- W empik go
Za każdym razem - ebook
Za każdym razem - ebook
Kamila i Marcin razem stawiają swoje pierwsze kroki w dorosłość – są nierozłączni, wiecznie siebie spragnieni i zakochani w sobie na zabój. Wydawać by się mogło, że sprzyja im cały wszechświat, a chyba wszyscy zazdroszczą im tego niezwykłego i dojrzałego związku. Kamila jednak od pewnego czasu wydaje się wycofana, nieco spięta, może smutna… Nie chce rozmawiać o swoim samopoczuciu z nikim aż do momentu, kiedy dowiaduje się o czymś, czego zupełnie nie brała pod uwagę, a co wywraca jej życie do góry nogami. A później przychodzi jeszcze jeden przełom…
Pochopne decyzje i niefortunne zbiegi okoliczności sprawiają, że młodzi ludzie coraz bardziej oddalają się od siebie, a wiszące nad nimi czarne chmury zwiastują wichurę, która może na dobre poplątać ich ścieżki. Czy będą potrafili odnaleźć drogę do siebie?
Agata Czykierda-Grabowska, absolwentka Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Fanka thrillerów psychologicznych, powieści z nurtu realizmu magicznego i new adult. Miłośniczka dalekich podróży, która panicznie boi się latać samolotem. Cyniczka o romantycznej duszy.
W swoich książkach stawia na prostotę i realizm, gdyż głęboko wzięła sobie do serca radę, którą przeczytała na skrzydełku pewnej książki: „pisz o tym, co znasz”.
W wolnych chwilach uwielbia oglądać kanał HGTV, jeździć na rowerze, pływać i spacerować po lesie.
Wraz z mężem i córeczką Kają mieszka w Ząbkach pod Warszawą.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-008-8 |
Rozmiar pliku: | 938 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– A wy? – zagadnął mnie Kuba, hot kolega mojego brata. – Jak się poznaliście? – Popatrzył na mnie tymi swoimi bezdennymi, brązowymi oczami.
Siedziałam tuż obok niego i musiałam się odchylić, żeby móc na niego spojrzeć. Doprawdy, facet był zbyt przystojny jak na mój gust. Same przez to kłopoty.
Odkąd tu przyszliśmy, trudno było mi się skupić na rozmowie. Z kilku różnych powodów. Przebudziłam się, gdy Paweł zaczął opowiadać zebranym historię skumania się z Sarą. Oczywiście przemilczał fakt, że bzyknęli się zaraz po imprezie w noc kupały. Nawet zastanawiałam się, czy im tego nie przypomnieć, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Sara by mnie za to zatłukła, nawet teraz, gdy powodzenie jej wesela i wieczoru panieńskiego zależało w dużej mierze ode mnie.
Za niecałe dwa miesiące hajta się z Pawłem i to mnie przypadła zaszczytna rola jej świadkowej. Jezu! Jak do tego doszło? Do tej pory nie mogłam wyjść z szoku, że moja najlepsza psiapsia związała się z moim jedynym bratem i już wkrótce zostaniemy rodziną.
To wszystko było trudne do ogarnięcia rozumem.
Kuba wciąż patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach, bo jak do tej pory nie odezwałam się słowem, jakbym zapomniała języka w gębie. Tak na mnie działał. Na całe szczęście nie tylko na mnie. Sara również przyznała się do tego, że w towarzystwie Kuby traci rezon. Nie dlatego, że się w nim podkochuje czy coś. Chodziło o ten jego cholerny urok osobisty i fakt, że jest po prostu miłym facetem. To zbyt dużo jak na dwie młode, niewinne dziewczyny, pomyślałam. Po prostu za dużo.
Poczułam szturchnięcie pod stołem, a potem głośne chrząknięcie. Odwróciłam głowę i napotkałam kolejne wyczekujące spojrzenie, tym razem szaroniebieskich oczu mojego chłopaka. Dobry Boże, jęknęłam w duchu. Jak to możliwe, że po tak długim czasie jego piorunujący, pochmurny wzrok wciąż tak mnie kręci? W mojej głowie natychmiast pojawiło się kilka pomysłów na dzisiejszy wieczór, a może nawet i jutrzejszy poranek…
– Poznałem Kamilę, jak kroiła kolesi na drinki w barze. Pech chciał, że trafiło na mnie – rzucił Marcin ponad moim ramieniem.
Z oburzenia otworzyłam szeroko usta. Obok usłyszałam parsknięcie Sary.
– Nieprawda! – krzyknęłam, a wszyscy obecni zwrócili twarze w moją stronę.
Oblałam się rumieńcem. Całe szczęście, że siedzieliśmy w zacienionym miejscu pubu i nikt nie mógł tego zobaczyć. Oprócz mnie, Marcina, Sary i Pawła było kilku znajomych mojego brata, w tym wspomniany hot Kuba i dwóch kolegów Pawła z dziewczynami.
– Nie, zaczekaj. – Marcin udawał przez chwilę, że się zastanawia. – Nie, to nie byłaś ty. – Wzruszył ramionami jakby nigdy nic i wziął łyk piwa.
Ktoś parsknął z przeciwnej strony stolika, ale nie zaszczyciłam tej osoby spojrzeniem. Kątem oka widziałam Pawła, któremu nie spodobał się ten żart, ale nie skomentował go. I dobrze. Dogadywali się z Marcinem stosunkowo od niedawna. Wcześniej się nie znosili. Dwóch samców alfa na tym samym terenie nie mogło stanowić niczego dobrego.
– Ja ci opowiem – uśmiechnęłam się. – Dostał wtedy łomot od Sary w bilard. Prawie się rozpłakał – zwróciłam się do Kuby, który dyplomatycznie zamilkł. – Pamiętasz, kochanie? – Odwróciłam się do Marcina, który zmrużył na mnie oczy.
Och, ale się boję, pomyślałam.
Nie mogłam się doczekać, aż stąd wyjdziemy i go ukarzę za te wygłupy. Nie zrobiłam tego teraz, bo wiedziałam, co się za tym kryło. Był zazdrosny. Uwielbiałam go prowokować, a on, będąc ciemną masą, jeszcze się w tym nie zorientował. Wpadał w tę pułapkę za każdym razem. Faceci.
Gdy rozmowa zeszła na zupełnie inne tematy, postanowiłam skorzystać z ubikacji, ignorując wymowne spojrzenie Marcina. Nagrabił sobie.
Był majowy wieczór i w każdym lokalu w mieście kłębiły się tłumy, dlatego musiałam odczekać swoje w kolejce do toalety. Co, na Boga, te dziewczyny tam tak długo robiły? Ja wchodziłam, załatwiałam potrzebę, myłam ręce i wychodziłam. Niektóre z nich przechodziły chyba do Narnii, myślałam poirytowana, gdy nacisk na pęcherz zaczynał być wyjątkowo dokuczliwy.
Gdy nareszcie udało mi opróżnić kłopotliwy organ, wyszłam i natychmiast poczułam uścisk na nadgarstku.
– Idziemy! – powiedział Marcin i wyciągnął mnie na zewnątrz, przepychając się w wejściu z kilkorgiem nowo przybyłych klientów.
Chciałam się wyszarpnąć, ale poczekałam z tym, aż znaleźliśmy się na zewnątrz. Gdy wyszliśmy, owionęło mnie chłodne wieczorne powietrze. Zadrżałam. Objęłam się ramionami. Weekend majowy był ładny i ciepły, ale wieczory były wciąż chłodne, a ja miałam na sobie koszulkę z krótkim rękawem.
– Puść mnie – syknęłam i wyrwałam rękę z jego mocnego uścisku.
Marcin stanął naprzeciwko mnie.
– Lubisz mnie prowokować, prawda? – zapytał, mrużąc oczy.
A jednak nie taka ciemna masa, jak myślałam.
Kolor jego oczu zmieniał się w zależności od światła dnia i nastrojów Marcina. W pełnym słońcu były błękitne, jak bezchmurne niebo, późnym wieczorem zmieniały barwę na szarą, a gdy się złościł, niezależnie od pory dnia skrzyły się zielenią.
– Nie wiem, o co ci chodzi – rzuciłam, zakładając ręce na piersi.
Marcin przechylił głowę w bok, jakby chciał mi się przyjrzeć pod innym kątem. Skojarzył mi się z drapieżnikiem. Podnieciłam się. Nie wiem, co takiego miał w sobie, ale potrafił mnie pobudzić tylko takim niewinnym gestem.
Serce zatłukło mi się w piersi, ale z całych sił próbowałam zachować wkurzony wyraz twarzy.
– Gapisz się na niego jak sroka w gnat i to wszystko, kiedy ja siedzę obok. – Zrobił krok w moją stronę.
– Czyli mogę się w niego wgapiać, jak ciebie nie ma obok? – zapytałam, żeby go mocniej nakręcić.
– Jeśli chcesz, proszę bardzo – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Ale… już nigdy… – zniżył głos i nachylił się nade mną tak, że poczułam na twarzy jego ciepły oddech. – Już nigdy więcej nie poczujesz na sobie mojego języka. – Musnął koniuszkiem języka fragment skóry za moim uchem.
Powstrzymałam jęk, który chciał się wydostać z moich ust. Ciało miałam nastrojone na Marcina. Tylko na niego.
– Czy to groźba? – zdołałam z siebie wydusić na wydechu.
Marcin uśmiechnął się przy mojej szyi.
– Jeśli to cię powstrzyma przed pieprzeniem wzrokiem obcych facetów, to możesz to potraktować jak groźbę – powiedział zachrypniętym głosem, który zdradzał, że i on jest podniecony.
– Co ty gadasz? Nie pieprzyłam nikogo wzrokiem. – Byłam zmuszona to skorygować, bo Marcin przesadzał.
Kuba mi się podobał, jak każdej oddychającej kobiecie, ale to było jak patrzenie na piękny obraz. Nic więcej. Kuba miał żonę, a ja przecież miałam tego głupka.
– Wiem, co widziałem – powiedział i odsunął się ode mnie, a ja poczułam się nagle strasznie zmarznięta.
Jego szczęki się poruszały, jakby próbował zetrzeć na miazgę zęby. Zdziwiłam się, bo wyglądało na to, że moja krótka rozmowa z Kubą naprawdę go wkurzyła. Nie chciałam go na serio zdenerwować, próbowałam go tylko nakręcić. Zrobić to, co oboje lubiliśmy. Nasz związek od samego początku nie był jednym z tych słodkich i waniliowych. Był pikantny i gorący, bo dobraliśmy się temperamentami idealnie. Dopełnialiśmy się pod każdym względem. Co prawda oliwa dolewana do ognia nie była najlepszym pomysłem, ale nam to wychodziło na dobre, ponieważ potrzebowaliśmy adrenaliny.
Nigdy jednak bym go celowo nie skrzywdziła. Byłam w nim totalnie zakochana.
– Nic nie widziałeś, Marcin. – Tym razem to ja zrobiłam krok w jego stronę i założyłam mu ręce na kark.
Walczył ze sobą tylko kilka sekund, aż wreszcie odwzajemnił gest i położył dłonie na moich biodrach.
– A tak serio, Mila – zaczął, patrząc na mnie uważnie, jakby bał się przegapić najmniejszy grymas na mojej twarzy – kręci cię ten typ?
Nie musiał precyzować, o kogo chodzi.
– Nie – odparłam szybko i pewnie. – Ty mnie kręcisz.
Jego twarz wyraźnie się rozluźniła. Pogłaskałam jego szorstki policzek, a potem musnęłam opuszkami jego kark. Musiałam stanąć na palcach, żeby dotknąć ustami jego warg. Mówiłam prawdę. Nikt mnie nie kręcił prócz faceta, którego obejmowałam. Nigdy nie myślałam, że tak bardzo wpadnę, ale w tej chwili to mi zupełnie nie przeszkadzało. Mogłam żyć w takim stanie do końca świata.
– To dobrze – szepnął. – To bardzo dobrze. – Oblizał usta. – A teraz zabieraj swoje klamoty i spadamy stąd. Tylko migiem. – Odsunął się i delikatnie pchnął mnie w stronę wejścia.
Jezu, jęknęłam w duchu. Dlaczego jeszcze nie wymyślono teleportacji?
Szepnęłam Sarze na ucho, że życzę im dobrej zabawy, i powiedziałam, że musimy już z Marcinem lecieć. Paweł, jak to miał w zwyczaju, posłał mi milczące i karcące spojrzenie starszego brata, które zawsze mnie bawiło. Pożegnałam towarzystwo szybkim „cześć”, chwyciłam dżinsową kurtkę i torebkę i w pośpiechu wypadłam na zewnątrz.
– U mnie czy u ciebie? – zapytałam zdyszana.
Marcin przygryzł wargę, myśląc intensywnie.
– Tymka nie ma, ojciec na nocnej zmianie, a matka… – zastanawiał się na głos – jest, ale ma mocny sen. Jedziemy do mnie – zadecydował i już prowadził mnie do samochodu, jednak zawahałam się.
Marcin zatrzymany moim szarpnięciem zahamował i spojrzał na mnie pytająco.
– Zaczekaj. Mam lepszy pomysł – powiedziałam.
Nie chciałam jechać do Marcina. Mieszkanie nie było puste, a ja potrafiłam być dość głośna podczas seksu. Meldowaliśmy się u niego tylko wtedy, gdy mielimy pewność, że nikogo nie będzie, ale w tej sytuacji wiedziałam, że nie będę w stanie się rozluźnić.
U mnie w domu był rodzicielski komplet, więc ta miejscówka odpadała w przedbiegach.
W ekspresowym tempie wystukałam wiadomość na Messengerze. SMS Sara mogła zignorować, ale wiadomości na Messengerze nigdy. Zresztą tylko tak się kontaktowałyśmy.
Możemy skorzystać z waszego pokoju?
Paweł i Sara na czas wizyt w naszym rodzinnym miasteczku wynajmowali pokój w jedynym w mieście hotelu. Oni też nie potrafili trzymać rąk z daleka od siebie, nawet przez krótki czas. Poza tym nie lubili się rozstawać na noc, a zarówno w naszym małym mieszkaniu, jak i w lokum rodziców Sary było ciasno, dlatego Paweł już jakiś czas temu zdecydował się na to rozwiązanie.
Sara odpisała po kilkunastu sekundach, że jeśli chodzi o nią, to nie ma sprawy, ale Paweł na pewno by się nie zgodził, dlatego umówiłyśmy się przy głównym wejściu za dwie minuty, żeby mogła mi przekazać kartę do ich pokoju w tajemnicy.
– Zatrzymam go tak przez godzinę i mam nadzieję, że się wyrobicie – powiedziała, gdy wyciągnęła w moją stronę kartę. Kiedy już chciałam ją zgarnąć, Sara cofnęła dłoń. – Tylko błagam, nie naróbcie bałaganu i nie… nie zostawiajcie śladów biologicznych na pościeli. – Skrzywiła się. – My przecież będziemy musieli tam spać – dodała, akcentując wyrazy „my” i „spać”.
– Spoko. Przecież nie zamierzamy kręcić pornola – wyszczerzyłam się i wyrwałam jej z dłoni przepustkę do świata magii.
Wybiegłam na zewnątrz wprost w objęcia majowego wieczoru, który przywołał wspomnienie takiej samej pory dnia sprzed prawie dwóch lat. Wtedy było parno i duszno.
Miałam wrażenie, że to wydarzyło się dawno temu. Dawno, dawno temu…
Sara nie mogła się wówczas ze mną spotkać, bo odrabiała te swoje praktyki w szkole, a potem załatwiała jakieś sprawy rodzinne. Teraz wiem, że to była wymówka, bo za moimi plecami romansowała z Pawłem. To był bardzo pokręcony czas i równie pokręcony zaczątek związku, dlatego wybaczyłam jej te łgarstwa i uniki. Poza tym miałam własną tajemnicę…
Tamtego gorącego lipcowego wieczoru spotkałam się ponownie z chłopakiem, którego poznałam na zaaranżowanej podwójnej randce. Spodobał mi się od pierwszego wejrzenia, chociaż nie był jednym z tych przystojniaków, którzy zazwyczaj przyciągali moją uwagę. Wydał mi się po prostu fajny. Żadnych fajerwerków i motyli w brzuchu, tylko ciekawość. Byłam go ciekawa.
I chyba faceci, którzy na pierwszy rzut oka wydają ci się spoko, ale nie opada ci na ich widok szczęka, potrafią najbardziej zawrócić kobiecie w głowie. Odkrywasz ich kawałek po kawałku i każdy kolejny szczegół sprawia, że twoja fascynacja rośnie i rośnie, jak wskaźnik rtęci w termometrze. Tak było ze mną i Marcinem.
Po raz pierwszy spotkaliśmy się w barze, w którym dostaliśmy łomot od Sary i Pawła w partyjce bilarda. Było miło i zabawnie, ale gdy wieczór się zakończył, rozeszliśmy się w swoje strony. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam, że jeszcze go zobaczę, ale dwa dni później zaczepił mnie na Fejsie. W kilku żołnierskich słowach zaproponował piwo i pizzę. Klasyka. Doceniłam tę prostotę, a także fakt, że nie silił się na tanią gadkę i śmieszne komplementy.
Czy byłam jakoś szczególnie podekscytowana jego zaproszeniem? Nie. Oceniłabym to jako umiarkowane zainteresowanie i zwykłą ciekawość. Chciałam go lepiej poznać. Tak po prostu. Wtedy jeszcze nic nie wiedziałam…
Na tamtą randkę wybrałam proste czarne spodenki i bluzkę z logo Guns N’ Roses. Zrobiłam delikatny makijaż i rozpuściłam włosy.
Umówiliśmy się przy muszli koncertowej w parku. Słońce właśnie zachodziło, a powietrze ochłodziło się, ale tylko o kilka stopni. Przyszłam o czasie, on już tam na mnie czekał. Siedział na niewielkich trybunach usytuowanych naprzeciwko sceny.
Na mój widok wstał i uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Ten uśmiech coś we mnie wybudził. Wtedy nie byłam jeszcze świadoma, że oto właśnie zaczyna się moja przygoda ze swobodnym spadaniem, jak nazywałam stan, w którym się znalazłam po tym wieczorze.
Spojrzałam na niego, jakbym go zobaczyła po raz pierwszy. Był wysoki i barczysty. Jasnobrązowe włosy strzygł krótko. Podobało mi się to. Miał szaroniebieskie oczy, ostre rysy twarzy, podłużną bliznę na brodzie i lekko skrzywioną nasadę orlego nosa. Wibracje złego chłopca aż zakrzywiały powietrze wokół niego. Miał na sobie ciemnoniebieskie dżinsy i czarny T-shirt. Prostota i klasyka.
Odpowiedziałam mu uśmiechem, czując rosnącą ekscytację.
***
– Fajnie, że jesteś – przywitał się i miałam poczucie, że naprawdę cieszy się na mój widok.
Nie dotykał mnie, nie próbował być nachalny, czego po prostu nienawidziłam, chociaż w tym przypadku nie miałabym nic przeciwko. Jego bliskość fizyczna mnie nie odpychała, co często się zdarzało. Nieważne, jak wyglądał facet, jeśli jego dotyk sprawiał, że się wzdrygałam, nie dawałam mu żadnych szans i uznawałam, że nasza znajomość dobiegła końca.
To, że kontakt fizyczny z Marcinem mnie nie odstraszał, zauważyłam już w knajpie, w której rozegraliśmy partyjkę bilarda kilka dni temu. Zauważyłam, ale nic z tym nie zrobiłam, bo jak wspomniałam wcześniej, na widok Marcina nie zaatakowały mnie zmutowane motyle.
– I wzajemnie – odpowiedziałam z nagłym zdenerwowaniem, którego nie czułam jeszcze kilka minut wcześniej.
– Co tam u twojego brata? – zagadnął z szerokim wyszczerzem.
Roześmiałam się.
– Wciąż cię ciepło wspomina – odparłam, na co tym razem on parsknął.
– Musisz go koniecznie ode mnie pozdrowić – rzucił z rozbawieniem.
W kącikach jego oczu pojawiły się zmarszczki śmiechu. Serce zabiło mi mocniej.
Marcin usiadł na jednej z ławek okrakiem, a ja zrobiłam to samo, zwracając się do niego twarzą. Dobrze, że założyłam szorty. Był blisko, czułam zapach jego żelu pod prysznic. Bardzo przyjemny zapach.
Przez krótką chwilę po prostu na siebie patrzyliśmy, a w tym czasie moje serce wywinęło kilka potrójnych skoków w piersi. Byłam ciekawa, czy działam na niego chociaż w połowie tak mocno, jak on zaczynał działać na mnie.
– Chciałem cię wtedy odprowadzić – odezwał się wreszcie – ale odmówiłaś i pomyślałem, że chyba z twojej strony nic nie… pykło.
Był szczery, co mi zaimponowało.
– A co się stało, że jednak zdecydowałeś się do mnie napisać? – zapytałam zaczepnie.
Chciałam mu wyjaśnić, dlaczego wtedy nie przyjęłam jego propozycji, ale wcześniej musiałam poznać powód, dla którego jednak do mnie zagadał.
– Bo ja się tak łatwo nie poddaję. – Znowu ten uniesiony kącik ust, który przyprawił mnie o uderzenie gorąca.
Uśmiechnęłam się.
– I myliłeś się co do tego pyknięcia. Nie zgodziłam się na odprowadzenie, bo Sara zabroniła mi iść w ciemną noc z dwoma ledwie poznanymi facetami. Ona to ta rozważna – wyznałam szczerze.
Marcin podniósł wysoko brwi.
– No proszę. – Udał zaskoczonego. – Czyli wyglądamy ze Sławkiem na parę psycholi? – zapytał.
Rozłożyłam bezradnie ręce, jakbym w ten sposób próbowała wybronić się przed wyrażeniem opinii na głos.
Marcin zaśmiał się w głos, a potem przysunął się do mnie i spoważniał. Przez kilka sekund patrzył mi prosto w oczy, aż wreszcie nachylił się i na jedno uderzenie serca zatrzymał twarz przy mojej twarzy, jakby chciał się przekonać, że to jest właśnie ta chwila i ja jestem w niej z nim. Byłam, więc mnie pocałował.
Westchnęłam głośno, gdy poczułam jego usta. Gdybym nie siedziała, to musiałabym to zrobić, bo nogi odmówiłyby mi posłuszeństwa. Pocałunek był jednocześnie namiętny i delikatny. Gorący i chłodny. Smakował miętą i colą. Idealny smak pierwszego pocałunku.
Gdy się od siebie odsunęliśmy, przez szum w uszach ledwie słyszałam to, co się działo dookoła. Marcin oblizał sugestywnie wargi, co sprawiło, że uderzyła we mnie kolejna fala gorąca.
***
Wróciłam do tu i teraz, gdy zaparkowaliśmy pod hotelem, który rok temu przeszedł gruntowny remont i teraz prezentował się naprawdę ekskluzywnie.
– Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? – zapytałam go, wciąż dryfując w oparach wspomnień.
Marcin wyłączył silnik i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
– Pewnie, że pamiętam. Dlaczego pytasz?
– Tak tylko. Ta rozmowa z klubu podziałała na mnie sentymentalnie – wyznałam z lekkim zażenowaniem.
– Wspominasz tak, jakby to się wydarzyło pięćdziesiąt lat temu – zaśmiał się. – Ale myślę, że nawet za te pięćdziesiąt lat będziesz tak wspominać moje pocałunki. Przyznaj, że jestem w tym zajebisty – stwierdził nonszalancko.
Wywróciłam oczami, nie komentując, żeby jego ego nie wybiło mu dziury w głowie, ale fakt był taki, że mój chłopak był w tym zajebisty.
– Co jest, Mila? – zagadnął zupełnie poważnie. – Myślisz, że już nie jest tak, jak kiedyś? – dodał, a w jego twarzy nastąpiła zmiana.
Martwił się. Mógł udawać twardziela i pewnego siebie, ale wiem, że czasami czuł się niepewnie, chociaż nigdy nie dałam mu odczuć, że jest dla mnie kimś na chwilę. Przeprowadził się dla mnie do Lublina, a potem do Warszawy, gdzie kończyłam ostatni rok ekonomii. Wiedziałam, że to z jego strony poświęcenie, chociaż zawsze powtarzał, że to nic wielkiego i że i tak nie chciał zostawać w naszej małej mieścinie.
– Nie. Tak po prostu wspominam. – Wzruszyłam ramionami. – To chyba przez to wesele Pawła i Sary. My też się poznaliśmy wtedy co oni – wyjaśniłam i chwyciłam za klamkę. – Idziemy?
Marcin zamknął samochód i weszliśmy do lobby, gdzie na szczęście nie było recepcjonistki, dlatego od razu skierowaliśmy się do windy. Gdy jej drzwi się za nami zamknęły, Marcin przyciągnął mnie do siebie, a potem pocałował namiętnie.
Gdy winda zatrzymała się na drugim piętrze, oderwał się ode mnie i szepnął mi na ucho:
– Jeśli coś kiedyś się zmieni, powiedz mi o tym.
W tej prośbie było tyle desperacji, że aż ścisnęło mi się serce. Chwyciłam go za poły kurtki i poprowadziłam do pokoju numer siedemnaście. Włożyłam kartę do czytnika na ścianie i włączyłam światło. Pokój był niewielki, ale dość schludny. Na środku stało duże łóżko przykryte ciemnogranatową kapą, a po jego obu stronach stały dębowe komódki. W oknach wisiały długie nieprzepuszczające światła zasłony. Pod jedną ze ścian znajdowały się szafa i biurko z osobistymi rzeczami Pawła i Sary.
Stanęłam na środku pokoju, pełna wyczekiwania. Marcin, nie odrywając ode mnie wzroku, ściągnął kurtkę, a potem T-shirt. Był podniecony. Widziałam, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada w rytm szybkich oddechów. Mięśnie na jego brzuchu zagrały, gdy sięgnął do rozporka spodni.
– Na co czekasz? – zapytał zachrypniętym głosem.
– Już zapomniałeś? Kręcisz mnie i chcę popatrzeć, jak się rozbierasz – odparłam z uśmiechem.
Nie odpowiedział, tylko kontynuował. Kilkoma ruchami pozbył się butów, spodni, a potem bokserek. Nigdy nie był nieśmiały. To też w nim uwielbiałam. Podeszłam bliżej i przejechałam dłonią po jego torsie, a potem bicepsie. Marcin chwycił mnie za dłoń i pokierował ją na swojego penisa, który był już gotowy do działania.
Gdy pieściłam go ręką, on mnie rozbierał. Szybko, niezdarnie, ale skutecznie. Po kilkunastu sekundach byłam naga.
Pamiętając nakaz Sary, poprowadziłam Marcina do łazienki, gdzie ten natychmiast nałożył prezerwatywę, oparł mnie plecami o ścianę, złapał za biodra i podniósł, a potem wszedł we mnie gwałtownie. Zakręciło mi się w głowie. Jęknęłam głośno. Marcin przyssał się do mojej szyi. Objęłam go mocno za kark i zamknęłam oczy. Jego ruchy bioder były gwałtowne i szybkie. Niemalże agresywne. Wiedział, że tak lubię. Że tak szybko dojdę.
Fala rozkoszy rozlała się po moim ciele jak ciepły deszcz. Jęknęłam w szczytowym momencie, nad czym nigdy nie panowałam. Marcina to kręciło, bo zawsze dochodził zaraz po mnie. Tak stało się też teraz.
Zmęczona oparłam skroń o spocone czoło Marcina, który jeszcze nie otworzył oczu.
– To było mocne – powiedziałam zachrypniętym głosem.
Marcin podniósł głowę, postawił mnie na ziemi, a potem chwycił moją twarz w obie dłonie i szepnął:
– Kocham cię.2
Właśnie kończyliśmy się ubierać, gdy usłyszeliśmy szarpnięcie za klamkę. Mila odwróciła się przestraszona, gdy do pokoju dziarskim krokiem wmaszerował Paweł, a tuż za nim Sara z nietęgą miną.
– Pięknie – sapnął mój ukochany przyszły szwagier. – Wygląda na to, że opłaciłem miejsce schadzek dla własnej siostry i jej gacha. – Stanął na środku pokoju i zwrócił się do Kamili: – Czy ty nie obiecywałaś mi przy wigilijnym stole, że do Wielkanocy z nim zerwiesz?
Mila wzruszyła niewinnie ramionami, a ja parsknąłem głośno, narzucając na siebie kurtkę.
– Ale nie sprecyzowałam, którego roku – wyjaśniła Kamila.
Zasalutowałem Pawłowi na pożegnanie, ruszając w kierunku drzwi. Do Sary puściłem oko. Dziewczyna uniosła jeden kącik ust i pokręciła głową.
Kamila była tuż za mną. W locie złapała kurtkę i torebkę, a potem wzięła mnie za rękę i w ciągu kilku sekund ewakuowaliśmy się z hotelu. Miałem wrażenie, że znowu mam piętnaście lat i macam się z moją pierwszą dziewczyną w jej pokoju, a za ścianą jej rodzice oglądają _Jeden z dziesięciu_.
Ale to nie była Iza. To była Kamila.
Wybiegliśmy na zewnątrz i zatrzymaliśmy się przy moim samochodzie. Mila wyglądała na rozluźnioną i zadowoloną, ale po seksie to był standard. Wciąż się ślizgała na haju po orgazmie. Cały czas była zaczerwieniona od wysiłku. Nie mogłem się powstrzymać i przyciągnąłem ją do siebie, a potem pocałowałem. Było w tej dziewczynie coś, przez co cały czas byłem jej głodny. To było chore, ale chyba przez te dwa lata zdążyłem się od niej uzależnić. Nigdy nie chciałem czegoś takiego poczuć, ale stało się… i teraz musiałem wziąć na bary to, w co dałem się wpakować.
Było nam ze sobą idealnie, ale z Kamilą coś się ostatnio działo. Często była zamyślona i nieobecna. Tłumaczyła się, że to przez ślub Pawła i Sary. Często też przyjeżdżała do domu, żeby spotkać się z przyjaciółką i ogarnąć sprawy związane z imprezą. Kilka razy byliśmy również u nich we Wrocławiu, gdzie spotkałem się z Olkiem, moim najlepszym ziomkiem. On przeniósł się tam dla dziewczyny, jak ja do Warszawy dla Kamili. Mało tego, pozmieniał dla niej wszystkie swoje życiowe plany.
Co się z nami stało? – pomyślałem z ironią.
Olek porzucił pomysł podróżowania po świecie, ale nie wyglądał na kogoś, kto by się poświęcał. Wręcz przeciwnie, wydawał się szczęśliwy. Paula była dobrą dziewczyną, tego jednego byłem pewien, ale nie chciałem, żeby kumpel czegoś potem żałował.
Z Milą mieszkaliśmy razem od roku, ale przez moją pracę, jej studia i staż widywaliśmy się w chacie tylko przelotnie. Weekend majowy w tym roku trwał dla nas prawie tydzień i to była dobra okazja, żeby ze sobą dłużej pobyć, chociaż noce musieliśmy spędzać osobno w swoich rodzinnych domach. Uważałem, że to było kretyńskie i zalatywało średniowieczem. Mila się jednak uparła, bo się krępowała. Nie chciałem się z nią kłócić, więc się na to zgodziłem, ale było mi to nie po drodze.
– Następnym razem też wynajmiemy sobie pokój w hotelu – zastrzegłem. – Dość mam takiej dziecinady.
– Ja też – powiedziała i przytuliła się do mnie. – Nie rozstawajmy się dzisiaj, co? – Podniosła na mnie te swoje brązowo-zielone oczy, którymi mnie zahipnotyzowała tamtego wieczora, gdy Sławek, który zaprosił Sarę na piwo, wrobił mnie w podwójną randkę.
Ani nie miałem na nią ochoty, ani za bardzo czasu, ale jemu zajebiście zależało na wyrwaniu Sary i chciał, żebym zajął się jej najlepszą psiapsią. Byłem pewien, że to się kiepsko skończy, bo Sławek nie był mi nawet w stanie powiedzieć, jak ona wygląda i czy w ogóle przyjdzie.
Gdy się wtedy spotkaliśmy w Kolibrze, czułem się, jakbym dostał obuchem w łeb. Sara była ładna, ale Kamila? WOW. Oprócz tego, że była mega w moim typie, miała to coś w oczach. I to jej poczucie humoru, i to, jak dogadywała starszemu bratu, który pojawił się tam ze swoimi znajomymi. Wpadłem chyba od razu. Czułem też tę chemię między nami. Próbowałem ją wybadać, flirtując z nią jak jakiś pojebany. Ona na to odpowiadała, ale potem zrobiła unik i pomyślałem, że nic z tego nie będzie.
To samo zakomunikowałem Sławkowi, jeśli chodziło o niego i Sarę. To było brutalne z mojej strony, ale taka była prawda. Sarze świeciły się oczy na widok Pawła, co było oczywiste nawet dla niezorientowanego w sytuacji przypadkowego człowieka. Wystarczyło tylko raz na nich zerknąć.
Nie mogłem o Kamili zapomnieć, dlatego zaryzykowałem i dwa dni później zaczepiłem ją na fejsie i zaprosiłem na browara. Stresowałem się jak wariat. Odpisała mi, że spoko, pójdzie. Tak się cały dzień szczerzyłem, że prawie dostałem od tego zajadów.
Nasza pierwsza randka była wręcz idealna. Mila przestała się kryć z tym, że miękną jej na mój widok kolana. Gdy odprowadziłem ją pod blok, chyba z dziesięć minut spędziliśmy na całowaniu się. Dziesięć bitych minut, bez odrywania się od siebie nawet na sekundę. To było wariactwo.
– Marcin? – Szturchnęła mnie w biceps.
Chyba dałem się wciągnąć w te wycieczki do przeszłości, bo na chwilę odpłynąłem.
– Hmm?
– Śpimy u mnie czy u ciebie? – zapytała. – Chyba że masz coś przeciwko? – Podniosła wysoko brwi.
Uśmiechnąłem się.
– Trochę tak, bo spychasz mnie w nocy z łóżka, a poza tym masz zawsze zimne giry – powiedziałem i objąłem ją w pasie.
Mila pokręciła głową, a potem ziewnęła przeciągle. Boże, dopomóż, jak ta dziewczyna mnie rozczula. Nie mogłem się powstrzymać i cmoknąłem ją w nos, który zdążył już zmarznąć. Przytuliła się do mnie i wtuliła twarz w moją szyję. W takich chwilach potrafiłem nawet zapomnieć o tej pulsującej zazdrości, która doprowadzała mnie do pierdolca. Nienawidziłem tego, jak Mila patrzyła na tego typa. Nienawidziłem tego, że się na jego widok śliniła, jakby był jakimś jebanym Chrisem Hemsworthem w stroju Thora. Nie był, ale laski i tak na niego leciały. Wkurwiały mnie takie posiadówki w gronie obcych ludzi.
Starałem się, ale mimo to w pewnym momencie wylazł ze mnie palant, gdy moja dziewczyna zapomniała języka w gębie, jak tamten kolo na nią spojrzał. Tak nie powinno być. Byłem na nią wściekły, ale jak to bywało wcześniej, tylko przez krótką chwilę, bo inaczej nie potrafiłem. Za bardzo rozkładała mnie na łopatki i wystarczyło do tego tylko jedno jej spojrzenie. Nie wspominając o seksie. Jezu, ta dziewczyna była jak ogień. Nigdy nie myślałem, że ma w sobie tyle… tyle wszystkiego.
Lubiła się pieprzyć wszędzie. Miała swój fetysz – seks w miejscach publicznych. Kiedyś wyznała, że chciałaby, aby ktoś nas podglądał, gdy to robimy. Nie powiem, i mnie ta wizja podnieciła, ale chodziło bardziej o to, że to kręciło ją. Była nieprzewidywalna. Uwielbiałem to. I nigdy nie pozwoliłbym jej odejść. Wiedziałem to podświadomie już od jakiegoś czasu. Może od samego początku, ale dopiero niedawno potrafiłem to świadomie sformułować. Nie wyobrażałem sobie już bez niej życia.
– Kimamy u mnie – zadecydowałem. – Masz swoje graty w bagażniku?
Skinęła głową, a ja dałem jej ostatniego całusa w czoło i odsunąłem ją, żeby otworzyć auto, a potem wysłałem szybki SMS do mamy, żeby się nas spodziewała za kilka minut.
– Ale jestem zmęczona… – Ponownie ziewnęła i wpakowała się do środka.
Rozumiałem ją. Spędziliśmy kilka godzin w podróży i po krótkich odwiedzinach w jej domu zostaliśmy wyciągnięci na piwo. Sara i Paweł chcieli wręczyć przy okazji tego spotkania zaproszenia na ślub kilku znajomym. I udało się, upiekli kilka pieczeni na jednym ogniu.
Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę północnej części miasta, która przez tutejszych uznawana była za siedlisko patologii. Zawsze bawił mnie ten podział. Tam bogaci, a tam biedni. W mojej rodzinie nigdy się nie przelewało, ale nie było tak źle. Moich rodziców nie było stać na każdą moją zachciankę, jednak nie przymierałem głodem i nie chodziłem nagi. Nigdy nie miałem do nich pretensji o to, że nie byli nadziani. Nawet tego nie zauważałem.
Gdy pierwszy raz zaprosiłem do siebie Milę, nie wstydziłem się tego, skąd pochodzę i co posiadają moi rodzice.
Ja i Tymek dzieliliśmy dwunastometrowy pokój. Biliśmy się w nim, graliśmy w nim na playstation i pierwszy raz oglądaliśmy w nim porno. Było nam ciasno, ale przeżyliśmy. Nie wstydziłem się tego małego, lekko obskurnego pokoju, bo był częścią mnie i mojego dzieciństwa. Chciałem, żeby Mila zobaczyła go właśnie takim. Chciałem się przekonać na własne oczy, jak na to zareaguje. Co się dla niej liczy i czy nie skreśli mnie tylko dlatego, że nie jestem księciem z bajki. Nie skreśliła. Nie odsunęła się. Ale zareagowała na to po swojemu. Przy pierwszej wizycie w moim domu chciała jak najszybciej go… ochrzcić. Pieprzyliśmy się na łóżku Tymka, jakby jutra miało nie być. Tymon już tu nie mieszkał na stałe, ale czasami wpadał, i ten fakt chyba najbardziej podkręcił Milę.
Moi staruszkowie ją pokochali. Nigdy nie przyprowadziłem do domu dziewczyny. Nigdy mi na tym nie zależało. Żadna nie była mi tak bliska, żebym chciał ją przedstawiać rodzinie. Aż poznałem Milę. A ta wiedziała, jak podlizać się mojej matce. Wystarczyło, że zamruczała, próbując jej sernika, i to przypieczętowało uwielbienie mojej rodzicielki. Mama jest dumna ze swój tajemnej receptury na sernik, którą przekazała jej babcia. Robiła go tylko dwa razy do roku: na Wielkanoc i na Boże Narodzenie. Gdy po raz pierwszy przyprowadziłem do domu Kamilę i poczułem zapach wydobywający się z piekarnika, wiedziałem, że oto zyskaliśmy nowe święto. Od tamtej pory mama robi sernik na Wielkanoc, na Boże Narodzenie i gdy odwiedza nas Kamila.
Zajechaliśmy pod szaro-beżowy blok z wielkiej płyty. Mieszkanie rodziców mieściło się na trzecim, ostatnim piętrze bez windy. Ledwie się tam wdrapaliśmy. Ja miałem trudniej, bo targałem nasze klamoty i samą Milę, która zasypiała na stojąco.
– Milka, już jesteśmy w domu – zachęcałem, gdy na drugim piętrze dopadł ją kryzys.
– A będzie sernik? – zapytała sennie.
– Mama wiedziała, że będziesz. Niech odpowiedź nasunie ci się sama – odparłem.
– Nigdy z tobą nie zerwę. – Ruszyła wreszcie do góry. – Bo kocham ten sernik.
– Każdy powód jest dobry – stęknąłem, stając naprzeciwko drzwi.
Wsunąłem klucz do zamka i przekręciłem go z głośnym zgrzytem. W korytarzu panował półmrok, a z sypialni rodziców docierało niebieskawe światło telewizora. Mama nie spała. Jak na zawołanie wyłoniła się z pokoju w swoim kolorowym flanelowym szlafroku. Na nasz widok wyszczerzyła się szeroko. Rozpostarła ramiona i zamknęła w nich w pierwszej kolejności Kamilę.
– Oczywiście. Syn mógłby nie istnieć. Najważniejsza jest Kamila – rzuciłem z udawaną pretensją.
Tak naprawdę kochałem patrzeć na interakcję tych dwóch najważniejszych dla mnie kobiet. Nawet za cenę ignorowania mnie przez własną matkę.
– No, żebyś ty chociaż udawał dobrego syna i od czasu do czasu do starej matki zadzwonił. – Oderwała się od mojej dziewczyny i objęła mnie mocno.
Jej znajomy zapach, tak jak zapach mieszkania, był niepowtarzalny i zawsze przywodził mi na myśl bezpieczeństwo. Czując go, wiedziałem, że miałem w życiu farta. Mama odsunęła się ode mnie i przytrzymała mnie za ramiona, zadzierając do góry głowę. Była niewysoka i szczupła. W zasadzie w ogóle się dla mnie nie zmieniała. Ten sam jasnobrązowy odcień lekko falowanych włosów i te same wiecznie śmiejące się niebieskie oczy.
– Zjecie coś? – zapytała.
Odmówiliśmy, bo byliśmy padnięci.
– Czuję sernik – powiedziała Mila, ziewając szeroko.
Miała rację, ja też czułem ten charakterystyczny waniliowy zapach, ale nie spodziewałem się niczego innego. Moja rodzicielka kochała Kamilę chyba bardziej niż mnie.
Mama zachichotała.
– Oczywiście, że jest sernik. Zjecie sobie jutro, a teraz marsz do łóżka. – Popchnęła mnie i Milę do mojego dawnego pokoju, który przez tyle lat dzieliłem z Tymonem. – Pościel macie naszykowaną.
– Damy sobie radę – powiedziała Kamila i rzuciła się na łóżko.
Mama życzyła nam dobrej nocy i zamknęła drzwi. Dziesięć minut później leżeliśmy już w ciemnościach na mojej starej wersalce. Była strasznie niewygodna, ale byliśmy tak padnięci, że w tej chwili zasnęlibyśmy nawet na kamieniach.
– Marcin? – zagadnęła cicho Kamila, gdy zaczynałem odpływać.
– Hmm? – zamruczałem.
– Żałujesz? – zapytała.
– Czego?
– Tego, że mnie spotkałeś? Chciałeś z Olkiem wyjechać i zobaczyć trochę świata. – Podniosła się na łokciu i nachyliła nade mną.
Jej długie włosy opadły na mój nagi tors. Uniosłem się na przedramionach i próbowałem spojrzeć jej w oczy, ale w tych ciemnościach to było niemożliwe. Po prostu dotknąłem jej policzka palcami.
– O czym ty mówisz? – Nie mogłem się wyzbyć z głosu niedowierzania.
Jak mogła tak pomyśleć? Dlaczego nawiedzają ją takie wątpliwości, i to o takiej porze?
– Nie wiem. – Poczułem, że wzrusza ramionami. – Tak tylko pytam.
Westchnąłem, oblizałem spierzchnięte usta i przyciągnąłem ją do siebie, a potem opadłem plecami na dużą pierzastą poduchę. Kamila ułożyła głowę na mojej piersi. Zrobiło mi się lepiej.
– Niczego nie żałuję, Mila. Niczego, co ma związek z tobą i decyzjami, które podjąłem, gdy cię poznałem. – Zabrzmiało to strasznie oficjalnie i uroczyście, ale może to i dobrze.
Nie wiem, co się z nią działo, ale zamierzałem dać jej jasno do zrozumienia, że jeśli chodziło o mnie, to nic się nie zmieniło.
Objęła mnie ciasno w pasie, a ja przywarłem ustami do jej chłodnego czoła. Tak zasnęliśmy.
Obudził mnie jakiś stukot. Otworzyłem oczy, ale zaraz je zmrużyłem, bo w pokoju było za jasno. Gdy ponownie je otworzyłem, zobaczyłem paskudną facjatę mojego brata.
– Jezu – jęknąłem na ten widok. – Co ty tu robisz?
– Ja tu też mieszkam, Cinek – wyszczerzył się jak nienormalny.
Nienawidziłem tego zdrobnienia.
– Kiedy przyjechałeś? – Podniosłem się ciężko, cały czas w stanie zawieszenia pomiędzy snem a przebudzeniem. – Która godzina? – dodałem nieprzytomnym głosem.
Szukał czegoś nerwowo w szafce obok biurka, hałasując jak buldożer.
Tymon studiował w Łodzi informatykę i nie wiedziałem, że na weekend majowy przybędzie do staruszków.
– Dwie godziny temu, a dochodzi jedenasta, Śpiąca Królewno – prychnął. – Zdążyliśmy już z Milą rozpracować pół blachy sernika.
Dopiero teraz oprzytomniałem na tyle, żeby zauważyć, że jej obok mnie nie ma.
– Co robicie? – zawołała Kamila, wpadając do pokoju.
Roztrzepana, bez makijażu, z mokrymi po prysznicu włosami. Skoczyła na łóżko i odbiła się od sprężynowego siedziska.
– Próbuję się otrząsnąć po widoku jego paskudnego pyska. – Przetarłem oczy, a potem dałem Kamili słodkiego buziaka.
– Chryste, w kogo ty go zmieniłaś, dziewczyno? – Tymon pokręcił głową z niesmakiem.
Tymon był ode mnie młodszy o dwa lata. Szczupły, wysoki, ciemnowłosy. Byliśmy zupełnie różni, jeśli chodziło o wygląd. Tylko oczy mieliśmy takiego samego koloru. Mimo wszystko ludzie zauważali w nas podobieństwo. Jedni wspominali o kształcie twarzy, inni o takich samych nosach. No cóż, o nosach wspominali przed moim spektakularnym wypadkiem na rowerze, po którym już na zawsze byłem tym „charakterystyczniejszym” z braci.
– Już ja dobrze wiem, co mu zrobiłam i co mu robię prawie każdego dnia – odparła z insynuacją w głosie, puszczając do Tymona oko.
Nie byłem pewien, ale chyba mój młodszy brachol się zarumienił.
Taka była Kamila. Bezwstydna i bezpośrednia. Jak ja to w niej uwielbiałem… Gdybyśmy byli sami, kazałbym jej zrobić tę rzecz, która teraz pojawiła się w jej sprośnych myślach.
Tymon wsadził sobie do ust dwa palce i udał, że ma odruch wymiotny. Wypadł z pokoju bez tej zguby, na którą polował od dobrych dziesięciu minut.
Kamila się zaśmiała i opadła plecami na łóżko.
– Uwielbiam go zawstydzać – przyznała. – Jest wtedy taki uroczy – zachichotała.
– Diablica – szepnąłem jej na ucho i przygryzłem je mocno.
Jej oddech przyspieszył. Mokre kosmyki przykleiły się do jej szyi i podbródka. Nachyliłem się nad nią i zaciągnąłem jej zapachem. Słodkim, owocowym i kompletnie odurzającym. Zgłodniałem.
– Wiesz, że nie możemy teraz tego zrobić – zastrzegła, ale słabo i bez przekonania.
Na jej policzkach pojawiły się dwa podłużne rumieńce, które miałem ochotę polizać. Jej cera była prawie nieskazitelna. Tylko mały pieprzyk na linii szczęki zaburzał ten idealny obraz. Kochałem ten pieprzyk. I ten w kształcie chrabąszcza na jej ramieniu. I tę małą bliznę na jej obojczyku. I ten jej lekko zadarty nos.
– Dlaczego? – Przygryzłem mocno jej dolną wargę.
– Maaarcinnn – zamruczała seksownie, co jeszcze bardziej mnie pobudziło.
Przywarłem do niej kroczem. Czuła mnie przez bokserki. Wiedziałem, że też jest podniecona, lecz miała rację. Nie mogliśmy się teraz pieprzyć. Nie, gdy w każdej chwili ktoś mógł tu wejść i nas zobaczyć. Owszem, ja też fantazjowałem o tym, że ktoś nas nakrywa, ale na litość boską, nie członek mojej rodziny. Aż tak pojebany nie byłem.
Odsunąłem się i zawarczałem z frustracji.
– Następnym razem musimy sobie zarezerwować pokój schadzek – powiedziała Kamila z niezadowoloną miną. – Ostatnio cały czas mam ochotę na seks. Czy to normalne? – zagadnęła jakby nigdy nic.
Uśmiechnąłem się.
– Nie wiem, ale ja się nie skarżę – skwitowałem.
– Spróbowałbyś – dodała i na chwilę się zamyśliła, jakby odpłynęła myślami gdzieś daleko ode mnie.
Tak jak ostatnio często jej się zdarzało, co zaczynało mnie stresować.
– Hej. – Podszedłem do niej i objąłem ją od tyłu w pasie. – Co jest?
– Nic, Marcin. – Opasała się moimi ramionami, a w moim wnętrzu zacisnął się gruby węzeł.
Już miałem ją do siebie odwrócić i wyciągnąć z niej prawdę, ale do pokoju zajrzała mama, która kazała nam przyjść na śniadanie.
Westchnąłem znużony i przysiągłem sobie, że zanim wrócimy do Warszawy, dowiem się, co ją gnębi. Dowiem się i wszystko… naprawię.
To wydarzenie zostało opisane szerzej w części _Stand by me_.