-
W empik go
Za zasłoną zmysłów. Lesbijki. 6 opowiadań erotycznych - ebook
Za zasłoną zmysłów. Lesbijki. 6 opowiadań erotycznych - ebook
Zbiór 6 seksownych opowiadań erotycznych o lesbijkach. Seria zawiera opowiadania: "Seks układ" - niebezpieczna i zarazem kusząca umowa między kobietami, "Sex toys. Testerka" - niebanalne testy nowych zabawek erotycznych, "Dyrygentka. Lustro" i "Dyrygentka. Batuta" - intymne spotkanie w szeregach popularnej orkiestry, "Pokaż mi jak" - wciągająca relacja dwóch zupełnie różnych kobiet, które splata mieszkanie w jednej klatce dolnośląskiego blokowiska oraz "Na kolana" - opowieść o kobiecie, której największym afrodyzjakiem jest łóżkowa dominacja. Sięgnij po emocjonujący wachlarz erotycznych opowiadań i daj się porwać w świat kobiecych fantazji!
| Kategoria: | Erotyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397581029 |
| Rozmiar pliku: | 235 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Seks układ
Wielkie zielone fikusy umieszczone za szybą, oddzielającą pomieszczenie ze sprzętem siłowym od strefy SPA, przyciągają mój wzrok i pozwalają się odprężyć. Boże, to takie relaksujące. Zerkam na wyświetlacz bieżni elektrycznej, na której właśnie wypacam siódme poty, i widzę, że to ledwie sto dwadzieścia kalorii, a minęło już prawie dwadzieścia minut. Wzdycham głęboko i podkręcam _level_ na trzynasty. Jeszcze z dziesięć minut powinnam dać radę. Rozglądam się po siłowni, na którą chodzę od miesiąca, i patrzę na ludzi. Jak nie fikusy, to ludzie, sama nie wiem, co bardziej mnie odpręża.
Na orbitrekach, rząd przed bieżniami, śmigają trzy osoby. Wysoka brunetka z ogromnymi biodrami radzi sobie o niebo lepiej niż nastolatka zapewne korzystająca z karty MultiSport. Ten typ, mimo uroków młodości, pachnie kondycyjną dramą. Czasem myślę, że multisportowe dziewczęta przychodzą tu podrywać napakowanych gostków, a nie ćwiczyć. Obok tej dwójki, na sąsiedniej maszynie, przebiera nogami siwy facet, który, nie powiem, bardzo dobrze sobie radzi. Rząd przed orbitrekami kilka osób ćwiczy na rowerkach stacjonarnych. Głównie to ludzie starsi i gabarytowo więksi, a to akurat mnie zachwyca, i to odkąd tutaj przychodzę. Zero kompleksów: na siłowni nie musisz wyglądać jak milion dolarów, wystarczy, że chcesz się ruszać. Szacunek.
I wtedy gdzieś po lewej, tam gdzie od wejścia idzie się do szatni, słychać damski śmiech. Natychmiast odwracam głowę, bo to śmiech tak piękny, perlisty, szczery i wyrzucany z ust pełną piersią, że muszę sprawdzić, kto to. Z telefonem przy uchu idzie do szatni olśniewająca blondynka. Niska, może z metr sześćdziesiąt pięć, choć ma buty na obcasie, więc wygląda na wyższą. Granatowe oprawki okularów ma tak szerokie, że widzę je nawet z mojej bieżni. Duże, piękne oczy. Rozmawia z kimś i znów szeroko się śmieje, a potem znika za drzwiami szatni.
Wracam spojrzeniem do wyświetlacza mojej bieżni. Sto pięćdziesiąt pięć kalorii, niezłe tempo, jeszcze trochę. Przenoszę wzrok na fikusy i chwilę dumam nad tym, co sprawiło, że uznałam tamtą blondynkę za olśniewającą, ale nie znajduję na to odpowiedzi.
Sięgam po butelkę z wodą i upijam kilka łyków. Nawodnienie podczas treningu to podstawa. Podkręcam jeszcze prędkość i prawie czuję, jak razem z cieknącym mi po plecach potem wychodzi ze mnie cały stres.
Przyznam, że na siłownię wcale nie chodzę po to, by zbudować jakieś oszałamiające mięśnie, lecz z zupełnie innych powodów. Pewnie to banał, ale mąż wkurwia mnie tak mocno, że po prostu muszę wychodzić z domu, by nie ścinać się z nim na każdym kroku i odetchnąć pełną piersią – bez niego. Nie, żebyśmy byli nieudanym małżeństwem, bo w wielu kwestiach stanowimy duet doskonały, że już nie wspomnę o dwójce cudownych dzieci, ale… no właśnie.
Im dłużej jesteśmy ze sobą, tym bardziej działamy sobie na nerwy. Czar miłości dawno minął, ale obojgu nam wygodnie z tym, co jest, i… chociaż w łóżku nie ma już prawie nic, to nie chcemy tego zmieniać. Fajny dom, dobre zarobki, własne pasje, rewelacyjne urlopy z tych na bogato. Bez tego irytującego pana nie byłoby mi w życiu tak dobrze, jemu zresztą również, więc siedzimy w tym oboje. No a siłownia pozwala mi odżyć i spuścić nerwowe ciśnienie, które jednak ostro gromadzi się pod czaszką.
Zerkam na wyświetlacz i już mam kliknąć _stop_, bo właśnie wybiła dwudziesta ósma minuta treningu, kiedy w korytarzu od strony szatni pojawia się przebrana w sportowy strój blondynka. A… mmm, rany, ładnie wygląda! Granatowe legginsy trzy czwarte i dłuższa pomarańczowa koszulka zasłaniająca biodra. Kobieta może być kilka lat młodsza ode mnie, ale przypuszczam, że nie więcej. Zaskoczona orientuję się, że mija rząd rowerków stacjonarnych, nie wchodzi też na orbitreki i… za moment skręca w alejkę z bieżniami. Odwracam głowę ku fikusom, żeby nie gapić się tak ostentacyjnie, ale przyznam, że kiedy pomarańczowa koszulka pojawia się na maszynie tuż obok mnie, zerkam na nią kątem oka.
