- W empik go
Zakazany owoc - ebook
Zakazany owoc - ebook
Gdy grzech puka do drzwi, co robisz? Zamkniesz je czy otworzysz szerzej?
Zuzanna mimo sprzeciwu wpływowych rodziców planuje ślub z Fabianem. Wystawne rodzinne przyjęcie okazuje się kompletną porażką, jednak nikt nie spodziewa się najgorszego. Zuza ulega poważnemu wypadkowi i trafia do szpitala. W powrocie do zdrowia i przywróceniu pamięci wspiera ją tamtejszy ksiądz. Czy przyjaźń tych dwojga przerodzi się w romans? I czy Artur na pewno jest księdzem? A co jeśli wypadek był dopiero początkiem kłopotów Zu?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8318-002-1 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Z chęcią poleżałbym z tobą w łóżku… – usłyszałam niski głos Fabiana, który nachylił się do mnie i pocałował w policzek. Poczułam specyficzny i bardzo erotyczny zapach wody kolońskiej, której używał, a którą bardzo lubiłam. Potarł policzkiem o mój, pozostawiając na nim lekki ślad. Spojrzał na mnie pożądliwe i zacisnął dyskretnie dłoń na moim tyłku, przez co poczułam przyjemne dreszcze. – Jest szansa, że wyjdziemy wcześniej niż o północy?
– To moi rodzice...
– Którzy i tak mają cię gdzieś. Nie wierzę, że chcesz tu być. A może – zawahał się. – Może jest tu ktoś dla kogo przyszłaś? – wychrypiał, wywołując we mnie mieszane uczucia.
– Nie.
– Mam ochotę cię posmakować – zniżył głos do szeptu.
Przez moment zastanawiałam się, czy się z nim gdzieś nie ulotnić na igraszki, ale omiotłam wzrokiem ogromny hol, w którym się znajdowaliśmy, i szanse na małe co nieco w zasadzie nie istniały, ponieważ miejsce to było pełne ludzi.
Moi rodzice obchodzili swoją trzydziestą rocznicę ślubu. Impreza była chyba na tysiąc osób. Widziałam niemal całą rodzinę, rodziców Fabiana, przyjaciół, znajomych, współpracowników, a także wrogów. Bo przecież wrogów warto trzymać jak najbliżej siebie – motto mojego ojca. Jednym słowem – śmietanka towarzyska.
Ojciec wynajął ogromną willę na obrzeżach Warszawy, którą miał do dyspozycji wraz z całym zielonym terenem, gdzie rozstawiono namioty, pod nimi zaś stoliki i scenę. Byłam pewna, że wieczorem impreza przeniesie się na zewnątrz, bo obecnie odbywała się w środku.
Przejrzałam broszurkę informacyjną. Rodzice zaplanowali różne atrakcje. Jak to oni. Wszystko z pompą.
Goście chodzili z wysoko uniesionymi głowami po obiekcie, trzymając w dłoniach co i rusz na nowo wypełniane wysokie kieliszki z szampanem. Mężczyźni w garniturach szytych na miarę, kobiety w przeróżnych kreacjach, przeważnie bardziej wieczorowych i wystrzałowych. W końcu każdy z nich przyszedł na miniwesele.
W środku włączono klimatyzację, co dało się odczuć na okrytych fragmentach ciała. Ściany oraz podłogi wyłożone zostały jasnym marmurem, przez co w szpilkach chodziło się trudniej niż na zwykłym podłożu. W rozstawionych gdzieniegdzie wazonach stały piękne jasne bukiety kwiatów. Z sufitu zwisał ogromny żyrandol, taki jak nieraz widzi się na filmach, w bogatych i pełnych przepychu wnętrzach. Ogromne okna dawały widok na kort tenisowy, fontannę, basen i porośniętą bluszczem altankę. Wszystko świetnie się ze sobą komponowało, nawet orkiestra, którą wynajął ojciec. Kazimierz miał świra na punkcie kontroli. Uwielbiał, gdy wszystko szło zgodnie z jego planem. Nienawidził za to, gdy się mu sprzeciwiano. Powiedzmy, że liczył się ze zdaniem swoich ludzi, współpracowników, ale jeśli chodziło o rodzinę, niekoniecznie brał pod uwagę nasze potrzeby. Ważne było dla niego wykształcenie, wykonywany zawód, cele na przyszłość. Uwielbiał planować życie wszystkim. Kochał, gdy się o nim mówiło, nieważne jak, ważne, że głośno.
Spojrzałam w kierunku schodów i wtedy zobaczyłam rodziców. Matka trzymała ojca pod ramię. Oboje dostojni, nad wyraz sztywni i tak nadludzko piękni, że aż mdliło. Ojciec w idealnie skrojonym garniturze, ogolony, z włosami zaczesanymi na żel. Aldona wystąpiła dziś w kremowej sukni. Ramiona i dekolt uszyto z delikatnej koronki, a całość naprawdę robiła ogromne wrażenie. Jakby faktycznie pierwszy raz była panną młodą. Włosy upięła w wysoki kok, odsłaniając tym samym szczupłą i długą szyję. Aż jej zazdrościłam tej pewności siebie, ale też doskonale zdawałam sobie sprawę, że wszystko jest na pokaz, że prawie nie ma w tym uczucia, co pewnie wynikało z dominującej postawy mojego ojca. Westchnęłam.
Czułam wyjątkową potrzebę, żeby się ulotnić albo chociaż wcisnąć gdzieś w tłum, ale już było za późno, bo nasze spojrzenia się skrzyżowały i wzięli nas na cel. Kazimierz nie przepadał za Fabianem, chociaż jego rodzice również byli dobrze sytuowani i zaproszono ich na „imprezę roku”. Mimo to uważał, że Fabian nie jest dla mnie odpowiednim partnerem. Mój facet intuicyjnie się spiął i położył dłoń w bardziej przyzwoitym miejscu niż mój tyłek, bo na talii.
– I po bzykanku – mruknął.
– Nie mów hop – wycedziłam przez zęby, uśmiechając się sztucznie.
– Jak dobrze, że przyszłaś! – rzekł ojciec, na co odchrząknęłam, a on się poprawił. – Przepraszam… dobrze że przyszliście.
– Proszę! To od nas dla was – odezwałam się, wręczając im prezent, a potem przywitałam się z nimi pocałunkami w policzek. Z Fabianem odbyło się to znacznie oschlej, jedynie skinieniem głowy. Ważne, że chociaż na niego spojrzeli.
– Nie trzeba było – stwierdziła matka, miętoląc w dłoniach sznureczek od prezentu. – Najważniejsze, że jesteś i z nami świętujecie. Dawno przyszliście?
– Kilkanaście minut temu… Nie mogliśmy was nigdzie znaleźć – skłamałam, bo prawda była taka, że nawet ich nie szukaliśmy, wiedząc, że i tak w końcu na nich wpadniemy.
– Co dla nas wymyśliłaś? To znaczy wymyśliliście? – zapytał ojciec, zabierając prezent z rąk matki. Rozsunął niewielką papierową torebeczkę, w której znajdowały się bilety na Malediwy oraz vocher z siedmiodniowym noclegiem w pięciogwiazdkowym hotelu, gdzie do dyspozycji były przeróżne atrakcje. Termin wyjazdu mogli ustalić sami. Brałam pod uwagę ich napięty grafik i to, że nie lubią, gdy się za nich decyduje. – No. No. No – mruknął chyba pierwszy raz z uznaniem i zainteresowaniem, po czym wyjął je i pokazał matce, która z akceptacją kiwała głową.
– Tak dużo ostatnio pracujesz i ty, mamo… – jeżdżąc co chwilę na siłownię, dopowiedziałam w myślach – więc pomyślałam, że przyda się wam drugi miesiąc miodowy z dala od obowiązków.
– Och! Jesteś kochana! – odparła zachwycona Aldona, całując mnie w powietrzu w oba policzki. – Dziękujemy za cudowny prezent. Ale, dziecko, przecież to musiało kosztować.
– Złożyliśmy się na niego, prawda, Fabian?
– Tak – mruknął zapytany.
– Dziękujemy bardzo.
– Zuzanno, miło, że pomyślałaś o naszym odpoczynku, na pewno skorzystamy, jak tylko znajdziemy wspólny wolny, dogodny termin.
Uśmiechnęłam się blado, widząc zaciętość w rysach ojca. Miałam nadzieję, że chociaż dzisiaj odpuści prześladowanie Fabiana, ale się myliłam. Podjudzał mnie takim zachowaniem… Zacisnęłam szczęki, żeby nie palnąć niczego, co mogłoby spowodować trzęsienie ziemi.
– Widzieliście Marlenę? – zapytała matka, widząc chyba rozpościerające się nad naszą trójką ciemne i gęste chmury.
Pokręciłam głową, próbując wyrwać się z amoku, w który wpadłam, lecz zrobiłam to dopiero, kiedy ojciec odpuścił i ujął matkę w talii, po czym przykleił do ust uśmiech jak z żurnala.
– Dzwoniłam do niej, ale nie odbiera – stwierdziła zirytowana.
– Na pewno przyjdzie. Marlena jest obowiązkowa.
A może przeraziła się liczbą osób, które zaprosiliście, i uciekła – zażartowałam, ale zamiast uśmiechów na ich ustach rysowały się cienkie wąskie linie. Sztywniacy. Ojciec się nachylił i ścisnął dość dotkliwie mój biceps. Robił to bardzo rzadko, ale wrażenie było zawsze takie samo. Negatywne.
– Nie rób matce przykrości. Musieliśmy ugościć wszystkich. Sama wiesz, że z chęcią niektórych bym sobie darował. – Spojrzał wymownie na Fabiana. Zacisnęłam szczęki w przekonaniu, że zdecydowanie za mało wypiłam. – Ale muszę ich znosić, bo tak wypada. Poza tym ta impreza jest ważna dla naszej firmy, jakbyś zapomniała – przypomniał. Raptem poczułam duszności i zadrżałam w środku. Zawsze wiedział, co powiedzieć, żeby ugasić we mnie cokolwiek pozytywnego, a rozpalić same negatywne uczucia.
– Tak. Wiem. Wiem. Wiem. Ale ty z kolei wiesz chyba też, że nie…
– Zuz – syknął poirytowany, bo chyba już zbyt długo przebywaliśmy w swoim towarzystwie i stawał się wredny i dominujący. – Pamiętasz, co ci wczoraj mówiłem?
– Tak, że mam niczego nie zepsuć…
– No właśnie, więc może zacznij to realizować. Po prostu się uśmiechaj, to przecież nie takie trudne. Tylko nie wypij za dużo, bo wtedy stajesz się – zamilkł, szukając słowa – hałaśliwa i prostacka.
W duchu przewróciłam oczyma i poczułam narastającą frustrację.
– Rozumiem – warknęłam przez zaciśnięte zęby. Kazimierz skinął głową, wyprostował się i znów sztucznie uśmiechnął, kiedy usłyszał moją odpowiedź, która, jak widać, go satysfakcjonowała, choć mnie niekoniecznie.
Ojciec już wczoraj telefonował do mnie i prosił, żebym była grzeczna i niczego nie odwaliła. Zupełnie jakby istniał jakikolwiek precedens. Zawsze byłam poukładana, aż nadto. Ale kiedy mi o tym przypomniał, poczułam w sobie buntownika i przez chwilę zastanawiałam się, czy pójście z własnym facetem w jakieś dyskretne miejsce, gdzie zaczniemy się pieprzyć jak króliki, to coś złego? Nie! Szalone, tak, ale nie złe! Wciągnęłam powietrze, żeby dodać sobie otuchy.
Kazimierz nigdy nie przepadał za mną ani siostrą. Nie napełniałyśmy jego serca dumą, bo nie byłyśmy synami. Lubił tłamsić w nas szlachetne odruchy płynące z serca oraz każdy przejaw żywiołowości i indywidualności. Chciał, żebyśmy były takie jak on: przedsiębiorcze, bezkonkurencyjne, nieznoszące sprzeciwu, dyplomatyczne, choć surowe. Swoim zachowaniem zabijał w nas jednak zalążki upragnionej przez siebie dominacji. Nie pozwalał nam na rozwijanie naszych talentów, kiedy byłyśmy dziećmi. Mimo upływu lat nadal nami dyrygował. Próbowałam walczyć o swoje, ale… no właśnie. To cholerne „ale”.
Na ratunek przyszedł jeden z gości, który porwał do rozmowy moich rodziców. Szybko chwyciłam Fabiana za nadgarstek i pociągnęłam za sobą. Doszliśmy do sceny, na której grał zespół muzyczny, a moje myśli mogły zostać zagłuszane przez wibrującą w głośnikach muzykę. Tuż przed sceną tańczyło chyba ze sto osób. Było tłoczno, duszno, chociaż klimatyzacja pracowała pełną parą. Dla mnie najważniejsze było jednak to, że znalazłam się daleko od Kazimierza i Aldony, którzy teraz uśmiechali się sztucznie, witali, całowali w policzki, kłaniali, choć ciągle z kijami w dupach.
Złapałam w płuca powietrze w obawie, że zaraz się uduszę. Czułam, że zbliża się znany mi już dobrze atak paniki. Wiedziałam, że muszę nad tym szybko zapanować. Fabian złapał mnie za tyłek, ale spiorunowałam go wzrokiem, więc cofnął dłoń.
Obok nas przechodził kelner z pełnymi kieliszkami z szampanem, więc szybko chwyciłam za jeden z nich i pokazałam niosącemu palcem, żeby poczekał. Przechyliłam szkło i poczułam, jak przyjemne bąbelki wdzierają się do mojego gardła i świetnie się tam czują. Odstawiłam pusty i chwyciłam za drugi.
– Dziękuję. Już nie potrzebuję – mruknęłam, na co on tylko skinął głową i ruszył w tłum gości, którzy nie tańczyli. Procenty spowodowały, że się rozluźniłam, ale tylko trochę. Oddech mi spowolnił, ale nadal czułam nieprzyjemne drżenie w środku.
– Zu, spokojnie – poprosił Fabian. – Też nie lubię twoich rodziców, ale może kiedyś się do mnie przekonają.
– Chciałabym – odpowiedziałam, odnajdując jego spojrzenie.
Byliśmy razem od pięciu lat. Poznaliśmy się właśnie na takiej imprezie jak ta i pociągnęło nas do siebie. On lubił się bawić, ja byłam jego kompletnym przeciwieństwem i z dużo większą rezerwą podchodziłam do niektórych jego pomysłów. Poza tym on lubił rozpieprzać ciężko zarobione pieniądze rodziców. Mnie od zawsze uczono, że pieniądz jest, a jutro może go nie być i trzeba obchodzić się z nim z szacunkiem, więc szkoda było mi na pewne używki, których Fabian sobie nie żałował. Mimo jego butnej natury był świetnym mężczyzną, w którym nie dało się nie zakochać. Miał czarne włosy, ciemne oczy, śniadą cerę i zajebiście seksowny tyłek. Łączył nas dobry seks i chyba miłość.
W skrytości ducha liczyłam, że dzisiaj mi się oświadczy, tym bardziej że ostatnio dyskretnie sondował, jak chciałabym, żeby wyglądały oświadczyny. Może nie przy tak hucznej okazji, ale liczyłam, że uklęknie na spacerze i poprosi mnie o rękę. Takie ciche marzenie. Byłam coraz starsza. Mój zegar biologiczny tykał. Matka mnie urodziła, jak miała dwadzieścia pięć lat, a Marlenę dwadzieścia, więc i ja czułam się w obowiązku w podobnym wieku zajść w ciążę. Tyle że Fabian chyba na razie nie chciał mieć dzieci, ale nie zamierzałam o tym myśleć i się dołować. Pragnęłam jego, a to było chyba najważniejsze.
– Chyba numerek, na który mieliśmy chęć, zostawimy sobie na później? – zapytał retorycznie, na co skinęłam głową.
– Może pod wieczór? Jak wszyscy będą już upojeni, a starzy postanowią przemawiać.
– Zgoda – wychrypiał, zgarniając mnie w swoje ramiona, w których kompletnie zapomniałam o wszystkim, co wydarzyło się jeszcze kilka chwil temu. Przy nim każda rzecz wydawała się taka prosta, może nawet zbyt prosta, ale chyba właśnie to powodowało, że tak bardzo chciałam za niego wyjść.ROZDZIAŁ 2
Fabian pilnował mnie przez kolejne cztery godziny, dosłownie nie odstępując na krok. Argumentował, że w tym miejscu znajduje się nad wyraz wielu facetów, którzy mają ochotę mnie przelecieć. Zamieniliśmy także kilka słów z jego rodzicami. Byli zdecydowanie bardziej przystępni niż moi i na pewno bardziej wyluzowani. Przez cały pozostały czas jak mantrę powtarzał, że blisko znajdują się mężczyźni, którzy są mną zainteresowani. Nie widziałam ich, ale on kurczowo trzymał mnie przy sobie, co powodowało, że się niemal dusiłam. W pewnym momencie nie chciał już, żebyśmy tego wieczora poznawali nowe osoby, bo ponoć uśmiechałam się zbyt prowokacyjnie i lubieżnie. Przesadzał, ale wmawiałam sobie, że jest zazdrosny. A żeby taki nie był i miał lepszy nastrój, po prostu szczędziłam innym uśmiechów i rozmów, choć do tego byłam zawsze tresowana przez rodziców.
A jeśli o matce i ojcu mowa… przebywając tu już łącznie cztery godziny, natknęłam się na nich jeszcze pięć razy, ale praktycznie nie rozmawialiśmy ze sobą. Przechadzali się w tę i z powrotem po willi i ogrodzie, starając się ze wszystkimi rozmawiać. Gdyby tak spojrzeć na nich i na mnie, wśród ludzi zachowywałam się podobnie. Dziś jednak moja rozmowna i chętna do poznawania nowych osób strona bardzo wkurzała Fabiana. Zagryzłam wargę, próbując o tym nie myśleć.
W pewnej chwili poczułam na ramieniu czyjąś dłoń, odwróciłam się i napotkałam spojrzenie niebieskich oczu mojej rodzonej siostry. Jeden pukiel blond włosów opadł jej na twarz, ale reszta fryzury sięgała jej szczupłych, odkrytych ramion. Byłyśmy do siebie podobne, choć ona wydawała się bardziej kobieca niż ja. Miała okrąglejsze i przez to bardziej ponętne kształty.
– Marlena! – przywitałam się z radością i jednocześnie ulgą, że w końcu dotarła.
Ucałowałyśmy się i wyściskałyśmy. Często rozmawiałyśmy ze sobą przez telefon. Rzadziej widziałyśmy. Każda z nas miała swoje życie prywatne i zawodowe. Ona pracowała jako stewardessa i była z tego bardzo dumna. Ja z niej także! Robiła to, co chciała. Podziwiałam ją, że potrafiła sprzeciwić się ojcu.
– Pytali o mnie?
– Tak. Na samym początku. Co cię zatrzymało?
Marlena odwróciła się i wskazała postawnego mężczyznę w garniturze.
– On – wyszeptała.
Szedł w naszą stronę z dwoma kieliszkami szampana. Wysoki, świetnie zbudowany, z męską kwadratową szczęką i perfekcyjnie przystrzyżoną brodą. Interesujący. Doszedł do nas i skinął głową. Przekazał Marlenie jeden kieliszek, a ona puściła do niego oczko.
– Dzień dobry – przemówił niskim elektryzującym głosem.
– Cześć.
Wyciągnął w moją stronę dłoń, więc ją ujęłam. Potem przywitał się z Fabianem, który nawet się nie krył z tym, że go lustruje z góry na dół. Marlena nas przedstawiła. Jej nowy facet miał na imię Konrad, pracował jako pilot i wydawał się ciekawą postacią. Trzymałam kciuki za ich znajomość.
Nagle jak spod ziemi wyrośli przy nas rodzice. Przywitali się chłodno z Marleną i Konradem. Aż jej współczułam, kiedy słyszałam, jak ją besztają w najlepsze, ani na chwilę nie zdejmując z ust sztucznych uśmiechów. Ojca nie interesowało to, że miała swoje życie i chciała przyjść na imprezę z Konradem, na którego czekała na lotnisku. Mężczyzna wstawił się za nią, na co ojciec tylko spiorunował go wzrokiem.
Chciałam się oddalić, ale nie zrobiłam tego, bo napotkałam zasmucone spojrzenie Marleny. Wcięłam się więc do rozmowy, spotykając się od razu z dezaprobatą ojca.
– Ważne, że przyjechała, prawda? – zaczęłam.
– Z tobą nie rozmawiamy – warknął.
Chwyciłam Marlenę za nadgarstek.
– Dajcie jej spokój – syknęłam głośno, możliwe, że zbyt głośno, ale tylko w ten sposób mogłam spowodować, że zamilkną. Nie lubili wywalać aż tak bardzo na wierzch prywatnych rodzinnych spraw. Wiedziałam, że dopiero w ten sposób wymuszę, że rodzice odpuszczą i nie będą robić jej jeszcze większego obciachu przy nowym facecie. – Przyjechała. Z facetem. To chyba najważniejsze. Prawda? – pozwoliłam sobie nawet na szczyptę ironii.
Ojciec się zagotował. Aż zadrgała mu brew. Ścisnął powieki i już miał otworzyć usta, ale ktoś do niego podszedł i klepnął w ramię. Od razu zesztywniał, rozszerzył uśmiech do rozmiarów jokera i się odwrócił. Matka przez zaciśnięte zęby dodała, że jeszcze z nami nie skończyli, po czym poszła w ślady ojca.
Ruszyliśmy w stronę altanki, nie oglądając się za siebie. Konrad zaserwował Marlenie dwa mocne drinki, po których poczuła się znacznie lepiej. Ja wypiłam tylko wtedy przy scenie, później nie tknęłam alkoholu, w nadziei, że Fabian mi się dziś oświadczy. Zresztą musiałam jeszcze wracać autem. Nie lubiłam, gdy ktoś inny siadał za kierownicą mojego samochodu.
Fabian z Konradem ulotnili się w męskich sprawach, a wtedy Marlena nachyliła się w moją stronę i wymamrotała, widocznie już pod wpływem sporej dawki wypitego alkoholu:
– Starzy ci się przyznali, że mają problemy? Nie chciałam ci mówić przez telefon. Wolałam twarzą w twarz.
– Problemy? – powtórzyłam, na co przytaknęła.
– Tak. Dlatego są tacy spięci i ledwo chodzą z tymi kijami w dupach. A nie… – zaśmiała się. – Oni zawsze je tam mają – dodała.
Oparła się na wiklinowym fotelu, wyjęła z torebki paczkę papierosów i odpaliła jednego. Moje myśli za to się uaktywniły.
– Czekaj. Ja nic nie rozumiem. Jakie problemy? Mów, co wiesz.
– Niewiele. Ponoć ojciec tydzień temu odmówił współpracy jakiemuś klientowi i ten powiedział, że się zemści i narobi mu problemów, ale przecież to norma, jeśli chodzi o naszego papę – ostatnie słowo wymówiła z wyraźnym szyderstwem.
– A skąd ty to wszystko wiesz?
– Zapomniałaś, że asystentka naszego ojca jest moją dobrą znajomą? Zadzwoniła do mnie zaraz po tej sytuacji i prosiła, żebym na siebie uważała, bo ojciec z kimś zadarł. Ponoć była z tego gruba afera. Wzywali nawet ochronę.
– To chyba kłamstwo. Przecież pracuję u niego, a takie wiadomości do mnie nie doszły.
– Nie mogły dojść. Pewne rzeczy są zamiatane pod dywan. Tak jak to.
– Ciekawe komu dał kosza – mruknęłam, chwytając za szklankę z sokiem.
– A czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Nie pierwszy i nie ostatni raz, jak pan Kazimierz Potocki komuś odmawia – mruknęła, po czym dodała: – Jak ja nienawidzę takich imprez. Ty zdecydowanie masz więcej klasy i ogłady niż ja. Mogłam też nie pić, ale tak mnie wkurzyli… Nie widziałam się z nimi pół roku, a na dzień dobry wyjeżdżają mi z pretensjami. Czy oni się kiedyś zmienią? Przestaną nas wiecznie traktować jak pionki?
Położyłam dłoń na jej udzie.
– Nie liczyłabym na to.
Marlena wypuściła powietrze i oparła mocno głowę o zagłówek.
– Liczyłam, że zobaczę gwiazdy…
– Są dwie w środku i błyszczą. Nazywają się Kazimierz i Aldona Potoccy. – Zachichotałam, na co siostra parsknęła śmiechem.
Dałyśmy sobie chwilę luzu i beztroski. Kiedy wrócili nasi mężczyźni i usiedli obok, pogrążyliśmy się w przyjemnej atmosferze, zapominając o reszcie towarzystwa, na tyle, na ile w ogóle było to możliwe.
* * *
Po trzecim ciepłym posiłku rodzice poprosili, żeby wszyscy wyszli na zewnątrz. Ojciec rozpoczął słodką przemowę, którą na pewno napisał mu doradca, a jego śladami poszła matka. Oczywiście nie szczędzili sobie owacji i wzajemnej adoracji.
– Jak na to patrzę, to mi się chce rzygać – skomentowała Marlena, wtulając się w Konrada. Objął ją czule ramieniem i pocałował w skroń. Aż mi się zrobiło ciepło na sercu, kiedy widziałam z jakim szacunkiem odnosi się do mojej siostry.
– My też tacy będziemy – mruknął do jej ucha, ale mimo to usłyszałam.
– Oby nie – stwierdziła moja siostra, na co on tylko się uśmiechnął i pokręcił głową.
– W sumie po poznaniu ich myślę, że możesz mieć rację… – dodał i szczelnie zamknął ją w swoich ramionach.
– Zuz! – Oddech Fabiana połaskotał moje ucho. – Chodź ze mną na chwilę. Muszę ci coś powiedzieć.
Skinęłam głową. Wycofaliśmy się z tłumu. Stanęliśmy pod olbrzymim idealnie przystrzyżonym okrągłym krzewem, które kryło się w półmroku.
Patrzyliśmy oboje w stronę sceny, gdzie rodzice stali na piedestale i przemawiali. Chwycił delikatnie moją dłoń, pocałował jej wierzch, a potem puścił i przeniósł ją na dół moich pleców. Powoli przesunął ją niżej i złapał mnie za tyłek, mocno wbijając palce. Mruknęłam cicho, przyjemnie pobudzona. Rozchyliłam usta i spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek.
– Jesteś taka seksowna, kiedy otwierasz te swoje przesłodkie usteczka, które tak perfekcyjnie ssą mojego fiuta – wydyszał wprost do mojego ucha. Moja mała od razu zareagowała nieludzkim pulsowaniem.
– Jesteś okrutny. Torturujesz mnie – wymruczałam.
– Torturą jest patrzenie na ciebie bez szansy na dotyk. W tej kreacji wyglądasz dziś seksownie i olśniewająco. Jestem pewien, że każdy facet na tej imprezie ma ochotę wejść w twoją ciasną szparkę i poczuć, jak się na nim zaciskasz.
– Fabian – byłam przyjemnie połechtana – nie mów mi takich świństw.
– Czemu miałbym przestać? – wychrypiał, po czym pocałował mnie w policzek, a potem wsunął mi język do ucha, a na koniec przygryzł jego płatek. Cała drżałam. Byłam spragniona i nieludzko podniecona. – Może teraz skorzystamy i gdzieś się wymkniemy? Mam cholerną ochotę cię przelecieć. – Złapał za moją dłoń, splótł nasze palce i uniósł do góry, całując knykcie. – Już prawie północ…
Nagle zmienił pozycję, zaszedł mnie od tyłu i naparł na moje plecy erekcją. Zesztywniałam, a uda mimowolnie mi się zacisnęły. Pragnęłam, żeby zadarł mi sukienkę i wszedł we mnie bez pytania. Chciałam go poczuć tu i teraz. Oplótł mnie dłońmi z przodu. Jednym kciukiem zaczął drażnić sutek. Próbowałam panować nad pożądaniem, ale to było już niemożliwe.
– Fabian – wyszeptałam.
Nachylił się, a ja odwróciłam głowę w jego kierunku. Kąciki ust mojego mężczyzny unosiły się zawadiacko. Przesunął językiem po swojej górnej wardze i pogładził mnie po ramieniu, wywołując przyjemne dreszcze. W tym momencie już nic się dla mnie nie liczyło, ani to, że rodzice coś mówią, ani tłum ludzi, ani to, że nie mieliśmy gdzie tego dyskretnie zrobić. Znając fantazję Fabiana i jednocześnie jego zapobiegawczość, na pewno już w głowie miał plan. Zamierzałam mu się po prostu poddać. Czując na biodrach jego dłonie, zaczęłam nimi odruchowo kręcić kółka. Wtedy mnie mocno ścisnął i unieruchomił.
– Nie mogę się już doczekać, kiedy w ciebie wejdę – wydyszał.
Nie wytrzymałam napięcia, zrobiłam krok w przód i poprawiłam sukienkę. Fabian odchrząknął, kładąc dłoń na mojej talii.
– To co, znikamy? – zapytał mój kusiciel.
– Nie wiem, czy powinniśmy… – wychrypiałam.
– Nie daj się prosić. Lepiej zdradź, co wolisz: prymitywne miejsce czy luksus? – Objął mnie ramieniem. Czułam, jak moje ciało się napina, jak reaguje na dotyk, jak pragnie… – Masz do wyboru altankę, łazienkę, park, pokój… – wyliczał cicho na palcach.
– Altanka byłaby super, ale jest za blisko. Łazienka tak samo. Pokój mamy na co dzień, więc niech będzie minipark, o którym mówisz, a którego chyba nie widziałam…
Pogładził mnie po głowie.
– Też obstawiałem park. Chodźmy.
Kiedy już chcieliśmy zrobić krok w przód, obok wyrosło dwóch kelnerów. Na początku nie zwrócili na nikogo uwagi, bo staliśmy w półmroku. Nie spodziewali się nas w tym miejscu, a kiedy już dostrzegli, pierwszy odchrząknął, a drugi, idący z tyłu, którego miałam szansę zauważyć, nagle przechylił głowę w taki sposób, że nie mogłam dostrzec jego twarzy. Zmrużyłam oczy i chciałam odstawić kieliszek na pustą tacę, którą niósł w dłoni, ale uniósł ją wyżej, zasłaniając całkowicie swój profil i dostęp do niej. Ekspresowo nas wyminęli, co mocno mnie zdziwiło. Przeważnie kelnerzy wracali do kuchni z pustymi kieliszkami. Teraz nie nieśli żadnego, a dodatkowo poruszali się niemal bezszelestnie. Zaciekawiona odwróciłam się za nimi, ale zniknęli mi z pola widzenia.
– Podoba ci się któryś? – wychrypiał trochę rozzłoszczony Fabian.
– Nie. Po prostu dziwnie się zachowywali – odparłam. – Nie widziałam w zasadzie ich twarzy. A ten drugi w jakiś nienaturalny sposób niósł tacę.
– Aj. Przesadzasz, ślicznotko. To tylko kelnerzy – odparł, a ja odwróciłam się do niego. Uniósł palcem mój podbródek. Schylił się i mnie pocałował, po czym oparł czoło o moje. – Marzę, żeby wsadzić ci go głęboko do buzi – wyszeptał, oblizując usta.
W jednej chwili poczułam dziwny niepokój, a zarazem podekscytowanie i niewyobrażalne pragnienie. Ta część mnie, która chciała ruszyć za kelnerami, w tej chwili się poddała. Fabian chwycił mnie mocno za nadgarstek. Nie podobało mi się to, ale postanowiłam zignorować tę dziwną natarczywość. Ojciec i tak traktował mnie gorzej. Następnie pociągnął w stronę pobliskiego chodnika, wyłożonego kostką, który prowadził przez tunel utworzony ze specjalnie przyciętych roślin.
– Chodźmy, póki wszyscy słuchają przemówienia. Nie mamy zbyt wiele czasu – szeptał, poruszając się naprawdę bardzo szybko. Doradził mi, żebym ściągnęła ze stóp szpilki, więc zrobiłam to i poczułam napływającą adrenalinę. – Musimy minąć willę tak, żeby nikt nas nie spostrzegł. Tą trasą będzie najbezpieczniej, tak mi się wydaje. Nie miałem czasu sprawdzić, bo wszyscy mężczyźni się za tobą oglądali i wyprowadzali mnie z równowagi. Musiałem cię pilnować, ale obmyśliłem w tym czasie plan, gdzie cię dziś przelecę – wydyszał.
Minęliśmy willę, potem kort tenisowy. Oglądałam się za siebie, sprawdzając, czy nie mamy towarzystwa, ale nikogo nie widziałam. Później szliśmy jakimś labiryntem ścieżek, które były lekko podświetlone, a gdzie w niedalekich od siebie odstępach stały ławeczki. Każda z nich wydawała się nam niewłaściwa, aż nagle wyrosła taka, która miała nad sobą półokrągłe zarośnięte bluszczem zadaszenie. Idealna na szybki numerek. Poczułam między udami przyjemny ból.
– Grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Prawda, mała? – wychrypiał Fabian, klepiąc mnie mocno w tyłek.