- W empik go
Zagłada miasta. Świadectwa ludzi Powstania - ebook
Zagłada miasta. Świadectwa ludzi Powstania - ebook
Opowieść o Powstaniu – tragicznej determinacji, która musi przynieść klęskę. Od samobójczej decyzji o jego wybuchu, po ostateczne konsekwencje – katastrofę miasta. Poruszający obraz, wyłaniający się z indywidualnych zapisów zebranych przez KARTĘ.
„Dla wielu śmierć miasta to wzmianka w komunikacie albo z dala oglądany słup czarnego dymu. Dla tych, co przez to przeszli, dla nas, co tam byliśmy – to projekcja makabrycznego filmu. Ja taki film o śmierci mych bliskich, o śmierci mych kolegów, o śmierci miasta oglądałem z rzędów, gdzie obowiązywało opanowanie. Lecz rzeczywiście – bardziej nas przeraża jeden płonący dom niż cała płonąca dzielnica. Do dziś mam w oczach obraz spalonego przez „krowę” mężczyzny, gdy spokojnym głosem prosił o papierosa. On już wtedy wiedział – tak jak my uświadomiliśmy to sobie nieco później – że ratunek nie przyjdzie”.
Olgierd Sawicki
Spis treści
OD WYDAWCY
Zbigniew Gluza
DECYZJA
Tomasz Borkowski – Decyzja „W”
POWSTANIE
Danuta Nogajewska – Kamienica
Bronisława Magdalena Suszczyńska-Ochman – Placówka
Danuta Przystasz – Odpowiedzialność
Olgierd Sawicki – Taki rozkaz
Krystyna Mierzejewska – Kapitulacja
Antoni Bieniaszewski, Jerzy Chlistunoff,
Halina Cieszkowska, Tadeusz Zapałowski – 63+7 dni
KATASTROFA
Tomasz Borkowski – Martwe miasto
BIOGRAMY
NOTA EDYTORSKA
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65979-92-6 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zbigniew Gluza
Zagłada 1944 – oczywisty, choć maskowany symbol stolicy. Polski znak „44”, zapowiedziany w Dziadach przez Adama Mickiewicza – odniesiony do roku – w XX wieku objawił się w sposób złowieszczy. Za oczekiwanych przez wieszcza wskrzesicieli narodu można uznać heroicznych, co szli w powstanie „bez broni”, a potrafili wytrzymać 63-dniową nawałnicę niemiecką. Zarazem jednak narodowym przekleństwem okazali się nieodpowiedzialni wodzowie. Latem ’44, w kluczowym momencie, przywódcy narodu uciekli bowiem w swoiste milczenie, pchające ku katastrofie.
Wybuch Powstania Warszawskiego miał przesądzić o przyszłości Polski i – przesądził. Podjęta walka miała zabezpieczyć kraj przed skomunizowaniem, a ostatecznie ułatwiła Sowietom zaborczy najazd; starcie to zniszczyło ogromną część przyszłej polskiej elity. Poświęcona została Warszawa, której straceńczy akt miał być argumentem wobec aliantów, przyniósł natomiast na wiele lat utratę centrum polskiego życia społecznego. Kraj stanął wobec powinności własnego heroizmu – można było oczekiwać od społeczeństwa skrajnego oddania, jednak nie wtedy, gdy zryw był aż tak beznadziejny. Powstanie musiało przegrać militarnie, a grę polityczną wokół niego prowadzono lekkomyślnie.
W krytycznej końcówce lipca 1944 zabrakło stanowczego przywódcy, potrafiącego rozważyć skalę ryzyka – w swoich rolach nie sprawdzili się ani Naczelny Wódz, ani Premier z Ministrami Rządu w Londynie, ani grupa kierownicza Państwa Podziemnego. Decyzja została podjęta, ale tak, jakby zdarzyła się mimowolnie. Poprzedzamy w tej książce zbiór świadectw indywidualnych, wprowadzających w rytm dni powstańczych, wielogłosem kręgów zwierzchnich, by wyjaśnić, co przesądziło o rozkazie 1 sierpnia. Zapowiedź spodziewanej klęski, wyraźnie przed tym dniem sformułowaną, można uznać za element samobójczy polskiej tożsamości.
Powstanie, rozpaczliwe w kontekście sytuacji na froncie, ze swym tragicznym rezultatem, na ponad trzy dekady odebrało Polakom ducha buntu. Po katastrofie zabrakło miasta; stało się ono ledwie masą upadłościową – tę, organizując zarazem spontaniczny czyn warszawiaków, zagospodarowywały już władze komunistyczne. Zabrakło stołecznej elity, z której obecnością w przedwojennych murach trudniej byłoby zaprowadzać stalinowskie porządki, a późniejszy konformizm społeczeństwa nie byłby aż tak dotkliwy. Wewnętrzny obraz opustoszenia tuż po Powstaniu przedstawiamy głosami pozostałych w ruinach miasta nielicznych rozbitków.
Niewyobrażalną odwagę powstańców generacje żyjące w pokoju mogą przyjąć za symbol wierności Niepodległej. Nie da się natomiast honorować tak przywódców – w ich przypadku sama odwaga to za mało. Powstanie może być współcześnie lekcją patriotycznej dzielności, nie nadaje się jednak na lekcję patriotycznego rozsądku. Nauka odpowiedzialności, idąca z tego doświadczenia, nie wydaje się przebrzmiała, dlatego wracamy do wyrazistych zapisów Powstania, które pojawiły się na łamach „Karty” w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Kolejne świadectwa ze środka wydarzeń, wolne od późniejszych interpretacji, wprowadzają w piekło 1944 roku.
Nie sposób jednak odebrać roli wskrzesicieli samym powstańcom. Ich wyzwoleńcza motywacja, determinacja w walce „bez broni” może być do dzisiaj wzorem ofiarności wobec Ojczyzny – bezinteresownej, bo osobistych profitów nie można się było spodziewać. Ten kapitał „oddania się”, zestawiony z zapaścią społeczną i materialną miasta, można czytać jako ponadczasowe, uniwersalne przesłanie antywojenne: stanowczy opór bez przemocy, we własnych murach. Wszak ruch powstańczy przyniósł zagładę, a kolejny po nim – solidarnościowy – epokowe zwycięstwo.
Zbigniew Gluza
Warszawa, lipiec 2020Decyzja „W”
Wybrał i podał do druku Tomasz Borkowski
Stefan Korboński szef Kierownictwa Walki Cywilnej przy Delegaturze Rządu RP na Kraj
Czuliśmy, że zbliża się moment decydujący. W lipcu wziąłem udział w paru rozmowach, na których był obecny Delegat Rządu Jankowski i wojskowi oraz cywilni przywódcy podziemia. Uczestnicy ich, przy tej czy innej okazji, wypowiadali się na temat aktualnej sytuacji i stawiali horoskopy na przyszłość. Wyłaniała się z tego zupełnie jasna koncepcja powstania. Brali oni pod rachubę po pierwsze konieczność wystąpienia zbrojnego w Warszawie, jako jednego z elementów „Burzy”. Po drugie, było nie do pomyślenia, by 40-tysięczna AK w Warszawie mogła wytrzymać bez końca i bez użycia broni widok cofających się, rozbitych Niemców. Po trzecie, duma i godność narodowa wymagały, by stolica była wyzwolona własnymi, polskimi rękoma i to było poza wszelką dyskusją. Po czwarte – co powiedziałby świat zachodni, gdyby Rosjanie zdobyli Warszawę tylko własnym wysiłkiem? Wtedy Stalin bez trudu przekonałby aliantów, że AK, rząd podziemny i całe w ogóle polskie podziemie – to fikcja.
Warszawa, lipiec 1944
Gen. Leopold Okulicki zastępca Szefa Sztabu Komendy Głównej AK do spraw operacyjnych
Byłem od początku zdecydowanym zwolennikiem wyzwolenia Warszawy przez AK. Wystąpiłem z wnioskiem w tym duchu do Pełczyńskiego¹ i okazało się, że w jego głowie już kiełkuje ta sama myśl. Poszliśmy razem do „Bora”, który też się z nami zgodził.
Trudności zaczęły się dopiero, gdy przyszło do podjęcia decyzji, kiedy rozpocząć walkę. Z rosnącą niecierpliwością obserwowałem w tych dniach „Bora”, który wciąż się wahał, zastanawiał i okazywał wewnętrzną rozterkę. Nie licowało to wszystko z postawą dowódcy, który wobec podkomendnych musi okazywać stanowczość i zdecydowanie. Tymczasem „Bór” kazał wszystkim po kolei wypowiadać się, raz po raz kogoś brał na bok, chwytał za guzik i wszystkich świętych prosił o radę. W końcu zacząłem się niepokoić, czy „Bór” kiedykolwiek zdecyduje się zacząć.
Warszawa, lipiec
Gen. Tadeusz Bór-Komorowski dowódca Armii Krajowej w meldunku do gen. Kazimierza Sosnkowskiego (Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych)
1. Na podstawie dotychczasowego przebiegu wypadków stwierdzam, że Sowiety dążą do wywołania powstania w Polsce przy pomocy Polskiej Partii Robotniczej. Liczą oni, że społeczeństwo polskie, zmęczone okupacją niemiecką i żądne odwetu, da się porwać do walki. Zarządzenia sowieckie przewidują wywołanie walki z chwilą przekroczenia przez nich Bugu.
Oceniam, że zamiary sowieckie mogą udać się w realizacji, o ile nie przeciwstawimy im tu swej postawy i swego działania. Zdaję sobie sprawę, że udanie się takiego wybuchu ułatwiłoby Sowietom działania wojenne, lecz głównie miałoby wartość polityczną. Kraj stworzyłby pozory chęci współpracy z Sowietami i podporządkowania się im, a ludność poniosłaby olbrzymie straty oraz nastąpiłby rozłam w społeczeństwie polskim, co ułatwiłoby Sowietom przeprowadzenie ich planów politycznych w Polsce.
2. Siły AK składają się z tzw. plutonów powstańczych i oddziałów partyzanckich, są dziś zdolne do wykonania „Burzy” przez nękanie tylnych elementów cofających się Niemców, działalność ta nie może dać dużego efektu militarnego, jest jedynie demonstracją zbrojną.
Przy obecnym stanie sił niemieckich w Polsce i ich przygotowaniach przeciwpowstańczych, polegających na rozbudowie każdego budynku zajętego przez oddziały, a nawet urzędy, w obronne fortece z bunkrami i drutem kolczastym, powstanie nie ma widoków powodzenia. Może ono udać się jedynie w wypadku załamania się Niemców i rozkładu wojska.
Dając Sowietom minimalną pomoc wojskową, stwarzamy im jednak trudność polityczną, AK podkreśla wolę Narodu w dążeniu do niepodległości. Zmusza to Sowiety do łamania naszej woli siłą i stwarza im trudność w rozsadzeniu naszych dążeń od wewnątrz.
Zdaję sobie sprawę, że ujawnienie nasze może grozić wyniszczeniem najbardziej ideowego elementu w Polsce, lecz niszczenia tego nie będą Sowiety mogły przeprowadzić skrycie, a będzie musiał nastąpić jawny gwałt, co może wywołać protest przyjaznych nam sojuszników.
W trudnej naszej sytuacji, decyzje te uważam za konieczne i możliwe do zrealizowania.
Warszawa, 14 lipca
Gen. Stanisław Tatar zastępca Szefa Sztabu Komendy Głównej AK do spraw operacyjnych, odleciał w nocy 15/16 kwietnia 1944 do Londynu (w ramach operacji „Most I”), gdzie Naczelny Wódz mianował go zastępcą Szefa Sztabu Głównego do spraw krajowych
Prezydent miał twarz zatroskaną. Najpierw rozmawialiśmy o sytuacji, która stawała się krytyczna. Po pokonaniu wszystkich sił niemieckich napotkanych na drodze, Armia Czerwona zbliżała się do Bugu, ostatniej przeszkody naturalnej przed Warszawą. Gdy ją przekroczy, co jest już kwestią dni, droga do stolicy Polski będzie otwarta.
– Żyliśmy dotychczas, jakby ten problem nie istniał, lecz wkrótce narzuci się on nam w sposób dramatyczny, gdy oddziały Armii Krajowej spotkają się twarzą w twarz z Armią Czerwoną. Co mają wtedy robić? Oto pytanie zasadnicze. Naszym obowiązkiem jest na nie odpowiedzieć. Jeśli my nie rozwiążemy tego problemu na drodze dyplomatycznej, to jak można wymagać, aby mogli to zrobić nasi ludzie w terenie.
– Wiem o tym – odpowiedział mi smutnym głosem – lecz co my możemy zrobić?
– A co oni mogą zrobić tam? Z punktu widzenia naszych stosunków z Rosjanami, mają tylko jedną alternatywę – poddać się lub bić. W obydwu przypadkach tracimy wszystko. Do nas należy znalezienie rozwiązania, lecz w tym celu rząd musi być w komplecie.
Zrozumiał aluzję, gdyż odpowiedział:
– Nieobecność Naczelnego Wodza bardzo mnie martwi.
Zapytałem, dlaczego upoważnił go do wyjazdu . Prezydent odparł, że Sosnkowski zobowiązał się słowem honoru wrócić w ciągu 48 godzin na jego pierwsze wezwanie.
Londyn, 14 lipca
Ppor. Tadeusz Chciuk emisariusz rządu RP na uchodźstwie, kierownik kurierów w MSW
Z Delegatem Rządu żegnałem się wczesnym popołudniem 16 lipca, spacerując po ulicy Wilczej. Wysłuchałem ostatnich wskazówek i próśb, co mam przekazać premierowi i ministrom w Londynie i na rozwiązaniu jakich problemów krajowi szczególnie zależy. A na pożegnanie, niejako na odchodnym, zadałem „Sobolowi” pytanie wprost:
– Co pan, panie doktorze, myśli o ewentualnym powstaniu w Warszawie? Ludzie o tym rozprawiają.
– Powstanie w Warszawie – odpowiedział Jankowski expressis verbis – byłoby nonsensem.
Warszawa, 16 lipca
Gen. Tadeusz Bór-Komorowski w depeszy do Sztabu Naczelnego Wodza
Na froncie wschodnim Niemcy nie są już w stanie odebrać inicjatywy z rąk sowieckich ani też przeciwstawić się skutecznie. W ostatnim czasie coraz częściej widzimy objawy wewnętrznego rozkładania się armii niemieckiej, która jest bardzo zmęczona i bez chęci do walki. Ostatni fakt zamachu na Hitlera , łącznie z położeniem wojennym Niemiec, doprowadzić może do ich załamania się w każdej chwili. Zmusza to nas do stałej i pewnej gotowości do powstania.
Z tego względu wydałem rozkaz stanu czujności do powstania z dniem 25 lipca godz. 0.01, nie wstrzymując dotąd wykonywanej „Burzy”.
Warszawa, 21 lipca
Mjr Jan Jaźwiński w depeszy z lotniska Campo Casale koło Brindisi w południowych Włoszech
Napisałem depeszę do „Lawiny” , L.dz. 1061: „ Anglicy w pełni odpowiedzialni za przerzut do Polski oświadczyli dzisiaj, że wsparcie powstania ani też nasilonej akcji dywersyjnej Burza nie jest, powtarzam, nie jest przewidziane i niecelowe w tej fazie wojny”.
22 lipca o godzinie 23.00 „Hańcza”² przyniósł mi depeszę Tatara, odebraną przez radiostację „Jutrzenka” o godzinie 22.15: „Major Jaźwiński. Zabraniam Wam wysyłania depesz do Kraju jak wasza 1061. Obniżają one ducha w Kraju”.
Front włoski, 21–22 lipca
Gen. Tadeusz Bór-Komorowski w depeszy do Sztabu Naczelnego Wodza
W najbliższym czasie Niemcy padną, złamane uderzeniami sowieckimi i anglosaskimi. Walka z nimi do ostatniej chwili jest naszym obowiązkiem. Do Polski wkraczają Sowiety, których celem jest między innymi zlikwidowanie niepodległości Polski, a co najmniej polityczne podporządkowanie się Sowietom po okrojeniu od wschodu. Jest konieczne, by świadomość tego przeniknęła wszystkie czynniki życia polskiego, a przede wszystkim kierownicze. Bez jasnego zdania sobie sprawy z tego położenia nie można osiągnąć zmobilizowania wszystkich sił polskich do tej kampanii politycznej, którą musimy stoczyć z Rosją i wygrać. W tej kampanii na pomoc Anglosasów możemy liczyć tylko wtedy, jeśli wykażemy zdecydowaną wolę wygrania jej i umiejętnie rzucimy na szalę wszystkie środki.
Warszawa, 22 lipca
Jan Nowak-Jeziorański emisariusz Komendy Głównej AK i Rządu RP w Londynie
Przed moim odlotem do Polski, z własnej zresztą inicjatywy, widziałem się ze wszystkimi decydentami polskimi, byłem u premiera, przyłączyłem się do świty generała Sosnkowskiego i z nim razem leciałem do Włoch w nadziei, że to on mi przekaże wyraźny jakiś rozkaz, swoją jasną decyzję. Niestety, spotkał mnie ogromny zawód, bo wprawdzie rozmowa z generałem Sosnkowskim w Algierze była bardzo długa, ale była to analiza, niezwykle inteligentna, wnikliwa analiza sytuacji, bez jakichkolwiek rozkazów, bez jakiejkolwiek decyzji. Można było właściwie, na podstawie tego, co usłyszałem, równie dobrze namawiać do powstania, jak też przestrzegać przed powstaniem. Wyszedłem od generała bardzo zaniepokojony, że właściwie jestem zdany tylko na własną ocenę i nie jestem tym, kim powinienem być, to znaczy posłańcem, wysłannikiem, emisariuszem, który przekazuje wyraźny rozkaz, dobrze uzasadniony. Nie było tego.
Nie było tego także u Mikołajczyka, który dzielił się swoimi spostrzeżeniami bardzo obszernie, także ze swoich kontaktów z Sowietami, ale absolutnie nie dawał mi żadnych rozkazów, żadnych decyzji. Główną troską Mikołajczyka było to, żeby Polacy w kraju nie wyolbrzymiali możliwości pomocy zachodniej, bo on już sam nie miał żadnych złudzeń.
Gen. Tadeusz Bór-Komorowski
Rozumieliśmy dobrze, że walka w mieście nie może być rozpoczęta za późno, kiedy los stolicy miałby już tylko zależeć od rozwoju zewnętrznych działań wojennych. Powinna ona być podjęta w takim czasie, by w naszych rękach pozostawić wpływ na wypadki. Z drugiej strony, byliśmy w pełni świadomi strasznego niebezpieczeństwa, jakie by sprowadzić musiała akcja przedwczesna. Nasze zapasy amunicji i żywności starczyć mogły zaledwie na siedem do dziesięciu dni walki. Największa jednak trudność leżała w niemożności uzgodnienia działań z dowództwem sowieckim.
Na zebraniu Komisji Głównej Rady Jedności Narodowej, w obecności Delegata Rządu i Przewodniczącego Rady, zapytałem zebranych, czy uważają, że wkroczenie wojsk sowieckich do Warszawy winno być poprzedzone opanowaniem stolicy przez Armię Krajową. Odpowiedziano mi jednogłośnie – tak. Postawiłem następnie pytanie drugie: ile czasu powinno upłynąć pomiędzy opanowaniem miasta a wkroczeniem doń Armii Czerwonej? Po dyskusji ustalono, że byłoby pożądane, aby przynajmniej dwanaście godzin pozostawało dla dania możności administracji cywilnej objęcia swych funkcji i wystąpienia w charakterze gospodarza, przyjmującego wkraczające wojska sowieckie.
To stanowisko przedstawicieli Rady Jedności Narodowej było dla mnie rozstrzygające. W ten sposób pozostawało mi tylko wybrać właściwą chwilę wyjścia z podziemia do otwartej walki o stolicę.
Warszawa, 24 lipca
Gen. Stanisław Tatar
Nie poruszaliśmy sprawy Sosnkowskiego aż do 23 lipca. Tego dnia wieczorem BBC oznajmiło, że Armia Czerwona przekroczyła Bug. Byliśmy razem z Kopańskim, Szefem Sztabu . Powiedział: „Tym razem Sosnkowski powinien wrócić” – i wysłał do niego natychmiast telegram: „Ze względu na sytuację w kraju, powrót Pana jest nieodzowny”.
Następnego dnia rano poszliśmy do Prezydenta, aby poprosić o interwencję z jego strony. Prezydent zgodził się. „Zobaczy Pan – powiedział – Sosnkowski jest człowiekiem lojalnym”.
Sosnkowski wrócił do Londynu dopiero 6 sierpnia.
Londyn, 24 lipca
Płk Kazimierz Iranek-Osmecki szef II Oddziału Komendy Głównej AK
„Bór” powiedział:
– Wezwałem panów dzisiaj, żeby zakomunikować panom bardzo ważną decyzję. Chodzi o decyzję o znaczeniu historycznym, od której może zależeć przyszłość Polski.
Przerwał na chwilę, po czym mówił dalej głosem prawie uroczystym:
– Po dyskusjach z Szefem Sztabu i szefem operacji z jednej strony oraz Delegatem Rządu z drugiej, zdecydowano, że oswobodzimy Warszawę naszymi własnymi siłami i że przyjmiemy tu Rosjan jako gospodarze. Generał Okulicki przedstawi teraz panom motywy uzasadniające podjęcie decyzji oraz plan, według którego przebiegać będą operacje.
Okulicki powtórzył wówczas wszystkie argumenty za powstaniem w Warszawie, które praktycznie znaliśmy, gdyż słuchaliśmy ich od niego już od miesiąca. Nie zapadła oczywiście żadna zasadnicza decyzja. Postanowiliśmy jedynie, że od przyszłego poniedziałku będziemy zbierać się codziennie rano.
Pod koniec odprawy zredagowaliśmy jeszcze depeszę do rządu w Londynie. Pluta-Czachowski³ ponownie próbował przekonać „Bora”, że należy poprosić rząd o pełnomocnictwo, lecz Okulicki się sprzeciwił. Według niego decyzja należała do dowódców armii podziemnej.
Warszawa, 24 lipca
Gen. Tadeusz Bór-Komorowski w depeszy do gen. Kazimierza Sosnkowskiego
Jesteśmy gotowi w każdej chwili do walki o Warszawę. Przybycie do tej walki Brygady Spadochronowej będzie miało olbrzymie znaczenie polityczne i taktyczne.
Przygotujcie możliwość bombardowania na nasze żądanie lotnisk pod Warszawą. Moment rozpoczęcia walki zamelduję.
Warszawa, 25 lipca
Płk Jan Rzepecki szef Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK
Generał „Bór” wyraził życzenie, by uczestnicy wyrazili pogląd na aktualne położenie . Jako jeden z pierwszych zabrałem głos. To, co powiedziałem, brzmiało w skrócie tak:
– widzę bliskość nieuchronnej walki o Warszawę, na co czekamy od 1940 roku;
– każdy dzień może przynieść konieczność podjęcia jej; trudność podjęcia tej decyzji polega na tym, że może to się stać o dzień za wcześnie lub za późno;
– jeżeli podejmiemy walkę za wcześnie, to będziemy musieli toczyć ją dłużej, ale jeśli Armia Czerwona opanuje Warszawę bez naszego udziału, to będzie gorzej ze względów politycznych.
Chyba ostatni przemówił „Monter”⁴ . Ujawnił więcej niż skromność posiadanego przez Okręg uzbrojenia i amunicji . Te jego wyznania wywarły przygnębiające wrażenie, ważniejsze jednak było przedstawienie przez „Montera” wyników jego rozważań co do ustalenia godziny podjęcia walki: około godziny 17.00 – przy dużym ruchu w mieście najłatwiej jest niepostrzeżenie usadowić się wraz z bronią na stanowiskach wypadowych . Ustalono, że – aby zajęcie stanowisk wypadowych mogło być sprawnie wykonane – decyzja podjęcia walki musi zapaść o dobę wcześniej, tj. w przeddzień do godziny 17.00.
Warszawa, 25 lipca, godz. 9.00
Gen. Marian Kukiel minister obrony narodowej rządu RP na uchodźstwie
Omawialiśmy kwestię rozszerzenia pełnomocnictw dla Kraju do podjęcia każdej akcji i decyzji – a więc powstania czy akcji w Warszawie – którą by okoliczności narzuciły, ale tylko na wypadek zerwania łączności z Londynem. Prezydent zgodził się na to, wyrażając przy tym pełne zaufanie do rozsądku zgodnie działających władz krajowych.
Około godziny 11.00 przybyłem na odbywające się posiedzenie Rady Ministrów, której zreferowałem przebieg narady u Prezydenta. Mikołajczyk podkreślał, że pełnomocnictwa dla władz krajowych muszą dotyczyć też ewentualnie powstania. Po wypowiedzi Mikołajczyka nastąpiła bezładna dyskusja. Większość opuszczająca posiedzenie była pod wrażeniem, iż kwestia przekazania pełnomocnictw nie została jeszcze ostatecznie załatwiona i będzie ponownie omawiana. Pełnomocnictw miano udzielić trójce kierowniczej – Delegatowi Rządu, przewodniczącemu Rady Jedności Narodowej i dowódcy Armii Krajowej – która miała wspólnie działać i decydować. O przelaniu pełnomocnictw na jedną osobę – Delegata Rządu – nie było w ogóle mowy.------------------------------------------------------------------------
¹. Gen. bryg. Tadeusz Pełczyński, „Grzegorz” – zastępca Komendanta Głównego AK oraz Szef Sztabu Komendy Głównej.
². Marian Michał Dorotycz-Malewicz, „Hańcza”, „Ryszard Hańcza” – dowódca Głównej Bazy Przerzutowej Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza w Brindisi we Włoszech.
³. Płk Kazimierz Pluta-Czachowski, „Kuczaba” – szef Oddziału V (łączności operacyjnej) Komendy Głównej AK.
⁴. Gen. Antoni Chruściel, „Monter” – komendant Okręgu Warszawskiego AK.