- W empik go
Zagadka Jesiennej nocy. Opowieści z dreszczykiem - ebook
Zagadka Jesiennej nocy. Opowieści z dreszczykiem - ebook
Opowiadania zawarte w tym zbiorku to horror i fantastyka. Ukazują świat tajemniczy i groźny, przerażąjący, niepokojący i niezrozumiały, ukazany jednak na na wzór rzeczywistości i praw nią rządzących po to, aby wprowadzić w jego obręb zjawiska kwestionujące te prawa i nie dające się wytłumaczyć bez odwoływania się do zjawisk nadprzyrodzonych.Opowiadania mają klimat grozy, niepokoju i szoku, wzbudzają strach. Tych opowiadań lepiej nie czytac po zmroku!
Spis treści
Andrzej Sarwa, Dogmat smutku
Andrzej Sarwa, Strzyga
Władysław Stanisław Reymont, Dziwna opowieść
Stefan Grabiński, Dziedzina
Andrzej Sarwa, Zagadka jesiennej nocy
Władysław Stanisław Reymont, Krzyk
Stefan Grabiński, W domu Sary
Andrzej Sarwa, Jakub i Małgorzata
Stefan Grabiński, Kochanka szamoty
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-026-0 |
Rozmiar pliku: | 886 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Urodziłem się z mgły cmentarnej i kropelki potu. Pytają mnie czasem – ten i tamten – czy mi nie przeszkadza pokrewieństwo z Nosferatu? A ja nie bardzo rozumiem ich zdziwienia, kiedy odpowiadam, że nie.
No bo dlaczego mam się martwic czymś, co mi zupełnie nie wadzi?
Stoję po kolana w morskiej wodzie, poróżowiałej od kropel krwi, które przesączają się z nieszczelnej beczki napełnionej nią po wręby, i kołyszącej się spokojnie na leniwej fali. Każdy może z niej zaczerpnąć do pełna. Tylko po co? Właśnie, tylko po co?
Murena łypie na mnie jednym okiem. Jej nienawiść grzęźnie w ławicy piachu rozpołożonej pomiędzy mną, a resztą świata. I ciągle nie rozumiem czego chce ode mnie.
Przyczajony wypatruję chwili, kiedy będę mógł ją schwytać. Ale ona jest sprytna. O! sprytna! Łypnie kaprawym ślepiem, i daje nura pod wodę. Ale ja mam czas. Dużo czasu. Chwile biegnące z dzisiaj do wczoraj zwolniły kroku, przypatrując się gromadzie okrościałych elfów, tańczących swoje ostatnie tango.
Zidiociały Nostradamus ciągle straszy i straszy, a tu – do cholery! – nic się nie dzieje. Bo i co się ma niby dziać? Zawsze nienawidziliśmy. Zawsze nas nienawidzono. Zawsze będziemy nienawidzili. Zawsze nas będą nienawidzić…
I tak to idzie… Od prawieków…
Stoję po kolana w morskiej wodzie, poróżowiałej od krwi…
I cóż z tego? I to nikogo nie obchodzi.
Ale tam, gdzieś, skądś spoza horyzontu w szeleście nietoperzowych skrzydeł, sunie ku mnie Najlepszy Przyjaciel – Zmierzch Ostatniego Dnia.
Kiwam do niego wyciągniętą ręka. Ale boję się, że może mnie nie zauważyć. Dlatego zaczynam krzyczeć i otwartymi dłońmi bić o powierzchnie pokrwawionych fal. Murena rozpaczliwie porusza ustami, a potem czmycha w głąb poczerniałego setkami zapomnianych istnień atramentowego oceanu.
Już czas na wspólny posiłek – mój i jego. Szelest skrzydeł nasila się nad moją głową, a w uszach wibruje jęk niespełnionej rozkoszy. Murena przyczajona za następną falą, która zamarła na chwilę z otwartą gębą, także wypatrując czegoś, co by mogło ją zdziwić. Ale wszystko na nic. Błoniaste skrzydła nawet nie musnęły mi czubka głowy. Więc znów stoję po kolana w morskiej wodzie – w lepkiej mazi wszystkiego co się wyrzuca z serc i umysłów, żeby udawać niewinność, i mądrość, i uczciwość.
Nikt nie nabierze się na tę pieśń syrenią rozbrzmiewającą od początku czasu aż do dziś, i do pozajutrza.
A… może…. może… jednak się nabierze?
Przecież wolimy słuchać syreniego głosu niż spoglądać w chmury rozpędzone na ponurym niebie. Zawsze to przyjemniej. Że nieprawdziwie? To i cóż?
Narodziłem się z mgieł cmentarnych i kropelki potu…
Popatrz! I któż by pomyślał, że można w ten sposób!
Że niby co? Że aż tyle szczerości na teraz? A na jutro?
Na jutro też jej wystarczy. Wezmę tę z wczoraj…
Murena uśmiecha się złośliwie. Szaroróżowy płat płuca jakiegoś marynarza rozerwanego na kawały przez rekina.
Wyłowię to płuco. Może przyda mi się kiedy już – naprawdę – zbraknie mi oddechu..
Garść zawiesistych smarków, garść kłaków, dwa guziki od paradnego munduru…
Garść bluźnierstw…
Garść pychy…