Zaginieni - ebook
Zaginieni - ebook
JEDNI DOBROWOLNIE UKRYWAJĄ SIĘ PRZED ŚWIATEM. INNI NIE MAJĄ WYBORU…
Rok 2007. Zakochani Gabriela i Rafał spędzają romantyczny weekend nad jeziorem. Pewnej nocy zostają napadnięci we własnym namiocie. Gdy dziewczyna odzyskuje przytomność, nigdzie nie może znaleźć Rafała.
Podejrzenia padają na narkomana Jacka, który tamtej nocy biwakował nieopodal ze znajomymi. Wkrótce mężczyzna zostaje uznany przez sąd za winnego zabójstwa Rafała i ukrycia zwłok.
Kilkanaście lat później Jacek zgłasza się do Agencji Poszukiwań Osób Zaginionych „ECHO”. Mężczyzna wierzy, że padł ofiarą spisku, a Rafał wciąż żyje. Ignacy „Igi” Sznyder oraz jego wspólniczka Sandra Milton udają się do rodzinnej wsi klienta. Wkrótce uzmysławiają sobie, że dotarcie do prawdy może być niemożliwe w sytuacji, gdy nikt nie jest z nimi szczery.
CO TAK NAPRAWDĘ WYDARZYŁO SIĘ TAMTEJ TRAGICZNEJ NOCY NAD JEZIOREM BIAŁYM? I GDZIE JEST RAFAŁ?
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8280-654-0 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
LIPIEC, ROK 2007
DZIEŃ TRAGEDII
– Halo, pobudka! Zamykamy.
Gabriela otworzyła oczy i zobaczyła rozmazaną męską twarz. Dopiero po chwili obraz się wyostrzył, a dziewczyna rozpoznała barmana.
– Która godzina? – spytała zdezorientowana.
– Dochodzi piąta. No, wstawaj, bo mam jeszcze sporo do ogarnięcia, a marzę o łóżku.
Gabriela wstała z krzesła i rozejrzała się po pustym pomieszczeniu. Zanim zasnęła, w lokalu bawiło się ze sto osób. Wzniosła niezliczoną ilość toastów ze znajomymi, których przypadkiem spotkała przy barze, a potem kompletnie pijana tuliła się na parkiecie do obcego mężczyzny.
– Gdzie jest Rafał?
– Jaki Rafał? – spytał barman.
– Mój chłopak. Straciłam go z oczu…
– Nie wiem, o kim mówisz. Miałaś tej nocy niejednego chłopaka.
Gabriela zmrużyła oczy.
– A ty co, obserwowałeś mnie?
– Trudno było cię nie zauważyć, w pewnym momencie wskoczyłaś na bar i próbowałaś kręcić tyłkiem do Hips Don’t Lie. Shakirą to ty nie jesteś, kochana. Musiałem cię podtrzymywać za łydki, żebyś nie spadła. Powinnaś być mi wdzięczna.
Przetarła dłońmi zmęczoną twarz i ruszyła w stronę parkietu.
– Musi gdzieś tu być. Nie mógł mnie zostawić.
– Tam go nie ma – powiedział barman. – Sprawdź w ogródku. Jakiś facet śpi na ławce. Jeśli to twój Rafał, zabierz go, zanim skopię mu tyłek za zarzyganie podłogi.
Gabriela wyszła na zewnątrz i odetchnęła z ulgą, gdy spostrzegła Rafała. Dziewczyna potrzebowała chwili, by go dobudzić.
– Gabi? Co się stało? – Podniósł się i złapał za głowę. – Aua…
– Ty mi powiedz. Zniknąłeś. Nigdzie nie mogłam cię znaleźć.
Rafał powoli wstał, przeciągnął się, wyjął z kieszeni telefon i sprawdził godzinę.
– Super. Mówiłem, że piwo wieczorem to kiepski pomysł. Straciliśmy nad sobą kontrolę. Teraz będziemy umierali przez cały dzień.
– Trudno. Nic już na to nie poradzimy. Wracajmy do namiotu.
Szli wolno wzdłuż brzegu Jeziora Białego. Przyjechali tu na romantyczny weekend połączony z festiwalem muzyki rockowej. Ich namiot znajdował się kilkaset metrów dalej, w niestrzeżonym miejscu. Rafał nalegał, by rozbili się na polu namiotowym w pobliżu lasu, Gabrieli zależało jednak na nocowaniu jak najbliżej wody.
– Pamiętasz nasz zakład? – spytał Rafał.
– Nie musisz mi przypominać – burknęła dziewczyna.
To Gabriela uparła się na piwo w lokalnej knajpie. Rafał od początku był przeciwny temu pomysłowi, nie chciał zostawić namiotu bez nadzoru. Kazał dziewczynie obiecać, że jeśli pod ich nieobecność ktoś zabierze wszystkie rzeczy, Gabriela przez następne dwa lata nie będzie miała nic do powiedzenia w sprawie wspólnych wyjazdów.
– Na szczęście zabrałem ze sobą wszystkie dokumenty. Zostawiłem tylko ubrania i kosmetyki.
– Nie bądź taki spięty. Przecież dobrze się bawiliśmy… Może trochę przesadziliśmy z alkoholem, ale chyba raz na jakiś czas można?
Rafał przystanął i się pochylił, jakby chciał zwymiotować.
– Słabo mi.
– Już prawie jesteśmy.
– Nie dam rady iść. Kręci mi się w głowie.
Usiedli na trawie i przez kwadrans wpatrywali się w spokojne jezioro.
– Rafał, nie śpij. Musimy wrócić do namiotu – upomniała chłopaka Gabriela. Jego głowa spoczywała na jej ramieniu.
– Tak, wiem. Po prostu czuję się taki słaby i jest mi zimno… – Dopiero wtedy dziewczyna poczuła wstrząsające jego ciałem dreszcze.
– Czy ty coś brałeś? Rafał, co się z tobą działo?
– Nic nie brałem… Za kogo mnie masz? Cały czas byłem w knajpie. Może za szybko się upiłem i zasnąłem gdzieś w kącie?
Te wyjaśnienia nie przekonały Gabrieli. Uznała jednak, że nie warto drążyć tematu, skoro sama przesadziła z alkoholem i podobno nie zachowywała się najlepiej.
– Wstawaj, zanim przyjdzie tu patrol i trafimy do izby wytrzeźwień.
Gabriela objęła Rafała, by pomóc mu utrzymać równowagę. Nagle zza krzaków wyłonił się mężczyzna. Wszedł na drogę i ruszył w ich stronę.
– Kurwa… – zaklęła dziewczyna.
– Proszę, proszę… Kogo ja tu widzę – powiedział Jacek Kaftan, największy wróg Rafała. Ubrany jedynie w brudne trampki i podarte dżinsy chłopak szedł w ich kierunku chwiejnym krokiem. – Mameja i jego cipka… Cóż za romantyczny widok.
– Spierdalaj, Jacek – syknęła Gabriela.
– Uuu, twoja dziewczyna ma więcej jaj niż ty – zwrócił się do Rafała rozbawiony chłopak. – Gdzie się zatrzymaliście? Może jesteśmy sąsiadami? Chodźcie do nas. Są Lila i Olek.
Gabriela od razu się domyśliła, że Jacek przyjechał nad jezioro ze swoją dziewczyną i z najlepszym przyjacielem. Nie lubiła ich. Co prawda, nie znała ich zbyt dobrze, ale z opowieści Rafała wynikało, że oboje byli ślepo zapatrzeni w Jacka. Liliana wybaczała mu skoki w bok, a Olek wykonywał za kumpla brudną robotę. To głównie przez Olka i Jacka ojciec Rafała popełnił w zeszłym roku samobójstwo. Gabriela nie rozumiała, w jaki sposób Jacek do tego stopnia podporządkowywał sobie ludzi.
– Daj nam spokój. Przyjechaliśmy tu odpocząć, a nie się z tobą użerać – odparła dziewczyna.
– Pozwól mówić swojemu fagasowi. Mameja, co ty taki cichy? – Jacek podszedł bliżej i zmierzył Rafała wzrokiem od stóp do głów. – Źle wyglądasz. Chyba ktoś tu nie umie pić.
– Odwal się – burknął słabo Rafał, a Jacek zacisnął pięści.
– Co powiedziałeś?
– Nie chcemy problemów – odezwała się Gabriela. – Po prostu pozwól nam przejść.
– Mam wam pozwolić tak po prostu odejść? – Jacek się zaśmiał. – Nie ma mowy. Mameja musi ponieść karę za to, że mnie tak wkurwia…
Gabriela osłoniła Rafała, który ledwo stał na nogach.
– Opanuj się, Jacek. Jesteś naćpany.
– Nawet naćpany nie jestem tak groźny jak twój lamus. Myślisz, że zapomniałem, jak zaatakował mnie w Asturii? – Miał na myśli incydent sprzed dwóch miesięcy, do którego doszło w barze w ich rodzinnej miejscowości. Między Rafałem a Jackiem wywiązała się wtedy bójka, do której włączył się też Olek.
– Zaatakowałem? Przecież to ty zacząłeś! – Rafał nagle się ożywił.
– Ooo… Mameja jednak umie mówić. Co, złamasie, myślałeś, że ci darowałem? Ja nigdy nie wybaczam… – Uniósł zaciśnięte pięści. – Pokaż, ile jesteś warty bez swoich obrońców. No, dawaj!
Jacek czekał, aż Rafał jako pierwszy zada mu cios. Gdy chłopak nie reagował, Kaftan się na niego rzucił. Rafał stracił równowagę i upadł na ziemię.
– PRZESTAŃ! – krzyknęła Gabriela, po czym odepchnęła Kaftana. – Daj nam spokój albo wezwę policję!
– Policję? – Jacek parsknął śmiechem. – I co, poprosisz ich, by sprawdzili, ile twój chłoptaś wciągnął zeszłej nocy?
Nagle na drogę wbiegł Olek. Gabriela od razu go rozpoznała. Przyjaciel Jacka miał na sobie biały podkoszulek i krótkie materiałowe spodenki.
– Nie rób zadymy. Szkoda na nich nerwów. – Podbiegł do Jacka i odciągnął go na bok. – Policzymy się z nimi w swoim czasie.
Jacek przez moment mierzył Rafała nienawistnym spojrzeniem. Podszedł do niego i splunął na próbującego wstać chłopaka.
– Co się odwlecze, to nie uciecze. Załatwię cię, cwelu.
Gdy odeszli, Gabriela pomogła Rafałowi wstać. Niedługo potem dotarli do namiotu. Dziewczyna weszła do środka i przejrzała rzeczy.
– Nic nie zniknęło. Mówiłam ci, że tutaj jest bezpiecznie.
– I tak musimy się stąd wynieść – powiedział roztrzęsiony Rafał. Dołączył do Gabrieli i zaczął wpychać swoje rzeczy do plecaka.
– Zaczekaj… Nie musimy tego robić. Aż tak boisz się Jacka?
– Po prostu wracajmy do domu – nalegał.
– Nie – odparła dziewczyna. – Nie pozwolę ci znowu przed nim uciec. Nie widzisz, że Jacek właśnie tego chce? Karmi się twoim strachem. Jeśli nie zaczniesz normalnie żyć i pokazywać mu, że się go nie boisz, już nigdy się od niego nie uwolnisz.
– Zaufaj mi. Będzie lepiej, jeżeli stąd wyjedziemy.
– Nie ma mowy! – Gabriela próbowała wyrwać Rafałowi plecak. Szarpali się przez chwilę, przez co ramiączko się rozerwało. – Przepraszam, nie chciałam… Chcę tylko tego, żebyś był szczęśliwy…
– Będę, kiedy wrócę do domu. Ale to za parę godzin. Muszę się położyć. Wciąż kręci mi się w głowie.
*
Obudzili się po pierwszej, gdy w rozgrzanym namiocie nie było już czym oddychać.
– Moja głowa… – jęknęła Gabriela, po czym wyszła na krótki spacer brzegiem jeziora. Brodziła w ciepłej wodzie i obserwowała pływające w oddali łódki. Kiedy wróciła, Rafał klęczał za namiotem i wymiotował. – Powinieneś się jeszcze zdrzemnąć – powiedziała do chłopaka. – Jesteś strasznie blady. Połóż się, a ja pójdę do apteki po elektrolity.
– Dzięki – odrzekł Rafał.
Pół godziny później zastała Rafała na położonym w cieniu kocu z mokrym ręcznikiem na głowie. Przyrządziła mu napój z elektrolitami i kazała wypić, a potem położyła się obok chłopaka na suchym ręczniku i zasnęła w ciągu kilku minut.
Gdy ocknęła się po czwartej, Rafał nerwowo krążył przy namiocie.
– Słyszysz tę muzykę? To na pewno Jacek. Są niedaleko. Powinniśmy się przenieść na pole namiotowe.
– Chyba nad ranem wyraziłam się jasno: nigdzie się stąd nie ruszam.
– Nawet mnie nie denerwuj… – fuknął Rafał.
– Mam wrażenie, że od wczoraj wszystko cię denerwuje. – Dziewczyna podniosła się z ręcznika. – Co się z tobą dzieje? Na pewno chodzi tylko o Jacka?
– Nie chcę tu dłużej być – oznajmił chłopak. – Ale widzę, że jesteś uparta jak osioł, dlatego proponuję kompromis.
– Odpowiedź wciąż brzmi: nie. Zostajemy tutaj – odparła stanowczo Gabriela. – Tak będzie dla ciebie najlepiej.
– Dla mnie? – Prychnął. – Przestań kłamać, Gabi. Oboje wiemy, że gówno cię obchodzi mój los.
W Gabrieli zaczął wzbierać gniew. Mało brakowało, a powiedziałaby chłopakowi coś, czego by później żałowała.
– Wiesz co… Zejdź mi z oczu – rzuciła, po czym usiadła na ręczniku plecami do Rafała.
– Tak zrobię, żebyś wiedziała. – Chłopak w pośpiechu włożył buty. – Idę się przejść. Muszę to wszystko przemyśleć. Wrócę za godzinę.
– Tylko się nie zdziw, jeśli mnie nie zastaniesz. Robię się głodna, chyba pójdę coś zjeść.
– To idź. Na razie.
*
Sprzeczka z Rafałem odebrała Gabrieli apetyt. Dziewczyna pływała przy brzegu, co chwilę zanurzając głowę w czystej wodzie. Relaksującą kąpiel przerwały jej okrzyki Liliany, która kilkadziesiąt metrów dalej szarpała się z Jackiem.
– NIE! KURWA, NIE!
Nie zważając na protesty, chłopak podniósł dziewczynę i rozbawiony wrzucił ją do wody. Liliana wrzasnęła przeraźliwie i szybko wybiegła na brzeg. Jacek zanosił się śmiechem, a po chwili sam zanurzył się w wodzie i popłynął w kierunku żółtej boi. Gabriela obserwowała go przez pewien czas, zastanawiając się, jak to możliwe, że jeden człowiek potrafi z taką łatwością doprowadzać innych do emocjonalnej ruiny. Znała Jacka głównie z opowieści Rafała, ale na żywo Kaftan sprawiał wrażenie jeszcze większego łajdaka. Gabriela nie umiała sobie nawet wyobrazić, co Rafał przeżywał po śmierci ojca. Przerażało ją to, że Jacek i jego banda nie ponieśli za tę tragedię żadnej kary. Dziewczyna była coraz bardziej przekonana, że na świecie nie ma sprawiedliwości, a ludzie zachowują się coraz mniej ludzko.
– Jestem. – Jakiś czas później usłyszała głos Rafała. Twarz chłopaka nabrała kolorów. – Gabi… Przepraszam. Poniosło mnie wcześniej.
– Mnie trochę też. – Dziewczyna podeszła do ukochanego i pocałowała go w usta. – Zostańmy tu jeszcze na jedną noc, a rano zdecydujemy, co dalej. Najwyżej wyjedziemy wcześniej.
– W porządku. Mam coś pysznego na zgodę. – Wyciągnął w jej stronę reklamówkę. – Wziąłem dla nas na wynos schabowego z frytkami. Pewnie jest już zimny…
– To nic. Jestem taka głodna, że zjadłabym go nawet zamrożonego.
– Wstąpiłem też po gofry z bitą śmietaną i owocami – dodał. – Poprosiłem o twoją ulubioną polewę pistacjową.
– Kochany jesteś. To co, jemy?
*
Następne godziny upłynęły im w miłej, spokojnej atmosferze. Pod wieczór wybrali się na kolację do lokalnej pierogarni, a po powrocie przez godzinę grali w karty i planowali, jak spędzą niedzielę. Rafał przyznał Gabrieli rację i zasugerował, że powinni zostać nad jeziorem i urządzić wycieczkę rowerową.
– Niedaleko jest wypożyczalnia rowerów. Co ty na to?
– Brzmi super!
Gdy słońce zaszło, przenieśli się do namiotu. Leżeli wtuleni w siebie i odpoczywali. Nie przeszkadzała im nawet głośna muzyka, którą puszczał Jacek. Grunt, że się do nich nie zbliżał.
W pewnym momencie Rafał postanowił porozmawiać z Gabi o przyszłości. Poruszył temat wspólnej wyprowadzki do Lublina, o której kilka miesięcy wcześniej wspominała dziewczyna.
– Musisz mi obiecać, że wynajmiemy mieszkanie na parterze, z ogródkiem.
– Zgodzę się na wszystko, o ile tylko będziemy razem.
– No to umowa stoi.
Rafał coraz namiętniej całował Gabi i masował ją po udach.
– Czyżby to kac tak na ciebie podziałał? – spytała żartobliwie dziewczyna.
– A co, nie chcesz…?
– Chcę – szepnęła, po czym pocałowała go w szorstki policzek. – Jasne, że chcę.
Całowali się namiętnie, a Rafał napierał na dziewczynę nabrzmiałym kroczem. Gabriela wsunęła się pod koc i opuściła chłopakowi spodnie. Rafał westchnął głośno, gdy wzięła do ust jego twardego penisa.
– Och… Jesteś w tym najlepsza.
Ssała coraz szybciej, a Rafał jęczał z rozkoszy. Nagle rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości.
– Coś nie tak? – Gabriela wystawiła głowę spod koca.
– Nie, jest cudownie… To tylko mama. Mówiłem ci, że po śmierci ojca ciągle mnie sprawdza. Zupełnie jakby się bała, że i mnie spotka coś złego.
– Przykro mi. Mam dokończyć?
Rafał prychnął, skinął głową, ale po chwili poprosił dziewczynę, by przerwała.
– Muszę tylko do łazienki. Chyba te pierogi mi zaszkodziły.
– Rafał! – Westchnęła. – Naprawdę chcesz przerwać w takim momencie?
– Wybacz, kochanie. – Pocałował ją w czubek nosa. – Ale nie wytrzymam. Muszę do toi-toia.
– Bardzo romantycznie! – zawołała niepocieszona, gdy chłopak był już na zewnątrz. Sięgnęła po telefon i ustawiła budzik na ósmą rano. Gdyby udało im się wstać, mieliby godzinę na zjedzenie śniadania i dotarcie do wypożyczalni na dziewiątą, by wybrać sobie najlepsze rowery.
Nagle Gabriela usłyszała krzyk Rafała. Zastygła w bezruchu, nasłuchując odgłosów z zewnątrz.
– Rafał? – zapytała niepewnie. Gdy odpowiedź nie nadeszła, dziewczyna postanowiła wyjść z namiotu, by sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku.
– A ty dokąd? – usłyszała męski głos, a silne uderzenie przewróciło ją na plecy. Dopiero po chwili rozpoznała Jacka. Chłopak wtargnął do środka i rzucił się na dziewczynę. – Tak długo czekałem na ten moment…
– Puszczaj! – Gabriela czuła od niego smród papierosów i alkoholu. Prawdopodobnie był też naćpany. – Zostaw mnie!
Jacek przycisnął dziewczynę do ziemi swoim ciężarem i przejechał językiem po jej szyi.
– Ciii, malutka. Teraz należysz do mnie.
– Rafał! – krzyknęła Gabriela.
Jacek ją spoliczkował, a potem zasłonił jej usta dłonią.
– Zamknij się, bo będzie bolało jeszcze bardziej. – Ściągnął dziewczynie cienkie szorty i wsunął jej dwa palce w pochwę. – Jaka wilgotna…
Gabriela jęknęła z bólu i uderzyła Jacka zaciśniętą pięścią w bok. Chłopak warknął, po czym uderzył dziewczynę dużo mocniej niż za pierwszym razem. Z oczu Gabrieli popłynęły łzy.
– Proszę…
– Jesteś moja, głupia kurwo…
Jacek gwałcił dziewczynę, podduszając ją tak mocno, że była bliska utraty przytomności.
– OCH, KURWA…
Gabriela broniła się coraz słabiej. Jej ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa. Zdawała sobie sprawę, że jej walka była skazana na porażkę. Powoli odpływała, myśląc o Rafale i przywołując wspomnienia przyjemnych chwil spędzonych razem.
– DOCHODZĘ… JA PIERDOLĘ…
Chwilę później Jacek wyszedł z namiotu, zostawiając roztrzęsioną Gabrielę samą. Dziewczyna leżała na plecach. Wydawało jej się, że spada w bezkresną otchłań, z której nie było wyjścia. Słyszała swój głos, który mówił, że już nic nigdy nie będzie takie jak dawniej. Jacek odebrał jej wszystko. Zniszczył ją.
Gdy w końcu odzyskała świadomość, obolała podniosła się i zaczęła szukać w ciemności telefonu. W końcu go znalazła i zadzwoniła do Rafała. Chłopak nie odbierał.
– Rafał… – Gabriela wyczołgała się z namiotu i wstała, płacząc z bólu. – RAFAŁ! – krzyknęła przez łzy, chłopak jednak nie odpowiadał.
Nic nie rozumiała. Przecież miał szybko wrócić. Dlaczego go przy niej nie było? Tak bardzo się bała… Pragnęła, by ją przytulił i zapewnił, że to, co się stało, tylko jej się przyśniło. Chciała usłyszeć, że przeszywający jej ciało ból i zakrwawione szorty były jedynie wytworem jej wyobraźni.
Ruszyła przed siebie w poszukiwaniu chłopaka. Nie zaszła jednak daleko, wyczerpana osunęła się na ziemię. Opadła na plecy i wpatrywała się w zachmurzone niebo. Na czoło spadła jej kropla deszczu. Po chwili druga wylądowała jej na policzku. Zaczynało padać. Gabriela odczuwała z jednej strony ulgę, a z drugiej paniczny strach. Ulgę, bo deszcz zmyje z niej krew i pot Jacka. Przerażało ją jednak to, że przy okazji znikną też dowody jego zbrodni.
– Rafał… – mówiła cichym, piskliwym głosem. Chłopak jednak nie wracał. Gabriela starała się nie myśleć o tym, że być może już nigdy go nie zobaczy. To się nie mogło tak skończyć. Mieli przecież tyle wspólnych planów na przyszłość. Nie wyobrażała sobie życia bez Rafała.
On musiał wrócić. Bez niego nic nie miało sensu.ROZDZIAŁ 1
NIECAŁE CZTERNAŚCIE LAT PÓŹNIEJ
W drodze do pracy Ignacy Sznyder zadzwonił do przyjaciela, by potwierdzić odwołanie wieczornego sparingu.
– Jeszcze raz sorry, Miki – powiedział. – Uznałem, że pojadę do Zgierza dziś wieczorem. Mam wrażenie, że mama nie jest ostatnio w dobrej formie. Powinienem spędzić z nią więcej czasu.
– Jasne, stary. Wszystko rozumiem – odparł Michał Bołżynow. – Nie ma sensu organizować wyjazdu na ostatnią chwilę. Jakie macie plany na jutro?
Igi na moment zamknął oczy i pomyślał o ostatnich chwilach spędzonych z młodszym bratem. Następnego dnia miały minąć cztery lata od zaginięcia Tymona. Igi nigdy nie przestał go szukać. Mimo braku jakichkolwiek śladów wciąż tliła się w nim nadzieja, że pewnego dnia sprowadzi brata do domu. To właśnie Tymon zainspirował go do porzucenia dotychczasowych zajęć i utworzenia Agencji Poszukiwań Osób Zaginionych „ECHO”. Igi postanowił pomagać bliskim zaginionych, bo nie chciał, by ktokolwiek musiał żyć z bólem, jaki doskwierał mu każdego dnia. A dzięki nowej wspólniczce, Sandrze Milton, agencja wreszcie miała szansę rozwinąć skrzydła. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że Igiego czeka pasmo sukcesów.
Gdyby tylko przestał czuć w sercu tę wyniszczającą pustkę…
Igi otworzył oczy, gdy usłyszał klakson jadącego z tyłu auta. Kierowca rozpędzonej białej hondy wyminął go i szybko się oddalił.
– Debil – mruknął, po czym odpowiedział na pytanie Michała: – Pewnie zrobimy to samo, co w zeszłym roku: pojedziemy z mamą za miasto i pospacerujemy po łąkach.
– A co u twojego ojca? – dopytywał Miki. – Na pewno chcesz się z nim konfrontować?
Na myśl o ojcu Igi poczuł ucisk w klatce piersiowej. Nienawidził go za to, że zawsze cenił alkohol bardziej od rodziny i gnębił bliskich psychicznie. To przez niego Ignacy wyprowadził się do Warszawy, a Tymona zostawił w Zgierzu. Tak bardzo żałował, że nie zdążył ściągnąć do siebie brata…
– Nie opuszczę przecież mamy w takim dniu…
– Mogłaby przyjechać do Warszawy – zasugerował Miki. – Myślę, że to by jej nawet dobrze zrobiło. Praktycznie wcale cię nie odwiedza.
– Za każdym razem, gdy jej to proponuję, powtarza, że jest już za stara na podróże. Myślę, że tak naprawdę boi się oddalać od domu, bo – westchnął – wciąż wierzy, że Tymon może w każdej chwili wrócić.
– Czegoś nie rozumiem… – odezwał się po minucie Miki. – Z tego, co mówiłeś, twoja mama stwierdziła ostatnio, że najwyższy czas uznać twojego brata za zmarłego…
– Nie wierzę, że mówiła poważnie. – Igiemu zadrżał głos. – Po prostu nie wierzę.
– Wiesz, stary… Problem leży chyba w tym, że to ty wciąż nie pogodziłeś się z tamtym zdarzeniem. Chcesz przyjacielskiej rady? Uszanuj decyzję mamy…
Oczy zaszły Igiemu łzami.
– Mam pozwolić jej zapomnieć o Tymonie?
– Sądzę, że nigdy o nim nie zapomni, ale nie może do końca życia się tym zadręczać. Zobacz, do czego cię to doprowadziło…
Igi nagle poczuł się zupełnie bezradny.
– Dobra, Miki… Muszę kończyć. Zbliżam się do biura.
– Sorry… Nie chciałem cię zdenerwować.
– Nie zdenerwowałeś. Przecież możesz mi mówić wszystko. Od tego ma się kumpli. Na razie.
Igi się rozłączył, a potem zjechał na pobocze. Przez kilka minut krzyczał i przeklinał, wyrzucając z siebie wszystkie negatywne emocje. Nie potrafił ruszyć naprzód. Niby jak miał to zrobić bez ukochanego brata? Brata, który być może nigdy by nie zniknął, gdyby on go nie opuścił…
Zanim ruszył w dalszą drogę, zdjął z głowy czapkę z daszkiem, na której widniało godło Polski. Dostał ją od brata i nigdy się z nią nie rozstawał. Igi najbardziej bał się tego, że z czasem zapomni o Tymonie. Czapka miała temu zapobiec.
Pięć minut później zaparkował przy odrestaurowanej kamienicy czarnym jeepem, który otrzymał od Sandry.
– Co tak wcześnie, szefie? – spytała sekretarka Diana Kamień, posyłając Igiemu wymowny uśmiech. – Mamy dopiero jedenastą.
– Bardzo śmieszne. – Igi przewrócił oczami, zdjął kurtkę i poszedł do swojego gabinetu.
– A co ty taki nie w sosie? – spytała psycholożka Amanda Rybciak. Kobieta wyminęła Igiego i wręczyła Dianie plik kartek. – Czyżby kacyk?
– Też byś była nie w sosie, gdyby dziewczyna przez cały wieczór zmuszała cię do słuchania popu.
– Dziewczyna? – Amanda zmrużyła oczy. – To ta Amerykanka, prawda? Jak jej było na imię…
– Zaraz tam dziewczyna, przejęzyczyłem się… – Igi uniósł brwi. – Rybka… A skąd ty w ogóle o niej wiesz?
– Wszyscy wiedzą. – Amanda uniosła lewy kącik ust. – Na mieście mówią…
– Miasto, czyli Sandra. – Igi pokręcił głową.
– Co masz przeciwko muzyce pop? – wtrąciła się Diana. – Mógłbyś być bardziej tolerancyjny…
– Ciekawe, czy mówiłabyś to samo, gdyby ktoś zmusił cię do słuchania przez trzy godziny największych przebojów Katy Perry.
– Nawet nie wiedziałam, że ma ich tak dużo – stwierdziła Amanda.
– No właśnie nie ma. Becky zapętlała z dziesięć piosenek.
– Becky! No tak… Kiedy ją nam przedstawisz?
Igi przyglądał się byłej dziewczynie z zażenowaniem.
– Nigdy. Wracajcie do pracy – uciął, po czym stanął przy uchylonych drzwiach. W gabinecie zobaczył siedzącą za jego biurkiem wspólniczkę. Miała na sobie szeroką szarą bluzę z kapturem, a jej krótkie jasne włosy były dziś wyjątkowo starannie zaczesane.
– Cze – rzuciła na powitanie.
– Cze, cze… Kiedy w końcu zaczniesz mówić po polsku, pani dziennikarko? Wystarczyłoby zwykłe „cześć”.
– Ktoś tu chyba wstał lewą nogą – zauważyła Sandra.
– Po prostu nie lubię, gdy ktoś panoszy mi się po gabinecie. – Igi stanął przed nią i czekał, aż zwolni mu miejsce.
– Płakałeś? Masz czerwone oczy…
– Daruj sobie. – Mężczyzna usiadł przy biurku, westchnął i dodał: – Wybacz. Mam dziś nerwa. To przez Mikiego. Rozmawialiśmy przez telefon i dotarliśmy do mojego czułego punktu…
Sandra podeszła do okna i oparła się o parapet.
– Rozumiem… Ja również ostatnio zachowuję się okropnie.
– Tylko ostatnio? – Igi uśmiechnął się do wspólniczki, na co ta zmarszczyła czoło.
– Bardzo zabawne.
– Jakieś wieści od Leny?
– Niestety żadnych…
Sandra myślała o kobiecie, która naszła ją niedawno w jej mieszkaniu. Nieznajoma twierdziła, że Lena żyje i bardzo chce się spotkać z siostrą. Nie widziały się od prawie czterech lat, gdy podczas rodzinnej kolacji wigilijnej w domu Miltonów doszło do tragedii. Przestępcy działający dla groźnego gangstera Skorpiona wtargnęli do środka, zabili ojca Sandry i porwali Lenę. Tamten dzień bezpowrotnie zmienił Sandrę, która z energicznej, ambitnej i towarzyskiej kobiety przeobraziła się w osobę wycofaną, zamkniętą w sobie i pozbawioną poczucia własnej wartości. Podobnie jak Igi, nie pogodziła się ze zniknięciem najbliższej osoby i zmagała się z poczuciem winy. Wiedziała, że jej rodzina nigdy by się nie rozpadła, gdyby jako dziennikarka śledcza nie zadarła z niewłaściwymi ludźmi. Na szczęście teraz w jej życiu pojawił się cień nadziei. Nie mogła się doczekać, aż wreszcie spotka Lenę i przytuli ją najmocniej, jak potrafi.
– Nie wydaje ci się to podejrzane? – spytał Igi.
– Niby co?
– To, że jakaś kompletnie obca kobieta przychodzi do ciebie akurat teraz i wspomina o twojej siostrze.
– Sądzisz, że to oszustka?
– Nie wiem. A jeśli tak?
Sandra wyjrzała przez okno.
– To niemożliwe… Znała słowa z naszyjnika. „Lena i Sandra. Na zawsze”. Nie znał ich nikt poza nami, rozumiesz?
– W takim razie dlaczego nie wraca? – Igi wstał i dołączył do kobiety przy oknie. – Po co dała ci nadzieję, skoro teraz ją odbiera?
– Może ujawnianie się teraz byłoby niebezpieczne…
Sandra przypuszczała, że po ostatnich wydarzeniach Skorpion nienawidził jej jeszcze bardziej. To między innymi za jej sprawą policja poszukiwała gangstera w sprawie morderstwa Ziemowita Hajduka. Przez Sandrę Skorpion musiał się ukrywać przed policją. Na pewno się domyślił, że maczała w tym palce, i pragnął zemsty. Właśnie dlatego Sandra codziennie powtarzała sobie, że musi się uzbroić w cierpliwość. Nie było to łatwe, ale nie chciała, by z jej powodu Lena ponownie znalazła się w niebezpieczeństwie.
– Nic już z tego nie rozumiem… – Igi przejechał dłonią po twarzy. – Dziwne to wszystko, nie sądzisz?
– Świat ogólnie jest dziwny – odparła, po czym postanowiła zmienić temat: – Jak ci się jeździ?
– Świetnie. Jeszcze raz dzięki.
– Słuchaj, wiem, że jutro rocznica, i pomyślałam, że może przydałoby ci się dziś jakieś towarzystwo…
Igi uniósł brwi.
– Czy ty właśnie zapraszasz mnie na randkę? Nie masz pojęcia, jak długo na to czekałem…
– Bardzo śmieszne. Proponuję ci jedynie wspólny wieczór przy piwie. Nie musimy nawet rozmawiać. Jeśli chcesz, mogę z tobą zajarać…
– Cóż za poświęcenie. – Igi uśmiechnął się szeroko. – Ty chyba naprawdę mnie lubisz…
– Nie przeginaj. – Sandra spojrzała na niego surowo. – Moja propozycja to inwestycja.
– Niby w co?
– W twoje zdrowie psychiczne. Muszę pilnować, by mój wspólnik był stabilny i nie zaniedbywał swoich obowiązków.
– Rozumiem… A zatem chodzi tylko o agencję…
– A niby o co innego? – Sandra ruszyła w stronę drzwi. – Gdybyś zmienił zdanie, to daj znać najpóźniej do szóstej.
– Sandra… – Igi odezwał się, zanim kobieta wyszła na korytarz. – I tak wiem, że mnie lubisz.
– Skończ, proszę cię.
Sandra usiadła przy nowym dębowym biurku, które zamówił dla niej Igi. Nie nalegała na swój własny gabinet, dlatego ulokowała się obok pracującej na linii wsparcia Kamili Zakrzewskiej. Przez kilka ostatnich dni rozmawiała z nią częściej niż od początku pracy w agencji.
– Sandra… – Diana właśnie stanęła w przejściu. – Masz gościa.
– Był umówiony?
– Nie, ale bardzo chce, żebyś go przyjęła. Co mam zrobić?
Sandra zerknęła na zegarek. Do kolejnego spotkania miała ponad godzinę.
– Poproś go. Najwyżej przejrzę papiery później…ROZDZIAŁ 2
– Jacek Kaftan. – Wysoki, barczysty mężczyzna przed czterdziestką w niebieskiej kurtce i wytartych dżinsach przywitał się z Sandrą mocnym uściskiem dłoni.
– Sandra Milton. – Jego perfumy wydały jej się zbyt słodkie. – Może przejdziemy do gabinetu mojego wspólnika? Diana, weźmiesz od pana kurtkę?
Sandra weszła do środka bez pukania. Igi akurat SMS-ował z Becky.
Oh, my exotic Polish boy. Maybe we could meet again later today?
Mężczyzna odpisał znajomej, że ma już plany, ale mogą pomyśleć o wspólnym wieczorze w przyszłym tygodniu.
– Mamy klienta. Możemy…?
– Jasne. – Igi wstał i zwolnił Sandrze swoje miejsce.
– Dzięki, postoję – odrzekła kobieta.
Po tym, jak mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, Igi poprosił gościa, by zajął miejsce po drugiej stronie biurka.
– Napije się pan czegoś?
– Dzięki, nie trzeba. Przepraszam, że nachodzę bez uprzedzenia, ale nie mogę dłużej czekać. Uznałem, że mail to nie to samo co rozmowa w cztery oczy, a że akurat jestem w Warszawie, to pomyślałem, że tu przyjdę…
– W czym możemy panu pomóc? – spytała Sandra.
– Czytałem o waszej agencji wiele dobrego… Jeśli wy go nie znajdziecie, to już nikt tego nie zrobi…
– Kogo mielibyśmy odszukać?
– Człowieka, którego wszyscy uważają za zmarłego – odrzekł z powagą w głosie Jacek Kaftan, a Igi i Sandra spojrzeli po sobie pytająco. – Pewnie nie kojarzycie mojej sprawy, bo nie była jakoś specjalnie medialna, ale w połowie dwa tysiące ósmego roku skazano mnie na ponad dwanaście lat więzienia za gwałt, pobicie ze skutkiem śmiertelnym i ukrycie ciała. Zgwałcić, zgwałciłem, ale pozostałych przestępstw nie popełniłem.
Igi w pośpiechu otworzył przeglądarkę i wpisał na pasku hasło „jacek kaftan”. Na ekranie wyświetlił się spis poświęconych mężczyźnie artykułów. Na samej górze znajdował się wpis z portalu „Włodawa News”. Igi kliknął w link i przeczytał fragment pierwszego akapitu:
„Doczekaliśmy się wyroku w sprawie zabójstwa, które przed rokiem wstrząsnęło lokalną społecznością. Decyzją sądu Jacek K. został uznany za winnego pobicia ze skutkiem śmiertelnym i ukrycia zwłok Rafała S. Mężczyzna spędzi za kratami najbliższe dwanaście i pół roku”.
– Pochodzi pan z Włodawy? – spytał Igi.
– Spod Włodawy – sprecyzował Kaftan.
– Czy mógłby nam pan przybliżyć okoliczności sprawy? – poprosiła Sandra.
– Było lato dwa tysiące siódmego roku. Pojechałem ze znajomymi pod namioty nad Jezioro Białe… Mieszkaliśmy góra dziesięć kilometrów od Białego, więc bywaliśmy tam bardzo często. Akurat tamtego lata w pobliskiej wsi organizowano letni festiwal. Ludzi było mnóstwo, ale na szczęście znaliśmy bardziej odludne miejsca po drugiej stronie jeziora. Nie miałem pojęcia, że on też tam będzie…
– Ma pan na myśli Rafała S.? – spytał Igi.
– Rafał Szymowski. Tak się nazywa.
Igi przeglądał artykuły na temat wydarzeń sprzed lat. Tymczasem Sandra postanowiła wypytać Kaftana o rzekomą ofiarę:
– Dlaczego uważa pan, że ten człowiek żyje? Ma pan jakiekolwiek dowody?
– Nie, ale wiem, że go nie zabiłem. Zostałem wrobiony. Niestety, sąd uwierzył prokuratorowi.
– Nic dziwnego, skoro tamtej nocy był pan pod wpływem alkoholu i narkotyków. – Igi posiłkował się artykułem na Onecie. – Badania toksykologiczne to potwierdziły.
– Tak, byłem, ale to nie znaczy, że go zabiłem! – W głosie mężczyzny pobrzmiewała coraz większa irytacja. – Bardzo was proszę, pomóżcie mi. Zapłacę, ile będzie trzeba. Co prawda, wyszedłem na wolność dopiero kilka miesięcy temu i jeszcze nie znalazłem pracy, ale rodzice przez lata odłożyli dla mnie sporą sumę. To jak będzie?
– Tu jest napisane, że tamtej nocy zgwałcił pan dziewczynę Rafała Szymowskiego. – Igi nie odrywał wzroku od ekranu laptopa.
Kaftan spuścił głowę i przez krótką chwilę milczał.
– To prawda. Nie pamiętam tego… Właściwie to niewiele pamiętam, ale badania potwierdziły, że jej to zrobiłem. Przeprosiłem tę dziewczynę. Nic więcej nie mogłem zrobić.
– Dlaczego ją pan skrzywdził? – Sandra spojrzała na niego pytająco.
Kaftan pomasował się po czole, po czym odrzekł:
– Naprawdę nie wiem… Byłem porządnie zrobiony i jakimś cudem znalazłem się w jej namiocie pod nieobecność Rafała. Nic do niej nie miałem… Przysięgam. Rafał też już dawno przestał mnie obchodzić. Zaproponowałem nawet znajomym, żebyśmy się przenieśli, ale gdy odmówili, postanowiłem zignorować obecność Rafała i jakoś przerwać wyjazd.
– Właśnie czytam zeznania dziewczyny. Na krótko przed tym, jak wszedł pan do namiotu, usłyszała krzyk swojego chłopaka.
– Ja też go słyszałem. Rafał krzyczał chyba, że ją kocha. A może tylko mi się zdawało… Naprawdę nie byłem wtedy sobą…
– Na pewno? Proszę mówić szczerze. Ta wymówka już raz pana zawiodła – powiedziała Sandra.
– To nie wymówka – odparł zirytowany mężczyzna. – Byłem totalnie naćpany, a wódka tylko pogorszyła mój stan.
– Czy wcześniej pomiędzy panem a Rafałem był jakiś konflikt? – dopytywała kobieta.
– To długa historia, ale odkąd pamiętam, nie było nam po drodze… Okej, przyznaję, że ze znajomymi trochę się nad nim znęcaliśmy. W młodości robi się różne głupoty. Popełniłem masę błędów, ale nie ten, za który mnie skazano. Nie macie pojęcia, jakie to podłe uczucie, przesiedzieć w pace tyle czasu. Miałem zaledwie dwadzieścia trzy lata, gdy wsadzono mnie za kratki. Wszystkie moje plany poszły się… Szkoda gadać.
– Załóżmy, że Rafał Szymowski żyje… Dlaczego tak bardzo panu zależy na jego odnalezieniu? Przecież odbył pan już karę i nie cofnie czasu – zauważył Igi. – Chodzi o zemstę? Jeśli tak, to przepraszamy, ale nasza agencja nie zajmuje się pomaganiem ludziom w wyrównywaniu rachunków.
– Nie chodzi o zemstę. Po prostu chcę znać prawdę. – Kaftan przeniósł wzrok na Sandrę i dodał: – Czytałem o pani siostrze, wiem, że mnie pani rozumie. Nie ma nic gorszego niż życie w ciągłej niepewności…
Sandra poczuła ukłucie w sercu. Potem jednak przypomniała sobie, że przecież Lena żyła i czekała, aż wreszcie będzie mogła wyjść z ukrycia.
– Nie zapędza się pan? To dwa zupełnie różne przypadki. Rafał Szymowski został uznany za zmarłego. Poza tym nie był pana bliskim.
– Ale on żyje! – Mężczyzna omal nie podskoczył na krześle. – Przekonacie się, jeśli tylko pomożecie mi go znaleźć.
Igi i Sandra wymienili szybkie spojrzenia.
– Zastanowimy się – odpowiedziała kobieta. – Prosimy przesłać nam mailem jak najwięcej informacji na temat osób, które były wtedy z panem nad jeziorem.
– Najlepiej niech wypisze pan wszystkich, którzy mogli mieć jakikolwiek związek ze zniknięciem Rafała – dodał Igi.
– Tak się składa, że już to zrobiłem. – Mężczyzna wsunął dłoń do kieszeni spodni i wyjął z niej złożoną kilka razy kartkę. – Tutaj macie wszystkie nazwiska wraz z adresami zamieszkania.
– Gabriela Nowak – przeczytał na głos na Igi.
– To właśnie jego dziewczyna. Wcześniej nazywała się Muniecka. Przeprowadziła się na wieś na początku dwa tysiące siódmego. Mieszkała kilka domów od Rafała. Jakoś w maju Rafał przyszedł z nią do lokalnego baru. Trochę się wtedy poprztykaliśmy… Mówię wam to, bo i tak byście się dowiedzieli. Ludzie, którzy byli wtedy w barze, zeznali później, że groziłem Rafałowi śmiercią.
– A groził pan? – zapytał Igi.
– Nie mówiłem przecież poważnie. W tamtym czasie dużo piłem i nie myślałem trzeźwo. Odkąd wyszedłem na wolność, nie wypiłem nawet kropli alkoholu i nigdy tego nie zrobię. To gówno w połączeniu z dragami na pewno nie przemawiało na moją korzyść. Nawet najlepsi prawnicy nie mogli nic poradzić w sytuacji, gdy nie wiedziałem, co się ze mną działo. – Prychnął. – Ponadto nad Białym zaginęła wtedy jeszcze młoda dziewczyna. Z początku łączono te dwie sprawy, ale nie znaleziono żadnych dowodów na to, że coś jej zrobiłem.
– A znaleziono jakiś niezaprzeczalny dowód, że zabił pan Rafała? – spytał Igi.
– Moim zdaniem nie. Powinienem był zostać uniewinniony od zarzutu morderstwa. Mimo to sąd uznał, że ktoś tak naćpany jak ja byłby w stanie zabić tamtej nocy człowieka i ukryć jego ciało tak, że do dziś nie ma po nim śladu. Uważam, że zrobiono ze mnie kozła ofiarnego. Agresywny narkoman, któremu niejednokrotnie było nie po drodze z prawem, stanowił idealny cel. Przypuszczam, że policja wpłynęła jakoś na wyrok sądu.
– Policja?
– Nie mogli pozostawić obu tych spraw bez wyjaśnienia. W mediach wrzało, a społeczeństwo oskarżało służby o nieporadność. Plotkowano też o dymisjach. Uznano więc, że trzeba jakoś ostudzić nastroje. Ktoś musiał za to wszystko beknąć. Padło na mnie.
– Kim jest Aleksander Łyska? – spytała Sandra.
– Olek był moim najlepszym przyjacielem. Znaliśmy się od piaskownicy. Pierwszej nocy podczas wyjazdu spaliśmy w jednym namiocie.
– Czy on też zażywał z panem narkotyki?
– Tak. Nie stroniliśmy od używek. Razem z Lilą, moją ówczesną dziewczyną, zeznali, że gdy gwałciłem Gabi i rzekomo zabijałem Rafała, byli w naszym obozie i niczego nie słyszeli. Ponoć byli już tak zrobieni, że szykowali się do snu.
– Mogli nic nie słyszeć? – dociekała kobieta.
– Uznano, że tak. Każdego wieczora puszczaliśmy głośno rockowe kawałki, bo nie podobała nam się muzyka docierająca do nas ze sceny festiwalu. Organizatorzy zaprosili jakieś lokalne zespoły, którym tylko się wydawało, że potrafią grać. Poza tym od miejsca, gdzie rozbili się Rafał i Gabi, dzieliło nas dobre kilkadziesiąt metrów krzaków i drzew.
– Bardzo to wszystko dziwne… – Sandra podrapała się po podbródku.
– Niech to pani powie ludziom, którzy doprowadzili do tego, że wylądowałem w pudle i zafundowali moim rodzicom lata katuszy. Oboje tego nie wytrzymali i zmarli, zanim wyszedłem na wolność.
Igi przeniósł wzrok na leżącą przed nim kartkę.
– Liliana Przemyk… Jej adresu akurat pan nie podał.
– Bo go nie mam. Gdy poszedłem siedzieć, odwiedzała mnie przynajmniej raz na miesiąc. Trwało to kilka lat, ale w końcu zerwała ze mną kontakt. Czułem się zdradzony. Po wyjściu od razu pojechałem do jej rodziców. Nie chcieli ze mną rozmawiać. Wyklęto mnie we wsi, zrobiono ze mnie potwora. Nikt nie chce mieć ze mną nic wspólnego.
– Może nam pan podać adres jej rodziców? – poprosiła Sandra.
– Jasne. Macie długopis?
Chwilę później Igi zapytał mężczyznę o kolejną osobę na liście.
– Szymon Partyka to skurwiel, z którym od dłuższego czasu miałem na pieńku – wyjaśnił Jacek. – Zaczęło się od tego, że próbował odbić mi Lilę. Później podbierał mi po okolicy klientów, którym sprzedawałem trawkę i inne dragi. Na dodatek wtedy w barze stanął po stronie Rafała. Nienawidziłem gościa, a on nienawidził mnie.
– Dlaczego go pan dopisał? Mógł mieć coś wspólnego ze śmiercią…?
– Ze zniknięciem Rafała – poprawił Igiego Jacek. – Tak, mógł. Był wtedy w okolicy, co potwierdziło kilka osób, w tym Lila i Olek. Podobno spotkał mnie, gdy zataczałem się wzdłuż drogi.
– Kiedy dokładnie to było?
– Jeśli mówił prawdę, to już po tym, jak rzekomo zabiłem Rafała.
– Pamięta pan to spotkanie?
– Tak. To znaczy na tyle, by potwierdzić, że faktycznie tam był. Nie pamiętam natomiast, o czym rozmawialiśmy, ale Szymon utrzymywał w sądzie, że byłem wszystkiego świadomy. Skłamał, by wsadzić mnie za kratki. Prawda jest taka, że mocno mnie wtedy skopał. Przez kilka godzin spałem w krzakach, a gdy się obudziłem, ruszyłem przed siebie jak zahipnotyzowany i dotarłem do pola namiotowego jakiś kilometr dalej. Niektórzy biwakowicze zeznali później w sądzie, że prosiłem ich o kokainę i zachowywałem się agresywnie, kiedy próbowali mnie przepędzić. Może trochę mnie poniosło, ale nie panowałem nad sobą. Nikomu jednak nie stała się krzywda.
Sandra usiadła na parapecie i uchyliła okno. Zapach słodkich perfum mężczyzny unosił się już w całym pomieszczeniu.
– Dobrze, więc podsumujmy: tamtego lata wybrał się pan z dziewczyną i przyjacielem pod namiot nad jeziorem. Tak się złożyło, że w okolicy biwakował chłopak, z którym był pan skonfliktowany. Któregoś wieczoru…
– Drugiego – wtrącił się Jacek.
– Drugiego wieczoru zakradł się pan do ich namiotu i brutalnie zgwałcił jego dziewczynę. W tym czasie pana znajomi nie ruszali się z waszego biwaku.
– Byłem pijany i naćpany – przypomniał mężczyzna.
– Dziewczyna twierdziła później, że słyszała krzyki Rafała krótko przed pana wejściem do namiotu – dopowiedział Igi. – Uznała, że musiał mu pan coś zrobić.
– Pomyliła się. Jestem niemal pewny, że krzyknął, że ją kocha.
– Czy Gabi mogła wziąć to za okrzyk „pomocy”? – spytała Sandra.
– Teoretycznie tak… Rafał był już dość daleko, bo słabo go słyszałem.
– A czy zeznała, ile czasu minęło między okrzykiem Rafała a pańskim wtargnięciem do namiotu? – Igi zamknął laptop i spojrzał na mężczyznę.
– Mówiła, że jakieś trzy minuty…
– A pan jak sądzi?
– Nie wiem… Może rzeczywiście tyle minęło…
– Trochę mi się to nie klei. – Sandra zeskoczyła z parapetu i podeszła do Igiego. – Zakładając, że mówi pan prawdę…
– Mówię.
– Nie znam pana, więc muszę brać pod uwagę wszystkie możliwości – wyjaśniła kobieta. – Rafał musiał się znajdować dość daleko, skoro jego dziewczyna pomyliła wyznanie miłości z przeraźliwym krzykiem. A zatem miał pan trzy minuty, by go zabić i ukryć zwłoki w bezpiecznym miejscu, a potem przebiec kilkadziesiąt metrów do namiotu.
– Teoretycznie jest to możliwe – powiedział Igi.
– Uznano, że zostawiłem ciało Rafała w krzakach, a potem po nie wróciłem i zawiozłem gdzieś indziej.
– Tylko co się stało z ciałem? – Igi masował się z tyłu głowy.
– Nie ma żadnego ciała, bo Rafał przeżył. Poszedłem prosto do namiotu i zgwałciłem Gabi. Myślę, że gdy wrócił i się dowiedział, co zrobiłem, chciał mnie dopaść i się zemścić. Nie zrobił tego, bo Gabi mu to wyperswadowała.
– To się nie klei – rzekła Sandra. – Rafał ukrywałby się przez tyle lat, by wrobić pana w morderstwo?
– Nienawidził mnie jak nikogo na świecie. Wierzę, że był zdolny do wszystkiego, byle tylko mieć pewność, że poniosę karę.
– Wyrok za gwałt by nie wystarczył? – spytała zdziwiona Sandra. – Poza tym w tym wypadku on też został ukarany, i to może bardziej niż pan – dodała.
– To tylko przeczucie. – Jacek rozłożył ręce. – Mówi mi, że Rafał wszystko zaplanował.
– Przeczucie to za mało – odparł Igi. – No i co z jego dziewczyną? Rozumiem, że zafundował jej pan piekło, ale czy w tamtej chwili, gdy była w szoku, mogłaby obmyślić tak złożony plan zemsty?
– A jeśli to pomysł Rafała? Może Gabi nie miała wyboru? Nie wiem, co się wtedy wydarzyło, ale ja go nie zabiłem! Nie byłem w stanie ukryć zwłok!
– No dobrze. – Igi westchnął. – Zatem po wszystkim szwendał się pan półprzytomny po okolicy, aż natrafił na Szymona. Doszło między wami do bijatyki, po której wylądował pan w krzakach.
– Reszta nocy nie ma znaczenia, bo Rafał zdążył już uciec. Musiał to zrobić wtedy, kiedy błąkałem się po okolicy. Proszę, żebyście odkryli prawdę na temat tamtej nocy i go odnaleźli.
– A jeśli Rafał nie żyje?
– To znajdźcie go martwego. Oferuję pięćdziesiąt tysięcy.
Sandra przełknęła ślinę.
– Jest pan pewny?
– A co, za mało? Dobrze, może być osiemdziesiąt. Dam wam wszystko, co mam, ta sprawa jest dla mnie najważniejsza.
– Proszę nam zostawić swój numer. Musimy się zastanowić. Damy panu znać w ciągu kilku dni.
Jacek Kaftan wstał z poważną miną.
– Mam nadzieję, że się zdecydujecie. Jesteście moją jedyną nadzieją. Wprawdzie nie odzyskam straconego czasu, ale chcę przynajmniej powalczyć o prawdę.
Ciąg dalszy w wersji pełnej