Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Zabójcza Obsesja - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
13 czerwca 2025
E-book: EPUB, PDF MOBI
54,90 zł
Audiobook
54,90 zł
54,90
5490 pkt
punktów Virtualo

Zabójcza Obsesja - ebook

Jeden pocałunek zmienia wszystko. Od niego zaczynają się problemy, a głęboko ukryte pragnienia wychodzą na światło dzienne. Tihana Blazevic to córka potężnego człowieka, przed którym drżą mafijne struktury słonecznej Chorwacji. Po kilku latach spędzonych u sióstr zakonnych, z dala od zagrożeń i pokus, powraca w rodzinne strony, by stawić czoła prawdziwemu życiu. Besim Mesini to syn króla albańskiej mafii. O jego skłonnościach do brutalności i bestialskich torturach krążą legendy. Mężczyzna zawsze dostawał to, czego pragnie, do czasu, aż w klubie poznaje rudowłosą piękność, która potrafi postawić na swoim. Oboje są zaskoczeni, kiedy spotykają się ponownie, w willi na urodzinach starego Mesiniego, gdzie kobieta ma poznać swojego przyszłego męża. Besim, który od spotkania w klubie obsesyjnie przeszukiwał miasto, by znaleźć Tihanę, teraz ma ją na wyciągnięcie ręki, więc ostatnie, na co się zgodzi, to jej ślub z innym mężczyzną. Jednotomowa historia o seksowych kłamstwach i zabójczej prawdzie.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68307-09-2
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Besim

Ko­lo­rowe świa­tła prze­su­wały się pul­su­jąco po klu­bo­wi­czach. Tłum wi­ro­wał na par­kie­cie. Po­ru­szał się jak jedno ciało w rytm mu­zyki elek­tro­nicz­nej, którą umie­jęt­nie mik­so­wał DJ Li­vio, znany w ca­łej po­łu­dnio­wej Eu­ro­pie.

Im­pre­zo­wi­cze spę­dzali go­rącą so­bot­nią noc w klu­bie Cu­bana kie­ro­wani naj­roz­ma­it­szymi po­wo­dami, ale ża­den z nich nic dla mnie nie zna­czył. Każdy z go­ści zo­stawi dziś sporo kasy w mo­jej kie­szeni, więc mimo że nie lu­bi­łem tu­taj przy­cho­dzić, szcze­gól­nie o tej po­rze, kiedy ro­biło się naj­gło­śniej i naj­tłocz­niej, to cza­sami nie mia­łem wyj­ścia.

Cu­baną za­rzą­dzał bar­dzo ku­maty fa­cet, ale ja­kim był­bym sze­fem, gdy­bym nie trzy­mał ręki na pul­sie? Chu­jo­wym. A że od­po­wia­da­łem nie tylko za ten de­si­gner­ski klub, lecz także za wiele in­nych in­te­re­sów ojca, to do mo­ich obo­wiąz­ków na­le­żało po­ka­zy­wać się w ta­kich miej­scach, na­wet je­śli nie­na­wi­dzi­łem dud­nią­cej mu­zyki, na­wa­lo­nych lu­dzi i tego wszyst­kiego, co ak­tu­al­nie mnie ota­czało.

No, może ist­niała jedna za­leta ta­kiego wyj­ścia – za każ­dym ra­zem spo­ty­ka­łem chętne pa­nienki. Te żądne jed­no­ra­zo­wych przy­gód tylko cze­kały, aż kiwnę pal­cem. Ina­czej sprawa wy­glą­dała z tu­ryst­kami, które w po­szu­ki­wa­niu roz­rywki ma­sowo przy­jeż­dżały na wa­ka­cje do al­bań­skiego ku­rortu. One nie wie­działy, kim je­stem, a co za tym szło – nie za­cho­wy­wały się tak bez­czel­nie jak miej­scowe. Mimo to na nie rów­nież dzia­ła­łem; po­cią­gały je mój wy­gląd oraz sza­leń­stwo cza­jące się w oczach. A nic nie sta­no­wiło lep­szego afro­dy­zjaka niż strach i nie­pew­ność.

Za­zwy­czaj mia­łem z czego wy­bie­rać, jed­nak bra­ko­wało mi ad­re­na­liny to­wa­rzy­szą­cej zdo­by­wa­niu czy zwy­czaj­nego flirtu, który pro­wa­dziłby do mo­jego ga­bi­netu, gdzie ko­bieta z uśmie­chem na ustach roz­kła­da­łaby dla mnie nogi.

Zo­ran, przy­ja­ciel i naj­bliż­szy współ­pra­cow­nik, przy­jeż­dżał tu ze mną za każ­dym ra­zem. Mógł­bym śmiało stwier­dzić, że jego hobby sta­no­wiło za­li­cza­nie pa­nie­nek, więc nie zdzi­wił mnie fakt, że w tej wła­śnie chwili na jego udach wiła się cał­kiem nie­zła blon­dynka. Swoim po­kaź­nym biu­stem, jak na moje oko chi­rur­gicz­nie po­więk­szo­nym, ocie­rała się o Zo­rana jak kotka w rui. Po­ru­szała się wul­gar­nie, ale jed­no­cze­śnie sek­sow­nie. Od sa­mego pa­trze­nia na nią na­bie­ra­łem ochoty na za­li­cze­nie ja­kiejś faj­nej dupy. Od czasu do czasu dzie­li­li­śmy się z Zo­ra­nem part­ner­kami i może na­wet do­łą­czył­bym do za­bawy, gdyby do­słow­nie przed se­kundą w tłu­mie nie mi­gnęła mi in­te­re­su­jąca ślicz­notka.

Pod­nio­słem się z ka­napy ulo­ko­wa­nej w pry­wat­nej loży na pię­trze, skąd mia­łem do­sko­nały wi­dok na ro­ze­dr­gany od ba­sów par­kiet. Zaj­mo­wał pra­wie cały dolny po­ziom sta­rego ma­ga­zynu. Na jego le­wym skraju znaj­do­wał się boks DJ-a, wzdłuż pra­wej ściany cią­gnął się za­tło­czony bar, a w ką­tach stali pil­nu­jący po­rządku na­pa­ko­wani go­ryle.

Wo­dzi­łem wzro­kiem po stło­czo­nych cia­sno klu­bo­wi­czach, co­raz bar­dziej sfru­stro­wany. Ni­g­dzie jej nie wi­dzia­łem. Zu­peł­nie jakby za­pa­dła się pod zie­mię.

Na­le­ża­łem do łow­ców. Uwiel­bia­łem tro­pić, i to nie tylko zdraj­ców czy po­je­bów, na któ­rych otrzy­ma­łem zle­ce­nie. Zda­rzało mi się rów­nież po­lo­wać na pa­nienki, szcze­gól­nie je­śli nie po­tra­fi­łem ode­rwać od nich spoj­rze­nia. Oka­zja nie tra­fiała się czę­sto, ale chyba wła­śnie dzi­siaj zo­ba­czy­łem ide­alną. Z przy­jem­no­ścią bym ją prze­le­ciał, jed­nak naj­pierw pla­no­wa­łem się z nią tro­chę za­ba­wić. Cier­pli­wość nie była moją mocną stroną, lecz wy­cze­ki­wana na­groda sma­ko­wała dużo le­piej niż ta z sze­roko otwar­tymi ustami, pod­su­nięta pod nos. Tylko nie­kiedy sze­dłem na ła­twi­znę. Prze­cież i tak za­wsze koń­czyło się na jed­no­ra­zo­wym nu­merku, z więk­szą lub mniej­szą sa­tys­fak­cją.

Do­tarły do mnie su­ge­stywne od­głosy, więc spoj­rza­łem przez ra­mię na przy­ja­ciela. Blon­dynka klę­czała po­mię­dzy sze­roko roz­sta­wio­nymi no­gami męż­czy­zny, po­chy­la­jąc się nad jego fiu­tem, i są­dząc po roz­luź­nio­nej twa­rzy Zo­rana, za­sy­sała go z mi­strzow­ską pre­cy­zją.

Na­szą lożę, w któ­rej znaj­do­wało się kilka ka­nap usta­wio­nych wo­kół ni­skich sto­li­ków oraz parę ru­rek do strip­tizu, od par­kietu od­dzie­lała ba­lu­strada z czar­nego szkła. Da­wała ona mak­si­mum pry­wat­no­ści, dla­tego na­wet gdyby Zo­ran pie­przył te­raz tę pa­nienkę na sto­jąco, nikt nie miałby prawa tego zo­ba­czyć. By­li­śmy sami, od­se­pa­ro­wani, nie­wi­doczni dla reszty. Mo­tłoch stło­czony na dole mógł tylko po­ma­rzyć o luk­su­sie oraz pry­wat­no­ści.

Pod­nie­cał mnie wi­dok skąpo ubra­nej blon­dynki ob­cią­ga­ją­cej przy­ja­cie­lowi, co skut­ko­wało tym, że od­czu­wa­łem co­raz więk­sze ci­śnie­nie roz­sa­dza­jące jaja. Po­now­nie sku­pi­łem się na par­kie­cie, a mój wzrok na­tych­miast przy­cią­gnęła sie­dząca przy ba­rze ru­do­włosa. Ogni­ste pa­sma spły­wały jej aż do pasa. Gdy tak ją ob­ser­wo­wa­łem, zro­dziło się we mnie sporo trud­nych do zi­den­ty­fi­ko­wa­nia pra­gnień, co pew­nie miało zwią­zek z tym, że nie­zwy­kle rzadko za­ba­wia­łem się z ko­bie­tami o tak wy­jąt­ko­wym ko­lo­rze wło­sów.

Mia­łem na nią co­raz więk­szą ochotę.

Prze­stą­pi­łem z nogi na nogę i za­ci­sną­łem dło­nie na ba­rierce, kiedy oka­zało się, że nie­zna­joma jed­nak nie jest sama. Tuż obok niej za­trzy­mał się bo­wiem wy­mu­skany pa­lant. Do­piero gdy ruda na niego spoj­rzała, do­strze­głem jej zde­gu­sto­waną minę. Na moje oko nie była za­do­wo­lona z to­wa­rzy­stwa.

Pod­czas roz­mowy ko­leś do­ty­kał jej wło­sów, okrę­cał po­je­dyn­cze pa­sma wo­kół palca, ob­li­zu­jąc się ob­le­śnie, po­chy­lał się i szep­tał jej coś na ucho. Mimo że dzie­liła nas spora od­le­głość, do­sze­dłem do pew­nego wnio­sku: nie znali się. Ruda wy­raź­nie uni­kała do­tyku na­tręta, od­su­wała się od niego za każ­dym ra­zem, gdy on pró­bo­wał się zbli­żyć.

Gość za­cho­wy­wał się na­chal­nie, co wy­ni­kało naj­pew­niej z ilo­ści al­ko­holu we krwi, ale też mo­gło być spo­wo­do­wane urodą nie­zna­jo­mej. Jesz­cze nie wi­dzia­łem jej w ca­łej oka­za­ło­ści, lecz już te­raz mo­głem z peł­nym prze­ko­na­niem stwier­dzić, że urodą biła na głowę więk­szość pa­nie­nek obec­nych w klu­bie.

W pew­nym mo­men­cie bar­man prze­chy­lił się przez ladę i przy­wo­łał na­tręta dło­nią. Po krót­kim mo­no­logu wska­zał mu wyj­ście z klubu.

Czyli nie tylko ja za­uwa­ży­łem pro­ble­ma­tycz­nego klienta. Gdyby jesz­cze ba­wił się na par­kie­cie lub przy­sy­piał w któ­rejś loży, toby mi to nie prze­szka­dzało, jed­nak na­ga­by­wa­nie płci pięk­nej w moim klu­bie to kom­plet­nie inna sprawa.

Po­sta­no­wi­łem dzia­łać. Już dawno nie czu­łem tak sil­nej eks­cy­ta­cji na myśl, że za kilka mi­nut przy­ci­snę nie­zna­jomą do blatu biurka, na­winę na pięść te dia­bel­sko rude pa­sma, a jędrny ty­łek wy­pięty w moją stronę będę ra­czył ko­lej­nymi bru­tal­nymi klap­sami. Już czu­łem, jak się na mnie za­ci­ska, i sły­sza­łem krzyki eks­tazy od­bi­ja­jące się echem od ścian mo­jego biura.

Opuszki mo­ich pal­ców za­częły mro­wić, kiedy wy­obra­zi­łem so­bie, że za mo­ment po­czuję pod sobą jej krą­gło­ści, za­to­pię nos w za­głę­bie­niu szyi i prze­śle­dzę ję­zy­kiem li­nię sek­sow­nie wy­sta­ją­cych oboj­czy­ków. Znie­cier­pli­wiony zbie­głem po scho­dach.

Gdy zbli­ża­łem się do ślicz­notki, moją uwagę przy­cią­gnął na­chalny idiota. Ba­ran po­ło­żył dło­nie na jej bio­drach, a ona za­częła wal­czyć, by uwol­nić się od nie­chcia­nego do­tyku. Za­miast ulot­nić się z klubu, kiedy miał ku temu oka­zję, ćwok ro­bił wszystko, by dzi­siej­szą noc spę­dzić na ostrym dy­żu­rze, gdzie będą mu skła­dać ­po­ła­mane koń­czyny.

Krew w mo­ich ży­łach się za­go­to­wała. Wszystko po­tra­fi­łem zro­zu­mieć, ale ku­rew­sko nie­na­wi­dzi­łem, kiedy ktoś zmu­szał ko­biety do ro­bie­nia cze­goś, na co nie miały ochoty. Może i by­łem su­kin­sy­nem, mor­dercą oraz lekko nie­po­czy­tal­nym wa­ria­tem, lecz mia­łem za­sady i sztywno się ich trzy­ma­łem.

Zła­pa­łem dur­nia za bark, po czym szarp­ną­łem. Po­nie­waż ab­so­lut­nie się tego nie spo­dzie­wał, za­chwiał się na wy­so­kim krze­śle tak, że se­kundę póź­niej ru­nął na pod­łogę.

Mina ru­do­wło­sej była bez­cenna. Spra­wiała wra­że­nie wy­stra­szo­nej, za co wi­ni­łem tego na­wa­lo­nego su­kin­syna, i jed­no­cze­śnie za­sko­czo­nej, co sta­no­wiło już moją za­sługę.

Już chcia­łem ją uspo­koić, gdy ten przy­głup za­dzi­wia­jąco szybko się po­zbie­rał i sta­nął po­mię­dzy mną a nią, jakby na­iw­nie są­dził, że to do­bry po­mysł. Cze­kało go do­tkli­wie bo­le­sne roz­cza­ro­wa­nie.

Po­wstrzy­my­wa­łem się przed par­sk­nię­ciem śmie­chem. Już od kilku dłu­gich lat nie bru­dzi­łem so­bie rąk ta­kimi płot­kami. Te­raz za­bi­ja­łem je­dy­nie na zle­ce­nie lub dla ro­dziny.

Na­tych­miast zna­leźli się przy nas ochro­nia­rze. Wy­star­czyło im jedno moje de­li­katne kiw­nię­cie głową, by zła­pali fa­ceta za ko­szulkę i nie ba­cząc na jego pro­te­sty, w eks­pre­so­wym tem­pie za­częli pro­wa­dzić go do wyj­ścia. Pró­bo­wał się uwol­nić, chyba na­wet coś wrzesz­czał, ale na szczę­ście gło­śna mu­zyka za­głu­szyła jego pe­łen pre­ten­sji sko­wyt. Tylko kilku im­pre­zo­wi­czów zwró­ciło uwagę na za­mie­sza­nie. I do­brze. Nie po­trze­bo­wa­łem w klu­bie sen­sa­cji, a tym bar­dziej awan­tu­ru­ją­cych się na­wa­lo­nych ko­lesi.

W tej chwili li­czyła się dla mnie tylko spło­szona ko­bieta.

Wcią­gną­łem po­wie­trze do płuc, pró­bu­jąc za­pa­no­wać nad żą­dzą krwi roz­pa­loną w mo­ich trze­wiach i do­skwie­ra­ją­cym pra­gnie­niem, aby bar­dzo bo­le­śnie uświa­do­mić temu bał­wa­nowi, gdzie znaj­duje się miej­sce dla ta­kich ku­ta­sów jak on: pięć me­trów pod zie­mią.

Ob­ró­ci­łem się w kie­runku baru, pe­wien, że nie­zna­joma ura­to­wana z opre­sji z przy­jem­no­ścią wy­pije drinka w moim to­wa­rzy­stwie, co sta­nie się ide­alną grą wstępną, jed­nak ona po­now­nie znik­nęła. Ro­zej­rza­łem się w po­pło­chu, lecz jak na złość ni­g­dzie nie do­strze­głem ru­dych wło­sów.

Wark­ną­łem z iry­ta­cją, za­ci­ska­jąc dło­nie w pię­ści.

Po­cią­gała mnie. In­try­go­wała. Przy­cią­gała wzrok. W my­ślach prze­le­cia­łem ją już na dzie­sięć spo­so­bów, więc mia­łem co do niej sporo pla­nów, ale nie za­mie­rza­łem się za nią uga­niać. Nie­stety klu­bowe oświe­tle­nie nie sprzy­jało ta­kim sy­tu­acjom, więc na­wet nie zdą­ży­łem się jej do­brze przyj­rzeć.

Moja cie­ka­wość zo­stała roz­bu­dzona. Nie po­tra­fi­łem lo­gicz­nie wy­tłu­ma­czyć tego do­tkli­wego głodu, za to wie­dzia­łem, że przy­po­mina po­czątki uza­leż­nie­nia, co nie wró­żyło naj­le­piej.

Nie na­le­ża­łem jed­nak do zde­spe­ro­wa­nych ani szur­nię­tych ko­lesi. Klub był wy­peł­niony po brzegi atrak­cyj­nymi la­skami, które za­miast ucie­kać, za­czną się do mnie ła­sić oraz bła­gać o uwagę. Ze­bra­łem w so­bie za­tem wszyst­kie po­kłady sil­nej woli, ob­ró­ci­łem się na pię­cie i już mia­łem ru­szyć w kie­runku loży, ale po­sta­no­wi­łem za­pew­nić Zo­ra­nowi jesz­cze chwilę pry­wat­no­ści. Za­miast na pię­tro skie­ro­wa­łem się do biura.ROZDZIAŁ 2

Besim

Gdy tylko po­ja­wi­łem się w ko­ry­ta­rzu pro­wa­dzą­cym do kilku po­miesz­czeń, nie tylko biu­ro­wych, usły­sza­łem ko­biecy głos i ostre słowa wy­po­wie­dziane w ję­zyku an­giel­skim ze zna­jo­mym ak­cen­tem. Kiedy do­tarł do mnie ich sens, ci­śnie­nie mo­men­tal­nie wy­je­bało mi w ko­smos.

– Kurwa! Od­czep się, idioto! Nie ro­zu­miesz słowa „nie”?! – wark­nęła za­chryp­nię­tym gło­sem.

– Lalka, wi­dzia­łem, jak przed chwilą ochro­nia­rze wy­pro­wa­dzili mo­jego kum­pla, więc w ra­mach mę­skiej so­li­dar­no­ści mu­szę do­koń­czyć jego pod­ryw. Wy­glą­dasz na ostrą la­skę i z chę­cią się prze­ko­nam, jak głę­bo­kie gar­dło…

W miarę, jak się do nich zbli­ża­łem, wkur­wie­nie z co­raz więk­szym na­tę­że­niem wrzało pod moją skórą. Na­iw­nie są­dzi­łem, że pa­nienki w moim klu­bie są bez­pieczne. Nie po­zwa­la­łem han­dlo­wać pro­chami, a jak już zna­lazł się wy­bit­nie głupi śmia­łek, to w na­grodę mia­łem dla niego tylko jedno: kulkę mię­dzy oczy. Już nie mó­wiąc o pa­styl­kach do­sy­py­wa­nych dziew­czy­nom bez ich wie­dzy. Do tej pory od­no­to­wa­li­śmy kilka ta­kich zda­rzeń, dla­tego upew­ni­łem się, że zła­pani dur­nie już ni­gdy nie prze­kro­czą progu mo­jego klubu ani na­wet nie wyjdą poza te­ren lasu, gdzie ich szczątki użyź­niają ściółkę.

_Jak to moż­liwe, że po raz ko­lejny w ciągu tak krót­kiego czasu sta­łem się na­ocz­nym świad­kiem na­pa­sto­wa­nia ko­biety w moim klu­bie?_

Po kilku kro­kach wy­ło­ni­łem się zza za­krętu, a wtedy zo­ba­czy­łem moją słodką ucie­ki­nierkę i na­stęp­nego skur­wiela do od­strzału. Męż­czy­zna nie re­ago­wał na jej do­sadne słowa ani próby uwol­nie­nia się z na­chal­nego uści­sku.

_Utnę mu te łapy przy sa­mych łok­ciach_, po­my­śla­łem, zo­ba­czyw­szy, jak obej­muje jej nad­garstki dło­nią.

– Wy­pier­da­laj stąd, za­nim stracę cier­pli­wość – wy­ce­dzi­łem przez za­ci­śnięte zęby.

Oboje za­sty­gli i spoj­rzeli na mnie w tym sa­mym mo­men­cie.

W prze­szy­wa­ją­cych zie­lo­nych oczach ru­do­wło­sej pięk­no­ści do­strze­głem bła­ga­nie o po­moc. Na­to­miast ża­ło­sna imi­ta­cja męż­czy­zny ro­ze­śmiała mi się pro­sto w twarz. Jego za­cho­wa­nie roz­sier­dziło mnie jesz­cze bar­dziej. Ostat­kami sił po­wstrzy­my­wa­łem się przed roz­je­ba­niem mu tej za­do­wo­lo­nej gęby.

– Stary, po co te nerwy? – rzu­cił swo­bod­nie, jak­bym wcale nie przy­ła­pał go na mo­le­sto­wa­niu.

_Co za po­je­bany idiota. Szym­pansy mają wię­cej ro­zumu od niego._

Ko­rzy­sta­jąc z mo­mentu, że dziew­czyna znie­ru­cho­miała, przy­lgnął do niej ca­łym cia­łem, bym nie za­uwa­żył, że wbrew jej woli skrę­po­wał jej ru­chy.

– Ostatni raz po­wtó­rzę: wy­pier­da­laj z klubu. Ina­czej mo­żesz nie prze­żyć tej nocy – ostrze­głem zim­nym to­nem, a jed­no­cze­śnie mor­do­wa­łem go w my­ślach na mi­lion róż­nych bo­le­snych spo­so­bów.

Jako tu­ry­sta nie miał naj­mniej­szego po­ję­cia, komu wła­śnie na­dep­nął na od­cisk, więc li­to­ści­wie oka­za­łem mu ła­skę, choć li­czy­łem, że nie sko­rzy­sta z moż­li­wo­ści ucieczki.

Przez mo­ment przy­glą­dał mi się wni­kli­wie i już my­śla­łem, że zwieje, ale za­czął re­cho­tać jak po­pa­rzony, czym przy­pie­czę­to­wał swój ma­ka­bryczny los. Dźwięk, jaki się z niego wy­do­by­wał, był tak wkur­wia­jący, że po­trze­bo­wa­łem se­kundy, by za­ci­snąć dłoń na jego gar­dle z taką siłą, że mo­men­tal­nie po­bladł, a uśmiech za­stą­pił wy­raz za­sko­cze­nia.

Przy­par­łem go do prze­ciw­le­głej ściany i z ła­two­ścią pod­nio­słem jego ciel­sko kilka cen­ty­me­trów po­nad pod­łogę.

Du­sił się.

Czu­łem wła­dzę nad jego cia­łem. Z ła­two­ścią mo­głem mu w tej chwili ode­brać ży­cie. To na­pa­wało mnie nie­wy­obra­żalną sa­tys­fak­cją i uczu­ciem nad­ludz­kiej siły.

Z jego oczu wy­zie­rało prze­ra­że­nie, pod­czas gdy sta­rał się na­brać choć ma­leńki haust po­wie­trza. Jesz­cze o tym nie wie­dział, ale nie za­mie­rza­łem po­luź­niać uści­sku. Po­wi­nien do­stać na­uczkę na przy­szłość, i to taką so­lidną.

Jego twarz z każdą upły­wa­jącą se­kundą czer­wie­niała co­raz in­ten­syw­niej. Szar­pał się i pró­bo­wał ode­rwać moją dłoń, ale na nie­wiele się to zdało. By­łem wyż­szy, sil­niej­szy i wkur­wiony.

– Pro­szę, puść go. – Na­gle do­tarł do mnie ci­chy głos.

_La­ska mówi po al­bań­sku? Czyli nie jest tu­rystką?_

Za­sko­czony od­kry­ciem, prze­krę­ci­łem głowę i na­po­tka­łem jej znie­wa­la­jąco zie­lone oczy. Z bli­ska miały tak wy­jąt­kowy od­cień, ja­kiego chyba jesz­cze ni­gdy, kurwa, nie wi­dzia­łem. Jak do­tąd nie zwra­ca­łem uwagi na ko­lor tę­czó­wek u ko­biet, ale w tym mo­men­cie głę­bia spoj­rze­nia nie­zna­jo­mej tak mnie za­ab­sor­bo­wała, że przez krótką chwilę ga­pi­łem się na nią oszo­ło­miony.

– Udu­sisz go – jęk­nęła płacz­li­wie, co na­tych­miast wy­bu­dziło mnie z ab­sur­dal­nego transu. – Nie chcę, żeby ktoś przeze mnie zgi­nął. Pro­szę…

Po­słu­cha­łem jej, a w za­sa­dzie moje ciało od­ru­chowo wy­peł­niło jej prośbę. Ode­rwa­łem dłoń od tcha­wicy na­pa­lo­nego pa­jaca, w wy­niku czego z ło­sko­tem upadł na pod­łogę, kasz­ląc i ła­piąc za­chłan­nie ko­lejne od­de­chy.

Prze­ska­no­wa­łem wy­głod­nia­łym wzro­kiem ape­tyczną syl­wetkę ślicz­notki. Była młoda, drob­niutka, ale przy­jem­nie za­okrą­glona w od­po­wied­nich miej­scach. Rude pa­sma oka­lały słodką bu­zię, a duże wargi po­ma­lo­wane ku­sząco bor­dową szminką wy­da­wały się tak cho­ler­nie zmy­słowe, że przez mój mózg prze­wi­jała się tylko jedna myśl.

Ob­li­za­łem się na samo wy­obra­że­nie tego, co mógł­bym z nią zro­bić, ale za­nim co­kol­wiek po­wie­dzia­łem, bez słowa ru­szyła zde­cy­do­wa­nym kro­kiem w kie­runku wyj­ścia. Jej nie­spo­dzie­wany ruch bły­ska­wicz­nie wy­rwał mnie z otę­pie­nia. Na szczę­ście w tym sa­mym mo­men­cie na końcu ko­ry­ta­rza po­ja­wił się je­den z ochro­nia­rzy, więc po­dą­ży­łem za nie­zna­jomą.

Prze­cho­dząc obok pra­cow­nika, rzu­ci­łem:

– Do ma­ga­zynu z nim…

Nim ruda po­now­nie znik­nęła w tłu­mie, od­ru­chowo zła­pa­łem ją za rękę, po czym gwał­tow­nie ob­ró­ci­łem i dzia­ła­jąc pod wpły­wem trud­nego do roz­szy­fro­wa­nia in­stynktu, za­ci­sną­łem drugą dłoń na jej karku. Od­chy­li­łem głowę nie­zna­jo­mej, zer­k­ną­łem na roz­chy­lone z za­sko­cze­nia usta, a na­stęp­nie przy­lgną­łem do nich bez za­sta­no­wie­nia.

By­łem prze­ko­nany, że ta ko­bieta nie na­le­żała do ła­twych i roz­wią­złych. Nie po­tra­fi­łem wy­tłu­ma­czyć, skąd ta pew­ność, jed­nak chwi­lowo nie mia­łem ochoty się nad tym za­sta­na­wiać.

Stra­ci­łem kon­trolę, co kom­plet­nie do mnie nie pa­so­wało. Sły­ną­łem co prawda z sza­lo­nych i ry­zy­kow­nych de­cy­zji, ale wbrew wszel­kim opi­niom za­wsze po­stę­po­wa­łem we­dług wcze­śniej skru­pu­lat­nie spo­rzą­dzo­nego planu.

Na uła­mek se­kundy za­sty­gła za­sko­czona. Sam by­łem sza­le­nie zdzi­wiony swoim po­stę­po­wa­niem. Nie na­le­ża­łem do zwo­len­ni­ków po­ca­łun­ków, wręcz ich uni­ka­łem, zwłasz­cza je­śli cho­dziło o ca­ło­wa­nie pa­nie­nek po­zna­nych w klu­bie. Lecz ta bo­gini wy­da­wała się nie­zwy­kle de­li­katna oraz nie­winna, choć to za­ska­ku­jący błysk dra­pież­no­ści w jej oczach przy­cią­gnął moją uwagę. W niej ca­łej było coś ta­kiego… I te pełne usta…

Nie po­tra­fi­łem się po­wstrzy­mać.

Świa­domy kon­se­kwen­cji i tego, że za chwilę mogę do­stać po mor­dzie, kon­ty­nu­owa­łem piesz­czotę. Wy­głod­niale po­chła­nia­łem jej wargi, sma­ko­wa­łem, ką­sa­łem, pie­ści­łem. To, co się działo, w bar­dzo szyb­kim tem­pie wy­mknęło się spod kon­troli. Po­ca­łu­nek za­czął żyć wła­snym ży­ciem, a ja by­łem skon­cen­tro­wany tylko na tej ko­bie­cie i przy­jem­no­ści pul­su­ją­cej pod moją skórą.

To nie­wy­obra­żal­nie zmy­słowe do­zna­nie trwało do mo­mentu, aż po­ło­żyła dłoń na mo­jej klatce, po czym de­li­kat­nie mnie ode­pchnęła.

Po­twor­nie sko­ło­wany spoj­rza­łem w jej piękne oczy. Dy­sza­łem jak lo­ko­mo­tywa, za­sta­na­wia­jąc się, co zrobi, aż na­gle zła­pała za moją ko­szulę, a na­stęp­nie z ogromną siłą szarp­nęła ma­te­riał, żeby mnie do sie­bie przy­cią­gnąć.

Na­sze usta po­now­nie zde­rzyły się w na­mięt­nym po­ca­łunku. Od­da­wała go z taką żar­li­wo­ścią, że w se­kundę roz­pa­liła mnie do czer­wo­no­ści. Na­par­łem na nią i przy­ci­sną­łem do ściany, obej­mu­jąc cia­sno ra­mio­nami. Była słodka i przy­jem­nie ostra, kiedy tak z de­ter­mi­na­cją wal­czyła o do­mi­na­cję. Nie ule­gła jak inne, nie pod­dała się w ocze­ki­wa­niu na mój ruch, tylko sta­now­czo pod­nio­sła ręce i za­plo­tła je na moim karku. Od­ru­chowo zła­pa­łem ją za bio­dra i pod­nio­słem, co na­tych­miast wy­ko­rzy­stała, by opleść mnie w pa­sie.

Kom­plet­nie zgłu­pia­łem. Mie­wa­łem różne ko­chanki, ale ta sta­no­wiła słodki po­wiew świe­żo­ści. Nie uda­wała, nie miała wy­uczo­nych ru­chów jak inne czy­ha­jące na mnie ko­biety, które my­ślały, że są wy­jąt­kowe.

Pra­gnie­nie co­raz gwał­tow­niej wi­bro­wało pod moją skórą, a te­raz, gdy ocie­ra­łem się twardą erek­cją o nie­zna­jomą, ma­rzy­łem tylko o jed­nym: zna­leźć uko­je­nie. Zwol­ni­łem po­ca­łu­nek, zsze­dłem ustami na szyję ru­dej i wdy­cha­łem jej de­li­katny za­pach.

Na­gle do­tarło do mnie, że je­stem na ko­ry­ta­rzu w swoim klu­bie i chyba zwa­rio­wa­łem. Ni­gdy nie oka­zy­wa­łem ni­komu uczuć czy ja­kie­goś in­ten­syw­niej­szego za­in­te­re­so­wa­nia na oczach in­nych. Za­bie­ra­łem pa­nienki do biura i tam po­zwa­la­łem so­bie na wię­cej. No chyba że cho­dziło o wkur­wie­nie – tego nie ukry­wa­łem, po­nie­waż wtedy w ułamku se­kundy prze­ciw­nicy ła­god­nieli lub ucie­kali, gdzie pieprz ro­śnie. By­łem znany z bez­względ­no­ści, nie­do­stępny, bru­talny, dla­tego nie mo­głem po­zwo­lić, żeby ktoś obcy zo­ba­czył mnie w tak in­tym­nej sy­tu­acji.

Nie­chęt­nie od­su­ną­łem się od ślicz­notki, opu­ści­łem ją na pod­łogę i po­now­nie uto­ną­łem w jej za­mglo­nym spoj­rze­niu. Fa­scy­no­wała mnie, a do tego te ogni­ste włosy…

– Prze­pra­szam, nie po­win­nam – szep­nęła wprost w moje usta, gdy tylko od­zy­skała świa­do­mość po obłęd­nie pod­nie­ca­ją­cym po­ca­łunku.

Chwilę trwało, nim zro­zu­mia­łem jej słowa. Pa­trząc w zie­lone oczy, tra­ci­łem ro­zum. Prze­je­cha­łem kciu­kiem po nie­zwy­kle je­dwa­bi­stej skó­rze na jej po­liczku. Była taka słodka, ete­ryczna, a jed­no­cze­śnie pełna pa­sji i wa­leczna. Eks­cy­tu­jąca mie­szanka.

– Skar­bie, nie masz za co prze­pra­szać. To do­piero po­czą­tek…

– Mu­szę już iść – prze­rwała mi w pół zda­nia i zro­biła krok w prawo.

Jej po­zba­wione sensu za­cho­wa­nie odro­binę mnie zdez­o­rien­to­wało. Taki go­rący po­czą­tek zna­jo­mo­ści po­wi­nien zwia­sto­wać zu­peł­nie inne za­koń­cze­nie. Jesz­cze żadna mi nie od­mó­wiła, już nie mó­wiąc o spła­wie­niu mnie. Te, które przy­cho­dziły do klubu, za­zwy­czaj wie­działy, kim je­stem, więc mo­gły się póź­niej chwa­lić, że pie­przył je al­bań­ski książę ma­fii, ale ta chyba nie po­cho­dziła stąd. Mimo że mó­wiła w moim ję­zyku.

Za­nim się ogar­ną­łem, znik­nęła w tłu­mie, a ja sta­łem w miej­scu i cze­ka­łem. _Tylko na co?_ROZDZIAŁ 3

Besim

– Stary, co się dzieje? – Wy­raź­nie roz­luź­niony przy­ja­ciel sie­dział roz­party na środku skó­rza­nej pół­okrą­głej ka­napy. – Nie za­li­czy­łeś żad­nej dupy?

– Nie, kurwa! – Opa­dłem ciężko na sofę. Wy­chy­li­łem wy­peł­nioną do po­łowy szkla­neczkę z wódką i po­czu­łem, jak al­ko­hol z po­tężną mocą wy­pala mój prze­łyk.

– Ko­cie, zaj­miesz się moim przy­ja­cie­lem? – zwró­cił się do swo­jej blond dupy Zo­ran.

Ocho­czo przy­tak­nęła, ob­li­zu­jąc pełne usta, co na­tych­miast przy­cią­gnęło moją uwagę. Zna­cząco róż­niły się kształ­tem i wiel­ko­ścią od tych, w które wpa­try­wa­łem się kilka mi­nut wcze­śniej, ale by­łem tak na­pa­lony i jed­no­cze­śnie sfru­stro­wany, że nie za­mie­rza­łem wy­brzy­dzać. Stra­ci­łem ochotę na dal­sze po­szu­ki­wa­nia. Dziew­czyna wy­glą­dała cał­kiem nie­źle, a przede wszyst­kim znaj­do­wała się na wy­cią­gnię­cie ręki.

Blond ci­zia wstała i ru­szyła w moją stronę, a ja, na­wet nie cze­ka­jąc, aż się zbliży, roz­pią­łem roz­po­rek, by dać jej do zro­zu­mie­nia, że to nie jest od­po­wiedni mo­ment na de­li­katne piesz­czoty.

Spoj­rzała na Zo­rana, a on uśmiech­nął się i mruk­nął:

– Po­każ mu, ko­cico, na co cię stać, i po­sta­raj się…

Gdy szła, krę­ciła po­nęt­nie bio­drami, co mile mnie za­sko­czyło. Roz­sia­dłem się wy­god­nie i roz­sze­rzy­łem nogi, żeby uła­twić jej do­stęp. Jak tylko uklę­kła, prze­je­chała ostrymi jak brzy­twa pa­znok­ciami po mo­ich udach, ob­li­zu­jąc się na wi­dok erek­cji.

Zła­pa­łem członka w dłoń i prze­su­ną­łem kil­ku­krot­nie po ca­łej jego dłu­go­ści. Ob­ser­wo­wała go z za­in­te­re­so­wa­niem, jakby już nie mo­gła się do­cze­kać, aż weź­mie go mię­dzy wargi. Kilka razy ude­rzy­łem nim w na­brzmiałe usta blon­dyny, co chyba bar­dzo jej się spodo­bało, po­nie­waż roz­chy­liła je ocho­czo, od­dy­cha­jąc co­raz szyb­ciej. Pod­nie­ciła się. Jej klatka pier­siowa uno­siła się i opa­dała w przy­spie­szo­nym tem­pie, a oczy błysz­czały jak w go­rączce.

Umie­jęt­nie go za­ssała, ob­jęła dło­nią, a po za­le­d­wie kilku ru­chach prak­tycz­nie cały znik­nął w jej ustach.

– O tak… – Za­ci­sną­łem palce na jej karku. – Zaj­mij się nim po­rząd­nie, a może Zo­ran bę­dzie tak miły i póź­niej zaj­mie się tobą… jesz­cze raz.

Przy­ja­ciel gła­dził się po spodniach, w miej­scu gdzie wi­dzia­łem jego wy­raź­nie za­ry­so­waną erek­cję, i cze­kał nie­cier­pli­wie na swoją ko­lej.

_Na­pa­lony ku­tas._

Blon­dyna ze­zo­wała na niego, więc ten szcze­gół na pewno jej nie umknął, a na­wet mo­głem śmiało stwier­dzić, że za­dzia­łał na nią jak za­pal­nik. Spraw­nymi ru­chami brała mnie co­raz głę­biej, nie­ustan­nie li­żąc i draż­niąc ję­zy­kiem, jakby wła­śnie miała w ustach naj­słod­szy li­zak świata.

Od­ru­chowo, chcąc za­pa­no­wać nad blon­dyną, na­wi­ną­łem jej włosy na pięść i za­czą­łem wy­zna­czać tempo. Nie za­mie­rza­łem być de­li­katny – w tej chwili li­czyła się tylko moja przy­jem­ność. Od­chy­li­łem głowę na opar­cie ka­napy i przy­mkną­łem po­wieki, a wtedy w mo­ich my­ślach mo­men­tal­nie po­ja­wiła się ru­do­włosa pięk­ność, jej mięk­kie wargi, uro­cze po­liczki i te włosy… Czu­łem co­raz sil­niej­sze pul­so­wa­nie, a po kilku chwi­lach wark­ną­łem prze­cią­gle. Tego wła­śnie po­trze­bo­wa­łem. Roz­luź­nie­nie roz­lało się fa­lami po moim ciele.

Prze­su­ną­łem dło­nią po wło­sach blon­dyny w wy­ra­zie po­dzię­ko­wa­nia. Z opuch­nię­tymi war­gami, za­schnię­tymi śla­dami łez na po­licz­kach i zmierz­wio­nymi wło­sami wy­glą­dała na po­rząd­nie wy­ru­chaną.

Zdą­żyła mi tylko po­słać fi­glarny, prze­sy­cony sa­tys­fak­cją uśmiech, po­nie­waż tuż po tym, jak pod­nio­sła się z ko­lan, wspie­ra­jąc na mo­ich udach, Zo­ran za­ci­snął dłoń na jej nad­garstku i przy­cią­gnął ją do sie­bie. Pod­wi­nęła mi­niówkę, od­su­nęła na bok czer­wone stringi, a na­stęp­nie do­sia­dła przy­ja­ciela płyn­nym ru­chem, roz­po­czy­na­jąc ko­lejną rundę.

Za­pią­łem spodnie, na­la­łem so­bie ko­lejną szkla­neczkę wódki i utkwi­łem wzrok w par­kie­cie, gdzie wy­lu­zo­wane to­wa­rzy­stwo ba­wiło się w naj­lep­sze. Z loży do­cie­rały do mnie dźwięki ude­rza­ją­cych o sie­bie ciał, ale po­nie­waż już po­zby­łem się na­pię­cia, nie ro­biło to na mnie naj­mniej­szego wra­że­nia. By­li­śmy z Zo­ra­nem jak bra­cia, ta sy­tu­acja nie na­le­żała do wy­jąt­ków.

Da­łem mu dzie­sięć mi­nut na za­bawę. Po tym cza­sie prze­nie­siemy się do ma­ga­zynu, gdzie cze­kał na mnie pe­wien kre­tyn, któ­remu za­mie­rza­łem dać po­rządną na­uczkę.ROZDZIAŁ 4

Besim

Go­dzinę póź­niej pod­je­cha­li­śmy pod spory ma­ga­zyn na obrze­żach Sa­randy. Zbli­żała się druga w nocy. Dla mnie to ide­alna pora, żeby po­roz­ma­wiać z na­tręt­nym su­kin­sy­nem i wy­tłu­ma­czyć mu kilka pod­sta­wo­wych za­sad.

Po­trze­bo­wa­łem roz­rywki, by­łem żądny krwi, a ten pa­lant umie­jęt­nie pod­niósł mi ci­śnie­nie. To jego obar­cza­łem winą za znik­nię­cie słod­kiej pięk­no­ści. Wy­stra­szył ją i osa­czył. Co prawda po­stą­pi­łem po­dob­nie, jed­nak w prze­ci­wień­stwie do niego nie mia­łem złych za­mia­rów, o czym nie­stety nie zdą­żyła się prze­ko­nać. Śmia­łem twier­dzić, że po ak­cji w klu­bie ra­czej zbyt szybko nie od­wie­dzi Cu­bany po­now­nie. A szkoda. Ochota na nią jesz­cze mi nie prze­szła.

Nie mia­łem żad­nych sła­bo­ści, a gdy już się po­ja­wiały, to szcze­rze nie­na­wi­dzi­łem tego stanu umy­słu. Ja­kiś czas temu moim ży­ciem za­wład­nęła pewna śliczna blon­dynka, lecz z per­spek­tywy czasu już wiem, że cho­dziło o chwi­lowe za­uro­cze­nie – o ile w ogóle je­stem zdolny do po­zy­tyw­nych uczuć. Stała się moją małą ob­se­sją, ale fakt, że była za­rę­czona, po­krzy­żo­wał mi plany, więc od­pu­ści­łem, czego na ten mo­ment nie ża­ło­wa­łem. I na tym się skoń­czyło. Te­raz pew­nie rów­nie szybko za­po­mnę o prze­szy­wa­ją­cych zie­lo­nych oczach, tym bar­dziej że mam na gło­wie mnó­stwo obo­wiąz­ków. Cią­żyła na mnie spora od­po­wie­dzial­ność, więc żadne po­pier­do­lone uczu­cia nie wcho­dziły w grę.

Wszyst­kie oczy za­in­te­re­so­wa­nych skur­wieli były zwró­cone w moim kie­runku. _Już nie­długo…_

– Sze­fie, tro­chę się nim za­ję­li­śmy, ale wy­gląda na to, że to cipa, nie fa­cet. Po kilku cio­sach ze­mdlał, a wcze­śniej za­czął skam­leć jak suczka – po­in­for­mo­wał Luan, kiedy wcho­dzi­łem z Zo­ra­nem na ­te­ren ma­ga­zynu.

– No to mu­simy go obu­dzić, po­nie­waż mam mu sporo do wy­ja­śnie­nia.

Mi­ną­łem jed­nego z mo­ich naj­bar­dziej za­ufa­nych pra­cow­ni­ków i ru­szy­łem w kie­runku po­kaź­nych roz­mia­rów celi, ide­al­nie wy­po­sa­żo­nej, by ugo­ścić wy­bra­nych szczę­śliw­ców.

Na­pa­lony ku­tas z klubu nie był już taki mocny w gę­bie. Le­dwo do­ty­kał bu­tami pod­łogi, pod­wie­szony do su­fitu za nad­garstki, wo­kół któ­rych zo­stał ople­ciony sta­lowy łań­cuch. Ci­szę w po­miesz­cze­niu prze­ry­wał je­dy­nie zgrzyt me­talu ocie­ra­ją­cego się o hak.

Czu­łem za sobą obec­ność Zo­rana. Przy­ja­ciel był rów­nie pod­eks­cy­to­wany na myśl o wy­kwint­nych tor­tu­rach, któ­rych sce­na­riusz wła­śnie two­rzył się w mo­jej gło­wie. O mnie krą­żyły le­gendy, na­to­miast on za­zwy­czaj po­zo­sta­wał w cie­niu, jed­nak miał tak samo na­srane we łbie, więc do­ga­dy­wa­li­śmy się per­fek­cyj­nie.

– No to od czego za­czniemy? – Pod­sze­dłem do stołu i się­gną­łem po sole trzeź­wiące. – Naj­pierw obu­dzimy na­szą śpiącą kró­lewnę…

Chwilę póź­niej nasz amant ro­zej­rzał się zdez­o­rien­to­wany, a gdy jego wzrok za­trzy­mał się na mnie, na jego twa­rzy po­ja­wiło się prze­ra­że­nie. Naj­wy­raź­niej do­tarło do niego, że nie wyj­dzie stąd żywy, a ja nie by­łem zwy­kłym ko­le­siem spo­tka­nym w klu­bie.

