman jest otwarty na nowe talenty i ma słabość do bezpańskich zwierząt oraz zagubionych ludzi.
Do dziś pamiętała, jak bardzo była wystraszona, gdy patrzyła na jego szeroką, wyrazistą twarz, która sprawiała wrażenie, jakby uśmiech nigdy na niej nie gościł.
– No to pokaż, co potrafisz, mała – rzucił z nieskrywaną ironią. – Nie gryzę.
Keena drżącymi rękami rozłożyła na szklanym blacie zagraconego biurka swoje szkice i obserwowała reakcję wzbudzającego postrach bossa. Jednak ogorzała warz pozostała niewzruszona, również ciemnobrązowe i głęboko osadzone oczy niczego nie wyrażały. Skinął tylko głową, to wszystko. A potem odchylił się w obrotowym krześle i w milczeniu jej się przyglądał.
– Uczelnia? – rzucił wreszcie.
– Szkoła projektowania mody tutaj, w Atlancie – wykrztusiła z niejakim trudem. – Ja… to znaczy pracowałam na trzeciej zmianie w przędzalni, żeby zarobić na naukę. Mój ojciec jest robotnikiem w przędzalni w moim rodzinnym mieście…
– To znaczy gdzie? – wpadł jej w słowo.
– W Ashton.
Skinął ponownie głową, czekając żeby kontynuowała, jakby był rzeczywiście zainteresowany jej mętną mową.
– A więc trochę się na tym znam – wymamrotała. – I zawsze chciałam być projektantką. Och, panie Coleman, wiem, że potrafię to robić, jeśli tylko ktoś da mi szansę i będę mogła się wykazać. Naprawdę to wiem! – Jej oczy rozbłysły, kiedy wkładała w te słowa całe swoje serce i młodzieńczy entuzjazm. – Zdaję sobie sprawę, że w tej branży jest duża konkurencja, ale jeśli mi pan zaufa, to solennie przyrzekam, że nie zawiodę pana. Będę projektować najszykowniejsze ubiory najniższym możliwym kosztem. Będę pracować w weekendy i święta. Będę cały mój czas poświę…
– Miesiąc – oświadczył, przerywając jej w pół słowa, po czym pochylił się do przodu i przyszpilił ją wzrokiem. – Tyle czasu ci daję, żebyś udowodniła, że naprawdę coś umiesz i potrafisz dotrzymać tempa. – Wymienił proponowane wynagrodzenie, które wprawiło ją w osłupienie, po czym odprawił ją krótkim ruchem ręki i znów zagłębił się w papierach.
Był wtedy od dziesięciu lat żonaty, ale wkrótce potem jego żona zmarła na rozległy zawał. W firmie rozeszły się plotki na ten temat, ale Keena uważała je za kłamliwe i odrzucała ze wstrętem. Nie wierzyła, żeby małżeńska kłótnia doprowadziła do zawału. Jego przyczyną musiała być poważna wada serca, a pan Coleman z pewnością nie dręczył psychicznie swej żony, tylko wręcz przeciwnie. Ma w sobie mnóstwo empatii, no i dlaczego miałby trzymać na biurku zdjęcie zmarłej małżonki, gdyby jej nie kochał?
To wszystko Keena wygarnęła jednej ze swoich koleżanek w pracy.
Jakimś sposobem Nicholas Coleman dowiedział się o tej naiwnej obronie i w następnym tygodniu odszukał Keenę w stołówce pod pretekstem, że chce się dowiedzieć, jak się czuje w nowym zespole.
– Coraz szybciej i skuteczniej zbliżam się do celu, którym jest uczynienie pana bajecznie bogatym – odparła z szelmowskim uśmiechem, trzymając w rękach plastikowy kubek z kawą.
– Już jestem bajecznie bogaty – skwitował.
– W takim razie musi pan mieć dużo kłopotów – spuentowała z dramatycznym westchnieniem.
Uśmiechnął się na te słowa – po raz pierwszy od śmierci żony. Pani Coleman była skończoną pięknością. Pogodna, urocza i delikatna, stanowiła idealny kontrast dla potężnej postury męża i jego mrocznego wejrzenia. Od czasu jej śmierci był dziwnie zagubiony, a jego trudny charakter obrósł legendą.
Spędzał więcej czasu w zakładach produkcyjnych niż w gabinecie, rozbudowując holding i pomnażając majątek, ale stres z tym związany odbijał się na jego wyglądzie. Posiwiał na skroniach, a pod oczami utworzyły się głębokie cienie. Jego obsesyjna aktywność biznesowa stała się w firmie tematem wielu rozmów i domysłów.
Jedni mówili, że chce zostać miliarderem. Inni, że zamierza prześcignąć swego rywala w interesach, a jeszcze inni, że pragnie uczynić swoje imperium tekstylne największym w Ameryce. I chyba tylko Keena pod powierzchnią bezwzględnego i niestrudzonego biznesmena dostrzegała samotnego, pogrążonego w żalu człowieka.
Inni pracownicy mogli myśleć, że pan Coleman jest niezniszczalny, ale ona była pewna, że to nieprawda. Czasem wpadała na niego przypadkowo w windzie lub w bufecie. Szczególnie mocno zapamiętała pewne zdarzenie, kiedy Nicholas Coleman zdawał się szukać jej wzrokiem.
Z kubkiem kawy w ręku podszedł do stolika, przy którym siedziała ze swoją przyjaciółką Margaret, i dołączył się do nich w sposób tak naturalny, jakby każdego dnia spotykali się we trójkę na przerwie.
– Jak tam idzie, panno Przyszła Słynna Projektantko? – zagadnął z lekkim rozbawieniem.
Keena roześmiała się i dała mu nonszalancką odpowiedź, mówiąc coś o wywiadzie w Women’s Wear Daily. Nie widział go?
Margaret dokończyła kawę i pospiesznie się oddaliła.
– Powiedziałem coś, czego nie powinienem? – spytał Nicholas, odprowadzając ją wzrokiem.
– Obecność szefa wypłasza większość pracowników – dobitnie wyjaśniła Keena.
– Ty nie uciekłaś – zauważył.
– No tak, ale akurat ja nigdy nie miałam za dużo rozsądku.
Nicholas zaśmiał się i pociągnął długi łyk kawy.
– A tak przy okazji, krojczynie nie mogą się ciebie nachwalić. Mówiły, że po raz pierwszy od pięciu lat mają specyfikację w języku angielskim, a nie w jakiejś łamanej chińszczyźnie.
– To rzeczywiście zaszczytna pochwała i mam nadzieję, że dostanę dziesięć tysięcy dolarów podwyżki rocznie, żeby mnie zmotywować do utrzymania ich w dobrym nastroju. To jak, mogę zmodyfikować listę zakupów? – Popatrzyła na niego z szerokim uśmiechem.
– Zuchwała jesteś, co? – Nicholas zmrużył oczy.
– To moja specjalność – odparła wesoło, bynajmniej niezbita z tropu.
– Niepoprawna. – Coleman pokręcił głową.
Spojrzała na niego – takiego oficjalnego i posępnego w szarym garniturze z kamizelką, która napinała się na jego szerokiej klatce piersiowej – i natychmiast spuściła wzrok.
Od tego dnia często towarzyszył jej przy kawie, czasami też zapraszał na lunch, i wtedy dużo rozmawiali. Zapytała go, czy ma rodzinę, a on odparł oschle, że ta, która mu została, raczej mu nie odpowiada.
– Wciąż czuje pan ból, prawda? – powiedziała spokojnie.
– Nie rozumiem. – Coleman zmienił się na twarzy.
– Tęskni pan za nią. – Spojrzała mu w oczy ze współczuciem bez najmniejszego skrępowania.
Przez długą minutę, która nastąpiła po jej słowach, zdawał się czytać jej myśli i stopniowo uszła z niego cała pozorna wyniosłość.
– Niesamowicie za nią tęsknię – przyznał w końcu z delikatnym, smutnym uśmiechem. – Była najbardziej czarującą osobą, jaką kiedykolwiek znałem, z zewnątrz i wewnątrz. Wspaniałomyślna aż do bólu, słodko nieśmiała. – Westchnął ciężko. – Są kobiety, które potrafią zmiażdżyć mężczyznę każdym swoim słowem, ale wystarczyło, że Misty na mnie spojrzała, a czułem się mężczyzną w każdym calu. Pobraliśmy się, żeby interes pozostał w rodzinie, ale z czasem szaleńczo się pokochaliśmy. – Spojrzał na Keenę. – Tak, tęsknię za nią.
– Miał pan szczęście – powiedziała cicho, w zadumie.
– Szczęście? – powtórzył ze zdziwieniem.
– Są ludzie, którzy krocząc przez życie, nigdy nie zaznają prawdziwej więzi z drugim człowiekiem. Jakie to musi być cudowne, kochać i być kochanym, a pan miał aż dziesięć takich przepięknych lat.
Nicholas poszukał wzrokiem jej oczu i odparł po prostu:
– Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem.
– A może powinien pan? – spytała ciepło, łagodnie.
Gdy on wciąż rozpamiętywał jej słowa, Keena zmieniła temat i opowiedziała o zabawnym zdarzeniu, które zaszło tego popołudnia w szwalni.
Jakie to smutne, pomyślała, że Nicholas i Misty nie mieli dzieci. Po jej śmierci nie byłby taki samotny. Ale przekonała się, że przebywanie w jej towarzystwie przynosi mu pociechę. Wiele ich łączyło, poczynając od miłości do baletu i teatru po muzykę klasyczną i sztukę. Miała w nim mentora i przyjaciela, mistrza i protektora.
Nicholas nie próbował jej uwodzić, za to był wobec niej niezwykle opiekuńczy. Przyglądał się uważnie jej konkurentom, których nie brakowało w ciągu tych wszystkich lat, i dawał jej chciane czy niechciane rady dotyczące mężczyzn, z którymi się umawiała. Tak bardzo o nią dbał, że kiedy musiała pracować do późna, to zawsze odprowadzał ją do domu.
A kiedy uznał, że umie już wystarczająco dużo, załatwił jej praktykę w jednym z największych nowojorskich domów mody. Zachęcał ją, dodawał otuchy, tyranizował i łajał, aż wspięła się na szczyt, który był prawdziwym Everestem dla jedynego dziecka ubogiego wdowca, robotnika z przędzalni w małym mieście Ashton w Georgii.
Nie lubiła wspominać swego dzieciństwa. Tak naprawdę opowiedziała o nim tylko Nicholasowi. Ale jemu nikt nie dorównywał. Mówiąc wprost, był jedynym przyjacielem, jakiego miała od czasu wyjazdu z Ashton. A wkrótce po przybyciu do Nowego Jorku z ulgą się dowiedziała, że Nicholas ma w centrum tego miasta apartament.
Była tak pogrążona we wspomnieniach, że kiedy nagle zadzwonił telefon, usłyszała dopiero piąty sygnał. Przyzwyczaiła się, że to Mandy odbiera telefony, parzy kawę i podaje posiłki, ale gosposia miała wolny dzień, więc Keena zwlokła się z łóżka i sięgnęła po słuchawkę.
– Halo? – mruknęła, ziewając.
Ale zanim skończyła ziewać, ze słuchawki dobiegły ją wypowiedziane głębokim i radosnym głosem słowa:
– Co za piękny dzień, prawda? Włóż coś ładnego, bo zapraszam cię na obiad do The Palace.
Keena od razu odzyskała wigor.
– Och, Nicholasie, naprawdę mamy piękny dzień! Nie byliśmy tam od miesięcy, a oni robią najcudowniejszy pod słońcem mus czekoladowy.
– Wystarczy ci pół godziny? – spytał niecierpliwie. – O jedenastej wieczorem lecę do Paryża, więc za dużo czasu nie mamy.
– Nigdy nie słyszałeś, że ludzie, którzy nie zwalniają tempa, dostają wrzodów żołądka? – skwitowała zrzędliwie.
– Najpierw by musiały mnie dogonić. – Zachichotał. – Pół godziny.
Usłyszała trzask odkładanej słuchawki.
– Nicholas to rozpędzony fantom, ale i tak wrzody go dopadną – mruknęła, wyciągając z szafy długą i rozciętą z boku suknię z zielonego aksamitu z głębokim dekoltem w kształcie V.
Szykując się do wyjścia, zadumała się o Nicholasie Colemanie. Jest dynamicznym szefem i posiada miliony, ale z nikim nie dzieli się odpowiedzialnością. Jeśli jakaś sprawa ma być sfinalizowana, sfinalizuje ją. Jeśli pojawiają się jakieś problemy wśród pracowników, rozwiąże je. Jeśli ma zostać zaprezentowany jakiś program innowacyjny, musi się z nim zapoznać osobiście.
Pracuje ponad siły po kilkanaście godzin na dobę, co weszło mu w nawyk podczas pierwszych straszliwych tygodni po śmierci Misty i od tamtej pory nic się nie zmieniło. Nie zwolni, nie zrobi sobie przerwy na odpoczynek. Sprawia wrażenie, jakby się bał zadumy nad sobą i swoim życiem, dlatego jak szalony pędzi do przodu, by na tę zadumę nie mieć czasu. I zgubić bolesne wspomnienia.
Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, Keena już czekała gotowa do wyjścia. Otworzyła drzwi i jak zwykle na widok Nicholasa w wieczorowym ubraniu zabrakło jej tchu. Z ciemnymi włosami i oczami, ogorzałą i wyrazistą twarzą, wysoką posturą atlety, mógł być uosobieniem marzeń każdej kobiety.
I może gdyby nie była tak ostrożna w stosunku do mężczyzn, gdyby wciąż nie miała w pamięci upokarzającego romansu w czasach, gdy była nastolatką, i poniżającego incydentu, który po nim nastąpił, zapewne straciłaby dla niego głowę.
Ale na tyle często widziała Nicholasa w akcji, by poznać porażającą moc jego zwodniczego uroku. Zbyt wiele razy była świadkiem, jak bez żadnych sentymentów porzucał kobiety po krótkim romansie, by godzić się na to, że zasili ten smętny korowód.
Mówiąc wprost, po śmierci Misty Nicholas zmieniał partnerki jak rękawiczki, wykluczał bowiem wszelkie zaangażowanie emocjonalnie i stworzenie prawdziwego związku. Zrozumiałe więc, że Keenie zdecydowanie bardziej odpowiadała bezpieczna rola przyjaciółki i powiernicy, niż powiększenie tabunu byłych kochanek, które warte są tylko tego, by je upamiętnić kolejnym nacięciem na ramie łóżka. Choć ostatni związek Nicholasa trwał już podejrzanie długo…
Przesunął po niej wzrokiem z nonszalanckim uznaniem i stwierdził z uśmieszkiem:
– Zachwycająca. Możemy iść?
– Umieram z głodu – powiedziała, kiedy wsiedli do windy. – Czuję się, jakbym nie jadła od tygodni.
– Tak też wyglądasz – mruknął, zerkając na nią krytycznie. – Do diabła, dlaczego nie rzucisz tej diety i nie dorzucisz trochę mięska z tłuszczykiem na te swoje wystające kości?
– I kto to mówi! – wykrzyknęła. – Trzeba by mieć podnośnik, żeby takiego spasłego słonia wciągnąć choćby na pagórek!
Nicholas postąpił ku niej krok z ponurym błyskiem w ciemnych oczach.
– Spasiony, tak? – Chwycił jej ręce i przyciskając do swoich ramion. – No już, znajdź tu choć odrobinę tłuszczu.
To było jak posmakowanie dobrego wina, gdy człowiek spodziewa się wody. Owszem, Keena wiedziała, że Nicholas jest postawnym facetem, ale jakoś nie dotarło do niej, jak szeroka jest jego klatka piersiowa i jak potężne ma barki. Dotąd nie zastanawiała się też, jak kształtne ma usta i jak podniecające jest spojrzenie jego ciemnych oczu z tak bliskiej odległości.
Nie, nieprawda. Wszystko to od dawna doskonale wiedziała, ale – nieważne, jak pokrętnie to zabrzmi – bezpieczniej było tego nie zauważać.
Lecz teraz nie mogła już sobie wmawiać, że czegoś nie dostrzega, bo jej dłonie dotknęły Nicholasa przez gładką tkaninę marynarki i znieruchomiały, gdy poczuła jego twarde muskuły.
– No i? – zapytał dziwnie schrypniętym głosem, patrząc na jej twarz.
– Ty… nie miałam pojęcia, że jesteś taki silny – wyjąkała, zerkając mu oczy.
Wydawało się, że czas zatrzymał się na parę sekund, kiedy w spokojnym zaciszu windy wpatrywali się w siebie, odkrywając rysy twarzy, fakturę skóry, mimikę w tej nieznanej im dotąd intymności.
Dopiero po chwili uprzytomnili sobie, że winda się zatrzymała i drzwi się otworzyły. Niepewnie i trochę niezręcznie wyszła pierwsza na korytarz, po czym dotarła przed budynek, gdzie czekał biały rolls-royce Nicholasa. Za kierownicą jak zawsze siedział Jimson i patrzył przed siebie ze stoickim spokojem.
– Czy Jimson nigdy nie ma wolnego dnia? – spytała, kiedy znaleźli się w samochodzie oddzieleni od kierowcy szklaną szybą.
– Ostatnio nie – odparł Nicholas. – Pracuję w dzień i w nocy, więc musi być stale do mojej dyspozycji.
– Nigdy się nie przyzwyczaję do tego samochodu. – Z westchnieniem oparła głowę o skórzany zagłówek fotela.
– A co w nim jest nie tak? – spytał.
– Nic! Tyle że mało kto jeździ rollsem, zresztą tylko biali. – Roześmiała się.
Nicholas obrócił się na siedzeniu, kładąc rękę na oparciu, oczy mu błyszczały, ale uśmiech nie zniknął zupełnie z jego twarzy.
– I co w tym złego? – spytał, powoli wypowiadając każde słowo.
Keena spojrzała mu w oczy. Dlaczego nagle wygląda tak władczo? Dlaczego stał się taki posępny i groźny?
– Nic, tylko że ilekroć nim jadę, mam wrażenie, jakbym była wystawiona na pokaz. To wszystko.
– Powinnaś być wystawiona na pokaz, Keeno.
Sposób, w jaki wypowiedział jej imię, wywołał w niej dreszcz.
– Bo obecnie jestem bogata i znana w świecie mody, więc każdy mieszkaniec Ashton z trudem rozpoznałby we mnie TAMTĄ Keenę Whitman? – Zaśmiała się gorzko.
Jej słowa bardzo się Nicholasowi nie podobały, co zdradził wyraz jego twarzy i błysk w oczach.
– Nie, wcale nie. I proszę cię, nie rozmawiaj ze mną tonem małej Panny Nikt z Ashton. Wiesz dobrze, kim jesteś i co osiągnęłaś. I że jesteś piękną kobietą – dodał rzeczowym tonem.
Gdyby na nią popatrzył, zobaczyłby, jak bardzo ją zszokował. Dziękowała Bogu, że jest ciemno i że gwałtowny odgłos klaksonu odwrócił od niej uwagę Nicholasa.
– Cholerny ruch – mruknął jakby do siebie, po czym trochę zdziwiony znów spojrzał na Keenę – Chyba mężczyźni nieraz ci już mówili, że jesteś piękna? I na pewno było ich wielu. – Obrzucił pełnym uznania spojrzeniem ją całą.
– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – spytała szeptem.
– Naprawdę nie wiesz? Zastanawiam się, jak by to było kochać się z tobą.