- promocja
- W empik go
Zagubiona w Pamięci - ebook
Zagubiona w Pamięci - ebook
W tajemniczych okolicznościach, w drodze z pracy do domu, jadąc na rowerze, znika bez śladu mieszkanka malowniczej wsi Brzozówka. Po tej nocy, ze wsi ucieka Alicja - młoda kobieta, by ułożyć sobie życie w dużym mieście. Po dwudziestu latach leśniczy natrafia na zakopane w lesie ludzkie szczątki wraz z czerwonym rowerem, należącym do zaginionej kobiety. Jak się okazuje, znalezione szczątki należą do mężczyzny, który według opinii wszystkich, nigdy nie zaginął. Po przerażającym odkryciu w lesie, ktoś w tajemniczych okolicznościach morduje ojca Alicji. A na jaw wychodzą skrywane tajemnice przeszłości. Co wydarzyło się dwadzieścia lat temu w Brzozówce? Kto ponosi winę, za wszystkie nieszczęśliwe wypadki?
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788397041806 |
Rozmiar pliku: | 416 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI

Mam na imię Alicja. Mam 39 lat. Jestem kobietą inteligentną, bystrą i dążę po trupach do celu - dosłownie. Jestem szanowaną panią prawnik, zawsze skupiona i skoncentrowana. Przyciągam do siebie spojrzenia, zarówno mężczyzn jak i kobiet, moją wyrazistą urodą. Długie blond włosy zawsze spinam w nieskazitelny kok. W swoich na miarę skrojonych garniturach chodzę pewnie i z wysoko podniesioną głową. Prawniczką zostałam, żeby zgłębić zagadki ludzkiej psychiki i tajemnice prawa.
Nie zawsze taka byłam, dwadzieścia lat temu byłam biedną, wychudzoną dziewczyną. Nosiłam sukienki w kwiaty zakupione w lumpeksie. Moje długie blond włosy zawsze były potargane i wysuszone.
Dwadzieścia lat temu zakończyłam swój dziesięcioletni związek z pierwszym i jedynym chłopakiem. Mikołaj był półsierotą tak jak ja, on bez ojca, ja bez matki. Jako dzieci się zaprzyjaźniliśmy, a później zostaliśmy parą bardziej z wzajemnej litości niż miłości. Finalnie nasze matki skończyły tak samo, zginęły w wypadku, spowodowanym przez pijane dzieciaki. Różnica jest taka, że on o tym nie wie.
Dwadzieścia lat temu wyjechałam z Brzozówki, wsi zabitej dechami, w której mieszkałam z moim ojcem pijakiem w domu przypominającym ruinę.
Dwadzieścia lat temu zabiłam człowieka.
Brzozówka 13 lipca 2003 r.2

Kurier Codzienny wydanie z dnia 13 lipca 2003 r.
,,Tajemnicze zaginięcie w Brzozówce. 45-letnia kobieta wyszła z pracy i rozpłynęła się bez śladu.
W niewielkiej, malowniczej wsi Brzozówka mieszkańcy są wstrząśnięci tajemniczym zaginięciem 45-letniej kobiety, które miało miejsce wczoraj wieczorem. Maria Barańska, matka samotnie wychowująca swojego jedynego syna, jak co dzień, po ukończonej pracy w pobliskim barze wsiadła na rower i odjechała nim w kierunku domu. Niestety tym razem do domu nie dojechała.
Pani Maria jest dobrze znaną i szanowaną osobą w lokalnej społeczności. Zawsze uśmiechnięta, pełna energii i zaangażowana w życie wsi. Jej niespodziewane zniknięcie wstrząsnęło mieszkańcami Brzozówki.
Przyjaciele i jej jedyny syn, 20-letni Mikołaj są zaniepokojeni i zrozpaczeni.
„Moja mama pokonywała tą trasę od piętnastu lat, na tym samym czerwonym rowerze. To nie możliwe, aby po prostu zniknęła. Proszę, jeśli ktoś coś widział, bądź wczorajszej nocy jechał tą trasą, niech się zgłosi” - apeluje zrozpaczony syn zaginionej.
Służby ratunkowe oraz lokalna społeczność rozpoczęły poszukiwania. Akcja prowadzona jest na szeroką skalę, obejmując rozległe tereny leśne, które otaczają wieś, pola i okoliczne drogi. Policja prosi również o wszelkie informacje, które mogą pomóc w odnalezieniu zaginionej.
Mieszkańcy Brzozówki są zaniepokojeni i solidaryzują się z jedynym synem pani Marii. Wszyscy mają nadzieję, że kobieta zostanie odnaleziona cała i zdrowa.”
12 lipca 2003 r.3

Wśród cieni, gdzie światło milknie,
Błoto skrywa tajemnice swe,
Krew na ziemi, jak róża błyszczy,
W ogniu cienie tańczą we mgle.
Jest 7 rano, a ja pędzę na rowerze do swojego chłopaka. Szybko, zanim wszystko się wyda. Chłodne, poranne powietrze po strasznej nocnej ulewie idealnie mnie uspokaja. Rzucam rower koło furtki, przechodzę przez idealny ogródek pani Marii i pukam do drzwi. Trzy głębokie wdechy na uspokojenie. Słyszę kroki niosące się wewnątrz domu. Po chwili drzwi się otwierają, a na progu widzę zaspanego, na mocnym kacu, wciąż w piżamach, Mikołaja.
Zwykły chłopak o jasnej cerze, z twarzą ozdobioną mnóstwem piegów oraz niebieskimi oczami. Przeczesuje ręka swoje lekko rozczochrane blond włosy i przygląda mi się ze zdziwieniem.
Ten widok jest dobrym znakiem, na pewno jeszcze nie jest za późno. Spał, a więc nic nie wie.
- Ali, co ty tu tak wcześnie robisz? Stało się coś?
- Nie…to znaczy tak. Wyjeżdżam, nie możemy już dłużej ze sobą być. To koniec Miki, przyszłam się pożegnać. Udało mi się, przyjęli mnie na moje wymarzone studnia, dostałam też miejsce w akademiku. Czas się wydostać z tej wsi. Chce wyjechać zanim ojciec się zbudzi - wyduszam z siebie na jednym tchu.
- Co?! Żartujesz sobie? Co to ma wspólnego z nami? Damy radę. Nadal możemy być razem Ali - moje słowa szybko go rozbudziły. Stoi wzburzony i patrzy na mnie z niedowierzaniem w oczach. Łapie mnie za rękę. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Czas mi się kończy muszę się pospieszyć.
- Oboje wiemy, że nie zostawisz swojej mamy. Ty po prostu nie chcesz stąd wyjechać, a ja nie chcę tu nigdy wracać. To naprawdę koniec Miki. Nie chcę się spóźnić na pociąg. Żegnaj Mikołaj.
Wyrywam mu swoją dłoń, odwracam się na pięcie
i niemal biegnę do furtki, gdzie zostawiłam swój rower. Nie mogę pozwolić, żeby mnie zatrzymał. Nie może zobaczyć jak moja twarz zalewa się łzami, bo wtedy wszystko będzie skończone, a ja wyląduję w więzieniu.
- Podjęłaś tą decyzję za nas oboje. Powodzenia Ali!
Słyszę jak krzyczy za mną, ale nie odwracam się w jego stronę. Wsiadam szybko na rower i odjeżdżam.
Zatrzymuję się przy wjeździe do lasu i zabieram z krzaków mój plecak. Spakowałam się przed przyjazdem tutaj. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, nie mam ich zbyt wiele. Pod materacem miałam uzbierane pieniądze, które udało mi się zarobić w kilku dorywczych pracach. Tego również nie uzbierałam za dużo. Zabrałam też pieniądze od ojca, których nie zdążył przepić oraz biżuterię po mamie. Myślę, że wolałaby aby trafiła w moje ręce.
Moja matka, Florentyna, była piękną kobietą. Wysoka, szczupła z długimi, czarnymi lokami. Często nosiła kwiaty we włosach, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Zawsze mawiała, że oddałaby całe złoto tego świata, abym nigdy nie musiała płakać. Kochała mojego ojca, oboje kochali się na zabój. Byliśmy szczęśliwi, dopóki byliśmy kompletną rodziną. Gdy jeden element odpadł, miłość wyparowała. Nie pijący wcześniej ojciec, po jej pogrzebie, upija się do nieprzytomności.
Napisałam ojcu krótki list, nie chciałabym aby mnie szukał lub zgłaszał moje zaginięcie. Nie mam pewności czy by zauważył, że odeszłam, ale lepiej dmuchać na zimne.
Dojeżdżam na dworzec, wykupuję bilet wraz z miejscem na rower, albo mi się tam przyda, albo będę mogła go sprzedać.
Kłamałam, nie mam miejsca w akademiku, będę musiała poszukać sobie jakiegoś pokoju do wynajęcia i pracy. Od października zaczynam studia prawnicze - z tym nie kłamałam.
Brzozówka 13 lipca 2004 r.4

Kurier codzienny wydanie z 13 lipca 2004 r.
,,Rok po Tajemniczym Zaginięciu w Brzozówce: Wciąż brak śladu po 45-letniej Marii Barańskiej.
Minął dokładnie rok od dnia, gdy 45-letnia Maria Barańska, mieszkanka malowniczej wsi Brzozówka, nagle
i bez śladu zniknęła. Mimo intensywnych poszukiwań
i licznych apeli, los kobiety pozostaje owiany tajemnicą.
Maria Barańska, matka jedynego syna, zaginęła 12 lipca ubiegłego roku. Tego dnia, jak zwykle, wsiadła na rower po pracy i miała nim wrócić do domu. Od tamtej pory nie nawiązała kontaktu z rodziną ani przyjaciółmi. Jej syn, Mikołaj, oraz pozostali bliscy są zrozpaczeni i wciąż pełni nadziei, że Maria zostanie odnaleziona.
Przez ostatni rok miejscowa policja, wspierana przez wolontariuszy i mieszkańców Brzozówki, przeszukała każdy zakątek wsi i okolicznych terenów. Niestety, poszukiwania nie przyniosły żadnych konkretów, a sprawa zaginięcia Marii Barańskiej pozostaje nierozwiązana.
„Nie przestajemy szukać i wierzyć, że moja mama jest gdzieś tam i że wróci do nas. Każda informacja, nawet najmniejszy szczegół, może być kluczowy” - mówi zrozpaczony Mikołaj Barański.
Mieszkańcy Brzozówki są poruszeni i solidaryzują się
z rodziną zaginionej. W miejscowym barze, gdzie pracowała Maria , zorganizowano zbiórkę pieniędzy na dalsze poszukiwania. Policja ponownie apeluje do wszystkich, którzy mogą posiadać jakiekolwiek informacje na temat zaginięcia Marii Barańskiej, o kontakt.
Rok po tajemniczym zniknięciu, sprawa nie została zamknięta i nadal jest aktywnie prowadzona. Rodzina
i przyjaciele Marii nie tracą nadziei i wierzą, że tajemnica zaginięcia w końcu zostanie rozwiązana.
Alicja 2023 r.5

Jak zawsze wbiegam do pracy na ostatnią chwilę. Nigdy spóźniona, lecz punktualna co do sekundy. Siadam na wygodnym białym fotelu przy swoim wielkim, dębowym biurku w renomowanej kancelarii prawnej w samym centrum Warszawy. Cieszę się, że udało mi się osiągnąć sukces. Już po pierwszej samodzielnie przeprowadzonej rozprawie, po tym jak rozłożyłam swoją błyskotliwością wszystkich na łopatki, otrzymałam swój prywatny gabinet na 35 piętrze z widokiem na Pałac Kultury i panoramę Warszawy. Wnętrze jest bardzo minimalistyczne, poza moim fotelem i biurkiem są jeszcze dwa fotele dla klientów oraz regał z książkami.
Ciężko na to pracowałam, nie spałam po nocach, żeby zakuwać do egzaminów. Wynajmowałam pokój
w mieszkaniu pięciopokojowym, z jedną łazienką i małym aneksem kuchennym na korytarzu. Droga do szczęścia nie zawsze usłana jest różami.
Kiedy zadowolona otwieram swojego laptopa by rozpocząć kolejny dzień mojej pracy, wpada do mojego biura sekretarka i spuszcza bombę na moje biurko.
- Dzień dobry szefowo, poranna prasa. Przyniosłam też kawę i trochę świeżych plotek.
Rozsiada się wygodnie ze swoją filiżanką kawy w fotelu, na przeciwko mnie, a ja nie jestem w stanie wydobyć
z siebie słowa. Siedzę i wpatruję się w gazetę, która Nina właśnie rzuciła mi na biurko. Przebiegam szybko wzrokiem po tekście.
Kurier codzienny wydanie z 3 czerwca 2023 r.
„ Znaleziono szczątki ludzkie wraz z czerwonym rowerem: Czy to ślad po zaginionej 20 lat temu Marii Barańskiej?
Na terenach leśnych, oddalonych o 50 kilometrów od niewielkiej wsi Brzozówka, doszło do makabrycznego odkrycia. Podczas prac leśnych znaleziono szczątki ludzkie zakopane wraz z czerwonym rowerem. Policja nie wyklucza, że mogą one należeć do Marii Barańskiej, która tajemniczo zniknęła 20 lat temu.
Szczątki zostały znalezione przypadkowo przez leśniczego, który natychmiast powiadomił odpowiednie służby. Na miejscu pojawiła się policja oraz biegli, którzy przystąpili do prac nad identyfikacją znaleziska. Z uwagi
na znaleziony obok szczątków czerwony rower, śledczy nie wykluczają, że mogą to być pozostałości po 45-letniej Marii Barańskiej, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach w 2003 roku.
Maria Barańska , mieszkanka Brzozówki, była matką jednego syna i pracowała w miejscowym barze. Jej zaginięcie było przedmiotem szeroko zakrojonych poszukiwań i wstrząsnęło lokalną społecznością. Kobieta ostatni raz widziana była, wyjeżdżając z pracy na czerwonym rowerze, a od tamtej pory nie nawiązała kontaktu z rodziną ani przyjaciółmi.
"Jesteśmy w trakcie przeprowadzania badań i analiz, które pozwolą nam na potwierdzenie lub wykluczenie, czy znalezione szczątki należą do Marii Barańskiej.
To z pewnością ważny trop i dokładamy wszelkich starań, aby jak najszybciej rozwikłać tę sprawę" - mówi komisarz Jakub Szarek.
Rodzina zaginionej jest wstrząśnięta informacją i czeka na wyniki badań. Mieszkańcy Brzozówki są poruszeni i mają nadzieję, że po latach niepewności, rodzina Marii Barańskiej w końcu uzyska odpowiedź.”
- Alicja? Jesteś tutaj? - Nina zaczyna się niepokoić - Ok, muszę przyznać, że mnie też wciągnęła ta historia. Najpierw kobieta ginie totalnie bez śladu, a teraz razem z tym rowerem znajdują ją 50 kilometrów dalej. Odjechane. Wierzysz w istnienie kosmitów? Może oni jej wyprali mózg
i ona tak pedałowała tym rowerem do upadku.
Nina gada, ona nie mówi, ona po prostu ciągle gada. Nie zważa na to, że mi właśnie cały świat usuwa się spod stóp. Gada, żeby gadać. Nie zostawia miejsca na gram ciszy. Siedzi w moim fotelu ze swoją burzą rudych loków, strzela swoimi zielonymi oczami na prawo i lewo. Co piąte wypowiedziane zdanie, zdejmuje niewidzialny paproch ze swojej czarnej sukienki. I dalej gada. A ja z każdym wypowiedzianym słowem, czuję się coraz gorzej.
- Muszę przygotować się do rozprawy. - przerywam jej jednym cichym zdaniem. Nie ukrywa zaskoczenia, liczyła jednak na aprobatę swych paranormalnych wywodów.
- Och, wybacz. Już sobie wychodzę. Gdybyś czegoś potrzebowała to wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Normalnie nie jestem dla niej wredna, ale wątpię, żeby mogło być dalej normalnie. Od dziś, wszystko może się zmienić. Delektuję się ciszą w moim biurze, po zamknięciu się drzwi za Niną. Staram się zebrać myśli. Ile czasu potrzebują, żeby odkryć, że znalezione szczątki wcale nie należą do Marii? Nie zabiłam matki mojego byłego chłopaka, ale to ja zakopałam te zwłoki tam wraz z jej rowerem.
11 lipca 2003 r.6

Idę leśną dróżką, która prowadzi do domu mojego chłopaka, wraz z moją przyjaciółką Werą. Jesteśmy umówieni na cotygodniowy wieczór gier. Choć Wera wygląda co najmniej, jakby szła na pierwszą randkę. Swoje długie, kasztanowe włosy upięła w luźny warkocz, w który powpinała srebrne spinki. Założyła na siebie obcisłą, granatową sukienkę i do tego białe trampki, żeby nie było zbyt elegancko. Olbrzymie oczy podkreśliła eyelinerem,
a usta pokryła różowym błyszczykiem.
Niesiemy ze sobą lasagne ugotowaną wspólnie w domu Wery i pare przekąsek do pochrupania. Udało nam się wypożyczyć w tym tygodniu nowe gry z pobliskiej biblioteki, będzie ciekawie, poprzednie znamy już na pamięć i zaczynało robić się nudno.
Piątki zawsze są nasze, mama Mikołaja zostaje wtedy
do późna w pracy, więc cały dom mamy dla siebie.
- Ciężkie to - zaczyna narzekać Weronika - nie uważasz, że skoro my zawsze ogarniamy wałówkę, to chłopaki mogliby przynajmniej po nią podjechać?
- Przypominam ci, że chłopaki dbają o to byś miała czym przepić swoją wałówkę.
- I tak nic by im się nie stało gdyby nam pomogli.
- Nie marudź i pośpiesz się, jak nie chcesz zmoknąć. Zaraz będzie lało, a raczej na deszcz nie jesteś gotowa.
To dodaje jej nowej siły i niemal biegnie z tymi siatami. Pierwsze krople deszcze spadają nam na głowę, gdy zamykamy za sobą furtkę przed domem Mikołaja. Wbiegamy do domu bez pukania, w środku już rozbrzmiewają pierwsze nuty „Sweet Child O’ Mine” zespołu Guns N’ Roses.
Siadamy w czwórkę w kole na dywanie. Dzisiaj nasza paczka jest w komplecie. Ja, Wera, Miki i Maciek. Ostatnio większość spotkań odbywała się bez Maćka. Jest od nas wszystkich starszy o 5 lat i ostatnie 5 lat spędził
w Warszawie studiując i robiąc jak najwięcej kursów
z programowania. Ze względu na odległość i chęć dorobienia sobie w weekendy odwiedzał nas sporadycznie. Teraz jest już po studiach i co prawda wrócił z Warszawy, to aplikował na kilka stanowisk w Stanach i czeka tylko na telefony z zaproszeniami na rozmowę o prace. Maciek jest typowym informatykiem, chudy, wysoki i nosi okrągłe okulary w czarnych oprawkach.
Ja też mam w planach wyjazd stąd. Poza moimi przyjaciółmi i chłopakiem nic mnie tu nie trzyma. Nikomu jeszcze nie mówiłam o tym, że złożyłam już papiery na studia prawnicze w Warszawie. Mikołaj nie chce stąd wyjechać. Powiedział, że nie zostawi swojej mamy tak, jak to zrobił jego ojciec. Wierzy w to, że ja nie zostawię jego. Myśli, że porzucę swoje plany i marzenia. Na każdą moją wzmiankę o wyjeździe odpowiada pytaniem za co się utrzymam i gdzie będę mieszkać.
Wieczór mija nam przyjemnie przy grach, jedzeniu, piwie oraz dobrej muzyce.
- Kochani, wybaczcie ale musimy kończyć imprezę
i rozpocząć sprzątanie. - mówi Mikołaj, który na każdej imprezie pilnuje zegarka. Zależy mu, żeby mama po powrocie weszła do czystego mieszkania i w ciszy położyła się spać.
- Ok stary, pozwól dopić piwo. Świetne gry przyniosłyście dziewczyny, może je zostawcie do przyszłego tygodnia. Chyba nie zrobią tu wielkiego bałaganu jak ustawimy je na górze regału. - śmieje się Maciek, dla którego Miki trochę przesadza z porządkowaniem.
- Bardzo śmieszne, ciekawe jak w twojej studenckiej norze było. - odgryza się Miki.