– Czego ode mnie chce­cie? – wy­ję­czał drżą­cym ze stra­chu gło­sem.

– Na­uczymy cię tylko do­brych ma­nier – od­po­wie­dział Zo­ran ra­do­snym to­nem, okrą­ża­jąc go ni­czym ty­grys przy­go­to­wu­jący się do ataku.

– Pro­szę! Wy­puść­cie mnie! Ja nic nie zro­bi­łem… To po­myłka… Ja nie wiem…

– Na­pa­sto­wa­łeś ko­bietę na moim te­re­nie i po­mimo szansy, którą ci da­łem, pro­po­nu­jąc kul­tu­ral­nie, że­byś spier­da­lał w pod­sko­kach, nie po­słu­cha­łeś – wy­ja­śni­łem.

Mo­men­tal­nie sta­nęła mi przed oczami pięk­ność z klubu i au­ten­tyczny strach wi­doczny w jej za­chwy­ca­ją­cych oczach.

– Pro­szę, nie by­łem sobą… Wzią­łem przed im­prezą ja­kieś pa­stylki od kum­pla, żeby się roz­luź­nić. Nie chcia­łem… – Sły­szalna pa­nika w gło­sie tylko moc­niej mnie na­krę­cała.

Kar­mi­łem się stra­chem in­nych, ich zre­zy­gno­wa­niem, które od nich biło, gdy zda­wali so­bie sprawę, że sa­mo­dziel­nie za­pę­dzili się w pu­łapkę, i bła­gali o li­tość. Ale ten ko­leś wy­jąt­kowo mnie iry­to­wał. By­łem zda­nia, że każdy od­po­wiada za swoje czyny i po­wi­nien po­no­sić ich kon­se­kwen­cje. Nie mo­głem po­zwo­lić, by od­szedł, nie ­za­pła­ciw­szy za za­cho­wa­nie nie­godne męż­czy­zny.

– Mia­łeś szansę, by zejść mi z oczu – przy­po­mnia­łem uprzej­mie, za­nim pod­sze­dłem do blatu, gdzie rów­niutko uło­żono naj­roz­ma­it­sze na­rzę­dzia.

Róż­nej wiel­ko­ści noże, ob­cęgi, pil­niki, piły me­cha­niczne, pal­niki, wier­tarki, a także spo­rej wiel­ko­ści ta­saki, sza­ble oraz broń palna. W ar­se­nale mie­li­śmy cał­kiem nie­zły zbiór na­rzę­dzi tor­tur. Za­sta­na­wia­łem się, co bę­dzie ide­alne dla na­szego de­li­kwenta. Mój wzrok za­trzy­mał się na ma­łej wier­tarce. Uśmiech­ną­łem się pod no­sem. Uwiel­bia­łem tor­tury, a szcze­gól­nie te do­pro­wa­dza­jące lu­dzi do sza­leń­stwa, omdle­nia czy po­wol­nej śmierci.

Się­gną­łem po cał­kiem po­ręczny sprzęt, a gdy się od­wró­ci­łem, prze­chy­li­łem głowę w prawo, po­tem w lewo, aż usły­sza­łem chrzęst strze­la­ją­cych ko­ści. Z za­do­wo­le­niem wpa­try­wa­łem się w czło­wieka, który miał do­star­czyć mi dzi­siaj roz­rywki.

Za­trzy­ma­łem się przed szlo­cha­ją­cym gno­jem. Roz­kleił się, a na­wet jesz­cze go nie do­tkną­łem. _Cipa, nie fa­cet. Luan miał ra­cję._

– Naj­pierw się tro­chę za­ba­wimy, bo naj­lep­sze prze­wi­duję na ko­niec…

Pierw­szy otwór w jego ciele wy­wier­ci­łem na mostku. Każdy ko­lejny znaj­do­wał się co­raz ni­żej. Rany były płyt­kie. Chcia­łem, żeby do­żył osta­tecz­nego ciosu.

Męż­czy­zna wy­krwa­wiał się na mo­ich oczach, szar­piąc po­ra­nio­nym cia­łem, jakby w ogóle ist­niała moż­li­wość, że omi­nie go reszta tor­tur. W miarę upływu czasu słabł. Wrzesz­czał co­raz ci­szej i ci­szej, aż wresz­cie ze­mdlał.

Ode­tchną­łem głę­boko. Po­woli wkur­wiało mnie jego gło­śne za­wo­dze­nie.

– My­śla­łem, że dłu­żej wy­trzyma – sark­nął pod no­sem Zo­ran, oparty o ścianę za mo­imi ple­cami.

– Wszy­scy są tacy sami. Aro­ganccy, bez­czelni i silni, kiedy mają do czy­nie­nia z ko­bie­tami i dziećmi. Czują prze­wagę nad słab­szymi, co daje im pew­ność, że zwy­ciężą.

– Co ci się tak ze­brało na prze­my­śle­nia? – Zo­ran pod­szedł do mnie, kiedy od­kła­da­łem wier­tarkę na stół.

– Nie wiem. – Wes­tchną­łem, lekko za­wie­dziony. Wy­glą­dało na to, że za­bawa nie bę­dzie tak fajna, jak po­cząt­kowo są­dzi­łem. – Tra­fił nam się słaby za­wod­nik.

– Za­raz go wy­bu­dzimy – oświad­czył za­do­wo­lo­nym to­nem, po czym się­gnął po nie­wielki, ostry nóż i w za­my­śle­niu przyj­rzał mu się z każ­dej strony. – Po­ba­wimy się w łą­cze­nie kro­pek. – Uśmiech­nął się do mnie jak sza­le­niec.

– Czyń ho­nory, Zo­ran. – Wska­za­łem ręką na pod­wie­szo­nego czło­wieka.

Przy­ja­ciel kiw­nął głową za­do­wo­lony, a na­stęp­nie zgrab­nym ru­chem ścią­gnął z ra­mion ja­sną ma­ry­narkę, od­wie­sił ją na opar­cie krze­sła i za­braw­szy ze sobą no­żyk, ru­szył w kie­runku fa­ceta.

Po­trze­bo­wa­łem ad­re­na­liny, a wie­dzia­łem, że nie za­pewni mi jej le­dwo kon­tak­tu­jący pa­lant, który w klu­bie nie po­tra­fił trzy­mać rą­czek przy so­bie. Lu­bi­łem zmie­rzyć się z sil­nym prze­ciw­ni­kiem, czuć, że jest dla mnie wy­zwa­niem. Cza­sami urzą­dza­li­śmy so­bie z chło­pa­kami spa­ringi, pod­czas któ­rych ża­den z nas się nie ha­mo­wał i nie oszczę­dzał dru­giego. Walka była za­wzięta, pełna mor­der­czych cio­sów oraz kop­nięć, co skut­ko­wało si­nia­kami, zwich­nię­ciami, cza­sem na­wet zła­ma­niami.

Przy­ja­ciel z bły­skiem w oku szarp­nął za brzegi ko­szuli męż­czy­zny. Kiedy poły ma­te­riału się roz­chy­liły, zo­ba­czy­łem na tor­sie nie­zna­jo­mego kil­ka­na­ście nie­wiel­kich dziur. Z każ­dej są­czyła się po­soka. Bar­wiła ja­sne spodnie na czer­wono, a po­tem spły­wała do ka­łuży ra­zem z mo­czem na­szego de­li­kwenta.

Zo­ran wy­bu­dził nie­zna­jo­mego i do­piero wtedy za­czął prze­su­wać ostrzem po jego bla­dej skó­rze – od jed­nego otworu do na­stęp­nego. Wrza­ski tor­tu­ro­wa­nego nie usta­wały.

Nie­spo­dzie­wa­nie przez te wku­rza­jące dźwięki przedarł się głę­boki głos Zo­rana:

– Koń­czyć z nim czy…?

Do­go­ry­wa­jący męż­czy­zna nie wy­glą­dał naj­le­piej. Płaty skóry na tor­sie zwi­sały bez­wład­nie, od­sła­nia­jąc mię­śnie, ścię­gna, a także nie­które że­bra. Zo­ran dał się po­nieść fan­ta­zji, na­ci­na­jąc tkanki ofiary znacz­nie głę­biej, niż się spo­dzie­wa­łam.

Od­ru­chowo spoj­rza­łem na ze­ga­rek i zda­łem so­bie sprawę, że po­świę­ci­łem temu ku­ta­sowi już dwie swoje cenne go­dziny, więc naj­wyż­sza pora skoń­czyć za­bawę i wró­cić do domu.

– Koń­czyć – przy­tak­ną­łem.

Za­nim się­gną­łem po broń, Zo­ran zła­pał fa­ceta za włosy. Nie mi­nęła se­kunda, a pod­niósł jego bez­władną głowę, od­chy­lił ją i jed­nym pre­cy­zyj­nym ru­chem pod­ciął mu gar­dło. Krew try­snęła na ja­sne spodnie mo­jego przy­ja­ciela, ale nie­spe­cjal­nie się tym prze­jął. To nie pierw­szy raz, kiedy opusz­cza­li­śmy ma­ga­zyn, ma­jąc krew pod pa­znok­ciami.

Oprócz kilku po­miesz­czeń dla więź­niów mie­ściło się tu­taj moje biuro. Hala nie słu­żyła je­dy­nie do na­szych mrocz­nych za­baw. Przede wszyst­kim była sie­dzibą jed­nej z firm na­le­żą­cych do mo­jego ojca. W teo­rii pro­du­ko­wa­li­śmy ko­sme­tyki pie­lę­gna­cyjne, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści po­wsta­wały co­raz now­sze nar­ko­tyki, w tym do­pa­la­cze, które zna­la­zły spore grono zwo­len­ni­ków wśród na­szych od­bior­ców. Hala zo­stała po­dzie­lona na kilka mniej­szych, więc na­wet gdy po­ja­wiała się kon­trola – a cza­sami się to zda­rzało – urzęd­nicy wi­dzieli tylko le­galną część biz­nesu, gdzie wszystko dzia­łało zgod­nie z pra­wem, a księgi ra­chun­kowe były wy­peł­niane skru­pu­lat­nie oraz zgod­nie z prze­pi­sami. Przej­ścia do ko­lej­nych hal za­bez­pie­czy­li­śmy; wstęp tam mieli tylko za­ufani pra­cow­nicy. Nie skła­do­wa­li­śmy tu tylko nar­ko­ty­ków, ale też broń spro­wa­dzaną z za­gra­nicy.

Obiekt był ca­ło­do­bowo chro­niony i mo­ni­to­ro­wany. Nie­jed­no­krot­nie mie­li­śmy do czy­nie­nia z sza­leń­cami, któ­rzy po­dej­mo­wali nie­udolne próby kra­dzieży bia­łego proszku, przez co za­koń­czyli swój ży­wot w nie­zwy­kle tra­giczny spo­sób.

– Znowu się ufaj­da­łem. – Zo­ran przy­glą­dał się za­bru­dzo­nym spodniom i ko­szuli. Nada­wały się w tej chwili tylko do wy­rzu­ce­nia.

– Chodź do biura. – Zgar­ną­łem ma­ry­narkę z opar­cia krze­sła, po­nie­waż je­dy­nie ta część jego gar­de­roby nie ucier­piała pod­czas za­bawy. – Po­ży­czę ci ja­kieś swoje ciu­chy.

Pół go­dziny póź­niej wsie­dli­śmy na tylną ka­napę SUV-a.

– Do apar­ta­mentu, sze­fie? – Za kie­row­nicą sie­dział Jet­mir, drugi naj­bar­dziej za­ufany pra­cow­nik spo­śród tych znaj­du­ją­cych się w moim naj­bliż­szym oto­cze­niu.

– Tak. Po dro­dze od­wie­ziemy Zo­rana. – Spoj­rza­łem na przy­ja­ciela.

Nie wy­ka­zy­wał za­in­te­re­so­wa­nia roz­mową. Ga­pił się w ekran smart­fona, na któ­rym wła­śnie roz­gry­wała się scena wy­su­bli­mo­wa­nego porno.

– Do­ro­śniesz kie­dyś? – za­ga­iłem, roz­sia­da­jąc się wy­god­nie.

– Nie, a co? – Wier­cił się, jakby coś go uwie­rało w ty­łek. – Je­stem dzi­siaj po­dej­rza­nie mocno po­bu­dzony. Chyba za­pro­szę Tinkę do sie­bie…

– Wzią­łeś coś? – Przy­glą­da­łem mu się z za­in­te­re­so­wa­niem.

Wcze­śniej nie za­uwa­ży­łem, że za­cho­wuje się ina­czej. Lu­bił te­sto­wać na­sze pro­dukty, co nie było mą­dre, ale Zo­ran ni­gdy nie na­le­żał do tych roz­sąd­nych.

– Tak, dwie fio­le­towe lan­drynki. Spo­koj­nie, przy­ja­cielu, mam wszystko pod kon­trolą – do­dał szybko, więc za­uwa­żył, że nie po­do­bało mi się jego za­cho­wa­nie.

Po­krę­ci­łem głową. _Kie­dyś po­ża­łuje swo­jego lek­ce­wa­żą­cego po­dej­ścia._

Wszyst­kie nar­ko­tyki stwo­rzone w la­bo­ra­to­rium te­sto­wa­li­śmy na chęt­nych, ale ni­gdy do końca nie wia­domo, jak za­re­aguje na nie ludzki or­ga­nizm. Wy­star­czyła nie­wielka wada serca, pro­blemy z ci­śnie­niem czy wą­trobą, a za­ży­cie nie­win­nie wy­glą­da­ją­cej „lan­drynki” mo­gło się skoń­czyć na cmen­ta­rzu.

Zo­ran wie­dział o kon­se­kwen­cjach, a ja nie mia­łem na niego więk­szego wpływu. Obaj zbli­ża­li­śmy się do trzy­dziestki, więc doj­rze­li­śmy na tyle, żeby od­po­wia­dać za sie­bie, swoje czyny i ży­cie.ROZDZIAŁ 5

Tihana

– Cho­lera! To miał być taki miły wie­czór – jęk­nę­łam za­wie­dziona. – Pla­no­wa­ły­śmy po­tań­czyć, za­ba­wić się… a osta­tecz­nie tra­fi­łam na dwóch pa­lan­tów.

– Dla­czego ja nic nie wi­dzia­łam? – burk­nęła Eliza z gry­ma­sem nie­za­do­wo­le­nia na twa­rzy, a na­stęp­nie w ułamku se­kundy pod­nio­sła się do siadu. – Kiedy to było? Jak tań­czy­łam? Czy w…?

– Tak, wy­wi­ja­łaś wtedy z tym roz­czo­chra­nym blon­dy­nem na par­kie­cie. Usia­dłam przy ba­rze i za­mó­wi­łam drinka, a tuż po tym przy­plą­tał się wy­jąt­kowo na­molny pa­lant. Ga­dał głu­poty, więc po­cząt­kowo go zle­wa­łam i tyle. Jed­nak gdy zsu­nął dło­nie na moje bio­dra…

– Przy­wa­li­łaś mu? To dla­tego wy­szły­śmy w ta­kim po­śpie­chu? Dla­czego nie po­wie­dzia­łaś od razu? Ochro­niarz jest moim zna­jo­mym, jego by wy­rzu­cił, a my mo­gły­by­śmy…

– Dasz mi do­koń­czyć? – Za­czy­na­łam się nie­cier­pli­wić, zresztą tak jak ona. Jak zwy­kle chciała znać każdy szcze­gół, ale nie po­tra­fiła grzecz­nie wy­słu­chać mo­jej opo­wie­ści do końca.

– Tak, tak. Już się za­my­kam. – Po­ło­żyła na ustach pa­lec wska­zu­jący. Tym ge­stem za­pew­niła mnie, że od te­raz bę­dzie sie­działa ­ci­cho jak mysz pod mio­tłą.

– Nie zdą­ży­łam za­re­ago­wać, po­nie­waż po­ja­wił się przy nas ja­kiś męż­czy­zna. Szarp­nął na­chal­nego typa za ko­szulę, co spra­wiło, że zrzu­cił go bru­tal­nie z wy­so­kiego krze­sła. Jak tylko ten du­pek pod­niósł się z pod­łogi, ochro­nia­rze zła­pali go za fraki i wy­pro­wa­dzili z klubu.

Przy­ja­ciółka ewi­dent­nie ostat­kami sił po­wstrzy­my­wała się przed za­da­niem py­ta­nia. Na ten wi­dok mia­łam ochotę par­sk­nąć śmie­chem. _Jest je­dyna w swoim ro­dzaju._

– Py­taj, wa­riatko, bo za­raz wy­buch­niesz.

– Faj­nie wy­glą­dał ten twój wy­bawca? Czy ra­czej prze­cięt­nie? Przed­sta­wił się? Może go znam…

Jej pod­eks­cy­to­wany głos wcale mnie nie dzi­wił.

Nie­jed­no­krot­nie sły­sza­łam o eks­klu­zyw­nym klu­bie Cu­bana, z któ­rego sły­nęła Sa­randa. Eliza od­wie­dzała to miej­sce za każ­dym ra­zem, gdy od­po­czy­wała w al­bań­skim ku­ror­cie, a przy­jeż­dżała tu kilka lub kil­ka­na­ście razy w roku, żeby od­sap­nąć od stu­diów i zmie­nić kli­mat. To w Cu­ba­nie po­znała lo­kal­nych waż­nia­ków i biz­nes­me­nów i nie­zli­czoną ilość razy ba­wiła się z nimi póź­niej na za­mknię­tych im­pre­zach.

Wstęp do klubu mieli tylko naj­za­moż­niejsi Al­bań­czycy oraz tu­ry­ści, jed­nak ci dru­dzy mu­sieli za­pła­cić kil­ka­set euro za wej­ście, a do tego obo­wią­zy­wał okre­ślony dress code.

– Wy­glą­dał cał­kiem spoko. Wy­soki, sze­roki w bar­kach, ciemny za­rost… W za­sa­dzie to pre­zen­to­wał się cał­kiem nie­źle.

– Cho­lera ja­sna! Że też mnie przy to­bie nie było! To na pewno ktoś z lo­kal­nych. Tu­ry­ści się ra­czej nie wy­chy­lają. – Za­my­śliła się na chwilę, po czym kil­ku­krot­nie mach­nęła dło­nią, da­jąc mi do zro­zu­mie­nia, że mogę już kon­ty­nu­ować.

– No więc jak tylko ten ob­le­śny ko­leś znik­nął, po­sta­no­wi­łam sko­rzy­stać z ła­zienki.

– Co? Nie po­dzię­ko­wa­łaś za ra­tu­nek?

– Nie. W tym fa­ce­cie kryło się coś ta­kiego… Nie wiem. Jak dla mnie był zbyt in­ten­sywny. Wo­la­łam znik­nąć mu z oczu…

– Okej, okej – wtrą­ciła. – Po­na­wiam py­ta­nie: nie po­dzię­ko­wa­łaś?

– Za­cho­wuj się od­po­wied­nio do wieku, ina­czej za­milknę na wieki i nie do­wiesz się ni­czego wię­cej – ostrze­głam obu­rzona. Cza­sami od­no­si­łam wra­że­nie, że moja przy­ja­ciółka do­piero co skoń­czyła pod­sta­wówkę.

– Do­bra, mów. – Wes­tchnęła nie­po­cie­szona.

– W ła­zience spę­dzi­łam kilka mi­nut. Jak tylko z niej wy­szłam, spo­tka­łam dru­giego pro­staka. – Na samo wspo­mnie­nie za­ci­snę­łam zęby z iry­ta­cji. Wyj­ście do klubu oka­zało się kom­pletną po­rażką. – Jed­nym ru­chem zła­pał moje nad­garstki i za­blo­ko­wał, a jed­no­cze­śnie wsu­nął mi nogę mię­dzy uda, unie­moż­li­wia­jąc obronę. Nie by­łam w sta­nie spraw­dzić na tym tę­pym ko­le­siu chwy­tów, któ­rych na­uczył mnie Ha­san.

– Ja pier­dolę – rzu­ciła za­sko­czona Eliza.

Pod­czas na­ma­wia­nia mnie na wyj­ście do klubu za­pew­niała, że bę­dziemy od­po­wied­nio chro­nione. Nie tylko dla­tego, że przy­ja­ciółka miała ob­stawę zło­żoną z dwóch go­ryli przy­dzie­lo­nych jej przez ojca; wła­ści­ciel Cu­bany po­noć kładł spory na­cisk na bez­pie­czeń­stwo ko­biet. Wo­kół par­kietu, przy wyj­ściu czy na ty­łach klubu spo­koju pil­no­wali ochro­nia­rze. Wła­śnie dla­tego wy­mknę­łam się Ha­sa­nowi, za co swoją drogą już mi się po­rząd­nie obe­rwało.

– No do­kład­nie. Ale nic mi się nie stało, po­nie­waż znów po­ja­wił się mój wy­bawca.

Gdy tylko te słowa opu­ściły moje usta, Eliza jesz­cze bar­dziej wy­trzesz­czyła oczy. Przez kilka se­kund mil­czała, a ja do­słow­nie sły­sza­łam, jak try­biki w jej gło­wie się ob­ra­cają, pla­nu­jąc tor­nado py­tań.

– To bar­dzo po­dej­rzane. Se­rio. W tym klu­bie za każ­dym ra­zem jest co naj­mniej kil­ka­set osób. Jak to moż­liwe, że po­now­nie na sie­bie wpa­dli­ście?

– Nie wiem, ale to jesz­cze nic. Pod­szedł do nas, wark­nął do na­tręta, że ma spier­da­lać, a gdy ten ro­ze­śmiał mu się w twarz, zła­pał go za gar­dło i za­czął du­sić.

– I do­brze mu tak! Mam na­dzieję, że po­rząd­nie go pod­du­sił.

W oczach Elizy zo­ba­czy­łam wście­kłość. Dla niej ta sy­tu­acja była nor­malna. Jej oj­ciec nie oka­zał się su­kin­sy­nem bez serca i nie wy­słał jej na kilka lat do szkoły pro­wa­dzo­nej przez sio­stry za­konne.

Eliza mo­gła nor­mal­nie stu­dio­wać, uczest­ni­czyć w ży­ciu ro­dzin­nym, a także ob­ser­wo­wać, jak za­ła­twia się in­te­resy w chor­wac­kiej ma­fii.

– Nie udu­sił, po­nie­waż mu prze­rwa­łam. W każ­dym ra­zie, zmie­rza­jąc do końca tej fa­scy­nu­ją­cej opo­wie­ści pod­su­mo­wu­ją­cej nasz pierw­szy dzień wa­ka­cji… – za­czę­łam na jed­nym wy­de­chu, a po­tem zro­bi­łam te­atralną pauzę, czym efek­tow­nie po­trzy­ma­łam moją nad­po­bu­dliwą przy­ja­ciółkę w na­pię­ciu. – Jak tylko go pu­ścił, od­wró­ci­łam się na pię­cie i chcia­łam cię zna­leźć, żeby skoń­czyć ten fa­talny wie­czór. Jed­nak uda­rem­nił mi ucieczkę. Za­trzy­mał mnie na końcu ko­ry­ta­rza, szar­piąc za rękę, a gdy się ob­ró­ci­łam, na­mięt­nie mnie po­ca­ło­wał.

Mina Elizy była bez­cenna. Za­sty­gła oszo­ło­miona, lekko roz­chy­la­jąc usta, co wy­glą­dało na­prawdę ko­micz­nie. Mnie zaś na samo wspo­mnie­nie tego na­głego i nie­ocze­ki­wa­nego po­ca­łunku zro­biło się go­rąco.

– Ż-żar­tu­jesz? – wy­ją­kała, jak tylko od­zy­skała głos.

– Nie, mó­wię cał­kiem po­waż­nie. Też nie mogę w to uwie­rzyć, ale ta­kie są fakty. A naj­lep­sze i jed­no­cze­śnie naj­gor­sze w tym wszyst­kim jest to, że mu na to po­zwo­li­łam. Przy­ssał się do mnie jak pi­jawka, a ja za­miast go spo­licz­ko­wać, od­da­łam po­ca­łu­nek! Te­raz sama się so­bie dzi­wię.

– No ale kim jest ten fa­cet, do cho­lery?! – Za­sta­na­wiała się przez dłuż­szą chwilę, nie spusz­cza­jąc ze mnie prze­ni­kli­wego spoj­rze­nia.

– Nie wiem, ale mam na­dzieję, że już ni­gdy wię­cej go nie spo­tkam. Ja się tak nie za­cho­wuję. Prze­cież ist­nieją ja­kieś gra­nice sza­leń­stwa! Czuję, że tym po­ca­łun­kiem sta­now­czo je prze­kro­czy­łam.

– Ti­hano, nie oce­niaj się tak su­rowo. Przez kilka lat po­zo­sta­wa­łaś od­cięta od świata, od ró­wie­śni­ków, za­mknięta w czte­rech ścia­nach, więc naj­wyż­sza pora nad­ro­bić za­le­gło­ści. Zresztą ni­gdy nie wia­domo, co twój…

– Wiem, i na­wet nie kończ tego zda­nia. Przez naj­bliż­sze dwa mie­siące nie chcę roz­ma­wiać ani my­śleć o ojcu. Masz ra­cję, nie­po­trzeb­nie ob­wi­niam się za coś, co dla in­nej dziew­czyny w moim wieku jest nor­malne.

– Wła­śnie. A więc te­raz mu­simy się do­wie­dzieć… kim jest twój wy­bawca!

– Mnie to nie in­te­re­suje. I uprze­dzam: do Cu­bany już mnie nie wy­cią­gniesz. Ko­niec kropka. Poza tym do­sta­łam od Ha­sana taki wy­kład o braku od­po­wie­dzial­no­ści i ochrzan w jed­nym, że ra­czej nie wy­pu­ści mnie z tego apar­ta­mentu do końca na­szego po­bytu.

Jesz­cze przez kilka mi­nut Eliza do­py­ty­wała o szcze­góły zwią­zane z ta­jem­ni­czym wy­ba­wi­cie­lem, jed­nak nie mia­łam jej za wiele do po­wie­dze­nia, więc chwi­lowo od­pu­ściła prze­słu­cha­nie.

Jak tylko przy­tu­li­łam głowę do po­duszki, wy­obraź­nia mo­men­tal­nie pod­su­nęła mi ob­raz nie­zna­jo­mego o prze­szy­wa­ją­cych sza­rych oczach.

Wszystko, co z nim zwią­zane, było nowe, nie­znane, lecz ab­so­lut­nie eks­cy­tu­jące. A ten po­ca­łu­nek… Nikt ni­gdy nie ca­ło­wał mnie z taką pa­sją i jed­no­cze­śnie kon­tro­lo­waną bru­tal­no­ścią. Zu­peł­nie jakby za po­mocą tej piesz­czoty usi­ło­wał za­wład­nąć moim cia­łem oraz umy­słem.

Wy­da­wał się nie­zwy­kle in­ten­syw­nym męż­czy­zną. Pro­mie­nio­wały od niego wła­dza i bru­tal­ność. Prze­cież na wła­sne oczy wi­dzia­łam, jak w ułamku se­kundy za­ci­snął dłoń na gar­dle tego pa­lanta, jak wpa­try­wał się w niego z chę­cią mordu. Coś mi pod­po­wia­dało, że gdyby chciał, to mógłby go bez wa­ha­nia za­bić. Ot tak. Nie spra­wi­łoby mu to żad­nego pro­blemu.

Cał­kiem moż­liwe, że po­cho­dził z mo­jego świata. Kto nor­malny od­wa­żyłby się du­sić ob­cego fa­ceta w klu­bie? Wy­stra­szył mnie aro­gan­cją i pew­no­ścią sie­bie, do tego ewi­dent­nie li­czył na coś wię­cej.

Na dal­szy ciąg na­szej ma­łej gry wstęp­nej.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij