- W empik go
Zabójcza obsesja - ebook
Zabójcza obsesja - ebook
Zabójcza obsesja Bestsellerowe autorki USA Today J.L. Beck i C. Hallman
Czasami miłość życia jest tuż obok ciebie. Innym razem chowa się za twoim oknem, obserwując, jak śpisz. Równie namiętna, co niebezpieczna.
Zane chronił Dove, kiedy byli jeszcze dziećmi. Z czasem stała się jego obsesją. Zranił, zniszczył i zabił wszystkich, którzy wyrządzili jej jakąkolwiek krzywdę. A także tych, którzy za bardzo się do niej zbliżyli. Porwał ją, a ona go znienawidziła i za wszelką cenę próbowała uciec. Nie wiedziała, że Zane to najmniejsze zło, a na zewnątrz grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Kiedy na jej oczach został postrzelony, Dove zrozumiała, że był dla niej wszystkim: ciemnością i światłem, dobrem i złem. Potrzebowała go do życia jak kolejnego oddechu, pragnęła poczuć jego ciało. Przez miesiąc w niewoli u Zane’a nauczyła się, że jedyną stałą w jej życiu jest właśnie on. Myśl, że więcej go już nie zobaczy, odbierała jej rozum. Kto ją obroni teraz, kiedy znowu została porwana, tym razem przez bezwzględnego gangstera?
Drugi tom serii Obsesyjna namiętność niezwykłego duetu literackiego J.L. Beck i C. Hallman. Autorki wspólnie opublikowały pięć udanych serii. Większość z ich książek znalazła się na liście bestsellerów Amazona.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67217-15-6 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zane
Rozżarzone węgle przygniatają mi oczy. Próbuję się przewrócić na bok, ale każdy mięsień w ciele się napina. Czuję się, jakbym został zrzucony z dziesięciopiętrowego budynku i wylądował płasko na plecach. Jęcząc, opuszkami palców muskam coś miękkiego, prześcieradło… albo koc. Nie wiem, ale nie jest ani zimno, ani ciężko. Przesuwam się i zdaję sobie sprawę, że nie leżę już na zimnym betonie, ale gdzie indziej. Zamęt zaciemnia mi umysł.
– Ćśś, policja już jest w drodze. Wszystko będzie dobrze. Znajdą osobę, która cię postrzeliła – jakiś głos próbuje mnie uspokoić, ale nie wywołuje we mnie tego efektu, za to natychmiast otwieram oczy. Oszalały rozglądam się po pokoju. Zapach środka antyseptycznego atakuje moje zmysły i bardzo szybko składam wszystkie kawałki układanki.
Szpital. Jestem w szpitalu. Ten sam szpital, w którym Christian zostawił mnie na parkingu na śmierć. Zrobił z siebie głupka, bo nie zamierzam umrzeć. Przynajmniej nie dzisiaj. Ból eksploduje w całym ciele, a mięśnie protestują, gdy odsuwam się od łóżka i staję na chwiejnych nogach.
– Proszę pana, musi się pan położyć! – pielęgniarka podbiega do mnie, wzrok ma spanikowany, ale stopuję ją mrocznym spojrzeniem, które obiecuje ból, i kobieta zatrzymuje się. Nie mówię ani słowa, kiedy wychodzę z pokoju, a ciało krzyczy, błagając, żebym się odwrócił i położył z powrotem.
Nie ma takiej opcji. Dove mnie potrzebuje. Kurwa. Zawiodłem ją. Pozwoliłem mu się do niej dobrać. Nie wyobrażam sobie, co jej teraz robi. Dotyka jej. Krzywdzi ją. Jest zbyt delikatna dla mężczyzny takiego jak Christian. Roztrzaska ją jednym dotknięciem jak cienkie szkło.
Serce wali mi w piersi. Zemsta. Potrzebuję tego. Zrobię to. Wykąpię się w jego pieprzonej krwi, jeśli jej dotknie, jeśli coś jej zrobi. Jeśli na jej głowie choć jeden włos nie jest na swoim miejscu… Nie chcę nawet o tym myśleć.
Kiedy kuśtykam, wychodząc ze szpitala, i gdy mijam ludzi, sypie się na mnie lawina zdegustowanych i zszokowanych spojrzeń. Patrząc w dół na koszulę, uświadamiam sobie, że cała jest przesiąknięta krwią. Wzruszam tylko ramionami, bo mam to w dupie. Bok pali mnie przy każdym kroku i w głowie kręci mi się jak diabli. Jeśli mam uratować Dove, uratować nas, będę musiał znaleźć sposób, żeby usunąć tę kulę. Idąc – choć nie mam pieprzonego pojęcia, dokąd zmierzam – odtwarzam sobie w głowie to, co powiedział mi Christian.
Castro, rywalizująca z Sergio rodzina mafii, jest powodem, dla którego chce śmierci Dove. Ale dlaczego? Kim jest Dove dla Castro? Zaciskając zęby, wiem dokładnie, co będę musiał zrobić i że będę, kurwa, nienawidzić każdej sekundy. Ostatnią rzeczą, jakiej chcę, to zostawić Dove w rękach Christiana dłużej niż to konieczne. Jednak mimo wściekłości, która mnie ogarnia, wiem, że nie ma opcji, abym ją ocalił, jeśli wpadnę tam z impetem sam.
Potrzebuję broni, planu, pozbyć się tej cholernej kuli z boku i zatamować krwawienie, zanim naprawdę umrę. To oznacza, że będę musiał jechać do rodziny Castro. Opierając się o pobliską ścianę, zaciskam powieki i zmuszam się, by oddychać przez nos. Ból w boku to pestka w porównaniu z tym, jaki czuję w sercu. Choć to piekielnie trudne, zmuszam się, by w tej chwili nie myśleć o Dove. Zdejmuję koszulę, chwytam materiał i dociskam go do boku tak mocno, jak tylko potrafię. Zaciskam pięści i ból promieniuje na skórę. Mam wrażenie, jakby żyletki przecinały mi ciało, pozostawiając po sobie głębokie nacięcia. Zamykam oczy i zmuszam się, by myśleć o czymkolwiek poza bólem. Wyłączenie się to teraz moja jedyna opcja.
Samochód. Broń. Castro. W tej kolejności. Odpycham się od ściany i kuśtykam dalej do samochodu. Kiedy do niego docieram, na czole pojawia się strużka potu, a mięśnie protestują przy każdym kroku. Przełykając ból, otwieram drzwi samochodu i wślizguję się do środka. Opieram się o siedzenie, uruchamiam auto i pochylam się nad konsolą centralną, otwierając schowek.
Wyciągam pistolet, który trzymam tam na wszelki wypadek, sprawdzam, ile mam kul, i kładę go obok siebie. Wyjeżdżam z miejsca parkingowego, opony piszczą, gdy jadę krętą drogą, by wydostać się z tego labiryntu.
Jadę zgodnie ze znakami, uderzam stopą o pedał gazu i wyjeżdżam na ulicę. Dźwięk klaksonu przeszywa mi uszy, ale nie zwracam uwagi na innych kierowców. Mam misję. Jestem zdeterminowany. Nie potrzebuję wskazówek, jak dojechać do posiadłości Castro. Gdy tylko Christian powiedział mi o rywalizacji z tą rodziną, zacząłem ich pilnować. Ustaliłem rozkład dnia, dowiedziałem się, gdzie mieszkają, jak wydają pieniądze i jak spędzają czas.
Pójście do nich może oznaczać dla mnie śmierć, ale jestem gotów podjąć ryzyko, jeśli jest jakaś szansa, że uda mi się uratować Dove. Zawrę każdą umowę, zabiję, kogo zechcą. Nie ma niczego, czego bym nie zrobił, nie ma osoby, której bym nie skrzywdził. Muszę ją odzyskać. Muszę ją uratować.
Bez względu na to, co mi się stanie, muszę się upewnić, że przeżyje. Jest dla mnie wszystkim. Jeśli ona umrze, umrę i ja.
Rana w moim boku pulsuje jak drugie serce, kiedy przejeżdżam przez miasto. Gdy dojeżdżam do bramy rezydencji Castro, skręcają mi się wnętrzności, w brzuchu mam już tylko węzeł strachu. Ich dom otacza dwumetrowe ogrodzenie z kutego żelaza, a fakt, że będę musiał przeciągnąć przez nie tyłek, aby dostać się do środka, nie jest przyjemnym uczuciem. Mój bok już krzyczy, równie dobrze mógłbym wbić nóż w ranę. Wpatrując się w płot, obmyślam plan, który ma pięćdziesiąt procent szans, że mnie nie zabiją. Podejście do ogrodzenia i nakazanie im, żeby mnie wpuścili, nie wchodzi w grę.
Będę musiał zrobić scenę, zmusić Matteo Castro, żeby spotkał się ze mną twarzą w twarz. Zjeżdżam z bocznej drogi i parkuję samochód wśród drzew. Jeśli jeszcze nie zauważyli mnie w kamerach, będę zszokowany jak diabli. Kuśtykam drogą i zmuszam się do spokojnego truchtu. Powietrze jest zimne, a kiedy zderza się z moją rozgrzaną skórą, drżę. Czuję się słaby, cholernie słaby, ale muszę to zrobić.
Muszę mieć kogoś po swojej stronie, a skoro Christian chce wojny, pewnie ja będę tym, który im o tym powie. Ale najpierw muszę przeciągnąć Matteo na swoją stronę.
Docieram do krawędzi ogrodzenia na granicy posesji i patrzę na górę, na którą będę musiał się wspiąć. Wyczerpanie ogarnia moje wnętrzności i zmuszam się, by iść dalej. _Pomyśl o Dove._ Coś w oddali przyciąga moją uwagę. Nie coś, ktoś. Dwóch mężczyzn zmierza w moim kierunku. Silni, umięśnieni, z bronią.
Nie jestem w stanie walczyć. Mam nadzieję, że mnie nie zabiją, bo w gówniany sposób by się to wszystko skończyło, kurwa.
– Albo ryzykujesz życie, albo kurewsko ryzykujesz życie – jeden z mężczyzn szydzi, gdy się zbliża. Dzieli nas ogrodzenie, ale wiem, że to mnie nie uratuje. Mogliby mnie teraz zabić, gdyby chcieli.
– Muszę porozmawiać z Matteo – wykrzykuję.
Ten sam facet, który przemówił przed chwilą, wydaje stłumiony śmiech, wygląda na speszonego.
– Musisz porozmawiać z Matteo? Przykro mi kolego, ale to nie tak działa. Jeśli szef zechce cię zobaczyć, będziesz o tym wiedział. A teraz wypierdalaj stąd – wykonuje ruch rękoma i gdybym nie odczuwał takiego pieprzonego bólu, uśmiechnąłbym się.
Pistolet tkwi ciężko w pasie dżinsów i wiem, że gdy tylko po niego sięgnę, zastrzelą mnie. Jednak muszę podjąć to ryzyko. Jeśli strzelę do jednego z nich, na pewno doprowadzi mnie do Matteo. Żywego czy martwego? Nie wiem.
Poruszam się ze zwinnością, o której nawet nie wiedziałem, że jest możliwa, chwytam pistolet i celuję w faceta, który się ze mnie śmiał.
– Bez urazy – burczę, gdy pociągam za spust. W tym samym czasie jego przyjaciel wyciąga broń i strzela. Kula przebija mi ramię i wbija się w delikatną tkankę. Ile więcej krwi mogę stracić, zanim umrę? Skóra mnie piecze w miejscu, gdzie kula wbija się do środka, a ja zataczam się do tyłu, trzęsą mi się kolana. Czuję, jak w polu widzenia pojawia się ziemia. Kto wiedział, że wszechmocni upadają tak boleśnie? Po tym wszystkim, co zrobiłem, wszystko rozpada się na kawałki. Człowieka, który zabijał od zawsze, odbierał życie innym, wreszcie dopadła karma.
Lądując na ziemi z głuchym łoskotem, jestem tylko w stanie spojrzeć w niebo.
– Idiota – facet, który mnie postrzelił, warczy, gdy podchodzi, jego twarz pojawia się w polu widzenia. Czubek jego buta zderza się z moją klatką piersiową i ból rykoszetuje przez moje ciało. _Kurwa_. – Chciałeś, to masz. Wygląda na to, że jednak wyjedziesz stąd w worku na zwłoki.
Ogarnia mnie ból i patrzę przez ciężkie powieki, jak podnosi pistolet i ponownie pociąga za spust. Kolejna kula wbija się w moje ciało, przepalając mięśnie. Kolejna kula, którą chętnie bym przyjął, gdyby oddała mi Dove. Czerń i ból to wszystko, co czuję, gdy zamykam oczy, myśląc, że robię to ostatni raz.
***
Pierwszą rzeczą, jaką zauważam, kiedy odzyskuję przytomność, jest to, że żyję. Wróć. Nie żyję. Umarłem i poszedłem do piekła. Właściwie piekło byłoby wakacjami w porównaniu z tym, z czym mam teraz do czynienia. Całe moje ciało jest jak płomień, pali i pulsuje, benzyną dolewaną do niekończącej się iskry ognia. Każdy mięsień napina się, gdy staram się zrozumieć, co się dzieje.
– Witaj z powrotem, Zane – mówi nieznany głos, a ja obracam się w jego kierunku. Nie widzę nic poza ciemnością. Wtedy zdaję sobie sprawę, że nadgarstki mam przykute kajdankami do boków łóżka. Metal dzwoni, gdy wykonuję gwałtowny ruch. Ciągnę je aż do bólu, zaciskam zęby, gdy metal wbija mi się w skórę. Powoli wszystko zaczyna nabierać perspektywy. Patrząc w dół na nagą klatkę piersiową, stwierdzam, że już nie krwawię. Każda z dziur po kulach, które zaśmiecały moją klatkę piersiową, jest teraz czysta, a rany pokryte są gazą.
Co się do cholery stało?
– Możesz mi podziękować, kiedy tylko zechcesz – znowu ten głos, który zgrzyta na każdym pieprzonym końcu nerwu. Nie przeszedłem przez to wszystko na darmo, a każda upływająca sekunda to kolejna sekunda, w której Dove może być gdzieś obolała lub co gorsza…
– Muszę porozmawiać z Matteo! – warczę.
– Cóż, to twój pieprzony szczęśliwy dzień, chłopcze – z cienia wyłania się Matteo, mężczyzna, z którym muszę porozmawiać. Miodowe włosy zaczesał do tyłu, a ciemne oczy patrzą groźnie, no cóż, tak groźnie, jak oczy małego pieska, który grozi, że ugryzie cię w kostkę. – Nie jestem zadowolony, że zastrzeliłeś jednego z moich ludzi, ale przypuszczam, że jesteśmy kwita, bo on dostał jedną kulę, a ty trzy.
– Nie żeby to miało znaczenie, ale zostałem postrzelony, zanim tu przyjechałem. Twój facet strzelił do mnie tylko dwa razy.
Matteo mruży oczy, uśmieszek wykrzywia jego usta.
– Rozumiem. Mimo wszystko zasłużyłeś na postrzelenie, zjawiając się tutaj i strzelając do jednego z moich ludzi. Do diabła, powinien był cię zabić. Powiem jednak, że jestem zaskoczony, że w końcu poznałem okrytego złą sławą Zane’a. Płatnego mordercę rodziny Sergio. Wiedziałeś, że za twoją głowę wyznaczono nagrodę?
Wzruszam tylko ramionami.
– Nie przyszedłem tu w sprawie nagrody, ale jeśli chcesz oddać mnie Christianowi, zrób to. Ma coś mojego i chcę to z powrotem. I tak wyświadczysz mi przysługę.
Matteo wpatruje się we mnie.
– Wiesz, że to nie tak działa. Musisz mieć jaja wielkości Teksasu, jeśli myślisz, że możesz tu przyjść i poprosić mnie o pomoc.
W tym momencie nic mnie nie obchodzi. Liczy się tylko uratowanie Dove, upewnienie się, że jest bezpieczna, żywa i chroniona.
– Zdradzę ci wszystkie jego sekrety. Zabij, kogo chcesz. Zrób wszystko, czego potrzebujesz. Potrzebuję tylko broni i ludzi. To wszystko, o co proszę. Nie chodzi o małżeństwo ani związek. To nie jest żadne gówno. Pomóż mi. Ja pomogę tobie – staram się nie brzmieć na tak cholernie słabego i zdesperowanego, jak się czuję, ale niewiele mogę na to w tej chwili poradzić.
Matteo wstaje i robi krok w moją stronę.
– A dlaczego, do cholery, miałbym ci pomóc? Nic o tobie nie wiem, a ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję, jest twoja pomoc. Wiesz, że wszystko jest przeciwko tobie. Jako zabójca rodziny Sergio, rodziny, która jest moi rywalem i która nadal wpieprza się w mój biznes, powinienem cię zabić. Daj mi jeden dobry powód, żebym nie strzelił ci teraz prosto w twój pierdolony łeb.
– Nie mam. Wszystko, co mam, to świadomość, że Christian chciał, abyś umarł. Byłeś następny na mojej liście. A teraz, jeśli nie zamierzasz mi pomóc, to pozwól mi odejść – znowu szarpię za kajdanki, czuję, jak mięśnie płoną z wyczerpania. Matteo wygląda na obojętnego i zastanawiam się, co będzie dalej, do diabła!
– Co on ma takiego, że mogłoby cię skusić do zawarcia paktu z diabłem?
Przełykam ślinę, nienawidząc tego, że będę musiał mu tłumaczyć, kim jest dla mnie Dove. To oczywiste, że spalę dla niej cały świat, więc nie ma sensu ukrywać, że jest moją największą słabością. Sam już to ujawniłem.
– Dove. Ma ją. Jest moja i chcę ją odzyskać – warczę.
Matteo śmieje się.
– Chcesz rozpętać wojnę o dziewczynę? O jakąś cipkę, którą można dostać od każdej kobiety?
– Ona nie jest byle kim, a on ją skrzywdzi. Ja… – to, co mam teraz powiedzieć, zabija mnie, rozdziera na pieprzone strzępy. Przez całe życie przysięgałem, że będę silny, będę patrzył śmierci prosto w oczy i uśmiechał się, ale nie chodzi już tylko o mnie. Dove nie jest skrojona z tego samego materiału co ja i nie radzi sobie z tym światem. – Proszę, ona jest całym moim światem, a ja… w tej chwili nie mam nic. Jestem chodzącym celem, jeśli wejdę tam, aby ją uratować, nie wyjdziemy. Jesteś moją ostatnią szansą…
Matteo przechyla głowę na bok, bębniąc palcami po brodzie.
– A dlaczego miałby ukraść twoją ukochaną dziewczynkę?
– Bo szuka jej od dziesięciu lat… Nie wiem, dlaczego, ale wiem, że planuje ją do czegoś wykorzystać. Twierdzi, że to twoja wina, że chce jej śmierci, ale jeszcze nie odkryłem związku.
– Ciekawe… więc zakłada, że ją znam?
Przytakuję.
– Ale nie zdołamy się dowiedzieć, jak i dlaczego, dopóki jej nie odzyskamy.
W jego oczach pojawia się iskra ciekawości i wiem, że go zainteresowałem.
– Dobrze. Pomogę, ale będziesz moim dłużnikiem, Zane. Dłużnikiem, póki nie powiem inaczej.
Nadzieja pojawia się w mojej piersi. Nie obchodzi mnie, co to jest ani czego on ode mnie potrzebuje. Zrobię to. Liczy się tylko Dove. Moja słodka Dove.
– Świetnie, pomóż mi ją znaleźć.ROZDZIAŁ DRUGI
Dove
Bolą mnie kości, każdy mięsień mam zesztywniały. Całe ciało jest obolałe, a w klatce piersiowej krater wypełniony bezkresną pustką. Jestem wyczerpana fizycznie i psychicznie.
Nie jestem pewna, jak długo tu jestem ani jak długo mogę to znieść. Nie ma okien, a pojedyncza żarówka zwisająca z sufitu jest zawsze włączona. Ktoś przynosi mi jedzenie, ale godziny nie są regularne. Wiem, bo czasami jestem bardzo głodna, burczy mi w brzuchu, że aż boli.
Oczywiście to nic w porównaniu z bólem utraty Zane’a… Williama. Nadal nie potrafię tego ogarnąć. Jak mogłam tego nie widzieć wcześniej? Jak mogłam być tak ślepa? Nie był chłopcem, o którym myślałam, że umarł tyle lat temu, ale mimo to sprawiał, że czułam się bezpieczna. Powinnam była wiedzieć. Teraz znowu go straciłam.
Ocierając łzy z policzka grzbietem dłoni, wpatruję się w tę samą ścianę, na którą patrzyłam przez ostatnich kilka dni. Policzyłam każdą cegłę, zapamiętałam każdą szczelinę, bo nie mam nic innego do roboty. Nic nie utrzyma mnie przy zdrowych zmysłach.
W pokoju, w którym mnie trzymają, jest tylko brudny materac, cienki koc i wiadro w kącie, na wypadek gdyby nie było nikogo, kto mógłby mnie zabrać do łazienki. Jak na razie to jedyny moment, kiedy mogę wyjść z celi – iść do łazienki na końcu korytarza. Wiem, że jestem w jakiejś piwnicy, pilnie strzeżonej piwnicy, ale to właściwie wszystko, co wiem.
Nadal nie rozumiem, dlaczego Christian mnie tu trzyma, dlaczego w ogóle mnie chce ani co zamierza ze mną teraz zrobić. Wiem tylko, że nie będzie to nic dobrego. Mieszają mi się dni. Noc i dzień. Boję się nieznanego. Tego, co ma nadejść.
Podciągam kolana do klatki piersiowej, oplatam ręce wokół nich, przytulam się mocno, jakby to w jakiś sposób powstrzymało mnie przed dalszym rozpadem. Opadam na materac i zwijam się w pozycji embrionalnej.
Zardzewiałe sprężyny pode mną wbijają się w bok, ale ból jest minimalny. Odpychając tę myśl, zamykam oczy i próbuję udawać, że jestem gdzie indziej… gdziekolwiek indziej.
Zabawne, że czułam się jak więzień w mieszkaniu, w którym trzymał mnie Zane. Przez cały czas, gdy tam byłam, próbowałam się wydostać. Dałabym teraz wszystko, żeby teraz tam wrócić. Być zamkniętą, całą i zdrową z daleka od całego świata. Zamkniętą z Zane’em u mego boku.
Kolejny szloch przetacza się przez ciało, pozostawiając mnie w rozsypce. Dźwięk z zewnątrz celi sprawia, że natychmiast się uspokajam. Siadam prosto i ocieram łzy wierzchem dłoni. Jeśli wejdą, nie chcę wyglądać na bezbronną. Nie dam im przyjemności patrzenia, jak płaczę. To coś małego, czego się trzymam, jedyna rzecz, dzięki której nie poddam się łatwo.
Klucz wchodzi do zamka, jego zgrzyt wypełnia mi uszy. Po chwili drzwi otwierają się, a w drzwiach pojawia się jeden z pilnujących mnie mężczyzn.
– Czas wyjść i się wysikać – warczy. – Chyba że wolisz iść do wiadra?
Nie oczekuje odpowiedzi. Odpycham się od brudnego materaca, wstaję i podchodzę do niego na drżących nogach. Nie dotknął mnie, poza szarpnięciem za ramię, kiedy wyprowadza mnie z celi. Za co jestem wdzięczna, ale sposób, w jaki na mnie patrzy, wystarczy, aby po plecach przebiegły mi dreszcze. Jakbym była kawałkiem mięsa, który w końcu będzie mógł ugryźć.
_Psychol._
Ciągnie mnie korytarzem i wpycha do łazienki. Zamykam za sobą drzwi, wdzięczna za prywatność. Tu też nie ma okna, więc nie mogę uciec. Załatwiam swoje sprawy szybko, więc mam minutę na umycie się, zwłaszcza że ostatnią rzeczą, jakiej chcę, to żeby wszedł do mnie ze spuszczonymi spodniami. Polewam wodą twarz, aż otwiera drzwi i łapie mnie za ramię mamucią łapą, wyciągając mnie z łazienki wielkości szafy.
– Kolacja będzie za chwilę. Moi ludzie zjedzą pierwsi, a ty dostaniesz resztki… Jeśli jakieś zostaną. Chyba że chcesz teraz jeść? Pozwolę ci usiąść mi na kolanach i będziesz mogła jeść, ile chcesz – uśmiecha się, a spojrzenie jego oczu mówi mi, że wcale nie żartuje. On jest poważny, a ja jestem głodna. Jednak nie aż tak, by skorzystać z jego oferty.
– Poczekam – mamroczę.
Facet zaczyna się śmiać, jakby to wszystko było dla niego zabawne. Mam chęć na wszystko inne poza jego ofertą. Mam ochotę krzyczeć, płakać i zniszczyć to miejsce gołymi rękami, gdybym tylko była w stanie.
Jego śmiech nagle się urywa, gdy przez długi korytarz dochodzą do nas odgłosy jakiegoś zamieszania. Nic nie widzę, przerośnięte ciało bestii zasłania mi widok, ale słyszę w oddali szczęk broni.
Co do cholery?
– Kurwa mać! – facet ze śmiertelnym uściskiem na moim ramieniu warczy, gdy zaczyna iść szybciej, ciągnąc mnie za sobą. Porusza mną jak szmacianą lalką, moje nogi ledwo za nim nadążają.
Wtedy coś mi przychodzi do głowy. Nie jestem pewna co, ale nawet się nad tym nie zastanawiam. Po prostu reaguję. Normalnie nie walczę z nim, ale coś w tej chwili mówi mi, że powinnam. Wbijam pięty w ziemię i staram się go spowolnić.
Zaczynam się szarpać w jego uścisku, mając nadzieję, że się od niego wyzwolę, a on po prostu podnosi mnie, jakbym była upartym dzieckiem. Wrzuca do celi i ląduję na plecach na zimnej, twardej podłodze. Kości mi trzeszczą, a uderzenie wybija powietrze z płuc.
Zatrzaskuje drzwi, zanim zdołam stanąć na nogi, i odchodzi. Wstawanie zajmuje mi chwilę, ale kiedy to robię, podbiegam do drzwi i przykładam do nich ucho.
Przez kilka następnych minut słyszę walkę mężczyzn, kolejne strzały, a potem ciszę. Kiedy przez kilka sekund nie słyszę nic, uświadamiam sobie, że bez względu na to, co się dzieje, bez względu na to, kto mnie ratuje, dobry czy zły, muszę się stąd wydostać.
Jeśli mnie tu zostawią, umrę z głodu w tej celi. Nie mogę jeszcze umrzeć. Nie zgadzam się, by moje życie tak się zakończyło.
– Pomocy! Jestem tutaj, proszę, pomocy! – krzyczę z całych sił, uderzając pięściami w metalowe drzwi. Grzechoczą tylko odrobinę pod moimi zaciekłymi uderzeniami. – Ktokolwiek, proszę! Błagam, proszę, ratujcie mnie!
Mam wrażenie, jakbym całą wieczność waliła w te drzwi, aż wreszcie słyszę, że ktoś się zbliża. Drzwi tłumią kroki, ale wiem, że ten, kto nadchodzi, nie będzie dobry. Klucz w zamku w drzwiach się przekręca i cofam się do środka pokoju. Nawet gdybym chciała się ukryć, nie miałabym gdzie.
Drzwi otwierają się i dwóch dużych mężczyzn z ciekawością zagląda do mojej celi.
– Kogo my tu mamy? – pyta jeden z nich, jego oczy wędrują po moim ciele w górę i w dół, jakby mnie oceniał. Po co, nie wiem i nie chcę się dowiedzieć.
– Odpowiedz – warczy drugi, bardziej z braku zainteresowania niż czegokolwiek. – Kim jesteś i dlaczego tu jesteś?
– Ja-ja jestem nikim. Pracuję w schronisku dla zwierząt. Jakiś człowiek mnie porwał i przywiózł tutaj – nie wiem, dlaczego to pierwsza rzecz, którą o sobie wyjawiam. Nie obchodzi ich, gdzie pracuję ani kim jestem. Nie potrafię jasno myśleć. Moje myśli płyną, a słowa, których się chwytam, zdają się prześlizgiwać mi przez palce. – Po prostu mnie zabrali i od tego czasu trzymają mnie tutaj. Nie wiem dlaczego. Nie wiem, kim są ani czego ode mnie chcą. Proszę, pozwólcie mi odejść. Proszę – staram się wyglądać tak niewinnie i krucho, jak tylko potrafię.
Desperacko pragnę uciec z tego miejsca, poczuć promienie słońca na skórze, być wolna. Muszę znaleźć Zane’a. Nie ma mowy, żebym naprawdę uwierzyła, że nie żyje. Muszę się wydostać z tego miejsca. Z dala od tych szalonych przestępców.
Obaj mężczyźni odwracają się ode mnie i prowadzą jakąś cichą rozmowę. Potem cisza się załamuje, a osoba najbliżej mnie krzyczy w głąb korytarza:
– Ivan, mamy tutaj problem – podskakuję, zaskoczona ciemnością w jego głosie.
O Boże, czy oni mnie zabiją? Co będzie dalej? Wzbiera we mnie panika, ale żaden z nich nie rusza w moją stronę.
Przez kilka chwil wszyscy po prostu stoimy, patrząc na siebie, aż mężczyzna o imieniu Ivan dołącza do pozostałych dwóch na korytarzu.
Gdy tylko go widzę, odruchowo cofam się o kolejny krok. To tak, jakby moje ciało wiedziało, jak niebezpieczny jest ten facet. Myślałam, że dwaj mężczyźni, którzy otworzyli drzwi, byli wielcy, ale ten Ivan wygląda, jakby mógł zjeść ich obu na śniadanie, a potem jeszcze mnie. Co dziwne, mój wzrok pada na tatuaż, który wystaje spod jego kołnierza i wije się na jego szyi. Sprawia, że wygląda jeszcze bardziej onieśmielająco, a przecież tego nie potrzebuje, wystarczy już sama jego postura i surowy wyraz twarzy.
Tak, na pewno mnie zabiją.
– Mówi, że pracuje w schronisku dla zwierząt, zabrali ją i trzymają tutaj. Nie wie dlaczego – wyjaśnia jeden z mężczyzn temu Ivanowi, który, jak zakładam, jest ich szefem. Ivan wpatruje się we mnie, a ja staram się nie wyglądać jak kotka, która jest gotowa zasyczeć i wyskoczyć z tego pokoju.
– Idźcie oczyść resztę tego miejsca. Sam się tym zajmę – warczy Ivan, a ja prawie sikam w spodnie.
Dwaj mężczyźni znikają z pola widzenia, ich ciężkie kroki oddalają się coraz bardziej, a ja stoję i patrzę na tę górę mężczyzny wypełniającą całą framugę i gryzę się w język, żeby powstrzymać się od błagania tamtych facetów, by wrócili.
– Jak masz na imię? – pyta cicho, w końcu przerywając ciszę po tym, jak wpatruje się we mnie, jakbym była zagadką, której nie może rozgryźć. Jego głos ani trochę nie pasuje do jego wyglądu. Jest jak diabeł, ale z niebiańskim głosem.
– Dove… Dove Miller – jąkam się, starając zachować spokojny głos, choć wydaje się, że to nie pomaga.
– Słuchaj, Dove, oto, co się wydarzy. Zostaniesz z nami, dopóki nie zweryfikujemy, że jesteś tym, za kogo się podajesz i że nie wiesz nic ważnego dla nas. Jeśli mówisz prawdę, nie jesteś nikim ważnym i nic nie wiesz, będziesz mogła odejść… O ile będziesz trzymać język za zębami.
– A jeśli nie? – pytam, chociaż wiem, że nie powinnam.
Ivan patrzy na mnie zimno, w jego oczach nie ma ani cienia emocji.
– Nie myślmy o tym teraz.
Natychmiast czuję się, jakbym została wrzucona do oceanu. Wykrwawiam się. Rekiny krążą wokół mnie. Który pierwszy ugryzie? Powinnam była posłuchać Zane’a. Powinnam była mu uwierzyć, kiedy powiedział, że na tym świecie są znacznie gorsze potwory niż on.
– OK – odpowiadam, bo co mam powiedzieć? Nie, zostaw mnie tutaj na śmierć? To naprawdę żadna alternatywa.
W drzwiach daje mi znak, żebym wyszła, a kiedy moje stopy przekraczają próg, mówi:
– Jeśli uciekniesz, zastrzelę cię, a naprawdę nie chcę tego robić.
Sekundę temu kusiło mnie, żeby uciec, spróbować uciec, ale groźba w jego słowach ujawnia prawdę. Gdyby musiał, naprawdę by mnie zastrzelił. Postanawiam nie uciekać. Mam nadzieję, że nie jest to największy błąd w moim życiu.ROZDZIAŁ TRZECI
Zane
Gojenie się zajmuje kilka dni, co doprowadza mnie do szału. Rany postrzałowe nie zagoiły się zupełnie, ale i tak wyglądają całkiem dobrze. Powinienem być teraz gdzie indziej, przeszukiwać kulę ziemską w poszukiwaniu Dove, palić doszczętnie miasta i mordować ludzi, a nie siedzieć w łóżku, gapić się na swoje dłonie i czekać, aż odpowiedzi pojawią się znikąd. Jednak bez broni i informacji, które obiecał mi Matteo, nie mogę wykonać żadnego cholernego ruchu.
Mówi, że wszędzie ma oczy i uszy, a jeśli Christian zrobi choć jeden ruch, będzie o tym wiedział. Do tej pory nie wykonał żadnego ruchu, bo Matteo nie przyszedł mi przekazać żadnych nowych informacji. Wysuwam się z łóżka i wstaję, szurając butami o marmurową podłogę. Nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę tego, że utknąłem jako czyjaś mała sucz, ale najbardziej ze wszystkiego boję się. Boję się tego, co dzieje się teraz z Dove.
Myśl, że jeden z mężczyzn Christiana mógł dotknąć jej swoimi łapami, sprawia, że mam chęć mordować. Zaciskając pięść, wbijam paznokcie w dłoń. Wściekłość gotuje się tuż pod powierzchnią. Jeśli dostanę szansę, zabiję go, uśmiercę, sprawię, że będzie prosił, błagał mnie o śmierć.
– Puk, puk… – słyszę głos Matteo i zmuszam się, by rozewrzeć pięść, zakładając maskę braku emocji, zanim odwrócę się twarzą do drzwi. Już ujawniłem swoją największą słabość, a ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję, to eksponowanie moich emocji. Nie pozwalam jemu ani nikomu innemu wiedzieć, jak blisko jestem rozpadnięcia się na kawałki.
– Mam nadzieję, że masz dla mnie jakieś informacje?
Matteo nie wygląda na rozbawionego sposobem, w jaki z nim rozmawiam, ale wiem, że gdyby chciał mnie zabić, dawno by to zrobił.
– Tak, ale uważam, że ważne jest, abyś zdał sobie sprawę, kto tutaj rozdaje karty.
Przestaję przewracać oczami. Nie jestem przyzwyczajony do pracy z kimkolwiek, nie mówiąc już o kimś, kto jota w jotę zachowuje się jak Christian. Nie słucham rozkazów. Przez całe życie pracowałem jako jednoosobowy zespół. Teraz jestem zmuszony przyjmować rozkazy od jakiegoś kutasa w garniturze. Wszystko, czego chcę, to znaleźć Dove, zrobić brudną robotę dla tego dupka i opuścić, kurwa, to miejsce.
– Powiedz mi, co muszę wiedzieć… proszę – mówię przez zaciśnięte zęby. Na ustach Matteo pojawia się uśmieszek, jakby cieszył się, widząc, jak cedzę uprzejmości przez zaciśnięte zęby. Niewiele wie, on też byłby martwy, gdybym go tak bardzo nie potrzebował. Nie zamierzam całować go w dupę czy stać się jego najlepszym przyjacielem. Chcę tylko Dove i zrobię, kurwa, wszystko, żeby ją odzyskać.
– Tak jest o wiele lepiej… cieszę się, że zmieniłeś nastawienie, bo nie chciałbym zachować dla siebie wiadomości o twojej małej Dove.
Jej imię spływa mu z języka, sprawia, że mam ochotę poderżnąć mu gardło, ale powstrzymuję się, ponieważ bańka nadziei wypełnia mi brzuch.
– Gdzie ona jest? – pytam i robię krok w jego stronę.
– Informator powiedział mi, że w jednym z tajnych kompleksów Christiana urządzono zasadzkę. Wierzymy, że tam właśnie trzymali Dove. Wątpię, że nadal tam jest, bo właśnie widziano, jak ludzie Xandera Rossiego opuszczali to miejsce.
Xander Rossi. Kurwa. Więcej złych wiadomości. Przeczesując palcami włosy z frustracji i wściekłości, staram się myśleć zamiast reagować. Użycie pięści w tej chwili jej nie pomoże. Muszę to przemyśleć. Tyle tylko, że jedyne, o czym jestem w stanie myśleć, to moja słodka Dove, która została przerzucona z jednej pieprzonej klatki do drugiej, lądując teraz z najgorszym złoczyńcą ze wszystkich.
– Co robimy? – pytam chwilę później.
– My? – Matteo mruga. – Nie będziemy się wpieprzać w jakieś gówno. Ty pojedziesz i sprawdzisz to miejsce, zobaczysz, co się u diabła stało i czy coś zostało. Może ją tam zostawili, kto wie? Oczekuję jednak, że wrócisz, a jeśli nie, cóż, powiedzmy, że będzie więcej niż nagroda wyznaczona za twoją pieprzoną głowę.
– Nie przyjmuję od ciebie rozkazów – zaciskam pięść, gotowy uderzyć go w jego arogancki ryj. Jestem tak blisko utraty kontroli, totalnego wyłączenia i przełączenia się na tryb zabijania, że w tym momencie nie jest to nawet mierzalne. A ten pojeb stojący przede mną będzie moją pierwszą ofiarą.
– I owszem, jeśli chcesz mojej pomocy.
Jak wulkan kilka sekund przed wybuchem drżę z płonącej wściekłości. Przyjazd tutaj był oczywistym błędem. Nie wiem, czy Matteo będzie wart tych wszystkich kłopotów. Jest niebezpieczny, tak, ale na jakim poziomie, jeszcze nie wiem.
– Potrzebuję tylko broni i samochodu – mówię, nawet na niego nie patrząc.
– Mogę zapewnić ci obie te rzeczy. Wysyłam też z tobą dwóch moich ludzi. Nie mogę pozwolić, żebyś próbował zwiać, jeśli ona tam jest.
– Tak, tak, wiem, jestem ci to winien i lepiej, żebym wrócił. Kumam.
– Ostrzegam cię, Zane, jeśli znajdziesz dziewczynę i gdzieś ją ukryjesz lub jeśli spróbujesz zniknąć, znajdę cię, a kiedy to zrobię…
Spoglądam w górę – większość mężczyzn kuliłaby się ze strachu przed spojrzeniem, które mi posyła, ale ja nie jestem większością mężczyzn. Nie boję się tego gnojka, ale boję się, co może zrobić Dove, a przynajmniej tego, co spróbuje zrobić. Nie chcę go oszukiwać, chyba że będę do tego zmuszony. Nie mając nikogo po swojej stronie i bez żadnej pomocy będę musiał poczekać na idealną okazję, żeby odejść.
– Jeśli tam jest, wrócę z nią.
Jego wzrok twardnieje, prawie jakby próbował zobaczyć, czy pęknę pod presją. Na szczęście nie ma pojęcia, do czego naprawdę jestem zdolny i ile będę w stanie zrobić, aby uratować kobietę, którą kocham.
– Ufam ci, Zane. Nie każ mi tego żałować.
Nie odpowiadam. Zamiast tego rzucam mu puste spojrzenie. Znajdę Dove i zabiję każdego skurwiela, który jej dotknął, nawet jeśli będzie to ostatnia pieprzona rzecz, jaką zrobię.
***
Wbijając współrzędne GPS, które dał mi Matteo, włączam silnik i zostawiam jego rezydencję – moje więzienie – w lusterku wstecznym. Mam napięte mięśnie i jestem gotowy do walki. Pochłania mnie potrzeba znalezienia Dove. Mogę mieć tylko nadzieję i modlić się, żeby Xander ją tam zostawił, chociaż prawdopodobieństwo jest niewielkie. Ten facet nie okazuje miłosierdzia i wątpię, żeby po prostu zostawił wrażliwą, piękną kobietę, by się sama o siebie zatroszczyła. Zgrzytając zębami, staram się nie myśleć o tym draniu kładącym łapska na mojej Dove. Jazda zajmuje trochę ponad godzinę, a ja ściskam kierownicę kurczowo przez całą drogę.
Widzę samochód z bandytami Matteo podążającymi za mną przez cały czas. Bezużyteczni idioci. Wysyłanie ich jest większą zniewagą niż cokolwiek innego. Jakbym nie mógł sprzątnąć tych dwóch, gdybym chciał.
W miarę pokonywania kolejnych kilometrów w brzuchu zaciskają mi się węzły strachu. A jeśli ją skrzywdzą? Zgwałcą? A jeśli jest załamana i nie zdołam jej poskładać? Jeśli będzie za późno? Myśli wciąż przychodzą, dusząc mnie strachem. Muszę się ogarnąć, skoncentrować, ale myśl, że Dove jest w niebezpieczeństwie i zraniona, wystarczy, żeby zrobiło mi się niedobrze.
Zwalniam, skręcając w drogę, przy której powinien znajdować się kompleks. W oddali widać trzymetrowy płot otaczający dom. To musi być to. Serce przyspiesza i niemal zaczyna się tłuc, gdy zbliżam się do celu.
Można by pomyśleć, że takie miejsce będzie strzeżone, ale przypuszczam, że nie ma już żadnych strażników. Znając Christiana, pewnie zaczął się ukrywać w momencie, gdy Rossi go zaatakowali. Chodzi mi o to, że zawsze miał mnie przy sobie, abym to ja toczył jego bitwy, beze mnie nie wyobrażam sobie, że podniósłby broń, by chronić siebie lub oczyścić świat ze swoich wrogów. Nic nie jest bardziej w jego stylu jak ukrywanie się. Skręcając w drogę i przejeżdżając przez zniszczoną bramę, dostrzegam dwóch leżących na ziemi mężczyzn. Kiedy mijam ich ciała, dziury po kulach w ich czołach potwierdzają to, co już wiedziałem. Wszyscy tutaj nie żyją.
W miarę jak zbliżam się do posesji, ogarnia mnie uczucie strachu. Na trawniku leżą jeszcze trzy ciała. Parkuję samochód i gaszę silnik. Potem chwytam za broń i wysiadam z SUV-a. Wątpię, żebym jej potrzebował, ale wolę mieć pistolet przy sobie.
Samochód z ludźmi Matteo podjeżdża za mną i chwilę później obaj faceci wysiadają. Staram się całkowicie ignorować ich obecność i koncentrować na znalezieniu kobiety, którą kocham.
Nie wiem, czego się spodziewałem, kiedy się tu pojawiłem, ale to nie było to. Przechodzę przez trawnik i okrążam dom. Jest więcej mężczyzn, więcej trupów. Docieram do bocznych drzwi i nie zawracam sobie głowy otwieraniem ich, bo już są wykopane.
Gdy tylko wchodzę do środka, czuję to. Śmierć. Krew. Okaleczenie. Jest wszędzie. Pokrywa ściany, podłogę, powietrze. Kiedy idę korytarzem, myślę tylko o jednym… proszę, niech nie będzie martwa.
Ignorując ciała i zapachy atakujące mój nos, szybko przeczesuję dom, sprawdzając po drodze każdy pokój. Zanim wejdę do kolejnego pomieszczenia, obawiam się, że znajdę ją tam martwą, leżącą między innymi ciałami. Ale stwierdzam, że kolejne pokoje są puste i za każdym razem doznaję krótkiego przypływu ulgi.
Nieodnalezienie jej ciała może być ulgą, ale brak znalezienia czegokolwiek potęguje mój gniew. Muszę zdobyć wskazówkę, cokolwiek, co pomoże mi ją znaleźć.
Kiedy znajduję drzwi prowadzące do piwnicy, serce bije mi szybciej. Zbiegając po schodach, desperacko szukam czegoś, czegokolwiek. Przede mną długi korytarz i kiedy zaczynam nim iść, stwierdzam, że po obu stronach znajdują się cele. Przestrzeń jest zbyt cicha, aby ktokolwiek się w niej znajdował. Mimo to nie mogę pozwolić, by nadzieja w mojej piersi umarła.
Skanuję wzrokiem każdą celę, szukając najmniejszej wskazówki. Jestem coraz bardziej rozczarowany, bo każda z nich zostawia mnie z niczym. Docieram do ostatniej, serce wyrywa mi się z gardła i wpadam do pokoju, chwytając cienką kurtkę, którą dałem Dove w dniu, w którym opuściliśmy bunkier. Leży na podłodze obok brudnego materaca. W rogu pokoju znajduje się wiadro, w które najprawdopodobniej musiała sikać. To miejsce… sprawia, że ściska mi żołądek. To piekło na ziemi.
To tu ją trzymali? Na zabrudzonym materacu, w zimnym i pustym pokoju. Moją Dove.
Ona nie pasuje do takiego miejsca. Powinna być bezpieczna i szczęśliwa. Skanując pokój po raz ostatni, zauważam, że nie ma krwi i nie ma innej odzieży poza kurtką. To dobre znaki i zamierzam się ich trzymać. Nie udowadniają co prawda, że jej nie skrzywdzili, ale pozostawiają nadzieję, że tego nie zrobili i że nie będzie całkowicie złamana, kiedy ją odzyskam.
Zaciskając materiał w dłoni, przykładam go do nosa i głęboko wdycham. Słaby zapach wanilii łaskocze mnie w nos i wciągam ten drogocenny skarb głęboko do płuc. Jest narkotykiem dla moich zmysłów, umysłu i ciała.
Moja słodka Dove.
Przynajmniej wiem jedno. Jej nieobecność tutaj oznacza, że nadal żyje. Teraz pytanie, jak mogę ją odzyskać od Xandera Rossiego, jednego z najbardziej przerażających mafiosów w Stanach Zjednoczonych?ROZDZIAŁ CZWARTY
Dove
Ivan milczy, kiedy wiezie nas Bóg wie gdzie. Siedzę na tylnym siedzeniu między dwoma facetami, którzy znaleźli mnie w celi. Boję się ruszać, oddychać i cholernie boję się odezwać. Staram się nie myśleć, co będzie dalej. Pewnie gdyby ten Ivan miał mnie zabić, zrobiłby to w celi, prawda?
Oczywiście są gorsze rzeczy niż śmierć…
W mojej głowie rozgrywa się milion dwieście scenariuszy. Samochód gwałtownie się zatrzymuje, a ja mrugam, uświadamiając sobie, że dotarliśmy do celu podróży. Wyglądam przez przednią szybę i widzę przed sobą ogromny kompleks. Otacza go trzymetrowe żelazne ogrodzenie. I na pewno nie mówi, że goście są tu mile widziani.
Dwóch strażników wpuszcza nas do środka i Ivan podjeżdża długim podjazdem, mijając wieże strażnicze oraz kilka mniejszych budynków. Chyba ucieczka nie wchodzi w rachubę.
W centrum tego miejsca stoi gigantyczny dom, a nawet dwór. Wygląda fantazyjnie. Kiedy się zbliżamy, widzę, że otacza go jeszcze jeden płot. Trawnik jest wypielęgnowany i nie wydaje się, żeby nawet jedno źdźbło nie było na swoim miejscu. Brama przed nami jest obstawiona przez czterech mężczyzn, a ja drżę, zastanawiając się, dokąd mnie przyprowadzili. Więzienie, ale ładniejsze?
Wygląda ładnie, ale też trochę zabójczo. Przejeżdżamy przez bramę, która prowadzi do rezydencji, i dalej drogą, aż docieramy do prostego budynku. Trzęsę się, a na czole mam strużkę potu. Ivan przestawia samochód na tryb parkowania i wyłącza silnik.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki