Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Zabójcze kamienie - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
3 listopada 2025
4864 pkt
punktów Virtualo

Zabójcze kamienie - ebook

Najnowsza powieść autorki bestsellerowej serii „VERA” w AMBERZE jednocześnie ze światową premierą!

Orkady – archipelag na północ od wybrzeży Szkocji – magiczna kraina, zamieszkiwana od co najmniej 5 500 lat. Tu urzekają niesamowite widoki. Tu jest woda i ląd, i jeszcze więcej wody, która rozciąga się aż po linię horyzontu. I niebo, które nieustannie się zmienia. Tu kamienne kręgi, kurhany i tajemnicze runy strzegą sekretów historii, a starożytność spotyka się ze współczesnością.

To właśnie tu jeden z najsławniejszych literackich inspektorów Jimmy Perez osiedlił się, by ze swoją partnerką Willow Reeves i ich dziećmi budować nowe życie. Przyjechali na Orkady i postanowili, że nigdy stąd nie wyjadą.

Zbliża się Boże Narodzenie. Wśród szalejącego sztormu niespodziewany cios burzy spokój Jimmy’ego Pereza. Na piaskach, tuż przy plaży, blisko wykopalisk archeologicznych znaleziono ciało jego przyjaciela z dzieciństwa, a nieopodal niezwykłe narzędzie zbrodni – neolityczną tablicę z inskrypcjami wikingów.

Inspektor Perez dobrze zna tajniki złożoności i mroków ludzkiej natury. Dlatego wie, że ta sprawa jest zbyt osobista i zbyt emocjonalnie go angażuje. Willow przejmuje więc część śledztwa.

Tymczasem kamienne tablice zabijają znowu… Wśród radosnych przygotowań do świątecznych zabaw i zawodów zżytej małej społeczności Jimmy i Willow muszą przeniknąć jej tajemnice – te skrywane przez lata i te najnowsze. Oddzielić prawdę od legendy, zanim morderca uderzy znowu.

ANN CLEEVES to jedna z najwyżej cenionych brytyjskich autorek kryminałów wydawanych w 23 krajach, sprzedanych w 12 milionach egzemplarzy. Jej misternie skonstruowane powieści odsłaniają sekrety zamkniętych społeczności, a każda ze znakomicie sportretowanych postaci jest odrębną zagadką psychologiczną. Najsławniejsze serie – „Vera” i „Szetlandy” z Jimmym Perezem – zostały sfilmowane i należą do najpopularniejszych seriali kryminalnych.

 

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-7695-3
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Archie Stout wrzeszczał prosto w burzę. Głos miał donośny i dźwięczny jak syrena przeciwmgielna, ale huk wiatru rozpraszał słowa, rozbryzgując je jak grzywy morskich fal. Niespójne i bezsensowne. Osoba, do której były skierowane i tak już by ich nie dosłyszała. Światło latarki zniknęło, pochłonięte przez zimową ciemność. Archie został sam.

Był Orkadyjczykiem, urodzonym i wychowanym na Westray. Uwielbiał sztormy, ich moc i dramatyzm, więc w jego furii brzmiała też nutka dziecięcej radości. Ekscytacji. Uwielbiał też ostre kłótnie, zwłaszcza gdy wiedział, że ma rację.

Jednak ten moment szybko minął. Był ubrany odpowiednio do pogody, ale nie miał ochoty tkwić w tym miejscu, gdzie wszędzie walały się starożytne kości i kamienie, kiedy czekał na niego bar w hotelu Pierowall, a przyjaciele spodziewali się go już od godziny. Wyobrażał sobie ciepło ognia i śmiech, kiedy się tam zjawi, przemoczony do nitki, z włosami przylepionymi do głowy i brodą ociekającą wodą. Powiedzą: „Gdzieś ty się podziewał, stary? Co robiłeś tyle czasu na dworze w taką pogodę?”.

Tylko że wciąż była ta sprawa, która nie dawała mu spokoju przez cały dzień. Archie nie był pewny, jak sobie z tym poradzić. Na pewno nie należało o czymś takim rozmawiać z Vailą. Gdyby jego ojciec jeszcze żył, może wiedziałby, jak to najlepiej rozwiązać. Dla dobra wyspy i rodziny.

Wtedy przyszło mu do głowy, że mógłby pogadać z Jimmym Perezem. Jimmy był jego najstarszym i najbliższym przyjacielem, niemal należał do rodziny. Jimmy był mądry. Wiedział, co ludzie myślą i czują. Archie postanowił zadzwonić do niego z samego rana. Od razu poczuł się lepiej, jakby pozbył się ciężaru, odwrócił się z latarką od morza i poświecił w stronę ścieżki prowadzącej do samochodu.

Światło zbliżające się ku niemu wyglądało początkowo jak migoczące w mroku odbicie blasku jego własnej latarki. Nie ruszył się z miejsca, zaciekawiony, czekając, aż snop światła dojdzie do niego. Zobaczył przed sobą postać, bezkształtną, ubraną w przeciwdeszczowy płaszcz sięgający aż do ziemi. Anonimową, dopóki nie poświecił jej prosto w twarz.

– Aha – powiedział. – To ty.1

Willow uwielbiała wracać na wyspy promem, nawet teraz, kiedy była w ciąży i podróżowała z czterolatkiem, którym trzeba było się stale zajmować, a do tego prom był już spóźniony z powodu wcześniejszej burzy. Zima na Orkadach zachwycała ją najbardziej ze wszystkich pór roku. Budziła radość z dzikich, wietrznych dni i pozwalała odkrywać sekrety wysp w samotności, zanim pojawili się kolejni turyści. Zagłębić się w nie. Zapuścić korzenie – własne i całej rodziny. Ponieważ ona i jej mężczyzna, Jimmy Perez, postanowili, że nigdy stąd nie wyjadą.

Zafundowała sobie miejsce w przytulnej sali klubowej i rozsiadła się na jednej z wygodnych sof w Magnus Lounge, z Jamesem śpiącym na jej kolanach, wpatrując się w ciemność, a potem w zbliżające się światła domu i myśląc, że gdyby nie była w ciąży, właśnie wzniosłaby szklaneczką whisky Highland Park toast za to miejsce i za to, że tu mieszka. Wracała z południa, odwiedziła starszą krewną w Aberdeen, póki jeszcze mogła podróżować, a teraz cieszyła się, że wraca do domu. Dziecko miało przyjść na świat za sześć tygodni. Urodzi zimowe dziecko, co również ją ekscytowało.

Sala była prawie pusta. O tej porze roku nie było wielu turystów, a większość mieszkańców siedziała w domu. Nigdy nie miała choroby morskiej i James najwyraźniej odziedziczył to po niej. Prom miał przystanek w Kirkwall, a potem płynął dalej, na Szetlandy. Szetlandy zawsze będą dla niej miejscem szczególnym – Jimmy Perez urodził się na Fair Isle, wyspie położonej najbardziej na południe w archipelagu, poznali się też na Szetlandach – ale to łagodniejsze i bardziej żyzne Orkady stały się dla nich domem, który razem stworzyli.

Była północ, kiedy dotarli na miejsce. Zaniosła synka, który nadal spał, na pokład samochodowy, zapięła go w foteliku, a następnie wraz z kilkoma innymi pojazdami wyjechała na nabrzeże z jego ciemnymi budynkami przemysłowymi, zostawiła za sobą Kirkwall i wjechała w głąb wyspy.

Myślała, że Perez będzie na nią czekał przy kominku. Wysłała mu SMS-a, gdy dopływali do brzegu i wrócił zasięg. Nie odpowiedział, ale Jimmy był zawsze oszczędny w słowach, kiedy pisał i kiedy rozmawiał. Kiedy podjechała pod ich obszerny dom, zobaczyła, że na parterze pali się światło. Jego promienie przesączały się przez zasłony, zaciągnięte, żeby nie wyziębiać pokoju. Jednak kiedy weszła do środka, od razu zorientowała się, że w domu od dłuższego czasu nikogo nie było, chociaż w kominku tlił się jeszcze żar, a ogrzewanie było włączone. Gdyby Jimmy był, usłyszałby samochód zatrzymujący się pod domem i wyszedłby do przedpokoju, żeby ich przywitać, wziąłby syna na ręce i uparłby się, że położy go spać. Oczywiście, Cassie, jego adoptowana czternastoletnia córka, też była częścią rodziny, ale na święta wyjechała na Szetlandy do swojego biologicznego ojca Duncana i jego partnerki Celii. Więc Boże Narodzenie mieli spędzić tylko we trójkę, nie licząc nienarodzonego dziecka.

Willow weszła na górę, przebrała Jamesa w piżamkę i położyła go spać. Nieobecność Jimmy’ego jej nie zaniepokoiła. Pewnie coś w pracy. Zawsze za bardzo przejmował się pracą, a teraz, gdy poszła na urlop macierzyński, stał się jeszcze bardziej sumienny, niż zwykle. Jego rewir obejmował Szetlandy i Orkady, więc często wzywano go na inne wyspy. Ożenił się młodo, ale tamten związek nie przetrwał długo. Żona nie wytrzymała tego, że większość czasu i energii poświęcał pracy. Oskarżała go o „nietrzymanie emocji”. Rzeczywiście, miało się wrażenie, jakby zależało mu tylko na ofiarach, ich rodzinach, a nawet sprawcach. Willow czasami zastanawiała się, jakim cudem zostaje w nim jeszcze trochę uczucia dla rodziny. Ale rozumiała go, bo dla niej praca też była życiową pasją.

Postawiła czajnik na żeliwnej kuchni, pełniącej również rolę piecyka, i dopiero wtedy spostrzegła na kuchennym stole odręcznie napisaną wiadomość od Jimmy’ego.

Zaginął Archie Stout, Vaila bardzo się denerwuje. Udało mi się złapać rejs na Westray. Zadzwonię rano. Strasznie mi przykro. Tęsknię i kocham.

Nie próbowała dzwonić sama. Wiedziała, że będzie zajęty, a poza tym i tak pewnie nie ma zasięgu. Ciekawe, jak się dostał na Westray. O tej porze roku bardzo wcześnie robiło się ciemno, poza tym pogoda była koszmarna, choć teraz wiatr zaczął się uspokajać. Może zabrał się na łódź ratunkową. Możliwe, że Archie wypłynął w morze na swoim małym kutrze i wpakował się w kłopoty. Był farmerem, a nie rybakiem. Sztorm nadciągnął nagle, a prognozy nie wskazywały, że będzie tak gwałtowny. W głębi duszy czuła niepokój, ale wiedziała, że nie ma sensu zgadywać, co się stało, więc starała się o tym nie myśleć. Związała się z Jimmym Perezem, wiedząc, co to za człowiek, i twardo postanowiła, że nie będzie próbowała go zmienić.

Poza tym rozumiała, dlaczego Jimmy tak desperacko próbował dostać się na Westray. Archie Stout był jego przyjacielem. Najbliższym przyjacielem na całych Orkadach. Może nawet w życiu. Byli nawet w jakiś sposób spokrewnieni. Jakiś tam dziadek, czy też pradziadek, albo wujek przeprowadził się na Orkady z Fair Isle, więc Archie często spędzał wakacje w gospodarstwie Perezów. Teraz sam uprawiał ziemię na Westray, w Nistaben, gdzie mieszkał razem z żoną i dwoma synami, więc obie rodziny znów się ze sobą zbliżyły.

Willow wypiła herbatę i położyła się spać. Było już za późno, żeby zadzwonić do Vaili, żony Archiego, a zresztą on sam był już pewnie bezpieczny, w domu. Możliwe, że wszyscy siedzieli razem w kuchni przy spóźnionej kolacji, wznosząc toast na cześć jego szczęśliwego powrotu. Archie był towarzyski i świetnie grał na skrzypcach. Uwielbiał przyjęcia, każdy pretekst był dobry. A ona była zmęczona.

Obudziła się rano w ciszy. Wiatr całkowicie ucichł. Było jeszcze ciemno, a James w sąsiednim pokoju jeszcze spał. Przez chwilę zastanawiała się, co mogło ją obudzić. Okazało się, że to wibrował jej telefon. Wyłączyła dźwięk, ale miała lekki sen i wibracje przez niego przeniknęły.

Sięgnęła po aparat, zanim ucichł, zobaczyła, że dzwoni Perez i pozwoliła, by uczucie ulgi połaskotało ją w brzuchu. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że obudziła się napięta. Może to był niepokojący sen, choć nie zapamiętała szczegółów.

– Halo. Jesteś jeszcze na Westray z Archiem i Vailą?

Powrócił do niej obrazek, który stworzyła sobie wczoraj wieczorem: cała trójka popijająca drinki do rana, przy wtórze skrzypek Archiego.

Wtedy zorientowała się, że Perez z trudem łapie powietrze i mówi, jakby brakowało mu tchu.

– Jimmy! Co się dzieje?

– Archie nie żyje.

Słowa z trudem wydobywały się z jego ust.

– Jak to się stało?

Wprawdzie była na urlopie macierzyńskim, ale przecież pracowała w policji. Nie była bezpośrednią szefową Jimmy’ego i szerszy zakres obowiązków, obejmujący wszystkie szkockie wyspy, ale mimo to instynkt kazał jej przejąć dowodzenie. Jej mózg już pracował na pełnych obrotach, wyrzucając z siebie listę czynności, które należało wykonać.

Nastąpiła długa pauza.

– Wygląda na morderstwo.

Kolejna pauza.

– To na pewno jest morderstwo.

– Czy na wyspie jest lekarz, który może stwierdzić zgon?

– Och, on jest martwy, bez żadnych wątpliwości.

Jimmy już otwarcie łkał. Nie był w stanie się opanować. Znów ta jego wrażliwość.

– Jimmy, znasz przecież procedurę. Wiesz, że trzeba to zrobić.

– Jasne. Tak, jest tu lekarz.

– Gdzie go znaleziono?

Willow siedziała już przy zapalonej lampce nocnej z notesem i ołówkiem w ręku.

– Na piaskach w Noltland, tuż przy plaży Grobust. Blisko starych wykopalisk archeologicznych.

– Jakieś ślady wskazujące na przyczynę śmierci?

– Uraz głowy zadany tępym narzędziem. Narzędzie leży obok ciała.

– Doktor Grieve przyleci z Aberdeen następnym samolotem. Zabezpiecz miejsce zdarzenia, żeby nikt tam nie wszedł.

– Oczywiście – powiedział już spokojniej.

– Kto znalazł ciało?

– Ja – odpowiedział niemal szeptem. – To byłem ja.2

Było chłodno, pierwszy mróz tej zimy, który był szokiem po łagodnej, wietrznej jesieni i nocnym sztormie. Jimmy Perez stał na wąskiej wydmie, trzymając straż przy ciele swojego przyjaciela. Kiedy zrobi się całkiem jasno, rozejrzy się po długiej plaży. Była tam ścieżka, którą chodzili na spacery psiarze i ławka z widokiem na morze. Poprosił matkę Vaili, żeby poszła do córki i posiedziała z nią i z chłopcami. Był zadowolony, że może czekać tu samotnie, aż z Mainland przypłyną porannym promem koledzy. Spojrzał na północ, w pierwsze promienie świtu, wszystko było zamglone i niewyraźne, jakby nierzeczywiste. Wciąż świecił blady księżyc.

Śmierć Archiego również wydawała sie nierzeczywista. Zawsze był tak pełen życia, wręcz przerastał rzeczywistość, kochał ryzyko, jako dzieciak nie znał strachu i wciągał w psoty i przygody cichego Jimmy’ego, który nigdy by się na nie sam nie odważył. Perez kochał go za to. Być może właśnie dzięki Archiemu zdobył się na odwagę, by przenieść się na południe, do Aberdeen, i wstąpić do policji; to Archie ściągnął go z powrotem na Wyspy Północne, gdy rozpadło się jego pierwsze małżeństwo. Różnili się pod każdym względem. Perez odziedziczył smagłą urodę po hiszpańskich przodkach, a Archie był wikingiem z krwi i kości. Miał jasne jak piasek włosy i oczy błękitne jak lód. Był impulsywny, skory do śmiechu i do gniewu. Vaila, jego miłość z dzieciństwa, utemperowała go nieco, ale nie do końca. Wciąż było w nim coś niebezpiecznego.

Archie był przeszczęśliwy, gdy Perez powiedział mu, że zamieszka z rodziną na Orkadach. Objął Jimmy’ego ramionami i powtarzał w kółko: „Cóż za wspaniała wiadomość! Po prostu wspaniała! Stara ekipa znów razem”. Wymawiał to nieco sepleniąc, z miejscowym akcentem.

Pomógł im znaleźć dom w Harray, rozładował pudła i torby, a potem wypił toast za ich zdrowie. Archie był jednym z powodów, dla których Perez postanowił, że nigdy więcej nie chce się przeprowadzać.

Perez spojrzał na telefon, żeby sprawdzić godzinę. Wkrótce przypłynie prom samochodowy z Kirkwall, więc koledzy przyjadą samochodem. Kiedy dotrą na miejsce, będzie musiał wrócić do Nistaben i stawić czoła Vaili. Kiedy załoga łodzi ratunkowej wysadziła go na nabrzeżu w Rapness, zadzwonił na farmę i poprosił, żeby mu pożyczyli samochód. Westray była dużą wyspą, trzy razy większą niż Fair Isle, na której się urodził i wiedział, że będzie mu potrzebny transport. Bał się porannego spotkania z Vailą. Będzie miała mnóstwo pytań, a on nie znał na nie odpowiedzi.

Porozmawiał z Willow. Wiedział, że zajmie się sprawą, jak zawsze dyskretna i skuteczna. Nagle ogarnęła go fala wdzięczności dla kobiety, która zawsze go wspierała. Może i wyglądała jak hipiska z tymi długimi splątanymi włosami i ubraniami z second handu, ale była najlepszym policjantem jakiego znał. Najlepszą kobietą, mądrą i całkowicie godną zaufania. Jego kobietą. Pomimo smutku uśmiechnął się na myśl o swoim szczęściu.

Usłyszał ich, zanim ich zobaczył: Phil Bain i Ellie Shearer. Ellie była starsza, najwyraźniej zadowolona, że nosi mundur, dalej jest w stopniu sierżanta i może patrolować swój rejon. Solidna i rozsądna. Dorastała w północnej Anglii, przyjechała na Orkady na wakacje, zakochała się w mieszkańcu wyspy i została. Phil był nowy, niedoświadczony i niewinny, nadal wyglądał jak student, którym jeszcze niedawno był. Wyjechał na południe, do Teesside, aby podjąć studia policyjne na tamtejszym uniwersytecie, ale przyciąganie wysp było zbyt silne i wrócił. Z daleka trudno było zrozumieć, co mówią, ale Perez wyczuł ton, mieszankę szoku i podniecenia. Być może znali Archiego jako muzyka i farmera, ale nie byli z nim blisko.

Zrobiło się już całkiem jasno. Para szła ścieżką od pola golfowego, zgodnie z instrukcjami Pereza, tą samą trasą, którą szedł on sam, gdy natknął się na Archiego. Samochód zostawili na parkingu klubu golfowego. Willow zawsze bawiło, że Westray jest wystarczająco zamożną wyspą, by posiadać klub golfowy. Z wioski prowadziła w miarę wygodna droga, ale Perez nie chciał, by zatarli ewentualne ślady opon. Tylko że po nocnym deszczu droga zrobiła się grząska i raczej nie było szans, że znajdą coś przydatnego. Zawołał do nich, żeby się zatrzymali. Nie chciał, żeby potknęli się o ciało. Zszedł z wydmy, żeby się przywitać. Dopiero kiedy się ruszył, zorientował się, jak bardzo zmarzł. Ominął miejsce zbrodni z daleka i dołączył do nich.

Ellie odezwała się pierwsza

– Przykro mi, Jimmy. Wiem, że byliście kumplami.

Spojrzała na ciało. Leżało między kawałkami ciężkiej czarnej folii, przytrzymywanej przez zużyte opony.

– Co to za miejsce? Jakiś wysypisko śmieci?

– Dawne wykopaliska archeologiczne. Kiedy skończyli, zasłonili je, na wypadek, gdyby jakiś inny zespół chciał wrócić i dalej prowadzić poszukiwania.

Perez przypomniał sobie lato, kiedy na wyspie pracowali archeolodzy. Mieszkał wtedy w Nistaben z Archiem i jego rodzicami. On i Archie byli wtedy mali – mieli osiem lub dziewięć lat – a studenci wydawali im się fascynującymi istotami z innego świata. Archeolodzy mieszkali w domu na wynajem należącym do rodziców Archiego, nieopodal farmy Nistaben, i organizowali na plaży imprezy trwające do późnej nocy. Perez i Archie wyglądali przez okno sypialni, aby zobaczyć sylwetki tańczące w blasku ogniska i usłyszeć dźwięki muzyki.

– Czy możecie tu poczekać? – spytał Perez. – Ja pojadę pogadać z wdową po Archiem. Chciałbym, żebyście przypilnowali tego miejsca do przyjazdu patologa. Willow zorganizowała przylot doktora Grieve’a porannym samolotem i mam nadzieję, że przywiezie ze sobą ekipę dochodzeniową.

– On nadal pracuje? Myślałem, że przeszedł na emeryturę.

– Nie, nie może się rozstać z robotą.

Perez nie był pewien, dlaczego patolog wrócił do pracy, ale cieszył się, że będzie miał do czynienia z osobą, której szacunek dla zmarłych i ich bliskich był równie duży jak jej profesjonalizm.

Farma Nistaben była solidnie zbudowana, jakby przycupnięta przy ziemi, żeby stawiać czoła pogodzie, otoczona zabudowaniami gospodarskimi i przybudówkami. Orkadyjczycy prowadzili duże farmy, a nie gospodarstwa na własne potrzeby. Farma należała do rodziny Stoutów od pokoleń, a dla Pereza była jak drugi dom. Zdjął buty na ganku i wszedł do kuchni w skarpetkach. Nie zapukał. Czułby się z tym dziwnie, chociaż w sumie przyszedł dziś oficjalnie, więc może powinien. Pewnie za jakiś czas przyjadą policjanci z Glasgow i przejmą sprawę, ale do tego czasu to on prowadził śledztwo i musiał chodzić po cienkiej linie, będąc zarówno przyjacielem, jak i gliniarzem. W małych wyspiarskich społecznościach takie łączenie ról nie było niczym niezwykłym, ale on czuł się z tym nieswojo.

Vaila z matką siedziały przy stole. Stał na nim imbryk i dwa kubki, ale widać było, że nikt z nich nie pił.

Usiadł obok.

– Gdzie są chłopcy?

– Na górze.

Vaila spojrzała na niego.

– Jeszcze nie wiedzą. Nie potrafiłam znaleźć słów, żeby im powiedzieć. Wiedzą, że ich ojciec zaginął, ale nie znają strasznej prawdy. Pomyślałam, że dam im jeszcze kilka godzin spokoju.

– Nie jedli śniadania i będą głodni. Może zabiorę ich do siebie, żeby coś zjedli?

Evelyn, matka Vaili, płakała, ale nie załamała się. Pochodziła z pokolenia, dla którego nagła śmierć nie było niczym niezwykłym. Starsi umierali podczas sztormów na morzu lub z powodu nieleczonej choroby, kiedy wyspy były bardziej odizolowane.

– Porozmawiaj z Jimmym, a potem przyjdź do nas, i powiemy im to razem. Może wtedy będziesz wiedziała coś więcej.

Vaila skinęła głową, jakby ten ruch wymagał od niej ogromnego wysiłku. Jej matka poszła ogarnąć chłopców. Perez usłyszał stłumione głosy, tupot stóp na schodach, a potem nagle znów zapanowała cisza, przerywana jedynie szumem fal uderzających o żwirową plażę nieopodal. Stały dźwięk, zawsze w tle.

– Czy to prawda, Jimmy? On rzeczywiście nie żyje?

– Tak.

Perez zamilkł na chwilę.

– Zamordowano go, Vailo. To nie był wypadek. Ktoś mocno uderzył go w głowę. Narzędzie zbrodni nadal tam jest.

Prawie dodał: „Bardzo dziwne narzędzie”. Jednak to nie był odpowiedni moment. Musiał upomnieć się w myślach, że Vaila jest potencjalną podejrzaną. Próbował odgadnąć, co myśli, ale wydawała się tylko zagubiona i odrętwiała.

– Będzie śledztwo – powiedział. – Przesłuchania.

– Ale kto chciałby śmierci Archiego?

Spojrzał na nią przez stół.

– Myślałem, że będziesz miała więcej pomysłów ode mnie.

Archie zrażał do siebie ludzi prawie tak samo łatwo, jak nawiązywał przyjaźnie. Ale ani jedno, ani drugie nie trwało długo. Nigdy nie żywił urazy, ale znany był z wybuchów gniewu. Używał pięści i ostrych słów. Ostatnio jednak rzadziej. Odkąd związał się z Vailą i ustatkował.

Nie odpowiedziała od razu. Zamiast tego wstała, aby zaparzyć więcej herbaty. Niezawodna obowiązkowa gościnność kobiet z wysp. Perez nie próbował jej powstrzymać, tym bardziej że miał wielką ochotę napić się gorącego, mocnego naparu. Postawiła imbryk na stole, a on napełnił jeden z nieużywanych kubków.

– Szczerze mówiąc – powiedziała – nie mam pojęcia. Ostatnio zrobił się trochę spokojniejszy. Poza tym, wszyscy go tu znają. Nawet nowi wyspiarze, ci którzy przybyli całkiem niedawno. Gdyby stracił panowanie nad sobą, po prostu śmialiby się z niego i kazali mu się uspokoić.

Perez w duchu przyznał jej rację.

– Opowiedz mi wszystko, co wydarzyło się wczoraj. Wiem, że mówiliśmy o tym, kiedy przypłynąłem wieczorem. Ale teraz liczą się szczegóły. Rozumiesz, prawda?

– Nie bardzo. To jeszcze do mnie nie dotarło. Mam wrażenie, że to senny koszmar lub makabryczna opowiastka.

Spojrzała na niego. Była drobna i ciemna. Jako młoda kobieta zawsze wyglądała na starszą niż w rzeczywistości, ale przez prawie dwadzieścia lat nie zmieniła się ani trochę. Jako sześćdziesięciolatka pewnie będzie wyglądać tak samo. Miał na Fair Isle kilka osób w rodzinie, które starzały się podobnie.

– Poza tym, jestem strasznie zmęczona – dodała.

Zastanawiał się, jak zareagowałby, gdyby tu siedziała żona innej, obcej mu ofiary morderstwa – mężczyzny znanego z wybuchowego charakteru. Byłby oczywiście miły, ale naciskałby ją, żeby udzieliła mu odpowiedzi.

– Przykro mi, ale musimy to zrobić teraz. Z czasem zaczniesz zapominać. Albo zmyślać, nie zdając sobie z tego sprawy, wyciągając pochopne wnioski i zamieniając je w fakty. Wtedy rzeczywiście stanie się to opowiastką.

– Jasne – odpowiedziała. – Rozumiem. Może rzeczywiście najlepiej zrobić to teraz, kiedy szok sprawia, że wszystko wydaje się nierealne. Zanim zacznie zbytnio boleć.

Położył telefon na stole.

– Nagram tę rozmowę, bo też jestem w szoku. Mogę coś pomieszać. Zgadzasz się?

Po dłuższej chwili dodał:

– Kochałem go.

Podniosła wzrok, wstrząśnięta tym wyznaniem.

– Oczywiście. Wiesz, co robisz, Jimmy.

– Więc opowiedz mi o wczorajszym dniu. Wszystko było jak zwykle?

– Tak. Chłopcy wrócili ze szkoły na ferie świąteczne i pozwoliłam im pospać. Zazwyczaj budzimy ich, żeby pomagali w gospodarstwie, kiedy są w domu. Ale wiesz, jak to jest, ostatni tydzień semestru, same atrakcje i imprezy, a dzieciaki są coraz bardziej podekscytowane. Wprawdzie są już starsi – Lawrie to już prawie mężczyzna, a Iain we wrześniu rozpoczął naukę w szkole w Kirkwall – ale Boże Narodzenie wciąż budzi w nich emocje.

Skinął głową.

– Zaczęło już mocno wiać, a prognoza zapowiadała burzę, więc zaraz po śniadaniu Archie wyszedł nakarmić zwierzęta w oborze, a następnie sprawdzić, czy wszystko jest dobrze przywiązane i zabezpieczone przed wiatrem. Wrócił na kawę.

Zatrzymała się na chwilę.

– Wcześniej wyszedł z domu, żeby zdążyć na poranny prom z Kirkwall.

– I to było normalne, tak? Nic, co by odbiegało od normy?

Vaila zamilkła, a on pomyślał, że bardzo poważnie traktuje to przesłuchanie. Przewijała w myśli wydarzenia poprzedniego dnia jak wideo.

– Wrócił na kawę później, niż się spodziewałam. Właśnie miałam wyjść, żeby sprawdzić, co go zatrzymało. Na wypadek, gdyby potrzebował pomocy. Ale wtedy wszedł do domu.

Po chwili dodała:

– Wchodząc, wkładał telefon do kieszeni kurtki. Wyglądało na to, że właśnie skończył rozmawiać.

– Zapytałaś go o to?

– Nie.

Pokręciła głową, a on wyczuł jakąś niezręczność, ale uznał, że to nie jest dobry moment, aby naciskać. Przecież będzie można sprawdzić, gdzie dzwonił.

– W jakim był nastroju?

– Nie jestem pewna.

Zatrzymała się na chwilę, aby starannie dobrać słowa.

– Może trochę niespokojny. Nerwowy. Wiatr zawsze tak na niego działał. Tak jak na dzieci. Czy zauważyłeś, jak się zachowują na placu zabaw, kiedy wieje? Robią się niespokojne. Szaleją, jak tutejsze krowy, kiedy wypuszcza się je na wiosnę po zimie spędzonej w oborze.

– I Archie wczoraj rano tak się właśnie zachowywał? Trochę jak szalony?

– Tak – powiedziała. – Może.

Nagle uśmiechnęła się.

– Ale nie bardziej niż zwykle! Znałeś go, Jimmy.

Skinął głową.

– A potem co się stało?

– Wypiliśmy razem kawę, tu, w kuchni. Chłopcy już wstali, byli po śniadaniu. – Przerwała. – Ale może takie szczegóły nie są ci potrzebne.

– Potrzebne! Dobrze ci idzie.

– Potem wyszłam z domu. Pomagam w klubie seniora, tego dnia zorganizowaliśmy dla nich świąteczny lunch w hotelu Pierowall. Zostawiłam Archiego zajętego papierkową robotą w biurze, a Lawrie relaksował się, grając na komputerze w jakąś grę, która go pasjonuje. Iain umówił się na popołudnie z kolegą z wioski – Fionem, synem nauczyciela – więc podwiozłam go tam.

– O której wróciłaś do domu?

– Zanim posprzątaliśmy, była już trzecia.

– Wróciłaś prosto do domu?

Vaila pokręciła głową.

– Nasze świąteczne ozdoby trochę się zużyły, więc wpadłam do Lizzy i kupiłam kilka nowych. Sprowadziła piękne bombki. – Na moment jakby zapomniała o śmierci Archiego, teraz najważniejsza była piękna choinka. – Rozmawiałyśmy przez chwilę. Wiesz, że Lizza uwielbia gadać. Potem odebrałam Iaina od kolegi i tam też trochę posiedziałam.

Perez skinął głową.

Vaila mówiła dalej.

– Kiedy wróciłam do domu, spodziewałam się, że zastanę tu Archiego z Lawriem, ale nie było po nim śladu, a jego samochód zniknął. Zostawiłam im zupę na obiad i zjedli ją. Na ociekaczu stały dwie miski, pochłonęli też cały bochenek chleba.

Po chwili dodała.

– Lawrie nadal był w swoim pokoju. Gdyby mu na to pozwolić, ciągle siedziałby przy komputerze.

Uśmiechnęła się lekko.

– Mieliśmy nadzieję, że znajdzie sobie jakąś miłą dziewczynę, kogoś, z kim mógłby spędzać czas, ale on jest taki nieśmiały. Zawołałam go na dół i zapytałam, gdzie jest Archie, a on tylko odpowiedział, że wyszedł. Wiesz, jakie są piętnastolatki. Niezbyt rozmowne.

– Archie nie powiedział mu, dokąd idzie?

– Lawrie powiedział, że nie, ale mogło tak być. Chłopcy w tym wieku nie słuchają, co dorośli do nich mówią. Jakby całkiem pochłaniał ich świat wyobraźni.

– To prawda.

Nie miał doświadczenia z nastoletnimi chłopcami, poza tym, że sam był kiedyś nastolatkiem, ale chciał dodać jej pewności siebie i zachęcić do dalszej rozmowy.

– Ale to nie wtedy widziałaś Archiego po raz ostatni, prawda?

– Nie! Przyszedł na kolację. Później, niż się spodziewałam, a było już ciemno. Zaczęłam się niepokoić – wiatr był już wtedy naprawdę silny. Powiedział, że rozwoził drewno. W zeszłym tygodniu rozebrał długi płot, pociął słupki i zapakował je do worków. Mamy tego więcej, niż potrzebujemy, a niektórzy starsi ludzie są wdzięczni za opał. A ponieważ jest już prawie Boże Narodzenie, to gdziekolwiek się pojawił, zapraszano go na herbatę i domowe ciastka.

Po chwii dodała:

– Albo na kieliszek.

– Był pijany, kiedy wrócił do domu?

– Nie w sztok – powiedziała – ale widać było, że pił. Wiesz, jak to jest o tej porze roku.

Skinął głową. Wiedział, jak to jest. Wiedział też, jaki był Archie: nigdy nie odmawiał kieliszka.

– Dasz radę spisać listę wszystkich osób, które odwiedził?

– Oczywiście.

Odwróciła się od niego na chwilę i pomyślał, że te szczegóły pewnie znowu uzmysłowiły jej śmierć męża. Trudno było to jednak stwierdzić, a kiedy znów na niego spojrzała, jej twarz była nadal kamienna i nieruchoma.

– Zjedliśmy wczesną kolację, wszyscy razem przy stole. To był pierwszy semestr Iaina w internacie w Kirkwall i cieszyliśmy się, że znów jest z nami, przynajmniej na kilka tygodni.

Większość dzieci z Westray po ukończeniu gimnazjum w Pierowall wyjeżdzała na Mainland i podczas nauki mieszkała w internacie w Kirkwall. Tak samo było w przypadku Pereza, który spędził dzieciństwo na Fair Isle, a potem przeniósł się do gimnazjum Anderson High w Lerwick, choć musiał opuścić dom jeszcze wcześniej, w wieku jedenastu lat. Był to rytuał przejścia, który niektórym dzieciom sprawiał większą trudność niż innym.

– Jak sobie tam radzi?

– Wydaje się, że dobrze. Dziękuję, że macie go na oku oboje z Willow.

Kilka razy zabrali chłopca na podwieczorek do Harray, do kina i na koncert. Iain był świetnym muzykiem, lubił się popisywać. Trochę za bardzo jak na dzieciaka w tym wieku.

– Nie ma sprawy. To świetny chłopak.

– No wiesz, Lawrie jest raczej spokojny, ale Iain jest trochę szalony.

Perez wiedział, że w innych okolicznościach dodałaby z czułym uśmiechem: „Zupełnie jak jego ojciec”. Teraz o mało się nie rozpłakała.

– Jak Archie zachowywał się podczas posiłku? Czy zauważyłaś coś niezwykłego?

Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał pomruk małego samolotu krążącego nad wyspą. Jeśli doktor Grieve zdążył złapać wczesny lot z Aberdeen na główną wyspę Orkadów, to pewnie był na pokładzie. Ellie domyśli się, że ma go odebrać z lądowiska.

– Był niespokojny – powiedziała Vaila. – Tak samo jak przez cały dzień. To przez ten wiatr i zbliżające się święta. Cieszył się Bożym Narodzeniem jak dzieciak. Uwielbiał każdą chwilę przygotowań. Przy takiej pogodzie myślałam, że zostaniemy w domu, chłopcy będą grali w te swoje gry, a my obejrzymy film przed kominkiem, może wypijemy butelkę wina. Taki relaks dla dorosłych.

– Ale on postanowił znowu wyjść?

– Tak, powiedział, że umówił się z kolegami w barze w Pierowall, ale wróci za godzinę lub dwie. Nie dał się przekonać. Nie podobało mi się, że znowu wypije i będzie wracał do domu samochodem, ale wiesz, jak to jest na mniejszych wyspach, Jimmy, nie ma tu już policji.

Na jej twarzy pojawił się szybki uśmiech, przebłysk dawnej Vaili.

– Pokłóciliście się? Że woli pić z kumplami niż zostać z tobą i chłopcami?

– Nie!

Spojrzała na niego, oburzona.

– Co ty sobie myślisz, Jimmy? Że poszłam za nim, gdziekolwiek się udał i go zabiłam? Żeby zostać wdową i chować dzieci bez ojca? Naprawdę uważasz, że byłabym do tego zdolna?

Perez odwrócił wzrok.

– Przykro mi – powiedział. – Mówiłem ci, że będą pytania.

Po chwili dodał:

– Nienawidzę ich zadawać. Rozumiesz to, prawda?

Skinęła lekko głową, ale nie był pewien, czy naprawdę zrozumiała.

– Mów dalej. Co działo się potem?

– Kiedy posprzątałam po kolacji, też nie mogłam usiedzieć na miejscu. Oczywiście chłopcy są już na tyle duzi, że mogą zostać sami, więc pomyślałam, że pójdę spotkać się z nim w barze. Wypiję z nimi jednego drinka, więc będę mogła odwieźć go do domu.

I upewnić się, że nie upije się do nieprzytomności i nie zostanie tam na całą noc, pomyślał Perez. Albo nie wjedzie do rowu.

Jednak nie odezwał się ani słowem, czekał, aż Vaila podejmie opowieść.

– Ale jego tam nie było.

Coraz trudniej było jej o tym mówić. Trzymała się faktów, jej głos był płaski i zimny.

– Koledzy czekali na niego, ale nie przyszedł.

– Gdzie był jego samochód?

– Nie zauważyłam go po przyjeździe. Kiedy później zaczęłam się za nim rozglądać, spostrzegłam, że jest zaparkowany w Pierowall, niedaleko hotelu. Nikt w barze nie widział Archiego. Próbowałam dzwonić na jego komórkę, ale zasięg był słaby, więc zaczęłam dzwonić wszędzie, gdzie mógł być. Annie i Bill z hotelu pomogli mi i w końcu obdzwoniliśmy wszystkie domy na wyspie. Trochę to trwało. Potem zadzwoniłam do ciebie.

Perez wiedział, co stało się potem. Zostawił wiadomość dla Willow, przygasił ogień w kominku i popłynął na Westray na łodzi ratunkowej, kiedy sztorm zaczął się nieco uspokajać. Kapitan potraktował to jako rejs ćwiczebny, ale kiedy tylko wysadził go na nabrzeżu w Rapness, pospiesznie wrócił na Mainland. Vaila wyszła mu na spotkanie, czekała przy samochodzie pomimo pogody. Miała na sobie jasnożółty sztormiak sięgający do cholewek kaloszy i stała tuż pod jedną z latarni przy nabrzeżu, przygnębiona, zdenerwowana do szaleństwa.

– Cała wyspa go szuka, Jimmy, ale on jakby rozpłynął się w powietrzu.

Nie wiedział, co powiedzieć ani jak ją uspokoić.

