-
promocja
Zachodni Wiatr. Tom 2 - ebook
Zachodni Wiatr. Tom 2 - ebook
Zmysłowa opowieść o silnej dziewczynie, która posłuchała swojego serca i miała odwagę pójść za jego głosem – bardzo niebezpieczną ścieżką. Drugi tom serii Cztery Wiatry.
Silna, choć niepewna siebie Brielle, należąca do zakonu Cór Thornbrook, pracuje w kuźni opactwa, wykuwając sztylety, sprzedawane na pobliskim targu. Jest twarda i nawykła do ciężkiej pracy na rzeczy innych mniszek. Po dziesięciu latach nowicjatu liczy, że wkrótce otrzyma nominację na akolitkę – pełnoprawną członkinię zgromadzenia. Tym bardziej że jest pupilką rządzącej opactwem Matki Mabel.
Przysięgała żyć bogobojnie, postępować uczciwie i posłusznie, zachowywać czystość. Pewnego dnia los zostawia na jej drodze nieprzytomnego mężczyznę. Czy to jeden z mrocznych magunów, przybyszy z Podziemia? Zielonooki nieznajomy na dobre odmieni los Brielle.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Fantasy |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8425-142-3 |
| Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mężczyzna leży nieruchomo u moich stóp i jeśli mnie wzrok nie myli, jest martwy.
Martwy lub bliski śmierci. Jego ciało jest bezwładne. Plecy są nieruchome, powietrze nie krąży w płucach. Na głowie ma gęstwę zmierzwionych, złocistych włosów; robactwo roi się pośród mocno skręconych kędziorów.
Odstawiam koszyk wypełniony perłowymi kwiatami i podchodzę bliżej. Poryw wiatru porusza koronami wiekowego lasu u podnóża samotnej góry. Carterhaugh – leśna połać podszyta mchem i paprociami – jest taką gęstwiną, że wiatr w niej grzęźnie i szybko nastaje spokój. Nie dociera tu żaden dźwięk. Nie śpiewa żaden ptak. Nawet krzyku nie dałoby się usłyszeć.
Trącam czubkiem buta nogę leżącego. Żadnej reakcji. Najwidoczniej ten człowiek zbłądził i zszedł ze szlaku, popełniając ostatni błąd w swoim życiu. Jeśli nie żyje, trzeba powiadomić opactwo. Nieznajomemu należy się przynajmniej pochówek.
Przyklękam przy nim. Ziemia, wilgotna i nasiąknięta po ostatnim deszczu, ugina się pod moim ciężarem. Szybko zakładam rękawiczki z cienkiej skórki i sięgam dłonią do jego twarzy.
I czuję ciepło, nawet przez skórę rękawiczek.
Z wysiłkiem odwracam mężczyznę na plecy. Tłumię okrzyk, gdy nagle drga, po czym znów nieruchomieje. Myliłam się. Ten człowiek żyje.
Wybałusza groteskowo dwoje niewidzących oczu nad straszliwie strzaskanym nosem. Spod spękanych warg przebłyskuje biel zębów. Spomiędzy sińców ledwie widać opaloną skórę. Czoło na granicy włosów znaczy zaschnięta krew.
Przykucam na piętach, z brwiami ściągniętymi w wyrazie namysłu. Woń dymu, którą przesiąkło moje ubranie, przypomina mi o sztyletach czekających w kuźni na zahartowanie.
Widać, że strój nieznajomego, podobnie jak jego zmasakrowana twarz, musiał kiedyś wyglądać dużo lepiej. Gruba zielona opończa rozchyliła się, odsłaniając ubłoconą tunikę. Spodnie, rozdarte na kolanie, kryją silne nogi w znoszonych butach jeździeckich.
– Oceniaj wedle tego, co wiesz – mruczę do siebie. – Nie wedle tego, co widzisz.
Nie znam historii tego człowieka. Może był w podróży? Może mroki Carterhaugh zmyliły wędrowca i zgubił drogę do Thornbrook? Kilkare leży zaledwie o paręnaście kilometrów stąd w kierunku południowo-zachodnim – pół dnia jazdy wozem. Rany mężczyzny sugerują jednak, że ktoś musiał go tu porzucić na pewną śmierć. Skąd on pochodzi? I co ważniejsze, kto na niego napadł i dlaczego?
Czysty dźwięk rozbrzmiewa w powietrzu. To echo dzwonów ze szczytu wzgórza. Siedem uderzeń ogłasza wybicie świętej godziny, co oznacza, że zapędziłam się za daleko, zbierając lecznicze zioła, i jestem już spóźniona.
Znów zerkam na nieruchome ciało i zaciskam dłonie, gdy echo cichnie i zanika. A jeśli ten człowiek natknął się na magunów? Zdarzało się, że śmiertelnicy byli wciągani do Podziemia i tam więzieni przez jego mieszkańców. Wszak – jeśli te opowieści są prawdziwe – sama opatka klasztoru Thornbrook trafiła kiedyś do podziemnego królestwa. Ale nawet gdybym chciała pomóc temu człowiekowi, nie mogę tego zrobić. Choć Matka Mabel niezmiennie podkreśla, że drzwi opactwa są zawsze otwarte dla potrzebujących, to mężczyźni nie mają tam wstępu.
Wstaję, zmrożona świadomością, że muszę zostawić tego biedaka, samotnego i bezbronnego. Niestety, nie mogę postąpić inaczej.
Chwytam koszyk i ruszam pędem stromą, krętą ścieżką, kierując się na północ. W oddali, w przerwie w linii drzew, majaczy wyniosła kościelna wieża, królująca nad porośniętymi mchem murami opactwa okalającymi jego rozległe grunty.
Thornbrook jest imponującą budowlą z jasnego kamienia. Pismo mówi, że najwierniejsze służki Ojca własnymi rękami wzniosły ten gmach, wciągając kamienne bloki na górę i budując z nich trzy kondygnacje. Paprocie porastają podstawę budynku i wciskają się w szczeliny ścian.
Strażnica w murze pozwala dostać się do środka na dwa sposoby: przez szeroki, łukowy wjazd dla konnych wozów oraz wąskie drzwi dla piechurów. Oba wejścia są pilnie strzeżone i zabezpieczone przed wtargnięciem magunów. Macham do strażniczki, która szybko mnie wpuszcza, podnosząc żelazną bramę.
Spieszę przez trawiasty dziedziniec ku dormitorium, mam przed sobą klasztor w całej okazałości. Szybko wbiegam na trzecie piętro. W sypialni zmieniam szary codzienny habit na albę – długą białą szatę, jaką nosimy w czasie nabożeństw – i opasuję swoją niezbyt smukłą talię cingulum z pojedynczym węzłem. U mniszek, które złożyły ostatnie śluby, ów cienki biały sznur ma trzy węzły. Mój czas jednak jeszcze nie nadszedł.
Zziajana docieram do kościoła, gdzie zebrały się już Córy Thornbrook. Wypełnia go morze bieli, przetykane czerwonymi stułami akolitek.
Zanim wkroczę do świętego miejsca, obmywam dłonie w kropielnicy w kruchcie. Tak oczyszczona wsuwam się do wnętrza i siadam w ławie obok innej nowicjuszki. Nie zwraca na mnie uwagi. Jest skupiona na ołtarzu z białego marmuru, okrytym szkarłatnym obrusem. Płoną na nim trzy wieczne świece – Ojciec, Syn i Duch Święty.
Tam, w przodzie, Matka Mabel wchodzi na podwyższenie prezbiterium, gdzie stoi chór, po czym obraca się ku nam i unosi ręce z dłońmi skierowanymi ku górze. Przez zielone szyby wielkiego okna z tyłu wpada światło zalewające ołtarz.
Chylimy głowy.
– Ojcze Wieczny, otwieramy przed Tobą nasze serca. Prowadź nas w tych najbliższych miesiącach, kiedy będziemy oddawać dziesięcinę. – Składam dłonie i przykładam je do czoła, podobnie jak reszta kongregacji. Po chwili przestaję słyszeć modlitwę Matki i moje myśli odpływają.
Ten człowiek sam się prosił o napaść, a maguni musieli mieć powody, aby go zaatakować. Zostali zepchnięci do ciasnych tuneli i ciemnych jaskiń, bez prawa wstępu do miast śmiertelników, z zakazem uczestniczenia w radach i bez prawa głosu, choć mieszkali w Carterhaugh przez wieki – aż do momentu, kiedy śmiertelnicy wyparli ich do podziemi. Pod osłoną mroku i leśnej gęstwiny ciągle wymykali się jednak na powierzchnię.
Nie… Nie powinnam więcej myśleć o tym mężczyźnie. Tu jest dom Ojca i tu żyję, otoczona murami cudownego sanktuarium, zamknięta za jego wrotami. Co by sobie pomyślał, gdyby wiedział, że troszczę się o mężczyznę innego niż On? Z wysiłkiem tłumię zdradzieckie myśli i wznoszę spojrzenie ku boskiej Wiecznej Krainie. Ku naszemu Ojcu, twórcy dwóch królestw. Carterhaugh – idyllicznego, kwitnącego, nieskalanego; oraz Podziemia – gnijącego ziarna w mroku ziemi.
– A teraz powtórzmy Siedem Nakazów. – Głosowi Matki Mabel odpowiada echo.
– Nie będziesz zabijać. Nie będziesz kraść. Nie będziesz pożądać. Nie będziesz nienawidzić ani obrażać matki swojej ani ojca swego. Nie opuścisz swojego boga. Masz pamiętać, aby Dzień Święty święcić. – I ostatnie: – Nie będziesz kłamać.
– Tkając na kanwie boskich nakazów kobierzec naszego życia, wytrwamy w naszych ślubach – ciągnie Matka. – I nie zejdziemy z drogi honoru i prawości.
Zaciskam spocone dłonie. Honor. Czy honorowe jest pozostawienie bezbronnego człowieka w lesie, na pastwę podłych istot?
– Będziemy trwać w naszej wiere. Nie będziemy mieć żadnych tajemnic przed Ojcem.
Otwieram oczy, gdy rozlegają się szmery.
– I wreszcie – kończy opatka i mam wrażenie, że patrzy mi w oczy – nie będziemy nigdy pożądały mężczyzny.