– Cześć – mówi krótko i patrzy na mój wyświetlacz. – Prawie pół godziny, nieźle – dodaje.
– Mhm, staram się trzymać formę.
Blondynka uruchamia sprzęt i podkręca tempo na wyższe niż moje, i to ot tak, od razu.
– Bez rozgrzewki? – zagaduję.
Sąsiadka uśmiecha się i odpowiada wesoło.
– To właśnie moja rozgrzewka.
Po chwili zasuwa już tak szybko, że mnie pewnie poplątałyby się nogi, gdybym miała spróbować takiego wyczynu.
– Podziwiam.
– Nie ma czego, biegam pięć razy w tygodniu, w tym dwa na siłowni, więc forma już zaskoczyła – wyjaśnia i jeszcze bardziej podkręca tempo.
W jakiś niewytłumaczalny sposób czuję się przy niej skrępowana i mam wrażenie, że na twarzy maluje mi się właśnie mina cielęcia.
– Skubana. Ja bym umarła – żartuję, ale to taki żart z dużą dozą prawdy.
– Diana jestem – przedstawia się nagle, ale nie podaje ręki, bo biegnie zbyt szybko.
– Aga – odpowiadam. – Miło poznać.
Pędząca obok lekko przechyla głowę i patrzy na mnie tak, że robi mi się dziwnie.
– Często tu bywasz? – pyta.
– Zaczęłam miesiąc temu, staram się wpadać co trzy dni.
Z niepokojem patrzę na mijające trzydzieści minut ćwiczeń. Jeszcze chwila i odpadną mi nogi, a ostatnie, czego teraz chcę, to kończyć trening.
– Czyli rekreacyjnie? – dopytuje się Diana.
– Tak… psychikę sobie prostuję – rzucam i dodaję z dowcipem. – Ruch świetnie robi na kłótnie małżeńskie.
Po cholerę to powiedziałam? Nie wiem, ale biegnąca obok wybucha śmiechem, a ten znów jest tak perlisty, otwarty, aż dech mi zapiera. No naprawdę… fantastyczny.
– Rozumiem w stu procentach – odpowiada, gdy kończy już rechotać. – Mój wykupiłby mi karnet na wszystkie siłownie w mieście, gdybym dzięki temu rzadziej była w domu.
– O! Jak dobrze wiedzieć, że nie jestem sama – rzucam i autentycznie się cieszę.
– To piąteczka. – Dziewczyna podnosi rękę i nie zwalniając tempa, przybijamy sobie piątki.
Rejestruję, że ma ciepłą skórę, i pewnie to tylko moja fantazja, ale w tym krótkim dotyku jest jakiś prąd. Zaraz potem nerwowo klikam _stop_ na wyświetlaczu, bo chociaż z chęcią porozmawiałabym z nią dłużej, to naprawdę czuję już i łydki, i uda. Bieżnia zaczyna zwalniać i wreszcie się zatrzymuje.
– Koniec na dziś? – pyta Diana, a ja odpowiadam skinieniem, starając się ukryć własne rozczarowanie tym faktem.
Schodzę z taśmy i idę pod sąsiednią ścianę, przy której stoją rozpylacze do dezynfekcji i ręczniki papierowe. Biorę je, wracam do urządzenia i dokładnie przecieram uchwyty z własnych bakterii. Dziś robię to dłużej niż zwykle, chociaż nie należę do pedantek. Chcę tu pobyć jeszcze kilka minut. Pomarańczowa koszulka na bieżni obok i… ten uśmiech.
– To do zobaczenia – mówię wreszcie do biegnącej Diany.
– A kiedy? – pyta nagle dziewczyna i zatrzymuje mnie tym w miejscu.
– Będę… pojutrze.
Diana lekko mruży powieki, jakby szukała czegoś w pamięci.
– To może przyjdziemy na tę samą godzinę i po treningu skoczymy na smoothie? – proponuje. – Tu w klubie mają świetne białko z dodatkiem karmelu, aż chce się wypić – dodaje, oblizując przy tym wargi.
– Karmel? – odpowiadam i staram się nie patrzeć na te usta. – Na karmel zawsze jestem pierwsza.
– Super. To o szesnastej? Pasuje ci?
– Jasne, będę – mówię i macham jej na pożegnanie.
Idę do szatni i sama nie wiem, dlaczego jestem tak zadowolona z tej propozycji, ale nawet łydki zdają się mnie lżej palić. Po ćwiczeniach jeszcze nigdy z nikim nigdzie nie poszłam. Ekstra! Przebieram się w kilka minut i wychodząc z siłowni, raz jeszcze zerkam w stronę Diany. Blondynka biegnie szybkim tempem, ale nie patrzy na wyświetlacz, tylko na mnie. Kąciki jej ust unoszą się w taki słodki sposób… Nagle mruga i macha mi na pożegnanie.
Dwie minuty później wchodzę do windy. W lustrze od razu widzę, że twarz mi się cieszy, a policzki rumienią. Rzadki widok. Ej… Aga, seeerio?
***
Kiedy byłam jeszcze młoda, odważna i niezamężna, miałam krótki epizod z kobietą. To było prawie dwadzieścia lat temu, a ja wyznawałam wtedy zasadę, że w życiu trzeba wszystkiego spróbować. No bo niby skąd człowiek ma wiedzieć, że lubi awokado bądź nie, jak nigdy go nie jadł?
Pamiętam jak dziś, że pojechałyśmy z kumpelami na wypad nad morze, zaraz po maturze, taka forma naszego świętowania końca szkoły. Na miejscu doczepiłyśmy się do jednej podobnej ekipy z pola namiotowego – wtedy takie spędzanie wakacji było naprawdę tanie! – i tam poznałam Jolkę. Rok starsza, szalona, balowała od rana do rana i ogólnie świat był jej. Potem robiłyśmy z dziewczynami ognisko, ekipa Jolki dołączyła i… cóż.
Spiłam się tak okrutnie, że sama już nie pamiętam, jak się zgadałyśmy. Faktem jest, że rano obudziłam się w namiocie Jolki i tylko przez mgłę kojarzyłam, że się z nią całowałam i że to było miłe. Ale namiot? Razem? Dobrze, że byłam ubrana, bo miałabym najgorsze myśli na świecie. Jolka okazała się równą babką i jak minął kac, to śmiałyśmy się z tego wszystkiego, ale od tamtego czasu było już jakoś inaczej.
Trzy dni bałam się z nią zostać sama, a później… znowu wypiłam, tyle że mniej. Ona sięgnęła po jedno piwo i cały wieczór patrzyła na mnie tak, że aż ciarki chodziły po plecach, i to nie ze strachu. Pojęcia nie mam, co to było, ale ciągnęło mnie do niej jak ćmę do żarówki. Na koniec imprezy poszłyśmy razem do namiotu. Wiedziałam, co robię, i chciałam tego. Ona też.
Po prawie dwudziestu latach od tamtego wieczoru wiem już, że to był seks wszechczasów – najlepszy, jaki mogłam mieć. Jolki nigdy więcej nie spotkałam, a rok później wyszłam za mąż. Po dwóch latach pojawiło się pierwsze dziecko, później drugie, a ja zdążyłam zapomnieć o tym, jak tamta dziewczyna z wakacji dotykała mnie językiem. Nie, żebym nie lubiła seksu z mężczyznami, bo bardzo go lubię, ale… kurczę. Nie przypominam sobie, żeby mąż nawet na początku wywoływał we mnie takie emocje, jak ona.
A teraz… siedzę przed telewizorem i nie mogę się skupić na filmie, który właśnie wszyscy oglądamy. Wszyscy, czyli ja, mąż, córka i syn. Taka nasza stała niedzielna rozrywka, której chyba żadne z naszej czwórki już nie chce, no ale robimy to od lat, więc… robimy. Obraz na ekranie mi się zamazuje, za to bardzo wyraźnie widzę przed oczyma twarz kobiety z siłowni i prawie słyszę, jak się śmieje. Taki szczery, piękny śmiech.
***
W poniedziałek wchodzę do szatni klubu fitness dziesięć minut przed szesnastą. Wypatruję wolnej szafki, choć tak naprawdę kątem oka sprawdzam, czy czasem nie ma gdzieś mojej nowej znajomej, ale jej nie widzę. Kładę torbę sportową na ławce, zdejmuję kurtkę i zaczynam się przebierać. To takie dziwne, bo przecież umówiłam się z nią tylko na smoothie, a cały dzień myślę wyłącznie o tym. Poronione, przyznam.
– Cześć, Aga!
Głos za plecami sprawia, że mało nie podskakuję. Odwracam się i widzę blondynkę w okularach.
– O, cześć – odpowiadam. – Już jesteś?
– Mhm – wzdycha i widzę, że jej wzrok zsuwa się na moje ramiona. – Idę na bieżnię, poczekać na ciebie czy dojdziesz?
Dopiero teraz zauważam, że kobieta jest już przebrana i gotowa do treningu.
– Dojdę, dojdę – mówię dwa razy, nie wiem, po co.
– Okej – rzuca.
Potem jeszcze chwilę stoi i przysięgam – bo przecież nie mam urojeń – że patrzy, jak zdejmuję sweter przez głowę i sięgam po T-shirt.
Dam się pokroić, że przez dwie sekundy przygląda się mojemu sportowemu stanikowi. Aż mi się dziwnie robi.
– To lecę – rzuca i odwraca się do mnie plecami.
Zanim włożę koszulkę, obcinam jej figurę i zwracam uwagę na lekkie falowanie oddalających się pośladków opiętych ciemnymi legginsami. Potrząsam głową, żeby nie świrować, i ubieram się pospiesznie, a ona wychodzi z szatni. Biorę jeszcze dwa głębsze wdechy, zmieniam jeansy na cienki dres, wsuwam adidasy, biorę butelkę mineralnej i resztę rzeczy zamykam w szafce. Zanim wyjdę na salę, zerkam jeszcze w wielkie lustro i sprawdzam, czy dobrze wyglądam. Kurde, jednak coś jest ze mną nie tak. Idę przecież ćwiczyć, a nie wyglądać. Podobno…
– Dobra, idę – mówię do siebie.
Niewiele później jestem już w pomieszczeniu z urządzeniami i szukam Diany wzrokiem. W tej chwili dziewczyna na mnie nie patrzy, więc mogę zawiesić oko na jej piersiach. Cholera, Aga, ogarnij się! Piersi jak piersi, pamiętasz? Gadam do siebie w myślach i idę dalej. Wybieram bieżnię tuż obok niej i pakuję się na taśmę.
Blondynka odwraca się tylko na moment i rzuca mi jeden z tych swoich ładnych uśmieszków, a potem już się na siebie prawie nie oglądamy, bo ona zasuwa takim tempem, że starając się nadążać, muszę uważać na własne stopy. Ma skubana kondycję.
Trzydzieści pięć minut wyjątkowo intensywnego treningu doprowadza mnie niemal do wylewu. Serio staram się nadążyć, ale z jednej strony ciało mi się buntuje, a z drugiej w mózgu toczy się dzika walka o to, żeby się nie obracać i nie zagadywać. Nie chcę wyjść na desperatkę, która tak się zachwyciła zaproszeniem na smoothie, że zamiast ćwiczyć, gada. Wreszcie z ulgą naciskam na wyświetlaczu przycisk _stop_ i widzę, że Diana robi to samo.
– To co? – zagaduje zdyszana, ale zdecydowanie mniej umordowana niż ja. – Jeszcze na rowerek?
– No… pewnie – odpowiadam wbrew sobie, a w duchu prawie klnę.
Nie mam pojęcia, czy moje kolana to wytrzymają, ale przecież nie powiem „nie”. Dezynfekujemy swoje bieżnie i trzy minuty później siadamy na rowerkach. Dzięki Bogu, że pozycja siedząca.
– Jak ci minął weekend? – pyta Diana i ku mojej radości, ustawia wolne tempo na maszynie.
– Aż za spokojnie. Rodzinny obiad i wieczór filmowy, więc można powiedzieć, nuda – dodaję.
– Niedziela od tego jest – rzuca. – Ja z moim byłam u teściów, więc psyche w strzępach.
– Aż tak? – pytam i przypominam sobie, że też ma męża.
– Mhm, teściowa jest geniuszem wszystkiego, a ja, ku jej rozpaczy, nie zamierzam startować w konkursie na żonę roku.
– Nie wiem, jak one to robią – mówię i kręcę głową. – Moja też należy do tych, co wszystko wiedzą i potrafią najlepiej.
– Cóż – prycha Diana. – Zajeżdżają się dla rodzin od lat, stara data, dawne wychowanie.
– Pewnie tak – potwierdzam i niby nic zmniejszam sobie o dwa poziomy tempo rowerka stacjonarnego.
– Dlatego wolę tydzień pracy niż weekend – mówi blondynka i odwraca się ku mnie. – Mój jest klasycznym synkiem mamusi, każda niedziela musi być u niej.
– O Jezu, aż tak?
– Taak… – przeciąga głoskę. – Walczę z tym czwarty rok i nic nie zapowiada zmian, więc powoli przestaje mi się chcieć.
– W sumie się nie dziwię.
Pedałujemy chwilę w ciszy, a ja staram się skupić wzrok na wyświetlaczu. Popatrzyłabym na fikusy, ale z tego miejsca musiałabym za bardzo zadzierać głowę.
– Piętnaście minut czy dwadzieścia? – pyta Diana.
– Co?
– Na rowerku – dopowiada. – Ile jedziemy?
– Piętnaście. Marzę już o tym karmelowym białku.
– Świetnie, posmakuje ci.
– Karmel lubię w każdej postaci. Taki słodki grzeszek – dodaję.
Właścicielka granatowych oprawek znów się ku mnie odwraca i widzę, że chce coś powiedzieć, ale nie robi tego.
– No co? – pytam.
– Nic. – Wzrusza ramionami, ale dalej na mnie patrzy. Oprawki jej okularów wyglądają magnetyzująco.
– Mam coś na twarzy? – pytam żartem.
Diana unosi kąciki ust.
– Tylko ładną minę, do twarzy ci z treningowym zmęczeniem.
– Ehe… z pewnością. Jestem czerwona jak burak? – dopytuję się.
– Tylko troszkę. – Mruga.
Nie wiem, czy większą przyjemność sprawia mi to, co powiedziała o mojej minie – wyraz „troszkę” zamiast zwykłego „trochę” – czy to mrugnięcie. Mam prawie czterdzieści lat i właśnie poczułam się tym zakłopotana. Parskam nieco za głośno.
– Rozbawiona? – pyta Diana.
– Mhm. Bardzo – przyznaję.
– A czym wprawiłam cię w taki dobry nastrój? – docieka.
Macham ręką, bo przecież jej nie powiem.
– No mów.
– A weź… czasem mam takie szczylowate odpały.
– Szczylowate? – Diana unosi brew. – Skąd to słówko?
– Autorski staroć – odpowiadam i sprawdzam na wyświetlaczu, ile jeszcze zostało do tych piętnastu minut. Cieszy mnie, że tylko kilka.
I wtedy głos pedałującej obok jakby się zmienia, a ona mówi coś, co sprawia, że robi mi się gorąco.
– To miłe, kiedy dzięki tobie ładna kobieta jest w dobrym nastroju – stwierdza.
Chrząkam nieznacznie i odruchowo rzucam:
– Ładna?
Diana wbija swoje oczy w moje i nie odpowiada, ale nie musi, bo widzę w jej spojrzeniu coś takiego, że… aj. Przyglądamy się sobie i sama nie wiem, czy obie badamy jeszcze grunt, czy też właśnie się upewniłyśmy. Postanawiam zaryzykować i wypalam:
– Ty też mi się podobasz.
W oczach blondynki pojawia się błysk, ale to może być też moja halucynacja. Zamiast odpowiedzieć, dziewczyna wciska _stop_ na ekranie swojego urządzenia. Robię to samo i czekam, ale w jakiś niewytłumaczalny sposób nie czuję zdenerwowania.
– To chodźmy na smoothie – mówi.
Wstajemy z rowerków, bez słowa dezynfekujemy sprzęt, a później niespiesznie idziemy do szatni. Na miejscu okazuje się, że jej szafka jest niedaleko mojej, więc zanim ją otworzę, patrzę, jak Diana staje do mnie tyłem i pochyla się po swoje rzeczy. Być może zwariowałam, ale w jej ruchach jest coś seksownego, a że nikogo poza nami akurat w szatni nie ma, to przypatruję się temu dłużej. Wreszcie torba blondynki ląduje na ławce, a ja z przerażeniem zauważam, że ona wyjmuje z niej duży ręcznik i płyn do ciała.
– O cholera – wyrywa mi się, a Diana od razu się odwraca.
– Co jest? – pyta.
Przełykam nerwowo ślinę, bo właśnie dotarło do mnie, że ona przed tym smoothie weźmie prysznic, a ja będę cuchnąć potem z siłowni. Jasny szlag, do domu mam stąd tak blisko, że nigdy nie wysilam się na prysznic.
– Aga? – Diana przywraca mój mózg do przytomności.
– Zapomniałam ręcznika – kłamię gładko.
Blondynka parska i przekręca kod w swojej kłódce, zamykając szafkę.
– No cóż – odzywa się. – Mam tylko jeden, więc jeśli nie przeszkadza ci, że wytrę się pierwsza, to chętnie pożyczę.
– Byłabym… wdzięczna – bąkam, ale jestem na siebie zła, no bo jak mogłam o tym nie pomyśleć.
– To chodź – odpowiada Diana i rusza w stronę pryszniców znajdujących się na małym półpiętrze.
Szybko biorę z torby swoje ubrania, zamykam szafkę i złorzecząc w duchu, idę za Dianą. Moment później stoję już przed drugą kabiną z prawej. Diana weszła do pierwszej i mimo matowej szyby widzę zarys jej ciała. Mglisty bo mglisty, ale uderza mnie fala gorąca. Kolejna dzisiaj.
Wchodzę do dwójki, rozbieram się, odwieszam rzeczy na jeden z wieszaków i puszczam na siebie chłodną wodę. Żadnej ciepłej, bo muszę postawić się do pionu. Po kilku sekundach oddycham z ulgą. Opieram dłonie na kaflach i pozwalam wodzie do woli lać się po moim ciele. Całe szczęście, że kabiny są od siebie oddzielone normalną ścianą z płytkami, a nie matowym szkłem. Obniżam jeszcze trochę temperaturę wody. Jest tak przyjemnie zimna. Kiedy po dłuższym czasie słyszę za plecami pukanie, mało nie podskakuję. Odwracam się i widzę zarys owiniętej ręcznikiem sylwetki Diany.
– Co tam?! – wołam, a ona przysuwa się bliżej drzwi z matowego szkła.
– Skończyłam, chcesz płyn do ciała? – pyta.
Kurczę, zapomniałam o tym całkowicie. Przydałby się.
– Bardzo! – wołam.
– Uchylę trochę i ci podam – rzuca, a zaraz potem widzę, jak drzwi minimalnie się otwierają.
Szybko podchodzę do nich i wyciągam rękę, żeby złapać trzymane przez kobietę opakowanie. Dzięki Bogu, Diana nie patrzy przez otwór i wsuwa do środka tylko rękę. Biorę od niej płyn i przypadkowo dotykam jej palców. Są miękkie i mokre.
– Dziękuję! – Znowu podnoszę głos, bo przez lejącą się wodę słabo słychać.
– Nie ma sprawy – odpowiada i dodaje: – Ubiorę się i przyniosę ci ręcznik.
– Wiszę ci wino!
– Zapamiętam. – Śmieje się zza drzwi, a potem wraca do sąsiedniej kabiny.
Wylewam na dłoń większą porcję płynu do ciała i szybko myję pachy oraz biust. Próbuję sięgnąć na plecy – jak najdalej – i również z nimi robię porządek. W kabinie rozchodzi się przyjemny zapach. Zerkam na opakowanie, to awokado z masłem kakaowym, ciekawe połączenie. Odstawiam butelkę i dokładnie spłukuję pianę, a potem uśmiecham się pod nosem ma myśl, że jednak będę pachnieć jak człowiek. Alleluja!
– Chcesz już ręcznik? – Głos Diany znowu mnie podrywa.
– Lecę! – odpowiadam, zakręcam kurek i podchodzę do drzwi.
Te ponownie otwierają się bardzo powoli, a kobieta wsuwa ręcznik przez otwór. Już mam go chwycić, gdy przysuwa się bliżej matowej szyby i proponuje:
– Mogę ci wytrzeć plecy… jeśli chcesz.
Zamieram w jednej chwili. W jej głosie nie słychać żartu, ale takie niskie coś. O… Boże.
– Cco? – Udaję, że nie usłyszałam.
– Wytrzeć ci plecy? – ponawia tym samym tonem, a mnie aż przechodzą ciarki.
Przełykam ślinę tak głośno, że słychać to chyba w drugim budynku. Jednocześnie w gardle robi mi się sucho i nie jestem w stanie szybko zareagować. Cholera.
– To się odwróć – mówi nagle Diana i w tym samym momencie otwiera szerzej drzwi, a ja robię tak gwałtowny zwrot w tył, że aż czuję to w kostce.
Zanim zdążę się odezwać, ona już jest w środku. Przykłada wilgotny ręcznik do moich pleców, na co tak spinam ciało, że czuję teraz każdy mięsień.
– Plecy są najgorsze – mówi luźno i zaczyna pocierać ręcznikiem moje ramiona.
Kiedy przesuwa bawełniany materiał w dół i przypadkiem dotyka mnie palcami, dosłownie czuję w tym miejscu prądy.
– Dałabym radę… – wykrztuszam, ale głos mam zmieniony.
– Wiem – odpowiada i nie przestaje wycierać.
Ręcznik się zsuwa, a jej dłonie zaczynam czuć przez materiał w okolicach lędźwi. Nie wytrzymuję i pytam:
– Ty… to robisz specjalnie?
Blondynka przestaje, ale tylko na moment. Zamiast odpowiedzieć, powoli wyciera mi pośladki, sprawiając tym samym, że czuję, jak między moimi udami gwałtownie rośnie podniecenie. Chryste, przecież ja tu stoję kompletnie naga.
– Diana? – wymawiam jej imię i czekam na odpowiedź.
– A nie podoba ci się? – pyta wprost i lekko dociska ręcznik do ciała.
Chrząkam nerwowo.
– Tego nie mówię, ale… to trochę krępujące.
– Dlatego, że jesteśmy na siłowni? – dopytuje się, a potem nagle odsuwa oddzielający ją ode mnie ręcznik.
Czekam, aż wyjdzie z kabiny, ale tego nie robi.
– Patrzysz na mój tyłek? – wypalam i słyszę, że głos mi się rwie.
– Tak. Jest bardzo ładny – przyznaje.
Wciągam głęboko powietrze i właśnie wtedy Diana przysuwa się do mnie tak blisko, że na plecach i pośladkach czuję materiał jej ubrań. Nachyla się bardziej i w okolicach szyi wychwytuję jej niespokojny oddech.
– Porozmawiamy o tym przy smoothie – mówi i tym razem to jej głos jest zmieniony.
Wciska mi ręcznik w dłoń i wychodzi z kabiny, a ja mam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Szybko się okrywam i docieram mokre miejsca, jednocześnie próbując zapanować nad sobą. No dobrze, jeśli dotąd miałam choćby cień wątpliwości, to już go nie mam. No kto normalny wchodzi komuś obcemu pod prysznic, ocenia pośladki i wyciera ciało? Wiem, normalny to złe słowo, ale…
Wypuszczam powietrze z płuc i sięgam po ubrania. Oddech ulgi przychodzi dopiero wtedy, kiedy szczelnie zakryta tym, co wisiało na wieszaku, mogę już wyjść z kabiny. To po prostu nierealne, że ta kobieta tak na mnie działa, i to w takim tempie. Przecież drugi raz widzę ją na oczy. Matko.
Idę do szatni i szybko zabieram swoje rzeczy z szafki. Diana stoi obok, ale się nie odzywa, za to jej wzrok czuję na sobie wszędzie, zupełnie jakbym wcale nie miała ubrań. Wychodzimy z siłowni i po drodze wymieniamy kilka zdawkowych zdań, ale ich swobodny charakter niespecjalnie mnie rozluźnia. Napięcie wisi w powietrzu.
Tuż przed klubem, w miejscu, w którym po treningu można kupić i spożyć coś regenerującego, ustawionych jest kilka foteli i stolików. Diana ruchem głowy wskazuje mi te, które są najbardziej oddalone od głównego korytarza.
– Usiądź, a ja coś przyniosę – mówi.
Nie zamierzam kłócić się o to, kto zapłaci, bo nogi i tak mam miękkie, więc kiwam głową i idę w stronę stolika ukrytego między filarem a ścianą budynku. Siadam w fotelu i obserwuję, jak blondynka zamawia smoothie, a potem czeka na jego zrobienie i podanie. Nie odwraca się do mnie, więc mam chwilę na oddech. Lekko poruszam barkami, chcąc je trochę rozluźnić, bo jestem teraz spięta tak, że brak mi słów, by tę skalę do czegoś porównać.
Diana odwraca się i idzie ku mnie z dwoma wysokimi szklankami, w których widać idealnie rozłożone paski karmelu. Zamiast jednak skupić się na efektownym smoothie, błądzę wzrokiem po jej długich palcach. To, jak obejmuje nimi naczynia… Jezu. Ma równe, ładnie zaokrąglone paznokcie, a skóra jej rąk na tle jasnej zawartości szklanek wydaje się mi się nad wyraz opalona.
– Ładne, prawda? – odzywa się i siada.
Podaje mi smoothie, zapewniając, że jest absolutnie doskonałe i świetnie uzupełnia białko stracone podczas intensywnego treningu. Mamroczę coś pod nosem i próbuję. Pierwsze zetknięcie deseru z językiem uświadamia mi, że ta mieszanka jest naprawdę obłędna.
– O Jezu – mówię i od razu pociągam większy łyk. – Rewelacja!
– Mówiłam – stwierdza Diana i uśmiecha się szeroko. – Smacznego.
– Dzięki.
Przez dłuższą chwilę popijamy smoothie i zachwycamy się nim, a potem zapada cisza. Niezręczność tego momentu maskuję kolejnym uniesieniem szklanki do ust.
– To jak? – zaczyna wreszcie blondynka. – Porozmawiamy o tym?
Przełykam i kiwam głową, a ona kontynuuje:
– Mam dla ciebie propozycję, ale oczywiście zrozumiem, jeśli się nie zgodzisz.
– Propozycję? – powtarzam po niej i w napięciu czekam, co będzie dalej.
– Mhm – odpowiada i ni stąd, ni zowąd wybucha tym swoim pięknym, szczerym śmiechem.
Patrzę na nią zdziwiona i oczarowana jednocześnie. Nie mam pojęcia, skąd ta nagła fala rozbawienia, ale miło na nią patrzeć.
– W porządku? – pytam, kiedy kobieta już się uspokaja.
Diana ociera kącik oka, w którym z tego wybuchu zebrało jej się kilka łez.
– Przepraszam – rzuca wesoło. – Kiedy powiedziałam, że mam propozycję, przypomniał mi się ten film i nie wytrzymałam – wyjaśnia.
– Film? Jaki film?
– No… _Niemoralna propozycja_. Widziałaś?
– Yyy – jąkam się. – Ten z Demi Moore i Redfordem? – dopytuję się.
– Właśnie – potwierdza i jej usta znów się rozchylają. – Tylko niestety nie mam miliona dolarów, żeby móc zaoferować ci gotówkę za wspólną noc – dodaje.
Zapada cisza, a mina Diany wskazuje, że już nie jest jej do śmiechu. Ja też nie czuję się rozbawiona, za to w podbrzuszu kołacze mi przyjemna ekscytacja. Coś jak nagłe uderzenie ciepła, które w ułamku sekundy rozchodzi się po całym ciele.
– Odważna jesteś – stwierdzam krótko, a ona wzrusza ramionami.
– Kto nie ryzykuje, ten nic nie ma. Wchodzisz w to? – pyta wprost, a ja mało się nie zakrztuszam.
– W co konkretniej? – pytam, a w głowie buzuje mi tysiąc myśli.
Diana lekko pochyla się nad stolikiem i mówi ciszej.
– Chcę się z tobą przespać.
W tym momencie otwieram usta i wydobywa się z nich coś, czego się nie spodziewałam.
– Mam męża.
Blondynka wzrusza ramionami.
– Ja też – odpowiada i ciągnie: – Nie proponuję ci związku, miłości ani niczego w tym stylu. Nie chcę zobowiązań, obie mamy rodziny i, jak sądzę, dużo do stracenia. Zakładam też, że obie jesteśmy dyskretne i nie w głowie nam wpadka.
– Mhm – mamroczę.
– Brakuje mi seksu z kobietą – przyznaje, a mnie na to stwierdzenie mocniej spinają się uda. – Dobrze trafiłam?
Jej pytanie zawisa w powietrzu, a to można by teraz pewnie kroić nożem. Przełykam smoothie i daję sobie chwilę, choć dobrze wiem, co chcę jej odpowiedzieć.
– A jak to widzisz… w praktyce? – pytam wreszcie i rozważam już w głowie dziesiątki możliwości.
– Czyli się zgadzasz? – dopytuje się Diana.
Chrząkam, ale potem zbieram się na odwagę, bo w końcu jestem dorosła i przyznaję, że mnie również brakuje seksu z kobietą. Zaznaczam jednak, że nikt nie może się dowiedzieć, że nie chcę problemów, podejrzeń, dziwnych spojrzeń i…
– Spokojnie – przerywa mi i układa dłoń na mojej. – Wszystko zostanie między nami.
Jej oczy przenikają mnie na wskroś i z jakiegoś powodu jestem całkowicie pewna, że można jej ufać. Cofam przytrzymywaną przez nią rękę, ale kiedy się rozglądam, widzę, że nikt na nas nie patrzy. Naskórek mnie pali, a z każdą kolejną sekundą czuję, jak bardzo chcę ją teraz pocałować. Abstrakcja. Ta dziewczyna budzi we mnie pragnienie tak silne, że tylko ja wiem, ile kosztuje mnie zachowanie się, jak należy.
– To… – odzywam się jeszcze ciszej – kiedy i gdzie?
Diana mocno wciąga powietrze.
– Najchętniej… od razu – rzuca nerwowo.
Wzdycham, ale o dziwo, odpowiadam przytomnie.
– Zdaje się, że jestem… w tym samym stanie co ty, ale ten układ zakłada rozsądek.
– Wiem. – Kiwa głową ze zrozumieniem i pyta: – Masz teraz jakieś plany? Praca, coś?
Zastanawiam się tylko chwilę.
– Nie, ale około dwudziestej drugiej powinnam być w domu.
Blondynka sięga po smartfon i sprawdza godzinę.
– Jest siedemnasta trzydzieści.
Widzę, jak czoło jej się marszczy, i domyślam się, że główkuje. Nagle nachodzi mnie obraz tego, jak wyglądałaby… całując moje piersi. Zalewa mnie kolejna fala pożądania i trudno mi w tym poznać samą siebie.
– Hotel? – wyrywa mi się.
Diana przeciąga palcem po ekranie, wpisuje coś i podnosi wzrok.
– Astone? – pyta. – Jest piętnaście minut stąd.
– Dobrze.
Podnoszę się z fotela i widzę, że blondynka usiłuje zarezerwować pokój w aplikacji. Powstrzymuję ją natychmiast.
– Stój, co ty robisz?
Patrzy na mnie zaskoczona, ale nie daję jej wyjaśnić.
– Na rogu jest bankomat – rzucam. – Gotówka, a nie karta, chyba że chcesz się mężowi tłumaczyć z takiej płatności.
– Cholera… masz rację.
Dziewczyna wstaje i razem schodzimy na dół, a ja jestem z siebie niemal dumna. Jeszcze nie straciłam do reszty rozumu. Na szczęście.
Po wyjściu z budynku idziemy do bankomatu i wybieramy gotówkę. To straszne, że chcąc ugasić potrzebę intymnej bliskości, trzeba myśleć o takich trywialnych rzeczach.
Osiemnaście minut później jesteśmy już zameldowane w Astonie i stajemy pod drzwiami wynajętego pokoju. Diana usiłuje je otworzyć, ale palce jej drżą i ma problem z wsunięciem karty magnetycznej do szczeliny. W duchu cieszę się, że ona to robi, bo mnie trzęsą się teraz nie tylko palce. Spacer do hotelu w jej towarzystwie jeszcze mocniej napędził moją potrzebę spełnienia, a ciało mam tak rozedrgane, że trudno mi nad sobą panować.
Przycisk nagle zmienia kolor z czerwonego na zielony.
– Jest! – wyrywa się Dianie.
Wchodzimy do środka, a kiedy tylko zamykam za nami drzwi, czuję już na plecach jej dłonie. Odwracam się szybko i przyciągam ją ku sobie. Zaraz potem przestaję myśleć.
Nasze usta łączą się w gwałtownym pocałunku, a języki napierają na siebie tak, jakby nie mogły się tego doczekać. Bo nie mogły. Obie dajemy się ponieść tej chwili i choć jesteśmy sobie obce, całujemy się bez opamiętania. Czuję, jak Diana popycha mnie lekko i opiera o ścianę, co pozwala mi złapać trochę stabilności. Przyciągam ją jeszcze mocniej, obejmując w pasie i nie odrywając się przy tym od jej ust. Są oszałamiająco miękkie, wilgotne i nawet na moment nie dają mi odpocząć. Ręce blondynki pojawiają się na mojej szyi, a zaraz potem jej palce wplątują mi się we włosy. Jest tak blisko, że czuję, jak nam obu walą teraz serca.
– Zwariowałyśmy? – pyta szybko i znów zachłannie łączy swoje usta z moimi.
Nie udaje mi się odpowiedzieć, bo wolę ją teraz całować. Mamroczę coś i nawet nie otwieram oczu. Od wieków nikt mnie tak nie dotykał. Od wieków cudze wargi nie sprawiały mi tyle przyjemności. Chłonę każdy dotyk jak gąbka. Gładzę jej plecy, dociskam do siebie, sunę rękoma w górę i w dół, krążę po łopatkach i gwałtownie sięgam po język Diany, gdy tylko minimalnie wysunie mi się z ust.
Nie miałam pojęcia, że mogę być tego tak stęskniona. Wciągam w nozdrza jej zapach. Delikatność skóry, obłok użytego pod prysznicem płynu do ciała, cząsteczki podniecenia, ciepło ust, wilgoć języka, prądy płynące mi po karku od muśnięcia opuszkami jej palców. Nawet powietrze zdaje się pachnieć.
Z ust Diany wydziera się cichy jęk, a zaraz potem kobieta ciągnie mnie za rękaw.
– Zdejmij tę kurtkę. Szybko – mówi, a powietrze wokół tych słów zdaje się drżeć.
Kompletnie zapomniałam, że w ogóle coś na sobie mam. Odsuwamy się od siebie i w tempie godnym rekordu świata wzajemnie zdejmujemy sobie okrycia wierzchnie. Głuche uderzenie o hotelową wykładzinę wskazuje, że gdzieś tam upadły i moja kurtka, i jej płaszcz.
– Podnieś ręce – mówię nerwowo, a Diana natychmiast unosi ramiona.
Podciągam dół jej sweterka i zdejmuję go przez głowę razem z koszulką, którą pod nim miała.
– O Boże… – wyrywa mi się na widok jej czarnego, seksownego stanika i ukrytych pod nim piersi.
Blondynka przysuwa się i sięga do zamka mojej sportowej bluzy. Rozpina ją w sekundę i nawet nie wiem, kiedy ta część garderoby ląduje na podłodze. Chwilę później dołącza do niej prawie zdarty ze mnie T-shirt.
Przywieramy do siebie i wracamy do przerwanego pocałunku. W każdym ruchu, dotyku warg, muśnięciu skóry i pieszczocie języka czuć między nami pragnienie tak silne, że aż przejmujące. Diana znów dociska mnie do ściany, ale tym razem robi to własnymi biodrami. Wypycha je w moją stronę tak, że czuję ją na spodniach i muszę ulec, przesuwając się plecami do tyłu.
Chłodna faktura tapety na moment przyprawia mnie o dreszcz, ale w tej samej chwili Diana rozpina mi guzik spodni i pociąga w dół zamek błyskawiczny. Z miejsca zalewa mnie fala gorąca, a druga zaraz potem, gdy kobieta obciąga mi spodnie z bioder i pozwala im zatrzymać się nieco poniżej ud.
Słyszę jej niespokojny, urywany oddech. Kąsa mnie w szyję, a potem podniecona szepcze do ucha.
– Muszę… mieć cię… teraz.
Płynnym ruchem wsuwa dłoń pod moją bieliznę, a kiedy otwieram usta, żeby zaczerpnąć powietrza, pozwala jedynie na krótki jęk i szybko zamyka je pocałunkiem. Jej palec wślizguje się w moje czułe miejsce i robi to tak, jakby dobrze wiedział, dokąd zmierza.
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jaka jestem mokra, i wiem, że ona też już to zauważyła.
Jej palec wilgotnieje i gładkim poślizgiem przesuwa się ku dołowi, po czym na chwilę zatrzymuje się na mojej łechtaczce. Delikatne i jednocześnie pewne ruchy zataczają w tym miejscu kilka kręgów, sprawiając, że znów nerwowo łapię powietrze, ale ona nie przedłuża tego napięcia i schodzi niżej.
Przez głowę przebiega mi myśl, że musi mieć wprawę w tym, co właśnie robi, ale zaraz potem przestaję analizować. Jej palec układa się tuż przy moim wejściu, a potem wypełnia mnie jednym stanowczym pchnięciem.
– Aaa… – jęczę krótko, a ona przygryza mi końcówkę języka.
Wysuwa się ze mnie i znów wchodzi, robiąc to szybko i gwałtownie. Odruchowo staję na palcach, jakbym chciała jej to ułatwić, ale niczego ułatwiać nie muszę. Diana wie, co robi, i nie przerywa, a ja płonę pod jej kolejnym pchnięciami.
– Jezu… – dyszę.
– Jesteś boska – szepcze mi do ust, a potem przechyla głowę i gryzie w szyję tak, że dreszcze przelatują mi po ciele.
Napiera biodrami mocniej, bardziej zdecydowanie, a ja ulegam, bo pragnę tego tak intensywnie, że nie jestem w stanie ani przerwać, ani udawać niedostępnej. Nogi drżą, jakbym miała się zaraz przewrócić, i jednocześnie wnętrze zalewa mi gwałtowny puls. Krzyczę nienaturalnym głosem i już wiem…
Czuję, jak całe ciało spina mi się wokół jej palca, a ona robi jeszcze tylko jeden mocny ruch. Obejmuję ją gwałtownie, bo muszę się podtrzymać, inaczej straciłabym równowagę. Sekundę później dochodzę, a Diana zasłania mi usta ręką, potęgując ten moment do niewyobrażalnej skali. Ten stan trwa i trwa, a ja rozpadam się w nim na dziesiątki kawałków, które wibrują, pulsują, przenikają się wzajemnie i zaraz potem łączą na powrót, jakby właśnie stworzyły zupełnie nową całość.
– Boże… – wyrywa mi się, a głos mam zupełnie zmieniony.
Diana podtrzymuje mnie i tkwimy w tej pozycji przez kilkanaście sekund, aż mięśnie rozluźnią mi się na tyle, żeby mogła ze mnie powoli wyjść. Dopiero wtedy wysuwa palec i przeciągnąwszy nim ku górze, znów zatrzymuje się na łechtaczce. Ustami chwyta moją dolną wargę i przez moment delikatnie ją całuje, niemal pieści. Otwieram powieki i widzę, że patrzy na mnie zamglonymi oczyma. Jest w nich coś… dzikiego.
– Chodź do łóżka – mówi i wyjmuje dłoń spod mojej bielizny.
Muskamy się ustami, a później ona pochyla się i obsuwa mi spodnie z ud aż za kolana. Kiedy opadają na kostki, wyjmuję stopy i zostaję przed nią w samej bieliźnie. Idąc na trzęsących się nogach, które są teraz wyczerpane bardziej niż po siłowni, daję się pociągnąć w stronę hotelowego łóżka. Siadam na nim z ulgą, a wtedy blondynka popycha mnie lekko na plecy. Kiedy dotykam skórą pościeli, mam wrażenie, jakbym była właśnie tam, gdzie powinnam być zawsze.
– W porządku? – pyta i układa się obok mnie.
Zapach jej ciała i unoszącego się w powietrzu seksu jest tak mocny, że wdycham go z przyjemnością.
– Mhm – mruczę i dodaję: – Niegrzeczna z ciebie dziewczynka.
Diana uśmiecha się i cmoka mnie w nagie ramię, a później powoli przeciąga palcami po obojczyku. Jej opuszki są miękkie i doskonale dopasowują się do zagłębień. Mruczę i odwróciwszy głowę w jej stronę, przypatruję się twarzy. Jest spokojna i pobudzona jednocześnie.
– Daj mi kilka minut… – proszę i gładzę dłonią jej policzek. – To było bardzo… intensywne.
– Wybacz pośpiech – odpowiada niskim, wciąż nieco chrapliwym głosem. – Nie mogłam się powstrzymać.
– Ani ja – przyznaję i przeciągam kciukiem po jej dolnej wardze.