- W empik go
Zagubieni w czasie. Tom 2 - ebook
Zagubieni w czasie. Tom 2 - ebook
Halim Halak, dowódca stawiacza min zostaje wysłany z misją zaminowania portalu łączącego światy równoległe. Po wykonaniu zadania, podczas powrotu do bazy dostaje informację, że ktoś zdetonował miny. Chcąc nie chcąc, musi wrócić z powrotem, aby sprawdzić co się tam wydarzyło. Na miejscu spotyka statek obcych, który niszczy jego macierzysty okręt. On sam ratuje się korzystając z kapsuły ratunkowej. Ląduje na dzikiej planecie, gdzie wszystko co żyje chce go zjeść i zamordować. Albo zamordować i zjeść, kolejność dowolna. Na jego szczęście spotyka tubylca - Kalistropa, z którym przeżyje mnóstwo przygód tych fajnych oraz tych, o których chciałoby się szybko zapomnieć. W międzyczasie drużyna znana z pierwszej części książki przybywa ich do świata, aby odnaleźć Achtionów – przedstawicieli rasy odpowiedzialnej za zniszczenie niebieskiej planety. Aby tego dokonać w pierwszej kolejności muszą naprawić uszkodzony napęd ich futurystycznej fregaty. Trafiają na planetę, która według starych zapisków dysponowała stosowną technologią, niezbędną do przywrócenia pełnej sprawności ich statkowi kosmicznemu. Jak okazało się później, dotarcie tam nie było ich najlepszym pomysłem.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-962642-1-3 |
Rozmiar pliku: | 834 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Ruszajcie się żwawiej! Gdy tylko dolecimy na miejsce, chcę mieć je wszystkie załadowane. Nie mam zamiaru spędzić tam nawet sekundy dłużej, niż będzie to niezbędne. – wrzeszczał na swoich podkomendnych Halim Halak.
W duchu przeklinał siebie za to, że przez swoją głupotę trafił na ten parszywy statek. Wiódł całkiem przyjemne i beztroskie życie na Wasanie, trzeciej planecie układu S–13, na której główną siedzibę wybudowała Federacja Planetarna. Rodzice byli bogaci i nie szczędzili kredytów na wykształcenie syna. Jego samego nie ciągnęło do nauki. Lubił za to hulanki i imprezy. Dzięki mentalnemu wsparciu ojca, udało mu się skończyć akademię kosmiczną i uzyskać tytuł pilota drugiej klasy. Jednak nie chciał latać. Nie przepadał za pustymi przestrzeniami kosmicznymi oraz nudą, która była towarzyszem każdego lotu. Tym razem dzięki znajomościom matki, dostał pracę w jednej z firm wykonującej zlecenia dla Federacji. Siedział za biurkiem i codziennie wypełniał setki dokumentów przewozowych. Po pracy razem z kumplami odwiedzał tak zwane „kluby ciszy i spokoju”. W nich, odurzony narkoptycznymi oparami, uczestniczył w różnego rodzaju grach i zakładach.
Nie był przystojny, dobrze zbudowany czy fizycznie sprawny. Wygląd miał raczej przeciętny. Dziewczyny nie zwracały na niego uwagi. Jednak miał w sobie coś, co przyciągało innych. Nie był też agresywny. Dlatego zdziwił się bardzo, gdy któregoś dnia obudził się z magnetyczną obrożą na szyi. Chcąc nie chcąc, zamiast do pracy udał się do najbliższej siedziby żandarmerii cywilnej. Tam okazało się, że poprzedniej nocy wdał się w bójkę z pewnym młodzieńcem. Na swoje nieszczęście, był w niej stroną wygraną. Przeciwnik trafił do szpitala zabiegowego, gdzie wykonano szereg operacji mających na celu odtworzenie fragmentów obciętego nosa. Pech chciał, że ojcem poszkodowanego był dowódca stacjonującej na Wasanie floty kosmicznej, a Halim miał w dalszym ciągu ważną kartę poborową. W trybie natychmiastowym został powołany do armii na trzy lata. Jako że pochodził z bogatej rodziny, powierzono mu funkcję dowódcy stawiacza min o nazwie „Buriach”.
Był to najbardziej znienawidzony okręt ze wszystkich innych w całej Federacji. Trafiano na niego wyłącznie za karę, która była skutkiem popełnienia jakiegoś znaczącego przewinienia. Dwa dni temu minął rok, odkąd kierował tym cholerstwem. Przez cały ten czas tylko raz zawinął do portu celem uzupełnienia ładunków minowych. Miał ich w tym momencie na pokładzie ponad pięć tysięcy. Drugie tyle użył pół roku temu do zablokowania portalu numer dwa. Teraz przygotowywał się do zrobienia tego samego z portalem numer cztery. Jeszcze nie tak dawno nawet nie wiedział o ich istnieniu. Długo zastanawiał się, czym są. Dopiero, gdy przeleciał przez jeden z nich, zrozumiał, że są to miejsca, w których łączą się równoległe światy. Postawione przez niego miny miały za zadanie nie dopuścić do tego, aby coś przez nie się przedostało.
– Nie rzucaj tym! – krzyknął na jednego z marynarzy, który upuścił na szyny wyrzutni podłużny przedmiot o kształcie cygara. – Chcesz nas wysadzić w powietrze, idioto?
Mężczyzna z niebieskimi włosami złapał się za głowę.
– No dobra, trochę przesadziłem. – Halim klepnął go w ramię. – One są jeszcze nieuzbrojone. Kiedy skończycie, macie do jutra wolne.
Po tych słowach opuścił swoich podwładnych, którzy po usłyszeniu jego obietnicy zdecydowanie żwawiej zaczęli się ruszać. Kroki skierował w stronę kabiny pilotów. Statek pilotował mat Jaanius.
– Kiedy dotrzemy na miejsce? – zapytał, wchodząc na mostek.
– Za jakieś siedemnaście godzin. Ten rupieć mógłby być chociaż odrobinę szybszy.
Miał rację. Stawiacz min był najwolniejszym statkiem w całej flocie. Miał ponad sto metrów długości i był napędzany tylko dwoma silnikami rakietowymi. Ze względu na to, że na każdej burcie zamontowano po pięćdziesiąt wyrzutni, zrezygnowano z bocznych dopalaczy. Okrętem cholernie ciężko się sterowało. Przy każdym skręcie długi kadłub trzeszczał, doprowadzając wszystkich marynarzy do palpitacji serca. Przy większej prędkości rozpadłby się prawdopodobnie na tysiące kawałków, dlatego minowcem leciało się do przodu z maksymalną prędkością. Statek zwalniał dopiero po dotarciu do celu i wtedy też próbowano nim manewrować z lepszym lub gorszym skutkiem. Postawienie pola nie mogło zająć więcej niż dwanaście godzin. Po tym czasie miny samoczynnie się uzbrajały i przebywanie w tym momencie w ich pobliżu nie było wskazane.
– Może i tak, ale wtedy siedziałbyś w porcie i przepijał cały żołd w jakiejś zawszonej knajpie. Teraz przynajmniej odłożysz coś dla swoich bachorów.
Halak wiedział, że Jaanius nie ma dzieci. Tak samo jak on. Tyle tylko, że był jego dowódcą i mógł się na nim wyżyć. Przez pół roku lecieli do tego portalu. Na samą myśl, że drugie tyle zajmie im powrót do domu, dostawał białej gorączki.
– Pilibyśmy razem, komandorze – odparował mat.
Miał rację. Obiecał sobie, że, gdy tylko zawinie do bazy, przepuści cały swój roczny zarobek w pierwszym lepszym klubie.
– Idę do siebie. Poślij po mnie, gdy dolecimy do czwórki. Obiecałem chłopakom, że po zakończeniu ładowania wyrzutni mają wolne. Znajdź im jednak jakieś zajęcie. Może niech przepompują paliwo do zbiornika głównego.
– Tak jest! – Jaanius zasalutował i uśmiechnął się pod nosem. Załoga będzie wściekła. Komandor wiedział, że jego podwładni nie znosili tego robić. Większość z nich pochodziła z Maluki, co oznaczało, że mieli bardzo czuły zmysł powonienia. Już sam pobyt w przedziale silnikowym był dla nich nie do zniesienia. Wąchanie oparów paliwa powodowało mdłości i odruchy wymiotne, dlatego na statku zajmowali się tylko obsługą wyrzutni oraz składowaniem min. Mechanikami byli wyłącznie Wasanie oraz technicy z Elosa Trzeciego. W porównaniu z mieszkańcami innych planet należących do Federacji Planetarnej, Malukanie byli po prostu mniej rozgarnięci i technologicznie zacofani. Stąd nadawali się idealnie do prac niewymagających wielkiego intelektu.
Halim zamknął się w swojej kajucie. Otwarł szafkę i przez chwilę nad czymś się zastanawiał. W końcu wyciągnął z jej wnętrza plastikowy woreczek oraz niewielki, poskręcany flakon wypełniony żółtym płynem. Pogładził szkło z czułością. Miał przed sobą kilkanaście godzin względnego spokoju. Postanowił, że spędzi je w narkoptycznym letargu. Przekręcił klucz w drzwiach, następnie wyłączył komunikator oraz moduł wizyjny. Nikt nie będzie mu dzisiaj przeszkadzał. Szczyptę białego proszku zmieszał z zawartością flakonu. Żółty płyn zrobił się brązowy. Po chwili zaczął się z niego wydobywać biały dym. Halak wciągnął go głęboko do płuc. Czynność powtórzył jeszcze kilka razy. Na miękkich nogach dotarł do łóżka. Ułożył się na nim wygodnie, po czym zapadł w płytki sen. Obudziło go walenie do drzwi.
– Zaraz, nie pali się – wymamrotał, próbując stanąć na nogach. Schował flakon do szafki.
– Czego? – zapytał, otwierając drzwi.
– Jesteśmy na miejscu – poinformował go Jaanius.
– Musiałeś tak się tłuc?
– Wyłączył pan komunikator. Trochę się obawiałem o twoje zdrowie komandorze – odparł z miną niewiniątka.
– A to niby dlaczego?
– Malukanie. Głośno odgrażali się, że coś panu powyrywają i wsadzą tam, gdzie słońce nie dochodzi. Źle znieśli przepompowanie paliwa. Myślałem przez chwilę, że spełnili swoją groźbę. – Mat był wyraźnie rozczarowany.
Halak machnął ręką.
– Nie boję się ich. Dużo gadają i mało robią. Nadają się tylko do ładowania wyrzutni. Daleko mamy do portalu?
– Za chwilę przez niego przelecimy.
– I teraz dopiero mnie budzisz? Muszę wysłać wiadomość do dowódcy floty, zanim znajdziemy się po drugiej stronie.
– Pół godziny waliłem pięścią w te drzwi. Dopiero teraz raczył się pan obudzić. – Jaanius bezradnie rozłożył ręce.
– Wyślij Malukan na stanowiska. Niech czekają na mój sygnał. Spotkamy się na mostku.
Halak przygładził rozczochrane włosy. Poprawił przypiętą do paska kaburę z bronią. Spojrzał w lustro. Wyglądał zdecydowanie nieświeżo. Pomięty mundur, spodnie i ta twarz. Opuchnięta po wchłoniętym narkoptyku. Po raz drugi machnął ręką. Nie miał już czasu na poprawienie swojego wyglądu. Szybkim krokiem udał się w stronę sterówki. Minowiec znajdował się dokładnie nad portalem. Rozpoczęto procedurę przejścia. Statek w jej pierwszej fazie opuszczał się jeszcze stosunkowo wolno w stronę falującej, czarnej materii łączącej oba światy.
– Nadajcie wiadomość do centrali. Operacja przy czwórce właśnie się rozpoczęła.
– Tylko to jedno zdanie? – zapytał marynarz siedzący przy stacji nadawczej.
– Dodaj jeszcze: „Mam was wszystkich głęboko w dupie”. Zadowolony?
– odparł poirytowany Halim.
– Tylko to jedno zdanie, bo drugie było oczywiście żartem – powiedział Jaanius, który właśnie pojawił się na mostku.
– On by to przecież wysłał – powiedział cicho do komandora.
Ten wyszczerzył zęby w uśmiechu. Po chwili jednak spoważniał.
– Dobra, koniec głupot. Wyrzutnie gotowe? Mat skinął głową.
– Zróbmy to w takim razie tak samo sprawnie, jak przy dwójce. Im wcześniej się z tym uporamy, tym szybciej będziemy w domu. Wlatujemy. Tylko ostrożnie – powiedział w stronę siedzącego za sterami pilota.
Stawiacz min powoli zaczął zbliżać się do portalu. Komandor usiadł na fotelu i przypiął się do niego pasami. To samo zrobili wszyscy przebywający na mostku.
– Do załogi „Buriacha”. Za chwilę przejdziemy przez portal. Przypnijcie wasze wredne dupska do czegokolwiek, żebyście nie połamali waszych zawszonych karków, gdy tylko znajdziemy się po drugiej stronie. Bez odbioru.
Statek znalazł się bezpośrednio nad falującą taflą ciemnej substancji. Pilot spojrzał pytająco na komandora. Ten skinął głową i mocniej złapał się za oparcie siedzenia. Stawiacz min gwałtownie przyspieszył. Przeleciał przez portal i znalazł się w równoległym świecie. Załoga zawisła na pasach. Lecieli do góry nogami.
– Obrót o sto osiemdziesiąt stopni! – rozkazał Halim.
„Buriach” powoli obrócił się wokół swojej osi. Wszyscy opadli na siedzenia.
– Jesteśmy sami. Radar nie wykrywa żadnych obiektów.
Komandor nie odpowiedział. Minowiec wznosił się w górę, oddalając się z każdą chwilą od powierzchni planety.
– Zrzućcie miny! – wydał w końcu rozkaz Halak.
– Nie jesteśmy za wysoko? – zaprotestował Jaanius.
Faktycznie, byli. Powinni postawić pole minowe na wysokości maksymalnie stu metrów. Teraz osiągnęli pułap dużo wyższy.
– Nie będziemy się przejmować takim drobiazgiem. Natychmiast rozpocząć procedurę.
– Robi się – odparł mat, uruchamiając wyrzutnię.
Pierwsze sto metalowych cylindrów opuściło statek. Gdy tylko znalazły się w odpowiedniej odległości od okrętu, włączał się w nich niewielki silnik. Tworzył on pole magnetyczne, które zamieniało pocisk w olbrzymi magnes. To samo działo się z kolejnymi minami wystrzelonymi w przestrzeń powietrzną znajdującą się nad portalem. „Buriach” wykonał obrót o dwa stopnie w lewo, po czym następna setka śmiercionośnych ładunków pomknęła w wyznaczone miejsce. Po kilku godzinach na niebie lewitowało pięć tysięcy metalicznych cygar. Stworzone przez nie pole magnetyczne było tak mocne, że utrzymywało je w powietrzu jeszcze na długo po tym, jak silniki wewnątrz przestaną działać.
– Gotowe – oznajmił Jaanius.
– Dobrze. Nawet szybko poszło. – Komandor się ucieszył. – Jeszcze tylko wystrzelcie dwa komunikatory i wracamy.
Były to całkiem spore urządzenia umieszczane na powierzchni planety po obu stronach portalu. Ich zadaniem była kontrola wydarzeń na polu minowym. Każde, nawet najmniejsze magnetyczne zaburzenie było wyłapywane przez czujniki i przetwarzane przez niewielki komputer. Otrzymane dane ładowano do nadajnika, który, po przejściu do równoległego świata, wysyłał odpowiednio zakodowany komunikat. Docierał on do kwatery głównej Federacji Planetarnej oraz – oczywiście – do stawiacza min. Halim włączył mikrofon.
– Abel, Abil pobudka! – ryknął głośno.
– Jesteśmy na stanowisku – odpowiedział mu po chwili piskliwy głos.
– Wprowadźcie kody szyfrujące i wystrzelcie nadajniki. Tylko tym razem mają wylądować po obu stronach portalu, a nie w jego środku.
– Będzie pan zadowolony, komandorze.
– Gdy tylko komunikatory znajdą się na planecie, zabierz stąd nasze dupska. – To zdanie było już skierowane do pilota.
Stawiacz min nie był statkiem bezbronnym. Na górnej części kadłuba zamontowano dwie wieżyczki strzeleckie oraz wysuwaną wyrzutnię rakiet dalekiego zasięgu. Broń obsługiwało dwóch braci bliźniaków. Pochodzili z małego księżyca krążącego wokół Wasana. Jak większość tamtejszych mieszkańców, oni także byli niewielkiego wzrostu. Sięgali Halimowi zaledwie do piersi. Mieli za to znakomitą koordynację ruchową i niesamowity wzrok. Widzieli też doskonale w ciemnościach. Jako jedyni na tym statku nie zostali zesłani tutaj za karę. Zgłosili się do służby na ochotników. Obsługiwali oba stanowiska strzeleckie oraz wyrzutnię rakiet. Przy pomocy tej ostatniej wystrzeliwali również komunikatory. Przy portalu numer dwa popełnili błąd. Ustawili zły czas odpalenia spadochronów w nadajnikach, które otworzyły się za wcześnie i pudła nie doleciały do miejsca docelowego. Druga próba była już udana. Tutaj wszystko poszło zgodnie z planem za pierwszym razem. Ze swoich wieżyczek obserwowali, jak niewielkie skrzynie powoli opadają na powierzchnię planety. W momencie dotknięcia ziemi, linki czaszy odpięły się automatycznie. Boczne ścianki odpadły, ukazując korpus komunikatora.
– Przesyłka doręczona. – Komandor usłyszał komunikat, po czym uśmiechnął się pod nosem i zakomunikował:
– Zapiąć pasy. Wracamy.
Tym razem minowiec ustawił się prostopadle do powierzchni portalu. Pilot włączył silniki. Statek runął w dół i po chwili zanurzył się w ciemnej tafli materii. Po kilku sekundach byli już po drugiej stronie.
– Łącz z dowództwem – rozkazał komandor.
– Połączenie ustanowione. – Usłyszał po chwili.
– Tutaj komandor Halim Halak. Pole minowe na czwórce postawione. Wracamy do bazy. Do zobaczenia za pół roku. Bez odbioru.
– Jaanius, teraz ty tu rządzisz. Przypilnuj, żeby się nie pozabijali. Zmiany w maszynowni muszą być przeprowadzane co dwa dni. Radiooperatorzy i piloci mają mieć tygodniowe wachty. Reszta do hibernatorów. W tę stronę im odpuściłem. W drodze powrotnej braknie nam żarcia, jeżeli większość nie będzie spała. Gdyby działo się coś naprawdę ważnego, to mnie obudź. Widzimy się za sześć miesięcy.
Mat zasalutował. Włączył komunikator i poinformował załogę o tym, co wszyscy mają teraz robić. Komandor przez chwilę jeszcze siedział w milczeniu, a następnie odpiął pasy i wstał z fotela. W swojej kajucie opróżnił szklankę wasańskiego bimbru. Alkohol dobrze mu zrobił. Kolejne sześć miesięcy spędzi w pozycji leżącej, zanurzony w lepkiej cieczy. Dzięki specjalnej masce na twarzy, będzie mógł swobodnie oddychać. System podtrzymywania życia, korzystając z tej samej maski, dostarczy mu niezbędnych do przetrwania składników i minerałów. Wydalane przez organizm substancje rozłoży płyn wypełniający hibernator. Obrzydliwe. Mimowolnie się otrząsnął. Musiał dać przykład załodze, która, tak jak on, nie przepadała za leżeniem we własnych szczynach. Napełnił szklankę ponownie. Tym razem wypił jej zawartość powoli, delektując się każdym łykiem. Nie spiesząc się, ściągnął ubranie. Zupełnie nagi spojrzał jeszcze raz w lustro. Pod wpływem alkoholu twarz nabrała rumieńców. W jego mniemaniu wyglądała koszmarnie. Nigdy nie lubił swojego wyglądu. Teraz alkohol spotęgował jeszcze bardziej to uczucie.
– Brzydal. – Wykrzywił usta w grymasie przypominającym uśmiech. Odwrócił się gwałtownie i wyszedł na korytarz. Wolnym krokiem ruszył przed siebie. Marynarze, których mijał, specjalnie nie byli zaskoczeni jego wyglądem, ponieważ według nich miał nierówno pod sufitem. Nie wiadomo, dlaczego tolerowali go i słuchali wydawanych przez niego poleceń. Hibernatory znajdowały się na dolnym pokładzie. Kilkadziesiąt urządzeń przygotowanych było na przyjęcie lokatorów. Halim usiadł i czekał. Po kilkunastu minutach pojawili się pierwsi marynarze. Po niecałej godzinie zgromadzili się wszyscy przeznaczeni do hibernacji. Patrzyli pytająco na komandora.
– Na co czekacie? Włazić do komór! – wrzasnął na nich w końcu.
Gdy zamknęło się wieko za ostatnim z podwładnych, Halak wszedł do środka. Założył maskę i zanurzył się w ciepłej cieczy. Pokrywa z cichym szelestem opadła, zamykając go we wnętrzu. Maszyna zaczęła tłoczyć do jego płuc wzbogacone o środek nasenny powietrze. Po chwili odpłynął.
– Komandorze, niech się pan obudzi. – Ktoś szarpał go za ramię.
Z trudem uniósł powieki. Po chwili rozpoznał pochylającego się nad nim Jaaniusa.
– No, dalej. – Mat uderzał dłonią w jego policzki.
– Przestań mnie tłuc, bo ci zaraz przywalę, idioto – wymamrotał półprzytomny.
Siedział w hibernatorze podtrzymywany przez dwóch marynarzy. Maska zwisała bezwładnie na jego lewym ramieniu. Przez chwilę próbował przypomnieć sobie, gdzie się znajduje. Powoli wracały wspomnienia.
– Dolecieliśmy? – wykrztusił w końcu.
– Niech pan wstaje. Zaraz wszystko wyjaśnię.
Halim stał na trzęsących się nogach. Z trudem zrobił kilka kroków.
– Zaprowadźcie mnie pod prysznic – poprosił marynarzy.
– A ty przynieś mi jakieś ciuchy. – Zwrócił się do Jaaniusa.
Zimna woda przywróciła sprawność wszystkich jego kończyn. Wróciła też pamięć. Założył świeży mundur. Udał się na mostek. Usiadł w swoim komandorskim fotelu i spojrzał wyczekującym wzrokiem na mata.
– Miny na czwórce. Wszystkie eksplodowały. Godzinę temu otrzymaliśmy zakodowany przekaz.
– Niech to szlag trafi – zaklął, po czym zapytał po chwili: – Co na to dowództwo?
– Czekają na połączenie z panem – wyjaśnił Jaanius.
– Łącz – rozkazał.
– Z tej strony admirał Setuhal. Jak się pan miewa, komandorze? – Usłyszał głos dobiegający z głośnika.
– Szczerze mówiąc, to gównianie. W przenośni i dosłownie – odparł.
– Jest pan szczery aż do bólu. – Po tym stwierdzeniu nastąpiła chwila ciszy. – Nie mam dobrych wiadomości. „Buriach” musi wrócić i sprawdzić, co tam się wydarzyło.
– Cooo? – Halim zerwał się z fotela.
– Słyszał pan, co powiedziałem. Wracacie i to natychmiast. Po dotarciu na miejsce czekam na pełny raport.
Halak zacisnął pięści. Wiedział, że balansuje na pograniczu sądu wojennego. Z trudem opanował narastającą w nim wściekłość.
– Wynocha! Zostawcie mnie samego – powiedział do przebywających na mostku.
Wszyscy bez słowa opuścili swoje stanowiska. Został tylko Jaanius.
– Ty też. – Spojrzał zimno na mata.
– Admirale – rozpoczął, gdy w pomieszczeniu nie było już nikogo. – Nie zna mnie pan. Jestem uparty i nienawidzę tego, co robię. Przebywanie na tym statku jest dla mnie udręką. Kolejny miesiąc spędzony tutaj doprowadzi mnie do szału, ale zrobię to, o co mnie prosicie. Wrócę tam, ale tylko wtedy, gdy odpowiecie na moje pytania.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Przez chwilę słychać było szmer przyciszonych rozmów.
– Proszę pytać, komandorze. Tylko niech pan pamięta, że wszystko to, co powiem, objęte jest tajemnicą. Kara w przypadku jej nieprzestrzegania będzie bardzo dotkliwa. Słucham.
– Pierwsze pytanie. Po co stawiamy miny? Kogo się boicie?
– Aby odpowiedzieć na to pytanie, muszę wcześniej wyjaśnić kilka spraw. Jak pan doskonale wie, portale nie są naszym dziełem. Zostały stworzone albo przez naturę, albo przez cywilizację, która technologicznie przewyższa wszystko, z czym do tej pory mieliśmy do czynienia. Bardziej realna jest opcja druga. Udało nam się odkryć cztery takie twory. Nie wiemy, czy prowadzą do tego samego świata. Nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić. Nie wiemy też, w jakim celu zostały stworzone oraz co się stało z ich twórcami. Federacja Planetarna po długich konsultacjach wprowadziła ogólnogalaktyczny zakaz przelotu przez portale. Stało się to dwanaście lat temu. W ciągu kolejnych trzynastu miesięcy zmodyfikowano każdą latającą jednostkę. W module silników umieszczono niewielką bombę sterowaną przez specjalnie skonstruowany czujnik. Jedynym statkiem, w którym tego nie zrobiono, jest pański „Buriach”. Właśnie dlatego możecie swobodnie przemieszczać się między równoległymi światami bez żadnych konsekwencji. Inne okręty podczas przelotu przez portal natychmiast eksplodują. Kilka lat temu nasze radary dalekiego zasięgu wykryły coś dziwnego. Początkowo myśleliśmy, że ich wskazania są związane z usterkami technicznymi lub wadliwym oprogramowaniem. Niestety, szybko przekonaliśmy się, jak bardzo było to złe założenie. Dokładnie pięć lat temu podczas misji rozpoznawczej doszło do incydentu. Nasz okręt dalekiego zwiadu – „Pahil” – namierzył tę samą anomalię. Według wskazań radarów był to niewielki obiekt, który poruszał się z ogromną prędkością. Sygnatura jego napędu kompletnie różniła się od tych, które mieli zapisane w swojej bazie. Dowódca okrętu postanowił sprawdzić, czym jest to coś. Oczywiście miał na to zgodę ze sztabu Federacji Planetarnej. „Pahil” był naszym najszybszym statkiem. Ruszył na spotkanie z nieznanym obiektem. Nie wiemy do końca, co się wydarzyło. Na ostatnim przekazie otrzymanym z kamer zainstalowanych na mostku widzimy, jak wszyscy znajdujący się tam marynarze nagle tracą przytomność. Po kilku następnych sekundach przekaz zostaje przerwany. Wysłana w to miejsce misja ratunkowa odnalazła wielkie pole nadtopionych szczątków. Nikt nie ocalał. Żadna kapsuła ratunkowa nie dryfowała w pobliżu. Zatuszowaliśmy sprawę, podając do wiadomości nieprawdziwą przyczynę katastrofy.
– Przypominam sobie. – Halim przerwał admirałowi. – Poinformowaliście, że „Pahil” natrafił na deszcz meteorów.
– Zgadza się – potwierdził Setuhal. – Wracając do pańskiego pytania. Rok później wydarzył się kolejny incydent. Tym razem z udziałem promu transportowego lecącego z Wasana na Maluka. Gdy byli mniej więcej w połowie drogi, komandor zgłosił, że jest świadkiem powstawania czegoś, co przypominało ogromny lej. Zaraz po tym, jak się uformował, wyleciał z niego statek. Sygnatura jego napędu była już nam znana. To był ten sam okręt, na drodze któremu stanął „Pahil”. Tak jak poprzednio, po otrzymaniu tej informacji kontakt z promem się urwał. Na miejscu zdarzenia, oprócz fragmentów okrętu, znaleźliśmy też jego czarną skrzynkę. Naszym specjalistom udało się odtworzyć dane zapisane na nośnikach magnetycznych. Odzyskano parametry lotu, dane z czujników oraz obrazy zarejestrowane przez kamery umieszczone na zewnątrz statku. Niech pan zgadnie, co na nich było?
– Nie chce mi się bawić w zgadywanki. Proszę kontynuować – odparł zrezygnowany Halim. Był już pewien, że nie uda mu się wykręcić od powrotu na planetę.
– Było tam coś, co zniszczyło „Pahila” i prom transportowy.
– A dokładniej?
– Niewielki okręt. Zbliżony rozmiarami do naszych średnich desantowców. Nie potrafiliśmy rozpoznać systemu napędowego oraz uzbrojenia. Nie posiadał również żadnych oznaczeń ani barw bojowych.
– Macie jakieś podejrzenia odnośnie jego pochodzenia?
– Żadnych. Podjęliśmy jednak działania mające na celu zlokalizowanie jego bazy wypadowej. Rozmieściliśmy w kontrolowanej przez nas przestrzeni kilkadziesiąt tysięcy mobilnych stacji radarowych. Zajęło nam to dwa lata. Spływające informacje były na bieżąco sprawdzane. Zostawialiśmy tylko te, na których radary wykrywały sygnatury napędu identyczne lub zbliżone do statku obcych. Wnioski, które wyciągnęliśmy na ich podstawie, były dla nas zaskakujące. Ten dziwny statek czegoś szukał. Systematycznie oblatywał wszystkie planety, które znajdowały się w kolejnych układach. Trzykrotnie został trafiony rakietami obrony planetarnej. Niestety, posiada niewidzialną osłonę, której pociski nie potrafiły sforsować. Dzięki wskazaniom radarów mogliśmy zauważyć, że okręt ten potrafi przemieszczać się z ogromną prędkością. Naukowcy wyliczyli, że jest ona większa od prędkości światła.
– Co? – Halim był w szoku. W akademii uczono go, że jest to technicznie niemożliwe. Jedynie zmodyfikowane sygnały radiowe mogły pokonać tę barierę. Uzyskanie przez obiekt materialny prędkości nadświetlnej było w tym momencie rzeczą nieosiągalną.
– Sprawdziliśmy kilka razy. Ich obliczenia są prawidłowe. Domyślamy się też, czego może szukać.
– Chodzi o portale? – strzelił Halak.
– Tak. Do tej pory nie znalazł żadnego. Chyba, że mu się właśnie udało. Chciałbym, żeby pan, komandorze, to sprawdził.
– Myślicie, że on wpadł w pole minowe? Był blisko nas i nic nam nie powiedzieliście? – Halim się zdenerwował.
– Do tej pory nie mogliśmy ujawnić tych informacji. Proszę zachować je wyłącznie dla siebie.
– Rozumiem. Wrócimy w takim razie sprawdzić, co się stało. W związku z tym mam prośbę. Zostały mi dwa lata służby na tym cholerstwie. Proszę o skrócenie jej o rok.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Setuhal odezwał się dopiero po dłuższej chwili.
– Za dwanaście miesięcy zostanie pan zwolniony ze służby.
– Dziękuję, admirale. – Halak zatarł ręce z radości.
– Czekam w takim razie na raporty. Proszę być przygotowanym na wszystko. Bez odbioru.
Komandor rozsiadł się wygodnie w fotelu. Był z siebie dumny. Właśnie wynegocjował wcześniejsze odzyskanie wolności. Poszło mu to nadzwyczaj łatwo. Włączył komunikator.
– Jaanius, możecie wracać na mostek.
Po kilkunastu sekundach pojawił się mat, piloci i radiooperator.
– Wracamy do czwórki. Zawracaj – rozkazał pilotowi.
– Co z załogą? Wyciągamy ich z hibernatorów?
Halim zastanowił się przez chwilę. Nie mieli min i żywności. Malukanie nie byli mu do niczego potrzebni.
– Obudź tylko mechaników. Niech pilnują maszynowni. Tak na wszelki wypadek.
– Robi się, komandorze.
– Jeszcze jedna rzecz. Abel i Abil mają siedzieć cały czas w wieżyczkach. Działa i wyrzutnie muszą być załadowane i gotowe do strzału. Przyślij też drugiego radiooperatora. Ma non stop śledzić wskazania radaru.
Stawiacz min powoli wytracał prędkość. Przygotowywał się do zwrotu o sto osiemdziesiąt stopni. Przeprowadzenie tego manewru zajęło dobre kilkanaście minut.
– Jesteśmy na właściwym kursie – poinformował w końcu jeden z pilotów.
– Silniki pełna moc. Rozpędźcie tego grata na maksa. – Halim chciał jak najszybciej dolecieć na miejsce.
– Dlaczego wracamy? – Jaanius stanął przed komandorem.
– Nie mogę ci powiedzieć. – Halak bezradnie rozłożył ręce.
– Chodzi o pole minowe?
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Mrugnął za to znacząco jednym okiem.
– Mamy dowiedzieć się, kto w nie wleciał? Kolejne mrugnięcie.
– Dowództwo jest ciekawe, kto chciał się do nas przedostać? – Mat nie przestawał pytać.
Halim pokręcił przecząco głową.
– Ktoś od nas miałby skorzystać z portalu? Przecież jest rzeczą niemożliwą, aby ładunki same z siebie się uaktywniły. Były postawione za wysoko. Tylko ślepy by w nie wleciał. Zresztą po wojnie Federacji ze Związkiem Planet Niezależnych wszystkie nasze okręty mają specjalne czujniki wykrywające miny. Nawet gdyby ktoś chciał, nie dałby rady w nie wlecieć. Komputer nawigacyjny by na to nie pozwolił.
„Cholera” – pomyślał Halak. „Jaanius miał trochę racji. Jednak z drugiej strony statek obcych nie miał tych czujników i latał z ogromnymi prędkościami. Mógł się rozwalić na tym polu”.
– Tak czy inaczej, wracamy sprawdzić, co tam się stało. Rozkaz dowództwa. – Halim nie wspomniał słowem o darowanym roku służby.
Przez kolejne dni nic się nie działo. Minowiec leciał kursem w stronę planety z portalem. Większość załogi spała w hibernatorach, a Jaanius pilnował, aby piloci byli wyspani i wypoczęci. Komandor zaszył się w kajucie, którą opuszczał średnio raz na dobę. Sprawdzał wtedy wskazania radarów oraz czujność braci bliźniaków, którzy obsługiwali stanowiska strzeleckie. Trzynastego dnia, gdy do celu został niecały dzień lotu, został wezwany na mostek.
– Co się dzieje? – Skacowany usiadł na fotelu.
– Mamy coś na radarze. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałem – poinformował jeden z radiooperatorów.
– Co? – Halimowi serce zaczęło bić przyspieszonym rytmem. – Pokaż.
– Tutaj. To chyba jest jakiś dziwny statek. – Mężczyzna pokazał czerwony punkt na monitorze.
– Co on teraz robi?
– Zatrzymał się. Przed chwilą jeszcze był tutaj. – Marynarz wskazał na zieloną, migającą kropkę.
– Szybki jest drań. Jak dawno się pojawił?
– Kilka minut temu. Wyskoczył znikąd.
– Wyłączyć silniki i pozostałą resztę. Zostawić tylko działający system podtrzymywania życia i zasilanie hibernatorów. Obowiązuje bezwzględna cisza radiowa. Wykonać natychmiast.
Światła przygasły. Okręt zaczął zwalniać.
– Napęd wyłączony. Dryfujemy – poinformował jeden z pilotów. Komandor spojrzał na radar. Czerwona kropka nie wykonywała żadnych ruchów. „Na co on czeka?” – pomyślał.
Przez kolejne pół godziny nic się nie wydarzyło. Po tym czasie obiekt nagle przyspieszył i zniknął z radarów.
– Włączyć napęd. Kurs ten sam. Reszta bez zmian. Miejcie oczy szeroko otwarte – rozkazał komandor.
Stawiacz min zwiększył prędkość. Halim odetchnął z ulgą. Miał nadzieję, że nie zostali zauważeni i bez problemów dotrą do celu. Dyskretnie otarł pot spływający z czoła. Uświadomił sobie właśnie, jak bardzo boi się śmierci. Zaczął przeklinać w myślach dzień, w którym wdał się w bójkę. Do chwili obecnej nie był w stanie pojąć, o co tak naprawdę wtedy poszło. Potarł nerwowo policzki. Musiał skupić się na otrzymanym zadaniu. Intensywnie zaczął myśleć. „Skoro statek obcych wciąż latał, to kto w takim razie zdetonował pole minowe? Czyżby tych okrętów było więcej? A może zrobili to mieszkańcy drugiego świata?” Nie potrafił udzielić sobie odpowiedzi na te pytania. Potrzebował alkoholu. Dużej jego ilości.
– Wracam do siebie. Gdyby coś się działo, natychmiast mnie o tym poinformujcie. Jaanius, przejmujesz dowodzenie.
Zanim mat trafił na „Buriacha”, dowodził ciężkim, wasańskim patrolowcem. Popełnił błąd, rozwalając w drobny mak niezidentyfikowany statek przybywający z odległego systemu Haruna. Okazało się, że była to jednostka należąca do Federacji Planetarnej, która wracała z misji szpiegowskiej. Jej dowódca zlekceważył wezwania Jaaniusa do poddania się standardowej kontroli. Z niezrozumiałych przyczyn ostrzelał jego okręt. Mat odpowiedział ogniem. Przez zupełny przypadek trafił w skład amunicji. Zamiast pochwały, został zdegradowany i dożywotnio zamustrowany na „Buriachu”. Skazano go na dwadzieścia pięć lat służby. Do dnia dzisiejszego nie dowiedział się, dlaczego zniszczona przez niego jednostka była taka ważna. Halak podczas swojej służby wielokrotnie korzystał z rad Jaaniusa. Mimo ukończenia akademii, nie bardzo wiedział, jak dowodzić tak dużym okrętem, jakim niewątpliwie był stawiacz min. Dzięki pomocy mata, udawało mu się podołać temu zadaniu. Gdy znalazł się w swojej kajucie, pierwsze kroki skierował w stronę szafki. Z kilkunastu butelek bimbru zostały już tylko dwie. Nie namyślając się długo, napełnił szklankę brązowym płynem. Tym razem nie wypił od razu całej jej zawartości. Nie chciał się schlać. Musiał mieć zdolność trzeźwego myślenia, bo – być może – od tego będzie zależało jego życie. Na minowcu zamontowano tylko jedną kapsułę ratunkową. Mogła zmieścić zaledwie cztery osoby. Było dla wszystkich oczywiste, że Federacji Planetarnej nie zależy na ratowaniu załogi tego statku.
Halim był pewien, że, gdy z okrętem będzie źle, on jako pierwszy z niej skorzysta. Kolejne godziny spędził na analizie możliwych scenariuszy, które mogą się wydarzyć, jeżeli dojdzie do spotkania z obcym okrętem. Doszedł do jednego istotnego wniosku. Jeżeli chce wyjść stąd żywy, musi odpalić kapsułę ratunkową zanim, nie wiadomo z jakiego powodu, straci przytomność. Tak przynajmniej stało się w obu opisanych przez admirała przypadkach. Tylko, co dalej? Postanowił, że tym będzie martwił się później. Wysączył resztkę bimbru. Odłożył pustą szklankę, poprawił pas z kaburą i wyszedł z kabiny. Bracia Abel i Abil byli zaskoczeni jego wizytą. Odkąd Halim dowodził minowcem, nigdy nie znalazł czasu, żeby ich odwiedzić.
– Jesteście czujni? – zapytał ich, przeciskając się przez niewielki właz, który znajdował się w podłodze stanowiska strzeleckiego.
– Jak zawsze komandorze – odparli jednocześnie.
– Mało tu miejsca – wystękał z trudem, pochylając się do przodu.
– Nam to nie przeszkadza – powiedział jeden z bliźniaków.
„No tak, w końcu jesteście kurduplami” – pomyślał Halim, po czym zapytał:
– Który z was obsługuje wyrzutnie rakiet?
– Obaj możemy nią kierować – odparł Abil. – Może też wystrzeliwać rakiety automatycznie, wybierając cele według specjalnego algorytmu.
– A co z działami? Jak szybko jesteście w stanie namierzyć cel?
– Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana. Mamy, niestety, ograniczone pole ostrzału. Wszystkie cele znajdujące się pod nami są dla armat niedostępne. Możemy je razić tylko zdalnie sterowanymi pociskami. Gdy mamy czysty strzał, namierzenie zajmie nam niecałą sekundę.
Halim przez chwilę o czymś intensywnie myślał.
– Zrobimy tak – powiedział w końcu. – Gdyby przez przypadek w okolicach naszego statku pojawił się jakiś dziwny, szybko latający obiekt, od razu walcie w niego ze wszystkiego, co tam macie w swoim arsenale. Nie czekajcie na moje rozkazy. Zrozumieliście?
– No tak, ale… – zaczął protestować jeden z bliźniaków.
– Nie ma żadnego ale. Waszym zadaniem będzie zniszczyć nieprzyjaciela, zanim on dobierze się do nas.
– Skąd wiadomo, że to będzie akurat nasz wróg? – Abil nie przestawał mieć wątpliwości.
– Zapewniam was, to będzie nasz wróg. Zresztą taki rozkaz przyszedł z góry. Macie od razu do niego strzelać. Im szybciej, tym lepiej.
– Zrobi się komandorze.
Halim cicho westchnął. Wiedział, że zniszczenie tego nieznanego okrętu nie będzie proste. Skoro rakiety obrony planetarnej nie potrafiły przebić się przez jego osłony, to raczej mało prawdopodobne było, że uda się to zrobić wystrzelonym wielkokalibrowym pociskom. Opuścił stanowisko strzeleckie. Po drodze na mostek zajrzał jeszcze do przedziału, w którym znajdowała się kapsuła ratunkowa. Tak naprawdę był to niewielki, ale za to dobrze opancerzony schron. W przypadku ciężkich uszkodzeń okrętu można było go ręcznie wystrzelić w przestrzeń. Zasięg lotu przy swobodnym spadku i standardowej grawitacji wynosił prawie sześć tysięcy kilometrów. Kapsułę wyposażono w potrójny spadochron oraz niewielkie silniki, których zadaniem było zmniejszenie prędkości lądowania. Nie była jednak przystosowana do wodowania. Tonęła kilkanaście sekund po zetknięciu się z wodą. Nie zawsze wystarczało czasu na to, aby pasażerowie zdążyli ją opuścić. Halak przeprowadził procedurę testową. Musiał się upewnić, że jest w stu procentach sprawna. Szybko przejrzał wyniki pomiarowe. Program sprawdzający nie wykrył żadnych uszkodzeń.
– Czekaj na mnie malutka – wyszeptał z dziwną czułością w głosie, zamykając hermetyczne drzwi.
Poczuł głód. Alkohol wyparowywał z jego organizmu, zostawiając w brzuchu uczucie pustki. Musiał coś przekąsić. Jedzenie na minowcu było obrzydliwe. Zamrożone porcje po odgrzaniu smakowały niczym padlina. W dodatku śmierdziały. Niestety, nie miał wyboru. Niczego innego, nadającego się do konsumpcji nie było na pokładzie statku. Jadalnia była pusta. Podszedł do maszyny wydającej posiłki. Nacisnął losowy przycisk. Automat wypluł zafoliowaną mrożonkę. Rozerwał opakowanie. Zawartość umieścił we wnętrzu stojącej obok podgrzewalnicy. Po kilku minutach jedzenie było gotowe do spożycia.
– Co za syf – wymamrotał, po czym, przezwyciężając obrzydzenie, zatopił zęby w czymś, co niewątpliwie kiedyś było zwierzęciem. Powoli przeżuwał każdy kęs. Posiłek przerwał mu sygnał alarmu. Wybiegł z jadalni i popędził na mostek.
– Co się dzieje? – zapytał, ciężko dysząc.
– To coś się pojawiło. Leci za nami – odparł jeden z marynarzy, który obsługiwał radar.
– Kiedy nas dogoni?
– Jeżeli nie przyspieszy, to za jakieś siedem godzin – oszacował szybko radiotelegrafista.
– Cholera – zaklął Halim. – Kiedy wlecimy do portalu?
– Za osiem godzin i dwanaście minut – odparł Jaanius.
– Jesteście pewni, że on nas widzi?
– Skoro my go widzimy... – odparł zadziwiająco spokojnym głosem.
– No tak. Mógł nas już wcześniej wykryć. – Komandor głośno myślał.
– Możemy przyspieszyć? – zapytał po chwili pilotów.
– Jeżeli włączymy tylne silniki manewrowe, zyskamy jakieś dziesięć procent mocy. Jednak paliwa do nich mamy tylko na parę godzin lotu. Może do portalu wystarczy. Później manewrowanie minowcem będzie niezwykle skomplikowane.
– Odpalać je natychmiast! – rozkazał Halim. Czuł, że może nie być już „później”.
Minowcem gwałtownie szarpnęło do przodu. Okręt zdecydowanie przyspieszył. Komandor ciężko opadł na fotel.
– Przy tej prędkości portal osiągniemy za niecałe siedem godzin – zawiadomił go Jaanius.
– Obcy przyspieszyli?
Radiooperator pokręcił przecząco głową.
– Zostają w tyle – poinformował wyraźnie ucieszony.
Halakowi nie poprawiło to wcale nastroju. Gdyby statek obcych chciał ich dogonić, zrobiłby to w ciągu kilkunastu minut. On po prostu sprawdzał, dokąd lecieli. Jednak mieli szansę. Gdy przelecą przez portal, powinni zniknąć z jego radarów czy z czegoś, co tam używał. Po drugiej stronie szybko wzbiją się na orbitę, a następnie z maksymalną prędkością oddalą się od miejsca przejścia. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, wylądują gdzieś na planecie. Wyłączą wszystkie systemy i spróbują przeczekać kilka dni. Plan mógł wypalić.
Po siedmiu godzinach dolecieli do portalu. Okręt obcych dawno zniknął z radarów.
– Jakie rozkazy komandorze? – zapytał jeden z pilotów.
– Przelatujemy na drugą stronę. Nie próbuj zwalniać – odparł Halim.
– Wie pan, że przy tej prędkości taki przelot jest ryzykowny? – przypomniał mu Jaanius.
Halak wzruszył ramionami. Rozpędzony minowiec był jak wściekły baran. Pędził prosto przed siebie aż do momentu, gdy padał z wyczerpania. No chyba, że wcześniej trafiał na jakąś przeszkodę nie do sforsowania. Wtedy przeważnie kończył żywot z roztrzaskaną czaszką. Ich okręt gnał do przodu z ogromną prędkością. Zarówno sterowanie nim, jak również jego szybkie zatrzymanie, były praktycznie niemożliwe. Jeżeli pilot za bardzo zboczył z kursu, to na korektę lotu będzie już za późno. Nie trafią w portal i rozbiją się gdzieś w pobliżu. Halim wierzył, że do tego nie dojdzie. Pilot ma wystarczająco dużo czasu, aby ustawić statek na odpowiedniej trajektorii.
Kilkanaście minut temu wlecieli w ogromną chmurę gazową. Radar i wszystkie czujniki przestały działać. Gdy ją w końcu opuścili, ujrzeli przed sobą planetę.
– Do celu zostało siedemnaście minut lotu – poinformował ich radiooperator.
– Wskazania radaru? – zapytał Halak.
– Okolica pusta. – Po chwili jednak szybko się poprawił. – Mamy odbicie.
– Gdzie? – Komandor poderwał się z fotela.
– Coś chyba jest nad nami. – W głosie marynarza można było wyczuć nerwowość.
– A dokładnie?
– Wskazania nie są precyzyjne. Odbiornik fal ustawiony jest w poziomie, więc mogę tylko oszacować dzielącą nas odległość.
– No to szacuj do jasnej cholery! – wrzasnął zdenerwowany Halim.
– Niecałe trzydzieści tysięcy kilometrów.
– Czy to ten sam statek, który za nami wcześniej leciał? Radiooperator bezradnie rozłożył ręce.
– Nie potrafię odczytać jego sygnatury. Sygnał, który do nas dociera, jest z niewiadomych przyczyn zniekształcony. Mogę tylko stwierdzić, że nasze kursy się pokrywają. Leci w kierunku portalu.
– Szlag by to trafił. Zdążymy przed nim?
– Będzie tam parę minut po nas. Wyraźnie przyspieszył, ale ma do pokonania dwukrotnie większy dystans niż my.
Halim włączył komunikator.
– Abil, Abel!
– Tak, komandorze.
– Coś leci za nami. Wiecie, co macie robić, gdy tylko znajdzie się w zasięgu waszego strzału.
– Rozkaz zostanie wykonany. Czy mogę coś zaproponować?
– Możesz. Tylko się streszczaj, bo nie mamy zbyt wiele czasu.
– Wystrzelmy dwa oświetlacze.
– Po co? – warknął Halim.
– Ich sygnatury napędowe są zbliżone do naszych. Jeżeli obcy się nimi zainteresują, da nam to kilkanaście sekund, może nawet minutę. Wtedy na pewno zdążymy dolecieć do portalu. Tak, wiemy, że tam lecimy. Nie jesteśmy przecież idiotami – dokończył piskliwym głosem Abil.
Oświetlacze były niewielkimi statkami. Służyły do testowania min. Napędzane silnikami o wielkiej mocy, potrafiły udawać ogromne jednostki. Komandor nie wierzył, że obcy dadzą się na to nabrać. To by było zbyt proste.
– Ile czasu zajmie nam uruchomienie procedury testowej? – zapytał mata.
– Niecałe dwie minuty – odparł Jaanius.
Planeta szybko rosła w oczach.
„Może jednak warto spróbować” – pomyślał. Gdyby zdobyli trochę czasu, ich szanse na przetrwanie znacznie by wzrosły.
– Odpalaj – zdecydował.
– Tak jest, komandorze. – Mat uruchomił system automatycznego wystrzelenia oświetlaczy.
– Dwadzieścia tysięcy kilometrów i cały czas maleje – zameldował radiooperator.
Halim zaczął się pocić. Wiedział jednak, że musi zachować zimną krew i sprawny umysł. Siłą woli opanował drżenie rąk. Obcy zbliżali się zbyt szybko.
– Zdążymy? – zapytał z nadzieją w głosie.
– Jeżeli nic się nie wydarzy, będziemy na miejscu przed nimi.
– Oświetlacze wystrzelone. Silniki włączą się w nich za kilkanaście sekund – wyjaśnił Jaanius.
Nim Halak zdążył coś powiedzieć, usłyszeli serię wystrzałów.
– Abil, co się dzieje? – ryknął do mikrofonu komunikacyjnego.
– Właśnie rozwaliliśmy dwa obiekty. Nagle pojawiły się po obu stronach statku. Mówiłem, że jesteśmy najlepsi. – Właściciel piskliwego głosu był wyraźnie zadowolony.
– Jesteście debilami. To były nasze oświetlacze, matole. Przed chwilą o nich rozmawialiśmy. Już zdążyłeś o tym zapomnieć? – odparł wściekły Halim.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Dobra, stało się. Rozkazy pozostają bez zmian. – Zakończył rozmowę i opadł zrezygnowany na fotel.
– Komandorze? – Niepewny głos pilota zwiastował kolejne nieszczęście.
– Co znowu?!
– Skończyło się paliwo do silników manewrowych.
– Dolecimy? – zapytał po chwili.
– Obcy zwolnili. Mamy niecałą minutę przewagi. Zdążymy wlecieć do portalu przed nimi.
– Jesteś pewien?
– Te gnoje wiedzą o polu minowym. Dlatego chcą, abyśmy pierwsi tam się znaleźli. Zdają sobie sprawę, że przy tej prędkości nie zdążymy wyhamować i je zdetonujemy. Dlatego nam odpuścili.
– Ale przecież tam go już nie ma – przerwał mu Jaanius.
– My o tym wiemy, ale oni nie są tego świadomi. Utrzymuj stałą prędkość. Gdy znajdziemy się po drugiej stronie, wykonaj maksymalny skręt w kierunku powierzchni planety. Minuta to całkiem sporo. Żeby tylko ten grat lepiej skręcał.– Dodał już do siebie.
Przez kolejne kilka chwil siedzieli w całkowitym milczeniu. Czarna kropka portalu rosła z niezwykłą szybkością.
– Do przejścia zostało trzydzieści sekund – przerwał ciszę jeden z pilotów.
– Kurs wyznaczony prawidłowo.
– Maszynownia? Tutaj dowódca. Za pół minuty znajdziemy się po drugiej stronie. Bez odbioru.
Po chwili wszyscy poczuli niewielkie drgnięcie i znaleźli się w alternatywnym świecie. Z ogromną prędkością oddalali się od powierzchni planety. Halak poczuł, jak minowiec zaczyna skręcać.
„Za długo to trwa” – pomyślał.
– Obcy statek właśnie przeszedł przez portal i zbliża się do nas kursem kolizyjnym – rozległ się przerażony głos radiooperatora.
W tym samym momencie usłyszeli odgłos wystrzałów. Bracia bliźniacy otwarli ogień.
– Radary wykrywają dziwną anomalię przed nami. Co się dzieje? – Marynarz wpadł w panikę.
Halim zerwał się z fotela. Faktycznie. Po ich prawej stronie zaczął tworzyć się szary lej. Był doskonale widoczny na tle zielononiebieskiej planety. Komandor odwrócił się gwałtownie i ruszył w stronę wyjścia. Wiedział bowiem doskonale, co zaraz się wydarzy. Był też pewien, że pociski wystrzelone przez działa minowca nie zrobią żadnej krzywdy obcemu okrętowi.
– Komandorze, dokąd pan idzie? – Usłyszał za sobą głos Jaaniusa.
Nie zwracając uwagi na mata, bez słowa opuścił mostek i biegiem popędził w stronę kapsuły ratunkowej. Bał się, że nie zdąży odlecieć przed zniszczeniem minowca. Ciężko dysząc, wskoczył do jej środka. Nie tracąc czasu, zamknął hermetyczne drzwi i uruchomił procedurę wystrzelenia. Rzucił się na jeden z foteli i przypiął się do niego pasami. W tym momencie zdarzyły się dwie rzeczy. Szary lej zmienił kolor na czarny, po czym z jego wnętrza wyleciał spory statek. Gdy komputer zakończył odliczanie, Halim poczuł ogromny ból przeszywający całe jego ciało. Nim zdążył krzyknąć, stracił przytomność. Kapsuła ratunkowa z bezwładnym Halakiem została wystrzelona w przestrzeń kosmiczną. Grawitacja planety wpłynęła znacząco na trajektorię lotu. Przyrządy pomiarowe od razu to wykryły. Na niewielkim ekranie pojawił się komunikat: „Uruchomiono system awaryjnego lądowania. Automatyczny start silników hamujących za osiemnaście minut. Proszę zapiąć pasy”.