- W empik go
Zakaz - ebook
Zakaz - ebook
Angelika Langer, przez przyjaciół nazywana Angel, jest nastolatką posiadającą wyjątkowy dar widzenia dusz zmarłych ludzi. Nikt z jej otoczenia nie wie, kim naprawdę jest i co potrafi. W momencie, kiedy na jej drodze pojawia się duch małej dziewczynki, wszystko się zmienia. Życie jej i jej bliskich przestaje być bezpieczne. Na dodatek pewnego dnia poznaje Oscara i dowiaduje się, że nie jest zwykłym medium, lecz Kapłanką i ma do wykonania niezwykle ważne zadanie. Musi zebrać dary pozostawione w trzech różnych światach przez Wyrocznie, a następnie wyprawić ceremonię mającą na celu zniszczenie Księgi Przejścia, by na zawsze uwięzić Antychrysta w innym wymiarze. Dziewczyna zostaje zmuszona porzucić dotychczasowe życie i wyruszyć w niebezpieczną podróż z chłodnym i nieprzystępnym Oscarem.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8083-183-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Widzę błękitną czystą głębię oceanu znajdującą się na końcu przepaści oraz ostre, wystające skały, które mogą pokłuć twoje oczy od samego patrzenia. Moje źrenice są czerwone, włosy długie, rozpuszczone i rozwiane.
Mam na sobie tylko przewiewną sukienkę, której biel komponuje się z moim jasnym odcieniem skóry.
Pytasz, czy mam ochotę umrzeć.
Dziewczyna z ironicznym uśmiechem podchodzi bliżej krawędzi, wdycha czyste powietrze do płuc.
Zamyka oczy i daje się prowadzić swoimi zmysłom.
Wydawać by się mogło to takie proste.
Wystarczy jeden ruch…
Dla jednych stanę się przykładem odwagi, dla innych będę tchórzem.
Ciężko określić człowieka, który popełnia samobójstwo, czyż nie? Trzeba wtedy brać pod uwagę całe jego życie i skupić się na powodach, przez które mógł je popełnić.
Odpowiadając na Twoje pytanie… tak, mam ochotę umrzeć.
Wystarczył jeden ruch
i jej ciało zaczęło bezwładnie spadać w dół…
– ANGELIKA!!!
Mam ochotę umrzeć, z tym, że nie potrafię.1.
Wykrzyczała jej imię jeszcze ze trzy razy. Stawała się coraz bardziej poirytowana ignorancją swojej adoptowanej córki, tym bardziej że były umówione.
Angelika doskonale słyszała wołanie Laury, próbowała jedynie grać na zwłokę, żeby odwlec swoją wycieczkę do szpitala psychiatrycznego.
Adora – ich czarnobrązowa suczka – obróciła się i zaczęła wesoło merdać ogonem, ciągnąc dziewczynę w stronę znajomego głosu. Angel, wszyscy zwykle tak na nią wołali, nie miała wyjścia i w końcu dała się jej prowadzić. Wiosenny wiatr rozwiewał jej proste, czerwone włosy, a muzyka słuchana z odtwarzacza uspokajała ją wewnętrznie.
Uwielbiała wychodzić z Adorą na spacery. W zależności od okoliczności mogła wtedy przemyśleć wiele spraw lub nie myśleć w ogóle, całkowicie się odprężając.
– Prosiłam, żebyś nie wychodziła z nią na długo – rzekła Laura z wyrzutem, kiedy tylko Angelika wystarczająco zbliżyła się do niej i wyjęła słuchawki z uszu.
– Powiedziałaś, żebym się nie oddalała.
Laura spojrzała na nią krzywo.
– Co było jednoznaczne z tym, żebyś szybko wróciła. Musimy się pospieszyć, bo Ida już czeka. Zanieś ją na górę, czekam w samochodzie.
Obróciła się na pięcie i poszła w stronę parkingu, grzebiąc w swojej ciemnoszarej, workowatej torebce w poszukiwaniu kluczyków od samochodu.
Angelika stała chwilę i przyglądała się odchodzącej Laurze, po czym zerknęła na swojego psa i ciężko westchnęła. Nie miała wyjścia, musiała jechać.
***
Na terenie lecznicy mieściły się dwa budynki – szpital i zakład psychiatryczny, nieco oddalony i odgrodzony murem.
Był to dwupiętrowy, mały obiekt z tylko jednym wejściem prowadzącym do holu. W środku znajdowały się dwa skrzydła – lewe, pilnie strzeżone, było przeznaczone dla ludzi, których stan psychiczny powodował niebezpieczeństwo nie tylko dla nich samych, ale również dla osób przebywających w ich otoczeniu. Mógł tam wchodzić jedynie personel i jedna osoba spokrewniona z chorym.
W prawym skrzydle umieszczano przeważnie ludzi na odwyku bądź z depresją. Do tej drugiej grupy należała siostra Laury, Ida.
Miała problem z zajściem w ciążę; trzy razy poroniła, za czwartym urodziła chore dziecko, które zmarło po miesiącu. Spowodowało to u niej silne załamanie nerwowe. Początkowo do nikogo się nie odzywała, leżała bądź siedziała nieruchomo, patrząc w jeden punkt. W chwili gdy lekarstwa przestawały działać, wpadała w szał… Krzyczała, wyrywała się, biła każdego, kto próbował się zbliżyć. Po sześciu miesiącach spędzonych w szpitalu dzięki odpowiednim lekom wróciła do życia, z tym że zupełnie innego od tego, jakie prowadziła przed zajściem w pierwszą ciążę. Każdy wypis kończył się powrotem, ponieważ w domu nie umiała się odnaleźć, przez co depresja wracała. Pomimo otoczenia rodziny czuła się samotna, w dodatku jej mąż wciąż bywał na różnych delegacjach i zdarzało się, że nie mógł spędzić ze swoją żoną nawet weekendu.
Angelika uwielbiała jej towarzystwo. Podobało się jej irracjonalne zachowanie Idy i pasja, z jaką opowiadała różne historie. Niekiedy sama nie mogła zrozumieć różnic pomiędzy jej przybraną matką a ciocią – były bliźniaczkami, a jedyne, co je łączyło, to ten sam drobny, zadarty nosek, zielone oczy oraz pociągła, szczupła twarz.
Z początku nie miała żadnego problemu z przyjeżdżaniem w tamto miejsce. Nie przerażał jej stary budynek wymagający solidnego remontu ani ludzie mijani na korytarzu. Odwiedzała Idę wraz z Laurą trzy bądź cztery razy w tygodniu aż do momentu, w którym w niewytłumaczalny sposób pacjentów z depresją lub na odwyku zaczęto przenosić do lewego skrzydła. Z czasem sytuacja stawała się coraz bardziej poważna, ponieważ nawet personel zaczynał popadać w różnego rodzaju choroby psychiczne. Wszystko zdążyło wrócić do normalności jeszcze zanim wszczęto obserwację i badania mające wyjaśnić przyczynę owej epidemii, której ulegało coraz więcej osób. Ostatnią osobą, która ucierpiała, była Angelika.
Tylko ona, jako jedyna, miała pewność, co działo się tak naprawdę z tamtymi ludźmi, i tylko ona mogła to powstrzymać.
Nikt bowiem nie wiedział, że ta z pozoru zwykła dziewczyna posiadała dar widzenia zmarłych, a dokładniej ich dusz. Była w y b r a n k ą oczyszczającą ziemię, poprzez wysyłanie duchów do nieba lub piekła. Należy również wspomnieć o tym, że ziemia tak naprawdę była czyśćcem; miejscem martwych ludzi, którzy za życia byli albo za mało dobrzy, albo niewystarczająco źli.
Za każdym razem kiedy w pobliżu pojawiał się jakiś duch, tęczówki Angeliki zmieniały kolor z brązowego na czerwony, przez co często musiała chodzić w okularach przeciwsłonecznych lub w szkłach kontaktowych. Zdarzały się też przypadki, kiedy umiała nad tym zapanować, ale niestety, bardzo rzadko. Oprócz tego, nigdy nie odczuwała bólu; często miewała siniaki i zadrapania, ale ich nie czuła, podobnie nigdy nie chorowała. Każda rana znikała, kiedy tylko jej oczy zmieniały kolor na czerwony. Jej zmysły bywały wtedy bardziej wyczulone, miała niesamowity słuch i wzrok, jedynie węch pozostawał u niej bez zmian. Pomimo tego wszystkiego doskonale zdawała sobie sprawę, że nie może być nieśmiertelną.
***
– Wynoś się!
Wykrzyczanym słowom towarzyszył huk zamykanych drzwi.
Angel ani drgnęła, próbując skupić się na najbardziej istotnych szczegółach.
Po paru sekundach dostrzegła zjawę małej dziewczynki, która z gniewnym wyrazem twarzy wyciągnęła przed siebie prawą rękę. W tym samym momencie Angelika z niewiarygodną siłą została rzucona do tyłu, tak że wylądowała na ziemi.
– Słyszysz, co mówię? – powtórzyła Laura, przyglądając się córce. – Przestań w końcu bujać w obłokach! – Wyszła z samochodu i trzasnęła za sobą drzwiami.
Gdyby tylko wiedziała, że to nie wyobraźnia, a rzeczywistość sprawiała, że za każdym razem gdy Angelika przyjeżdżała do tego miejsca, wracały wspomnienia. Najmniej przyjemne ze wszystkich jakie posiadała.
– Czyli to pewne, że ciocia dzisiaj wychodzi? – zapytała Laurę, wyciągającą z bagażnika dużą torbę podróżną.
– Tak – odpowiedziała krótko.
– I będzie mieszkać u nas?
Laura pokiwała przecząco głową.
– Dlaczego?
– Nie chce. Woli wrócić do domu.
– I być sama? To niedorzeczne.
Kobieta wzruszyła ramionami, jednak nic już na to nie odpowiedziała.
Angelika przeniosła wzrok na stary budynek, a po jej ciele przeszedł zimny dreszcz. Szczerze nienawidziła tego miejsca, tym bardziej, że na ostatniej wizycie o mało tam nie zginęła.
Całe swoje życie świetnie radziła sobie z duchami. Trafiały się jej naprawdę różne przypadki, jednak żaden nie był aż tak poważny jak ten, z którym przyszło jej zmierzyć się tutaj.
Wtedy poznała ducha dziecka, a dokładniej dziesięcioletniej dziewczynki. Już sam ten fakt był dla niej szokujący, bo dzieci były zbyt młode, żeby świadomie popełniać grzechy prowadzące do czyśćca. Ponadto, dziewczynka posiadała niezwykłe zdolności: sprawiała, że niektórzy ludzie mogli ją usłyszeć, co powodowało, że wielu o mało nie odebrało sobie przez to życia. W jakiś niewyjaśniony sposób potrafiła na nich wpływać, co teoretycznie było niemożliwe, ponieważ między ludźmi a duszami od zawsze istniała bariera, której nikt nie mógł przekroczyć. Nikt z wyjątkiem Angel.
Przez chwilę stały w bezruchu, przyglądając się sobie. Nagle zjawa chwyciła Angel za gardło i dźwignęła, zaczynając dusić. Dziewczyna próbowała uwolnić się z uścisku, wbijając paznokcie w martwe ciało dziewczynki, jednak to wszystko było daremne. Nie miała tyle sił co duch. Czuła jak brakuje jej tchu, wpadała w jeszcze większą panikę. W końcu położyła dłonie na nadgarstkach widziadła i skupiła się na tym, co mogła zrobić. Z miejsca uścisku zaczęła unosić się para. Zjawa krzyczała, wypuszczając przy tym Angel ze swoich drobnych dłoni. Na martwym ciele dziecka pojawiły się sine ślady.
Angelika była w szoku. Nie musiała długo czekać, by zareagować. Natychmiast wykorzystała chwilę, rzuciła się na ducha. Dotknęła prawą ręką miejsca, gdzie kiedyś znajdowało się serce dziecka. Zamknęła oczy i zaczęła wypowiadać po łacinie odpowiednie słowa, których zadaniem było odesłanie zjawy do piekła.
Duch dziewczynki nie dawał jednak za wygraną. Pomimo strasznego bólu jaki odczuwała, wciąż próbowała przydusić Angelikę, przez co dziewczyna lewą ręką zmuszona była dotknąć jej twarzy; po raz kolejny unosiła się para, a duch zaczął krzyczeć. Zjawa popchnęła Angel, a sama osunęła się na ziemię, tracąc nad sobą kontrolę. Pod jej lewym okiem pozostał odbity delikatny ślad dłoni.
Angelika była zmęczona, ale to było już jej trzecie podejście, by pozbyć się ducha. Wiedziała, że tym razem nie mogła pozwolić sobie na porażkę.
Podniosła się i podeszła do oszołomionej małej dziewczynki. Raz jeszcze przyłożyła dłoń do jej serca i dokończyła swój rytuał.
Zjawa krzyknęła krótko, po czym histerycznie się roześmiała. Było to całkowicie nienormalne zachowanie, którego Angel nie potrafiła zrozumieć. W jednej chwili upiór przestał się bronić i poddał się egzorcyzmowi. Po wypowiedzeniu ostatnich słów i wykonaniu znaku krzyża na piersi ducha dziewczyna odsunęła się od niej. Zjawa krzyczała i śmiała się jednocześnie. Po krótkiej chwili spojrzała w górę, a dookoła niej poczęły pojawiać się płomienie, które powoli pochłaniały jej drobne ciało.
Pokój Idy znajdował się na piętrze, przy jedynym oknie na korytarzu, dokładnie naprzeciwko świetlicy. To w tamtym miejscu zbierali się nałogowi palacze, głównie mężczyźni. Mieli nawet, specjalnie ustawiony, mały stoliczek i parę krzeseł.
Drzwi do pokoi podczas wizyt musiały być otwarte, przez co Angelika często przyglądała się im mimowolnie.
Byli do siebie bardzo podobni, bez względu na to, czy mieli dwadzieścia, czy pięćdziesiąt lat… Jednakowo wyniszczone twarze od alkoholu bądź narkotyków, te same podkrążone oczy, to samo zmęczone spojrzenie i ten sam ból objawiający się wyniszczeniem ciała.
Podczas tamtej wizyty, kiedy Laura z Idą pakowały się, Angelika dostrzegła mężczyznę w ogóle niepasującego do otaczających go ludzi. Wtedy to właśnie spotkała go po raz pierwszy.
Ubrany był w czarny sweter i sprane dżinsy z dziurami na kolanach. Oczy i włosy miał koloru czekoladowego brązu. Jego idealnie wyrzeźbione kości policzkowe podkreślał delikatny zarost.
Prawą dłonią bawił się przeciwsłonecznymi okularami, w lewej natomiast trzymał prawie wypalonego papierosa. Miał nieco podwinięte rękawy, przez co dało się dostrzec na jego rękach tatuaże, a przynajmniej ich część. Był spokojny, opanowany i pewny siebie.
Odwzajemniał spojrzenie Angeliki, przez co po jej ciele przechodziły dreszcze. Kiedy wypalił papierosa, upuścił go, spuszczając przy tym głowę i wydychając zatrute powietrze. Przydeptał peta, wstał i odszedł, ani razu już na nią nie spoglądając.
***
Nazajutrz rano obudził ją telefon. Przez chwilę miała ochotę nie odbierać, jednak wraz z narastaniem dźwięku dzwonka rezygnowała z tej decyzji. Obróciła się na brzuch i włożyła rękę pod poduszkę, próbując wymacać swoją komórkę. Wyciągnęła telefon i sprawdziła, kto dzwoni, po czym odebrała.
– Halo? – odezwała się rozespana.
– Cześć, Angel, obudziłam cię? – Usłyszała głos swojej przyjaciółki Klary.
Dziewczyny znały się od pierwszej klasy szkoły podstawowej, przeszły razem przez gimnazjum i kontynuowały edukację w szkole średniej.
– Nie, nie. Już nie spałam – skłamała, nie otwierając nawet oczu. – Coś się stało?
– Chciałam tylko zapytać, czy na pewno nie chcesz z nami iść?
– Dokąd? – spytała głupio, zanim skojarzyła, o co chodzi. – Aha. No tak. Na pewno. Co roku nie wychodzę i teraz też nie mam zamiaru.
– Miałam cichą nadzieję, że może jednak dasz się namówić.
– Naprawdę nie chcę tam iść… Ale wy bawcie się dobrze.
– Gdybyś zmieniła zdanie, to dzwoń.
– No, okej. Na razie.
– Pa.
Zamknęła klapkę od telefonu i rzuciła go na bok, nie zadając sobie nawet trudu, żeby chociaż spojrzeć na zegarek.
W tym czasie zaczynały się „Dni Miasta” trwające trzy doby. Przez najbliższe siedemdziesiąt dwie godziny miało grać sześć znanych zespołów, po dwa na każdy dzień, z tym że koncerty odbywały się dopiero wieczorami. Wcześniej zapewniono inne rozrywki.
Jak co roku, przyjechały ,,karuzele”, czyli takie mini wesołe miasteczko, i oczywiście stała masa straganów, przy których ludzie zwykli dokonywać zakupów przedmiotów do niczego im niepotrzebnych. Angel należała do grona nielicznych osób, których tego typu atrakcje ani nie zachwycały, ani nie interesowały. Ten czas postanowiła spędzić w domu, tym bardziej że miała wolne od szkoły ze względu na przerwę majową i mogła spokojnie odpocząć od codziennych obowiązków.
Była jednak zmuszona zmienić zdanie, kiedy wieczorem zjawiły się po nią dwie przyjaciółki, Łucja i Magda.
– Myślałam, że jesteście na koncercie – rzekła szorstko.
Nie chciała być niemiła, domyśliła się jednak, w jakim celu przyszły i to wprawiło ją w zły nastrój. Dla niej „nie” oznaczało „nie”. Nie lubiła być do czegoś zmuszana.
Wyszła do nich na korytarz, zamknęła drzwi i oparłszy się o nie, skrzyżowała ręce na piersi.
– No to źle myślałaś – odpowiedziała Łucja z lekkim jadem w głosie.
Była to dziewczyna z niezwykłym poczuciem humoru; każdą historię potrafiła opowiedzieć w tak zabawny sposób, że wszystkich słuchaczy doprowadzała do łez. Sięgające ramion, bujne blond włosy podkreślały jej delikatne rysy twarzy, zielone oczy zawsze miała rozświetlone, a wąskie malinowe usta wykrzywione w piękny, ironiczny uśmiech. Zazwyczaj uważano ją za niepowtarzalną optymistkę, rzadko kto przypuszczał, że miewa w życiu również chwile zwątpienia i zniechęcenia.
Podobnie było z Magdą. Jej serce wypełniały sympatia i dobroć; nie umiała przejść obojętnie obok osoby potrzebującej pomocy, bez względu na to, czy był to bezdomny proszący o jedzenie, czy koleżanka błagająca o korepetycje z matematyki. Madzia była po prostu kochana, co sprawiało, że ludzie uwielbiali spędzać czas w jej towarzystwie. Miała wielu znajomych, więc miewała problem z tym, żeby pogodzić czas pomiędzy przyjaciółki, naukę i innych ludzi. Pomimo, że czasem musiała odwoływać ich wspólne spotkania, nie mogły z tego powodu się na nią gniewać.
Miała gęste, brązowe loki, niebieskie oczy i niezwykle zgrabną, drobną sylwetkę.
– Szłyśmy właśnie po Klarę i pomyślałyśmy, że po drodze wstąpimy również po ciebie – rzekła z uśmiechem Magda.
W prawej ręce trzymała złożony granatowy parasol. Już od paru lat w Polsce miesiące od maja do lipca bywały pochmurne, deszczowe, zimne i ponure.
– Po drodze? Mój dom jest na drugim końcu ulicy.
– Ano, wiesz, na jedno wychodzi. To ta sama droga.
Madzia uśmiechnęła się szeroko, kołysząc parasolem na boki.
– Ubieraj się, bo Klara już na nas czeka.
– Nigdzie nie idę – odpowiedziała stanowczo. – Wiecie przecież, że nigdy tam nie chodzę.
– No właśnie! – wykrzyknęła Łucja. – I najwyższy czas to zmienić.
Angel spojrzała na nią krzywo.
– No, co tak patrzysz? Chodź, idziemy.
– Powiedziałam już, że nigdzie nie idę.
– Dobra, ale ostrzegam cię, że zmarzniesz. – Blondynka złapała ją za bluzę i pociągnęła do przodu.
– Łucja, przestań!
– To ty przestań! – Puściła ją. – Dlaczego tak strasznie nie chcesz z nami iść?
– Bo nie.
– „Bo nie” to żadna odpowiedź! Zobaczysz, w naszym towarzystwie – tu objęła Madzię ramieniem i obie wyszczerzyły się, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby – zapomnisz o wszystkich troskach i zmartwieniach, co więcej, zapewniamy zabawę do białego rana i, uwaga – wycelowała palcem przed siebie, mrużąc lekko powieki – gwarantujemy zero nudy!
– Sama pomyśl, ile razy w życiu może trafić się taka oferta? – dodała Magda z takim samym entuzjazmem z jakim mówiła Łucja. – A to wszystko, uwaga, uwaga – za darmo!
Angelika miała ochotę wrócić do domu i trzasnąć za sobą drzwiami.
Zamiast tego, wywróciła oczami i sztucznie się uśmiechnęła.
– Robię to dla was. I przygotujcie się, że będę dużo narzekać – rzekła, otwierając drzwi i odchyliwszy się nieco, zrobiła im przejście. – Poczekajcie chwilę, przebiorę się.
Angel nie zadała sobie trudu, by chociaż udawać szczęśliwą, wręcz przeciwnie. Podczas gdy Łucja z Magdą skakały z ekscytacji, ta szła naburmuszona, okazując w ten sposób niezadowolenie.
Humor nieco jej się poprawił dopiero wtedy, kiedy zobaczyła Klarę.
Dziewczyna posiadała predyspozycje do bycia modelką; miała piękne, długie, szczupłe nogi, ostre rysy twarzy dodające jej charakteru oraz krótkie blond włosy ułożone w tak zwaną kopułkę. Jednym spojrzeniem potrafiła oczarować, tym bardziej że kolor jej tęczówek był niezwykle oryginalny, trochę przypominający mieszankę barwy brązowej, zielonej i piwnej. W zależności od oświetlenia jej oczy bywały złote albo miodowe. Nie miała bzika na punkcie swojego wyglądu, ale lubiła mieć zawsze dobrze ułożone włosy i pomalowane paznokcie.
Była pierwszą osobą poznaną przez Angel, nie licząc jej przybranych rodziców. Klara jako jedyna nie odrzuciła jej od siebie i dała szanse na bliższe poznanie.
Zespół, który grał na początku, nie cieszył się sympatią Angeliki, lecz w towarzystwie swoich przyjaciółek mimo wszystko, dobrze się bawiła.
Ku jej zaskoczeniu, około godziny dwudziestej pierwszej, na scenę wyszedł jeden z jej ulubionych polskich rockowych wykonawców.
Uradowana zaczęła krzyczeć wraz z otaczającym ją tłumem.
– Wiedziałyśmy, że się ucieszysz! – rzekła Madzia.
Angelika rzuciła się im na szyje, tak że wszystkie zderzyły się głowami.
Dała się ponieść emocjom, atmosferze i alkoholowi.
***
Było dobrze. Można nawet rzec, że rewelacyjnie. W końcu poczuła wolność, nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę się zniewoliła. Alkohol bowiem powodował ograniczenia, problem z koordynacją, spowolnione myślenie i w przypadku Angeliki – brak możliwości rozróżnienia prawdy od fikcji. Jej tęczówki wtedy szalały i samowolnie zmieniały kolor raz na brązowy, raz na czerwony. Nie była głupia, doskonale wiedziała, co się stanie, jeśli przesadzi.
Wszystkie razem, już w upojnym i błogim stanie, wygłupiały się, skacząc w rytm muzyki i wydzierając się niemiłosiernie.
Po skończonym koncercie udały się w stronę swoich domów i tradycyjnie zatrzymały się pod nocnym sklepem. Było to miejsce, z którego każda z nich szła w inną stronę.
– Patrzcie, jak ślicznie widać Wenus! – krzyknęła Angelika, wskazując najjaśniejszą plamkę znajdującą się obok księżyca.
– Jak Wenus, gdzie ty Wenus widzisz? – dopytywała Łucja, błądząc wzrokiem po niebie.
– No, tam!
– A skąd wiesz, że to jest Wenus? Od kogo ty to wiesz?
– Od Gosi.
Klara potwierdziła. Również zapamiętała, jak niegdyś Małgosia amatorsko interesowała się astronomią.
– A skąd Gosia wie, że to Wenus? Przecież to zwyczajna gwiazda. – Łucja nie dawała za wygraną.
– Nie mam pojęcia, skąd wie, ale mówiła, że zawsze świeci najjaśniej. I to nie jest gwiazda, tylko planeta.
– No to równie dobrze można powiedzieć, że tam jest Saturn.
Łucja wskazała palcem trochę mocniej świecącą gwiazdę, znajdującą się po przeciwnej stronie niż Wenus.
– To nie jest Saturn!
– A właśnie, że jest.
– Tam jest Wenus!
– Dobrze, tam jest Wenus. – Wskazała palcem. – A tam Saturn.
– To nie Saturn!
– Zakończmy to i chodźmy do domu, bo ta rozmowa do niczego nie prowadzi – wtrąciła się Klara.
– Widać, że twoja wiedza na temat geografii i astronomii jest równa zeru.
– To astronomia, a nie geografia. Widzisz? Nawet tego nie wiesz.
– No przecież powiedziałam, że geografia i astronomia. O planetach uczy się na geografii.
– Tak? Nas tego nie uczyli…
– A nas tak – rzekła Klara w obronie Angeliki. – Możemy już iść? – spytała jęcząco.
– Dobrze więc… Wymień mi wszystkie planety po kolei.
Obie dziewczyny przejęte swoją sprzeczką na nic innego nie zwracały uwagi.
– Merkury, Wenus, Ziemia, Mars, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun, Pluton.
– Pluton już nie jest planetą w naszym układzie słonecznym.
– Jak ja się uczyłam, to był!
Przez chwilę Łucja i Angelika wymieniały swoje pijane spojrzenia z pełną powagą, pomimo tego iż obie miały ochotę wybuchnąć śmiechem.
– OK, załóżmy, że tam jest Wenus, a tam Saturn. Jakie są więc planety pomiędzy Ziemią a Saturnem?
– Poczekaj… – Łucja raz jeszcze po cichu wymieniła po kolei planety. – Mars i Jowisz – rzekła głośno.
– I gdzie one są?
Nastąpiła chwila ciszy, podczas której Łucja zaczęła wzrokiem przeczesywać niebo.
– Mars jest w sklepie! – po raz pierwszy od początku kłótni odezwała się Magda.
Dziewczyny zaczęły się śmiać.
– Myślę, że Klara ma rację i powinnyśmy już iść, bo od dłuższego czasu ktoś nam się przygląda – dodała ściszonym głosem.
Pod wpływem alkoholu żadna z nich nie myślała trzeźwo i wszystkie spojrzały niedyskretne na obserwatora.
Stał po drugiej stronie ulicy, obok wiaty z koszem na śmieci.
Angelika doskonale zapamiętała twarz mężczyzny, nie chciała jednak dać po sobie poznać, że jego widok jakkolwiek na nią wpłynął. Nieraz słyszała historie o tym, jak pijana nastolatka wracała do domu i na widok rodziców trzeźwiała – i ona w tamtym momencie tego doświadczyła.
Chłopak palił spokojnie papierosa i przyglądał się dziewczynom bez najmniejszego skrępowania. Nagle sięgnął do kieszeni i wyjął telefon komórkowy; spojrzał na wyświetlacz, po czym odebrał i obrócił się bokiem do nich. Angel stwierdziła, że to najlepszy moment, aby wrócić do domu. Dała każdej z przyjaciółek po buziaku w policzek i ruszyła w stronę swojego mieszkania okrężną drogą. Będąc już prawie pod blokiem, obejrzała się, żeby sprawdzić, czy mężczyzna nadal stoi w tym samym miejscu, jednak śmietnik wszystko zasłonił.
– Dokąd to? – Dziewczyna nawet nie zdążyła drgnąć, kiedy nagle tuż przed nią wyrósł wysoki mężczyzna z jedną dłonią zaciśniętą mocno na jej ramieniu i z drugą na jej ustach. Był nienaturalnie szczupły; wydawać by się mogło, że okryty jest jedynie skórą na szkielecie i niczym poza tym. Jego twarz była nie tylko wychudzona, ale również pokrywały ją wstrętne, jasne blizny. Jego głos przyprawiał o niemiłe dreszcze – był niski i ochrypły, przypominał bardziej głos potwora aniżeli człowieka.
Uśmiechnął się chytrze.
– Naprawdę jesteś aż tak głupia? – Zachichotał. – Ciekawe, czy jesteś więcej warta żywa czy martwa.
– Żywa.
Około stu metrów dalej stał mężczyzna z zakładu psychiatrycznego. W chwili kiedy wypowiedział to słowo, człowiek obezwładniający Angelikę osunął się na ziemię z szeroko otwartymi powiekami i krwią wypływającą z ust. Dziewczyna cicho pisnęła, zakrywając dłońmi twarz.
Chłopak przybliżył się, kucnął przy ciele i wyjął z jego pleców ręcznie zdobiony sztylet, wykonany z kości słoniowej, który Angel dopiero teraz dostrzegła.
Dla niej był to zbyt wielki szok, była pijana, przez co dodatkowo cały świat zaczął jej wirować. Straciła przytomność i upadła. Na szczęście w ramiona swojego wybawiciela, który zwinnie zdążył ją złapać.