Zaginiona - ebook
Zaginiona - ebook
Agentka specjalna Nikki Boyd nie jest zazwyczaj wzywana w przypadku popełnienia morderstwa; jej domenę stanowią śledztwa w sprawie osób zaginionych. Kiedy jednak w domu położonym na spokojnych przedmieściach Nashville dochodzi do podwójnego zabójstwa, a właściciele posesji znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, Nikki rozpoczyna dochodzenie mające wskazać aktualne miejsce pobytu Maca i Lucy Hudsonów.
Pierwszy trop niespodziewanie wiedzie na łódź jej najlepszego przyjaciela, Tylera Granta, a dalsze poszlaki – poprzez labirynt karteli narkotykowych, zbliżają ją do bezwzględnego mordercy, który nie cofnie się przed niczym, by uciszyć każdego, kto zagraża jego interesom.
Krytycy o Aktach Nikki Boyd
Ostra jazda od początku do końca.
RT Book Reviews
…Lisa Harris ani na moment nie zwalnia tempa akcji, utrzymując czytelnika w napięciu aż do zaskakującego finału.
Christian Retailing
Harris zabiera nas w fascynującą pogoń za odpowiedziami. Rozwiązanie zagadki przyprawia o ciarki na plecach.
Suspense Magazine
Doskonale przemyślana i pełna zaskakujących wątków… powoduje, że w trakcie lektury nieustannie oglądamy się przez ramię.
LifeIsStory.com
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65843-47-0 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Godzina 8.25
Przedmieścia Nashville
Nikki Boyd wyśliznęła się ze swojego białego mini coopera w momencie, kiedy z jednopiętrowego domu na spokojnych przedmieściach Nashville wynoszono dwa worki ze zwłokami. Zebrało jej się na mdłości. Nawet po dziewięciu latach służby nie mogłaby jeszcze z czystym sumieniem stwierdzić, że uodporniła się na emocjonalny aspekt wykonywanej pracy. Osobiste odcięcie się od widywanych zdarzeń wydawało się jej niemożliwością. Dręczyła ją każda sprawa, której nie umiała rozwikłać. Każde zło, którego nie potrafiła naprawić.
Zostawiwszy takie rozmyślania na później, ruszyła w kierunku grupy policjantów stojących w towarzystwie koronera na skrawku terenu ogrodzonym żółtą taśmą. Ich głosy wypełniły senną, otoczoną drzewami ulicę. Kolega Nikki, Jack Spencer, kołysał się na krawężniku, w szarej kurtce i białej koszuli, do której zawiązał modny krawat ze wzorem paisley.
– Dzień dobry – powiedziała, trzymając w ręku pudełko z jedzeniem na wynos, przywiezione wprost z restauracji prowadzonej przez jej rodziców. – Jadłyśmy z mamą i bratową śniadanie, gdy dostałam telefon. Pomyślałam, że zechcesz spróbować bułeczek cynamonowych domowej roboty w ramach świętowania twojego pierwszego dnia w pracy po urlopie.
Pięć tygodni temu Jack został postrzelony przez szaleńca, który wziął ich oboje w charakterze zakładników i omal nie pozbawił życia.
– Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki jestem szczęśliwy, że wreszcie wróciłem – powiedział. – Ale następnym razem przypomnij mi, że powinienem zrobić unik, kiedy ktoś do mnie strzela. – Roześmiał się, sięgnął po pudełko i położył je na tylnym siedzeniu swojego samochodu. Zatrzasnął z hukiem drzwiczki. – Uwielbiam cynamonowe bułeczki twojej mamy.
– Wiem.
– Jak tam bratanica?
Nikki uśmiechnęła się na to pytanie.
– Jutro skończy pięć tygodni. Mały, słodki aniołek.
Ruszyła do domu znajdującego się obok, ale nagle przystanęła, widząc czerwone ślady na jego nadgarstkach oraz kredowobiałą twarz. Uniósłszy nieco rękaw kurtki kolegi, odkryła brzydkie plamy na skórze.
– Co ci się, do diaska, stało?
Zmarszczył brwi i odsunął się nieco, aby poprawić rękaw.
– Nic.
– Nic? Kpisz sobie ze mnie? – zapytała. – Wygląda koszmarnie.
– Siedziałem właśnie na wizycie u alergologa, kiedy dostaliśmy wezwanie.
Nikki zacisnęła usta, żeby się nie uśmiechnąć. Na dość wczesnym etapie tej znajomości odkryła, że Jack nie tylko przyciągał jak magnes wszelkiej maści insekty, ale także zdradza oznaki hipochondrii.
– To nie jest śmieszne – oświadczył, kierując się na miejsce zbrodni.
– Nie twierdzę, że to śmieszne. Zastanawiam się po prostu, w jakim celu znowu wykonywałeś testy. Przecież niedawno je robiłeś.
– Wcześniejsze badania okazały się... bezowocne.
Nikki zrównała z nim krok i czekała na dalszy ciąg wynurzeń. Ponieważ nie nastąpił, postanowiła zmienić temat.
– Wiesz może, z jakiego powodu angażuje się nas w sprawę o podwójne morderstwo?
Takie rzeczy to domena kryminalnych. Oni przeważnie się w to nie mieszali.
– Masz tyle samo informacji co ja – oznajmił, podczas gdy w kieszeni zaczęła mu dzwonić komórka. Wyjął ją, sprawdził nazwisko na wyświetlaczu i schował telefon z powrotem.
– A co z Gwen? – zapytała.
– Szef kazał się jej rozejrzeć po okolicy. Dołączymy do niej, kiedy skończymy tutaj. – Jack pokazał odznakę jednemu z mężczyzn. – Chcemy się widzieć z sierżantem Dillardem.
Funkcjonariusz pokiwał głową.
– Czeka na was. Stoi przy drzwiach frontowych i rozmawia z koronerem.
– Dzięki.
Sierżant Dillard przerwał prowadzoną rozmowę, kiedy zobaczył, że się zbliżają. Był to starszy już mężczyzna, nieco niższy od Jacka, stojący w towarzystwie niskiego grubasa.
Uśmiechnął się do nich przyjaźnie i wyciągnął rękę na powitanie.
– Jesteście z oddziału do spraw zaginięć?
– Tak. Mieliśmy się z panem zobaczyć, ale... – Jej uwagę przykuły światła vana koronera, który właśnie odjeżdżał, zabrawszy ze sobą zwłoki. – Nadal nie mam pewności, dlaczego tu jesteśmy.
– Kazałem was wezwać, bo zastałem tu dwa ciała i dwie osoby zaginione. Ten dom należy do Maca i Lucy Hudsonów, ale to nie ich wyniesiono w plastikowych workach.
Jack zmarszczył brwi.
– A więc kogo?
– Ciał na razie nie zidentyfikowano, więc śmiało możecie się bawić w zgadywanie. Od dwóch godzin badamy miejsce zbrodni, a mój zespół próbuje ustalić, co się stało. Zapraszam ze mną, sami zobaczycie.
Nikki pośpiesznie włożyła podane jej rękawice i foliowe obuwie, a potem weszła za Jackiem do rozbebeszonego salonu. Zaparło jej dech. Pomieszczenie wypełniał odór śmierci. Wszędzie widziała żółte znaczniki, poustawiane dla fragmentarycznego chociaż odtworzenia sytuacji, jaka miała miejsce w tym domu. Technicy badali fragmenty kul i pobierali próbki cieczy. Krew spływała na drewnianą podłogę i zdołała już zabarwić dywan. Obecna była także na przeciwległej ścianie, rujnując jej przyjemny kremowy beż.
Przeszły ją ciarki. Takie sceny nie powinny się rozgrywać na spokojnych przedmieściach.
Ale czasem się rozgrywały.
– Jak już pewnie odgadliście – odezwał się sierżant – obaj mężczyźni zmarli na skutek ran postrzałowych.
Nikki rzuciła okiem na resztę pokoju, która również okazała się całkowicie zdemolowana.
– Domyśla się pan, kiedy padły strzały?
– Oba ciała nosiły oznaki zesztywnienia pośmiertnego – odparł. – Koroner orzekł, że zgon musiał nastąpić wczoraj wieczorem, ale ostateczną odpowiedź dostaniemy dopiero po sekcji.
– Wczoraj? – Nikki zerknęła na Jacka, a potem znów przeniosła wzrok na sierżanta. – Co najmniej pięć strzałów padło na cichych przedmieściach, a policja pojawiła się tu dopiero teraz? Nie wmówicie mi, że nikt nic nie słyszał.
– Mnie też to dziwi. Ze wstępnych ustaleń wynika, że w grę wchodziły przynajmniej trzy sztuki broni, łącznie z tą należącą do gospodarza, Maca Hudsona.
– A więc pan Hudson stanął we własnej obronie? – zapytał Jack.
– Tak myślę. Według znalezionej przez nas dokumentacji posiadał dwa pistolety, a któryś z sąsiadów zeznał, że sporo czasu spędza na strzelnicy.
– Co zatem pan o tym sądzi? Właściciel domu strzela do włamywaczy, zabija ich, a potem? Wpada w panikę i ucieka?
– To jedna z naszych teorii – potwierdził sierżant. – Ale wezwaliśmy was z innego powodu. O zajściu doniósł anonimowy informator, dzwoniąc pod sto dwanaście. Po paru godzinach został zidentyfikowany jako Mac Hudson.
– Czemu to tak długo trwało? – spytała Nikki.
– Połączenie wykonano z telefonu na kartę – odparł sierżant – i musiał się znajdować wewnątrz domu. Operator nie mógł go namierzyć.
Wyjął smartfona i odtworzył plik z nagraniem.
– Sto dwanaście. Słucham.
– Pomocy! Oni chcą mnie zabić.
– Gdzie się Pan znajduje, sir? Sir, muszę wiedzieć, gdzie pan jest, żeby wysłać pomoc.
– Moja żona... Lucy... proszę... musicie ją znaleźć...
W jego głosie pobrzmiewała panika. W tle słychać było odgłosy walki. A potem już nic.
– Czyli żona została porwana? – spytała Nikki.
– To by sugerowało, że porywaczy było trzech – dodał Jack.
– Zgadza się, ale to już wszystko, co mamy – powiedział sierżant. – Plus informacja, że dzwonił z komórki, a nie z telefonu stacjonarnego. To też jest dziwne.
– Czy pozostała część domu wygląda tak jak salon? – spytała Nikki.
Dillard skinął głową.
– W zdecydowanej większości tak.
– Typowy włamywacz działa według pewnego klucza: najpierw sypialnia, potem łazienka i salon. Sprint w poszukiwaniu elektroniki i kosztowności – rzekł Jack. – Drzwi otwiera w minutę, a ucieka po dziesięciu. Ale w tym wypadku pomieszczenie jest zdewastowane i nikt bynajmniej nie zawracał sobie głowy zacieraniem śladów.
– Szukali czegoś konkretnego – oświadczyła Nikki.
Analizowała informacje otrzymane od sierżanta. Co mogło mieć dla tych ludzi aż taką wartość, że szukali tego z narażeniem życia?
– Coś tu nadal nie gra – oznajmiła. – Jeżeli przyjmiemy teorię, że właściciel zabił napastników i uciekł, od razu nasuwa się pytanie: dlaczego uciekł? Posiadając legalnie dwie sztuki broni, powinien wiedzieć, że ma prawo jej użyć w uzasadnionym wypadku. Jeśli chodziło o zwykłe włamanie na tle rabunkowym, jak najbardziej mógł się bronić.
– A skoro uciekł, to gdzie jest teraz? – spytał Jack. – I o co mu chodziło, kiedy błagał, żebyśmy ją znaleźli?
– Mam nadzieję, że pomożecie nam poszukać odpowiedzi na te pytania – powiedział sierżant Dillard.
– Co pan wie na temat Hudsonów? – zapytała Nikki.
– Moi ludzie przesłuchują sąsiadów. Na razie ustaliliśmy kilka rzeczy. Koło ósmej szef Lucy powiedział nam, że nie pojawiła się dziś w pracy, co jest do niej zupełnie niepodobne. To samo dotyczy jej męża. Nie pokazał się w biurze.
– Co jeszcze pan o nich wie? – drążyła Nikki. W przypadku zaginięcia czas odgrywał kluczową rolę. Musieli się uporać z podstawowymi faktami najszybciej, jak się da.
Sierżant otworzył notatnik.
– Profil, który nakreśliliśmy, jest na razie mocno szkicowy. Nie mają dzieci. Żadnej rodziny w pobliżu. Ludzie ich lubili, choć sprawiali wrażenie nieco skrytych. Najbliższa sąsiadka zeznała, że Mac Hudson to naukowiec pracujący dla Byrne Laboratories. Lucy jest przedszkolanką niedaleko stąd, wykonuje ten zawód od pięciu czy sześciu lat.
– I nikt z sąsiadów nic nie słyszał? – ponownie zdziwiła się Nikki.
– Przynajmniej dwie osoby są już na emeryturze i wyjechały na wakacje. W ciągu ostatnich dni panował skwar, co oznacza, że ludzie pozamykali okna i włączyli klimatyzację.
Wzięła do ręki fotografię ślubną stojącą na kominku. Wyglądali na szczęśliwych. Zadowolonych. Lucy uśmiechała się, ściskając rękę męża – promieniejąca żona o hebanowej cerze, długich, prostych włosach i w pięknej białej sukni.
Nikki odstawiła zdjęcie na miejsce i omiotła wzrokiem resztę pokoju. Poduszki na kanapie, koloru bliżej nieokreślonego, zostały rozprute. Fragmenty stolika kawowego walały się po dywanie, zaś haftowany kilim – dumnie eksponujący napis „Szczęśliwi po wsze czasy” – spadł ze ściany na podłogę. Szklana ramka rozbiła się w drobny mak.
Coś w tym bajkowym życiu ewidentnie poszło nie tak.
– A co z samochodami? – zapytał Jack.
– Auto Maca nadal stoi w garażu. Wóz Lucy zniknął.
– A kto dzisiaj zadzwonił pod sto dwanaście? – spytała Nikki.
– Sąsiadka zobaczyła, jak ich psy pałętają się po trawniku, i zdała sobie sprawę, że nikogo nie ma w domu. Wyszła na podwórko i odprowadziła psy z powrotem, używając zapasowego klucza, jaki Hudsonowie zostawili jej kiedyś na wszelki wypadek. Wtedy odkryła zwłoki.
– Chciałabym zobaczyć pozostałą część domu – powiedziała Nikki. – A następnie możemy porozmawiać z tą sąsiadką.
Przeszli do sypialni. Tutaj też panował skrajny nieład. W łazience również, chociaż kosmetyki i przybory toaletowe wciąż stały nietknięte na półkach i umywalce. Jeśli któreś z nich uciekło, nie zdążyło nic ze sobą zabrać.
W kolejnym pokoju urządzono biuro. Sprawiał wrażenie jeszcze bardziej rozkopanego niż sypialnia. Podłoga była zawalona teczkami, książkami i kartkami leżącymi luzem. Pośrodku tego wszystkiego stał zepsuty laptop.
– Ostatnie pomieszczenie miało być pokojem dziecięcym, ale go nie wykończono – rzekł sierżant, idąc przed nimi. – Wygląda na nietknięte.
Pokój był pusty, jeśli nie liczyć stosu ubranek, kołyski pokrytej koronką i kilku dziecięcych kocyków.
– Czy Lucy jest w ciąży? – zapytała Nikki.
– Nawet jeśli tak, nikt o tym nie wspomniał – odparł sierżant. – Kiedy technicy skończą przegląd domu, pójdziemy najbardziej wiarygodnym tropem.
– Jasne – potwierdziła Nikki. – Jak się nazywa ta sąsiadka, która wezwała policję?
Sierżant zajrzał do notatek.
– Colleen Jeffers. Mieszka tuż obok. Jest dość roztrzęsiona, co zrozumiałe, zważywszy na okoliczność, że to ona odkryła zwłoki. Według jej słów, ona i pani Hudson się przyjaźnią. Kiedy ją ostatnio widziałem, stała na werandzie przed swoim domem.
– Panie sierżancie?
Głos dochodził z sąsiedniego pokoju.
– Muszę iść – powiedział, kiwając im głową. – Będziemy w kontakcie.
Kiedy wychodzili, Jack ponownie zerknął na telefon, a następnie szybko go schował.
– Jeśli chcesz z kimś porozmawiać na osobności... – zaczęła Nikki.
– Nie, w porządku.
– Czy coś mnie ominęło? – Zatrzymali się na werandzie, zdjęli rękawice i obuwie, po czym oddali je jednemu z funkcjonariuszy. – Twój telefon dzwoni co pięć minut.
– To nic ważnego – odpowiedział.
– Spotykasz się z kimś? – zapytała.
Jack zmarszczył brwi.
– Nic takiego nie powiedziałem.
– Nie musiałeś. Widać to po tobie. – Nikki posłała mu szeroki uśmiech, gdy zbliżali się do domu sąsiadki. O dziewiątej rano było już gorąco. Zapowiadał się kolejny upalny, wilgotny dzień.
– No, dobra. Parę tygodni temu poszedłem do innego alergologa, płci żeńskiej – powiedział Jack, zrównując z nią krok. – Potem wyskoczyliśmy gdzieś kilka razy. Koniec opowieści.
– To dlatego chciałeś ponownie przeprowadzić badania. Hmmm... – Spojrzała na niego z ukosa. – Czekam teraz na jakieś „ale”.
– Jeszcze nie wiem. Jest piękna. Zachwycająca. Ale jednocześnie trochę nieporadna. Oczekiwałaby pewnie, że pojawię się na każde skinienie. – Jack poprawił krawat. – Wracając do sprawy, co o tym myślisz?
– Zmieniasz temat.
– Żebyś wiedziała.
Telefon Nikki nagle się odezwał. Dzwoniła Gwen. Nikki odebrała, po czym przełączyła komórkę na tryb głośnomówiący.
– Carter wtajemniczył mnie w kulisy dochodzenia. Usiłowałam namierzyć telefony Hudsonów. W przypadku męża próba się powiodła – opowiadała Gwen.
– I gdzie on jest?
– Na przystani leżącej jakieś piętnaście minut drogi od was. Royal Harbor. Zaraz prześlę wam adres.
– Nie trzeba – oświadczyła Nikki. – Wiem, gdzie to jest.
Dokładnie siedemnaście minut później Jack zatrzymał samochód na parkingu przy przystani, Nikki zaś ponownie połączyła się z Gwen.
– Powiedz mi, czego mamy szukać. Jest tutaj około dwustu łodzi, restauracja...
– Chwileczkę. Macie iść w lewo, do końca basenu portowego. Naprowadzę was tak blisko, jak to możliwe.
Nikki pośpieszyła we wskazanym przez koleżankę kierunku, Jack truchtał tuż za nią. Podczas weekendów przystań roiła się od ludzi, ale w środku tygodnia było tu cicho i spokojnie. Minęli sporo łodzi, przede wszystkim niewielkich żaglówek, ale także kilka jachtów.
Zatrzymała się i podała Gwen ich aktualne położenie.
– Jeszcze jakieś sześćdziesiąt metrów. Na końcu basenu.
Nikki szła dalej, w końcu zatrzymała się przed pięćdziesięciometrową łodzią.
– Czekaj, moment. Jesteś pewna? To nie może być tutaj.
– Co masz na myśli? – zapytał Jack. – Rozpoznajesz tę łódź?
– Tak. – Nikki ogarnęło lekkie przerażenie. – To Izabela.
– To musi być tam. Łódkę zarejestrowano na nazwisko... Tylera Granta.
Nikki została ostatecznie zbita z pantałyku.
– Tak, zgadza się. – Zalały ją wspomnienia o Tylerze i jej najlepszej przyjaciółce, Katie.
Gwen się nie odzywała. Twarz Jacka wyrażała najpierw szok, później zatroskanie.
– Tyler zamierzał sprzedać tę łódź – powiedziała Nikki – i z tego, co wiem, nie wchodził na jej pokład od czasu śmierci Katie. W każdym razie jesteśmy na miejscu. Oddzwonię za chwilę.
Zasłoniła ręką oczy i wdychała słodkawy zapach jeziora. Tyler odziedziczył łódkę po ojcu. Zanim Katie zmarła, spędzali tutaj każdą wolną chwilę, często zapraszając ją dla towarzystwa. Przecinanie więzów łączących cię z kimś, kogo kochasz, nigdy nie jest proste, nawet jeśli ten ktoś umarł. Dlatego sprzedaż łodzi stanowiła dla Tylera spore wyzwanie.
Cała trójka – Tyler, Katie i ich syn Liam – poprzedniej wiosny pojechała popływać. Wszystko wydawało się idealne. Tyler wrócił do domu z Bliskiego Wschodu i obiecał Katie, że nie weźmie już udziału w kolejnej misji. Oczekiwali narodzin drugiego dziecka, a Liam był wniebowzięty, kiedy dowiedział się, że będzie miał brata. Jeszcze nie wybrali dla niego imienia. Pozostało im niemal pięć miesięcy na podjęcie decyzji.
Tak przynajmniej myśleli.
Katie źle się czuła w tamtym okresie. Męczyły ją mdłości. Męczyło ją zmęczenie. Tyler pomyślał, że dzień na jeziorze świetnie jej zrobi. Do dzisiaj nie pozbył się tak do końca poczucia winy z powodu tej decyzji. Chciał ją chronić, tymczasem nie potrafił zapobiec jej śmierci. Pośliznęła się, uderzyła o coś głową i wpadła do wody. Zanim Tyler zdołał ją wyłowić, już nie żyła.
– Nikki? – Głos Jacka przywrócił ją do rzeczywistości. – Jaki jest związek między Tylerem a naszą zaginioną parą?
Otworzyła oczy i potrząsnęła głową.
– Ja nie znam żadnego.
To było kompletnie bez sensu. Czego Hudsonowie mieliby szukać na łodzi Tylera? Odkładając pytania na później, weszła wraz z Jackiem na pokład.
Zbiegła do kabiny, rozpoznając każdy detal znajomego pokoju. Michael Grant nie szczędził wydatków, urządzając łódź dziesięć lat temu. Pragnął widocznie przekazać ją kiedyś synowi w znakomitym stanie. Wiśniowe szafki, skórzane obicia, telewizor plazmowy. Jednak żadna z tych rzeczy się teraz dla Nikki nie liczyła.
Już drugi raz w ciągu tego dnia poczuła zapach śmierci. Umysł starał się pojąć to, co widziały oczy. Krew spływała na dywan. Tyler Grant ciągnął po podłodze ciało martwego mężczyzny.2
Godzina 9.12
Przystań Royal Harbor niedaleko Nashville
Nikki podejmowała rozpaczliwe próby myślowego ogarnięcia sceny, jaka się przed nią właśnie rozgrywała. Rozpoznawała mężczyznę leżącego na podłodze ze zdjęć wykonanych na miejscu zbrodni.
Mac Hudson.
A nad nim stał Tyler.
– Co ty wyprawiasz? – zapytała.
Przyjaciel spojrzał na nią.
– Przyjechałem, żeby po raz ostatni przepłynąć się łodzią, zanim ją sprzedam. Najpierw zająłem się sprawdzaniem silników, a potem znalazłem jego. Właśnie zadzwoniłem pod sto dwanaście.
Jack wyjął broń i, stojąc cały czas na schodkach prowadzących do kabiny, wycelował ją w Tylera. Jego rękaw umazany był krwią.
Nikki podniosła dłoń w uspokajającym geście.
– W porządku – powiedziała.
– Nikki...
Tyler postąpił krok do tyłu, a dziewczyna podeszła do nieruchomego ciała i sprawdziła puls.
Nic.
– Nie żyje – oznajmiła, znowu podnosząc wzrok na Tylera.
– Masz krew na koszuli – zauważył Jack.
– Raczej nie dało się tego uniknąć – odparł Tyler. – Chciałem sprawdzić, czy facet jeszcze zipie. Zdaje się, że ktoś postrzelił go w brzuch.
Nikki odwróciła się do Jacka.
– To Mac Hudson.
– Znacie go? – spytał Tyler.
– Był poszukiwany.
Teraz należało się dowiedzieć, dlaczego leżał martwy na pokładzie Izabeli, oraz gdzie podziała się Lucy.
– Żył jeszcze, kiedy go znalazłeś? – zapytała.
– Tak, sprawdziłem puls. Chciałem się przekonać, czy mogę coś zrobić, ale było za późno. Tylko tyle wiem, Nikki. Nie mam pojęcia, kto to jest, ani jakim cudem znalazł się na mojej łodzi.
Ruszyła w stronę Jacka.
– Powiadom straż przybrzeżną i naszych techników. Niech przetrząsną tutaj każdy kąt. Ja w tym czasie porozmawiam z Tylerem na górnym pokładzie.
Jack się zawahał, ale ostatecznie wyszedł z kabiny. Tyler podążył za Nikki po wąskich schodkach prowadzących na górę. Poranne promienie słońca tańczyły na spokojnej tafli wody. Jack wzywał już przez komórkę zespół techników, ona jednak nie potrafiła odsunąć od siebie natłoku wspomnień z owych czasów, kiedy wybierali się tą łodzią w rejs we trójkę. Katie zawsze poszukiwała pretekstu, żeby przy okazji zaprosić jeszcze jakiegoś przystojniaka, który mógłby umilać Nikki czas; ona sama wolała jednak spędzać beztroskie chwile w gronie najbliższych przyjaciół, nie kłopocząc się o przebieg zaaranżowanej randki.
Zmusiła się do ponownego przeanalizowania sytuacji.
– Czyli mówisz, że nie wiesz, kto to jest?
– A powinienem? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Nie mam pojęcia.
Zrobiła krok naprzód i drgnęła, mając tuż nad sobą jego ciemne, ścięte po wojskowemu włosy. Szeroką szczękę. I te znajome brązowe oczy, grożące jej zawsze nagłym zatrzymaniem akcji serca. Wcale nie chciała się zakochiwać w mężu najlepszej przyjaciółki. Po prostu tak wyszło. On zresztą nadal o tym nie wiedział.
– Zadzwoniłeś pod sto dwanaście?
– Oczywiście. Znalazłem martwego człowieka na swojej łodzi, ale go nie zabiłem, Nikki. Nie myślisz chyba...
– Nie... jasne, że nie. Ale ktoś go zabił.
Dostrzegła głęboki smutek w jego oczach. Mimo panującego od rana upału przeszył ją dreszcz. Oboje wiedzieli, że Mac Hudson nie był jedyną osobą, która zginęła na tej łodzi. Tyler stracił tutaj także Katie, a dzisiejsze wypadki przypomniały mu, jak łatwo śmierć sięga po swe ofiary.
– Widziałeś na łodzi jeszcze kogoś?
– Nie... Był tylko on. Przyjechałem... bo ja wiem... dziesięć, piętnaście minut temu. Najpierw przez chwilę mocowałem się z silnikiem, zanim zszedłem na dół. Przez ostatni rok zatrudniałem osobę, która doglądała łodzi za mnie, ale teraz chciałem się upewnić, że wciąż jest na chodzie. Kiedy zajrzałem pod pokład, znalazłem ciało. Najpierw sprawdziłem, czy facet żyje, a następnie wystukałem numer sto dwanaście. Starałem się niczego nie dotykać, chociaż musiałem przecież sprawdzić mu puls. I właśnie wtedy się zjawiliście.
– Przepraszam – powiedziała.
– Przestań. To w końcu twoja praca.
– Może i tak, ale nie tylko o to chodzi. Przykro mi, że przyjechałeś się pożegnać i nagle wciągnięto cię w coś takiego.
Posłał jej zmęczony uśmiech.
– W ciągu ostatnich miesięcy zdążyłem się nauczyć, że nigdy nie wiadomo, z czym przyjdzie się człowiekowi zmierzyć. Życie nie jest takie proste.
Zabolało ją serce. Tyler był bardzo silnym człowiekiem. Na Bliskim Wschodzie widział rzeczy, o których nie umiał teraz nawet mówić. A jednak jakoś przetrwał. Udało mu się również przeboleć utratę żony oraz dorosnąć do roli samotnego ojca. Niezależnie jednak od swojej siły, nie mógł uciec ani przed żałobą, ani przed poczuciem własnej kruchości, wiążącym się z procesem gojenia emocjonalnych ran.
Starała się oddychać powoli i spokojnie.
– Powiedziałeś, że jesteś tu dzisiaj, ponieważ planujesz sprzedać łódź.
Skinął głową.
– Chciałem wykonać pożegnalną rundkę. A potem, tak... zamierzałem ją sprzedać. Jestem gotów zamknąć ten rozdział. Inaczej nigdy nie stanę na nogi.
Właśnie to starał się osiągnąć przez ostatnie trzynaście miesięcy. Nikki towarzyszyła mu na pogotowiu w chwili, gdy lekarz orzekł, że Katie nie żyje. Potem, w pierwszą rocznicę jej śmierci, wybrali się razem na wspinaczkę w okolice Smoky Mountains . Dawali sobie nawzajem dużo wsparcia. I nic więcej.
Tyler był mężem najlepszej przyjaciółki Nikki. Mężem i ojcem pogrążonym w żałobie. Z tego powodu robiła, co w jej mocy, aby pomóc jemu i Liamowi dojść do siebie. Przynoszenie im chińszczyzny na wynos, wspólne oglądanie filmów czy siedzenie wraz z Liamem nad konsolą do gier okazywało się w tych okolicznościach całkowicie naturalne.
Do momentu, gdy ich znajomość nabrała rozpędu. Przynajmniej dla niej. Miłość nadeszła zupełnie niespodziewanie. Nie planowała tego. Z braku innych możliwości ukryła własne uczucia w najsekretniejszym zakamarku serca, gdzie nikt nie zdołałby odgadnąć ich istnienia.
Znowu na niego spojrzała, żałując w duchu, że nie potrafi zgasić tych uczuć tak, jak gasi się światło w kuchni. Nie żywiła wobec niego żadnych oczekiwań. Nie wiedziała jednak także, jak zagłuszać szloch własnego serca za każdym razem, gdy on na nią patrzył. Albo jak uspokajać oddech, kiedy dotykał jej ręki. Przyjaźnili się od lat, lecz teraz... Z jej winy wszystko się zmieniło.
– Powinieneś był do mnie zadzwonić – powiedziała, rezygnując tym samym z formalnego charakteru tej rozmowy. – Wzięłabym wolne i przyjechalibyśmy tu razem.
Ich spojrzenia się spotkały.
– Wiedziałem, że przyjechałabyś ze mną, gdybym cię poprosił. Ale chciałem uporać się z tym w samotności.
Skinęła głową. Tyler nie był jej nic winien. Nie odwzajemniał uczuć, jakie wobec niego żywiła, ona zaś nie miała najmniejszego powodu, by się przed nim odkrywać. Dzieliło ich zbyt wiele.
Katie.
Przeszłość.
– Przyznaję: nie spodziewałem się, że to będzie aż takie trudne – powiedział. – Powrót do miejsca, gdzie widziałem ją po raz ostatni. A kiedy wszedłem do kabiny... zobaczyłem jego. Gapił się na mnie pustym wzrokiem. Przez moment poczułem się tak, jakby to Katie na mnie patrzyła.
Zalała ich oboje fala wspomnień. Ciemna, dręcząca.
– Zabawne, jak toczy się życie – ciągnął. – Czasami mam wrażenie, że wracam do pionu. Że umiem już odbudować świat swój i Liama. Ale nadal prześladuje mnie poczucie winy z powodu wydarzeń, jakie rozegrały się tamtego dnia.
Podniosła rękę i pogłaskała go po policzku, marząc o tym, aby wszystko wyglądało jak dawniej.
– Nie jesteś winny temu, że umarła. Wiesz o tym, Tyler.
– Już to kiedyś wałkowaliśmy. Powinienem był ją chronić, a nie zrobiłem tego. Nie zapobiegłem jej śmierci.
– Wiem.
– Teraz, tutaj, to wszystko znów nabiera realności. – Zapatrzył się w wodę. Zacisnął szczęki i zatonął w rozmyślaniach o przeszłości. – Służyłem w trzech misjach pokojowych na Bliskim Wschodzie i zawsze udawało mi się przechytrzyć śmierć, chociaż dobrzy ludzie wokół mnie ginęli. Za walkę w obronie ojczyzny przyznano mi Purpurowe Serce , a jednak pozwoliłem umrzeć Katie i naszemu dziecku. Tak często kłóciliśmy się o to, czy powinienem wrócić do służby... a teraz ta sprawa nie ma już absolutnie żadnego znaczenia.
– Nie pozwoliłeś im umrzeć, Tyler.
Nikki nie panowała już nad emocjami. W jej oczach zalśniły łzy, a serce bolało coraz bardziej. To był wypadek. Nikt – nawet policjanci, którzy przeprowadzali rutynowe dochodzenie – ani przez moment nie obwiniał Tylera. Takie rzeczy przytrafiają się ludziom zupełnie bez powodu. Ale świadomość tego nie przynosi żadnej ulgi. Ona sama doskonale o tym wiedziała.
Ręka Nikki powędrowała bezwiednie do szyi do wisiorka w kształcie serca, w którym przechowywała fotografię swojej siostry. Milion razy zadawała już sobie pytanie, jak Sarah wyglądałaby dzisiaj, gdyby nagle stanęła w drzwiach. Minęło dziesięć lat, ona zaś wciąż nie traciła nadziei, że siostra żyje. Nadal nie umiała także pozbyć się dręczącego poczucia winy. Patrzyła, jak rodzice zmagają się z rozpaczą po zaginięciu młodszej córki i usiłują poukładać sobie życie na nowo – tak jakby to w ogóle było możliwe. Zniknięcie Sarah pozostawiło jednak pustkę nie do wypełnienia. Przede wszystkim dlatego, że dramat się jeszcze nie skończył. Nikki nie była pewna, czy zakończy się kiedykolwiek.
Może na tym właśnie polega żałoba. Mijające lata łagodzą nieco ból i stępiają ostrze rozpaczy, nigdy jednak nie eliminują jej do końca. Nadchodzi znienacka i oplata się wokół ciebie, odcinając wszelkie drogi ucieczki.
– To był wypadek, Tyler. Nie możesz się obwiniać.
– Wiem. Tak naprawdę to wiem, ale... często marzę, żeby cofnąć czas i przenieść się do tamtego dnia. Gdybym wtedy stał przy niej zamiast ślęczeć pod pokładem... Myślałem, że powrót tutaj okaże się dla mnie krokiem naprzód, a tymczasem uświadomiłem sobie jedynie własną bezradność.
Żadne z nich nie mogło zmienić przeszłości. Podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy, i zauważyła w nich bezbrzeżny smutek. Podobnie jak ona, będzie się do końca życia zadręczał wyrzutami sumienia, o ile nie nauczy się ich jakoś kontrolować.
– Chodźmy stąd. – Jej głos zniżył się niemal do szeptu. – Powinieneś pojechać na komisariat i opowiedzieć, co się stało.
– Okej. Chociaż nadal czuję się tym trochę przytłoczony. – Mówiąc to, skinął głową w kierunku dolnego pokładu. – Dobrze przynajmniej, że nie zabrałem ze sobą Liama. Gdyby ze mną przyjechał...
Przypominałoby to dzień śmierci Katie. Oboje zachowali w pamięci żywe wspomnienie tamtych chwil. Nikki oczekiwała na karetkę w szpitalu, zanim jednak zdążyli dotrzeć na miejsce, Katie już nie żyła.
Wciąż zerkała na Tylera, walcząc z pokusą rzucenia mu się w ramiona. Chciała w ten sposób pokazać, że pozostanie przy nim na zawsze, nawet jeśli ich uczucia nie biegły tym samym torem. W międzyczasie musiała się także rozprawić z własnymi emocjami, które w ostatnich tygodniach odmieniły ją niemal nie do poznania.
– To nie powinno długo potrwać – rzekła, ruszając przed siebie.
– W porządku, Nikki. Dam sobie radę. Ale najpierw...
Zatrzymała się i odwróciła do niego.
– Może to kiepski moment, ale nie widziałem cię od miesiąca. Bardzo się... oddaliłaś. Jeśli czymś cię uraziłem...
– Nie... To nie przez ciebie. Ta robota jest po prostu czasochłonna.
Posłużyła się pracą jako wymówką, on zaś od razu to zrozumiał. Dostrzegła błysk żalu w jego oczach. Ale przecież nie mogła powiedzieć prawdy.
Uświadomiłam sobie, że cię kocham, i okropnie bałam się spytać, czy ty czujesz to samo.
– Liam za tobą tęskni – powiedział Tyler. – Wczoraj wieczorem marudził, że chce, byś do nas wpadła.
A ty? Tęskniłeś za mną?
Tak bardzo chciałaby to usłyszeć! Wiedzieć, że on jej potrzebuje. Rozumiała jednak, że się takich słów nie doczeka. Nie umiała również dłużej odgrywać roli dobrej przyjaciółki, skoro jej serce pragnęło czegoś więcej. Dlatego postanowiła ograniczyć z nim kontakt.
Co powinna mu teraz powiedzieć?
Że nie odbierała jego telefonów, bo potajemnie się w nim kochała. Że śmierć Katie nie zmniejszała wyrzutów sumienia związanych z tą miłością. Poza tym, Tyler nie byłby na pewno gotów na taki krok. Jeszcze nie. I nie szukał na razie kandydatki do nowego związku. Gdyby zdradziła mu się ze swoimi uczuciami, mogłaby zepsuć ich aktualną relację i nie dostać nic w zamian. Nie zamierzała podejmować ryzyka.
Zeszli z łodzi na drewnianą przystań. Nikki pośpieszyła w stronę Jacka, nadal rozmawiającego przez telefon. Niedługo to wszystko się skończy. Na miejscu pojawią się technicy, którzy potwierdzą prawdziwość słów Tylera. I, być może, odkryją, kto zamordował Maca Hudsona.
– Nikki! – wrzasnął Jack, stojąc na końcu przystani. Zaczął biec w jej kierunku. – Łódź!
Nikki i Tyler odwrócili się jednocześnie. Na pokładzie Izabeli dostrzegli jakąś sylwetkę, która uruchomiła silniki i zaczęła się oddalać od brzegu.3
Godzina 9.26
Nikki rzuciła się pędem w stronę Izabeli, było już jednak za późno, by wskoczyć na pokład. Łódź oddalała się w szybkim tempie. Agentka stała na drewnianym podeście, wyrzucając sobie, że emocje zakłóciły jej pełnienie służby. To nie powinno się wydarzyć. Miała obowiązek zabezpieczyć łódź, zanim wdała się w prywatną rozmowę z Tylerem.
Po błyskawicznym przeanalizowaniu sytuacji pobiegła do następnego slipu , oddalonego zaledwie o kilka metrów od miejsca, w którym jeszcze przed chwilą stała Izabela. Jakiś człowiek pastował tam w skupieniu motorówkę. Nikki po raz kolejny zerknęła na jezioro. Łódź Tylera pruła jego powierzchnię, dźwigając na pokładzie zwłoki mężczyzny oraz, być może, mordercę. Z każdą sekundą uciekała coraz dalej – a wraz z nią oddalała się perspektywa odnalezienia Lucy. Nie miała wyboru.
Wyjęła odznakę i weszła na pokład motorówki.
– Proszę pana, muszę skorzystać z pańskiej łodzi.
– Co takiego? – Na widok policjantki mężczyzna zamarł.
Jack znalazł się nagle obok niej.
– Słyszał pan. Potrzebujemy tej łodzi. Teraz.
– Chwileczkę. – Facet poprawił na głowie czapkę z daszkiem. – Możecie to zrobić? Tak po prostu mi ją... zabrać?
– Wygląda na to, że tak – mruknął Jack, siadając za sterem.
– Ścigamy podejrzanego o morderstwo – dodała Nikki, odwiązując wraz z Tylerem liny cumownicze. – Jeśli zatem nie chce pan zostać oskarżony o utrudnianie śledztwa...
– Morderstwo? Nie ma mowy... Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. – Rozmówca wyglądał na przerażonego i szybko wyskoczył na ląd. – Ale oczekuję, że łódź wróci do mnie w jednym kawałku.
– Wróci – zapewniła Nikki.
– Dowiedzcie się, kto za tym stoi – poprosił Tyler, podając jej ostatnią linę.
Skinęła głową i usiadła. Nie brakowało jej determinacji. Podejrzewała, że schwytanie mordercy Maca doprowadzi ich do Lucy.
– Umiesz w ogóle pływać motorówką? – zapytała, przekrzykując warkot maszyny, podczas gdy Jack dość nieporadnie manewrował drążkiem sterowym, próbując uniknąć zderzenia z drewnianym słupem. – Nie możemy go zgubić.
– Nigdy nie trać wiary w swojego partnera. – Jack zdołał wreszcie odbić od brzegu. – Mój ojciec miał taką łajbę, kiedy byłem w liceum. Mnóstwo czasu spędziłem na jej pokładzie. Pływanie łódką okazało się znacznie fajniejsze niż kąpiele w zalewie pełnym bakterii.
Woda rozpryskiwała się na wszystkie strony, gdy pruli naprzód, zwiększając prędkość w miarę wypływania na jezioro upstrzone maleńkimi, zalesionymi wysepkami. Nikki czuła, że czas nagli. Troje ludzi zginęło, oni zaś nadal nie wiedzieli, kto za tym stoi. Ani kto kieruje tą drugą łodzią.
– Zadzwonię do Gwen, żeby sprowadziła helikopter – powiedziała, trzymając się metalowej poręczy dla zachowania równowagi. – Musimy dopaść tego gościa.
Serce waliło jej w piersi, kiedy czekała, aż Gwen odbierze telefon. Jack tymczasem zmuszał silnik do maksymalnego wysiłku. Hukowi maszyny wtórował ryk zimnego wiatru, a kropelki wody osiadały na przedniej szybie. Jack zwiększył jeszcze prędkość. Motorówka zakołysała się, kiedy uderzyli w falę powstałą niespodziewanie na spokojnej dotąd tafli jeziora. Z każdą chwilą przybliżali się do łodzi Tylera.
Gwen odezwała się po czwartym sygnale.
– Gwen... – zaczęła Nikki.
– Gdzie jesteście? Ledwo cię słyszę.
– Ścigamy podejrzanego na zarekwirowanej łodzi. Jesteśmy na środku Percy Priest Lake – wyjaśniła Nikki, przekrzykując ryk maszyny.
– Mam nadzieję, że żartujesz – odparła Gwen. – Właśnie wysłałam do was techników. Jack powiedział, że znaleźliście zwłoki Maca Hudsona.
– Zgadza się, ale na łodzi był ktoś jeszcze. Jak szybko możesz nam załatwić wsparcie z powietrza?
– Zaczekaj sekundę...
Nikki kurczowo uczepiła się poręczy. Obserwowała zaciętą minę Jacka, który robił, co w jego mocy, aby zniwelować odległość dzielącą ich od Izabeli. Ciągle jednak nie mogli jej dogonić. Łódź Tylera nie zwalniała tempa.
– Zdaje się, że jeden z policyjnych helikopterów jest w tej chwili na chodzie – odezwała się po chwili Gwen. – I to niedaleko od was. Poinformuję też straż przybrzeżną. Niech wyślą tam łódź patrolową.
Nikki się rozłączyła. Wiatr rozwiewał jej włosy na wszystkie strony, kiedy bacznie obserwowała jezioro. Zacisnęła zęby. Zobaczyła, że kolejna łódź odbija od nabrzeża i płynie w ich stronę.
Izabela nie zmieniała ani prędkości, ani kierunku.
– Jack... Oni się zaraz zderzą, jeśli któraś z łodzi nie zmieni kursu.
– Widzę. Ale co ja mogę na to poradzić?
Osoba sterująca motorówką w ostatniej chwili skręciła w prawo, cudem unikając zderzenia. Nikki zagryzła wargę. Jack napierał na drążek ze wszystkich sił, starając się dopaść uciekiniera. Pojazd trząsł się i skakał po powierzchni wody.
– Wciąż płynie za szybko.
– Trzymaj się – nakazał Jack. – Kiedy dostaniemy jakieś wsparcie?
– Nie wiem. Za minutę... może dwie.
Czterdzieści pięć sekund później usłyszeli nad sobą ryk helikoptera. Nikki uniosła głowę. Maszyna minęła ich i skierowała się w stronę uciekającej łodzi.
Jakiś głos przemówił przez megafon:
– Tu jednostka powietrzna policji stanowej. Proszę zatrzymać łódź i wyłączyć silniki.
Izabela nie zwolniła ani odrobinę.
– On naprawdę myśli, że się im wywinie? – zastanawiała się głośno Nikki.
Patrzyła, jak helikopter zbliża się do łodzi, czekając, aż osoba za sterem wyłączy silnik. Po kilku sekundach padły strzały ostrzegawcze. Łódka skręciła gwałtownie w prawo, po czym zmniejszyła prędkość.
– Proszę wyłączyć silniki – powiedział ten sam głos – a następnie przejść na dziób z rękami uniesionymi do góry.
Nikki zarzuciła na prawą burtę dwa ochraniacze, aby zabezpieczyć kadłub, podczas gdy Jackowi udało się wreszcie dopłynąć do Izabeli. Teraz należało sczepić ją z motorówką.
Agentka spętała obie maszyny za pomocą lin, a później, z trudem utrzymując równowagę, wskoczyła na pokład łodzi Tylera z wysoko uniesioną bronią. Pod stopami czuła kołysanie.
– Jesteśmy z Biura Śledczego Stanu Tennessee. Proszę przejść na dziób z rękami w górze.
Mężczyzna wykonał polecenie. Na oko pięćdziesięciolatek... wydatne brzuszysko... łysina...
Nikki rozpoznała go natychmiast.
– George?
– Proszę. – Twarz wykrzywiła mu panika. – Nie strzelaj. Wszystko ci wyjaśnię.
Nikki sięgnęła po kajdanki i ruszyła w jego stronę, starając się zebrać myśli.
George Brennan był teściem Tylera. Ale co on tutaj, na litość boską, robił?
Łodzią znowu zakołysało, ciskając ich oboje do przodu. George chwycił się kurczowo poręczy, by nie upaść, podczas gdy Nikki zaklęła, z trudem utrzymując równowagę.
– Nikki! – krzyknął Jack z sąsiedniej łodzi. Starał się zawiązać drugą linę.
Odwróciła się w momencie, kiedy Izabela znów się rozkołysała, a Jack wypadł za burtę.
Szybko przykuła George’a do poręczy, modląc się w duchu, by kolega potrafił pływać.
– Nie ruszaj się stąd. Zaraz wracam.
Policyjny helikopter wisiał nad nią, gdy z powrotem wskoczyła na motorówkę. Poczuła nagły przypływ adrenaliny, widząc, jak Jack rozbryzguje ramionami wodę od strony przystani. Chwyciła przewiązane liną koło ratunkowe i cisnęła je w błękitny odmęt, a następnie pomogła koledze wydostać się z jeziora.
– W porządku? – zapytała, kiedy zdołał już odzyskać oddech.
– Tak, chociaż zastanawiam się, dlaczego to akurat ja musiałem wpaść do wody. – Przeczesał palcami mokre włosy, ona zaś zajrzała do jakiejś skrytki w poszukiwaniu koca. – Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz.
Zdjął ociekającą wodą kurtkę i podwinął rękawy koszuli, zanim przyjął z jej rąk pled.
– Możliwe, że już za późno – odparła, wskazując głową łódź straży przybrzeżnej, zmierzającą w ich kierunku.
– Wspaniale – mruknął. – Dlaczego mam wrażenie, że zaraz zapadnę się ze wstydu pod ziemię?
– Nie zapadniesz się. – Nikki posłała koledze uśmiech, stwierdziwszy z ulgą, że nic mu nie jest. – Chyba.
– Dzięki.
Jeden ze strażników krzyknął do nich ze swojej łodzi:
– Potrzebujecie pomocy?
– Tak, właśnie schwytaliśmy podejrzanego o morderstwo – odparła Nikki.
– Możemy odholować tę motorówkę z powrotem do przystani – zaoferował strażnik.
– Byłoby świetnie – zgodziła się, podając mu numer slipu. – Dziękujemy.
– Coś jeszcze?
– Nie, z resztą chyba sobie poradzimy.
Nikki pomogła Jackowi rozczepić obie łodzie, a potem zadzwoniła do Gwen, podczas gdy strażnicy zajęli się motorówką.
– Mamy go – oświadczyła koleżance. – Przekaż pilotowi, że kończymy akcję.
– Zrozumiałam. Spotkamy się na komisariacie.
Nikki patrzyła na helikopter, który przez kilkanaście sekund krążył w powietrzu, by następnie oddalić się w kierunku nabrzeża.
– Rozpoznałam naszego podejrzanego – powiedziała, gdy oboje z Jackiem stanęli już na pokładzie Izabeli.
– Poważnie? Znasz tego gościa? – zdziwił się.
Skinęła głową. Cokolwiek się tu stało, trzeba będzie to gruntownie wyjaśnić.
– To George Brennan. Teść Tylera.
– Teść? Żartujesz sobie.
Westchnęła. Nie mieli teraz czasu na roztrząsanie, co to może oznaczać. Wiedziała jedynie, że Tyler na pewno nie jest zamieszany w morderstwo. Nie okłamałby jej. Za długo się znali. Nie dało się jednak zaprzeczyć, że on i George znajdowali się na łodzi w czasie, gdy zamordowano tam człowieka.
Dotarli do dziobu Izabeli. Jack usiadł za sterem.
– Nikki? – odezwał się George.
– Dla ciebie: specjalna agentko Boyd – odparła. – Teraz cię rozkuję, a ty spokojnie usiądziesz obok mnie i nie będziesz się ruszał.
– Dobrze, ale najpierw muszę ci coś powiedzieć – wyjąkał, gdy zdejmowała mu kajdanki. Pot spływał mu po czole. – Nie zabiłem tego człowieka.
Zaprowadziła go na wolne miejsce w kabinie pilota. Ponownie go zakuła, a Jack zawrócił maszynę do przystani.
– Co zatem robiłeś na łodzi swojego zięcia? – zapytała. – I dlaczego, do cholery, próbowałeś nam zwiać?
– Ja... wpadłem w panikę. To było głupie, wiem. Ale przysięgam, że nikogo nie zabiłem.
Nikki zacisnęła usta. W innych okolicznościach miałaby mu do powiedzenia wiele rzeczy. Że nigdy nie zachowywał się wobec Katie jak prawdziwy ojciec. Że jego dotychczasowe wyczyny skłaniały ją do negowania wszystkiego, co teraz mówił. Kosztowały go też utratę córki i żony...
Ale nie mogła stawiać samej siebie w pozycji arbitra.
– Nie martw się. Będziesz miał sporo czasu, żeby wszystko wyjaśnić.
Sięgnęła wzrokiem przez marszczącą się wodę w stronę nabrzeża. Nic tu nie trzymało się kupy. Tyler wraz z teściem przebywali na łodzi. Nie potrafiła uwierzyć, że przyjaciel mógłby maczać palce w zabójstwie człowieka. Z drugiej strony, nie mogła także pozwolić, aby osobiste względy przesłoniły jej dobro śledztwa. Carter odsunąłby ją od niego w mgnieniu oka.
Technicy zdążyli pojawić się na przystani, zanim Jack zaparkował Izabelę na dawnym miejscu. Tyler również na nich czekał, stojąc na drewnianym mostku.
– George? – Na twarzy Granta odbiło się zmieszanie, gdy Nikki wyprowadzała jego teścia w kajdankach. – Co ty tu robisz?
Mężczyzna obrzucił go krótkim spojrzeniem i potrząsnął głową.
– Nie uwierzyłbyś, gdybym ci powiedział.
– Spróbuj – naciskał Tyler.
– Nie teraz – przerwała im Nikki. Spojrzała na przyjaciela. – Musimy zabrać was obu na komisariat. W tym czasie technicy zajmą się łodzią. Bo, jeśli zdążyliście już zapomnieć, na jej pokładzie wciąż znajdują się zwłoki. A wy jesteście obecnie naszymi głównymi podejrzanymi.