Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Żadnych imion, żadnych zwierzeń - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 lipca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Żadnych imion, żadnych zwierzeń - ebook

„Jeszcze tylko dwa tygodnie. Jakoś wytrzyma. To będzie dla niej egzamin dojrzałości. Obyta w świecie młoda kobieta ze stolicy przyjeżdża na prowincję i wdaje się w miłosny związek, a raczej w beztroski romans z facetem tak nieziemsko atrakcyjnym, że nie sposób pojąć, jakim cudem wciąż jest singlem. A teraz czeka ich rozstanie, do którego musi podejść na zimno. Przed nimi zaledwie kilka wspólnych nocy...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-4531-9
Rozmiar pliku: 850 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Ali zamknęła oczy, otworzyła, jeszcze raz zamknęła. I nic. Nie pomogło. Nic nie pomagało. Nawet gromkie okrzyki kibiców na zaśnieżonym stadionie nie były w stanie zagłuszyć tych wspomnień. I pomyśleć, że jedna upojna noc z obcym mężczyzną przypadkowo poznanym w hotelu na lotnisku wciąż budzi dreszcz? I to jaki!

Minęły dwa tygodnie, a jej się zdawało, że wszystko wydarzyło się wczoraj. Zastanów się, o co prosisz, bo może się spełnić, powiadają. Ali marzyła się odmiana. Totalna. I proszę: mówisz, masz. Zezłościła się na siebie, że nie potrafi odpędzić natrętnych myśli.

– Hej, doktorko! – zawołał zawodnik rozgrzewający się przy linii bocznej. – Zimno? Pani poskacze jak ja. Rozgrzeje się pani!

Uśmiechnęła się i zaczęła truchtać w miejscu. Nie chciała, by chłopak poczuł się zignorowany. Wprawdzie podjęła pracę w sztabie medycznym drużyny Gwiazd Północy w ramach zastępstwa, ale jej nowi podopieczni bardzo się starali, by poczuła się częścią zespołu.

Ciekawe, jak będzie, kiedy z urlopu wróci lekarz drużyny, czyli jej szef? Zanim tu przyjechała, miała własny ośrodek medyczny, więc rola podwładnej była dla niej nowym doświadczeniem. I wymagała zmiany podejścia. Czegóż się jednak nie robi, by popracować u boku niekwestionowanego guru medycyny sportowej? Ali nie wątpiła, że może na tym tylko skorzystać. A co potem? Zobaczymy.

Tak czy owak, nie miała ochoty na powrót do własnego ośrodka rehabilitacji i fizjoterapii. Pewnego ranka w Londynie, w drodze do pracy, jak zawsze wstąpiła do ulubionej kawiarni. I zanim zdążyła otworzyć usta, baristka podała jej kawę. Tę, co zwykle. Jeszcze tego samego dnia Ali zaczęła szukać pracy. Przewidywalność śmiertelnie ją nudziła. Stabilizacja nie pociągała. Człowiek, który zasiedzi się w jednym miejscu, prędzej czy później się rozczaruje. A jak się otworzy na nowe doświadczenia, dajmy na to seks z nieznajomym, od razu robi się ciekawiej.

Poczuła silny dreszcz. To przez ten ziąb! Jednak w myślach znów przeniosła się do hotelu i do mężczyzny, o którym nie umiała zapomnieć. Jej ciało reagowało na wspomnienie rozkoszy, którą jej dał. Niemal czuła jego dotyk. Przyjemne ciepło dłoni, ich pieszczotę. Ciekawe, jak ma na imię? Tajemnica. I lepiej niech tak zostanie.

Co za diabeł w nich wtedy wstąpił? Wymienili parę banalnych zdań, a już po chwili jak w amoku szli do jej pokoju. Tej nocy opady śniegu uziemiły samoloty, więc mieli mnóstwo czasu. I nie zmarnowali ani minuty.

Naprawdę było warto. Po co więc udaje, że nie ma pojęcia, co ich ku sobie pchnęło? Pożądanie jasne jak słońce, czyste jak świeży śnieg i rozpalone jak lawa. Pierwszy raz w życiu poszła do łóżka z obcym facetem. I nie rozczarowała się. Wręcz przeciwnie, rzeczywistość przerosła najśmielsze erotyczne fantazje.

Gwar stadionu zlewał się w niewyraźny szum. Ali ledwie go słyszała, tak ją pochłonęło rozpamiętywaniu dziesięciu godzin i czterdziestu siedmiu minut z nieznajomym. Jak na ironię akurat wypadły walentynki. Kiczowata symbolika dnia zakochanych nie robiła na niej wrażenia. Życie nauczyło ją, że wielka miłość to bajka dla grzecznych dziewczynek. Albo miejska legenda w stylu tej o yeti: wszyscy o nim słyszeli, ale nikt go nie widział. Aż tu znienacka los spłatał jej figla. Widocznie miał wobec niej swoje plany, przynajmniej na tę jedną wyjątkową noc.

– Amor zestrzelił pani samolot? – Nie pytając o zgodę, mężczyzna postawił swojego drinka obok jej kieliszka. Drętwy tekst. O dziwo, wcale się nie zniechęciła. Wręcz przeciwnie. Facet wydał jej się atrakcyjny i interesujący.

– Tak łatwo się domyślić ? – odparła z uśmiechem.

Barman postawił przed nią drinka, którego nie zamawiała. Cosmopolitan ozdobiony spiralą ze skórki pomarańczy. Jej ulubiony koktajl.

Z zasady nie przepadała za eleganckimi facetami w dobrze skrojonych garniturach, jednak ten wymykał się schematom. Czuła, że już zawsze będzie go nazywała Panem Gajerkiem. Trzeba przyznać, że nosił garnitur z taką swobodą, jakby się w nim urodził. Ciekawe, jak wygląda bez? Nie wątpiła, że powalająco.

– Długo tu jesteś? – skrócił dystans, od razu przechodząc na ty.

– Wystarczająco, żeby się wynudzić – odparła.

Nagle świat jakby przestał istnieć. Był tylko nieznajomy. Niesamowita energia popychała ich ku sobie, otulała jak kokon. Łyk cosmopolitana, kilka błahych zdań, jego lekko uniesione brwi i rzucone od niechcenia:

– Idziemy?

To była najczystsza pierwotna chuć. Nawet nie przyszło im do głowy, by cokolwiek sobie wyjaśniać. Obydwoje wiedzieli, co chodzi. Bez imion. Bez zbędnej psychoanalizy. Tylko nieokiełznana, niepohamowana żądza. Dla Ali to była nowość.

Drzwi windy nie zdążyły się zamknąć, a już wymieniali pieszczoty i pocałunki. Ali jeszcze nigdy zachowywała się tak lubieżnie i zuchwale. Czuła się cudownie. Nieznajomy nią zawładnął, jakby rzucił na nią czar. Poczynał sobie bardzo śmiało, a ona nie pozostawała dłużna.

Nie zrejestrowała, jak znaleźli się jej pokoju. Jak przez mgłę pamiętała obrazy: sukienka bezszelestnie ląduje na podłodze, a ona tuli się do mężczyzny. Miękka wełna garnituru przyjemnie drażni skórę. Wydaje się sobie piękna, kobieca, seksowna, zmysłowa.

Nareszcie rozumie, czym jest pożądanie. Pieszczoty stają się coraz bardziej intymne. Nie może się doczekać, by wreszcie w nią wszedł. Zniecierpliwiona wspina się na palce. Z gracją baletnicy i tak sprawnie, jakby nigdy nie miała pechowego wypadku, owija nogę wokół jego bioder. Po czym wybija się i lekko wskakuje na niego. On tylko na to czeka. Przenosi ją przez pokój i kładzie na łóżku. Skóra piecze ją żywym ogniem, pożądanie odbiera rozum. Przez myśl przebiega jej, że los postawił na jej drodze partnera idealnego. On chyba czuje podobnie…

– Jeeeest! Hej, doktorko, widziała pani, jaka akcja?

Brutalnie wyrwana ze świata erotycznych wizji wodziła wokół błędnym wzrokiem. Asystenci trenera skakali z radości. Tablica świetlna przygasła, by po chwili rozbłysnąć. Drużyna Gwiazd Północy zdobyła kolejny punkt i powiększyła przewagę nad rywalem.

Z uśmiechem naciągnęła na uszy czapkę z logo drużyny. Rany, co za paskudny ziąb! Nie ma porównania z jej szykownym, porządnie ogrzanym gabinetem w sercu Londynu. Na samo wspomnienie zrobiło jej się ciepło na sercu. I poczuła ukłucie żalu. Dość tego!

Lekarz drużyny zaraz tu będzie. Tego tylko trzeba, by zobaczył ją rozkojarzoną i bujającą w obłokach. Zmusiła się, by uważniej obserwować graczy.

