Zagadka Błękitnego Ekspresu - ebook
Zagadka Błękitnego Ekspresu - ebook
Katarzyna Grey, otrzymawszy imponujący spadek po swej pracodawczyni, postanawia wyruszyć na wycieczkę swoich marzeń. W czasie podróży Błękitnym Ekspresem staje się świadkiem niezwykłych zdarzeń - w pociągu w niejasnych okolicznościach zostaje zamordowana córka znanego milionera. Pomoc w rozwiązaniu zagadki oferuje niezawodny detektyw, Herkules Poirot. Sprawa dodatkowo się komplikuje, gdy pojawia się pytanie, czy to nie panna Grey była celem mordercy.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-245-9185-5 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mężczyzna o białych włosach
Dochodziła północ. Przez Place de la Concorde szedł samotny mężczyzna. Mimo bogatego futra okrywającego jego drobną postać wydawało się, że jest w nim coś do gruntu słabego i nędznego.
Drobny człowieczek o szczurzej twarzy. Mężczyzna, który, zdawałoby się, nigdy nie odegra znaczącej roli ani nie wybije się w żadnej dziedzinie. A jednak ważąc się na podobny wniosek obserwator popełniłby błąd. Mężczyzna ów bowiem, jakkolwiek skromny i bez znaczenia się wydawał, w wielkim stopniu wpłynął na losy świata. W imperium rządzonym przez szczury on był królem szczurów.
Nawet w tej chwili w ambasadzie oczekiwano jego powrotu. Ale najpierw miał do załatwienia pewną sprawę – sprawę, o której ambasada oficjalnie nic nie wiedziała. W blasku księżyca twarz mężczyzny wydawała się blada i ostra, wąski nos był niemal niedostrzegalnie zakrzywiony. Jego ojciec był polskim Żydem, wędrownym krawcem. Interes, który skłonił mężczyznę do wyjścia na ulicę tej nocy, sprawiłby jego ojcu wielką satysfakcję.
Dotarł do Sekwany, przeszedł na drugi brzeg i znalazł się w jednej z gorszych dzielnic Paryża. Zatrzymał się przed wysoką zaniedbaną kamienicą, po czym ruszył po schodach do mieszkania na czwartym piętrze. Ledwie zastukał, drzwi otwarła kobieta, która wyraźnie oczekiwała jego przybycia. Wzięła od niego płaszcz i wprowadziła go do salonu umeblowanego z tanią elegancją. Światło lamp przyćmione przez zakurzone różowe girlandy łagodziło rysy kobiety, nie mogło jednak ukryć grubej warstwy wulgarnego makijażu na jej twarzy. Ani szerokich, mongolskich rysów. Nie było wątpliwości co do profesji Olgi Demiroff ani co do jej narodowości.
– Wszystko w porządku, mała?
– Wszystko w porządku, Borysie Iwanowiczu.
Skinął głową.
– Nie sądzę, żeby mnie śledzili – mruknął, ale w jego głosie brzmiał niepokój. Podszedł do okna, lekko odchylił zasłonę i ostrożnie wyjrzał na zewnątrz. Cofnął się szybko.
– Dwóch mężczyzn... na chodniku po przeciwnej stronie. Wygląda na to... – Urwał i zaczął obgryzać paznokcie; robił to zawsze, gdy był zdenerwowany.
Rosjanka powoli, uspokajająco kiwnęła głową.
– Byli tu już, zanim pan przyszedł.
– Tak czy inaczej, wygląda mi na to, że obserwują dom.
– Być może – przytaknęła obojętnie.
– Ale w takim razie...
– No to co? Nawet jeśli wiedzą, to nie pana będą stąd śledzić.
Jego cienkie wargi wykrzywił okrutny uśmieszek.
– Nie – przyznał. – To prawda. – Zastanawiał się przez chwilę, po czym zauważył: – Ten przeklęty Amerykanin... potrafi zadbać o siebie nie gorzej niż inni.
– Tak sądzę.
Znowu podszedł do okna.
– Uparci klienci – stwierdził i zachichotał. – Obawiam się, że policja dobrze ich zna. No cóż, życzę braciom Apaczom pomyślnych łowów.
Olga Demiroff pokręciła głową.
– Jeśli ten Amerykanin jest taki, jak opowiadają, trzeba dużo więcej niż paru tchórzliwych apaszów, żeby dać mu radę. – Umilkła. – Zastanawiam się...
– Tak?
– Nic. Tylko że dwa razy widziałam dzisiaj tam, na ulicy, jakiegoś mężczyznę... z białymi włosami.
– I co z tego?
– Kiedy mijał tych dwóch, upuścił rękawiczkę. Jeden z nich ją podniósł i mu oddał. Taką znoszoną.
– Myślisz, że ten mężczyzna o białych włosach jest... ich pracodawcą?
– Coś w tym rodzaju.
Mężczyzna wyglądał na zaniepokojonego.
– Jesteś pewna, że paczka jest bezpieczna?... że nikt przy niej nie grzebał? Za dużo się o tym mówiło... o wiele za dużo. – Znowu zabrał się do obgryzania paznokci.
– Niech pan sam osądzi. – Schyliła się i zręcznie odgarnęła węgle w kominku. Ze spodu, spomiędzy kul pogniecionego papieru, wydobyła podłużny pakunek owinięty w brudną gazetę i wręczyła go mężczyźnie.
– Pomysłowe – przyznał, z aprobatą kiwając głową.
– Przeszukali mieszkanie dwa razy. Wypatroszyli nawet materac na łóżku.
– Tak jak mówiłem – powtórzył. – Za wiele gadania. To całe targowanie się... to był błąd.
Odwinął gazetę. Wewnątrz znajdowała się niewielka paczuszka w brązowym papierze. Zdjął go również, sprawdził zawartość i szybko zawinął z powrotem. W tym momencie ostro zadźwięczał elektryczny dzwonek.
– Amerykanin jest punktualny – stwierdziła Olga zerkając na zegar.
Wyszła z pokoju. Po chwili wróciła prowadząc za sobą wysokiego mężczyznę o szerokich ramionach, z całą pewnością pochodzącego zza oceanu. Bystrym wzrokiem zmierzył oboje.
– Pan Krassnin? – zapytał uprzejmie.
– To ja – odparł Borys. – Wybaczy pan... niestosowność miejsca naszego spotkania. Ale konieczne jest zachowanie tajemnicy. Ja... nie mogę sobie pozwolić, żeby w jakikolwiek sposób kojarzono mnie z tą sprawą.
– Doprawdy? – grzecznie spytał Amerykanin.
– Mam pańskie słowo, nieprawdaż, że szczegóły transakcji pozostaną między nami? To jeden z warunków... sprzedaży.
Amerykanin skinął głową.
– Tak zostało ustalone wcześniej – stwierdził obojętnie. – A teraz zechce pan łaskawie pokazać mi tę rzecz.
– Przygotował pan pieniądze... banknoty?
– Tak.
Nie wykonał jednak najmniejszego ruchu, żeby po nie sięgnąć. Po chwili wahania Krassnin wskazał gestem paczuszkę leżącą na stole.
Amerykanin wziął ją i odwinął papier. Zawartość przeniósł w stronę małej lampki elektrycznej i poddał starannym oględzinom. Najwyraźniej zadowolony, wyciągnął z kieszeni wypchany skórzany portfel i wyjął z niego plik banknotów. Wręczył je Rosjaninowi, który starannie je przeliczył.
– W porządku?
– Dziękuję, monsieur. Wszystko się zgadza.
– Świetnie – odparł Amerykanin. Obojętnie wsunął brązową paczkę do kieszeni. Skłonił się Oldze. – Dobranoc, mademoiselle. Dobranoc, panie Krassnin.
Wyszedł zamykając za sobą drzwi. Oczy dwojga pozostałych spotkały się. Mężczyzna zwilżył językiem suche wargi.
– Ciekawe... czy uda mu się wrócić do hotelu? – mruknął.
Tknięci jedną myślą zwrócili się ku oknu. W sam czas, żeby zobaczyć, jak Amerykanin wychodzi na ulicę. Skręcił w lewo i szybkim krokiem ruszył przed siebie nie oglądając się ani razu. Z bramy wychynęły dwa cienie i bezszelestnie podążyły za nim. Ścigany i ścigający zniknęli w mroku. Pierwsza odezwała się Olga.
– Uda mu się wrócić bezpiecznie – powiedziała. – Nie musi się pan obawiać... czy też mieć nadziei, jak pan woli.
– Dlaczego sądzisz, że mu się uda? – spytał Krassnin zaciekawiony.
– Facet, który zbił taką fortunę jak on, nie może być głupcem – odparła Olga. – A skoro już mowa o pieniądzach... – Znacząco spojrzała na Krassnina.
– Tak?
– Mój udział, Borysie Iwanowiczu.
Z pewną niechęcią Krassnin odliczył dwa banknoty. Bez śladu emocji skinęła głową i wsunęła pieniądze za pończochę.
– Dobra jest – stwierdziła z zadowoleniem.
Spojrzał na nią zaciekawiony.
– Nie żałuje pani, Olgo Wasiliewno?
– Żałować? Czego?
– Tego, co miała pani pod swoją opieką. Wiele kobiet... większość kobiet, jak sądzę, szaleje za takimi rzeczami.
Skinęła głową w zamyśleniu.
– Tak, ma pan rację. Większość kobiet ma to szaleństwo we krwi. Ja nie. Zastanawiam się... – urwała.
– Tak? – spytał z zainteresowaniem.
– Amerykanin jest bezpieczny... tak, z pewnością. Ale potem...
– Potem? Co pani ma na myśli?
– Podaruje je, oczywiście, jakiejś kobiecie – powiedziała Olga powoli. – Ciekawe, co się potem stanie... – Poruszyła się niecierpliwie i podeszła do okna. Nagle cicho krzyknęła i zawołała swego towarzysza. – Niech pan patrzy, idzie w dół ulicy... ten facet, o którym mówiłam!
Patrzyli oboje. Ulicą przechadzał się wolno smukły elegancki mężczyzna. Ubrany był w pelerynę, na głowie miał cylinder. Kiedy mijał latarnię, światło zalśniło na jego gęstych białych włosach.