Zagrywka - ebook
Zagrywka - ebook
NOWA SERIA KRÓLOWEJ ROMANSÓW K.N. HANER
W męskim świecie obowiązują twarde zasady. Kobieta, która chce w nim przetrwać, albo musi się dostosować, albo stworzyć swój własny kodeks. Abigail wybrała tę drugą opcję. I to był rzut za trzy punkty.
Teraz Abi mieszka w luksusowym apartamencie na Manhattanie, wygląda jak Scarlett Johansson, ma tupet i władzę. Negocjuje milionowe transfery zawodników NBA. A to oznacza, że mężczyźni, bardzo piękni mężczyźni, jedzą jej z ręki, choć mają świadomość, że ona nie sypia z zawodnikami…
I właśnie wtedy, kiedy wydawałoby się, że nic już nie może jej złamać, pojawia się ON. Nowy zawodnik, mężczyzna z przeszłością. Kiedyś się już spotkali… Ale tym razem Abi nie da się wystawić. Tylko czy pierwszoligowy zawodnik znowu jej nie ogra?
To będzie mocna zagrywka…
Katarzyna Nowakowska, pisząca również pod pseudonimem K.N. Haner – jedna z najlepszych autorek polskiej literatury obyczajowej i erotycznej. Pochodzi z rodziny silnych kobiet. Po babci odziedziczyła łatwość opowiadania i lekkie pióro. Przez krytyków nazywana Remigiuszem Mrozem erotyków. Jej książki wielokrotnie trafiały na szczyty list bestsellerów, co jest dowodem na to, że sympatyczna dziewczyna z sąsiedztwa może zostać królową erotyków. Prywatnie od 10 lat szczęśliwie zakochana w tym samym mężczyźnie. Dumna posiadaczka kobiecych kształtów. W wolnych chwilach gotuje z pasją, której może pozazdrościć jej sama Nigella Lawson, potrafi też zarwać noc przez Netflixa lub The Sims ;) W najbliższym czasie ma nadzieję sprzedać pierwszy milion swoich książek.
"K.N. Haner zostałam, kiedy wydawałam swoją pierwszą książkę. Pseudonim gwarantował anonimowość. Czas mijał, Polki coraz śmielej otwierały się na ten rodzaj literatury... W pewnym momencie doszło do głosu skryte marzenie, żeby zobaczyć na okładce swoje prawdziwe nazwisko. Jestem dumna, że zdecydowałam się na ten krok. Dzięki temu dojrzałam, doskonale wiem, czego chcę i nie wstydzę się tego, co piszę".
Katarzyna Nowakowska
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7553-9 |
Rozmiar pliku: | 709 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oto ja. Abigail Jefferson, prezes klubu koszykarskiego New York Hunters. Kobieta sukcesu, kobieta z klasą i elegancją. Znam swoją wartość i wiem, na co mnie stać. Jestem piękna, a faceci padają mi do stóp, uwielbiają moje usta i tyłek i ślinią się na widok kształtnych naturalnych piersi.
Powtarzałam sobie te słowa codziennie rano, patrząc w lustro. Naprawdę z czasem w nie uwierzyłam.
Jak co rano zwlekłam się z łóżka, a w kuchni czekała na mnie kawa. Taka, jaką lubię, czarna, z ogromną ilością cukru i bez mleka. Włączyłam desingerskie radio, a dźwięki muzyki od razu wypełniły całą przestrzeń mojego wielkiego apartamentu na jednym z ostatnich pięter drapacza chmur na Manhattanie. Tego dnia mieliśmy posiedzenie rady nadzorczej, bo szykowały się wielkie zmiany i transfery. Och, uwielbiałam naszych zawodników. Piękni, wysportowani mężczyźni, którym mogłam bezstresowo wskakiwać do łóżek i wyczyniać, co mi się podobało. Nie robiłam tego jednak i na tym polegał mój sekret. Wyglądać jak chodzący seks, a uprawiać go – to dwie różne sprawy. Doskonale wiedziałam, że większość facetów dałaby się pokroić za jedną noc ze mną. Miałam władzę, a w jej utrzymaniu codziennie pomagały mi stanik push-up i koronkowe pończochy. Mężczyźni na widok pończochy, spod której prześwituje nagie ciało, są gotowi na wszystko. Dlatego prezes Donatello trzymał mnie w zarządzie. Kiedy zechciałam, miałam wolną rękę, a on i tak nigdy by mnie nie zwolnił, bo wiedział, że w sprawach załatwiania kontraktów czy negocjowania warunków nie znalazłby nikogo lepszego. Nawet kobiety tracą głowę podczas takich negocjacji. Każda z nas ma coś z lesbijki, a widok pięknej bielizny, odpowiednio podkreślonej i ups… przypadkiem pokazanej przy zakładaniu nogi na nogę działa cuda. Serio.
W następnej kolejności przywitałam się z kotem. Clark to dachowiec. Tak samo niewierny jak ci wszyscy faceci. Chociaż on zawsze wracał. Ostatnio nie było go kilka dni, widocznie jakaś kotka z okolicy miała ruję. Jebaka jeden! Był ojcem większości kociąt w okolicy, a i tak do mnie wracał. Właśnie ocierał mi się o łydki, głodny i brudny.
– Gdzie się szlajałeś? – zapytałam, udając obrażoną, a on miauczał i ocierał się mocniej. – Dziwkarz z ciebie. Ładna chociaż była? – Śmiałam się, a on wskoczył na granitowy blat, kiedy wyciągałam z lodówki jego ulubione jedzenie, pełnomięsną saszetkę z kurczakiem. No przecież mój kot nie będzie jadł gówna z puszek! Nałożyłam mu karmę do miski, a do drugiej nalałam wody.
Mruczał w podzięce, a ja poszłam pod prysznic. Wielki prysznic przy samym oknie, przez które nikt mnie nie widział, za to ja widziałam wszystko. Całą panoramę Central Parku, przez który codziennie śmigałam do pracy. W szpilkach od Manolo Blahnika, bo to moja ulubiona marka. Czasami sama się dziwiłam, jak do tego wszystkiego doszłam. Ze zwykłej nastolatki z problemami stałam się seksbombą, szefową klubu koszykarskiego i jedną z bardziej rozchwytywanych kobiet w branży.
A mimo to czułam się samotna. Daniel przebywał w ośrodku i trudno mi było z nim rozmawiać. Lekarze mówili, że terapia nie przynosi rezultatów, a ja płaciłam im wtedy jeszcze więcej, żeby coś wymyślili. Po to są lekarzami, do jasnej cholery! Może powinnam częściej go odwiedzać? Ale on nawet nie chciał ze mną gadać. Każda wizyta kończyła się awanturą, mimo że chciałam mu tylko pomóc. Ten jego wypadek wiele zmienił. Co ja gadam? Zmienił wszystko. W dodatku to, co stało się potem, było tylko konsekwencją mojego szczeniackiego zachowania. Nie lubiłam o tym myśleć, wspominać tamtych lat. Przekręciłam więc kurek z wodą i zmieniłam temperaturę na zimną, by szybciej wyjść spod prysznica. Mogłabym tak stać godzinami i się relaksować, ale powinnam być w pracy za pół godziny.
Tego dnia postawiłam na seksowną elegancję, czyli spódnica ołówkowa, oczywiście czarna, i klasyczna biała koszula z guzikami. Wybrałam komplet czerwonej bielizny i czerwone szpilki. Uwielbiałam, gdy mężczyźni zastanawiali się, czy moje buty pasują dziś do majtek czy do ust. Tym razem wszystko było pod kolor. Wysuszyłam włosy i wgniotłam w nie piankę, bo nie miałam czasu na wymyślne fryzury. Podkreśliłam usta karminową szminką, wytuszowałam rzęsy i byłam prawie gotowa. Szczypnęłam policzki, by naturalnie się zaróżowiły, i spryskałam się perfumami. Ogromną ilością perfum, od których jestem uzależniona. Flakon moich ulubionych J’adore starcza mi na tydzień. W biegu dopiłam kawę i pogłaskałam Clarka, a potem weszłam do windy, gdzie przywitał mnie portier. Uchylił czapki i kłaniał się w pas. Jest cudowny. Potrafi załatwić wszystko. Nieraz prosiłam go o kupienie pończoch, bo akurat zrobiło mi się oczko w ostatniej parze, albo o amarantowy lakier do paznokci, bo zdecydowałam się na inną bluzkę. Czasami wpadał do mnie wieczorem w niedziele na pogaduchy i kolację. Traktowałam go trochę jak dziadka albo ojca…
– Jak się udała wczorajsza randka, panienko? – zapytał uprzejmie.
Na korytarzu zachowywaliśmy odpowiednie maniery i nie mówiliśmy do siebie po imieniu. W niedzielne wieczory to co innego. Ja jestem Abi, a on Ferdynand.
– Jedzenie było kiepskie, facet nie miał poczucia humoru, a ja się wynudziłam, słuchając o jego durnych inwestycjach – odpowiedziałam, gdy podawał mi płaszcz. Była jesień, więc zrobiło się już chłodniej.
– Myślałem, że w końcu panienka z kimś wróci na noc. – Puścił do mnie oczko, a ja zaśmiałam się głośno, jak to tylko ja potrafię. Ferdynand też się uśmiechął i życzył mi miłego dnia.
Wyszłam przez drzwi obrotowe i ruszyłam pewnym krokiem w kierunku przejścia dla pieszych. Trzeba się sprężyć, by zdążyć przejść na jednej zmianie świateł, ale nawet w szpilkach miałam to opanowane do perfekcji. Wtedy jednak zauważyłam starszą kobietę i postanowiłam jej pomóc. Jakiś idiota zatrąbił na nas, ale posłałam mu takie spojrzenie, że wyszedł z auta i pomógł mi ją przeprowadzić. Na sam koniec jeszcze zapytał o numer telefonu, za co dostał salwę śmiechu prosto w twarz. Boże, faceci są tacy beznadziejni. Gdzie ci dżentelmeni w garniturach? Przystojni, bogaci, dobrzy w łóżku i w dodatku wierni. Istnieją w ogóle tacy? No, ja ich nie spotkałam. Jeśli już się jakiś trafił, to zawsze mu brakowało jednej z tych cech. Dlatego od ośmiu lat z nikim nie spałam. Trudno w to uwierzyć, ale taka była przykra prawda. Internetowy sex-shop zbijał na mnie fortunę, bo co chwila kupowałam jakieś nowe erotyczne gadżety. Ostatnią nowością był miniwibrator, którego można używać pod wodą… Genialne!
Wymijając ludzi biegających w alejkach lub wyprowadzających psy, albo psy wyprowadzające swoich panów – bo czasami tak to wygląda – rozmyślałam o tym, co ja powiem prezesowi. Miałam plan, by zafundować chłopakom z drużyny sponsorowane wakacje, żeby trochę wypoczęli przed sezonem, ale musiałam mieć zgodę starego. Do tej pory udawało mi się go namówić, unikając pójścia z tym oblechem do łóżka, ale jeśli czegokolwiek będzie zbyt nachalnie próbował, to pofatyguję się do jego żonki i doniosę o jego skokach w bok z dziewczynami z drużyny cheerleaderek i nie tylko.
Ledwie zdążyłam wejść do budynku, gdy zaczęło lać. To chyba mój szczęśliwy dzień, bo w holu wpadłam na swojego ulubionego kuriera, przystojniaka, którego z chęcią bym przeleciała, gdybym praktykowała takie wyskoki. Flirtowałam z nim za każdym razem, gdy przyjeżdżał, a on zawsze wychodził od nas, mając spodnie za ciasne w kroku. Ostatnio jakoś tak przypadkiem zapomniałam majtek. Oczywiście chłopak to zauważył, chociaż był na tyle dyskretny, że nie dał tego po sobie poznać. Zdradziły go tylko spodnie opinające się w okolicy rozporka i głupawy uśmiech.
– Ślicznie dziś pani wygląda, pani Jefferson! – Chwycił mnie w pasie, bo udałam, że tracę równowagę.
Miałam to opanowane do perfekcji i robiłam przy tym niewinną, przestraszoną minkę.
Och, faceci uwielbiają takie delikatne kobiety, którym można pomóc.
– Dziękuję, Daren. Przyszło dzisiaj coś do mnie?
Oboje się z lekka obmacywaliśmy, oczywiście przypadkiem. Ja jego tyłek, on mój. Uwielbiam takie gierki!
– Jakaś paczka i kilka listów. Może da się pani w końcu namówić na lunch? – Puścił mnie niechętnie i zasłanił krocze teczką, którą trzymał w ręce.
Z premedytacją oblizałam usta, dając mu do zrozumienia, że doskonale wiedziałam, co tam ukrywał.
– Innym razem, Daren! – zbyłam go jak zawsze i przesadnie kołysząc biodrami, oddaliłam się do wind. Na sam koniec tradycyjnie… odwróciłam się, a on stał i się gapił. My i ta nasza kobieca próżność. Nic na to nie poradzę, że uwielbiam prowokować facetów. Taka już jestem.
Wjechałam windą na swoje piętro i szłam do biura. Przechodząc przez recepcję, przywitałam się z Claire i zobaczyłam grupkę nowych stażystów. O matko jedyna! Znowu się będę musiała z nimi użerać. Na szczęście to prawie sami chłopcy, więc większych problemów nie przewidywałam. Moje biuro mieściło się za szklaną mleczną szybą, świetnie się tam czułam. Od razu po wejściu zdjęłam buty i sprawdziłam wiadomości oraz pocztę. Paczka, którą dostarczył kurier, to mój nowy wibrator. Taki sam jak ten pod prysznic, tyle że ten jest biały, a tamten czarny. Musiałam mieć dwa, prawda? Odłożyłam pudełko na bok i przeglądałam listy. Było coś od prezesa Donatella, ale poczułam ucisk na pęcherz, więc popędziłam do kibelka. Po kawie zawsze sikałam non stop. Powinnam chyba ograniczyć jej picie albo chociaż dodawać mleka. Po wyjściu z kabiny umyłam ręce i tym razem wyjątkowo nie patrzyłam w lustro. Widząc tę gromadkę stażystów, starałam się robić wrażenie bardzo pewnej siebie i seksownej, więc kołysząc biodrami, które mało z miednicy nie wypadły, przeszłam obok nich i wtedy zamiast podziwu usłyszałam salwę śmiechu. Że co?! Odwróciłam się i zobaczyłam, że ciągnie się za mną ogon z papieru toaletowego wetknięty w spódnicę. O kurwa! No i teraz co?! Miałam dwa wyjścia: albo udać, że nic nie zauważyłam, albo obrócić to w żart. Urwałam więc ogon i mrugnęłam do nich.
– To ostatni krzyk mody! Zrób mi kawy, blondyneczko! – powiedziałam i wskazałam na jedyną jasnowłosą w tej gromadce.
Przypominała trochę mnie, tyle że była teraz tak speszona, że zapewne nie wiedziała, jak się nazywa.
Z właściwą sobie gracją wybrnęłam z żenującej sytuacji. Wróciłam do gabinetu. Ponownie zrzuciłam buty i siadłam za biurkiem, by przeczytać pismo od starego. Zanim jednak zdążyłam dokończyć pierwsze zdanie, do środka wpadał facet. No dobra, przystojny facet. Wyprostowałam się na krześle i wsunęłam stopy w buty.
– A pan co tu robi? – zapytałam mało kulturalnie.
Ja ogólnie jestem mało kulturalna.
Mężczyzna odwrócił się, a ja omal nie spadłam z krzesła.
O rany, to nikt inny jak Jacob Huntsman. Mrugnęłam szybko, myśląc, że mi się przywidziało, ale gdy mężczyzna zamknął drzwi i podszedł do mojego biurka, nie miałam wątpliwości. To on w pełnej krasie. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam, tyle że był o osiem lat starszy i… Bóg mi świadkiem, chyba jeszcze przystojniejszy. Zmężniał, ale w brązowych oczach miał dokładnie ten sam błysk. Wyrósł na naprawdę pięknego faceta. Wysoki brunet, z szerokimi ramionami, długimi palcami, które idealnie chwytały piłkę… O Boże. Dodatkowo chyba się nie ogolił, co doskonale podkreśliło jego męską szczękę, a to dodało mu ze dwa punkty ponad jakąkolwiek skalę.
Jak to w ogóle możliwe?
Jacob uśmiechął się do mnie i wyciągnął rękę.
– Jestem waszą nową gwiazdą, pani prezes! – odezwał się, a ja byłam w szoku. On mnie nie poznawał.
– Kto tak powiedział? – zapytałam z niedowierzaniem. Nikt mnie, kurwa, nie uprzedził, że on ma dla nas grać. Zerknęłam na pismo od starego, przeleciałam tekst i dopiero zobaczyłam, że chodziło właśnie o Jacoba. Niech to szlag!
– Nie wiem kto. Zapłaciliście, więc jestem. – Rzucił sportową torbę na podłogę i rozsiadał się na krześle naprzeciwko mojego biurka. W dodatku uśmiechał się tak, jak zapamiętałam.
– Ja nie płaciłam. Przepraszam cię na chwilę… – Wstałam i starając się iść na prostych nogach, skierowałam się do wyjścia. To cholernie trudne. Żaden facet nie miał okazji zbliżyć się do mnie tak jak on i chociaż od tamtej chwili minęło dużo czasu, on nadal wydawał mi się pociągający. W dodatku mnie nie pamiętał, co w obecnej sytuacji chyba było lepsze. Gdy już znalazłam się przy drzwiach, on nagle wstał i poszedł za mną. Nie minęła sekunda, a poczułam na pośladkach jego dłonie. O Boże! Już myślalam, że zaraz mnie tu weźmie, jak za dawnych lat, a on wyjął mi resztkę papieru toaletowego zza spódnicy. Najwidoczniej nie pozbyłam się mojego zajebistego ogona w całości.
– To jakaś nowa moda? – zapytał rozbawiony, opierając się jedną ręką o mleczną szklaną ścianę mojego gabinetu.
Nawet nie byłam w stanie odpowiedzieć, bo on doskonale widział, jak na mnie działa. Naprawdę nic nie kojarzył?
No dobra, zmieniłam się, bardzo się zmieniłam, ale żeby… Nagle zwinął papier w dłoni i powąchał go, a ja omal się nie przewróciłam.
– Ładnie pachnie… – mruknął. Ależ on był seksowny.
O kurczę! O kurczę!
Znowu zaczynałam być tym kurczaczkiem, a przecież byłam panią prezes. Nie mogłam zachowywać się jak kurczaczek. Nie mogłam!
– Jest perfumowany… – wydukałam jak głupia.
Jacob działał na mnie dokładnie tak, kiedy miałam szesnaście lat, i teraz nic się nie zmieniło. Szlag by cię trafił, Huntsman!
– Mam na myśli panią, pani prezes. Co to za perfumy? – Nachylił się i wąchał mnie tuż przy uchu. Psia jego mać!
– J’adore! – zapiszczałam. Zapiszczałam jak kurczaczek!
– J’adore, Dior! – powiedział z francuskim akcentem, jak w reklamie, i popatrzył mi prosto w oczy.
– Zaraz wracam! – Złapałam za klamkę i ewakuowałam się z własnego gabinetu.
Widziałam tylko cudowny uśmiech, który przyprawił mnie o mokre majtki, stan przedzawałowy i durny pisk kurczaczka.
Boże, nie byłam kurczakiem od… od dawna nim nie byłam!
*
Popędziłam jak szalona do starego, ale jego, cholera, nie było. Wpadłam więc do biura drugiego z prezesów i zastałam go, jak sączył sobie kawunię za biurkiem. Nieroby jedne! Okej, ja też się nie przepracowywałam, ale przynajmniej nadrabiałam wyglądem.
– Jake, czy to prawda? – nadal piszczałam jak kurczaczek. Boże, jak mnie to denerwowało! Takie emocje umiał wywołać tylko Jacob.
– Dzień dobry, Abigail! – odpowiedział jak zawsze na luzaku.
Ale czym miałby się denerwować? Zgarniał ogromną pensję za nicnierobienie, czasami pojechał się spotkać z jakimś sponsorem albo na trening chłopaków. Pokrzyczał, poopierdalał wszystkich i tyle. Fakt faktem, że zainwestował w klub ogromne pieniądze, czego ja na przykład nie zrobiłam, ale mimo wszystko powinien się bardziej interesować swoją pracą. W ogóle ten cały zarząd to banda starych pryków i tylko ja oraz Frank cokolwiek tu ogarnialiśmy. Frank to syn Donatella i drugi wiceprezes. Był w porządku i nawet się lubiliśmy.
– Dzień dobry, Jake, czy to prawda, że Jacob Huntsman będzie u nas grał? – Zamknęłam drzwi i siadłam na biurku, zrzucając leżące na nim papiery.
Jake zakrztusił się kawą, bo przy okazji postawiłam stopę między jego udami i wbiłam ją w fotel.
– Tak, to prawda. Chyba otrzymałaś informację, tak jak każdy! – Odzyskał mowę i pokazał mi pismo.
Cholera jasna! On nie może u nas grać. Przecież ja zejdę na zawał.
– Dlaczego? Co to, nie ma innych zawodników?! – Wstałam i poprawiając spódnicę na biodrach, podeszłam do okna. Chyba zaraz przez nie wyskoczę.
– Są, ale to gwiazda. Trochę nabroił, u nas się uspokoi… – odpowiedział Jake i znowu zaczął popijać kawusię.
– No nie, błagam was, nie róbcie sobie jaj. Co to znaczy „trochę nabroił”? – Popatrzyłam na niego, mrużąc oczy.
– Oj, nie zawracaj sobie tym głowy, Abigail. Zmusi chłopaków do rywalizacji, a drużynie tego potrzeba.
– Wiesz, czego im potrzeba?! – pisnęłam. – Wypoczynku i relaksu, a nie rywalizacji. Drużyna jest przemęczona i stąd te gorsze wyniki, Jake!
Ta banda idiotów nic nie rozumiała. Mordercze treningi i stres źle wpływają na zawodników. Czy tylko ja to dostrzegałam? Rozmawiałam z trenerem, który swoją drogą był tylko przykrywką dla picu, bo wszystkim kierował zarząd, ale nawet on przyznał mi rację, że urlop to dobry pomysł.
– I co niby proponujesz? – Jake wbił we mnie wzrok.
Znałam to durne spojrzenie! Czuł, że będzie musiał wywalić kasę.
– Trzeba im dać wolne, wysłać ich gdzieś na co najmniej dwa tygodnie – powiedziałam prosto z mostu.
– Zdajesz sobie sprawę, jaki to ogromny koszt?!
– Zdajesz sobie sprawę, że jeśli chłopaki nie odpoczną, to będziemy w czarnej dupie?
– Oj, Abi, i co my mamy z tobą zrobić? – Uśmiechnął się podejrzliwie.
Boże, ale mnie ten stary buc wkurzał.
– Po prostu mnie posłuchajcie, bo wiem, co mówię!
– Donatello twierdzi, że ostatnio strasznie się ciskasz, Abi. Zastanawia się, czy cię nie zwolnić – powiedział z pogardą.
Tak, jasne! Niech mnie zwolni! Miałam na niego takiego haka, że się nie odważy.
– Proszę bardzo! Zwolnijcie mnie! – Wyszłam, trzaskając drzwiami.
Co za stare, durne patafiany. Niczego nie rozumieli. Przecież chłopaki muszą czasem odpocząć, to ludzie, a nie maszyny. Durny zarząd myślał tylko o pieniądzach, ale nie pamiętał, kto te pieniądze dla nich zarabiał. Doskonale wiedziałam, że jeśli drużyna nie odpocznie, to wszystko źle się skończy. Będą kontuzje i zgrzyty między zawodnikami, a stres wpływa fatalnie na wszystkich. Postanowiłam więc bez pytania zarządu o zgodę wysłać chłopaków na dwa tygodnie do ciepłych krajów. Najwyżej mnie wywalą, ale przynajmniej nie będę miała na sumieniu porażki najlepszej drużyny koszykówki w tym kraju. Wściekła, wróciłam do swojego gabinetu, zapominając o tym, kto tam na mnie czekał.
– Pani prezes, ale z pani kobieta dynamit! – droczył się ze mną Jacob, który wygodnie rozsiadł się w fotelu.
Doskonale wiedziałam, że jestem od niego młodsza, ale nie miałam zamiaru skracać dystansu. Niech mi trochę „popaniuje”.
On naprawdę mnie nie kojarzył i zapewne nic nie pamiętał. No bo kim ja dla niego byłam? Zwykłą wakacyjną przygodą. Głupią, zakochaną nastolatką, to wszystko. Nie ja jedna i nie ostatnia zakochałam się w przyjacielu brata, jednak Jacob nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mnie skrzywdził. Sądziłam, że po tylu latach potrafię już normalnie żyć, ale gdy pojawił się tu dziś, tak nagle… wszystko się zmieniło.
– Masz trening za godzinę, więc lepiej zabieraj się stąd i leć na halę.
Udawałam obojętną na jego słodki uśmiech. Boże, jak ja ten uśmiech kochałam. Jacob umiał być taki czuły i opiekuńczy. Kochałam go do szaleństwa.
– Miałem przyjechać tutaj, żeby podpisać kontrakt. – Wbił we mnie czekoladowo-miodowe oczy, pod których spojrzeniem kilka lat temu dosłownie się rozpływałam.
Obeszłam gabinet i siadłam za biurkiem. Boże, no nie wierzę, że on tu siedzi. Niech mnie ktoś uszczypnie!
– Ale ja nic o tym nie wiem. Poczekaj na Donatella i z nim to wyjaśnij, a teraz wyjdź, proszę, bo mam sporo pracy – kłamałam jak z nut. Nie miałam nic do roboty oprócz znalezienia chłopakom miejsca na urlop. Wieczorem miała się odbyć rada zarządu, więc wiedziałam, że cały dzień będę się obijać. Miałam w planach malowanie paznokci i może mały masaż w porze lunchu.
– A o której będzie prezes? – zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku.
Chyba nie chciałam, żeby mnie rozpoznał. To nie byłoby dobre, przynajmniej dla mnie.
– Raczej się nikomu nie opowiada – powiedziałam, spuszczając wzrok.
– Więc poczekam tutaj. Podoba mi się pani gabinet, pani prezes! – Wyszczerzył swoje śliczne zęby i oblizał usta.
Diabli wiedzą, czy robił to specjalnie, ale miałam właśnie powódź w majtkach. Trudno mi się było przyznać samej przed sobą, ale Jacob to jedyny facet, który tak na mnie działał. Spotykałam się z aktorami, sportowcami, modelami, którzy wyglądali jak bogowie greccy, jednak żaden z nich nie wywołał u mnie motylków w brzuchu i tego wszystkiego. Jak mogłabym z nim pracować?
– Nie możesz tu poczekać! – pisnęłam, błagając go w myślach, by wyszedł. Czułam, że nie zniosę przebywania z nim w jednym pomieszczeniu.
– Oj, pani prezes, dlaczego nie? – Wstał i podszedł do mojego biurka, a ja odjechałam na fotelu, by znaleźć się jak najdalej.
– Bo nie! – No, genialny argument, Abi! Jeden zero dla Jacoba.
– Ma pani zespół napięcia przedmiesiączkowego? – zapytał głupio i się zaśmiał.
No tak! Cały Jacob. Zabawny, uwodzicielski, seksowny, bezczelny. I w dodatku doskonale pamiętałam, co potrafił wyprawiać z moim ciałem, które, owszem, teraz było inne niż prawie osiem lat temu, ale nadal spragnione. Spragnione jego dotyku. Tylko jego.
– A co, chcesz zostać moim kumplem gejem? – Boże, Abi, weź się w garść! To przeszłość, byłaś wtedy gówniarą, a on się tylko tobą bawił.
– Lubię się kąpać z kolegami po meczu i patrzeć na ich tyłki, ale nie, pani prezes, na pewno nie jestem gejem! – odpowiedział rozbawiony i siadł na skraju biurka, wyciągając długie nogi i krzyżując je w kostkach. Oparł dłonie o blat i patrzył na mnie.
Dlaczego pod jego spojrzeniem z pewnej siebie seksbomby zamieniłam się w kurczaczka? To irracjonalne.
– Nie wątpię… – wydukałam odrobinę zbyt głośno. Akurat w to, że jest gejem, bym nie uwierzyła. Miałam dowody, że tak nie jest, a na samą myśl o tych dowodach nabierałam ochoty… Boże, chciałabym po prostu się na niego rzucić, zerwać ubrania i kotłować się z nim na biurku.
– Pani prezes, może skończmy z tymi formalnościami. – Wyciągnął do mnie dłoń, nad którą błyszczał drogi, markowy złoty zegarek, i dodał: – Proszę mi mówić Jacob!
– Przecież mówię, to ty mi tu „paniujesz”…
Popatrzyłam na niego z lekkim zdumieniem, bo doskonale wiedziałam, kim jest. Dziwnie tak poznawać tę samą osobę drugi raz. Nasze pierwsze spotkanie było mało udane. Miałam wtedy trzynaście lat.
*
Dwanaście lat wcześniej…
– Abi, pospiesz się! – popędzała mnie mama, bo właśnie wybierałyśmy się na pierwszy mecz Daniela.
Dostał się do szkolnej drużyny koszykówki i to był jego debiut. Zawsze w niego wierzyłam i wiedziałam, że kiedyś zostanie światową gwiazdą sportu.
– No już, już! – odpowiedziałam, wypychając sobie stanik skarpetkami. Eh, nie mam cycuszków. Kiedy one mi choć trochę podrosną? Moje koleżanki ze szkoły już mają, a ja jeszcze nie. Poprawiłam koszulkę, by nie było widać, że to oszukany biust, i podciągnęłam rajstopy. Jejciu, ależ ja nienawidziłam rajstop. Mama kazała mi założyć spódniczkę. Po co się tak stroić na mecz? Nie mogłam tego zrozumieć. Rozczesałam swoje jasne włosy i poszłam na dół, gdzie już czekali rodzice.
– Spóźnimy się przez ciebie, kurczaczku! – ochrzanił mnie tata i otworzył drzwi przed mamą.
– A gdzie Daniel? – zapytałam.
– Już na miejscu. Chodźmy! – popędzał mnie tata, bym szybciej wsiadła do samochodu.
Rany, i po co ten pośpiech? Samochodem mieliśmy przecież do szkoły jakieś pięć minut.
Była niedziela, więc na mecze przychodziło mnóstwo ludzi. Pojawiali się zaraz po mszy, ale nasza rodzina nie była religijna, więc do kościoła nie chodziliśmy. Rodzice też się wystroili. Mama założyła swoją ulubioną sukienkę w groszki, a tata marynarkę i krawat. Lubiłam, gdy byli tacy… tacy szczęśliwi. Wkrótce znowu planowali wyjechać na długo, a my mieliśmy zostać pod opieką ciotki. Nie lubiłam tych ich podróży na Alaskę. Po co tam jeździli? Nie mogliby sobie znaleźć pracy tutaj, na miejscu? Choćby w fabryce.
– O, tam jest! – Mama podskakiwała radośnie, zauważając Daniela stojącego z kolegami z drużyny.
Widać było, że bardzo się denerwował. Pewnie dlatego, że był najmłodszy z całej reprezentacji.
– Homes! Homes! – Tata wykrzykiwał nasze nazwisko, by dopingować swojego syna, a ja płonęłam ze wstydu.
Jejciu, co za żenada. Daniel patrzył w naszą stronę i widziałam, że też ma ochotę zapaść się pod ziemię.
– Idź do brata, Abi, dodaj mu otuchy! – Mama poprawiła mi włosy i uśmiechnęła się ciepło.
Wstydziłam się tam iść, ale chyba nie miałam wyjścia. Ruszyłam w kierunku boiska, gdzie gromadziła się także drużyna przeciwna. Zeszłam z trybun, ale na samym dole zostałam przez kogoś popchnięta i wywaliłam się jak długa. Zamknęłam oczy, pragnąc zapaść się pod ziemię. W dodatku czułam, że moje skarpetkowe cycuszki wypadły i znalazły się na podłodze.
– Nic ci nie jest? – usłyszałam męski głos. Bałam się spojrzeć, bo to najbardziej żenująca sytuacja w moim trzynastoletnim życiu. Zanim zdążyłam otworzyć oczy, ktoś podniósł mnie z boiska i delikatnie otrzepał mi koszulkę i spódniczkę. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam chłopaka. Był starszy ode mnie i miał na sobie strój tej samej drużyny, do której należał mój brat.
– Nic mi nie jest – wydukałam, wpatrując się w niego.
– To chyba twoje… – Pochylił się i zbiera moje skarpetkowe cycuszki, po czym mi je wręczył.
Ojejciu! Wstyd jak nic.
– Na pewno nie moje! Ja mam skarpetki do pary! – Wskazałam na swoje buty, ale przecież miałam rajstopy. Przypał nad przypały.
– Wypadły ci z bluzki. Za mała jesteś, żeby wypychać sobie cycki! – Śmiał się i w tym momencie podszedł do nas mój brat.
– Znowu się wywaliłaś, Abi? – dowalił mi jeszcze bardziej.
No tak! Rób ze mnie pierdołę przed kolegą z drużyny.
– Ktoś mnie przewrócił! – pisnęłam.
– Oj, kurczaczku, idź do rodziców, bo cię tu stratują! – Zmierzwił mi włosy, a ja miałam ochotę go udusić. Daniel nazwał mnie właśnie kurczaczkiem przy koledze i tarmosił moją fryzurę! Trudno o większy obciach.
– Idź, idź kurczaczku! – wtrącił rozbawiony moim zażenowaniem kolega Daniela.
– Nie nazywaj mnie tak!!! – Nie posiadałam się z oburzenia.
– Idź do rodziców, bo zaraz zaczyna się mecz! – dostałam reprymendę od brata.
Zrobiłam się cała czerwona ze złości i chciałam odejść z godnością. Ale gdzie tam! Przecież Niezdara to moje trzecie imię, zaraz po drugim, które brzmi: Chodzące Nieszczęście. Potykam się o własne nogi i wpadam w ramiona kolegi, który łapie mnie mocno i pewnie.
– Cycków może nie masz, ale pupę całkiem, całkiem! – powiedział, a ja dopiero teraz spostrzegłam, że trzymał mnie za pośladki.
– Jacob, przestań, to moja młodsza siostra! – interweniował Daniel i wyrywał mnie z ramion kolegi, po czym lekko popchnął w stronę trybun, w kierunku rodziców.
Szłam oszołomiona i odwróciłam się, by spojrzeć na kolegę Daniela. Jacob także patrzył na mnie i się uśmiechał. Cholera jasna! Gdy puszczał do mnie oczko, znowu o mało się nie potknęłam o własne nogi. Powiedział, że mam fajną pupę! To chyba pierwszy w moim życiu komplement od chłopaka. Był pewnie w wieku mojego brata, może troszkę starszy. Nie mogłam oderwać wzroku, gdy zaczynali rozgrzewkę i, niestety nie patrzyłam na
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.