– To przecież duża wyspa – powiedział w końcu. – Na samym północnym krańcu jest mnóstwo miejsc, gdzie mógł się schronić.

Gdy tak stali na nabrzeżu wiatr nagle ucichł, jakby za sprawą magii. Z północnego zachodu nadciągnął zimny front, a chmury nagle się rozstąpiły i dramatycznie odsłoniły księżyc. Perez zobaczył pas białej plaży i domek, w którym wiele lat temu imprezowali studenci. Po deszczu wszystko było ostre i czyste, monochromatyczne jak nastrojowa czarno-biała fotografia.

Potem zaczął kręcić się po okolicy, chaotycznie wędrując przez nieznany krajobraz, trochę po to, by uciec od paniki Vaili i napięcia, które wywoływała niczym iskry, a także w nadziei, że odnajdzie Archiego. Z Pierowall, gdzie stał samochód Archiego, poszedł ścieżką w stronę zatoki Grobust. Niebo było teraz całkowicie bezchmurne i pełne gwiazd, a księżyc ogromny i prawie w pełni. Zatrzymał się na chwilę,
podziwiając jego piękno wbrew sobie, i spojrzał w głąb lądu, w kierunku starego wykopu, gdzie leżał Archie: blady, mglisty kształt na tle czerni, oświetlony miękkim blaskiem. Obok niego leżał kwadratowy kamień, prawie idealnie prostokątny, ociosany. Nieco większy od współczesnej cegły, ale oczywiście nie był to przypadkowy kamień podniesiony z plaży. Perez pobiegł w stronę Archiego, potykając się na nierównym gruncie, z mieszaniną strachu i ulgi, mając nadzieję, że dostrzeże jakiś znak życia. Potem, wstrząśnięty, ponieważ jego przyjaciel był ewidentnie martwy, przyjrzał się bliżej kamieniowi w świetle latarki. Zauważył symbole,
precyzyjne spirale, wyryte, a nie wykute. Widział ten kamień wcześniej w centrum dziedzictwa Westray. To był jeden z dwóch cennych, neolitycznych eksponatów, które tam przechowywano. Na piasku leżała kamienna tablica z Westray.3

Po tym pierwszym, na pół nieformalnym przesłuchaniu Vaili, Perez wrócił na parking przy polu golfowym i poszedł na miejsce przestępstwa. Wprawdzie z Pierowall, największej miejscowości na Westray, można było szybko dojść na piechotę do Grobust, ale dlaczego Archie nie wziął samochodu podczas burzy? Nagle Perez zobaczył w wyobraźni Archiego, silnego, maszerującego niewzruszenie przez Ward Hill na Fair Isle, niewzruszonego, mimo że atakowały go wydrzyki. Wracali z pogrzebu wspólnej krewnej, którą Archie bardzo lubił. Kiedy Archie miał kłopoty, zawsze szedł na spacer. Twierdził, że to pomaga mu oczyścić umysł. Perez pomyślał, że żaden inny oficer śledczy nie wiedziałby o tym ani nie zrozumiałby tego człowieka. Może jednak, pomimo tego, że łączyła go przyjaźń ze zmarłym, był odpowiednią osobą do pracy nad tą sprawą.

Nad głową przeleciał klucz gęsi szarych i wylądował na płaskim polu z tyłu. W oddali widać było ruiny zamku Noltland, romantyczne, jakby z kart przygodowych powieści. Tak jak się spodziewał, doktor Grieve był już pochylony nad ciałem. Ta sprawa również miała posmak gotyckiej powieści, ale była zbyt osobista.

– Więc znów jesteś z nami, doktorku? Częściej wracasz z emerytury, niż ja wsadzam ludzi do aresztu.

Powiedział to lekkim tonem, nie chcąc, żeby patolog zorientował się, jak blisko był związany ze zmarłym, jak głęboko przeżył jego śmierć.

Maska kombinezonu ochronnego stłumiła jego słowa, ale lekarz na pewno je usłyszał. Udał jednak, że do niego nie dotarły. Perez dodał:

– Miałem nadzieję, że to ciebie przyślą.

– Nie ma nikogo innego, Jimmy.

Po chwili dodał:

– To dziwna sprawa. Skąd wziął się ten kamień z takimi fantazyjnymi rzeźbieniami?

Przynajmniej na to pytanie Perez znał odpowiedź.

– Z centrum dziedzictwa kulturowego. To kamienna tablica z Westray; jest jeszcze druga, podobna.

Wykonał szeroki gest ręką.

– Na tym terenie prowadzono szeroko zakrojone wykopaliska archeologiczne, bo niegdyś był częścią osady neolitycznej.

Przerwał.

– To sugeruje, że ktoś to zaplanował, prawda? Gdyby doszło do kłótni, a potem do walki, chwyciłbyś najbliższą rzecz, która znalazła się pod ręką. Nie czekałbyś na okazję, żeby ukraść starożytny kamień z muzeum na wyspie.

– Możliwe.

Grieve nie chciał się angażować w nic poza tym, co widział na ciele.

– Ale wygląda na to, że został zabity tutaj. Miejsce zbrodni jest tu. Ciało nie było przenoszone.

Znowu zamilkł.

– W najbliższej okolicy nie ma zbyt wielu kamieni, które mogłyby spowodować takie obrażenia. Poza tym spójrz na krew.

Perez uznał, że to kolejny powód wskazujący, że zbrodnia została zaplanowana, ale cała sprawa tej śmierci była tajemnicza. Archie miał silną osobowość, był skłonny do sporadycznych wybuchów gniewu, ale tutaj, na Westray, naprawdę go kochano. Robił wszystko, żeby pomóc ludziom – nawet w dniu swojej śmierci rozwoził drewno na opał. Tutaj wybaczano mu wszystko za ciepły uśmiech i hojność. Perez pomyślał, że powinien sprawdzić, kto jeszcze przebywał na wyspie. Nie był to może szczyt sezonu turystycznego, ale hotel Pierowall oferował noclegi. Do mieszkańców wyspy też mógł przyjechać ktoś w gości: przyjaciele i rodzina z wizytą na święta. Chociaż wyspa liczyła pięćset osób i nie byłoby łatwo sprawdzić wszystkich przybyszów, myśl, że Archie mógł zostać zabity przez kogoś z zewnątrz, była dziwnie uspokajająca.

– Pewnie nie będziesz w stanie mi podać choćby przybliżonej godziny zgonu.

Patolog wyprostował się.

– Powinieneś już wiedzieć, że nie ma sensu mnie o to pytać.

Wrócił do pracy.

Phil i Ellie stali nieopodal, przysłuchując się rozmowie i obserwując ich.

– Jak to znosi żona ofiary? – zapytała Ellie. – Vaila, tak?

– Trzyma się jakoś. Pojechała do swojej matki, żeby powiedzieć nastoletnim synom, że ich ojciec nie żyje.

Perez umilkł, zastanawiając się, czy Vaila powiedziała już chłopcom i jak zareagowali.

– Czy możesz się nimi zająć, kiedy wrócą do domu? Vaila jest teraz w szoku, ale to nie wygląda na robotę mieszkańca wyspy. Gdyby to było w barze, jakaś bójka, która wymknęła się spod kontroli, mógłbym to zrozumieć. Ale nie coś takiego. To wygląda zbyt teatralnie. Dziwnie.

– A tylko przyjezdni są dziwni?

Roześmiał się lekko.

– Nie uważam cię za przyjezdną.

– Nie o to chodzi…

– Masz rację, oczywiście. Postaram się myśleć bez uprzedzeń.

– Cóż, sam jesteś przyjezdny! Może i Fair Isle leży niedaleko w linii prostej i wiem, że istnieją powiązania między wyspami, ale mieszkańcy Szetlandów i Orkadów to zupełnie inny gatunek.

– Tak – odpowiedział. – Pewnie masz rację.

Zawsze mówiło się, że mieszkańcy Orkadów to rolnicy, którzy mają też kutry rybackie, a mieszkańcy Szetlandów to rybacy, którzy mają także gospodarstwa. Było w tym trochę prawdy. Orkady były mniej ponure, bardziej zalesione, bardziej żyzne. Bardziej pagórkowate i łagodniejsze, pomimo kilku dramatycznych klifów. Willow kiedyś powiedziała, że krajobraz tutaj jest mniej męski niż na Szetlandach, a Perez uznał, że ma rację. Gdyby wyspy miały płeć, Orkady byłyby kobietą.

– Chcesz, żebym dowiedziała się od Vaili, czy Archie miał w tym tygodniu kontakt z kimś przyjezdnym?

– Tak.

Perez znów zaśmiał się niezręcznie.

– Coś w tym rodzaju.

Potem pojechał do hotelu. Samochód Archiego wciąż tam stał i Perez pomyślał, że to jest kolejna rzecz do zrobienia. Zespół oględzinowy miał przypłynąć promem w porze lunchu, więc trzeba zabezpieczyć pojazd, żeby nikt nie zatarł śladów. Podejrzewał, że nie był zamknięty – bo tylko przyjezdni zamykali tu samochody – i kusiło go, żeby go dokładnie przeszukać. Zamiast tego, założył rękawiczki, żeby wyjąć kluczyki ze stacyjki i kliknął, żeby zamknąć samochód. Tylko tak mógł go przygotować do przeszukania przez kryminologów.

Hotel wznosił się tuż nad wodą. Wyglądał przytulnie w niskim zimowym słońcu, a w barze palił się ogień w kominku. Perez nagle poczuł, jak bardzo jest głodny; nie jadł nic poprzedniego wieczoru, a rano u Valli nie wypadało mu prosić o coś do jedzenia. Właściciel przygotowywał się na napływ klientów w porze lunchu i poznał go od razu.

– Co za straszna sprawa, Jimmy!

Oczywiście wszyscy na wyspie wiedzieli już o śmierci Archiego.

– Możesz mi dać mocną kawę i kanapkę z bekonem?

– Oczywiście. Co tylko zechcesz. Mówisz i masz.

Bill był nowym mieszkańcem wyspy. Pochodził z Belfastu i wciąż wyróżniał go tamtejszy akcent. Od trzydziestu lat prowadził ten hotel wraz z żoną pochodzącą z Orkadów, ale mimo wszystko wciąż czuło się, że jest inny.

– Annie się tym zajmie.

Annie była jego żoną, cichą, zwinną kobietą, która pozostawała na drugim planie i dbała, by wszystko sprawnie działało. Jako dwudziestolatka wyglądała jak kobieta w średnim wieku i od tamtych czasów niewiele się zmieniła, choć zbliżała się już do sześćdziesiątki. Bill był żartownisiem. Potrafił rozbawić cały bar, łagodzić napięcia, zamieniając je w śmiech. Pomimo różnicy wieku, był bliskim przyjacielem Archiego.

– To był drugi dom Archiego – powiedział teraz. – Nie wyobrażam sobie tego miejsca bez niego.

– Spodziewałeś się go wczoraj wieczorem?

– Jego kumple z pewnością na niego czekali.

– Byli zaskoczeni, że się nie pojawił?

Pereza na chwilę zdekoncentrował zapach smażonego bekonu dochodzący z kuchni za barem. Annie MacBride znów odprawiała swoje czary.

– Nie wiem, czy się umówili na sto procent, ale owszem, były komentarze na temat jego nieobecności.

Przerwał.

– Myśleli, że Vaila go ustawiła do pionu. Przed świętami jest co robić, jeśli ktoś ma rodzinę.

– A potem Vaila przyszła tu, szukając go?

– Tak, nie przestraszyła się sztormu i przyjechała po niego. Na początku myśleliśmy, że to zemsta za wszystkie te razy, kiedy zostawała w domu z dziećmi, że tym razem jego zostawiła z chłopakami i przyszła do baru trochę się zabawić.

Znowu przerwał.

– Kiedy weszła, rozległy się okrzyki radości. Co za ironia, prawda?

Perez skinął głową. Wyobraził sobie tę scenę.

– Potem okazało się, że spodziewała się go tu zastać.

Bill spojrzał na Pereza. Był to potężny mężczyzna o kudłatych siwych włosach.

Jego duża głowa zawsze przypominała Perezowi zwierzę. Na przykład wielkiego staroangielskiego owczarka.

– Na początku nikt nie panikował. Myśleliśmy, że siedzi u jakiegoś kumpla i pije razem z nim, dotrzymując mu towarzystwa w tę wietrzną, zimową noc. To było do niego podobne. Był taki życzliwy.

– To prawda.

Kochałem go, pomyślał znowu Perez.

– Ale Vaila upierała się, że to tu powinien być – mówił dalej MacBride. – Powiedziała, że odwiedzał wszystkich po południu. Więc zadzwoniła z komórki do wszystkich ich znajomych, a my skorzystaliśmy z telefonu stacjonarnego, żeby przelecieć całą książkę telefoniczną Westray i porozmawiać z wszystkimi pozostałymi mieszkańcami wyspy, ale nikt go nie widział.

– Jak wyglądała Vaila, kiedy weszła do baru?

Perez niechętnie zadał to pytanie.

– Czy wyglądała, jakby przebywała dłuższy czas na dworze w zawieruchę? – dodał

Bill spojrzał na niego ostro.

– Nie! Nic takiego. Może była trochę mokra, ale padało tak mocno, że zmokłaby, nawet przebiegając do baru z samochodu.

Nastąpiła niezręczna cisza, po czym Perez zadał kolejne pytanie.

– Czy macie jakichś gości?
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij