- W empik go
Zabujana w tobie - ebook
Zabujana w tobie - ebook
Katrine to bardzo ambitna dwudziestotrzylatka. Właśnie zaczęła studia prawnicze. W towarzystwie swoich najlepszych przyjaciół Line i Thomasa stawia się na pierwszych zajęciach po wakacjach. Nie spodziewa się, że od teraz jej życie diametralnie się zmieni.
Na salę wykładową wchodzi Jaspar – przystojny, dobrze zbudowany wykładowca z Nowego Jorku. Katrine od razu wpada mu w oko. Mężczyzna jest pewny siebie i wie, czego chce. Nie może przestać myśleć o seksownej studentce. Dziewczyna również nie potrafi powstrzymać erotycznego pożądania…
Nauczyciele akademiccy nie powinni jednak sypiać ze swoimi studentkami. Czy Katrine i Jaspar będą w stanie zapanować nad popędem seksualnym? A może zdecydują się zaryzykować i skosztują zakazanego owocu?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-0236-759-1 |
Rozmiar pliku: | 1 023 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drodzy Czytelnicy,
oddaję w Wasze ręce historię miłosną, więc jeśli nie przepadacie za opowieściami o pierwszym spotkaniu z tym jedynym albo tą jedyną, i o licznych przeszkodach, które trzeba pokonać, zanim prawdziwe uczucie zwycięży, to w tym momencie powinniście zakończyć lekturę.
Jeśli natomiast lubicie chwytające za serce sceny miłosne, doprawione takimi, w których bohaterowie zrzucają z siebie ubrania, jest to książka właśnie dla Was.
Mam jednak nadzieję, że wyniesiecie z tej powieści znacznie więcej. Postawiłam sobie za cel napisanie kilku historii, których akcja rozgrywa się w moim mieście Aarhus. Mieszkam tutaj od lata 1996 roku, kiedy razem z tatą, tuż przed rozpoczęciem przeze mnie studiów, remontowaliśmy dla mnie kawalerkę w dzielnicy Trøjborg. Nocą spaliśmy na materacach na podłodze, a za dnia malowaliśmy ściany i sufity farbami zakupionymi w pobliskim sklepie. Wierna kolorom modnym w latach dziewięćdziesiątych, zaprzedałam duszę żółtemu, niebieskiemu i bordo.
Jak już wspomniałam, jest to klasyczna opowieść o miłości między dwojgiem ludzi. Nie mogła ona oczywiście przebiec zbyt prosto, bo byłaby nudna.
Kiedy piszę, czerpię inspirację między innymi z muzyki. Do serii z Aarhus w tle stworzyłam na Spotify listę odpowiednich piosenek – moim zdaniem absolutnie topowych duńskich przebojów. Jako studentka pedałowałam przez miasto z mapą Aarhus w koszyku na kierownicy, przy dźwiękach piosenki _Jeg elsker dig som vinden blæser_ (Kocham Cię tak, jak zawieje wiatr) kapeli På Slaget 12, której słuchałam na trzymanym w kieszeni walkmanie. Ten ukochany sprzęt wiernie mi towarzyszył, także podczas wszystkich moich podróży.
Znajdziecie tę playlistę na Spotify pod nazwą _Fortabt i dig_ (Zabujana w tobie). Wszystkie napisane przeze mnie serie, niekiedy też pojedyncze książki, mają własne playlisty. Żeby je znaleźć, wystarczy wpisać ich duńskie tytuły.
Chciałabym podziękować redaktorce Rikke Elli Andrup i wydawnictwu Nelumbo, dzięki którym to wszystko stało się możliwe. Jest to najzabawniejsza i najbardziej rozwojowa podróż, jaką odbyłam do tej pory, i nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć, dokąd nas zaprowadzi następnym razem.
Chciałabym poznać Wasze opinie na temat historii Katrine i Jaspara rozgrywającej się tutaj, w Aarhus.
Możecie sprawdzić, co u mnie słychać, na stronie internetowej _www.writerlsherman.com_ – znajdziecie tu także linki do moich profili w mediach społecznościowych.
Życzę Wam przyjemnej lektury! Do zobaczenia w sieci!