- Pośmieszkowane, to do roboty panowie, ja mogę pozmywać - zgłasza się Wera.
Sprzątanie nie zajmuje nam dużo czasu i już po paru minutach jesteśmy gotowi do wyjścia.
- O rany, ale okropna ulewa - rozpacza Wera - pożyczyłbyś nam parasol Miki?
- Dajcie spokój dziewczyny. Podrzucę Was moim samochodem.
- Czy aby nie piłeś? Byłam pewna, że zostawisz swój samochód u Mikiego i wrócisz na nogach do siebie?
- Och Ali, to tylko droga przez las. Poza tym piłem wyłącznie piwo.
- Ali, zgódź się. Chyba nie chcesz moknąć? - Wera patrzy na mnie błagalnie swoimi wielkimi oczami. Chyba nikt jeszcze nie był w stanie jej nic odmówić po tym spojrzeniu. Nie wiem czy kieruje nią niechęć przed zmoknięciem czy ogromna chęć przejażdżki z Maćkiem, w którym od lat jest zakochana. Niestety bez wzajemności.
- Dobra, niech będzie. - Nie wiem dlaczego w tym momencie się zgodziłam. Do dziś nie wiem, czy przez deszcz, czy przez wielkie oczy Wery, czy po porostu byłam już zbyt zmęczona i myślami byłam już w swoim łóżeczku. Naprawdę nie wiem, dlaczego podjęłam decyzję, która miała odmienić los nas wszystkich.
Teraz8

Wychodzę z pracy zadowolona, że to już koniec na dziś. Wsiadam do swojego samochodu, e leganckiego
i stylowego, czarnego Mercedesa klasy E. Mój s amochód ma lśniącą, głęboką czernią karoserię, która w słońcu mieni się niczym węgiel. Eleganckie linie nadwozia i chromowane wykończenia nadające mu prestiżowego i zarazem dyskretnego wyglądu. Ksenonowe reflektory doskonale komponują się z całością, a 18-calowe, aluminiowe felgi dodają mu sportowego charakteru. Wnętrze samochodu jest równie imponujące, co jego zewnętrzna strona. Skórzane, beżowe fotele są niezwykle wygodne
i eleganckie. Kierownica obszyta jest skórą, a deska rozdzielcza wykonana z najwyższej jakości materiałów. Idealne odzwierciedlenie profesjonalizmu i elegancji. Jest nie tylko praktyczny i wygodny, ale także stanowi symbol statusu społecznego i sukcesu zawodowego.
Trzęsącymi rękami przekręcam kluczyk w stacyjce
i kieruję się w stronę przedszkola by odebrać swoje pięcioletnie bliźniaki. Parkuje pod przedszkolem
i spoglądam na siebie w lusterku, nie podoba mi się to,
co widzę. Na mojej twarzy miesza się strach, stres
i poczucie winy. W takim stanie mogę przestraszyć swoje dzieci. Staram się uspokoić i poprawiam delikatnie makijaż. Myśl o zapachu złotych włosków moich dzieci pozwala mi choć trochę zapanować nad nerwami. Łapię za klamkę i już chcę wysiąść, gdy nagle dostrzegam zawzięcie dyskutujących rodziców dzieci z grupy moich bliźniaków. Zupełnie zapomniałam o zbliżającym się końcu roku
i organizowanej imprezie z tej okazji. Nie mam teraz głowy do rozmów o wypiekach, soczkach i prezentach. Przybieram na twarz najbardziej sztuczny uśmiech i chcę wyminąć grupkę rodziców.
- O! Alicja, dzień dobry - zauważa mnie jedna z matek, chyba najbardziej zaangażowana. Nawet nie mam bladego pojęcia, jak ma na imię.
- Witaj, wybacz ale strasznie się spieszę. Spodziewamy się dzisiaj gości - wchodzę jej w słowo, zanim zacznie swoje opowieści o tym kto i co będzie piekł.
- Och, rozumiem. W takim razie do jutra i udanego wieczoru.
Wraca do rozmów z rodzicami, którzy chętnie jej słuchają, a ja kieruję się po moje pociechy.
Wchodzę do prywatnego przedszkola, jak głosiły szyldy, najlepszego w mieście. Kilka języków, zero plastiku, wszystko eko i jedzenie oczywiście wyłącznie bio. Wszystko po to, aby dzieci, po powrocie do domu, do woli mogły grać na konsoli, oglądać bajki i zapychać się chipsami totalnie bez wyrzutów sumienia.
Patrzę z uśmiechem na ustach, jak biegną do mnie, Igor i Iga, moje słodkie dzieci. Wyglądają jak z reklamy. Jasna cera, złote włosy i niebieskie oczy. Oboje mają na sobie lniane, białe koszulki i granatowe ogrodniczki.
Wpadają mi w objęcia, a ja z ulgą wdycham słodki zapach włosków, czekałam na to cały dzień. Na całym świecie nie istnieje piękniejszy zapach.
- Macie ochotę dzisiaj na pizzę czy może kino?
- Kino - odpowiada Iga.
- Pizza! - wykrzykuje Igor.
- Ok, to najpierw kino, a później pizza - mówię pojednawczo.
- Myślałam, że się spieszysz - słyszę za sobą oskarżycielski głos matki, którą przed chwilą udało mi się spławić. Nie sądziłam, że tak szybko skończyła swoje pogaduszki.
- Hej, właśnie dostałam smsa, moi goście przełożyli wizytę na jutro. - obdarzam ją szerokim uśmiechem i patrzę jak rzednie jej mina. 1:0 dla mnie.
- Wybacz, nie chciałam, żeby wyszło niezręcznie. Ach, Ci goście, zapowiadają się a później odwołują - stara się zamaskować zakłopotanie - cóż, w każdym razie miłego dnia. Idę po moją Julię.
- Do jutra - żegnam ją z uśmiechem. Łapię za rączki moje kochane bliźniaki i wychodzimy z przedszkola.
W samochodzie dzieci przekrzykują się na zmianę:
- Ja wybieram film.
- Nie, ty wybierałaś ostatnio.
- Ale to ja wybrałam kino, prawda mamo? Ty możesz sobie wybrać pizzę.
- Hej, pizzę każdy sobie wybiera, a na film idziemy razem. To zagrajmy w papier, kamień, nożyce.
- Nie! Ja wybieram i koniec! Poza tym mam już wybrany.
- Tym gorzej - mruczy pod nosem bezradnie Igor.
- Hej, nie smucimy się. To ma być miłe popołudnie - staram się rozluźnić atmosferę między nimi. Nigdy nie staję po stronie żadnego z dzieci. Jestem zdania, że swoje konflikty powinni rozwiązywać między sobą, tylko w ten sposób są w stanie prowadzić ze sobą zdrowe relacje.
W kinie Igor odzyskuje humor, gdy okazuje się, że Iga wybrała film, który też chciał obejrzeć. Kupujemy dużo popcornu, soczki jabłkowe i idziemy na seans. Dzieci oglądają z wypiekami na twarzy, a ja z fascynacją im się przyglądam. Mogę patrzeć na nich cały dzień, nie ma lepszego widoku, niż szczęście na twarzy osoby, którą kochasz. U mnie ten widok i szczęście są zdublowane.
Po filmie jedziemy do naszej ulubionej włoskiej pizzerii. Mimo tego, że są bliźniakami mają kompletnie inne upodobania i smaki. Igor jak zawsze zamawia pepperoni,
a Iga za każdym razem próbuje nowego smaku. Dzisiaj jej wybór pada na pizzę ze szparagami i gorgonzolą, na pewno jej zasmakuje, w końcu uwielbia jeść warzywa. Ja, tak jak Igor, zawsze zamawiam to samo, moja ulubiona to prosciutto, pomidorki i rukola. Nikt z nas nie jest w stanie zjeść całej swojej porcji więc pakujemy je na wynos. Będziemy dojadać na kolację wraz z moim mężem.
Popołudnie spędzone z moimi dziećmi dobrze mi zrobiło. Musiałam odzyskać spokój i zapanować nad swoimi nerwami, będzie mi to potrzebne w następnych dniach.
W tamtym czasie zrobiłam wszystko, co mogłam. Teraz się okaże czy wystarczająco dobrze. Zabawa się zacznie, jak już zidentyfikują odkryte szczątki. A tymczasem pora wracać do domu.
Teraz