- nowość
- W empik go
Zagubiony ślad - ebook
Zagubiony ślad - ebook
Każdy ma coś do ukrycia.
Monika to utalentowana dziennikarka śledcza, która najlepsze tematy zdobywa dzięki informacjom od męża – prokuratora. W końcu jednak, podobnie jak szczęście w jej związku, dobra passa zaczyna mijać.
Szukając nowej sensacji, Monika trafia na informacje o Waldim – mordercy, który zdołał uciec z konwoju podczas transportu do innego więzienia. Dziennikarka przypomina sobie, że to właśnie jej mąż przed laty prowadził sprawę zbiega. Postanawia zgłębić temat, nieświadoma, że powinna mieć się na baczności…
Im więcej faktów wychodzi na jaw, tym bardziej wzrasta zagrożenie. Monika nie spocznie jednak, póki nie odkryje prawdy. Nawet jeśli mroczna tajemnica zaważy na jej własnym życiu.
Skierowałam się prosto do mojego samochodu, z nerwów nie mogłam znaleźć swojego kluczyka, musiałam go wrzucić gdzieś na dno torebki. Nagle poczułam dotyk na ramieniu i usłyszałam chrząknięcie w celu zwrócenia mojej uwagi. Ręce trzęsły mi się tak, że ledwo utrzymałam torebkę. Po odwróceniu się ujrzałam dojrzałego mężczyznę z siwym zarostem, który powiedział:
– Spokojnie, pani Moniko, przyszedłem tylko zaprosić panią do samochodu Czarka. Powiedział mi, że nie skończyliście jeszcze rozmowy.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-475-0 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moje artykuły jeszcze niedawno były jednymi z lepszych na portalu, z którym współpracuję, miały miano wicemistrza kliknięć. Czułam się taka dumna. Zawsze kieruję się zero-jedynkowym podejściem, więc gdy otrzymuję pozytywne informacje, wykazuję się entuzjazmem, a mój mózg jest w tak zwanym stanie uniesienia. Potrafię pracować bardzo efektywnie, doba ma dla mnie wówczas niewyczerpaną baterię. Jest to zasługa poniekąd mojego wspaniałego prokuratora, który podsyła mi inspiracje zaczerpnięte ze swojej pracy i od swoich kolegów. Właściwie to dziś mogę śmiało powiedzieć, że był moim najlepszym informatorem, jednak wszystko, co dobre, nie może wiecznie trwać, przynajmniej nie w moim życiu. Tomek coraz rzadziej mówił o sprawach, o których mogłabym pisać. Stało się tak poniekąd z powodu wymiany starej gwardii na nową, nie chciał podpaść nowemu przełożonemu. Oczywiście było to dla mnie zrozumiałe, ale naciskałam go, żeby się nie dawał i załatwił mi cokolwiek. No i przegięłam. Mój stały nacisk na niego źle wpływał na naszą relację, mąż zaczął później wracać do domu. Nie miałam dobrego źródła informacji poza nim, bo właściwie więcej nie potrzebowałam, jedynie kontakt z dwoma starszymi panami, z którymi działałam od dłuższego czasu. Ostatnimi czasy jednak nasze relacje uległy pogorszeniu, ich dostojny wiek nie sprzyjał naszym spotkaniom. Od niedawna nawet przestałam odbierać od nich telefony, bo trochę już ześwirowali, opowiadali te same historie po kilka razy, a kiedyś naprawdę byli świetnymi informatorami. Moje artykuły nie budziły już takiej sensacji, brakowało mi fascynujących tematów do pisania. Nie mogłam dotrzeć do żadnej pikantnej sprawy, która wzbudziłaby zainteresowanie mojego naczelnego.
Właśnie pisałam artykuł w biurze na mało istotny temat, kiedy wezwał mnie do siebie na dywanik.
– Moniko, czy wszystko w porządku z twoimi informatorami?
– Czasami jest lepiej, czasami gorzej. Teraz są zbyt zajęci i nie mają dla mnie za wiele czasu, muszę znów wzbudzić ich lojalność – odpowiedziałam dość szybko, bez analizowania.
– Powiem ci szczerze, że od dawna nie napisałaś nic, co by mnie zainteresowało. Twoje artykuły były bardzo dobre, masz to coś, ale tematy, które teraz poruszasz, są niszowe, mało kogo interesują.
– Tak, wiem – weszłam mu w słowo. – Ale pracuję właśnie nad gorącą sprawą, będziesz zadowolony.
– Oby, bo wiesz, jak nie pójdzie ci zajebiście, to spadniesz w dół, Moniko. Jest kilka osób, które ostatnio błyszczą.
– Jasne, rozumiem, szefie.
Dał mi ostrzeżenie, że będę musiała ustąpić miejsca i spaść z pierwszej strony na trzecią naszego portalu, jeśli tak dalej pójdzie. Wyszłam z jego pokoju z rozpalonymi polikami, jakby ktoś właśnie wylał na mnie sok w kolorze buraków. Adam i Ewa przywołali mnie do siebie, szukając sensacji i jednocześnie chcąc mnie pocieszyć.
– Nie przejmuj się nim – mówili. – Dasz sobie radę, przecież masz talent, a on wstał lewą nogą i szuka ofiary.
– Talent to może miałam. Wypaliłam się, chyba muszę poszukać innego zawodu, bo raczej nic innego mi nie pozostało. – Użalałam się trochę nad sobą, co nigdy nie było w moim stylu.
– Co ty opowiadasz? Nie wierzysz sama w to, co mówisz!
– Wiem, że chcecie mnie pocieszyć, spoko, nie przejmujcie się. – Uśmiechnęłam się sztucznie, udając, że wszystko jest w porządku.
– Monika, ty jesteś najlepsza, przecież ty to wiesz i my – upierali się, dając mi wsparcie.
– Adam, masz rację, nie poddam się tak łatwo. – Musiałam coś powiedzieć, żeby już dali mi spokój. Akurat takie przekomarzanie się w niczym mi nie pomoże, użalanie się nad sobą także. – Słuchajcie, lecę zająć się nowym tematem, jakby Smok mnie szukał, to powiedzcie, że pracuję w terenie nad artykułem.
Smokiem nazywaliśmy szefa w naszej części biura. Poszłam po swój płaszcz, spakowałam notatnik, mój ulubiony przynoszący mi szczęście długopis i zabrałam swój tyłek jak najszybciej z dala od tego miejsca. W samochodzie zadzwoniłam do Tomka, ale oczywiście nie odebrał. Pojechałam do mojej masażystki, do której zawsze uciekałam, gdy miałam słabszy dzień lub byłam przed ważnymi spotkaniami. W jej gabinecie panowała taka aura, która dawała mi mnóstwo pozytywnej energii. Może to ludzie, którzy tam pracowali, tak na mnie oddziaływali. W każdym razie zawsze, gdy stamtąd wychodziłam, czułam się lepiej, więc miałam nadzieję, że tym razem też mi się poprawi. Tak też było, mimo że początkowo nie chcieli mnie przyjąć na wizytę, ponieważ mieli napięty grafik, jednak udało mi się w końcu namówić Zośkę na chociaż trzydziestominutową sesję, na którą musiałam swoje odczekać.
Zrelaksowana, z dobrym nastawieniem, wróciłam do domu, gdzie czekała na mnie niespodzianka. Tomek przygotował dla nas romantyczną kolację, Maksa wygonił na weekend do znajomych. Były świece, kolacja, wino.
– Ach, jak miło, co będziemy świętować? – zapytałam.
– Nasze życie – odpowiedział, unosząc kieliszek wypełniony obfitą ilością trunku w herbacianym kolorze.
Wskoczyłam w ładną sukienkę, żeby podkreślić romantyczny nastrój.
– Uff, ten dzień może nie będzie taki zły. – Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Jedliśmy, piliśmy, opowiadaliśmy, jak nam było kiedyś dobrze. Nie powiem, było miło.
Po kolacji wzięliśmy wspólną kąpiel, a później kochaliśmy się tak, jakbyśmy dopiero co się poznali. Tomek pieścił moje ciało, delikatnymi ruchami otulał moje piersi, muskając je językiem. Od podekscytowania dostałam gęsiej skórki. Od czasu do czasu szeptał mi do ucha, jaka jestem piękna. Czułam się wspaniale, moje ciało wreszcie było zrelaksowane. Krzyczałam z rozkoszy, podgryzając mu ucho.
Po wszystkim leżeliśmy wtuleni w siebie w łóżku, kiedy Tomek nagle wypalił do mnie:
– Przepraszam cię… – Nastąpiła krótka pauza, po czym dodał: – Wiesz, że cię kocham, muszę jednak coś ci wyznać, ponieważ miało wyjść inaczej. On zapewniał mnie, że wyjdę na tym dobrze, że wyjdziemy na tym lepiej niż nasze roczne zarobki razem wzięte…
Gdy słuchałam tych słów, czułam, jak robi mi się niedobrze… Musiałam przerwać mu tę dziwną dla mnie paplaninę, z której nic nie rozumiałam.
– Co? Poczekaj, o czym ty, do cholery, mówisz?! – Zmarszczyłam brwi z niedowierzania.
– Przejebałem nasze oszczędności. – Miał załamany głos.
Myślałam, że się przesłyszałam.
– Ale jak to? Wszystkie? Na co? Dlaczego nie wiedziałam, że w coś inwestujesz?
Milion pytań na sekundę dudniło mi po głowie, wyrzucałam je z siebie jak z karabinu maszynowego. Wszystko się sypało jak jedno wielkie domino. Tomek próbował spokojnie odpowiadać na każde moje pytanie, ale ja krzyczałam i ryczałam, nie dając mu nic wyjaśnić.
Spał na kanapie, która wymagała wymiany, ale nie miałam ochoty patrzeć na niego w tamtym momencie.
W nocy nie mogłam zasnąć ani na sekundę, patrzyłam w sufit, na którym widziałam jedynie pustkę i cień wkradający się ukradkiem przez okno zza zasłon. Wstałam i pokręciłam się po pokoju z myślami o wszystkim i niczym. Zatrzymałam się, jakby moje nogi ważyły tonę, nie mogąc dać kolejnego kroku. Mój wzrok padł na komodę z kolekcją książek. Zawsze marzyłam o biblioteczce. Zaczęłam przeglądać stare książki, między którymi znalazłam, o dziwo, mój notatnik sprzed wielu lat. Otworzyłam go i zaczęłam czytać.
Poszliśmy z grupką znajomych uczcić ten wspaniały moment zdobycia jakże wtedy dla nas wielkiego sukcesu. Zaczęło się od Nowego Browaru w centrum, a później był klub i tańce. Ewa, moja przyjaciółka, uwielbia zwracać na siebie uwagę, więc ustawiała się do niej kolejka kandydatów, lecz ona, nieugięta, miała jednego na oku, którego nie mogła zdobyć. Był z nami tego wieczoru też Antek, który skrycie podkochiwał się w Ewce, a że nie żałowaliśmy sobie drinków, to i nasza niedostępna Ewa uległa urokowi Antoniego. Tak się zaczął ich romans. Nie wiem, czy przetrwa próbę czasu, znając temperament Ewki. Podczas gdy oni zajmowali się sobą, ja dostrzegłam w oddali faceta, który wyglądał, jakby kogoś szukał. Można powiedzieć, że to ja poderwałam jego, był taki nieśmiały. Pod wpływem pozytywnych emocji i pewności siebie, które nabyłam wraz z alkoholem, nagle stanęłam twarzą w twarzą z nim. Miał w sobie coś takiego magicznego, uśmiechnął się do mnie uroczo, ukazując dołeczki w policzku. Zaprosił mnie na drinka, próbowaliśmy porozmawiać, ale muzyka zagłuszała nasze wypuszczane w eter słowa. Złapałam go za rękę i wyciągnęłam na środek. Nie był mistrzem parkietu, jednak tańczyliśmy razem aż do zamknięcia klubu. A na deser poszliśmy do niego. Tomasz, bo tak ma na imię, przyjechał do Szczecina na studia, sam wynajmuje pokój i akurat się trafiło, że miał wolne mieszkanie, współlokatorzy gdzieś wyjechali. Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam go całować zaraz po zamknięciu drzwi, byłam strasznie napalona. Zaniósł mnie do pokoju, rzucił na łóżko i rozebrał, rozrywając mój nowy top. Kochaliśmy się wtedy tak, jakby zaraz ktoś miał nas przyłapać. Całował i pieścił moje ciało, nie zapominając o tym, abym mogła zakończyć nasz seks orgazmem. Rano zjedliśmy wspólnie śniadanie. Czułam się przy nim rozluźniona, opowiadaliśmy o swoich marzeniach, przyszłości. Mówił, czym się zajmuje, jak sobie radzi, czy podoba mu się Szczecin. Nasze rozmowy nie miały końca, a ja z każdą minutą byłam nim coraz bardziej zachwycona, chciałam wiedzieć więcej i więcej. Miał taki przyjemny męski głos, nazwałabym go radiowym. W końcu musiałam wrócić do siebie.
Łza spłynęła mi po policzku i spadła na kartkę. Szybko zamknęłam notatnik. Czy nie może być jak dawniej? – pomyślałam.
Rozpłakałam się i zasnęłam. Rano obudził mnie Maks. O nic nie pytał, jednak widział, że coś się wydarzyło w miniony wieczór.
W poniedziałek wróciliśmy do codziennych obowiązków. Moja głowa parowała, nie miałam pomysłu na napisanie niczego sensownego. Pragnęłam pozbyć się tego wirusa z mojej głowy, który powtarzał, jak to trudno jest być dobrą dziennikarką w dzisiejszych czasach. Starałam się uciekać od tego. Umówiłam się na spotkanie z moją koleżanką Darią, która była psychologiem. Powiedziałam jej, że czuję się zdradzona, oszukana i zrozpaczona. Ja i Tomek długo pracowaliśmy na to wszystko, a teraz wróciliśmy do punktu wyjścia i nie wiem, jak sobie z tym poradzimy.
– Spotykaj się z ludźmi, nie zamykaj się w sobie, oni dadzą ci kopa do działania – poradziła Daria.
Szwendałam się po mieście, szukałam w internecie jakichś sensacji, czegoś, co przykułoby moją uwagę, zainspirowało mnie do odnalezienia dobrej drogi.
– Kurwa, jak teraz nic nie znajdę, to mam przerąbane. – Tylko to krążyło mi po głowie, powodując dreszcze na ciele.
Zadzwoniłam do moich dwóch starych informatorów, może jednak znajdę coś nowego. Na spotkanie jednak się nie umówiliśmy, bo rozmowa jak zwykle skończyła się tym samym tematem. Przekonałam się po raz kolejny, że spotykanie się z nimi nie ma sensu. Muszę poszukać kogoś innego, może wśród znajomych Tomka. A jeśli u niego w biurze się nie da, to będę szukać dalej – pomyślałam.
Wieczorem ponownie zajrzałam do notatnika, który zawierał wspaniałe wspomnienia:
Żadne z nas nie chciało się odezwać jako pierwsze. Próbowałam nawiązać z nim kontakt kilka razy, jednak za każdym razem unosiłam się honorem. W mojej głowie wybrzmiewał głos mówiący: laska, teraz jego ruch. Wtedy szybko się poddawałam i odkładałam telefon. Ewka śmiała się, że teraz mnie dopadła strzała amora. Trudno było się z tym nie zgodzić, jednak starałam się to ukryć i udawałam, że nie ma racji. Czułam, że coś poszło nie tak, tylko nie wiedziałam co. W poniedziałek dwa tygodnie po wspólnej imprezie, gdy szykowałam się na rozmowę kwalifikacyjną, zadzwonił do mnie. Ach, ten głos…
Umówiliśmy się na najbliższy wtorek. Rozmowa o pracę mi nie poszła, jednak dała mi pewne pomysły na stworzenie artykułu, który mogłabym zaproponować w innej agencji. Szybko wysłałam CV i list motywacyjny, w którym opisałam swój pomysł. Chyba się spodobał, bo tego samego dnia zadzwonili do mnie i zaprosili na rozmowę. We wtorek spotkaliśmy się z Tomkiem w parku Kasprowicza, pogadaliśmy, wyjaśnił, dlaczego się tak długo nie odzywał.
Wracając jeszcze do wspomnianej rozmowy kwalifikacyjnej. Na spotkanie poszłam pewna siebie, opowiedziałam o moim pomyśle, angażując całą siebie, co bardzo spodobało się rekruterowi. Moje doświadczenie po nieudanych rozmowach wreszcie przyniosło wspaniałe rezultaty. Miałam taki zwyczaj, że po każdej negatywnej rozmowie zapisywałam pytania, które zostały mi zadane – w większości się powtarzały – i uczyłam się odpowiedzi, żeby naturalnie, a zarazem płynnie się wypowiadać. Nieustająco wypełniająca całe moje ciało radość po otrzymaniu pracy, i to nie byle jakiej, wywoływała uśmiech od ucha do ucha i zbieg dobrych okoliczności. Mój chłopak zabrał mnie na weekend nad morze do Świnoujścia. Wcześniej nie byłam fanką Morza Bałtyckiego, ten hałas, mewy krzyczące na plaży, tłum ludzi nie dawały mi radości, póki Tomek nie pokazał mi uroku Bałtyku z innej perspektywy. Zabrał mnie na klif, który był dość mocno oddalony od tłumów. Zaśmiałam się nawet i zapytałam, czy zamierza się mnie pozbyć, zrzucając mnie z niego. Wtedy pocałował mnie głęboko, wbijając swoje usta w moje, a następnie pokazał przepiękny zachód słońca. Niebo wyglądało, jakby się paliło, efekt był zachwycający. Robiło się chłodno, więc rozpaliliśmy ognisko. Leżeliśmy na kocu, patrząc na niebo, wtuleni w siebie. W pewnym momencie rozpiął mi sweterek. Kochaliśmy się aż do momentu, kiedy przyłapał nas owczarek niemiecki i jego właściciel. Pan Zygmunt okazał się miłym człowiekiem, to była jego działka, na której miał zwyczaj spacerować. Opowiedział nam, że codziennie przychodzi tu z żoną, by oglądać romantyczne zachody słońca. Tego dnia jednak był sam, ponieważ jego żona się rozchorowała i przebywała w szpitalu. Spojrzał na uciekające słońce za horyzont, ocierając łzę spływającą po policzku, po czym oddalił się, zostawiając nas samych. To była wzruszająca chwila.
Żal goryczy i złość na Tomka wzbudziły się we mnie ponownie na wspomnienie działki pana Zygmunta, która miała być nasza, z naszym malutkim domkiem. Wyobrażam sobie, jaki jest piękny, nie za duży i nie za mały, a widok z niego wychodzi na morze, na las, na łąki, na cztery różne strony świata. Z okna w łazience widok rozprzestrzenia się na morze aż po horyzont. Oczyma wyobraźni widzę, jak leżę w wannie z kieliszkiem czerwonego wina, patrząc na zachód słońca, i wspominam dobry dzień. Taras, na którym przyjmujemy gości, wyprawiamy imprezy czy grillujemy. Hamak, na którym leżę i piszę nowe artykuły. Widzę, jak to miejsce staje się naszym azylem, pełnym szczęścia i miłości.
Z wyidealizowanego zamyślenia wybił mnie dzwoniący telefon. To Anka, pracowałyśmy kiedyś razem, ona zna różne ciekawe osoby. Zdolna z niej agentka do zadań specjalnych. Zajmuje się redagowaniem artykułów, współpracuje chyba ze wszystkimi wydawnictwami w Szczecinie i okolicy. Zwierzyłam jej się, że nie mam żadnego śledztwa ani pomysłu na artykuł, więc moje życie zawodowe umiera. Dała mi namiar na gościa, który ponoć coś wie, ponoć kogoś zna. Trochę poszperałam w internecie na jego temat, niestety nic nie znalazłam. To dobry znak, nie jest łatwym kąskiem do złapania – pomyślałam. Ale jak go rozpoznać?
Rano zadzwoniłam do niego, żeby zaproponować spotkanie. Umówiliśmy się w centrum Szczecina, w kawiarni Coffee Point. To bezpieczne miejsce, nie będę się stresować niepotrzebnie, gdyby chciał mi coś zrobić. Powiedział, żebym ubrała się na sportowo i założyła rolki. Oszalał! Rolki? Ja, czterdziestoparolatka? Nie żebym którejś kobiecie po czterdziestce ujmowała formy, ale na rolkach jeździłam może ze dwa razy. Owszem, mam smukłą sylwetkę, wysportowaną, ale jednak na rolkach nie jeżdżę. Rozumiem rower, ale rolki? Bez przesady. Musiałam przejąć tę część rozmowy. Ustaliliśmy, że ubiorę się na biało i założę czerwone szpilki i będę czekała po zamówieniu jakiegoś białego koktajlu.
– A jak ja ciebie, to znaczy pana rozpoznam?
– Spokojnie, na pewno się znajdziemy, proszę się nie martwić. Tymczasem. – I się rozłączył.
Naprawę dziwny z niego typ – pomyślałam w pierwszej chwili, jednak czułam, że może to być przełom. Tajemniczy i niedostępny – czy mi pomoże, czy przyniesie tylko kłopoty? Cóż, nie mam teraz czasu na rozmyślanie o tym. Klamka zapadła. Czas goni. Trzeba działać, nie mam przecież innego planu.
Był czwartek, nadszedł dzień spotkania. Wyciągnęłam z szafy białe spodnie i kremowy sweter, myśląc, że skoro to facet, to raczej nie przyczepi się do tego koloru. Było popołudnie, gdy do umówionej kawiarni w centrum przy ulicy Staromiejskiej wszedł przystojny, wysoki mężczyzna. Ubrany był w długi karmelowy płaszcz, miał też kapelusz i okulary przeciwsłoneczne. Przypominał trochę detektywa. Rozejrzał się dookoła, a gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się i stanowczym krokiem zaczął zbliżać się w moją stronę. Czułam się nieswojo, ale jednocześnie też podekscytowana.
Usiadł wygodnie na krześle, pochylił się do mnie i szepnął:
– Nie poznajesz mnie, Moniko.
No raczej, że ciebie nie znam! – odpowiedział głos w mojej głowie.
Chyba widział moje zdezorientowanie, bo wyciągnął rękę.
– Cezary Kozłowski, mieszkaliśmy razem w jednym bloku – przedstawił się.
– Czarek? To ty? Kurczę, nie spodziewałam się, że mam takich fajnych znajomych – powiedziałam trochę piskliwym głosem, lecz z uśmiechem od ucha do ucha.
Zaśmiał się i odpowiedział:
– Ty też się zmieniłaś, ale jak zawsze jesteś urocza.
Zamiast zdobyć cenne informacje, to przegadałam z nim pół dnia o głupotach. W pewnym momencie naszą rozmowę przerwał jego dzwoniący telefon.
Wyszliśmy razem przed kawiarnię, wyciągnął papierosy i mnie poczęstował.
– Palisz? – zapytał.
– Zwykle nie – odpowiedziałam, jednak ręka sama sięgnęła po papierosa.
– Mam nadzieję, że nie ściągnę cię na złą drogę i nie wpadniesz w to paskudne uzależnienie.
Staram się rzucić, ale jak mi wychodzi, to właśnie widzisz. – Uniósł ręce, ukazując bezradność.
– Musisz przestać je kupować. – Wzruszyłam ramionami, rzucając żenującą motywację.
– Muszę o tym pomyśleć, tej opcji nie brałem jeszcze pod uwagę. – Wypuścił chmurę dymu i się zaśmiał.
– Widzisz, każda opcja jest warta przemyślenia. U mnie to działa, polecam. – Także wypuściłam dym z ust skierowany prosto w jego twarz.
– Pięknie wyglądasz i super się rozmawia, ale muszę już spadać. – Zgasił papierosa o ścianę, przy której staliśmy, i udał się w kierunku najbliższego kosza.
– Och, dziękuję, jasne, na razie – odpowiedziałam czerwona jak burak do oddalającego się Czarka.
Monia, co ty, do cholery, wyprawiasz – próbowałam przemówić do samej siebie. Czy rzeczywiście zapaliłam tego papierosa? Ja, pierwsza przeciwniczka papierosów?
Tak skończyło się moje ściśle tajne spotkanie z nieznajomym, który okazał się starym znajomym. Wsiadłam do swojej toyoty auris i pojechałam do mieszkania. Zrobiłam sobie mojego ulubionego drinka, mocnego jak diabli, whisky z colą i kostką lodu, po czym udałam się do sypialni. Leżąc w łóżku, myślałam o Czarku. Pamiętam, że nie lubił bójek, ale jak słabszy miał dostać lanie, to zawsze reagował, stawał w obronie. Dobrze się bił. Nie pomyślałabym, że wyrośnie z niego takie ciacho. Zostawił mi numer telefonu, mamy się spotkać w przyszłym tygodniu, podrzuci mi kilka ciekawych informacji. Nie wiem, czy to od alkoholu krążącego w moim żyłach, ale czułam motyle w brzuchu. Zauroczył mnie ten przystojny facet, jednak nie mogę się zachowywać, jakbym była nastolatką. Mam teraz ważniejsze zadania do wykonania niż romansowanie, powtarzałam sobie.
Zadzwoniłam do swojej koleżanki Edyty, musiałam jakoś zająć swoje myśli, żeby całkowicie nie zwariować. Z Edytą poznałyśmy się przez naszych mężów, Tomek i jej mąż Maciej pracowali razem. Po rozwodzie wyprowadził się do Trójmiasta, nie wiem, gdzie dokładnie teraz mieszka. Edyta jest fotografem, ma dar tworzenia czegoś wyjątkowego, naprawdę rzadko można spotkać tak utalentowaną osobę, do jej studia fotograficznego zawsze tłumnie uderzają klienci.
– Cześć, skarbie – przywitałam się. – Co u ciebie?
– Cześć, Monika, właśnie wróciłam do domu z pracy i będę się pakować, mam wyjazd służbowy.
– Och, a gdzie jedziesz? Zabierz mnie ze sobą – wymamrotałam.
– Lecę do Paryża na kilka dni, mam do zrobienia kilka fotografii ślubnych. Wiesz, Paryż to takie miejsce zakochanych. A co u ciebie? Brzmisz jakoś tak… jak nie ty.
– Szalony dzień miałam, ale w tym pędzie pomyślałam o tobie. Jak sobie radzisz? Jak się czujesz po rozwodzie? Wiem, że minęło dwa lata od tego czasu, ale tak mnie dziś jakoś naszło.
– Monia, ja to zniosłam dobrze, ponieważ już się nie kochaliśmy, ale się szanowaliśmy, czasami rozmawiamy ze sobą przez telefon, nic więcej. Czy ty i Tomek… – Nastała cisza. – Wszystko dobrze u was?
– Taaak, wszystko dobrze. – Oszukiwałam siebie i ją.
– Chętnie się z tobą spotkam, jak tylko wrócę, pogadamy.
– Koniecznie – odparłam.
– Może chcesz wpaść do mnie i pomóc mi się spakować?
– Nie będę ci przeszkadzała, ale to miłe, dziękuję.
– Wpadaj, zostaniesz na noc, samolot mam jutro o dwunastej, więc spokojnie się wyrobię. Ruszaj i przyjeżdżaj, ja zamawiam pizzę.
–Ale… – Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo się rozłączyła.
***
Ogarnęłam włosy, spakowałam kosmetyczkę, zamówiłam taksówkę i wyszłam.
Edyta wyglądała cudownie, jej twarz promieniała, wyglądała jak nastolatka. Promienisty uśmiech od ucha do ucha, którym mnie przywitała, dodał jej jeszcze większego seksapilu.
– Matko, ale ty pięknie wyglądasz! – prawie wykrzyczałam.
– Nie żartuj! – odpowiedziała zawstydzona. – Zaraz będzie pizza, a nasze drinki już czekają w kuchni.
– Przepraszam, że ci przeszkadzam. – Przyjęłam pozycję ze skruszoną miną jak kot ze Shreka.
– No to opowiadaj – rzuciła.
– Wiesz, wszystko się popieprzyło…
Opowiedziałam jej o trudnej sytuacji w pracy Tomka, o braku informatorów i o tym, że mam prośbę do jej byłego męża.
– Szukam kogoś, kto mógłby sprzedać mi dawkę dobrych informacji. Pomyślałam, że może Maciej coś by mi podrzucił. Dałabyś mi numer do niego?
– Pewnie. Co prawda, nie wiem, czy będzie w stanie ci pomóc, ale warto spróbować.
Resztę wieczoru spędziłyśmy, opowiadając o wspomnieniach i zabawnych historiach, które dość często spotykają Edytę w pracy.