Louisa :*ROZDZIAŁ 1
KATRINE
_Aarhus_
Zajęłam miejsce na samym przodzie, obok Line i Thomasa. Pierwszy wykład w tym semestrze odbywał się w auli z widokiem na jezioro, w jednej z nowych sal Uniwersytetu w Aarhus w Parku Uniwersyteckim. Zawsze siadaliśmy w pierwszej ławce, żeby jak najwięcej wynieść z zajęć.
– Prawo handlowe Unii Europejskiej. – Line westchnęła. – To megatortura katować nas prawem UE na pierwszych zajęciach po wakacjach.
Poprawiłam gumkę, którą zebrałam włosy w niedbały koński ogon, i otworzyłam macbooka.
– No nie wiem… Potrafię sobie wyobrazić coś jeszcze gorszego. Na przykład prawo i dupę. – Uniosłam brew, zerkając na przyjaciół. Byliśmy nierozłączni od pierwszego semestru, kiedy to zostaliśmy przypisani do tej samej grupy właśnie na zajęciach z prawa i społeczeństwa, przedmiotu nazywanego przez wszystkich „prawem i dupą”. Studia licencjackie mieliśmy już za sobą, obecnie przygotowywaliśmy się do zdobycia stopni magisterskich.
– O kurwa, jak ja tego nienawidziłem… Wytłumaczcie mi, proszę: dlaczego najbardziej bezpłciowi nauczyciele zawsze dostają najnudniejsze przedmioty? – zawtórował mi Thomas.
– Zamknijcie usta, jadaczki i gacie, drodzy przyjaciele! – wykrzyknęła Line, po czym westchnęła z zachwytem. – Oto najlepsze ciacho, jakie kiedykolwiek widziałam.
Podniosłam wzrok znad komputera i wypuściłam ołówek, który trzymałam między zębami, bo palce miałam zajęte tworzeniem nowego folderu na notatki.
– Myślicie, że to nasz nowy wykładowca? Na planie jest napisane „J. Morgan”. Nie widziałam wcześniej tego nazwiska – zauważyłam, po czym pochyliłam się, żeby podnieść ołówek z podłogi.
– Auć, noż kur… – wykrzyknęłam, walnąwszy głową o ławkę po zakończonym sukcesem obmacywaniu podłogi w poszukiwaniu ołówka.
– Wszystko w porządku?
Spojrzałam prosto w roześmiane zielone oczy. W jego duńskim wyczuwało się słaby ślad angielskiego akcentu. Ten nasz nowy nauczyciel wyglądał jak żywcem wzięty z okładki magazynu „Euroman”.
– Tak. Założę się, że nabiłam sobie niezłego guza, ale z własnej winy – wyjąkałam z trudem. Poplątał mi się przez niego język i czułam się lekko skołowana. – Ile pan ma właściwie lat?
Co mi się stało? Czyżby w moim mózgu nastąpiło jakieś zwarcie?
– Katrine, najlepiej, gdybyś najpierw pomyślała, zanim coś powiesz, przynajmniej od czasu do czasu – mruknęłam do siebie.
– No dobrze, skoro zatem ustaliliśmy, że pani przeżyje i nie trzeba pani wieźć na pogotowie, możemy zacząć zajęcia. – Zrobił pauzę, jakby chciał powiedzieć coś więcej. – Eee… pani okulary. – Wskazał na moją twarz.
Nawet nie zauważyłam, że moje czerwone okulary wyraźnie się przekrzywiły i tylko jeden z zauszników zahaczał o ucho. Nieznajomy zignorował moje nietaktowne pytanie o wiek i wrócił do katedry przed wielkim ekranem. Równie dobrze mogłam go spytać, czy jest żonaty i ma dzieci. Chwyciłam się za głowę i zajęczałam nad swoją głupotą. On włożył zestaw słuchawkowy i zaczął majstrować przy jakichś przyciskach. Nagle nie tylko stał przed nami we własnej osobie, ale także wyświetlił się w dwudziestokrotnym powiększeniu na ekranie za swoimi plecami.
– No nie, zbyt wiele tego dobrego! – wykrzyknęła Line. – Do jasnej ciasnej, i jak tu się skoncentrować, kiedy mam przed sobą dziesięciometrowego młodego boga? – Machnęła ręką w stronę ekranu.
– Dzień dobry wszystkim. Mam nadzieję, że mieliście udane wakacje i jesteście gotowi rozpocząć nowy semestr. – Zrobił krótką pauzę, po której ciągnął: – Nazywam się Jaspar Morgan, będę prowadził zajęcia z prawa handlowego Unii Europejskiej. Jak pewnie słyszycie, mam nie tylko duńskie pochodzenie. – Zaśmiał się krótko, ukazując w szerokim uśmiechu piękne białe zęby. – Moja matka jest Dunką, a ojciec Amerykaninem. Studiowałem tutaj, w Aarhus, i na Harvardzie. Owszem, jestem wystarczająco stary, żeby pracować na uniwersytecie. Sześć lat temu skończyłem studia, mam trzydzieści jeden lat. – Puścił do mnie oko, a ja zrobiłam się czerwona jak burak.
Ponad metr dziewięćdziesiąt, umięśniony, dobrze ubrany, prawnik – to z pewnością dość, żeby w nadchodzącym semestrze mnie skutecznie rozpraszać. Moje palce stukały w klawiaturę do wtóru naszemu nowemu wykładowcy, kiedy omawiał plan zajęć, zasady pracy grupowej, terminy oddawania zadań i zagadnienia do przerobienia przed egzaminem w grudniu.
– Co jak co, ale na pewno nie będziemy się nudzić. Przynajmniej jest na kim zawiesić oko i ucho. Ma megaseksowny głos. – Line podparła się łokciami na pulpicie i z rozmarzeniem złożyła głowę na rękach.
– Obie jesteście niemożliwe! – Thomas do tej pory milczał, ale najwidoczniej uznał, że dość już tych wygłupów.
– Po prostu nam zazdrościsz, że nie będziesz miał zajęć z tą długonogą blondyną Mette Langer – szepnęła Line i wymierzyła marudzącemu Thomasowi przyjacielskiego kuksańca.
– Pst, jesteście za głośno – uciszyłam ich. – Nie można się skoncentrować, a on cały czas gapi się w naszą stronę. Kawa w La Cabra po południu?
Widać było jak na dłoni, że mieliśmy wiele spraw do przegadania po długiej wakacyjnej rozłące. Oczywiście pisaliśmy do siebie i od czasu do czasu się spotykaliśmy, ale ostatnie trzy tygodnie sierpnia spędziłam z rodziną w południowej Francji.
***
Thomas postawił na stoliku przed nami dwie caffé latte i jedną czarną.
– Jesteś w piątek w robocie?
Obydwoje pracowaliśmy w Café Casablanca, absolutnie topowym miejscu na mapie Aarhus, za dnia działającym jako kawiarnia, a w godzinach wieczornych także jako klub nocny.
– Tak, mam wieczór i nockę. W pierwszym tygodniu po wakacjach na pewno będzie zajebisty ruch. A ty?
– Dopiero w sobotę, ale pewnie masz wtedy wolne? Wpadnę w piątek z kumplami, niewykluczone, że także z tą oto laską. – Otoczył Line ramieniem i lekko uścisnął. – Problem w tym, że ona wciąż nie wie, czy jesteśmy dla niej wystarczająco dobrym, albo raczej: ekscytującym towarzystwem na piątkowy wieczór.
– Ej, no sorry, lubię potańczyć, a wam nigdy się nie chce. Zawsze tylko siedzicie w kącie jak sępy wypatrujące swoich ofiar. Ale skoro Katrine będzie w pracy, mogę dotrzymać jej towarzystwa przy barze albo pogawędzić sobie słodko z klientami, zwiększając wam utarg. Zwykle to działa bez pudła.
– O tak, zwłaszcza jeśli włożysz obcisłą kieckę i wysokie obcasy – zaproponował Thomas.
Line miała metr siedemdziesiąt pięć wzrostu i grube włosy w kolorze złocistego miodu. Ze swoimi długimi nogami i wielkimi błękitnymi oczami wystarczyło, że pstryknęła palcami, a mogła pójść do domu z każdym. Była moją najlepszą przyjaciółką i niepoprawną flirciarą. Stanowiłam jej dokładne przeciwieństwo z niecałym metrem siedemdziesiąt wzrostu, długimi brązowymi włosami i figurą w kształcie klepsydry, o wydatnym biuście i dużej pupie.
– No dobra, w takim razie przyjdę. Zresztą i tak nie mogę bez was żyć. – Poddała się dość szybko.ROZDZIAŁ 2
JASPAR
_Aarhus_
Słońce właśnie zachodziło za miastem, kiedy powiodłem wzrokiem od nabrzeża dzielnicy Risskov do półwyspu Djursland i dalej nad zatoką. Mieszkałem w wieżowcu Lighthouse położonym na najdalej wysuniętym krańcu wyspy-dzielnicy Aarhus Ø. Mieszkanie było przepiękne, dwupoziomowe, według duńskich standardów można by je nazwać penthouse’em, ale nie takim jak te w Nowym Jorku. Składało się z przestronnego salonu z wyjściem na duży balkon na wyższym piętrze, a poniżej znajdowały się kuchnia, sypialnia i drugi salon z wyjściem na taras. Był piątek wieczór, miałem za sobą udany pierwszy tydzień pracy jako gościnny wykładowca na moim dawnym uniwersytecie. Żeby uczcić nadejście weekendu i powrót do Danii, zaprosiłem do siebie na piwo paru kumpli ze studiów – Petera, Michaela i Jensa. Później mieliśmy skoczyć na miasto jak za dawnych dobrych studenckich czasów. Utrzymywaliśmy kontakt przez Facebooka i staraliśmy się znaleźć jeden weekend w roku, kiedy moglibyśmy się spotkać wszyscy razem. Na więcej nie starczało nam czasu. Dwóch z mojej paczki dorobiło się już żon i dzieci, co bardzo utrudniało wygospodarowanie wolnych dni w kalendarzu. Sprawy nie ułatwiało to, że na stałe mieszkałem w Nowym Jorku. Dlatego jako specjalista od prawa Unii Europejskiej i stosunków międzynarodowych byłem nadzwyczaj wdzięczny losowi za możliwość prowadzenia zajęć w Aarhus przez cały semestr. Oprócz nauczania miałem także doglądać prowadzonych w Europie spraw przez kancelarie moich rodziców. Biuro satelickie mieściło się w duńskiej kancelarii adwokackiej w City Tower tuż obok dworca, nowego marketu restauracyjnego i centrum handlowego Bruuns Galleri. Moje rozmyślania przerwał dźwięk domofonu.
– Mieszkam na samej górze – powiedziałem i nacisnąłem przycisk otwierania drzwi. Z głośnika dobiegły mnie wesołe głosy kolegów.
Wieczór zapowiadał się zajebiście.
***
– Ooo, niezła sztuka z tej blondyny przy barze – napalił się Jens i upił łyk trzymanego piwa. Powiodłem wzrokiem za jego spojrzeniem i stuknęliśmy się szklankami.
– Owszem, w dodatku jest studentką w jednej z moich grup zajęciowych.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Moje spojrzenie przeniosło się z jasnowłosej dziewczyny na tę o ciemnych włosach stojącą za barem i zaczęło śledzić jej ruchy. Z widoczną wprawą otworzyła dwa piwa i przysunęła je w stronę stojących trochę dalej facetów. Kiedy płacili, swobodnie z nimi rozmawiała i żartowała sobie z czegoś. Miała na sobie dżinsy ciasno opinające parę kształtnych, krągłych pośladków. Na czarnym, przylegającym do ciała T-shircie, związanym z boku nad talią, widniał różowy napis: Casablanca. Kiedy dziewczyna się poruszała, odsłaniał się fragment opalonej skóry. Uniosłem piwo do ust i pociągnąłem długi łyk. Była to ta sama brunetka, która upuściła ołówek na moim pierwszym wykładzie i zapytała, ile mam lat. W każdy poniedziałek i czwartek prowadziłem w tej grupie wykłady z prawa handlowego Unii Europejskiej, a ona siedziała w pierwszym rzędzie z nosem w laptopie, od którego odrywała wzrok tylko po to, żeby sprawdzić, co napisałem na tablicy.
– Ciekawe – mruknąłem pod nosem.
– Co? Mówiłeś coś? Nic nie słyszę przez muzykę! – wykrzyknął Jens. Z głośników leciało _Gi mig hvad du har_ (Daj mi, co masz) grupy Dodo & the Dodos, zachęcając wszystkich do tańca.
– Ta blondyna jest przyjaciółką brunetki za barem, obie chodzą do mnie na zajęcia z prawa handlowego Unii. – Wskazałem dyskretnie dwie urodziwe przyjaciółki. – Zwłaszcza ta ciemnowłosa, chyba ma na imię Katrine, jest tak pilna, że podczas wykładów praktycznie nie odrywa wzroku od komputera. Pierwszy raz widzę, jak się uśmiecha i wygłupia.
– Hmmm, panie Morgan. Świetnie pan wie, że piękne studentki są poza pana zasięgiem – zaczął się ze mną droczyć Jens, od pewnego czasu stateczny ojciec rodziny.
– Tak, kolego, ale popatrzeć każdemu wolno. Nie wciskaj mi kitu, że takiej ustatkowanej głowie rodziny jak tobie nie sprawia przyjemności widok obecnych tutaj roznegliżowanych pań. – Podparłem się rękami o blat stolika i wstałem. – Przyniosę następną kolejkę.
W knajpie panował ścisk, utorowanie sobie drogi w tym rozbawionym tłumie graniczyło z cudem. Muzyka zmieniła się teraz na _Hvor skal vi sove i nat_ (Gdzie dziś będziemy spać) duetu Laban.
„Cholernie nieodpowiednie” – jęknąłem w duchu.
Ostatni tydzień, kiedy wszystkie rozmowy prowadziłem po duńsku, dał mi mocno do wiwatu. Duński zawsze był dla mnie drugim językiem. Mama zwracała się w nim do nas, kiedy byliśmy dziećmi. Rodzicom zależało też, żebym odbył część swojej edukacji w Danii, podobnie jak mój brat Jacob. Ale cała reszta mojego życia toczyła się po angielsku, w moim rodzinnym mieście Nowym Jorku. Od czasów, gdy mieszkałem i studiowałem w Danii, minęło już sporo lat.
– Dzień dobry paniom – zagaiłem uwodzicielsko, sadowiąc się na akurat wolnym stołku barowym obok tej blondynki.
– O. Mój. Boże! – wykrzyknęła. – Pan Profesor Idealny. Jakiż to zaszczyt spotkać pana na mieście. Mam na imię Line, a to moja zjawiskowa przyjaciółka Katrine. – Podała mi dłoń o długich czerwonych paznokciach, a potem wskazała znaną mi brunetkę zajętą mieszaniem koktajli. – Katrine, chodź tutaj! – zawołała głośno, żeby przekrzyczeć muzykę.
– Moment, muszę najpierw to skończyć. – Włożyła słomkę w dwa egzotyczne drinki i podała je kolejnej parze roześmianych gości.
– Zobacz, kogo tu mamy.
Katrine odwróciła się i stanęła jak wryta. Zsunęła okulary na nos, zanim podeszła do nas z ociąganiem. Wyglądała, jakby wolała uniknąć tej sytuacji.
– Dzień dobry – wyjąkała.
– Dzień dobry. – Uśmiechnąłem się do niej.
– Dobrze się pan bawi? – Skinęła głową w stronę stolika, przy którym siedzieliśmy z kumplami. Aha, czyli zauważyła, że przyszedłem.
– Tak. To wspaniale, że wreszcie mogę się spotykać z przyjaciółmi częściej niż zwykle. Chciałbym prosić o jeszcze jedną kolejkę. Dla wszystkich carlsberg special z beczki, pół litra. – Nie mogłem przestać głupkowato się do niej uśmiechać i nawet nie czułem się jak kretyn. Była tak naturalnie piękna, urocze połączenie niewinności i kobiety z ikrą.
– No dobra, panie Nowy Jork – wmieszała się Line. – Jak to jest mieszkać w tym Wielkim Jabłku po drugiej stronie stawu?
– Właściwie nie różni się jakoś bardzo od życia tutaj. Tam jest więcej ludzi, a tutaj więcej rowerów. Wstajemy z łóżka, bierzemy prysznic, jemy śniadanie i jedziemy do pracy, ale nie przyjechałem tutaj prosto z Nowego Jorku. Ostatnie trzy miesiące spędziłem w Brukseli, gdzie douczałem się ze stosunków europejskich i UE.
– Proszę, proszę. Czyli widziałeś to i owo. – Ja i Line byliśmy do siebie bardzo podobni – wygadani i skorzy od flirtu.
– To i owo… Fakt, sporo podróżuję, jeśli o to ci chodzi?
– I nie masz dziewczyny w każdym porcie?
Odchyliłem głowę i ryknąłem śmiechem.
– A to dobre! Nie, żadnej dziewczyny, ani tu, ani tam.
Katrine postawiła przed nami tacę z pięcioma piwami.
– Mogłabyś się na coś przydać i zanieść tę tacę do stolika pana Morgana zamiast tu siedzieć i flirtować z naszym wykładowcą? – Katrine popatrzyła na przyjaciółkę z powagą.
– Ależ oczywiście, kochanie, dla ciebie wszystko. – Spuściła swoje długie nogi na ziemię i rutynowym ruchem wzięła tacę z baru. – Proszę za mną – rzuciła mi przez ramię.
Obejrzałem się na Katrine, która stała i przyglądała się nam, ponownie związując T-shirt w talii. Tym razem koszulka odsłaniała nieco więcej i zwróciłem uwagę na połyskujące oczko kolczyka w jej pępku. Jak mógłbym jej zasygnalizować, że nie interesuje mnie jej wygadana kumpela, tylko ona? To było, kurde, dobre pytanie. Nie ma co, ten semestr naprawdę nieźle się zaczął.ROZDZIAŁ 3
KATRINE
_Aarhus_
Zaczął siąpić deszcz, ale w pierwszych tygodniach września powietrze wciąż było ciepłe. Wrzuciłam do kontenera czarny worek ze śmieciami i skierowałam się w stronę roweru opartego o żywopłot naprzeciwko Casablanki. Teraz, gdy zostało mi już tylko wrócić do Trøjborga i położyć się spać, czerwone botki na wysokim obcasie zmieniłam na wygodne trampki. Wieczór okazał się długi. Poza tym, że był to pierwszy weekend po rozpoczęciu semestru, w mieście trwał także wielki festyn. Dookoła wciąż rozbrzmiewała muzyka i panowała atmosfera zabawy, mimo że dochodziła trzecia w nocy. Ziewnęłam i sięgnęłam do kucyka, z którego ściągnęłam upinającą go gumkę. Kiedy się pochyliłam, żeby otworzyć blokadę na kole roweru, długie włosy opadły mi na twarz.
– Hej, wracasz do domu?
Zamek odblokował się cichym kliknięciem, a ja zerwałam się na równe nogi.
– Co pan tu robi? Myślałam, że już dawno poszliście do domu.
Jaspar i jego kumpel żegnali się ze sobą męskim uściskiem i klepnięciem w ramię.
– Właśnie się zbieram. – Przeszedł ostatnie kroki dzielące nas od siebie. – A pani gdzie mieszka?
– Nie wiem, czy powinnam o tym mówić. W końcu prawie się nie znamy.
Z jednej strony czułam się absolutnie bezpiecznie w jego towarzystwie, z drugiej – miałam wrażenie, że gdzieś czai się jakieś niebezpieczeństwo. Jaspar przeczesał dłonią ciemne włosy, przez co uroczo je rozczochrał.
– Sterczą panu teraz włosy.
Miał na sobie niebieską koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci, do tego ciemne dżinsy. Wiatrówkę trzymał przewieszoną przez ramię.
– Poza tym pada, zmoknie pan – powiedziałam i ruszyłam przed siebie, prowadząc rower.
„Czego on chce? Czy to możliwe, żeby się mną interesował?”
Szybko mnie dogonił.
– Chciałbym, żebyś mi pozwoliła się odprowadzić. Do Viby jest spory kawałek drogi.
Patrzył na mnie tymi niebezpiecznymi zielonymi oczami, w których bardzo łatwo mogłabym przepaść bez reszty. Ostatni raz golił się chyba wiele godzin temu. Na brodzie i policzkach odznaczał się cień ciemnego odrostu. Ogarnęła mnie niepohamowana chęć, żeby go dotknąć, ale pokręciłam głową, żeby sprowadzić się z powrotem na ziemię.
– Nie musi się pan o mnie martwić. Jestem przyzwyczajona do wracania rowerem z pracy i do przemieszczania się bez asysty po mieście. To Aarhus, a nie Nowy Jork. – Zrobiłam ruch, jakbym zaraz miała wskoczyć na siodełko i odjechać.
Jaspar położył rękę na mojej dłoni, którą trzymałam na kierownicy.
– Mimo to nalegam. Tego samego roku, gdy przeprowadziłem się do Aarhus, doszło do kilku brutalnych napaści. Wciąż nie mogę o tym zapomnieć.
– W takim razie chodźmy – poddałam się. Nie w tym rzecz, że nie miałam ochoty na jego towarzystwo. Zainteresowanie atrakcyjnego mężczyzny moją osobą bardzo mi pochlebiało. Do tej pory spotykałam się tylko z młodszymi kolesiami, w moim wieku, którzy mieli w głowie wyłącznie imprezowanie, zaliczanie lasek, markowe ciuchy i zarabianie kasy na pierwsze bmw albo audi.
– Mieszkam w Trøjborgu przy Otte Ruds Gade, na samym końcu, niedaleko lasu. Możemy pójść przez cmentarz albo Dronning Margrethes Vej. A pan? Mieszka pan w centrum?
– Tak, na Aarhus Ø.
Kiedy szliśmy Mejlgade, nie odzywaliśmy się przez dłuższy czas.
– Katrine, opowiesz mi coś o sobie? – Jaspar szedł z rękami w kieszeniach spodni. Z powrotem włożył kurtkę i podniósł kołnierz.
Wyciągnęłam z plecaka płaszcz przeciwdeszczowy.
– Cóż, jak już pan wie, nazywam się Katrine Brandt. Mam dwadzieścia trzy lata i pochodzę z Aalborga, gdzie mieszkałam z rodzicami i siostrą, aż zrobiłam maturę i przyjechałam tutaj na studia. – Nawijałam o sobie, ale myślami przebywałam zupełnie gdzie indziej.
Idący obok mężczyzna wydał mi się niezwykle miły i atrakcyjny. Byłoby fantastycznie, gdyby wyszło coś z tego więcej. Moje ciało już teraz na niego reagowało, to nie z powodu deszczu miałam mokro w majtkach.
– Siostra jest młodsza o trzy lata i wciąż mieszka w Aalborgu, ale nie z rodzicami. Jesteśmy sobie bardzo bliskie. To chyba tyle. A pan, panie profesorze? – Celowo powiedziałam z lekką kpiną.
– Już wiesz, że mieszkam w Nowym Jorku, gdzie pracuję jako adwokat, kiedy nie prowadzę zajęć tutaj. Moja matka jest Dunką i pochodzi z Aarhus. Poznała ojca, kiedy pojechała do Stanów na wymianę studencką. Mam starszego brata Jacoba, też adwokata. Jest zaręczony i latem żeni się z Heleną, swoją dziewczyną z college’u. Co jeszcze… mój ojciec jest Amerykaninem z północnej części stanu Nowy Jork, z tym że mieszkamy wszyscy na Manhattanie.
– Nigdy nie byłam w Nowym Jorku, ale bardzo bym chciała tam pojechać – wyrwało mi się.
– To absolutnie fantastyczne miasto, tyle że mieszkanie tam bywa męczące. Uwielbiam Aarhus za jego wielkomiejski sznyt w połączeniu z panującym tutaj totalnym luzem.
– To prawda, Aarhus to cudowne miejsce, jednak po studiach chciałabym znaleźć pracę gdzieś za granicą i zobaczyć trochę świata. To dlatego wybrałam przedmioty związane z prawem unijnym i stosunkami międzynarodowymi. Okej, jesteśmy na miejscu. – Wskazałam budynek z czerwonej cegły, w którym mieszkałam na trzecim piętrze.
– To była dla mnie prawdziwa przyjemność, piękna Katrine. Od A do Z. – Ujął dżentelmeńsko moją dłoń i ją pocałował. Speszona wyrwałam mu ją, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Nie jestem piękna – wyrwało mi się.
– Jesteś. – Założył mi za ucho niesforny lok, po czym odwrócił się i odszedł.
Wklepałam kod do domofonu i otworzyłam drzwi na klatkę schodową. Kiedy szłam na górę, przeskakując co dwa stopnie, w głowie przewijał mi się cały wieczór. Od spotkania w Casablance, kiedy Line bezwstydnie z nim flirtowała, a ja byłam pewna, że zaraz dorwie go w swoje szpony, aż do teraz, gdy odprowadził mnie do domu.
Wysłałam Line esemesa.
Ja: Wiesz, co się właśnie stało?
Line: Śpię chrrrr….
Ja: Wcale nie! Jesteś z kimś albo masz czas, żeby ze mną pisać.
Ja: Profesor Niezłe Ciacho przed chwilą odprowadził mnie do domu.
Line: WTF!!!!!! Przecież poszedł do domu kilka godzin temu.
Ja: Ale wrócił, akurat gdy zamykaliśmy.
Line: I co dalej?
Ja: Chciał mnie odprowadzić.
Line: Niczego nie próbował?
Ja: Eee, nie. Zachowywał się jak dżentelmen.
Line: Tak ci się tylko wydaje LOL. To wilk w owczej skórze.
Ja: No serio. Rozmawialiśmy o sobie i o naszych rodzinach. Zupełnie normalna gadka.
Line: Nawet się nie przymierzał?
Ja: Nazwał mnie piękną i pocałował w rękę.
Line: Więcej, chcę więcej!
Ja: Nie wiem, czy kogoś nie ma Pamiętasz _Grease_.
Line: I to wszystko?
Ja: Jak na spowiedzi.
Line: Jeśli się w Tobie zabujał, to ja pasuję.
Ja: To znaczy, nic takiego nie zaszło. Jeśli za nim szalejesz….
Line: Przestań, kochana, i lepiej siebie posłuchaj. Piszesz do mnie w środku nocy. Jest Twój i koniec. To ty za nim szalejesz.
Ja: Tylko że to nie ma sensu. To nasz wykładowca, a mi zależy na dobrej ocenie z przedmiotu.
Line: No to masz receptę na sukces. Uwiedź go i dostań dobrą ocenę.
Ja: Nie, no co Ty. Chcę na nią naprawdę zasłużyć.
Line: Żartuję, przecież wiem. Ale przy okazji możesz się trochę zabawić? Najwyższy czas, żebyś coś zrobiła ze swoim małym problemem.
Ja: Dobrze wiesz, że dla mnie to żaden problem.
Line: Tak, ale nawet nie wiesz, co tracisz… ŻAL.
Ja: To prawda, nie wiem.
Line: Wyobraź sobie wysokiego umięśnionego Amerykanina, tylko dla Ciebie.
Ja: Dobra, koniec. W poniedziałek nie spojrzę mu w oczy, jeśli nie przestaniesz. Ale kuuuurwa, jakie z niego ciacho. Oczy, usta, dłonie….
Line: Wpadłaś, mówię ci, jak śliwka w kompot.
Ja: Idę spać. Skoczymy jutro na kąpielisko?
Line: _Yes_, jeśli pogoda dopisze. Gdyby padało, zostaje nam Netflix i jakiś fast food.
Ja: Umowa stoi, odezwę się, jak się obudzę.
Line: Kolorowych snów, KochanaROZDZIAŁ 4
JASPAR
_Aarhus_
Krople wody spływały mi po torsie aż do ręcznika zawiązanego na biodrach. Zimna kąpiel nie wystarczyła, żeby wybić sobie z głowy pewną brunetkę. Mój penis czuł się wyjątkowo niepocieszony z powrotem do domu. Katrine miała w sobie coś niezmiernie pociągającego, chociaż nie potrafiłem określić, co dokładnie. Mimo wzrostu poniżej typowego dla modelek metra osiemdziesięciu urzekła mnie pięknym uśmiechem i tym błyskiem inteligencji w niebieskich oczach. Byłem nie tylko nią zauroczony, wręcz przepadłem z kretesem. Zdjąłem ręcznik i odrzuciłem na krzesło w rogu sypialni, po czym wsunąłem się nago pod kołdrę. Chwyciłem swojego fiuta, który stał na baczność, zamknąłem oczy i pomyślałem o nagiej skórze brzucha z kolczykiem w pępku i o roześmianym spojrzeniu Katrine.