Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Za każdą burzą wychodzi slońce - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 grudnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Za każdą burzą wychodzi slońce - ebook

Czasem żeby coś osiągnąć trzeba coś stracić. Zycie jest bardzo nieprzewidywalnie, nigdy nie wiemy, co wydarzy się jutro. Jedynie co nam pozostaje, to iść do przodu i walczyć o samych siebie, bo nikt za nas tego nie zrobi lepiej. Wiara w siebie oraz w to, że możemy dużo więcej, niż się wydaje, jest bardzo silna. Uwierz w siebie, ja uwierzyłam, i wiem, że warto.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 23 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Za każdą burzą wychodzi słońce

20.05.

Cieszę się że pojedziemy nareszcie na tę wakacje. Dużo się działo w ciągu ostatniego roku. Mam nadzieje że będzie fajnie, może jeszcze jednak ta się uratować to małżeństwo Już sama nie wiem , co ja mam robić. Niby wiem że wszyscy się czasami kłócą , ale od stycznia..zawsze coś nie tak.

25.05.

Początek nawet fajnie spędziliśmy. Tak jak kiedyś, za dobrych czasów, na początku. Jak ja bym czasem chciałabym wrócić w ten czas. Owszem pieniądze nie dają szczęścia, ale nie raz mówiłam mężowi, że byłam bardziej szczęśliwa w kawalerce w Otwocku, niż we własnym mieszkaniu teraz. Ale skoro sama tak chciałam, jak on zawsze powtarzam, to mamy to co mamy.

Plaża, słońce, 3 dni minęły w przyjemnej atmosferze. Było dobre jedzenie, taki przyjemny odpoczynek. Nic nie robienie czasami też jest dobre. Szczególnie jak się dużo pracuje. w ciągu roku i ja i mąż dużo pracowaliśmy, i ten odpoczynek był jak łyk świeżego powietrza. Jak dużo rzeczy nie dostrzegamy w natłoku pracy, tylko dużo później, czasami zbyt późno.

Było dużo rozmów , ale nie na temat kredytu. Umówiliśmy się , że wrócimy do tej rozmowy po powrocie. NIe chciałam znowu kłótni, są wakacje, trzeba się cieszyć. Wiedziałam, że za tydzień wraca szara rzeczywistość. Ale nauczyłam się cieszyć chwilą, lepiej się żyje, uwierzcie mi.

28.05.

Ostatni dzień, spędzony razem. Nic nie zapowiadało nic złego. Zjedliśmy śniadanko, poszliśmy plażę, potem był obiad, po obiedzie spacer po wyspie, fajnie tak. milo to wspominam. Tylko tyle i aż tyle. Wiem że czasu nie cofniesz. Najwidoczniej tak miało być, innego wytłumaczenia nie umiem lub nie chcę znaleźć. Po kolacji jeszcze poszliśmy na zakupy do marketu, chciał kupić pamiątki. jeszcze mamy tydzień pobytu, ale dobra, co to za różnica ,zresztą.

29.05

Mąż obudził się wcześnie, niż zwykle, miał biegunkę i wymiotował.. Myślałam, że po alkoholu czy po jedzeniu. Uparty jak zawsze, czekał,aż samo przejdzie, ale nie przeszło. Poszłam szukać apteki, ale w niedzielę wszystko było zamknięte. Wróciłam do hotelu. Namówiłam go żeby zadzwonił do ubezpieczyciela do Polski, na szczęście posłuchał. Dobrze że wykupiliśmy to ubezpieczenie, bo to różnie bywa. Miła Pani Doktor powiedziała że to może być zatrucie pokarmowe, leki przywiezione z Polski nie pomogły. Mieliśmy dwa wyjścia , albo czekać aż samo przejdzie, w co wątpiłam z kazda chwila lub iść na pogotowie na miejscu. Mąż poszedł ze mną na obiad, coś tam nawet zjadł. myślałam, że już lepiej. Ale po powrocie do pokoju hotelowego znowu zwymiotował. Wiedzialam ze sie zle czuje, nie wiedziałam, jak mam mu pomóc. jak mi powiedział ‘’ zabij mnie,bo nie chce zyc’’..to nie wiedziałam, co mam myslec, ale czulam, jest bardzo źle.

Nie było innego wyjścia, więc zadzwoniliśmy do lekarza. Przyjechał po około 20 minutach. Lekarz stwierdził że mąż musi pilnie jechać do szpitala, bo jest bardzo odwodniony i słaby, podobno jakieś zatrucie. Kolejne 20 min czekania na karetkę. Nerwowo zbierałam co mam ze sobą wziąć bo nie wiedziałam co mnie tam czeka i jak długo tam będziemy. Jakoś mam złe skojarzenia z karetka, pewnie jak każdy. a w tym wypadku szczególnie, zupelnie obcy kraj, obcy język, a mój poziom angielskiego nie był zbyt idealny.

Przyjechało pogotowie, szybkie badanie, zapakowali go do wózka i poszliśmy do karetki. Jak zapytalam za ile będziemy w szpitalu, to pan z karetki odpowiedział że za około 40 minut, bo tam jest lepszy szpital. Maz coraz gorzej sie czul, jeszcze rozmawila ze mna, ale coraz mniej. Potem już tylko odpowiadał na pytanie. To były ostatnie minuty, kiedy z nim rozmawiałam. Nigdy tego nie zapomnę, ten dzień…chyba najdłuższy..i najgorszy w moim życiu. To miały być wspaniałe wakacje, po ciężkim roku, po tym wszystkim, co przeżyliśmy razem. A fakt, że dużo przeżyliśmy. Najpierw śmierć jego mamy, wiem że było to ciężkie przeżycie, chociaż nigdy sam tego nie opowiedział. Kiepsko jest stracić rodziców w tak młodym wieku. Mąż często mówił że jego jedyna rodzina to ja i szczurnik. Tak mówił na kicie naszą. Ale daliśmy radę, razem. Zawsze jest lepiej razem, niż samemu. A potem..no właśnie, potem przeprowadzka do Warszawy, pandemia, kredyt, kolejna przeprowadzka, tym razem w swoje wymarzone mieszkanie. Kocham to miejsce, ten Wawer. Nie wiem czemu. Pewnie dla tego, że dobrze się czuje tutaj, jak w domu. Bo mój dom..jest tutaj.

A więc ogień , wodę, kredyt i inne przyjemności lub nie do końca przyjemności mieliśmy za sobą. A los chciał nas rozdzielić, a tak się stało.

Wróćmy do słonecznej Majorki, chociaż dla mnie to teraz bardzie czarny punkt na mapie świata, niż miłe wspomnienie. W drodze do szpitala jego stan pogorszył się. Tętno spadało, zapadła decyzja że jedziemy do najbliższego szpitala, wiec po 15 minutach dotarliśmy. Mąż jeszcze kontaktował, ale mało. Lekarze kazali mi czekać w poczekalni, dostałam numerek miałam czekać na wezwanie w dużym pokoju. No to czekam. Po kolejnych 10 minutach pielęgniarka przyszła po mnie, musiałam wrócić, porozmawiać z lekarzem , bo mąż już był nieprzytomny, byłam przerażona i wystraszona. Wiedziałam go, przez drzwi do sali, cały w kabelkach, oddali mi obrączkę, co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło, ale powiedziano mi, że przeszkadza. Sama w obcym kraju. Na szczęście jeden lekarz mówił po angielsku, więc jakoś się dogadaliśmy. Poszłam na rejestrację załatwić formalności i znowu odprowadzili mnie tymi dlługimi korytażami na poczekalnie. Długo tam siedziałam i czekałam, nie miałam żadnych informacji. po godzinie lub dwóch poszłam sama szukać tej sali i pytać co się dzieje. Zbliżała się 22, a byliśmy w szpitalu jakoś po 19 chyba. Jakimś cudem znalazłam to miejsce, gdzie go przyjęli, ale już go nie było tam. Zaczęłam pytać u pielęgniarek co się stało z moim mężem i gdzie on jest. Czy pytać, czy krzyczeć..nie wiem. Przerażenie i strach było chyba widać. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka tego feralnego dnia. Pani Doktor zaprosiła mnie do gabinetu i zaczęła tłumaczyć co się stało, za wiele nie zrozumiałam, medycznych terminów akurat zbyt dobrze nie znam, tak ogólnie. Ale frazy ‘’on może umrzeć’’ nie zapomnę. Zaczelam plakac. Miła Pani Doktor kazała mi iść do domu, i przyjść jutro. Chciałam go zobaczyć. Poszła ze mna, tam był już inny lekarz. Powiedział mi to samo jeszcze raz, że robią co mogą, a że jest młody, to może wyjdzie z tego. Nie mogłam tam zostać, więc musiałam wziąć taksówkę i wracać do hotelu. Pani z rejestracji zamówila mi taksówke, wiec wróciłam dość szybko. Długo nie mogłam usnąć, miałam przed oczami ostatni lata mojego życia, i wtedy jeszcze nie myślałam, że wszystko posypie się, w jednym momencie. Nawet modliłam, jak umiałam, bo nie wiedziałam, co mam robić , żeby było wszystko dobrze. Modliłam się ..płakałam, i w końcu usnęłam..sama.. w obcym kraju. w hotelu, z cala glowa zajęta myślami..co bedzie jutro.

30.05

Następnego dnia rano po śniadaniu pojechałam do szpitala. Puścili mnie do niego, widok przerażający, wszędzie kable. Trzymałam go za rękę, rozmawiałam z nim, chociaz nie wiem czy słyszał, co mówiłam. Jego stan ani się polepszył, ani się pogorszył. Nastepna doba miala byc decydujaca, czy zwalczy choroby czy nie. Maz nigdy nie chodził po szpitalach, wiec nie mogl wiedziec, co jest nie tak A trzustka ma to do siebie, że niby jest dobrze, a potem juz moze byc za pozno. I w tym wypadku wlasnie tak bylo. W szpitalu poznałam dwie polki, pomagali mi pomagać komunikować się z lekarzami, więc było już lepiej. Już nie czułam się taka samotna.

Cały dzień spędziłam w Manakorze. Mogłam go odwiedzić w określonych godzinach, więc trochę tam miałam czas pospacerować , bo wracać do hotelu było zbyt daleko. . Musiałam zadzwonić do znajomych , rodziny. Ciężko było to mówić wszystkim w kółko to samo. Każdy wierzył, że to minie, ja też chciałam w io wierzyć. Nic nie mogłam zrobić. Być obok, tylko tyle i aż tyle. Chiałam, że be bylo tak jak kiedyś, chciałam z nim porozmawiać. jeszcze jaki czas temu jak się z nim kłóciłam, chciałam się rozwieść, momentami było kiepsko, ale …w momencie jak trafił do szpitala..wszystkie te piękne chwile, przypomniało mi, że chcę, żeby było dobrze, tak jak kiedyś.Ale jeszcze nie mogłam wiedzieć, co mnie czekało następnego dnia. Los czasami bywa okrutny. W Koszmarach mi się nie śniło, ja się czułam jak w filmie, chciałam się obudzić.. ze słowami - dobrze że to tylko sen. Ale, to była kiepska rzeczywistość.

Po południu znowu poszłam do szpitala, nic się nie zmieniło. Mogłam sobie pogadać, szkoda że to nic nie zmienilo, Rzadko mnie słuchał, więc tam mogłam sobie wygadać się, i przy okazji spotkać się z dziwnym wzrokiem personelu, ale wtedy miałam to gdzieś.

31.05

Dzień, który został w moim życiu na zawsze. Wstałam rano,zaczęłam szykować się do szpitala. Nagle dostałam telefon ze szpitala. W nocy mąż miał kryzys, stan stabilizowany, mam przyjechac jak tylko będę mogła. Pojechałam od razu do szpitala. Na miejscu dowiedziałam się najbardziej strasznych rzeczy, jakich mogłam się spodziewać. mąż jest w bardzo złym stanie, nie oddycha samodzielnie, organy wewnętrzne,nie są w stanie pracować samodzielnie. W takim stanie przeżyje..albo kilka godzin, albo kilka dni, ale przygotować się na najgorsze. Nie widziałam, co może być gorsze od tych słów. Patrzeć jak umiera bliska ci osoba jest koszmarem. Mogłam przychodzić do niego nawet co godzine, bo personel pewnie juz wtedy wiedzialem, ze rozwiazanie juz blisko. Tylko ja żyłam nadzieją, że stanie się cud, i on obudzi się Siedziałam tam, trzymałam go za rękę, miała zimne ręce, ale przecież jeszcze żył, sama wiedziałam, że parametry spadają, nie mogłam w to uwierzyć. , Cholera..czemu, za co..jak. Nie, to nie to był niekończący sen, ja chcę, żebyś obudził się. Wróć! Masz jeszcze tyle życia przed sobą. Nie wrócił, nie odezwał się,już nigdy.

Cud się nie wydarzył…niestety.

Natomiast wydarzyło się coś gorszego.

ok 16. Tak, doskonale pamiętam godzinę, przyszłam po raz kolejny. Miał zimne ręce, bardzo, i takie..już nie naturalnie zimne. Jak wychodziłam z pokoju zatrzymala mnie pielegniarka, że mam iśc do lekarza. Nogi miałam jak z waty. Powiedziała mi, że patrząc na parametry, zostało mu dosłownie godziny..minuty życia, i jak chce, to mogę zostać do końca. Zostałam, wiedziałam już , że to koniec, zdawałam sobie sprawę. Nigdy nie przypuszczałam, że to się stanie w takich okolicznościach. I że w takim wieku. Łzy same leciały, gadałam..ale już mnie nie słyszał. Piszczenie mnie uświadomiło..że to już koniec. Kiepski film właśnie skończył. Nieeeee.

Chciałam krzyczeć na cały szpital,ale nie zrobiłam tego, świadomość że to nic nie zmieni mi nie pozwoliła

Nie wiem, czy męczył się, 2 dni spędził w szpitalu, myślę że miał dobrą opiekę, ale zbyt pozno bylo, zeby cokolwiek zrobic.

Potem miałam masę formalności, jak to jest w takich sytuacjach, Dlugo to trwalo. Czekając na taksówkę, zadzwoniłam do znajomych, rodziny, wiedziałam, że i tak muszę powiedzieć, czy dziś czy jutro. W hotelu zadzwoniłam do mamy, siostry. Rozmawiałam, do północy pewnie. Na drugi dzien mialam urodziny, jeszcze mi siostra życzenia złożyła, ale nie chciałam tego nawet słuchać,, miałam co innego w głowie. Polozylam sie do lozka. myśli,,myśli, jak ja sobie z tym wszystkim poradzę, jak ja to mam ogarnąć. Byłam bliska załamania, jedyny moment w życie, kiedy nie chcialo mi sie żyć, chcialam umrzec razem z nim, chcialam zeby zabral mnie do siebie. niech się wali niech się pali, ale beze mnie. Ale najwidoczniej pan bóg ma inne plany wobec mnie.

1.06

Obudziłam się rano,jednak…obudziłam się, z myślą, że dam radę, jeszcze nie wiedziałam jak, ale to zrobię, będzie dobrze..kiedyś.

Mam dzisiaj 28 łat. I zamiast życzeń urodzinowych, to dzisiaj słuchałam wyrazy współczucia. Takie kiepskie dość te urodziny. Zadzwoniłam do pracy, z informacją, że szybko do pracy nie wrócę. Szok ze stresem, ale na takie wieści nikt nigdy nie jest przygotowany. Miałam masę formalności przed sobą.

Żeby ściągnąć ciało męża z Hiszpanii do Polski potrzeba było czasu , dużej liczby telefonów, maili i rozmów. Nie było to takie łatwe. Że ty sobie mężu wybrałeś miejsce. Gdyby to była kontynentalna Hiszpania, a nie wyspa, słoneczna Majorka, to mogłam go i tutaj pochować. Jak mąż chciał tych wakacji, nie mógł się doczekać. No i się doczekał. Zawsze lubił wszystko na wyższym poziomie, że aż na takim , to się nie spodziewałam.

Z hiszpanami o dziwo jakoś dogadałam się, w szpitalu poznana kolezanka z polski, później jedynie wujek google. no ale co, trzeba sobie radzić. I poradziłam sobie oczywiscie, ale ile jeszcze tej papierologii będzie to wtedy nie wiedziałam. To była tylko część, bardzo mała część.

Miałam jeszcze trzy dni pobytu w hotelu. Nie było sensu wracać wcześniej, bo i tak do poniedziałku nic do Warszawy jeszcze nie będzie dostarczone. Przynajmniej tak mi powiedziano, że to wszystko idzie przez Barcelonę, dość skomplikowanie, wiem. No ale co kraj, to obyczaj.

Miałam parę dni dla siebie. Pogoda była fajna, słonecznie, przecież wakacje. Chociaż nie tak sobie wyobrażałam wakacje.

Wykorzystałam ten czas na załatwienie kilku rzeczy, co się dało załatwić nie będąc w Polsce. Miałam dużo dobrych ludzi, którzy mi pomogli,to fakt. Może i byłam na tej pieprzonej Majorce sama, ale mogłam porozmawiać przez telefon. Pomoglo mi to.

Pojechałam na wycieczkę trochę, skoro już tam byłam, to chciałam zobaczyć to, co mieliśmy w planach, co prawda, już solo .

Powrót do Polski zbliżał się. Tutaj też nie mogło być spokojnie. Nie przyjechał autobus, więc musieliśmy brać taksówkę, po 3-4 osoby, do jednej. Jeszcze pośmialiśmy się, bo miałam bardzo dużą walizkę. Taksówkarz sie pyta co tam mam, a ktoś z tych osób , z którym jechałam zazartowal ”mężą”. Usmiechnelam sie, juz nie chciałam nikomu nic tłumaczyć. Co się działo gdzieś tam w środku, to wiedziałam tylko ja, ale po co komu to. Nie wiem kto i co wiedział w hotelu, najwidoczniej nie wszyscy wiedzieli co się działo w ostatnich dniach w hotelu, może i dobrze.

Pogrzeb

Nie było tak szybko i łatwo, nawet w swoim, no dobrze, prawie w swoim kraju, w którym przynajmniej potrafię posługiwać się językiem. Po trzech tygodniach udało się nareszcie załatwić wszystkie formalności i ściągnąć ciało męża z Hiszpanii do Polski. Na ostatnie pożegnanie pojechałam z kolegą męża, chociaż równie dobrze mogłam być tam sama, nie bałam się. Nie wiem kiedy zrobiłam się taka odważna, ale naprawdę, miałam tyle siły i wiary w siebie, ze juz bylo mi wszystko jedno. Widok był przerażający, był taki zimny, spuchnięty, pomyślałem sobie, nieźle przytył po wakacjach. Patrzyłam na niego, i wiedziałam, że to ostatni raz. Spotkamy sie kiedys, ale po drugiej stronie

Okropne uczucie. Trzeba żyć dalej, powtarzałam to sobie w myślach, jak mantrę, czy pomogło..raczej tak.

Po prostu wiedzialam, ze mam przeżyć ten czas, przeczekać, jak złą pogodę, i żyć dalej, i radzić sobie..sama.

Bardzo chciałam mieć ten dzień za sobą. W międzyczasie miałam jeszcze dużo innej papierologii do zmiany po śmierci męża, ale to juz jakos tam sprawnie poszło.

22.06

Ten dzień nastąpił. Przez ten cały okres nie potrzebowałam żadnych środków uspokajających, ale w dniu pogrzebu, stwierdziłam, że przyda się. Nie wiem ile czasu można uśmiechać w momencie kiedy serce zalewa się łzami, topi się, ale zdajesz sobie sprawę, że tak na dobrą sprawę, to tylko mala czesc bliskich ludzi jest w stanie zrozumieć ten ból, a pozostali, mają gdzieś, każdy ma swoje obowiązki, pracę, życie prywatne. Do zbyt wylewnych nigdy nie należałam, owszem, czasami ale zdecydowanie tylko z nielicznymi. Zawsze mówiłam, że o mnie całą prawdę, to wie tylko Pan Bóg na niebie. Czy to dobrze..dla mnie tak.

Nie chciałam sukienki na pogrzeb, więc założyłam czarny garnitur. Schudłam bardzo przez ostatni miesiąc, nawet mnie to nie dziwiło.

Przy kościeli wiedziałam duzo znajomych, kogoś z rodziny, moi znajomi, rodzina. Poromawiłam trochę, kogo nie wiedziałam przez ten czas.

W kościele siedział przy mnie siostrzeniec, jak dobrze że on tam był. Lepiej się czułam, jak był przy mnie, Na mszy płakałam, łzy same leciały, gdzie podział się czar środków uspokajających,,nie wiem. Jedynie jak patrzyłam na małego, to się trochę mogłam uspokoić.

Na cmentarzu zaczal padac deszcz, tak wszyscy placza zo tobą kochanie, jak widzisz.

A potem nadle wyszlo slonce, chociaz jescze uroczystość nie skończyła się, dziwnie to było.

Musiałam się z nim pożegnać , odpuścić, pochować, zostawić na cmentarzu. Świadomość, że już nigdy nie zobaczę,nie dotknę. Grób był zamknięty w trakcie pogrzebu. I tak doskonale wiedziałam, że tam jest.

Wysłuchałam tych wszystkich osób, każdy szczerze współczuł tej tragedii. To byl ciezki dzien. Wkoncu moglam pojechac do domu. Najchętniej schować się pod kołdrą i płakać, az zasne ze zmęczenia, jak bardzo mi ciebie brakuje,kochanie, nawet nie myslalam, ze bedzie az tak bolało. Czesc mojego serca zawsze bedzie z toba.

Ubrałam się w piękny uśmiech i pojechałam z rodziną zjeść obiad. Na żałobę przyjdzie czas, jak powiedział szef męża. Coś w tym było faktycznie prawda, co prawda nie od razu to zrozumiałam.

Pogrzeb miałam za sobą.

Czas wracać do pracy, ludzi, i żyć..samej. Sama nie byłam, miałam, znajomych rodzinę, a w domu przecież jeszcze dwóch kotów. Fajnie że je mam, nie czułam się taka samotna.

Mama

Nie tak dużo czasu minęło od śmierci taty, bo raptem pół roku, a tu znowu kolejna strata bliskiej osoby. Mama bardzo przeżyła śmierć mojego męża.Wiem, że go lubiła, przecież tyle razy była u nas, dogadywali się, a to nie zawsze się zdarza. Dla nie ta śmierć, to też był szok, jak dla wszystkich. Przyjechała do mnie jak tylko wróciłam do Polski. Mówiłam, że sobie poradzę, że mam dużo rzeczy do załatwienia, ale powiedziała, że przyjedzie, zebym nie byla sama, bo wie, jak to jest. Wiedziała oczywiście, po pogrzebie taty byłam kilka dni, potem pojechałam do pracy, siostry też. Mam nie była zbyt wylewna osoba, pewnie tą cechę charakteru mam po niej, ale uważam to za zaletę , a nie wadę. Mama byla chyba przez miesiąc u mnie. Duzo rozmawialismy przez ten czas. Nigdy się nie skarżyłam na męża, nikomu, no bo po co. Żaden związek nie jest idealny, mój też nie był. Ale niech pozostanie ta część mojego życia dla mnie. Być może gdyby wiedziała wszystko, to by miała nieco inne opinie, ale nie ma co gdybać, było minęło. Czasu nie cofniesz i nic nie zmienisz, więc żyjmy dzisiaj, a przeszłość trzeba zostawić za sobą. Chociaż i tak czasami myślami tam wracam, i niektóre chwile, nie da się wymazać, wyciąć z pamięci. To coś, co zostaje, nie tylko tę złe, dobre też, było ich zdecydowanie więcej.

Nie mogłam narzekać że jestem sama, bo nie byłam, przez jakiś czas. Ale.. ile razy ja mialam lzy w oczach, to wie tylko pan bóg. To było..takie nagle, jakaś piosenka, drobny szczegół, a szczególnie w Warszawie, gdzie bylo tyle wszystkiego, co mi przypomniało o nim. Był taki moment, że myślałem, a może wyprowadzic sie. Moze tak bedzie lepiej. Ale wiedzialam, ze od siebie nie ucieknę, więc trzeba sobie radzić. trzeba cieszyć życiem, co mi średnio wychodziło, ale czas mijał, zycie toczylo sie dalej.

Siostra

Fajnie mieć rodzeństwo, przekonujemy się w tym, za każdym razem, jak mamy problemy, to fakt. Chociaż, fajne chwile też warto celebrować wspólnie. Siostra przyjechała z synkiem jak byłam w Polsce. Było dużo szczerych rozmów. Chyba dawno nie rozmawialiśmy tak szczerze. Zawsze mnie rozumiała najlepiej. Nie potrzebowałam koleżanek, wystarczy mieć siostry. Kolezanki tez mam, ale no nie jest to samo zdecydowanie.

Jak mam pojechała do domu, to często do mnie dzwoniła, martwiła się, jak ja sobie poradze. Czasami wychodziliśmy na miasto, posiedzieć, pogadać. Któregoś razu nawet poszłam na dyskotekę. Nie byłam chyba od początku pandemii, a więc dawno.

zblizylysmy się do siebie jakoś bardziej.

Jakie to życie jest nieprzewidywalne. Pamiętam jak pogodziliśmy się po 3-letniej przerwie, nie minęło zbyt dużo czasu. Jest dużo pytań, na które nie znam odpowiedzi. Czemu żeby pogodzić się z nią, musiał umrzeć tata. Czemu żeby zbliżyć się do siebie,musiał umrzeć mój mąż.Może zabrzmi to dość brutalnie, ale średnio wierzę w zbieg okolicznośći.

Przyjeżdżałam do nich częściej, siostrzeniec się cieszył. Ja też lubiłam z nim spędzać czas. zawsze coś innego dla odmiany spędzania czasu.

Mialam tego czasu dużo, owszem pracowałem, miałem inne rzeczy do załatwienia. Jak wspominam ten czas, to wolałam mieć wszystko zaplanowane, żeby niemiec w ogóle wolnego czasu, zeby nie myslec o tym, że w domu nikt nie czeka, że nikt nie wróci o 18 do domu, i nie otwozry drwi.Na pocazktu jak bylam w domu popoludniu, to tak patrzyłam ze juz blisko 18..ale.po co patrze. przecież mąż nie przyjdzie z pracy, tak jak kiedyś o tej porze, to był odruch, przyzwyczajenie. Odzwyczailam sie powoli.

Nic się nie dzieje tu i teraz, tak po prostu, bez powodu do pewnych rzeczy musimy dojrzeć, żeby zrozumieć. To wszystko przychodzi z czasem ,lub wiekiem, Nie wiem, w każdym razie, uważam że we właściwym momencie naszego życia.

Druga siostra.

Co dwa, to nie jeden siostry też można mieć dwie. Od przybytku głowa nie boli. Przyjechała tylko na pogrzeb męża,bo nie mogla zostac dluzej, praca, rodzina, obowiązki. Siostra uświadomiła mi jedna rzecz, ktora mi bardzo pomogla. Nie jest to recepta dla każdego, ale w pewnym sensie to było dobre dla mnie. Siostra powiedzila mi, zebym sie modlila. Była bardzo wierząca i praktykująca, niż ja. Owszem po śmierci taty tez chodzilam częściej do cerkwi, niż przez ostatnie lata. Brakowało mi taty, też. Do tej pory mam jego zdjęcie na biurku.

Mój refluks też nie wziął się znikąd, tylko podobno na tle nerwowym, no nawet wiem z jakiego powodu.

Siostra dała mi ksiazke, wiec zaczelam sie modlic…codziennie, wierzylam, ze dzieki temu, moje zycie jakos sie ulozy, jakos sobie poradze.

Tutaj akurat mialam racje, bo moze nie dokonca wszystko skończyło się tak jak myślałam, ale radziłam sobie, spłacam kredyt. jakość.. zawsze mogloby byc lepiej. Dziękowałam za to,co mam, i uczyłam się cieszyć z drobiazgów.

Praca.

Wróciłam do pracy po prawie miesięcznym urlopie. Trochę za dużo tego odpoczynku, bo nie był odpoczynek marzenia. Fakt że wyspałam się, bo do tej pracy wstawiłam akurat bardzo wcześniej. Lubiłam tą pracę lubilam tych osób z którymi pracowałam, swoją kierowniczkę też.

Po powrocie do pracy nikt nie zadawał pytań, wiedzieli doskonale, co się wydarzyło w moim życiu. Więcej pracowałam, trzeba było jakoś ogarniać rachunki i inne koszty. Miałam w pracy koleżankę, która też została wdową, co prawda nie w tak młodym wieku, co ja. Ale jak miałam chęć, to się mogło wygadać.Nie było takiego dnia żebym nie wspomniała o mężu. Zawsze był obecny w moich myślach. Lubiłam jeździć autobusem, to był ten czas, rozmyślań, wspomnień. Nie raz mi się łezka zakręciła w oku, No ale co ja mogłam zrobić, każdy ma swój sposób na odreagowania/ Ja nie lubię się żalić, ale jakoś ten stres musi wyjść. W pracy byłam miła i uśmiechnięta, przynajmniej tak mi się wydaje, bo starałam się zawsze rozdzielać pracę od tego, co się dzieje u mnie w domu. A potem trzeba było to wszystko odpuścić, bo na pewne rzeczy nie miałam wpływu.

Czas miał, nie wiedziałam, co mnie czeka dalej, i jak sobie poradze.

Natomiast wiedziałam, że nadszedł czas zmienić pracę. Zmiany są ku lepszemu, dobra atmosfera to nie wszystko, z czegoś jeszcze trzeba żyć. Kto szuka, ten znajdzie, i udało się. Może nie tak od razu, bo miałam jedne pary rzeczy zaplanowanych. Tak, pomimo wszystkiego co się wydarzyło, planowałam wyjazdy. Człowiek planuje, pan bóg się śmieje. Nie wiem czy się śmiał, czy miał inne plany, niż ja.

Ja robiłam swoje, mam taki charakter i tyle. Kiedyś mąż mówił, że mam trudny charakter, i że nikt ze mna nie wytryma. No zobaczymy, czy się mylił.

Trochę smutno było odchodzić z pracy, bo się dogadywałam ze wszystkimi, natomiast zdawałam sprawy że nie wiadomo jak będzie w innej pracy, jedynie co mi zostało, to wierzyć, że dogadam się ze wszystkimi, bo raczej jestem komunikatywna

Przyszywana mama.

Często spotykamy ludzi i nie wiemy, jak długo zostaną w naszym życiu. Klozenka poznałam jak jeszcze pracowaliśmy w hotelu. To było już kilka lat temu. Mamy cały czas kontakt ze sobą. Mieszkała w Warszawie ze swoim mężem od jakiegoś czasu. Kiedyś spotykaliśmy się wszyscy razem, a teraz…już tylko we trójkę.

Jak miałam czas, to przyjeżdżałem do nich, czy po pracy, czy w weekend.Bardzo lubiłam z nią rozmawiać. o dość dużo, tak uważam.

Nie jeden wieczór spędziliśmy razem przy takich szczerych rozmowach. Dużo wiedziała o mnie, o tym, jak się czułam. Nie musiałam jej mówić, wiedziała, że brakuje mi mojego męża. Często go wspominałam.Nie da się nie wspominać, byliśmy razem ponad 6 lat, a to nie tak mało, jak się wydaje. Poznałam go jak miałam 21 lat, więc za dużo o związkach wtedy nie wiedziałam. Chciałam być szczęśliwa, jak każdy. Zakochałam się..tak po prostu. Chviałam z nim byc, chcialam zeby to on byl moja jedyna miłością do końca życia, chcialam zeby byl tym, z kim na dobre i na złe. Na tym złym sie skonczylo. Dobra, bądźmy dobrej myśli, nie ma tego złego co na dobre nie wyszło więc najwidoczniej taki mój los. Chcę wierzyć, że jeszcze spotka mnie dużo dobrego.

Koleżanka mi zawsze mówiła, że wszystko ma swój czas, owszem, wspomnienia zostaną, ale z tym trzeba żyć. Wiedziałam, że nastąpi taki moment, że będę chciała ułożyć sobie życie jeszcze raz, albo przynajmniej spróbować. Ale to nie był jeszcze ten moment.

Na tym etapie życia,wolałam chodzić do pracy, spotykać się ze znajomymi, j starać się mniej wracać do przeszłości. Nie gdybać, czemu tak się stało, bo nie mamy wpływu ta no, co było, ważne jest to, co jest przed nami.

Trzeba żyć od nowa,nie wracać myślami w przeszłość. ale nie da sie,probowalam. Z czasem się nauczyłam. Czego to się człowiek nie nauczy, jak musi.

Brat

No może taki nie do konca brat, kolega mężą, którego traktowałam barzdiej jak brata, niż kolege. Jak zostalam sama , czesto przychodzil ze swoją żona, znam ją bardzo dobrze. Dużo było takich wieczorów przy herbatce, czy nawet bez. Dużo rozmów, szczególnie na początku, przynajmniej chwila zapomnienia. Były momenty, że też wspominaliśmy, jak to było kiedyś, i jak już nie będzie. Jeździliśmy na cmentarz czasami, sama też jeździłem. Jak mialam ochote….czy często. Raz tygodnie na początku. Tam też mogłam wygadać się, i tak nie slyszal mnie, i nie odpowiadal, a mi ulzylo.

Koty

Zwierzęta czasami zachowują się dziwnie. Po moim powrocie z Majorki, coś się zmieniło w ich zachowaniu też. Młodsza kicia kiedyś spała z mężem, pierwsze dni jak kładłam się do łóżka, przychodziła do mnie, powąchała poduszkę, zrobiła takie “meow” i poszła sobie. Wiedziała, że kogoś nie ma, ale nie mogła mi tego powiedzieć. Rozumiała, pewnie tym swoim kocim mózgiem, że coś się zmieniło. Mówiłam jej, że Pan już nie wróci ale nie wiem czy to rozumiała. Maz bardzo rzadko nocował poza domem . Bardziej ja jeździłam, do mamy, do siostry. Czasami zostawałam na noc. Albo jak razem wyjeżdżaliśmy, to wtedy znajomi pilnowali kotów. Ale młoda zawsze po powrocie strzelała focha. Charakterek ma ..nie wiem po kim, ale domyślam się Takie zachowanie trwało dobrych parę miesięcy, potem już zaczęła przychodzić do mnie.

Drugi kot za to na początku miał dobrze, bo spał ze mną. Jak mąż żył, to nie zawsze mógł sobie na to pozwolić, bo bał się mężą.

Kocur chyba za bardzo się nie przejmował, że wróciłam sama z wakacji. Natomiast przejął się kiedy młodsza kicia stwierdziła, że chce spać ze mną w łóżku. Chyba był zazdrosny, nawet w to nie mogłam uwierzyć. Starałam się mówić , że obu lubię tak samo. Bo tak jest..i będzie. Myślę, że z czasem zrozumieją.

Dom

Tak bardzo chciałam mieć swoje mieszkanie, a teraz, tak bardzo się bałam, że mogą mi to zabrać. Nie mogłam na to pozwolić, z marzeń się nie rezygnuje.

Dużo pracowałam, nie chciałam żeby mi zabrali moje mieszkanie. To był mój drugi ból przez dłuższy czas. Jak ogarnąć rachunki i nie zwariować. Pandemia..inflacja..nie były to rzeczy, które mi pomogły. Finansowo mogłam liczyć tylko na to, co sama zarobię. Więc nic innego nie pozostało, niż pracować, żeby to wszystko utrzymać. Z czasem stwierdziłam, że może wynajmę pokój, to zawsze coś tam wpadnie. Udało mi się znaleźć studentkę, młoda, miła dziewczyna. I najważniejszy moment, lubiąca koty, to było bardzo istotne. Mając w domu tych dwóch gamoni, serio trzeba kochać zwierzaki i akceptować to,co oni potrafią robić jak są same przez cały dzień.

Walka z bankami i ubezpieczeniami trwała do końca roku, Nic nie wyszło z tego, no ale jak nie spróbuje, to się nie dowiem, tak. Jedynie czego się dowiedziałam, że dostać swoje w tym kraju, jest cholernie ciężko. Więc zostało mi to co zawsze, zacisnąć zęby i pracować, albo odpuścić sobie, i nie przejmować się. Ale nie..nie mogłam. To było ponad moje siły, to było moje wymarzone mieszkanie, może nie było ani duże ani luksusowe, ale takie, jakie sama chciałam, i jakie sama wybrałam. Więc robiłam, co mogłam.

Wrzesień

Moją ulubioną porą roku zawsze było lato.W szczególności lato 2022 roku zapamiętam na długo.

szybko minęło, dużo się wydarzyło, to prawda. Ale byly tez chwilę odpoczynku. Nie wiem jak jak to wszystko ogarniałam, ale zawsze miałam czas i na pracę, i na odpoczynek. Ja lubię aktywne życie, lubiłam chodzić do kina, spotykać ze znajomymi, lubiłam wychodzić do ludzi. Czasami nawet wyjeżdżałam poza Warszawę trochę. Podczas takich wyjazdów to tylko spotykałam się z dziwnym wzrokiem ludzi, no bo byłam sama. Ja nie mialam z tym problemu, bo też się dobrze czułam, nawet będąc sama. Owszem, lepiej jest byc z kims, no ale nie zawsze będę namawiać koleżanek. Zreszta, takie wycieczki solo, też mają swoje plusy.

W weekendy teraz jeszcze miałam szkole, więc czasu wolnego miałam jeszcze mniej. decyzje, że chce cos zmienic, i zapisałam się do tej szkoły podjęłam jeszcze w maju jakoś. Mąż wiedział o tym , i nawet zbytnio nie protestował, jak dowiedział się, że w weekendy może nie być mnie w domu. Ja zawsze lubiłam aktywnie spędzać czas, lubiłam się uczyć nowych rzeczy, nie mogłam długo siedzieć w jednym miejscu. Nic w tym dziwnego nie było, że znowu coś wymyśliłam, znalazlam.

Uczyłam się czegoś nowego, co mi się również przyda w życiu, poznałam nowych osób, to też bardzo ważne.

No i jakoś ten czas leciał. Pracowałam, uczyłam się, ale wracałam do domu, ze świadomością, że czekają tam mnie tylko koty. W sumie, przynajmniej ktoś, ale nie o chodzi. Ze współlokatorką nie kłócilyśmy się, ba.. nawet praktycznie no rozmawialysmy, musielisny po rozmawiać jak trzeb bylo cos ustalic, nie szukalam kolezanki. Taki zrobiłam wybór więc tak zostało. Pomagała mi , bo zajmowała się kotami, jak wyjeżdżałam.

Listopad.

Wyjazd do mamy planowałam już dawno. Zbliżała się rocznica śmierci taty, a obiecałam mamie, że postaram się być. Pojechałam na tydzień, albo i lepiej, bo jechałem przez Czechy, zatrzymałam się u znajomych, więc przy okazji trochę zwiedziłam.

Odwiedziłam koleżankę,dawno u niej nie byłam. Przyjeżdżam tam zazwyczaj tak raz do roku, więc rzadko się widujemy, ale kontakt mamy cały czas. . Wiedziała oczywiście co się działo w moim życiu przez ostatnie pół roku. Pozostali moi znajomi, raczej nie mogli wiedzieć, poza pojedynczymi osobami, którym sama mówiłam.

Nacieszyłam się siostrzeńcem. który jest również moim chrześniakiem. Mama cieszyła się, że będę trochę z nią. Wiec czas z bliskimi zleciał szybko.

Psycholog

Poznaliśmy się przypadkiem, i po kilku tygodniach umówiliśmy sie na kawe. Nic nie planowałam, nie broniłam się też. Chociaż owszem czasami spotykam się z facetami, ale raczej tylko na kawę, i żadnej kontynuacji nie było. Jak będzie tym razem..nikt chyba nie wiedział.

Pierwsze spotkanie minęło fajnie atmosferze, bardzo dobrze mi się rozmawiało. Powiedział mi że jest psychologiem, ale tak zupełnie przez przypadek. Akurat w przypadki to ja niezbyt wierze. Ale to nie jest jakiś punkt dyskwalifikacyjny, więc dałam szansę tej znajomości.

Spotkaliśmy się parę miesięcy, weekendowo, bo nie było go w Warszawie, a że ja i tak w tygodniu w pracy, więc było to dla mnie odpowiadające. Lubiłam wyjeżdżać na weekendy, on też. Coś tam nas łączyło, tak myslalam. Duzo rozmawialismy, lubilam te rozmowy, ale powiedzial mi ze nie bedzie tego analizować pod kątem swojej pracy.Czy dotrzymał słowa…nie wiem, nie wnikałam. Przyjemnie mijał nam czas, i nie myślałem o tym. Często dzwonił do mnie, interesował się moim życiem, opowiadał o sobie.

Któregos razu pojechał ze mna do mojej siostry, więc przy okazji poznali się. Nie było w tym nic złego. Ale jakoś sam się nie spieszył, żebym poznała kogoś z jego rodziny. Nie to nie, pomyślałem, wszystko ma swój czas, i co ma byc, to bedzie.

Święta spędziliśmy razem,co prawda nie w domu, pojechaliśmy do Gdańska. Może ciepłe morze w Polsce nie jest, a zimą tym bardziej, lubię tam jeździć, dotleniać się.

Po świętach już dzwonił radziej, tłumaczył się pracą innymi obowiązkami. Jeszcze spotkaliśmy się parę razy po nowym roku.

W lutym miałam egzamin w Lublinie, bardzo się stresowałam, bo nie wiedziałam, jak mi pójdzie, Przygotowywałam sie oczywiscie, ale mialam miesiac czasu na to, a to nie tak dużo.

Przyjechał do mnie jak tam byłam, bo egzamin trwał dwa dni.

I na tym spotkaniu przyszedł chyba czas zakończyć tą znajomość. Jeszcze później pisał do mnie, ale ciągle był zajęty, nie miał czasu, Więc odpuściłam sobie. Nic na sile pomyślałam.

To było fajne doświadczenie, nie mam tutaj żadnych pretensji. Ale cóż..było minęło i poszło w niepamięć, moze az tak nie. Nie mówiłam mu o wszystkich szczegółach swojej przeszłości, wiedział,że miałam męża, i już nie mam. Sam powiedzial, ze o przeszłości się nie mówi, no okej lepiej dla mnie. Nie miałam szczególnej chęci opowiadać o tym,może kiedyś.

Zakończyliśmy znajomość, życząc sobie nawzajem wszystkiego dobrego. więc to chyba nie bylo takie zle doswiadczenie.

Luty 2023

Zmieniłam pracę. Od początku miesiąca pracowałam w przychodni. Bardzo się stresowałam dzień przed tym , jak miałam zacząć pracę. Jak się okazało później - zupełnie niepotrzebnie, dziewczyny były fajne, więc dobrze sie dogadywalismy. Szefowej więcej nie było niż było, ale można się z nią dogadać, jak trzeba, także wszystko się dobrze ułożyło. Powoli przyzwyczajam się do późnych powrotów, po wracałam najczęściej o 21 do domu.

Mama przyjechała do mnie więc było trochę mało czasu, no ale czasami miałam na druga zmianę, więc jakos tam ten czas leciał. ao, potem mama pojechała, właściwie t razem pojechaliśmy do Pragi, bo bardzo chciałam. Spędziliśmy tam jeden dzień. Bardzo fajne miasto, takie z klimatem. Po południu mama pojechała do domu, a ja do domu, do Warszawy, Tak tu jest mój dom, i chce żeby tak zostało. No chyba że wyprowadzę się do Hiszpanii. Czasami tak mówiłam, lubiłam ciepło, a tam był by idealny klimat dla mnie. Co prawda nie wiem jaką pracę bym tam znalazła i jak szybko nauczyłabym się języka. Ale to byl tylko tak zarcik. Jeszcze od czasu, jak nie wiedziałam co dalej z tym mieszkaniem tak mówiłam. Ale..szczerze..na samą myśl, że mam się spakować i zostawić to wszystko, to mi się płakać chciało. Więć przeprowadzka do Hiszpanii to było takie małe marzenie, ale kto wie, co mi jeszcze do głowy przyjdzie.

Po powrocie z Pragi byłam pochłonięta pracą. Praktycznie codziennie pracowałam tak długo. Prace miałam fajną, z czasem polubiłam naszych pacjentów. Fajnie jest, jak się chce przychodzić do pracy, jak jest fajna atmosfera. Na szczęście tutaj też tak miałam. wracałam późno, co prawda, ale i tak w domu miałam tylko koty, więc mogłam sobie na to pozwolić. W poprzedniej pracę wcześniej zaczynałam, tutaj późno wracałam. No cóż, rzeczywiście zmieniłam sobie życie,tryb pracy tez. Ale przynajmniej mogłam więcej zarobić, a to też ważne.

Sprawę z bankiem też ogarnęłam, więc przynajmniej przez jakiś czas, mogłam w miarę spokojnie żyć, pracować i radzić sobie ze wszystkim. A co będzie za trzy lata..to pomyślę o tym za trzy lata. Wiedziałam jedno..będzie dobrze, nie może być inaczej i tyle.

Egzaminy miałam za sobą, wszystko zdane, więc tylko się cieszyć, i kontynuować.

I tak sobie pracowałam, uczyłam się, spotykałam się ze znajomymi, rodziną. na randki jakoś chwilowo nie miałam ochoty.

Wielkanoc

Pierwsza Wielkanoc kiedy byłam sama w domu. Pojechałam sobie do Bydgoszczy, nie chciałam siedzieć w domu. Mogłam pojechać do siostry, ale to jej rodzina, a nie moja. Pojechałam do nich w poniedziałek, i tak miałam wolne.

Po tych wszystkich przeżyciach mój refluks znowu niestety powrócił, więc znowu brałam leki. Ale jakoś nie zbytnio to wpływało na mój ogólny stan zdrowia, więc normalnie się czułam. Jeździłam, zwiedzałam, jak byłam u siostry, to bawiłam się z siostrzeńcem, aktywnie spędzaliśmy czas. Alkoholu jedynie nie piłam, i każdy patrzy jak na wariatkę. Bo w dzisiejszych czas, to jak człowiek nie pije, to od razu co - chory. No bo przy lekach faktycznie nie powinno się pić. Ale ja ogólnie nawet bez leków mogłam pić 0.0 i swietnie sie bawic. Ale ja akurat do picia, to zawsze jakoś nie zbytnio mam ochotę więc nie był to problem dla mnie, ja się czułam świetnie.

Maj 2023

To, że będę miała cały tydzień wolnego na majówke dowiedziałam sie jakos pod konieć kwietnia. Owszem miałam zaplanowany wyjazd do Białegostoku, ale na cały dzień,a nie tydzień.

To była fajna wycieczka. Nowe znajomości, które nawet przez jakiś czas kontynuowałam w warszawie, ale jak się okazało później, tylko chwilowo. Mam przyjemne wspomnienia z tym miastem.

Ja lubiłam sobie sama wyjeżdżać , i nie było to dla mnie problemem. Czasami spotykałam się z dziwnymi spojrzeniami ludzi, ale nie zbyt mnie to interesowało. a na pewni nie miałam ochoty tłumaczyć każdemu dlaczego jestem sama. Ważne , żebym ja się czuła dobrze. Czy to egoizm? Myślę że nie. To jest zdrowy rozsądek.

Jak mąż żył też lubiliśmy podróżować. Kocham to, po prostu czuje że żyje. To jak łyk świeżego powietrza dla mnie.

Teraz, jak zostałam sama, wyjeżdżałam, jak miałam czas , nic mnie już nie trzymało w domu. Do pilnowania kotów to miałam na szczęście współlokatorkę .

Po majówce wróciłam do pracy. Musiałam trochę popracować, bo tydzień w domu, to nie było zbyt opłacalne, no ale odpoczywać też trzeba. Podeszłam w ten sposób do tego niespodziewanego urlopu. Więc nie ma tego złego. Tak..jestem nadal optymistką, nie sądzę, że to się zmieni.

31.05.2023

To był ciężki rok. Czasami są chwilę, że niemoge w to uwierzyć, ale wiem, że tak jest. Wiem, jak dużo się wydarzyło przez ten czas. Jak się okazuje, poradziłam sobie, o dziwo.

Miałam wolne, pojechaliśmy z rodziną i znajomymi najpierw do kościoła, na mszę, a potem na cmentarz.

Życie trwa dalej, mężu, bez ciebie, ale..nie takie same. Tak…wiem,juź nigdy nie będzie takie same. W moim sercu, w mojej pamięci - pozostaniesz.

Wzięłam sobie urlop do końca tygodnia,tym razem planowany. Chciałam spełnić..zrealizować swoje marzenie. Bardzo chciałam pojechać na swoje urodziny, gdzieś..sama. Teraz akurat samotności miałam pod dostatkiem, więc nie było problemu. W dodatku z moją miłością do podróżowania to tym bardziej. To jest coś, co mnie napełnia energią.

Tym razem moje plany padły na “gorący”Bałtyk, tylko z innej perspektywy.

Wybrałam Rygę tym razem. Jest blisko do Polski, i jeszcze Wilno miałam w planach. Miałam kilka dni, ale intensywnych. Jak już byłam w Rydze, to jeszcze pojechałam do Jurmały, kiedyś bardzo chciałam odwiedzić to miasto więc miałam taką szansę. Pamiętam, jak byłam dzieckiem, to leciał taki program, kabarety, i właśnie transmitowany z Jurmały.

O tej porze roku miasto było puste. Nad morzem wiało, bardzo mało ludzi.

W takiej nietypowej atmosferze spędził tam swoje 29 urodziny. Posiedziałam nad morzem, nie opaliłam się, chociaż nawet strój założyłam, ale pogoda mimo tego, że była słoneczna, to nie zbyt odpowiednia do opalania. Ale tym razem nie było moim celem w ten dzień. Najchętniej jeszcze wyłączyłabym telefon, ale trzeba było jakoś się poruszać, więc nie tym razem. Po południu już pogoda całkiem się zepsuła, więc pojechałam do hotelu.

Następnego dnia czekało na mnie Wilno. Bardzo piękne miasto. Tyle, ile się dało zwiedzić w jeden dzień, to zobaczyłam dużo. Pod koniec dnia byłam zmęczona i szczęśliwa. Lubię to uczucie, kiedy osiągniesz pewny cel, czujesz to zmęczenie, ale równocześnie frajdę, że udało ci się zrobić to, co planowałaś. Wieczorem miałam autobus do Warszawy, więc ten urlop, o ile można trzy dni nazwać urlopem zleciało szybko, fajnie i intensywnie.

Tak jak kiedys lubiłam czasami połeżeć na plaze, tak teraz lubiłam intensywne wypady. Wszystko się zmienia z wiekiem, lub z etapem życie, na jakim jestesmy.

Na tym etapie życia ja chciałam tylko jednej rzeczy świętego spokoju i stabilności w życiu. Ile razy ja wracałam do domu mając łzy w oczach, ile razy w domu po powrocie z pracy miałam chwile załamania. Jak wracałam po 12 h to nie wiedzialam czasami, co ja mam robic, czy sprzątać to mieszkanie, bo koty zrobili sajgon, czy robić sobie jedzenie na jutro , czy usiąść i zjeść, bo byłam głodna. Płakać mi się chciało..czasami, ale z czasem..przyzwyczaiłam się, że jest tak , a nie inaczej, Owszem, brakowało mi tych momentów, że mogłam wrócić do domu, i ktoś mi zrobił obiad i posprzątał. Brakowało mi tych wieczorów, kiedy wracasz zmęczona ze świadomością że ktoś czeka w tym domu, ktoś, z kim można było pogadać.. o wszystkim, wyżalić się, lub posiedzieć z muzyka w tle. Ciszy nigdy nie lubiłam zawsze kochałam muzykę, jakoś tak mam.

Na tym wyjeździe chciałam sobie poukładać to, co mam na tą chwilę i… żyć dalej, pomimo tych wszystkich wydarzeń, których doświadczyłam za ostatni rok.

Nie wiedziałam, co mnie jeszcze czeka, wiedziałam jedno - wszystko się ułoży, jak i kiedy - nie znałam odpowiedzi na to pytanie.

Świadomość,że jestem tutaj teraz, cała i zdrowa, dawała mi chęć do życia, i realizacji kolejnych planów. Chcę, żeby to co mam teraz, zostało w moim życiu. Dużo się działo, to fakt, każdy inaczej przeżywa okres żałoby, ja też miałam ten rok za sobą. Myślałam, że już będzie tylko lepiej i nie będę wracać myślami w przeszłość , ale tęskniłam tak samo, jak i rok temu, Nie wiem kto i kiedy zmieni moje przekonanie. Nauczyłam się być szczęśliwa sama ze sobą, to było bardzo trudne zadanie, ale dałam radę, i jestem z tego dumna.

Dobrze mieć dużą rodzinę.

Miałam dużo koleżanek,znajomych, i jeszcze jedną koleżankę, dobrą znajomą z rodziny szwagra. Widywalismy czasami, bo też mieszkała w Warszawie. Kilka razy wyjeżdżaliśmy razem nawet. To były takie weekendowe wypady, ale bardzo miło spędzony czas.

To prawda, że właściwych ludzi spotykamy we właściwym czasie. Ja spotkałam dużo ludzi na swojej drodze w ciągu ostatniego roku. Dużo ludzi,dużo znajomych i nowych znajomych, którzy mi pomogli w ten czy inny sposób.

Podczas tych wyjazdów zawsze dużo rozmawialiśmy, na różne tematy, na temat mojej przeszłości również. Nie chodzi o to żeby wracać, w to co było, i rozpamiętywać, ale jak rozmawiasz z kimś, kogo znasz tyle lat, kto ma podobne doświadczenie życiowe, bo kołeżanka też straciła mężą, to wszystko wychodzi samoistnie.

Poruszyliśmy temat tego, jak sobie radzić w trudnych życiowych sytuacjach. Koleżanka zapytała się czy medytowałam kiedyś i czy chcę spróbowac. Bardzo lubię próbować nowych rzeczy, więc z chęcią się zgodziłam. Mnie nie trzeba długo namawiać. Może trochę bałam się, ale wiedziałam, że mam obok właściwą osobę, więc wszystko będzie w porządku.

Byłam bardzo zaskoczona, że udało mi się odłączyć na chwilę od wszystkich myśli, które mam w głowie, nawet na tą krótką chwilę, to były dosłownie sekundy, to niesamowite, do czego jesteśmy zdolni, ile jeszcze jesteśmy w stanie zrobić , osiągnąć i zmienić. Moja pierwsza medytacja była bardzo cennym doświadczeniem. Dowiedziałam się, że jest jeszcze coś, czego się mogę nauczyć, wprowadzić w swoje życie.

Moim celem zawsze było zmienić swoje życie na lepsze, małymi krokami, dążyć do celu. Rozwijamy się, pragniemy zmian, tak, to jest ten czas. Człowiek zawsze ma czas, na wszystko, czego chcę, reszta - to wymówki. Sama byłam czasami zdziwiona, jak mi się udaje to wszystko ogarnąć, i zdążyć i tu i tam, ale taka jestem..i będę.

Listopad 2023

Czas leci niesamowicie szybko. Na jesieni wróciły zajęcia w szkole. Jeszcze doszły mi praktyki, jak znaleźć na to czas, doba ma tylko 24 godziny… a mi ciągle brakowało tego czasu. W moim wypadku na sen, bo żeby to wszystko zrobić, co zaplanowałam, to nie miałam innego wyjścia, niż spać mniej. Wiedziałam, że to nie potrwa długo, ale trzeba zrobić tę praktyki , i mieć załatwione.

Udało mi się znaleźć miejsce na praktyki blisko mojej pracy, więc było fajnie, bo mogłam dopasować do grafiku swojej pracy.

To był bardzo intensywny czas. Więcej mnie w domu nie było, niż byłam. Współczuje tym kotom, które były zdane same na siebie. Ale takie życie, dorosłość. Robiłam to,co lubilam , lubilam swoja prace. Do kliniki , gdzie mialam praktyki, też lubiłam chodzić. Lubiłam uczyć się nowych rzeczy. A tam - miałam taką możliwość. Kto by mógł pomyśleć, że będę w tym miejscu odbywać praktyki.. ja nawet o tym nie myślałam. Przypadki chodzą po drodzę. Pani która pracuje w klinice , była naszą pacjentka. A że ja lubię sobie pogadać , to tak wyszło, jak jest teraz, zupełnie przypadkiem, ale fajnie.

Praca, szkoła, praktyki,dom ..dużo się działo. Miałam też czas na odpoczynek, mało, ale zawsze potrafiłam wygospodarować.

Moim sposobem na odpoczynek, były podróże, małe i duże. Mogłam pojechać jednego dnia 100 km od Warszawy do innego miasta i wrócić, lub w nocy do innego kraju, też tak było. Nie byłam wtedy zmęczona, byłam szczęśliwa, że zobaczę coś nowego, poznać nowe ciekawe miejsca, być może nowych ludzi.

Każdy ma swoja recepte na spędzania wolnego czasu, będąc w domu czytałam książki, w szczególności na temat rozwoju osobistego. Lubiłam takie tematy. Może dla kogoś było to dziwne, nie oglądałam seriali, może czasami filmy.

Czas ze znajomymi , to chwilę, które są potrzebne. We wszystkim warto mieć balans. To ten czynnik, który warto brać pod uwagę. Może być to trudne, ale warto nauczyć się.

Kiedy skupiasz się na pracy, czasami zapominasz o życiu osobistym. Owszem , spotykałam się, chodziłam na randki, ale jakoś nie było to coś na dłuzsza mete. Dla mnie to było bardzo miłe spędzenie czasu, i nic więcej. Nie mówię , że każdego poznanego faceta porównywałam z mężem, ale jakoś zawsze mi coś nie pasowało. Może i stałam się wybredna, nie wiem, wszystko ma swój czas, i na poznania właściwej osoby też przyjdzie.

Grudzień 2023

Święta już blisko, a ja wcale się nie ciesze. To już drugie święta bez ciebie. Smutno tak. Nie miałam ochotę na żadne spotkania, pojechałem do Sopotu. Mam sentyment od teg miejsca.Może i nie przypadam za polskim morzem, ale to miejsce, do którego lubię wracać.

Po ostatnich tygodniach pomiędzy pracą a praktykami ja potrzebowałam odpoczynku. Bardzo. Dużo się działo. w pracy, na praktykach. Nauczyłam się wiele nowych umiejętności, spróbowałam, też sama wykonywać zabiegi. Fajnie jest zdobywać wiedzę.

Tuż przed świętami dostałam propozycję awansu w pracy. Owszem, musiałam jeszcze to jakoś sobie poukładać, jak będzie wyglądać moje życie po nowym roku. Zdawałam sobie sprawę, że będę miała masę nowych obowiązków, i pensje też, ato mnie jeszcze bardziej fascynowało.

Wiedziałam , że dam sobie radę. Wiedziałam jedno, za każdą burzą …wychodzi słońce. To był ten moment w moim życiu, kiedy wiedziałam. że wszystko się ułożyło, tak, jak sobie wymarzyłam. Nigdy nie myślałam, że jestem pracoholikiem, ale zawsze chciałam osiągnąć więcej w życiu, zawsze mam ceł, co jeszcze chcę zrobić. Ze swojego życia profesjonalnego mogłam być zadowolona.

Tak sobie usiadłam nad morzem i było tak fajne, czyste niebo nad głową. chciałam, żeby ta chwila trwała. Reszta tęż się ułozy..Wierzę w to.

Epilog

Dziękuję wszystkim,którzy dotrwali i przeczytali do końca tą książkę.

Dziękuję mojej rodzinie, znajomym, którzy byli ze mną przez ostatni rok mojego życia. To był trudny rok. Dla mnie też.

Dałam radę, wierze w to, że jestem silniejsza, niż wcześniej. i ta siła pomaga mi codziennie żyć, i nie myśleć o przeszłości. O tym nie da się zapomnieć , i nie mam nawet takiego zamysły. Mam dużo fajnych wspomnień, pozostawię je dla siebie.

Patrzę w przyszłość i to jest najważniejsze. Żyjmy chwilą, cieszmy się tą chwilą, życie jest takie krótkie, wiem to jak nie każdy inn. Ceńmy tę momenty szczęścia, potem zostają tylko wspomnienia, a tym się nie da żyć. Twórzmy wspomnienia, każdego dnia.

I na koniec - jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Warto pamiętać i tym, że nasze słowa, nasze myśli - mają moc, mają moc działania. To my kreujemy swoja przyszłosc. Więc warto przemyśleć słowa przed wypowiedzeniem . . Nigdy nie wiesz co i kiedy stanie rzeczywistością. Wystarczy w to uwierzyć. Czasem, nasze myśli mogą stać się naszą rzeczywistością.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: