Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Za murami poprawczaka - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 maja 2025
30,29
3029 pkt
punktów Virtualo

Za murami poprawczaka - ebook

„Nie przeraża ich dźwięk kluczy Ani szara w oknach stal Tylko kraty w ludzkiej duszy Rodzą bunt a czasem — żal” R. M. Jest to prawie 400 stronicowa, dość kontrowersyjna, ale też bardzo optymistyczna książka z zakresu tzw. litertury faktu, napisana przez wieloletniego wychowawcę, nauczyciela i dyrektora Zakładu Poprawczego w Laskowcu.
Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8126-665-9
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Recenzja

To książka doprawdy niezwykła! Napisana przez długoletniego praktyka i pasjonata „twórczej resocjalizacji”. Z pewnością może być ona inspirującą lekturą dla każdego!

Dzięki szerokiej wiedzy i licznych zainteresowań Autora — wybitnego praktyka (wychowawcy, nauczyciela i dyrektora Zakładu Poprawczego w Laskowcu) — pozycja ta bardzo dobrze się wpisuje w podstawowy kanon literatury resocjalizacyjnej w Polsce. Ciekawie uporządkowana struktura tekstu, przeplatana pasjonującymi opisami własnych zawodowych doświadczeń, stanowi wręcz doskonały materiał dla praktyków, nauczycieli i studentów resocjalizacji. Także ludzie nie związani zawodowo z pedagogiką i resocjalizacją mogą bardzo wiele z niej skorzystać, gdyż jest to rzeczywiście książka wciągająca i uniwersalna — skierowana do każdego człowieka, zainteresowanego aktualnymi problemami naszej młodzieży.

W ramach swojej zawodowej pracy (Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich) miałam okazję wizytować prawie wszystkie placówki resocjalizacyjne w Polsce. Kilkakrotnie byłam też w Laskowcu. Jako pracownik naukowy ( Akademia Pedagogiki Specjalnej w Warszawie) jeździłam tam także ze swoimi studentami. Poznałam więc z autopsji wiele innowacyjnych metod wychowawczych, realizowanych w tym zakładzie z inspiracji i pod kierunkiem ówczesnego jego dyrektora — Ryszarda Makowskiego. Charakterystyczną cechą tegoż zakładu była zawsze znakomita atmosfera wychowawcza panująca w tej placówce, ciekawe pomysły i wysokie zaangażowanie jej pracowników. Omawiana tutaj książka jest także — bardzo pięknym i konkretnym tego przykładem.

Jeśli ktoś szuka w tej książce jakiejś oryginalnej egzotyki i sensacji, to zapewne też ją tam znajdzie, ale nie to — jest w niej najważniejsze. Wielką wartością i zarazem głównym przesłaniem tejże książki jest bowiem niesamowity, pedagogiczny optymizm i głęboka wiara, że w każdym, nawet najgorszym człowieku jest jakaś mała iskierka dobra. Te iskierki, zdaniem autora — można i… trzeba rozdmuchiwać w jak największy płomień, zgodnie z pragnieniem, sugestywnie wyrażonym w pewnej pięknej, oazowej pieśni — „aby świat lepszym był”! Jak to robić? — Poczytajcie!

DR ANNA NOWICKA-CHACHAJ

pracownik naukowy

Akademii Pedagogiki Specjalnej

w Warszawie

oraz

Biura Rzecznika Praw ObywatelskichWypowiedzi Internautów

WYPOWIEDZI TE DOTYCZĄ ROBOCZEJ WERSJI TEJŻE KSIĄŻKI. BYŁY ONE KIEDYŚ SPONTANICZNIE ZAMIESZCZANE NA STR: WWW.RYSMAK.JASKY.PL CYTUJĘ JE TU W ORYGINALNEJ FORMIE, BEZ ŻADNEJ LITERACKIEJ KOREKTY.

_— D. MASŁOWSKA:_

_„Książka będzie wspaniała. Ukaże aspekty życia, o których do tej pory niektórzy z nas nie mieli pojęcia. Wystarczy przeczytać „Przepraszam Cię, mamo…”_

_— ARTUR:_ _„Nigdy nie sądziłem, że praca w poprawczaku może być aż tak ciekawa i tak wciągająca! Od bardzo dawna nikt nie napisał na ten temat, tak dobrej i tak interesującej książki. Podziwiam i gratuluję!”_

_— BALBINA:_ _„Jest jednak ogromna różnica, pomiędzy książkami o resocjalizacji pisanymi przez teoretyków i przez praktyków. Te pierwsze bywają pożyteczne, ale są na ogół uciążliwe w czytaniu i nudne, a pośród tych pisanych przez praktyków — zdarzają się książki naprawdę fascynujące. Taką bardzo pożyteczną i jednocześnie fascynującą książką niewątpliwie jest — Za murami poprawczaka! Szczerze polecam ją wszystkim a szczególnie studentom resocjalizacji.”
__-DYRO:_ _„Dla mnie (też długoletniego praktyka) mocną stroną tej książki jest bardzo interesująca przeplatanka autentycznych „zakładowych przygód” z głęboką refleksją, dotyczącą bardzo wielu istotnych problemów, ściśle związanych z codzienną pracą w zakładzie oraz specyfiką zarządzania taką placówką. To bardzo cenna i inspirująca lektura, zwłaszcza dla kolegów po fachu i naszych zwierzchników.”_

_— ZEKSIK:_

_„Tak ciepło i ciekawie o swoich chłopakach (nawet tych najtrudniejszych) i o swoich kolegach (nawet tych, co czasami dosyć mocno „stawali Ci okoniem”) mogłeś pisać tylko Ty! Kolego Ryszardzie — Dziękuję, podziwiam i gratuluję!”
__-XXL:_ _„Jestem bardzo zdziwiony tak jednoznacznie wysoką oceną tej „niby-książki”. O ile znam się (a znam się na pewno — 4 lat pracy w ZP )na tego typu pracy, to większość opisanych tu ( nie przeczę, że bardzo ciekawie) zdarzeń i „egzotycznych”, zakładowych przygód, to zapewne wybujała fantazja autora. A refleksje? — Są tak kontrowersyjne i często wręcz wywrotowe, że trudno jest mi je uznać za jakąś cenną i twórczą inspirację. Zakład — to zakład, czeka cię tam tylko żmudna, ciężka praca za kratami, z bardzo trudnymi i perfidnymi nielatami oraz niewielką szansą na jakąkolwiek satysfakcję, a nie jakieś tam wyimaginowane spotkania, popisy, występy, rajdy i wycieczki. To przecież zbyt ryzykowne, aby w praktyce było w ogóle możliwe.”_

_— JOLKA:_ _„Szanowny Panie XXL. Musiałby Pan chyba osobiście poznać ten zakład w Laskowcu, jego wspaniałą kadrę i Pana Ryszarda, który jest rzeczywiście ostrym ryzykantem, urodzonym optymistą i autentycznym pasjonatem, aby się przekonać, że opisane w tej książce problemy, zdarzenia i przygody są nie tylko ciekawe, ale także prawdziwe. Pan Ryszard opisuje je rzeczywiście bardzo emocjonalnie i z „ułańską fantazją” — ale uczciwie. Sama, będąc studentką miałam wiele okazji, aby się o tym osobiście przekonać. Różnych ciekawych i egzotycznych przygód przeżyłam tam bardzo wiele i wiem, że tylko niektóre z nich znalazły się w tej książce. A reszta? — Może ukażą się one w następnych rozdziałach lub tomach, czego sobie i innym szczerze życzę. A refleksje? Mnie one jednak bardzo mocno inspirują i uważam, że po tak wielu, niekwestionowanych osiągnięciach i tak długim stażu pracy na różnych stanowiskach, Pan Ryszard ma szczególne prawo do dzielenia się z nami swym bogatym doświadczeniem i własnymi przemyśleniami. Niektóre z nich są rzeczywiście bardzo śmiałe i kontrowersyjne, ale to przecież zaleta tej książki, a nie jej wada.”_

_— ANIA:_ _„Brawo Jolka! Masz 100%-ową rację! Ja też kiedyś jako studentka resocjalizacji dosyć dobrze poznałam ten zakład w Laskowcu i tego „szalonego” Makowskiego. Rzeczywiście opisane w tej książce zdarzenia i przygody, to tylko drobne fragmenty wspaniałej, pedagogicznej pracy, realizowanej tam systematycznie od wielu, wielu lat. To nie żadna lipa, ale doskonały przykład i zachęta do uprawiania prawdziwie „twórczej resocjalizacji”. Im szybciej w to uwierzy kol. XXL, tym lepiej będzie dla niego i dla jego wychowanków.”_

_— ARTURJO:_ _„A ja będąc uczniem, nie chciałbym mieć takiego nauczyciela, a będąc nauczycielem, nie chciałbym mieć takiego dyrektora, bo by nas zamęczył swoją pedagogiczną nadpobudliwością. Mimo to serdecznie pozdrawiam i gratuluję sukcesów.”
__-R.MAKOWSKI:_ _„Drogi Arturjo! Ja też nie wiem, czy chciałbym mieć takiego szefa. Na szczęście nie musiałem się tym przejmować, gdyż z oczywistych względów — Makowski, nigdy nie był moim szefem. Było nim tylko moje sumienie i własne poczucie honoru. Wobec tych swoich głównych przełożonych, staram się zawsze być lojalny. Za gratulacje oczywiście dziękuję i również serdecznie pozdrawiam — Ryszard Makowski”_

_— BARBARA:_ _„Eh Arturio, Arturio! Ty nie myl pedagogiki z erotyką i co za tym idzie: nadpobudliwości pedagogicznej z seksualną. O ile ta druga, rzeczywiście bywa kłopotliwa i często wręcz nie do zaakceptowania, to ta pierwsza jest bardzo pożyteczna. Jest jak najbardziej ok! Mówię Ci to i jako kobieta, i jako pedagog z dużym doświadczeniem, i jeszcze większym podziwem dla nowatorskich metod takiej właśnie resocjalizacji. Panie Ryszardzie — Bardzo chciałabym Pana poznać, a póki co — serdecznie gratuluje!”_

_-R.MAKOWSKI:_ _„Sympatyczna Pani Basiu! Bardzo dziękuję za ten oryginalny komentarz. Poznać się oczywiście możemy i nie wątpię, że taka koleżeńska wymiana bogatych ( jak to Pani podkreśla) naszych doświadczeń, byłaby zapewne bardzo ciekawa i pouczająca. Nie bardzo tylko wiem, jakie to doświadczenia ma Pani faktycznie na myśli — te pierwsze czy może te drugie? To jest oczywiście tylko drobny żart, wynikający z podobnego zapewne poczucia humoru, więc proszę mi go nie brać za złe, a za tą solidarną obronę tej mojej „pedagogicznej nadpobudliwości” — naprawdę serdecznie dziękuję zarówno Pani, jak i wszystkim innym, życzliwym komentatorom.”_

_— HARY_

_„Ja też bardzo dziękuję za tą ciekawą i bardzo pouczającą książkę. Duże wrażenie zrobił na mnie ten rozdział o niebezpiecznym ataku na Pana osobę, przez dwóch agresywnych wychowanków. To jest rzeczywiście „wiadro zimnej wody” dla naiwnych i łatwowiernych kandydatów do tego zawodu. Cała książka jest jednak bardzo optymistyczna i w przeciwieństwie do wielu innych, niezwykle zachęcająca do tej ciekawej i emocjonującej pracy. Ja w każdym razie będę chciał tego spróbować i może mi się to uda. W trudnych chwilach, będę pewnie wracał do tej lektury i szukał tam pociechy, zapału i różnych wskazówek. Serdecznie pozdrawiam i czekam na nowe rozdziały, gdyż chętnie ją kupię, także wtedy, kiedy będzie już w księgarni.”_

_— ADAŚKO:_

_„Hej! Wróciłem właśnie ze szkoły, zjem obiad i zaraz wezmę się za czytanie kolejnych rozdziałów tej właśnie książki, bo dla mnie to prawdziwy literacki odlot. Za rok zdaje maturę i często się zastanawiałem nad tym, co powinienem studiować. Teraz już wiem — resocjalizację! Odkąd trafiłem przypadkiem na tę stronkę i wgrałem zdobytą tutaj książkę do swojego palmofonu, i zacząłem ją czytać (czasem nawet na nudnych lekcjach –sit!) nie mam już żadnych wątpliwości, że to jest właśnie to!”_

_— „DOKTOREK”:_

_„Jak to już zaznaczyłem w zamówieniu, ja także pracuję ze studentami resocjalizacji. W przeciwieństwie do Pana, jestem jednak tylko teoretykiem i podobnie jak wielu innych kolegów teoretyków — mam z tego powodu różne kompleksy. Inni też je mają, ale wolą się do tego nie przyznawać. Bardzo ucieszyła mnie ta książka (chociaż nie przepadam za publikacjami elektronicznymi), bo wypełnia ona wielką lukę w naszej literaturze z dziedziny pedagogiki resocjalizacyjnej. Od bardzo wielu lat, nic podobnego się przecież nie ukazało. Swoje teoretyczne wywody będę mógł teraz ilustrować konkretnymi przykładami z praktyki (wprawdzie nie swojej, ale jednak…). Nie wszystkie Pana poglądy podzielam, ale jest to doskonały materiał do własnych przemyśleń, poszukiwań i dyskusji. Myślę, że ta książka bardzo ożywi moje zajęcia ze studentami i zachęci ich do tego pięknego i społecznie pożytecznego zawodu. Pozdrawiam i szczerze gratuluję! Niecierpliwie też czekam na jej pełną, drukowaną wersję.”_

_— SOŁTYS Z R:_

_„A ja odwrotnie niż pan „doktorek” wolę e-booki od normalnych książek. Są praktyczne i niezniszczalne. Za cenę dwóch zwykłych książek (70zł) kupiłem starego ale sprawnego palmptopa (m500) i kartę SD. Oprócz kilku darmowych programów ( w tym czytnika PDF dla Palma) ściągniętych z Internetu, wgrałem w niego kilka książek i dodatkowe kilkadziesiąt na kartę i teraz tą całą bibliotekę mam zawsze przy sobie, bo w kieszeni. Te książki czytam sobie w wolnych chwilach w polu, w lesie, na łące, w autobusie i wszędzie gdzie chcę. Tak też czytam — „Za murami poprawczaka” i muszę przyznać, że ta książka coraz bardziej mnie wciąga i intryguje. Zdecydowanie ją polecam i to nie tylko studentom i naukowcom (ja np. jestem rolnikiem).”_

_— „KRAWĘŻNIK”:_

_„Dla mnie to bomba! Nim ją przeczytałem, byłem jak trąba. Bo wciąż trąbiłem obiegowe zdanie, że nielatom potrzebna jest tylko kara, a nie wychowanie._

_— ROBERT G:_

_„Nie wiem czy na temat pracy w zakładzie poprawczym ktoś, kiedykolwiek napisał coś równie ciekawego i praktycznego?! Tą roboczą wersję Pana książki czyta się jednym tchem, ale o poruszonych w niej problemach myśli się bardzo długo i bardzo intensywnie. Zarówno dla praktyków, jak i teoretyków resocjalizacji — to prawdziwy rarytas, zresztą będzie ona bardzo cenna dla każdego, kto ją uważnie przeczyta. Pozdrawiam i dziękuję!!!”_

_— MORELKA_

_„Jestem prostytuką. Do przeczytania pana książki — czyli tego e-booka z Internetu namówiła mnie moja kumpela. Czytałyśmy obie i obie się nie tylko zdrowo pośmiłyśmy ale także obie poryczałyśmy. Prostytuki też czasem płaczą! (Może częściej niż myślicie). Moje dotychczasowe życie jest bardzo skomplikowane i dramatyczne. Zazdroszczę chłopakom z Laskowca, że mili takich wychowawców jak pan. Mówiąc szczerze, to przeczytanie tej książki przyniosło mi niemałą stratę, bo taka zapłakana i wzruszona nie nadawałam się wczoraj do pracy i straciłam kilku niezłych klijentów. Ale wcale tego nie żałuje! Może też zacznę studiować resocjalizację? Czemu tak późno Pan to napisał? Może inaczej potoczyłoby się moje życie?!!!”_

_— ANULA_

_„Rozumiem te biedne dziewczyny! Przeczytałam Pana e-booka i też bardzo mnie on zainteresował i wzruszył. Po tej lekturze naprawdę się pragnie — „aby świat lepszym był”!_

_— JUSTYSIA_

_„Mam pytanie: czy w swojej pracy magisterskiej mogę się powoływać, na tą pana rewelacyjną książkę? Chcę też przy tej okazji, bardzo panu podziękować, za to że wbrew ogólnym zwyczajom, zgodził się pan ją nam udostępnić (i to w różnych, praktycznych formach), jeszcze przed ukazaniem się jej w księgarniach. Zresztą ona i tak już wygląda profesjonalnie. To jest strzał w dziesiątkę!!! Zamiast bezczynnie i niecierpliwie na nią czekać, możemy już teraz z niej korzystać, o niej dyskutować i swoimi komentarzami wpływać na jej ostateczny kształt. To niesamowite! Dobrze, aby i inni tak robili, to może w księgarniach byłoby mniej w tych pseudopedagogicznych bubli, bo jak to powiadają — „prawdziwa cnota krytyki się nie boi”. Ze studenckim pozdrowieniem — Justyna”_

_— __ULAA_

_„Ja sobie wgrałam tą Pana książkę do odtwarza MP3 i słucham jej- rozdział po rozdziale, prawie codziennie. To rzeczywiście 2w1 — Wielka wygoda i wielka przyjemność na raz!! Świetny pomysł!!”_

_— __KASIA K__._

_„Przeczytałam tą Pana książkę, życzliwie mi udostępnioną w formie elektronicznej i to jak się mówi „od dechy do dechy”. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Ta Pana niesamowita pedagogiczna pasja, jakoś i mnie porwała, bo zaczęłam bardzo poważnie myśleć o zmianie pracy. Obecnie, mimo że studiuję resocjalizację pracuję w prywatnym biurze i całkiem nieźle zarabiam, ale teraz już wiem co naprawdę chciałabym w życiu robić i do czego przyda mi się ta resocjalizacja! Gratuluję i dziękuję — bardzo wdzięczna Katarzyna!”_

_— DARIA_

_„W tej Pana książce wyraźnie widać dwie dobrze uzupełniające się warstwy. Pierwsza jest ciekawa zwłaszcza dla studentów resocjalizacji i różnych innych pozytywnie „nawiedzonych”, interesujących się trudnymi problemami naszej młodzieży. Te rozdziały przeczytałam jednym tchem. Ta druga jest natomiast bardzo przydatna dla ludzi już zawodowo zajmujących się pedagogiką i resocjalizacją. Tą część, to mój brat (dyrektor Liceum) przeczytał jednym tchem, a ja ją czytałam już ze znacznie mniejszymi emocjami. Pomyślałam więc, że może lepiej by było napisać dwie różne książki wyraźnie zaadresowane do różnych adresatów. To tylko moja skromna propozycja. Tak, czy owak — książka jest wspaniała i bardzo za nią Panu dziękuję.”_

_— __MONIKA B__
”Oj nie! Niech lepiej zostanie tak jak jest. Ja też jestem studentką i też w tej chwili bardziej mnie emocjonują te rozdziały „przygodowe”, że tak powiem, ale… Ale kto wie — może kiedyś będę wychowawcą w podobnym zakładzie albo może… dyrektorem i wtedy ta „druga warstwa” bardzo mi się przyda, to pewne. A teraz? A teraz nikt nie musi wszystkich rozdziałów czytać po kolei. Ja jednak je przeczytałam i nie żałuje!!! To bardzo wciągająca i cenna pozycja. I do tego taka — optymistyczna!!!”_

_— __ANITA
”__Pewnie, że nie ma to jak tradycyjny druk książkowy, ale i tą wersję elektroniczną czyta się całkiem dobrze. Dla mnie znacznie ważniejsza jest treść niż forma, a treść jest tu znakomita. Dawno już z resocjalizacji nie czytałam czegoś równie fascynującego, jak ta właśnie książka naszego Pana Ryszarda. Z niecierpliwością czekam na jej drugą część, która podobno już się tworzy. Chociaż za oknem jeszcze prawie zima — ciepło pozdrawiam!”
-„__OBIBOK”_

_„Przeczytałem Pana książkę z wielkim zainteresowaniem (to u mnie rzadkość, bo nie przepadam za fachową literaturą)i często do niej wracam przy pisaniu swojej pracy magisterskiej. Jest ona dla mnie zachętą i magazynem ciekawych pomysłów. Z niecierpliwością czekam na jej drugą część, którą podobno Pan już zaczął pisać. Gdzie i jak ją będzie można zdobyć i czy będziemy się mogli jeszcze jakoś spotkać, aby powspominać, podyskutować i otrzymać autograf?”_

_— MAGDA__
”…Tą książkę dostałam od swojej profesorki z Liceum i muszę przyznać, że jest to dla mnie jeden z najciekawszych prezentów jakie dotąd dostałam. To ta książka radykalnie zmieniła moje dotychczasowe plany. Zamiast studiować informatykę na politechnice, zdecydowałam się studiować resocjalizację na APS. Tak samo chce zrobić jeszcze dwóch moich kolegów. My podobnie jak Pan, chyba też wolimy współtworzyć nowe życiorysy jakichś trudnych małolatów, niż nowe programy. Mam nadzieję, że się wkrótce spotkamy na Pana wykładach i autograf wtedy dostanę.”_

_— __MADZIA_

_„Moja droga imienniczko! Chyba każdy student chciałby mieć zajęcia z Panem Makowskim, ale nie wszystkim się to udaje. Moja grupa niestety nie miała tej okazji, ale dużo o tych zajęciach i wyjazdach do zakładów poprawczych słyszałam i jego książkę też jakoś zdobyłam, i to nawet z autografem!
Radzę Ci już na początku roku zorientować się, czy i w których grupach waszego roku Pan Makowski będzie prowadził swoje zajęcia. Ma on je chyba tylko na ostatnim roku i to ze studentami zaocznymi, ale może być też inaczej, bo to zależy od aktualnego programu studiów i jego możliwości czasowych, gdyż jest on podobno osobą dojeżdżającą gdzieś z poza Warszawy. Wiem to od swojej koleżanki, która bardzo te zajęcia chwaliła i o Panu Makowskim dużo mi opowiadała. Warto wtedy przenieść się do takiej właśnie grupy, z którą on będzie pracował. Ja to przegapiłam, a potem żałowałam, ale na takie przenosiny było już za późno. Jeśli faktycznie interesuję Cię resocjalizacja, to wybór APSu będzie dla Ciebie strzałem w dziesiąnę i pewnie do tej jego ciekawej książki zajrzysz jeszcze nie raz. Powodzenia!”_

_— __AGATA
”__Po tych naszych, niestety już kończących się zajęciach i po uważnym przeczytaniu tej znakomitej Pana książki oraz naszym wspólnym pobycie w Laskowcu, zaczęłam się poważnie zastanawiać nad takim oto pytaniem. Czy lepiej by było, aby Pan nadal pracował tam, w swym ukochanym Laskowcu, czy też może lepiej, że pracuje Pan jednak z nami studentami? Tam w Laskowcu bardzo Pana chwalili i uważają, że także teraz Pan bardzo by się im przydał. Ale my przecież także potrzebujemy takich ludzi jak Pan. Ja uważam, że teraz ma Pan jednak większe możliwości do propagowania nowoczesnej resocjalizacji, gdyż ucząc nas studentów, przygotowuje Pan nowych zapaleńców do aktywnej pracy z trudną i przestępczą młodzieżą. Robi to Pan z wielką pasją i wprost znakomicie, dlatego muszą być z tego jakieś piękne owoce. Jak to dobrze, że mogłam Pana poznać! Pozdrawiam i dziękuję — za wszystko!!! Mam nadzieję, że to Forum i ta Pana książka, będą nadal nas jakoś łączyć!”_

_— R.MAKOWSKI:_

_„Jestem bardzo wdzięczny za te wszystkie bardzo ciekawe i ciepłe „mini- recenzje” roboczej wersji mojej książki, umieszczane na tym forum oraz w komentarzach do artykułu — „Za murami poprawczaka”. Dziękuję też za wszystkie, związane z tym e-maile. Myślę, że tak wysoka ocena jest tu mocno przesadzona, ale nie przeczę, że bardzo mnie ona cieszy i twórczo dopinguje. Serdeczne dzięki!!!”_Wstęp

TĘ KSIĄŻKĘ, PRZEZ PONAD DWADZIEŚCIA LAT — PISAŁO MI ŻYCIE!

Być może lepiej jest pisać książki kompletne, które mają swój wyraźny początek, logiczną strukturę i definitywny koniec. Być może i ta książka powinna być właśnie taka — redakcyjnie przykrojona, skrupulatnie uporządkowana i tematycznie dopięta. Powiem szczerze — mnie chyba na to już albo jeszcze — nie stać. Nie widzę sensu w zmuszaniu się do tej harówy, jaką byłoby dla mnie owo gruntowne analizowanie i porządkowanie tak wielu archiwalnych materiałów, różnych wspomnień i rozbieganych myśli. Może jestem na to jeszcze za młody, a może już za stary. Szkoda zdrowia i czasu. Inni potrafią to robić dużo lepiej. Podziwiam ich za to, ale nie zamierzam naśladować. Nie jest to oczywiście żadne tam lekceważenie potencjalnych czytelników. Przeciwnie — CHCĘ IM PODAROWAĆ KAWAŁEK SWOJEJ DUSZY, A NIE PROFESJONALNĄ ROZPRAWĘ, MONOGRAFIĘ CZY TYPOWO NAUKOWY PODRĘCZNIK.

W życiu i w pracy byłem zawsze zwolennikiem swobodnej lecz dobrze zorganizowanej improwizacji. Tylko pozornie, te dwa ostatnie słowa do siebie jakoś nie pasują i wzajemnie się wykluczają. Postanowiłem i w tym przypadku dać sobie trochę luzu, zaufać spontanicznemu natchnieniu i pisać tak, aby mnie to zbytnio nie męczyło i… nie nudziło, kiedy będę to kiedyś przeglądał lub czytał.

JEŚLI TA TWÓRCZA SWOBODA UDZIELI SIĘ TAKŻE TYM, KTÓRZY ZECHCĄ MOJĄ KSIĄŻKĘ TAKŻE PRZEJRZEĆ LUB POCZYTAĆ, BĘDĘ BARDZO ZADOWOLONY. Można więc ją czytać od początku, od środka i od końca. Można w dowolnym miejscu to czytanie przerywać i do niego powracać. Niektóre moje myśli, czy sformułowania być może będą się nawet powtarzać, ale jest to przecież naturalna cena, za oferowaną tu możliwość swobodnego wertowania takiej właśnie książki. Mam nadzieję, że w każdym przypadku systematycznego czy wyrywkowego jej czytania, powinien być z tego jakiś konkretny pożytek.

NIEKTÓRE, ZWŁASZCZA KOŃCOWE ROZDZIAŁY TEJŻE KSIĄŻKI MAJĄ WYMIAR BARDZO OSOBISTY LUB TYLKO… LOKALNY. JEST TO BOWIEM KSIĄŻKA Z POGRANICZA AUTOBIOGRAFII ORAZ LITERATURY FAKTU. Mogą więc one zainteresować pewnie tylko moich przyjaciół i wąskie grono osób bezpośrednio związanych z Zakładem Poprawczym w Laskowcu oraz kolegów z tej samej lub podobnej branży. Są to jednak ludzie, których bardzo szanuję i wiele im zawdzięczam. Nie mogłem więc tu pominąć ani zmarginalizować tak ważnego dla mnie adresata. NIE KAŻDY MUSI TO CZYTAĆ, CHOĆ BYĆ MOŻE — WARTO. Zdecydowana większość moich refleksji i wspomnień ma jednak charakter znacznie bardziej uniwersalny i kierowane są one nie tylko do moich kolegów i studentów resocjalizacji, ale także do tzw. „szerokiego ogółu”. Nie zaprzeczam, że prezentowane przy tej okazji moje konkretne pomysły, działania, czy POGLĄDY SĄ CZĘSTO BARDZO RYZYKOWNE I KONTROWERSYJNE. Nie muszą być one dla nikogo jakimś metodycznym wyznacznikiem czy zniewalającym przykładem, ale może kogoś do czegoś zainspirują lub przynajmniej… zachęcą.

Tak się szczęśliwie złożyło, że do aktywnego „pisania” tej książki mogło się spontanicznie włączyć bardzo wiele osób. Są oni w pewnym sensie jej współautorami. Myślę tu zwłaszcza o licznych Internautach i moich studentach, którzy swoimi komentarzami, e- mailami oraz żywą dyskusją, na bieżącą ją recenzują i wzbogacają. DZIĘKI IM ZA TO!

Życzę więc wszystkim moim Czytelnikom przyjemnej lektury, głębokich refleksji, młodzieńczego optymizmu i pogody ducha, mimo że wiele poruszonych tu problemów — to sprawy bardzo skomplikowane i trudne.

BĘDĄ TO WIĘC TYLKO LUŹNE FRAGMENTY WIELKIEJ KSIĘGI, KTÓRĄ PRZEZ PONAD DWADZIEŚCIA LAT PRACY W POPRAWCZAKU BARDZO INTENSYWNIE PISAŁO MI ŻYCIE. ALE CZYŻ NIE Z FRAGMENTÓW WŁAŚNIE, SKŁADAJĄ SIĘ NASZE, CHOĆBY NIE WIEM JAK ŻYWE — REFLEKSJE I WSPOMNIENIA?1. „Przepraszam Cię mamo” — o matkobójcy i wyrzutach sumienia

— ANDRZEJ, CO Z TOBĄ?

— CHCĘ JECHAĆ NA GRÓB SWOJEJ MATKI!

— TY? NA JEJ GRÓB? PRZECIEŻ TO TY JĄ ZABIŁEŚ?!

— ZABIŁEM, ZABIŁEM! ALE CHCĘ JECHAĆ!

— PO CO?

— CHCĘ JEJ POWIEDZIEĆ… „PRZEEEPRASZAM CIĘ, MAAAMO…”

Andrzej na chwilę przestał walić głową w żelazną kratę zabezpieczającą drzwi do izolatki i spojrzał na mnie niesamowicie smutnym i wylęknionym wzrokiem. Tego dnia, o nic więcej go już nie pytałem.

W zakładzie poprawczym w Laskowcu k/Ostrołęki pracowałem już od wielu lat. Od samego początku jego powstania. Nauczyłem się tu psychicznej odporności oraz trudnej sztuki sterowania swymi emocjami. Jako wychowawca, nauczyciel a potem dyrektor przeżyłem tu wraz z kolegami i wychowankami setki niezwykle ciekawych, choć czasem dość trudnych — nocy i dni. W poprawczaku nie ma miejsca dla mięczaków i ja zapewne mięczakiem nigdy nie byłem. Muszę jednak przyznać szczerze, że ta absolutnie niespodziewana prośba Andrzeja wypowiedziana z wielkim trudem i niesamowitą intonacją, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. W swej wyobraźni, niemal jak w filmowym studio ujrzałem nagle dwie jakże różne i wręcz wykluczające się sceny. Na jednym ekranie widzę bardzo wyraźnie jak młody, mizernej postury chłopak z pończochą na głowie, dziobie bez opamiętania długim nożem jakąś kobietę, o której wiem, że to jego matka… i wiem, że jest ona w ciąży. Siedemnaście głębokich ran — zadanych kuchennym nożem! Podwójne, okrutne zabójstwo! Koszmar! Jak przez mgłę widzę jednak i drugi ekran. Mały, wiejski cmentarz. Skromna, świeża mogiła. Pusto… cicho? Nie! Wcale nie cicho! Słyszę w swej wyobraźni szarpiący, gardłowy jęk, chyba… płacz. Widzę leżącego na grobie, tego samego, mizernego chłopaka. I wiem, czuję to, że matka także go widzi… i słyszy. Czy mu przebaczy? Nie wiem. Prawdziwa matka jest zawsze matką i wierzę, że taką zostaje nawet po śmierci. Nawet wtedy, gdy śmierć jest tak straszna? Gdy przychodzi z ręki własnego syna? Nie wiem. Nie jestem matką — nie wiem… Myślę jednak, że to dramatyczne spotkanie, z dala od sędziów, od ludzi, przy grobie, jest dla obojga czymś niesłychanie ważnym — jest im bardzo potrzebne.

Spojrzałem raz jeszcze na skuloną postać szlochającego w kącie Andrzeja. Bez słowa odszedłem do swego gabinetu. W mej wyobraźni nadal walczyły ze sobą dwie sceny. Wyjrzałem przez okno na tak dobrze mi znane betonowe mury, żelazną bramę i stalowe kraty. Co robić? Jak rozwiązać ten problem? Bo problem był… i nie mogłem udawać, że go nie ma albo, że nic mnie on nie obchodzi.

Kilka lat wcześniej mieliśmy wychowanka, który zabił swego ojca. Początkowo nie wykazywał on żadnej skruchy. O tym tragicznym i bestialskim wydarzeniu opowiadał z zimnym uśmiechem na ustach. Drwił sobie z życia i drwił ze śmierci. Ku zaskoczeniu nas wszystkich, w końcu i jego dopadło „sumienie”. Zaczęły go dręczyć koszmary, przerażające sny. Niebezpieczne próby samobójcze i wciąż pogłębiający się obłęd stał się bezpośrednią przyczyną umieszczenia go w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, gdzie pozostanie być może do końca swego życia.

Z Andrzejem zaczęło się dziać to samo. Podobnie rozbiegane oczy, te same rozpaczliwe gesty, ciągłe kręcenie się w kółko, walenie głową w kraty i w mur. Był on także na prostej, stromej drodze do samobójstwa albo do obłędu. Dla mnie, jako dyrektora, katolika i człowieka, to alternatywne i ze względu na jego kruchą osobowość, zapewne dość rychłe zamknięcie problemu było po prostu nie do przyjęcia. Tendencja do samobójstwa była u niego zbyt wielka, aby nie brać jej po uwagę.

Można powiedzieć: ten chłopak zasłużył przecież sobie na taką udrękę i tak podły los. Zasłużył na obłęd, a może i na …śmierć. CZY MOŻNA TAK POWIEDZIEĆ? Można. Wielu ludzi tak właśnie dziś mówi i nie wolno tego ani lekceważyć ani zbyt pochopnie potępiać. Proszę wczuć się w rolę ojca, któremu np. zamordowano ukochane dziecko. Czy możemy oczekiwać od niego litości dla mordercy? Czasem się to zdarza — u ludzi nadzwyczajnych lub… świętych. Najczęściej jednak ból jest zbyt wielki aby zrozumieć, że każde życie jest bezcenną wartością. Życie mordercy — też… i nigdy, nikomu nie można płacić śmiercią za śmierć. Życia nikt nikomu nie daje — życie się tylko przekazuje — jest ono zawsze… świętością! Od poczęcia, aż do naturalnej śmierci.

Mimo że jestem zdecydowanym przeciwnikiem kary śmierci, w telewizyjnym programie Teresy Torańskiej, publicznie kiedyś przyznałem, że nie wiem, jak bym się sam zachował w przypadku zabójstwa kogoś szczególnie mi bliskiego. Być może również nie zdołałbym pokonać swego bólu i także żądałbym wówczas kary śmierci. Nie chcę jednak, aby na takich osobistych nieszczęściach i wypaczonych bólem żądaniach, budowane było nasze współczesne prawo. Kara, zwłaszcza za zabójstwo, nie może być nigdy jednocześnie humanitarna i sprawiedliwa. Jako pedagog mam ten komfort, że nie muszę, a nawet nie powinienem być sprawiedliwy. I nie jest to żadna herezja. W hierarchii etycznych wartości, sprawiedliwość prawie nigdy nie zajmowała najwyższego miejsca. Zwykle znacznie wyżej od niej stoi miłość, skuteczność a czasem rozsądna surowość lub… przebaczenie.

Pracując „na co dzień” z młodzieżą zagubioną i trudną, trzeba to wiedzieć i o tym pamiętać. We współczesnej resocjalizacji naszej trudnej młodzieży, rzeczywiście nie chodzi o sprawiedliwość- chodzi raczej o skuteczność. Często powtarzam, że od tego, aby łapać chuliganów i przestępców — jest policja. Niech więc ich łapią, jak najszybciej i najsprawniej. Od tego, aby ich sądzić, są sądy i niech ich sądzą, sprawiedliwie i surowo. Od tego jednak, aby w młodym człowieku — przestępcy, dojrzeć iskierkę dobra i rozdmuchać ją w jak największy płomień — jesteśmy właśnie my — pedagodzy. Dlatego nasza praca jest taka trudna, kontrowersyjna i… piękna, i dlatego jest ona dziś tak ważnym, społecznym zadaniem.

Taką małą iskierkę zobaczyłem wówczas w oczach tego chłopaka- mordercy, w oczach Andrzeja. Właściwie, to nawet nie wiem, czy ją zobaczyłem — ja ją raczej usłyszałem … w trzech prostych słowach — „przepraszam Cię mamo”.

Jak wyżej wspomniałem, w tym poprawczaku pracowałem już od wielu lat. Dyrektorem tej placówki byłem jednak zaledwie kilka dni. Mimo to, a może — tym bardziej dlatego, zdawałem sobie sprawę z ciężaru mojej osobistej odpowiedzialności za wszelkie związane z Andrzejem decyzje. Było bowiem jasne, że czeka go wyjątkowo poważna sprawa za podwójne morderstwo, a potem wiele, wiele lat więzienia. Do czasu tejże sprawy Andrzej miał przebywać w naszym Schronisku dla Nieletnich, z zaleceniem wzmożonego nadzoru i wnikliwej jego obserwacji. Bez zgody sądu, jakiekolwiek jego wyjście poza schronisko było nie do pomyślenia, a zgoda sądu, była w tej konkretnej sytuacji po prostu nierealna. Pojawił się więc klasyczny dylemat: PRAWO CZY SUMIENIE? Czego w tym wypadku powinienem posłuchać? Prawo mówiło wyraźnie — bez zgody sądu nie wolno ci go puszczać nigdzie, a już na pewno nie na grób matki, którą tak niedawno przecież zabił. W swoim sumieniu słyszałem jednak — puść go! Niech jedzie, bo oszaleje. Niech ją przeprosi… i szybko wraca, aby ponieść w pełni zasłużoną karę.

Po głębokim namyśle skontaktowałem się telefonicznie z jego sądem. Najpierw — cisza w słuchawce, a potem wymowny okrzyk równoczesnego zdziwienia i oburzenia. Równie wymownych i łatwych do wyobrażenia gestów, na szczęście nie musiałem oglądać, ale zdziwiłbym się gdyby ich wówczas nie było. Pomyślałem, że jest jeszcze Ministerstwo Sprawiedliwości — może tam ktoś postara się zrozumieć mój dylemat. Zadzwoniłem. Znowu cisza, ale nieco krótsza, a po chwili ciepły, spokojny głos — Panie Ryszardzie, pan wie, że pana bardzo szanujemy, więc umówmy się, że tego telefonu w ogóle nie było — tak będzie najlepiej… i niemal szeptem: niech pan nie ryzykuje — nie warto! W tym momencie straciłem wszelką nadzieję na jakąkolwiek pomoc w rozwiązaniu tego, przerastającego mnie problemu. Postanowiłem, więc powiedzieć Andrzejowi, że jego prośba nie może być spełniona i że musi nauczyć się z tym żyć. Poleciłem strażnikowi, aby wyprowadził z przejściówki Andrzeja i zostawił go w moim gabinecie. Po rutynowym podpisaniu kilku dokumentów, wziąłem do ręki teczkę Andrzeja i jeszcze raz zacząłem czytać jego życiorys i jego zeznania. W pewnym momencie spojrzałem mu prosto w oczy i zapytałem:

— „Jaka jest szansa, że po odwiedzeniu grobu matki, nie będziesz próbował uciekać, i że wrócisz z powrotem do Laskowca?”

Andrzej popatrzył na mnie zrezygnowanym wzrokiem i powiedział krótko:

— 20 procent.

— Dwadzieścia procent szansy na to, że uciekniesz?

— Nie, panie dyrektorze! Dwadzieścia na to, że wrócę.

Zaskoczyło mnie to zupełnie. Myślałem, że powie przynajmniej pół na pół.

— Dlaczego?! — Spytałem.

— Bo strasznie boję się więzienia.

No cóż, nawet dla kryminalistów matka zawsze była i dziś także jest świętością, dlatego matkobójcy we więzieniach są rzeczywiście traktowani wyjątkowo okrutnie… Często tego nie wytrzymują i targają się na własne życie. Andrzej już o tym wiedział i jego paniczny strach był w pełni uzasadniony, tym bardziej, że i tu w zakładzie trzeba było go bez przerwy izolować i chronić przed agresją niemal wszystkich wychowanków. Wzruszyła mnie jednak ta szczera samoocena szansy jego powrotu z ewentualnego wyjazdu na cmentarz. Był on w tym momencie jakoś tragicznie uczciwy. Wiedział, że tym stwierdzeniem sobie nie pomaga, przeciwnie — zaprzepaszcza wszelką szansę, a mimo to powiedział prawdę.

Niemal odruchowo, ująłem go mocno za ramiona i patrząc mu prosto w oczy powiedziałem:

— Bardzo dobrze, że mówisz prawdę. Doceniam to, chociaż martwi mnie tak mała szansa twojego powrotu. Zaryzykuję… pojedziesz na to niezwykłe spotkanie z twoją matką. Pojedzie też z tobą wychowawca, który ma dłuższe nogi niż twoje i będzie miał ze sobą sznurek. Jeśli będziesz próbował uciekać, zwiąże cię jak baleron. Nie rób więc cyrku na grobie własnej matki.

Zaskoczyła Andrzeja moja wypowiedź. Po chwili widocznego niedowierzania wydusił z siebie:

— Dziękuję, dziękuję… obiecuję Panu, że nie będę uciekał, ani z cmentarza ani z tego zakładu — nigdy! Nigdy! Dziękuję…

Andrzej wkrótce pojechał na grób swojej matki, chociaż prawie wszyscy koledzy mi to szczerze odradzali. W przypływie zwykłego, ludzkiego współczucia, kierując się swym pedagogicznym sumieniem — dałem mu jednak słowo, a słowo w tej pracy musi być słowem. Wszyscy wiedzieli, że danego słowa ja nigdy nie łamię.

Pojechał też z Andrzejem doświadczony wychowawca, który rzeczywiście zabrał ze sobą sznurek — na wszelki wypadek. W zakładzie bowiem nie wolno jest używać kajdanek, co w niektórych sytuacjach jest po prostu nonsensem. Nie sądzę przecież, aby sznurek był bardziej bezpiecznym i bardziej humanitarnym środkiem zaradczym niż kajdanki, a takich przykrych środków, niestety używać czasem trzeba.

Spotkanie Andrzeja z matką było — wstrząsające. Długo leżał na jej grobie miotany głębokim żalem i płaczem. Tę przejmującą scenę, zupełnie przypadkiem zobaczyła jego babka. Coś w niej również pękło. Podeszła do Andrzeja, przytuliła go do siebie, a po chwili wysupłała z chusteczki parę złotych i wcisnęła mu do ręki. Andrzej pochodził z bardzo biednej rodziny. Po tym strasznym zabójstwie, wszyscy się go wyrzekli. Nie otrzymywał więc dotąd żadnych paczek ani listów. Ten spontaniczny gest starej, biednej kobiety zrobił na nim i na wychowawcy ogromne wrażenie. Powiedział mi później, że teraz będzie mu trochę łatwiej we więzieniu, gdyż wie, że ma do kogo wracać. Prawdę mówiąc, niewiadomo czy po jego wyjściu na wolność babka będzie jeszcze żyła, ale sama ta świadomość, że i na niego ktoś jednak czeka, była czymś bardzo ważnym, tak jak i niesłychanie ważne było całe to spotkanie, które można uznać jako wyjątkowo dramatyczne — pojednanie sprawcy… z ofiarą.

Czy Andrzej z tego cmentarza mógł wtedy uciec i nie wrócić do zakładu? Mógł! Ja oczywiście, bardzo szybko przestałbym być wówczas nie tylko dyrektorem, ale i wychowawcą, co byłoby dla mnie prawdziwą klęską, gdyż pracę tę bardzo lubiłem, a może nawet jak to mówiono, byłem w niej wręcz … zakochany. Głęboko jednak wierzyłem, że Andrzej tego nie zrobi — nie ucieknie. ANDRZEJ MIAŁ SWÓJ HONOR — A CZY TO NIE JEST CZĘSTO O WIELE LEPSZE ZABEZPIECZENIE NIŻ BETONOWE MURY I ŻELAZNE KRATY? W swej długoletniej pracy z młodzieżą trudną, miałem możność przekonać się o tym wielokrotnie. Honor rzeczywiście bardzo skutecznie chronił naszych wychowanków od różnych impulsywnych zachowań oraz wielu niebezpiecznych wykroczeń i ucieczek. Była więc realna szansa na to, że tak będzie i tym razem. Jest też wielce prawdopodobne, że przy bardzo lichym, ówczesnym zabezpieczeniu technicznym naszego zakładu, Andrzej dręczony coraz większym lękiem, samotnością i coraz mocniejszymi wyrzutami sumienia, znalazłby w końcu sposobność do ucieczki z zakładu.., albo z życia, więc byłaby to zapewne ucieczka bardzo tragiczna lub groźna.

Dręczący mnie dylemat: prawo czy sumienie, postanowiłem wówczas mimo ewentualnych konsekwencji, rozwiązać tak jak mnie uczono w rodzinnym domu: gdy masz poważną wątpliwość — uważnie słuchaj sumienia. Czy jednak na pewno złamałem wtedy prawo? Sądziłem, że tak. Dziś nie jestem tego taki pewny. GDZIEŻ, BOWIEM SĄ FAKTYCZNE GRANICE ZAKŁADU POPRAWCZEGO, CZY SCHRONISKA? Czy wyznaczają je po prostu kraty w oknach? Czy może — mur i żelazna brama? Albo miedza na naszym, przyzakładowym polu? A może granice zakładu czy schroniska są tam, gdzie są służbowo i moralnie odpowiedzialni za ten zakład ludzie?! Jeśli tak, to Andrzej nigdy nie opuścił naszej placówki. Ciągle był pod naszą bezpośrednią opieką i może, oficjalna zgoda sądu, na tego typu dozorowany wyjazd, nie była wcale potrzebna? Rozmawiałem na ten interesujący nas temat z wieloma prawnikami i wieloma pedagogami, i ich zdania były mocno podzielone, tym bardziej, że argumenty na rzecz tej ostatniej interpretacji są dość liczne, i pragmatycznie rozsądne.

Rodzi się jeszcze jedno pytanie: dlaczego ten niewątpliwie wrażliwy i honorowy chłopak, bez żadnej kryminalnej przeszłości, z biednej, ale nie patologicznej rodziny — zabił własną matkę? Matkę, którą kochał i szanował… Moim zdaniem, zrobił to ze wstydu i strachu…, ale jest to już zupełnie inny temat i inne, związane z nim refleksje.

_KOMENTARZE Z INTERNETU:_

_— STUDENTKA:_

_„bardzo podziwiam pańskie podejście do wychowanków. W dzisiejszych czasach niewiele jest osób, które swoją pracę z trudną młodzieżą traktują jak pasję i szczerze ją kochają. To wielkie wyzwanie zarówno dla człowieka jak i pedagoga traktować takie osoby jak normalnych ludzi a nie tylko jak przestępców, którzy zasługują jedynie na potępienie.”_

_— ILKA:_

_„A ja mam do Pana pytanie, jak zachowywał się Andrzej podczas pobytu w Laskowcu po wizycie na cmentarzu? Wizyta ta wpłynęła na jego samopoczucie i późniejszy rozwój? i czy faktycznie nie starał się uciekać?”_

_-R.MAKOWSKI|_

_„Ta wizyta na cmentarzu miała ogromny, pozytywny wpływ na jego samopoczucie. Aż do wywózki do więzienia, nigdy nie próbował uciekać, nawet wtedy, gdy był ze mną w Bieszczadach i na innych rajdach. Z więzienia bardzo długo jeszcze pisał nas listy..."_2, „Do widzenia dzieciaki” — o sprytnym Mikołaju

Chłopaki z poprawczaka mają często bardzo ciekawe pomysły, mają swój złodziejski honor i maja też — gest.

Było to w pierwszych latach istnienia Zakładu Poprawczego w Laskowcu. Pracowałem wtedy jako młody wychowawca na jednej z grup. Dzięki wspanialej osobowości naszego pierwszego dyrektora Janusza Dziedzica i pełnych zapału ówczesnych pracowników, atmosfera wychowawcza w naszym zakładzie była wręcz znakomita. Sen z powiek spędzały nam jednak ucieczki, które się przecież w tego typu placówkach wszędzie zdarzają i za które, główny ich winowajca, czyli najczęściej — właśnie młody wychowawca — ponosi zwykle surowe konsekwencje. Wychowankowie o tym wiedzieli i mimo swych naturalnych ciągot do tzw. „wolności” (czytaj — swawoli) często się jednak zastanawiali nad tym — czy, jak i komu uciec. Czasem wręcz obiecali, że np. „panu to ja nigdy nie ucieknę” albo:, „jeśli mi pan zaufa i puści mnie teraz do sklepu — to na pewno wrócę, bo nie chcę, aby przeze mnie miał pan wychowawca jakieś przykrości”. Był to bardzo cenny przejaw jakiegoś „zakładowego honoru” i wzajemnej życzliwości.

Mimo tak honorowej postawy wielu naszych wychowanków zdarzali się oczywiście i tacy, zwłaszcza „świeżacy” albo tzw. ”zakładowe łajzy”, którym było wszystko jedno — komu i jak uciekną, byle tylko uciec i nie dać się szybko złapać. Nie byli oni jednak lubiani ani przez pracowników ani przez samych wychowanków, nie mieli więc żadnego istotnego wpływu na ówczesną, znakomitą, jak już zaznaczyłem, atmosferę naszej placówki.

Myślę, że dzięki tej atmosferze właśnie, nasi ówcześni wychowankowie, postanowili z własnej inicjatywy i samodzielnie zorganizować zabawę choinkową dla dzieci pracowników z naszego zakładu. Trzeba przyznać, że zrobili to bardzo pomysłowo i naprawdę dobrze. Najpierw była potańcówka, przeplatana różnymi śmiesznymi konkursami, potem poczęstunek — napoje, ciastka, słodycze. Główną atrakcją tej imprezy był jednak — kulig na saneczkach po pobliskim lesie, zakończony wspaniałym ogniskiem z różnymi niespodziankami.

W pewnym momencie ku zaskoczeniu nas wszystkich z głębi lasu na pięknym (pożyczonym z wioski) koniu wyjechał prawdziwy Mikołaj. Ubrany był on oczywiście w czerwony (też pożyczony) strój biskupa, w jednym ręku trzymał cugle, a w drugim wielki pastorał. Do konia przytroczone były pękate wory, w których oczywiście były — świąteczne prezenty. Dzieciaki i my wszyscy przywitaliśmy Mikołaja gromkimi oklaskami, a on wkrótce zaczął rozdawać dzieciom podarki. Po skończeniu tej zaszczytnej swojej misji — wygłosił uroczystą przemowę, w której mocno podkreślił, że mają się dobrze uczyć, zawsze słuchać rodziców i swoich nauczycieli, a wtedy na pewno nie trafią tu czyli… do poprawczaka. W końcu — powiedział z żalem: „a teraz Mikołaj musi się już z wami pożegnać — czeka go jeszcze długa, długa droga — do widzenia dzieciaki, do widzenia…”

Wszyscy wraz z dyrektorem, pomachaliśmy rękoma sympatycznemu Mikołajowi, a on także nam machając, powoli odjechał na swym gniadym koniu w tzw. siną dal. Koń niebawem wrócił z przytroczonym do grzbietu pastorałem i kompletnym strojem Mikołaja, a Jacka, który tak znakomicie odegrał tą zaszczytną rolę — nie ma do dziś. Podobno ukrywał się gdzieś, początkowo pośród Cyganów (był do nich bardzo podobny), a potem jeździł po Polsce, pracując w różnych tzw. wesołych miasteczkach, co dla mnie nie jest wcale dziwne — gdyż naprawdę bardzo lubił dzieci.

Gdyby go kiedyś złapano i dowieziono do naszego zakładu — ja osobiście wcale bym go za tę ucieczkę nie karał. Przeciwnie- pogratulowałbym mu świetnego pomysłu. A swoją drogą to — konia odesłał, pożyczony od księdza strój — także honorowo zwrócił. Jest tylko pytanie: czy i komu — on naprawdę uciekł? Przecież szczerze zameldował dyrektorowi i swoim przełożonym, że oto udaje się w długą drogę, grzecznie powiedział nam do widzenia, a my wszyscy wraz z dyrektorem, na pożegnanie pomachaliśmy mu nawet ręką.

Nie wiem gdzie teraz jesteś — Jacku. Nie wiem, co się z tobą dzieje, czy masz żonę i ile masz dzieci? Było w tobie zawsze, nie tylko wiele sprytu, ale także i dobra. Sam nie miałeś nigdy prawdziwego dzieciństwa, ale zawsze szczerze lubiłeś dzieci… i one ciebie też. Nawet swoją ucieczkę zorganizowałeś tak, aby dzieciaki miały radochę, pracownicy — wielce zadziwione miny… i aby nikt za to nie musiał ponosić żadnych służbowych sankcji. Był to prawdziwy majstersztyk i sympatyczny kawał poczciwego Mikołaja.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij