Zaczęło się w Paryżu - ebook
Zaczęło się w Paryżu - ebook
Jafar Al-Shekri musi się ożenić w ciągu dwóch tygodni, żeby nie stracić prawa do dziedziczenia władzy w państwie. Na ślubie przyjaciela poznaje piękną Angielkę Tiffany Chapelle, która zawodowo zajmuje się organizowaniem wesel dla elit. Jafar jest pewien, że świetnie poradzi sobie w roli panny młodej, proponuje jej więc pewien układ. Tiffany zgadza się udawać jego żonę przez kilka miesięcy, nie przewidziała jednak, że wspólny tydzień w Paryżu skomplikuje ich ustalone relacje…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4498-5 |
Rozmiar pliku: | 700 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Każdego da się przekupić. Jafar Al-Shekri nie miał co do tego wątpliwości. Był gotów zapłacić Tiffany Chapelle każdą sumę pieniędzy. Po nagłej śmierci brata miał objąć władzę w pustynnej krainie Shamsumara. Musiał się spieszyć z ożenkiem, ponieważ jego brat cioteczny, Simdan, rościł sobie prawa do królestwa. Co prawda nigdy nie zależało mu na tytule szejka, ale jako człowiek honoru pragnął wypełnić wolę zmarłego brata i spełnić swój obowiązek wobec poddanych. Ze względu na swoją osobliwą profesję Tiffany Chapelle zdawała się spaść mu z nieba – była druhną na wynajem.
Wysoka szczupła kobieta w błękitnej sukni wyraźnie zorientowała się, że przyglądał jej się od dłuższej chwili. Podniosła na niego pytający wzrok, po czym, całkowicie niezmącona, dalej bez zarzutu odgrywała rolę świadkowej na ślubie Damiana Cole’a, dobrego przyjaciela Jafara. Ciemnobrązowe włosy Tiffany były upięte w wysoki kok przyozdobiony drobnymi białymi kwiatkami. Ten styl pasował idealnie do rustykalnego wystroju sali weselnej. Delikatne piegi na policzkach tylko dodawały uroku tej przedziwnej kobiecie, która mimowolnie roztaczała wokół siebie czar. Od kiedy zostali sobie przedstawieni, Jafar nie mógł przestać myśleć o jej uśmiechu, którego wspomnienie nadal go peszyło. Wmawiał sobie, że stoi przed nim niełatwe zadanie nakłonienia zupełnie mu obcej kobiety do ślubu w zamian za korzyści finansowe. Jednocześnie nie mógł zaprzeczyć temu, że Tiffany po prostu go pociąga.
Zdziwiło go, że Damian i jego narzeczona, która była miłością z jego dzieciństwa, zdecydowali się zapłacić komuś za odgrywanie druhny na ślubie. Podobno wybór był podyktowany tym, że przyjaciółki przyszłej żony były gotowe pobić się o tę rolę. Jafar zatrudnił prywatnych detektywów, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej Tiffany Chapelle.
Zdawało się, że jej życie miłosne ograniczało się do udziału w ceremoniach ślubnych klientów, wśród których znalazło się wiele znanych i bogatych osób. Skoro zarabiała czymś takim na życie, powinna być bardziej skłonna przyjąć jego niecodzienną propozycję. Co jednak ważniejsze, była pogrążona po uszy w długach. Do tego stopnia, że musiała sprzedać mieszkanie i zatrzymać się u siostry. Nie miał na razie pojęcia, jak wpędziła się w aż takie kłopoty finansowe, ale on mógł tylko skorzystać na jej przejściowych problemach. W końcu udawanie jego żony przez kilka miesięcy mogło nieźle podreperować jej budżet.
Para młoda rozpoczęła swój pierwszy weselny taniec. Nauczony doświadczeniem z innych ślubów w Europie, tak odmiennych od tych w jego kręgu kulturowym, wiedział, że jako świadek powinien niebawem zaprosić na parkiet druhnę. Zamierzał wywiązać się z tego zadania, tym bardziej że taniec nastręczał okazję, by rozpocząć pertraktacje z Tiffany.
Przyglądał się wirującym nowożeńcom. Zacisnął zęby na widok Damiana, na co dzień władczego i bezlitosnego biznesmena, który wpatrywał się z czułością w małżonkę. Powinien się cieszyć z jego szczęścia, ale przywodziło mu na myśl obłudę Nieshy. Przyrzeczono mu ją na żonę, kiedy jeszcze byli dziećmi. Zawsze darzył ją sympatią, która przerodziła się w coś, co wydawało mu się miłością. Był gotów ją poślubić, ale w międzyczasie ona upatrzyła sobie innego mężczyznę o znacznie wyższym statusie społecznym. Jafar był wtedy zaledwie dalekim w kolejce do tronu synem władcy Shamsumary.
Pomyślał o bracie, którego strata była dla niego takim ciosem. Zawsze otaczał go opieką i chronił przed wybuchami gniewu ojca, przez którego twarde i niesprawiedliwe rządy poddani żyli w nędzy i rozpaczy. Malek robił wszystko, żeby odzyskać zaufanie ludności. Jafar musiał kontynuować jego dzieło.
– Czas najwyższy dołączyć do tańca. – Karcący, niemniej jednak powabny głos druhny wyrwał go z zamyślenia.
– Wyszedłem z założenia, że wszyscy chcą się najpierw nacieszyć widokiem pary młodej. – Przeniósł na nią wzrok.
Jej jasnoniebieskie oczy rzuciły mu tak intensywne spojrzenie, że nie miał wątpliwości co do drzemiących w niej pokładów namiętności. Od pierwszego zetknięcia z Tiffany, zaledwie wczoraj, rosło w nim podekscytowanie. Wydawała mu się objawieniem, jakby nagle zobaczył na niebie kometę przepowiadającą lepsze jutro. Czy cieszył się tak na myśl, że ukróci starania brata ciotecznego o tron Shamsumary i ocali swoich poddanych? Czy po prostu czuł, że zbliża się moment, w którym ujmie tę przedziwną kobietę w ramiona i poprowadzi ją w tańcu?
– A już wydawało mi się, że mnie pan unika – powiedziała zadziornie, jakby zachęcała go do podjęcia gry. Miał przed sobą kobietę, która wiedziała, jak korzystać z życia.
– Trudno to nazwać unikaniem. Chciałem tylko pozwolić pani na spokojne wykonywanie pracy. Tym się właśnie pani zajmuje, prawda? Druhna na wynajem? – Pogawędka szła mu tak gładko, że aż go to zaskoczyło. Jednak w grę wchodziły sprawy najwyższej wagi i nie mógł pozwolić, by wzięła nad nim górę słabość do tej pięknej kobiety. Jej oczy rzucały mu wyzwanie.
– Chyba potępia pan mój zawód. – Przygryzła zmysłowe usta. Patrzyła na niego gniewnie, a jej oczy błyszczały niczym sople w słońcu. Przypomniało mu się, jak zawsze fascynowały go mroźne zimy, które spędzał w szkole z internatem w Anglii. – Czy to rażące, że pobieram opłaty za organizację ślubów i odgrywanie świadkowej?
– Miałem dziś wątpliwą przyjemność poznać przyjaciółki panny młodej i teraz rozumiem, dlaczego czasem lepiej znaleźć kogoś neutralnego.
– Ale w pańskich oczach to i tak okropne, że daję się wynajmować jako druhna. Potępia mnie pan. – Próbowała go sprowokować i przekonać się, czy odważy się przytaknąć. Odpuścił i zamiast tego z uśmiechem ujął jej dłoń. Z jej oczu biło zdziwienie. Zanim zdążyła zaprotestować, poprowadził ją na parkiet. Dookoła rozległy się brawa zgromadzonych gości.
Przyciągnął ją lekko ku sobie. Uczucie bliskości jej szczupłego ciała i zapach lekkich kwiatowych perfum, który przywodził na myśl angielski ogród, działały na niego pobudzająco. Położył dłonie na jej talii. Powolne falowanie jej bioder w rytm muzyki coraz bardziej rozpalało w nim pożądanie. Co najlepszego się z nim działo? Przez nią tracił nad sobą kontrolę. Pragnął jej, nie było co do tego wątpliwości, ale nie tylko fizycznie. Wyobrażał ją sobie u swojego boku, on, który tak dawno temu wyparł w sobie potrzebę bycia na stałe z jakąkolwiek kobietą. To mogło okazać się zgubne w skutkach. Próbował zagłuszyć myśli i z dwojga złego oddać się raczej ogarniającej go żądzy.
– A więc mnie pan potępia, tak? – Ostry ton jej głosu przywrócił go do rzeczywistości. Lepiej, by nie roztrząsał teraz wspomnień o utraconej miłości i zdradzie Nieshy. Nie należało komplikować sobie życia wracaniem do bolesnej przeszłości.
– Wcale nie, jest wręcz na odwrót – wyznał łagodnym głosem, patrząc jej prosto w oczy.
– Jak to? – Przepiękne oczy Tiffany wyrażały szczere zaciekawienie.
– Nigdy jeszcze nie spotkałem kobiety takiej jak pani, która podchodziłaby zdroworozsądkowo do ślubu i nie dała się ponieść emocjom. – Uśmiechnął się, widząc, jak ze zdziwieniem przysłuchuje się jego słowom.
– To moja praca, panie Al-Shehri. – Spojrzała na niego z lekką podejrzliwością. – Dostaję pieniądze za to, żeby panna młoda wspominała dzień ślubu jak najlepiej.
– A więc ma pani silne poczucie obowiązku? – podchwycił temat. Chciał się dowiedzieć o niej jak najwięcej, zanim złoży jej propozycję aranżacji małżeństwa. Prywatni detektywi potrafili zgromadzić sporo informacji, ale zupełnie inaczej było poznać kogoś osobiście.
– Z jakiegoś powodu z panem tańczę. – Uśmiechnęła się tak otwarcie, że odpowiedział jej tym samym, chociaż nie chciał pozwalać sobie na razie na zbytnią przyjacielskość.
– Nie wiedziałem, że to dla pani aż taka tortura. – Prowadził ją w tańcu tak, żeby znaleźli się na skraju parkietu, obok wyjścia z namiotu weselnego. – Może zaczerpniemy trochę powietrza?
– Próbuje mnie pan odciągnąć od obowiązków, tak? – sprawdzała go.
Jafar rzucił spojrzenie w stronę złączonych w tańcu nowożeńców.
– Chyba na razie nie ma pani nic pilnego do zrobienia. Państwo młodzi są sobą tak zaabsorbowani, że świat dookoła mógłby nie istnieć.
Nutka irytacji w surowym głosie Jafara nie umknęła jej uwadze. Zresztą, czuła, że przygląda jej się krytycznie cały dzień. Było to dla niej tym bardziej dotkliwe, że już wczoraj coś ją w nim zaintrygowało. Coś, co przypomniało jej, jak bardzo pragnęła czyjejś bliskości, mimo że dawno przestała wierzyć w miłość. Jego badawcze spojrzenie i usta wykrzywione raz po raz w grymasie wprawiały ją w zakłopotanie. Z marnym skutkiem próbowała nie zważać na te objawy niezadowolenia. Jeszcze trudniej przychodziło jej ignorowanie tego, jaki jest przystojny. Jafar był wysoki, miał ciemniejszą cerę i egzotyczną urodę. Wiele kobiet na weselu wodziło za nim wzrokiem. Wiedziała, że nie może pozwolić sobie na flirt w pracy, chociaż byłoby to miłą odskocznią od zmartwień. Przeraziło ją, że pozwala sobie na takie myśli. Były skutkiem porad Lilly, jej najlepszej przyjaciółki. Twierdziła, że szybki numerek uleczyłby ją ze złych wspomnień o byłym chłopaku. Jednak to byłoby wbrew jej zasadom. Zresztą, pewnie właśnie dlatego były się nią znudził.
– Skąd ten cynizm w głosie? – zapytała, podnosząc na niego wzrok. Musiała przysłonić oczy dłonią, gdyż mimo późnego popołudnia, letnie słońce prażyło dość mocno. Być może w tej chwili małżeństwo wydawało jej się taką samą mrzonką, jak jemu, ale była świadoma, że właśnie przez takich mężczyzn straciła wiarę w związki.
– Pani Chapelle, czy wierzy pani w prawdziwą miłość? – Przeszywał ją ostry wzrok jego szmaragdowych oczu, które kontrastowały z głęboką czernią włosów. Odbiegał od jej wyobrażeń o szejkach władających dalekimi, pustynnymi krainami.
Zawirowało jej w oczach. Zadał to pytanie zjadliwym tonem. Nie miała złudzeń co do jego powierzchownego podejścia do kobiet. Zresztą słyszała, jak wcześniej sama panna młoda plotkowała z przyjaciółkami o jego ciągłych podbojach.
– Właściwie to nie wierzę. – Nie chciała dać po sobie poznać słabości. – Oczywiście, nie chwalę się tym pannom młodym, dla których pracuję.
Jafar patrzył na nią z taką intensywnością, że ledwo łapała oddech, ale nie miała zamiaru dać za wygraną i strachliwie spuścić wzroku. To tylko sprowokowałoby go do jeszcze śmielszych poczynań. Ledwo o tym pomyślała, skarciła się w głowie. Jakim cudem ktoś jego pokroju mógłby się nią zainteresować? Miała dwadzieścia pięć lat i nie znała rozkoszy płynącej ze zbliżenia między mężczyzną a kobietą. W swoim uporze chciała poczekać z tym do ślubu.
– Lubię panią, pani Chapelle – powiedział, odwracając od niej wzrok. Słowa, które wypowiedział chwilę później, wywołały w niej poczucie skrajnej dezorientacji. – To chyba ważne, żeby małżonkowie się lubili, nieprawdaż?
Spojrzała na linię jego szerokich ramion, zastanawiając się, czemu ten do bólu pewny siebie mężczyzna wypowiada tak zagadkowe myśli, nie śmiejąc spojrzeć jej w twarz. Wyciągnęła dłoń w stronę rosnącego nieopodal krzaku róż, czując pod palcami kojącą miękkość pąków.
– To prawda. Małżeństwo bez przyjaźni ma małe szanse na przetrwanie.
Najlepszym tego dowodem byli jej rodzice. Ich wieczne kłótnie, po których w domu zalegała grobowa cisza. Uważała taki stan rzeczy za normalny, dopóki nie odkryła, że życie rodzinne u jej znajomych ze szkoły potrafiło wyglądać zupełnie inaczej. Wtedy obiecała sobie, że jej małżeństwo będzie pełne miłości.
– Dobrze, że się co to tego zgadzamy.
– Dlaczego to dobrze? – Jeszcze chwilę temu mówił o przyjaźni i małżeństwie w sensie ogólnym, teraz zachowywał się, jakby to dotyczyło bezpośrednio ich samych. Zaniepokoiło ją to.
– Nawet bardzo dobrze. – Przysunął się bliżej. Omiótł ją egzotyczny zapach jego wody kolońskiej, tak jak jakiś czas czemu na parkiecie. Przynajmniej tym razem nie była przyciśnięta do jego ciała i nie czuła każdego jego ruchu. Robiło jej się gorąco, kiedy był tak blisko. – Dlatego, że chciałbym skorzystać z pani usług.
– Bierze pan ślub? – zapytała drżącym głosem.
Wydało jej się to nieprawdopodobne. Lista kobiet, które w sobie rozkochał, by porzucić je równie szybko, była długa. Dziwne, że postanowił się nagle ustatkować. Jak to zwykle miała w zwyczaju, sprawdziła świadka w internecie. W kilka minut dowiedziała się o nim wystarczająco, by mieć się na baczności : Jafar Al-Shekri, kobieciarz bez skrupułów, z dnia na dzień odziedziczył tron pustynnego królestwa – Shamsumary. Wbrew niej samej coś ją do niego przyciągało, ale nie na tyle, żeby pójść za poradą Lilly i przeżyć gorący romans po rozstaniu z byłym. Nie czuła się na to gotowa, tym bardziej że tamten rzucił ją, ponieważ chciała poczekać z pierwszym razem do ślubu.
– Powiedzmy.
Twardy ton jego głębokiego głosu przywołał ją do porządku. Jak mogła niemalże o nim fantazjować? Jej oczy skrzyżowały się z jego dziwnie rozpalonym spojrzeniem. Tyle wystarczyło, by jej serce zaczęło bić jak szalone.
– I chce pan, żebym zorganizowała pański ślub i była na nim druhną?
Przyglądał jej się krytycznie, jakby próbował przeprowadzić szybki rachunek zysków i strat.
– Nie, chcę pani zapłacić za bycie panną młodą.
Słowa uwięzły jej w gardle. Ku swojemu przerażeniu usłyszała po chwili, jak z jej ust wydobywa się bezwiednie nerwowy śmiech.
Jafar zamarł. Jak mogła tak zwyczajnie zbyć go śmiechem? Nie wiedziała, z kim ma do czynienia?
– Za dużo pan wypił – skomentowała. W kącikach jej ust tlił się niepokorny uśmiech, który intrygował go u niej od samego początku.
– Wiem, co mówię – wycedził, gotowy wyciągnąć asa z rękawa. – Ja z pewnych powodów potrzebuję małżonki, a pani potrzebuje sporo pieniędzy, żeby pokryć długi.
Spoglądała na niego podejrzliwie. Ciemniejsze obwódki jej tęczówek kojarzyły mu się z linią oceanu, który wyznaczał jedną z granic jego królestwa. W bladoniebieskim odcieniu oczu kryła się utajona wrogość, nieprzewidywalna niczym warunki pogodowe na pustyni.
– Widzę, że nie tylko ja pana sprawdziłam – rzuciła zgryźliwie.
– Przezorny zawsze ubezpieczony.
– I czego się pan o mnie dowiedział? – Podparła podbródek kciukiem i położyła palec na ustach. Ten gest zastanowienia wyzwolił w Jafarze przypływ pożądania. Napór pomalowanego na czerwono paznokcia tworzył lekkie wgięcie w jej miękkich wargach. Promienie słoneczne rzucały złociste refleksy na jej włosy i podkreślały jej piegi. Pragnął jedynie przyciągnąć ją mocno ku sobie i pocałować, a następnie zabrać ją do pokoju hotelowego i wejść w posiadanie jej ciała. Czuł, że w potrzebie uprawiania z nią miłości tu i teraz było coś pierwotnego i zwierzęcego, nad czym nie potrafi zapanować. Jednak wiedział też, że dla pomyślnego obrotu sprawy, przynajmniej na razie musi się zachowywać tak neutralnie, jak się da.
– Myślę, że pan zmyśla. – Jej słowa wyrwały go z erotycznego rozmarzenia.
– Ma pani ogromne długi, a co gorsza, pani siostra również jest w tarapatach finansowych przez pani szwagra.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma.
– Skąd pan to wszystko wie?
– Zatroszczyłem się o to. – Zbliżył się do niej o kilka kroków. Przebywanie tak blisko niej wystawiało go na próbę. – Wiem, jakiej kwoty pani potrzeba.
– A więc mam ślubować miłość, wierność i tak dalej za pieniądze?
– I tak dalej, zgadza się. – Przypomniało mu się, z jaką nadzieją w głosie Damian wypowiadał te słowa przed swoją małżonką. On miał przed sobą obcą osobę, o której wiedział tyle, że wzbudza w nim większe pożądanie niż jakakolwiek inna kobieta.
– Dlaczego miałabym przystać na tak niedorzeczną propozycję? – Przyjęła pozycję obronną, krzyżując ramiona poniżej klatki piersiowej, przez co jej biust zarysował się wyraźniej pod sukienką. Walczył z rozpierającym go pożądaniem. Wiedział, że musi się opanować. W rękach Tiffany leżała przyszłość Shamsumary.
Jeśli odrzuci jego propozycję, Simdan będzie miał pełne prawo zakwestionować jego zdolność do objęcia władzy. Nie miał czasu, by szukać żony w konwencjonalny sposób. Zresztą, nie potrzebował małżonki z prawdziwego zdarzenia, była mu niezbędna jedynie panna młoda. Jego siostra była w ciąży z pierwszym dzieckiem i miał zamiar ustanowić go prawowitym spadkobiercą tronu.
– Z dnia na dzień wyciągnę panią i pani siostrę z tarapatów finansowych, jak również zapewnię pani z nawiązką środki do życia po ślubie. Ślub odbyłby się za dwa tygodnie.
– Nie ma mowy, żebym zawarła ślub dla pieniędzy. To niedopuszczalne – powiedziała zdecydowanym tonem.
Jafar nie spodziewał się natychmiastowej zgody. Ta wręcz by go zaniepokoiła. Jednak w świetle jej opłakanej sytuacji życiowej nie przewidywał też tak nieugiętej odmowy.
– Jak to możliwe, że osoba zawodowo zajmująca się organizacją ślubów jest tak przeciwna małżeństwu? – zadrwił z niej, z satysfakcją widząc po jej reakcji, że uderzył w czułą strunę.
– Dlaczego tak pan twierdzi? – rzuciła nerwowe pytanie.
– Kobieta, która woli na zawsze pozostać w roli druhny, ma coś do ukrycia.
Miał ochotę poprawić niesforny kosmyk włosów, który wydostał się z jej niskiego koka, ale się powtrzymał. Jej twarz zastygła w gniewie. Tak bardzo chciał móc scałować oburzenie z tych ust.
– Tylko mężczyzna pańskiego pokroju mógł sobie ubzdurać, że pannę młodą można kupić.
– Czyli jaki mężczyzna?
Tiffany kipiała ze złości. Za kogo się miał, składając jej taką propozycję? Co gorsza, przez ułamek chwili ten pomysł wydał jej się do zaakceptowania. Zrobiłaby wszystko, żeby uwolnić siostrę, Bethany, od zmartwień. Siedem lat temu wyszła za hazardzistę, który wpędził rodzinę w poważne problemy finansowe, po czym od niej odszedł.
– Taki, któremu się wydaje, że wszystko można kupić – wycedziła oskarżycielskim tonem i odwróciła się na pięcie.
– Czy naprawdę może sobie pani pozwolić na to, by tak bezmyślnie odrzucić moją propozycję? Pani siostrze naprawdę przydałaby się pomoc.
Odwróciła się gwałtownie w jego stronę.
– Nie mam pojęcia, skąd pan tyle o mnie wie, ale i tak pańska propozycja jest uwłaczająca.
– Nie będzie pani moją własnością, pani Chapelle. Zależy mi jedynie na tym, żeby udała się pani ze mną do Shamsumary i wzięła ze mną ślub. Pozostaniemy obcymi sobie ludźmi.
– Co za bezczelność! Brak mi słów.
– Chyba rzadko kiedy coś tak panią gorszy. – Z jej ust wydobył się pełen udręki pusty śmiech. Jafar kontynuował natarcie: – Wiem też, że byłaby pani zdolna do każdego poświęcenia dla siostry i jej córeczki.
Znalazł jej piętę Achillesa. Przez burzliwy rozwód rodziców i ciągły niepokój czteroletnia Kelly z wesołego brzdąca przeobraziła się w cichutkie, zastraszone dziecko. Tiffany bardzo się o nią bała, tym bardziej że siostrzenica przypominała jej ją samą z dzieciństwa.
– Jak pan śmie mieszać w to niewinne dziecko?
– Przemyśl to, Tiffany. – W impertynencki sposób przeszedł na „ty”. Na dźwięk swojego imienia w jego ustach z jednej strony się wzdrygnęła, a z drugiej strony przebiegł ją przyjemny dreszcz. – Czekam na ciebie jutro po śniadaniu w tym samym miejscu. Jestem pewien, że podejmiesz słuszną decyzję.