Ledwie wznowiona gra znów została przerwana. Ali od razu stała się czujna. Nie lubiła głuchego odgłosu zderzających się głów, lecz musiała przywyknąć, bo dla rugbistów brutalne starcia to chleb powszedni. Podczas meczu nikt się nie oszczędza. Tym razem jednak ktoś musiał zdrowo oberwać, bo ryczał jak ranny zwierz. Gracze czasem symulowali, ale ta kontuzja na pewno była poważna. Nie tracąc czasu, wbiegła na murawę, a za nią ludzie z noszami. Uraz mógł być groźny.

Gromada spoconych, ubłoconych zawodników rozstąpiła się przed nią w kompletnej ciszy. Tylko jeden mruknął:

– No, Kumpela, obyś miała mocny żołądek.

Chris Trace, młynarz drużyny, wyglądał jak siedem nieszczęść: oczy miał wybałuszone i z trudem łapał oddech. Zachciało mi się odmiany, westchnęła. W Królewskim Balecie tak spektakularne kontuzje były rzadkością.

Oszołomiony Chris, który w pełnym biegu zderzył się przeciwnikiem, rozsmarowywał po twarzy krew płynącą z rozbitego czoła. Trybuny umilkły. Kibice i gracze obu drużyn czekali, co powie lekarz.

– Pokaż no się, Chris. – Kucnęła obok niego. – Zobaczmy, jaka jest cena zwycięstwa.

– Nic mi nie jest – burknął, próbując się uśmiechnąć. – Pani mi naklei jakiś plaster i wracam do gry.

– Akurat! Leż spokojnie. – Zdecydowanym ruchem przycisnęła go do murawy. – Nie ruszysz się, dopóki cię nie zbadam. Gdzie masz gogle?

– A bo ja wiem? Spadły albo ktoś mi je zerwał.

– Nie pamiętasz czy masz mętlik w głowie? – zapytał znienacka męski głos.

Ali znieruchomiała. Rozpoznałaby go wszędzie, nawet na końcu świata. Wstrzymując oddech, zerknęła za siebie. Zobaczyła na murawie eleganckie buty. Jak zahipnotyzowana śledziła każdy krok ich właściciela. Poczuła nieprzyjemne pulsowanie w skroniach. Bała się, że zaraz zacznie wrzeszczeć. Mężczyzna przykląkł naprzeciwko niej. Ledwie się powstrzymała, by nie zawołać: Przecież ja cię znam!

Wyjątkowo blisko, wręcz intymnie, i jednocześnie wcale. Gajer!

W jej pamięci zawirowały pikantne sceny: nagie ciała w miłosnym uścisku, w pozycjach, o których wcześniej nie miała pojęcia. Znienacka dopadło ją podniecenie.

– Co się stało? – Był tak zajęty poszkodowanym graczem, że nawet na nią nie spojrzał.

– Dajcie mi moje gogle! Muszę je znaleźć. – Pobudzony Chris znów próbował się poderwać.

– Nie musisz! – odpowiedzieli zgodnym chórem i jak na komendę przytrzymali go za ramiona.

– Najpierw sprawdzimy, jak bardzo narozrabiałeś. Boli cię tutaj? – Ali ostrożnie zbadała krawędź oczodołu.

– Nie! Przecież mówię, że nic mi nie jest! Doktorko, poważnie! Doktorze Tate, niech pan coś powie doktorce…

Ali oniemiała. Ten doktor Aidan Tate? Wielokrotnie nagradzany ekspert w dziedzinie medycyny sportowej, którego artykuły pochłaniała z rozkoszą jak czekoladę? Szef zespołu medycznego drużyny Gwiazd Północy? O cholera!

– Halo, Ziemia do doktor Lockhart! No, co jest? Wracam do gry czy mam tu leżeć jak worek kartofli?

Ali podchwyciła spojrzenie szefa. Wyraz jego twarzy był nieodgadniony. A sytuacja co najmniej niezręczna.

Tymczasem Chris włożył gogle i szykował się do powrotu na boisko.

– Zabójczo w nich wyglądasz, Chris – westchnęła, udając podziw – ale leż tu jak trusia i nie próbuj wstawać. – Wiedziała, że nowy szef patrzy jej na ręce, a fakt, że widziała go w stroju Adama, jest tu bez znaczenia. Zatrudnił ją po to, by leczyła, a nie dowcipkowała z zawodnikami. Po co ma pomyśleć, że się z nimi spoufala?

Ku jej zaskoczeniu doktor Tate uśmiechnął się. Chyba spodobał mu się sposób, w jaki radzi sobie z Chrisem. Pewnie mu ulżyło, że nie jest mimozą i potrafi okiełznać bandę facetów. Ruchem głowy pokazał, by kontynuowała badanie. Oho, chce mnie przeegzaminować, pomyślała.

– Rana na czole nie jest głęboka. Zobaczymy, czy nie uszkodziłeś kręgosłupa i czy nie masz wstrząśnienia mózgu, a potem założymy szwy. Gogle umyjemy ci gratisowo – obiecała i przystąpiła do badania. – Czujesz mrowienie w rękach? Pieczenie? Kłucie?

– Nie.

– Masz trudności z oddychaniem? – Opukała klatkę piersiową, sprawdzając, czy nie wystąpiła odma płuc.

– Nie! – Chris wziął głęboki wdech i wydech, rycząc przy tym jak lew. Niewątpliwie płuca miał zdrowe.

– Fajnie. Chyba nie ucierpiało nic poza mózgownicą.

– A co miało ucierpieć? – obruszył się. – Kumpela, jeszcze raz mówię, że nic mi nie jest. Jestem zrobiony z twardeksu, a ty się cackasz, jakbym był baletnicą.

– Tak? A ja myślałam, że jesteś zwykłym śmiertelnikiem, jak każdy. – Skinęła na asystentów z noszami.

– Nosze?! Niedoczekanie! – Gwałtownie poderwał się z ziemi. – Sam zejdę z boiska – oznajmił i przy aplauzie kibiców chwiejnym krokiem ruszył w stronę linii bocznej.

A ona została sam na sam z Aidanem Tate’em. Wciąż podobały jej się szpakowate włosy i oczy w kolorze mocnej kawy. Wyraźnie zarysowane kości policzkowe.

A usta? Te dopiero miał piękne!

– Chodźmy. Masz tam trochę roboty. – Wskazał Chrisa.

Podniosła się, ale bliskość przygodnego kochanka wytrąciła ją z równowagi.

– Musisz zejść z boiska, bo inaczej nie przestaną.

– Słucham? – Rozejrzała się zdezorientowana.

W odpowiedzi skinął głową w stronę trybun, z których dobiegały coraz głośniejsze gwizdy.

– Nie przeszkadza ci to?

– Że gwiżdżą? W ogóle. – Nie kłamała. W tej chwili jej wyostrzone zmysły reagowały tylko na niego. Wyczuwała tę samą energię, która wtedy popchnęła ich ku sobie.

– Ale mnie to przeszkadza. Nawet bardzo. – Bezceremonialnie chwycił ją za łokieć.

– Ej! Sama zejdę!

– Nie musisz robić większego przedstawienia. Już się popisałaś i wystarczy – burknął.

– Słucham? Jedynym „przedstawieniem” była rozbita głowa Chrisa. Uprzedzam, że ściąganie mnie siłą z boiska to kiepski pomysł.

Rzeczywiście, nie najlepszy. Aidan natychmiast ją puścił i energicznie ruszył przed siebie.

Doktor A. Lockhart. Lekarka sportowa ze specjalizacją z dziedziny urazów związanych z tańcem. Oraz z chirurgii urazowej. Zatrudniona na zastępstwo. Przyjmując ją, liczył na to, że dzięki swym zawodowym doświadczeniom pomoże zawodnikom zbudować formę przed finałami

A teraz okazuje się, że pani doktor to nie kto inny jak nieznajoma, którą przypadkiem spotkał na lotnisku. Tak zawróciła mu w głowie, że wciąż o niej myślał.

Miss Cosmopolitan.

Przez nią jego uporządkowany świat zadrżał w posadach. Żadna kobieta nie wywarła na nim tak silnego wrażenia. Żadna go tak nie urzekła.

Wypatrzył ją w hotelowym barze, gdzie słuchała aktualnej prognozy pogody, bezwiednie wodząc słomką wokół ust. Zachwycił go sposób, w jaki jej wargi reagowały na dotyk. Dotąd nie widział czegoś równie zmysłowego. Z pozoru niewinny gest miał w sobie wielki ładunek erotyzmu. Nim zdążył pomyśleć, zamówił dla niej drinka.

A dziesięć czy piętnaście minut później całował ją w windzie, niecierpliwie czekając na to, co miało się wydarzyć.

Bez imion, bez zobowiązań. Nie miał zwyczaju chodzić do łóżka z przygodnie poznanymi kobietami. Nie gustował w szybkich numerkach. Prawdę powiedziawszy, taka historia przydarzyła mu się pierwszy raz. Miał szczęście, bo nie żałował ani chwili tego szaleństwa.

Kątem oka obserwował, jak jego niedawna kochanka znika w tunelu prowadzącym do szatni. Wspominał błyszczące czarne włosy spływające kaskadą po plecach i niebieskie oczy, tak jasne i lśniące, jakby rozświetlał je wewnętrzny ogień. Pełne usta o barwie dojrzałych malin, których smak czuł do tej pory…

Dosyć tego!

– Doktorze! Pan trochę uważa!

Niemal staranował Chrisa, który brzegiem ubłoconej bluzy ścierał z twarzy zaschniętą krew.

– Gdzie Kumpela?

– Kto?

– No, doktor Lockhart.

– Dobrze się czujesz? – Zaniepokoił go nienaturalnie słaby głos Chrisa. Wprawdzie doktor Lockhart przebadała go dokładnie, jednak zawsze istniało ryzyko powstania skrzepu, który może stanowić śmiertelne zagrożenie.

– Tak, dobrze się czuję – powtórzył Chris. – Chcę już wracać na boisko. Kiedy Kumpela mnie pozszywa?

– A co? Moje szwy są gorsze? – Aidan wiedział, że palnął głupstwo. Nie spodobało mu się, że Chris spoufala się z doktor Lockhart. Ciekawe, że ona jest tu raptem dwa tygodnie, a już dorobiła się ksywki, a on po pięciu latach nadal był dla chłopaków „doktorem”.

Nikt nie powiedziałby o nim „brat łata”, to fakt. Trzymał ludzi na dystans, choć wiedział, że większy luz przełożyłby się na lepszy kontakt z drużyną. Widocznie nie był jeszcze gotów.

Tak czy owak, nie powinien zachowywać się jak lekarz zazdrosny o popularność koleżanki. Co za różnica, kto zszyje Chrisowi czoło? Nie wątpił w kwalifikacje doktor Lockhart. Widać, że ma powołanie. I charakter potrzebny w tym zawodzie. Po co to wszystko roztrząsać? Ich relacje pozostaną czysto formalne. A że na jej widok miękną mu kolana? Trudno, musi nauczyć się z tym żyć.

Zawodowa zazdrość, bo zawodnicy lepiej dogadują się z nową lekarką? Absurd! Zależało mu, by zespół medyczny miał jak najlepszy kontakt z drużyną i by współpraca układała się harmonijnie. Harmonijnie?

Zasępiony podrapał się w zarośnięty policzek. Gdyby miał w dwóch słowach opisać, jak reaguje na doktor Lockhart, musiałby uczciwie powiedzieć: jak jaskiniowiec. A to jest niedopuszczalne.

Jako lekarz cieszył się nieposzlakowaną opinią, w drużynie też nie było skandali. Nigdy nie mieszał spraw uczuciowym z zawodowymi. Przypominał sobie o tej żelaznej zasadzie każdego roku, gdy przez dwa tygodnie pracował jako wolontariusz na wyspach Pacyfiku. Wracał tam jak przestępca na miejsce zbrodni, lecz choć minęło pięć lat, nawet nie uronił łzy. I raczej nie uroni.

– Mam założyć szwy czy wolisz zrobić to sam? – zapytała Ali.

– Proszę, zszywaj – burknął, ale nawet na nią nie spojrzał. – Zanim dasz mu zgodę na powrót do gry, proszę sprawdź jeszcze raz, czy nie ma wstrząśnienia mózgu.

– Nie wolisz sam sprawdzić?

– Przepraszam, ale za co bierzesz pieniądze? Przypadkiem nie za leczenie zawodników?

Konsekwentnie omijał ją wzrokiem, obserwując graczy, którzy zajmowali swe pozycje. Lubił rugby, choć wielu uważało ten sport za chaotyczną nawalankę. Nic bardziej mylnego. Rugby, jak każda gra zespołowa, miało swoje zasady. Strategię. Taktykę.

Aidan szanował przepisy i lubił porządek. A pojawienie się doktor Lockhart ten porządek zaburzyło.

Była wzburzona, co zdradzał piekący rumieniec. Nie była przyzwyczajona, by zwracano się do niej jak do podwładnej. Przeklęte policzki! Mrucząc pod nosem, zaczęła przemywać ranę Chrisa. Praca z najlepszym brytyjskim specjalistą od medycyny sportowej miała być nobilitacją oraz okazją do zdobycia cennego doświadczenia. A zanosiło się na katorgę. I to pod wieloma względami.

– Ouu! Kumpela! Co jesteś taka brutalna?!

– Chłopie, ogarnij się! Podobno jesteś z twardeksu – odparowała, ale zaczęła dotykać rany delikatniej.

Musi wziąć się w garść.

Aidan nie może wytrąć jej z równowagi, zwłaszcza w sytuacjach zawodowych. Tu nie miała żadnych kompleksów, bo wiedziała, że jest świetna w tym, co robi. I nie pozwoli przewrażliwionemu na swoim punkcie bufonowi rozstawiać się po kątach.

A kilka fantastycznych godzin, gdy się z nim kochała, nie ma tu nic do rzeczy. Było, minęło. I nie wróci.

Posmarowała czoło Chrisa maścią znieczulającą, po czym założyła szwy. Jeszcze raz sprawdziła, czy nie ma objawów wstrząśnienia mózgu, a ponieważ nie była w stanie tego wykluczyć ze stuprocentową pewnością, nie pozwoliła mu wrócić na boisko.

– Po meczu jeszcze raz cię zbadam – zapowiedziała. – Lepiej dmuchać na zimne – dodała matczynym tonem, na co Chris pokazał jej język.

Może przyjazd do Tealside był błędem? Była tu krótko, ale zdążyła już polubić chłopaków. Nie zamierzała się z nimi bratać, samo jakoś wyszło. Pójścia do łóżka z szefem, nim zdąży go oficjalnie poznać, też nie miała w planach, ale stało się. Co począć?

Bez namysłu sięgnęła po komórkę i napisała wiadomość do swojego dawnego mentora ze szkoły baletowej. Zawsze prosiła go o radę, gdy była na zakręcie. Na jakich warunkach mogę zerwać umowę o pracę? I co mi za to grozi?

Mentor był chodzącą mądrością. Miał fryzurę jak Albert Einstein oraz równie przenikliwy umysł. Nikt nie wiedział o niej tyle co on. Dwukrotnie pomógł jej się pozbierać i ruszyć naprzód. Najpierw po śmierci jej matki. I później, gdy stało się jasne, że nie wróci do tańca.

Usunęła wiadomość. Mentor już nie odpowie. Odszedł przed dziesięcioma laty. A ona nie należy do osób, które się łatwo poddają. Raz się wycofała, ale los nie pozostawił jej wyboru. Wolała tak tłumaczyć swoją decyzję, a siebie widzieć jako kogoś, kto sam reżyseruje przyszłość.

Komunały. Przydatne, gdy człowiek stoi w obliczu wyzwania. I jakże banalne w ustach innych.

Zdjęła klubową czapeczkę i poprawiła włosy. Jej wzrok ślizgał się po banerach reklamowych, zawodnikach, tablicy świetlnej. Szukała bodźców, by nie patrzeć na Aidana. I jak na złość wdziała go wszędzie. Twarze zawodników widoczne na wielkim ekranie miały jego rysy.

Podejrzewała, że tamtej nocy doktor Tate nie był sobą. Ujął ją wtedy delikatnością i czułością. Albo świetnie udawał, albo ona straciła rozum.

Tylko tym mogła wytłumaczyć, że nie zorientowała się, iż ma do czynienia z gburem o dyktatorskich zapędach. Pozory mylą. Nie ma co tego roztrząsać. Przyjazd tu był błędem, pora wracać.

Przez chwilę obserwowała zawodników kotłujących się na boisku. Nie. Nie wyjedzie. Zostanie dla tych chłopaków. Jako lekarz przysięgała, że nie opuści swoich pacjentów. A kimże jest ta zgraja osiłków w czerwono-czarnych strojach, jak nie jej pacjentami? Jej Gwiazdami Północy.

Od strony trybun nadleciał podmuch lodowatego wiatru, niosąc odgłos narastającej wrzawy. Gdy ją owionął, chwyciła ją tęsknota za domem, którego właściwie nie miała. Nie było miejsca na świecie, do którego pragnęłaby wracać. Czy nie dlatego znalazła się tu, gdzie jest?

Nie wracaj do przeszłości, zostaw ją za sobą. Żyj tym, co tu i teraz. Jesteś bezpieczna.

Dobre sobie! Bezpieczna tutaj? Przy bocznej linii boiska, na którym jest rozgrywana najbardziej brutalna z gier kontaktowych?

A jednak. Pozory mylą.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: