Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zakłamanie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 listopada 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zakłamanie - ebook

To obyczajowa opowieść o ludziach i ich codziennych rozterkach. Przede wszystkim o miłości i o tym, co miłością nie jest. To także historia o pożądaniu, wyrachowaniu, zdradzie i zawiści. O wybaczaniu, zwątpieniu i szukaniu drogi do samego siebie. Bohaterowie są pełni ludzkich słabości. Popełniają błędy, próbują zrozumieć los i dokonują trudnych wyborów. Jednak opowieść ta pokazuje, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, które prowadzi do odnalezienia swojego szczęścia.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8126-369-6
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Siedziały w przytulnym mieszkaniu trzydziestosześcioletniej Małgosi Markowskiej. Gospodyni, długowłosa, zgrabna blondynka krążyła między kobietami, zbierając brudne talerzyki. Nikt nie protestował, bo każdy wiedział, że Gosia lubi mieć czysty stół, stół ślicznie zastawiony i elegancki, jak ona sama. Obrus ozdabiały delikatne posrebrzane gałązki, na środku pysznił się płaski wazon wypełniony umiejętnie poukładanymi roślinami, a pomiędzy talerzami stały kolorowe szklane kwiaty, w których nastrojowo migotały zapachowe świeczki.

Markowska lubiła też dobre wino i umiała wybrać smaczny gatunek, nie przepłacając ani trochę. Właśnie przyniosła z lodówki kolejną butelkę. Lekko schłodzone nalewała do wielkich kieliszków, zgrabnie obracając je w ręce, aby nie chlapnąć na srebrzysty obrus. Sama piła dzisiaj niewiele, ale bawiło ją obserwowanie, jak koleżanki tracą powagę. Obciągnęła mini sukienkę w kolorze kobaltu, by nieco przykryć długie nogi i usiadła w fotelu, z sympatią przyglądając się każdej z pięciu kobiet. Trzy z nich to jej najlepsze przyjaciółki, jedna to ulubiona fryzjerka, a jedna… hm… Magda to po prostu znajoma, która lubiła przesiadywać u Markowskich.

Były tak różne, że ich długoletnia przyjaźń wydawała się wręcz niemożliwa. A jednak trzymały się razem już szmat czasu. Śmiały się teraz zgodnym chórkiem z dowcipów, którymi trzydziestotrzyletnia Diana Olszewska częstowała towarzystwo, huśtając jednocześnie diabła na nodze obutej w ciężkie glany. Miała rudą, rozczochraną grzywę, wielki tatuaż na szyi, wytarte dżinsy i bransoletki nabijane ćwiekami. Wyglądała, jak żywcem wyrwana z koncertu hard rocka i zdawała się być przeciwieństwem eleganckiej Małgosi o gładko uczesanych włosach, starannym makijażu i gipiurowych aplikacjach na dopasowanej sukience.

Diana sypała żartami jak z rękawa. Wtórowała jej Patrycja, ubrana w luźną czarną bluzę maskującą nadwagę, a robiła to z charakterystyczną śmiertelnie poważną miną, pod którą kryła się ogromna dawka poczucia humoru. Jeśli to prawda, że dobry komik jest smutnym człowiekiem, to Pati Korczak z pewnością byłaby świetna w tym zawodzie. Większość dowcipów była oczywiście mocno feministyczna — jak przystało na babskie spotkanie, obficie podlane dobrym winem.

— Co należy zrobić, żeby uratować mężczyznę przed utonięciem? — zapytała Patrycja poważnie i od razu wyjaśniła — zdjąć nogę z jego głowy.

Gruchnął śmiech.

­– Czym mężczyzna różni się od kota? Kot zawsze trafia do kuwety.

Znowu wybuch śmiechu i komentarz Kariny Jachimiak:

— Mój Filon niestety też czasem nie trafia. Pupa mu wystaje poza kuwetkę.

— Kup mu większą — poradziła Diana. — Duże jest dobre.

— Dobre albo i nie, a wszystko i tak zależy od wielkości… wiadomo czego — dodała Karina i zachichotała. Emanowała ciepłem, serdecznością i otwartością. Zawsze skora do pomocy, zawsze uśmiechnięta. Złotomiedziane włosy miała ułożone przez Agnieszkę w modną, krótką fryzurkę. Małgosia wiedziała, że dopóki przyjaźni się z Kariną — nie zginie, bo Karo — jak nazywała przyjaciółkę — potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Niegdyś mężatka, potem wdowa, samotnie wychowywała piętnastoletnią już córkę Klaudię i zarażała wszystkich swoim optymizmem.

— Przynajmniej facetom się tak wydaje. — Roześmiała się Diana i zmieniając zabawnie głos powiedziała — Jeszcze dwa centymetry więcej i byłbym królem…

— Jeszcze dwa centymetry mniej i byłbyś królową — dokończyła za nią Patrycja i wszystkie się znowu roześmiały.

— Żona mówi do przyjaciółki: mąż się znowu spóźnia, pewnie ma kochankę — zaczęła Diana kolejny żart. — Czemu ty zaraz myślisz o najgorszym, odpowiada przyjaciółka. Może po prostu miał wypadek.

Roześmiały się wszystkie, poza Agnieszką Zembrzuską, która pokręciła głową.

— Dla mnie to masakra. Nie wyobrażam sobie, że Konrad mógłby mnie zdradzić. To po prostu… coś okropnego. — Aga rozłożyła ręce w geście bezradności. — Już bym chyba wolała, żeby zniknął, niż miałabym go nakryć na zdradzie.

— Oj tam, przejmujesz się niepotrzebnie. — Zaśmiała się beztrosko Diana. — Rozwiodłabyś się i znalazłabyś sobie innego.

— Nawet nie chcę o tym myśleć! — Agnieszka splotła dłonie jak do modlitwy. Śliczna, drobna i delikatna, zawsze starannie umalowana, z długimi do pasa ciemnymi włosami była najlepszą fryzjerką w okolicy. Cicha i łagodna, o oczach jak sarna. Cokolwiek na siebie ubrała, wyglądała zjawiskowo. To taki typ urody, który nawet w worku wygląda olśniewająco. Była mamą dziewięcioletniego Olka i co chwilę spoglądała na zegarek, bo umówiła się ze swoim przystojnym mężem, Konradem, który miał po nią przyjechać.

— Spokojnie — łagodziła Małgosia — Przecież nikt cię nie zdradza.

— Ale zawsze może. Nawet teraz, kiedy siedzę tu z wami.

— Przesadzasz. — Karina podała Agnieszce kieliszek. — Pij i relaksuj się. A on niech sobie tam robi, co chce.

Aga wzięła wino, ale pokręciła głową z powątpiewaniem.

— Podziwiam wasz spokój.

— Na pewne rzeczy nie mamy po prostu wpływu, więc po co się przejmować — stwierdziła filozoficznie Patrycja. — Najbardziej pozbawione sensu są czarne myśli o przyszłości i lęk o to, co może, a wcale nie musi się wydarzyć.

Diana zaczęła opowiadać nowy żart i atmosfera się natychmiast poprawiła

Magda Owczarek ze znudzeniem poprawiała makijaż w łazience. Chciała już wreszcie wyjść z drętwego babskiego spotkania, na którym brylowała ta gruba Patrycja, opowiadając jakieś durne dowcipy. Miała dość słuchania o rzekomej głupocie facetów. Lubiła mężczyzn — tych całkiem młodych studenciaków i starszych też. Można się z nimi fajnie zabawić. Szczególnie wtedy, kiedy stawiają drinki i mówią jej, jaka jest ładna. A kobiety ją ignorują. Zupełnie tak, jakby nie miała nic ciekawego do powiedzenia. Owszem ma. Dużo wie i chodzi w wiele ciekawych miejsc. Jest młodą, fajną dziewczyną, a nie nudną kurą domową, która umie tylko narzekać na męża. Próbowała kilka razy powiedzieć, jakie piękne kolczyki widziała w tym nowym sklepie w galerii, ale niestety, nie dopuściły jej do głosu. Wolą głupio dowcipkować. Pewnie dlatego, że są stare. A ona jest młoda i lubi się bawić.

Dzisiaj planowała jeszcze dyskotekę w Starym Pałacyku. Zwykle przychodzą tam ciekawi mężczyźni. Nie jacyś robole odświeżeni naprędce po drugiej zmianie, tylko eleganccy ludzie, pachnący dobrą wodą i nieźle sytuowani. Już czas mieć kogoś na stałe. Od ponad roku próbowała znaleźć mężczyznę, z którym mogłaby zamieszkać, ale wszystkie związki szybko się kończyły. Za szybko. Chyba po prostu nie trafiła jeszcze na swoje przeznaczenie. Kolejni partnerzy szybko znikali z jej życia, jakby wystarczał im tylko krótki romans albo bali się małżeństwa. Taki jakiś dziwny pech.

Magda pociągnęła usta beżową szminką, poprawiła włosy przed lustrem, westchnęła i wróciła do dziewczyn. W milczeniu wsunęła się na swoje miejsce na wersalce i sięgnęła po kawałek sernika. Był lekki, puszysty i pachniał pomarańczami. Uwielbiała wypieki Gosi. Mogłaby je jadać codziennie. Sama co prawda nieźle gotowała, ale ciasta zupełnie jej nie wychodziły. Nawet z najlepszego przepisu rodził się zakalec.

— Dziewczyny, mam jeszcze galaretkę z brzoskwiniami. Bierzcie — Małgosia weszła do pokoju niosąc tacę z kolorowymi pucharkami.

— Ojej, ja już nic nie zmieszczę — Karina westchnęła ciężko. — Ile można jeść?

— Ja tam mogę — Diana sięgnęła ochoczo po deser i przez chwilę sprawdzała pod światło zawartość naczynia, po czym wymieniła je na inne. — Tam jest więcej — wyjaśniła.

— Nie sądzę. — Małgosia odruchowo porównała dwa pucharki. — Są takie same.

— Ale ten mi się bardziej podoba — Diana ochoczo włożyła do buzi łyżkę pełną galaretki.

Gospodyni ustawiła deser na stole, ale Patrycja ostentacyjnie odsunęła go od siebie.

— Zabierz to sprzed moich oczu. Odchudzam się — niemal warknęła.

— Słusznie — parsknęła Magda. Wyszło to trochę nietaktownie, bo Patrycja była po prostu gruba. Małgosia pamięta, że kiedy zobaczyła ją po raz pierwszy, pomyślała, że Patrycja jest nieładna i niekobieca — otyła, włosy krótko obcięte, a na nosie okulary w niemodnych oprawkach. Na dodatek miała wówczas na sobie długą, męską koszulę w kratę. Koszmar! Dopiero po rozmowie z Pati zrozumiała, że właśnie poznała fantastyczną, miłą i szalenie inteligentną osobę. A to chyba zawsze było ważne dla Gosi — inteligencja. Trudno jej było lubić ludzi, których uważała za głupich. Starannie dobierała sobie przyjaciół i priorytetem była w tym zawsze błyskotliwość nowo poznanych osób. Dlatego czerpała mnóstwo przyjemności z towarzystwa Diany, Patrycji i Kariny. To były kobiety, przy których nie można było się nudzić.

Zaśmiewały się właśnie z kolejnego żartu, kiedy wrócił Tomek. Magda natychmiast się wyprostowała, a oczy jej lekko zalśniły, bo Markowski, to nie byle kto — to szef własnej firmy. Taki szef, który dobrze zarabia i potrafi zapewnić swojej żonie wszystko, a ona nie musi pracować. „Takiej to dobrze” — pomyślała Magda. „A ja muszę codziennie do pracy, kiedy ona się wyleguje, bo chłop ją utrzymuje. Życie jest cholernie niesprawiedliwe”.

Dziewczyny śmiechem i żartami przywitały męża Gosi, która bez żenady zarzuciła mu ręce na szyję, jakby nie widzieli się miesiąc. Przytulili się, czule całując i widać było, że to ich normalne zachowanie. Magda przywarła wzrokiem do twarzy Tomka, czekając niecierpliwie, aż odwróci się od żony i zajmie innymi. Niecierpliwie oblizała świeżo uszminkowane wargi i obserwowała jak wita się z dziewczynami. Po czym wstała i energicznie podeszła do męża Gosi, kołysząc biodrami.

— Cześć Tomeczku, sto lat cię nie widziałam, no przywitajmy się. — Skwapliwie przytuliła się do mężczyzny. Był gorący i pachniał dobrym płynem po goleniu. Poczuła się dokładnie tak, jak zawsze chciała się poczuć — bezpieczna w silnych męskich ramionach. Iskra podniecenia przeszyła jej ciało. Prawie zabolało, kiedy delikatnie się odsunął…

Dziewczyny jedna po drugiej wychodziły, śmiejąc się i żartując. Magda czekała, aż zostanie sama z gospodarzami.

— Odpocznij Gosiu, ja to powynoszę i pozmywam — rzuciła od niechcenia.

— No coś ty, sama sobie sprzątnę — protestowała Markowska, ale dziewczyna lekko popchnęła ją na fotel.

— Siedź. Tomek mi pomoże. Chodź Tomek — rzuciła rozkazująco i mężczyzna chociaż niechętnie, podreptał do kuchni ze stosem talerzy w rękach.

­– Ja pozmywam, zapalmy sobie najpierw. — Poskładała naczynia do zlewu i włączyła wyciąg. — Chciałam pogadać.

— Coś się stało? — Tomek wyciągnął papierosy. Dziewczyna przysunęła się blisko, aby mógł podać jej ogień. Znowu poczuła jego zapach. Zakręciło jej się w głowie, może od dymu, a może od tego dziwnego poczucia gorąca. Spojrzała mu w oczy najbardziej namiętnie, jak umiała. Te oczy były zielone, hipnotyzujące. I rzęsy — miał bardzo długie ciemne rzęsy. „Cholernie mi się podoba” — pomyślała. Uświadomiła sobie, że od dawna myśli o Tomku inaczej, niż o innych. Lubiła go, ale chyba nie miałaby nic przeciw temu, by to lubienie przerodziło się w coś więcej. Uśmiechnął się, jakby czytał jej w myślach. Powoli wypuścił dym i zmrużył oczy.

— O co ci chodzi?

— Wiesz… nie mam pracy. — Obejrzała się przez ramię. Zobaczyła Gosię siedzącą na fotelu. Przeglądała jakąś książkę, ale w każdej chwili mogła wejść do kuchni.

— Jak to nie masz? A sklep?

— Zamykają. Facet splajtował.

— Tak szybko? — zdziwił się Tomek i zmarszczył brwi. — Przecież pół roku temu go otworzył.

Magda wzruszyła ramionami i wydmuchnęła w górę dym, wyginając mocno szyję.

— Nie mam pojęcia. On jest jakiś dziwny. Wydaje mi się, że ma jakiś inny interes na boku i dlatego wcale nie dba o sklep. Widać było od początku, że nie ma zysku.

Obserwowała Tomka spod przymkniętych powiek, bawiąc się kosmykiem włosów. Trudno było przewidzieć, co myśli. Nie patrzył na nią skupiony na puszczaniu kółek z dymu.

— I co byś chciała?

— Może znasz kogoś, kto potrzebuje sprzedawcy albo może sekretarki — uśmiechnęła się przymilnie.

— Sekretarki? — zdziwił się.

— A czemu nie? To mogłoby być nawet ciekawe. — Przysunęła się bliżej, by znowu poczuć to magiczne, przyjemne ciepło, ale wtedy Małgosia weszła do kuchni.

— Ale nakopciliście! — Pomachała ręką, rozganiając dym, po czym zaczęła sobie robić kanapkę. — Zgłodniałam.

— Ja też — upomniał się Tomek. — Zostało coś dobrego?

— Masz tortilki w lodówce, skarbie.

— Och….! — Tomkowi zaświeciły się oczy. Zgasił papierosa i objął Małgosię całując ją w ucho. — Moje ulubione.

Magda wiedziała, że jedyne co jej zostało, to zmycie naczyń. Markowscy, przekomarzając się radośnie, przygotowywali sobie jedzenie, zupełnie nie zwracając na nią uwagi.*

Muzyka była świetna. Cały czas leciały ulubione kawałki Magdy, więc szalała na parkiecie odsłaniając nogi aż do pośladków. Nogi miała trochę krzywe, ale nie chciała tego widzieć. Poza tym wiedziała już, że dla mężczyzn ważne jest, by je im pokazać. Nie muszą być idealne — mają być dwie, najlepiej kusząco obciągnięte ciemnymi pończochami. Kiedyś wstydziła się tak ubierać. Potem jednak zorientowała się, że warto pokazać kolana, bo natychmiast przyciąga się wzrok mężczyzn. Im krótsza spódnica, tym większe powodzenie u płci przeciwnej. Taki ten męski świat prosty w obsłudze.

Dzisiaj czuła się szczególnie piękna. Miała świetny makijaż zrobiony przez Ewelinę, u której wynajmowała pokój, a niesforne kręcone włosy oddała w ręce Agnieszki. Zembrzuska jest naprawdę fenomenalną fryzjerką, potrafi ujarzmić nawet takie szare, matowe loki i sprawić, by lśniącymi spiralami rozsypywały się na plecy. Stopy Magda schowała w wysokich złotych bucikach, a resztę nóg obciągniętych kuszącymi rajstopami, które udawały pończochy, pokazała w całej okazałości. Krótka spódniczka ledwo przykrywała pośladki. Widziała, że faceci patrzą na nią łakomym wzrokiem i czuła się z tym szczęśliwa.

Magda upatrzyła sobie już partnera. Tańczyli razem trzeci raz i widziała wyraźnie, że mu się podoba. Tym razem jednak nie pójdzie z nim do toalety na szybki seks. Nie będzie tylko rozrywką. Pójdą do niej i będą się kochać w łóżku. Przyzwoicie. Musi tylko potrzymać go nieco na dystans. A przede wszystkim musi sprawdzić, czy jest kimś odpowiednim. Czy pracuje i zarabia, czy jest nadal jest na utrzymaniu mamy, jak ten ostatni chłopak, z którym się spotykała przez miesiąc.

Bardzo szybko odnalazł ją przy barze.

— Cześć. Jestem Marcin. Zatańczysz jeszcze ze mną?

— Magda — rzuciła niedbale, obserwując go kątem oka — Teraz odpoczywam.

— To czego się napijesz? A może mogę ci zaproponować coś do jedzenia? — wyjął grubo napchany portfel.

Magdzie mocniej zabiło serce. Wreszcie ktoś porządny, kto ma nie tylko wygląd, ale i pieniądze. To znaczy, że dobrze wybrała. Może ma własną firmę, jak Tomek?

— A co chciałbyś mi zaproponować? — rzuciła mu lekko znudzone i jednocześnie powłóczyste spojrzenie, odgarniając włosy za ucho. To zawsze działało.

— Na początek zmieńmy lokal.

Uśmiechnęła się lekko. Rybka złapała haczyk.

Obudziła się wcześnie na lekkim kacu. Nie piła zbyt dużo. Chciała jak najlepiej poznać Marcina. Nie miał żony, miał za to własną firmę. Był rzeczywiście bogaty. Kolację zjedli w eleganckiej restauracji, w której czuła się nawet trochę niezręcznie. Była przecież ubrana w dyskotekową błyszczącą mini, która więcej pokazywała niż ukrywała. Chciał ją potem zabrać do hotelu, ale pomyślała, że tylko panienki lekkich obyczajów chodzą do hotelu. W końcu ona ma swój pokój z osobnym wejściem i bardzo wygodnym łóżkiem. Zaprosiła go do siebie. Ewelina nigdy nie czepiała się, kiedy Magdę odwiedzali mężczyźni. I nawet tego nie widziała zajęta swoją rodziną. Miała troje dzieci w szkolnym wieku i nie sprawdzała z kim Magda wraca do domu. Chyba ją to w ogóle nie obchodziło.

Zaraz po przyjściu rzucił się na nią i kochali się szybko, gwałtownie. Nie miała z tego żadnej przyjemności — jak zwykle. Nie oczekiwała zresztą, że będzie inaczej. Musiałaby chyba godzinę poddawać się pieszczotom, by cokolwiek poczuć. Nie spotkała dotąd mężczyzny, który by umiał tego dokonać. Nad ranem wziął ją drugi raz — wolniej i dłużej ją pieścił, jakby liczył na to, że uda mu się ja zaspokoić. By to skrócić, odegrała piękną scenę rozkoszy, wydobywając z siebie mnóstwo jęków i okrzyków zachwytu. Ucieszyła się, kiedy dał się nabrać i szybko skończył. Mogła wreszcie odpocząć, a czuła się obolała.

Podniosła się z łóżka i poszła umyć zęby. Kiedy wróciła, nadal spał na brzuchu. Miał, pięknie umięśnione plecy i bardzo męskie rysy twarzy. Pogłaskała go delikatnie po łopatkach. Natychmiast otworzył oczy.

— Przepraszam, nie chciałam cię obudzić.

— Nie obudziłaś. I tak muszę już lecieć. — Wstał i pospiesznie ubierał spodnie.

— Dobrze ci było? — zapytała.

Podniósł w górę brwi i zastygł w połowie ruchu.

— Ty poważnie tak? Myślałem, że to mężczyzna zadaje takie pytania, a nie kobieta.

— A nie, tylko tak chciałam wiedzieć, czy jesteś zadowolony.

— Jestem, oczywiście.

­– To powiedz mi, co dalej? — Podeszła i lekko przytuliła się do niego.

Objął ja łagodnie, a po chwili odsunął od siebie.

— Co dalej? Z czym?

— No… z nami.

— Chcesz się jeszcze spotkać ze mną? — zapytał. — Nie ma sprawy. Daj mi swój numer telefonu. Zadzwonię w wolnej chwili.

— Och, oczywiście, że dam. Ale moglibyśmy już teraz coś ustalić, zaplanować.

— Kolejną randkę?

— Coś więcej.

— Ale co? Nie rozumiem. — Zmarszczył brwi.

— No wiesz… — Magda nabrała głęboko powietrza — … spaliśmy ze sobą, więc chciałam zapytać, czy ożenisz się ze mną?

Marcin otworzył usta, a potem je zamknął i znów otworzył.

— Nie wiem, co powiedzieć… — Nagle go olśniło. — Czy ty byłaś dziewicą? Czy ja byłem taki pijany, że tego nie zauważyłem?

— Ej, nie. — Roześmiała się. — Oczywiście, że nie. Tylko mi się podobasz i pomyślałam, że moglibyśmy być razem.

Mężczyzna zaczął tyłem cofać się do drzwi.

— A, to o to chodzi. — Rozejrzał się dookoła. — To raczej… chciałbym się zastanowić, bo wiesz… nie planowałem niczego takiego. Muszę już uciekać. Trzymaj się.

Wyszedł pospiesznie, zanim Magda podała mu kartkę z numerem telefonu. Chciała wybiec za nim, ale była w samej bieliźnie, a u góry w mieszkaniu Eweliny już zaczął się ruch.*

Małgosia wolno płynęła, rozgarniając wodę pewnymi ruchami i z zachwytem obserwowała lśniące błyski słońca, załamujące się na drobnych falach. Jezioro było niewielkie i kilka dni upału wystarczyło, by woda stała się wystarczająco ciepła. Pachniała świeżością i zielenią, kusiła letnimi przyjemnościami. Łagodnie pieściła skórę, chłodząc i orzeźwiając, chroniąc przed popołudniową duchotą.

Kilka metrów przed ścianą szuwarów Małgosia zawróciła i popłynęła w kierunku trawiastej plaży, na której wygrzewał się Tomek. Z uśmiechem obserwowała krajobraz po drugiej stronie jeziora. Intensywna zieleń odcinała się szerokim pasem od czystego, błękitnego nieba. Dzisiaj nie było na nim nawet jednej chmurki. Kolory czerwcowych drzew były soczyste, piękne, pełne życia. Brzozy rosnące przy samej plaży migotały liśćmi, jak posrebrzanymi lusterkami. Widok z poziomu wody pokazywał zupełnie inny świat. Wydawał się wyostrzony i zarazem przejrzysty, jakby oglądany przez szkła korekcyjne.

Małgosia popatrzyła na swoje dłonie, które łagodny ruchem rozgarniały fale. Złota obrączka z małymi diamencikami zamigotała w blasku słońca, które przenikało przez warstwę wody. Może uda się namówić męża, żeby zostali tu jeszcze przez dwa lub trzy dni? To najlepszy czas: przed sezonem. Jest cicho i spokojnie. Zaledwie kilka osób rozłożyło na plaży leżaki, wystawiając do słońca białe po zimie ciała. W pobliskim barze także jest pustawo, nie ma kolejek, można spokojnie zamówić pyszną, smażoną rybkę i posiedzieć w ciszy nad szklanką zimnego piwa.

Dotknęła stopami piaszczystego dna i pomału wyszła z wody, rozpuszczając włosy i zakładając spinkę na ramiączko stroju kąpielowego. Ciepłe promienie słońca dotknęły jej skóry, ogrzewając i chroniąc przed chłodem lekkiego wiatru, który wywoływał gęsią skórkę. Wolno stąpając po trawie, podeszła do koca. Tomek leżał na brzuchu, opalając już lekko zbrązowione plecy. Położyła się przy nim, przywierając doń mokrym ciałem i obejmując go ramieniem. Drgnął od zetknięcia z jej zimną od wody skórą, ale nie szarpnął się ani nie krzyknął. Odwrócił się powoli i uśmiechnął.

— Jesteś mokra.

— Wiem — wyszczerzyła zęby. — Czemu nie pójdziesz popływać?

— Myłem się dzisiaj. Wystarczy.

— Szkoda. Woda jest super. — Usiadła na kocu. — To chodź do baru na rybkę. Mam ochotę na dorsza.

— Za chwilę — przewrócił się na plecy i obserwował strużkę wody, spływającą wzdłuż jej obojczyka. Zapragnął nagle zlizać te krople z jej skóry.

— A może najpierw skoczymy do domku i zafundujemy sobie trochę seksu na zaostrzenie apetytu? — przesunął palcem po jej mokrym ramieniu.

Roześmiała się.

— Tylko szybko, bo jestem głodna.

Nie było szybko. Kochali się namiętnie i powoli. Całował każdy skrawek jej chłodnego i pachnącego jeziorem ciała. Nie była mu dłużna. Dopiero po godzinie trafili do baru na upragnionego dorsza.

Kiedy siedzieli nad szklankami z piwem, czekając na jedzenie, zadzwonił telefon. Tomek niechętnie odebrał. Z urywków jego odpowiedzi Małgosia zrozumiała, że cudowny kilkudniowy wypad nad jezioro właśnie dobiegł końca.

— Musimy wracać — powiedział z niezadowoleniem, odkładając komórkę na blat stołu i zapalając papierosa.

— Coś się stało?

— Mama pani Wiolety zachorowała i trafiła do szpitala. Ona musi do niej pojechać na dłużej i prawdopodobnie złoży wypowiedzenie.

— Ojej. A co z firmą?

Pokręcił wolno głową i zdenerwowany postukał zapalniczką w blat stołu.

— Cholera. — zaklął — Pani Wioleta jest najlepszą sekretarką, jaką znam.

— Musisz znaleźć kogoś na jej miejsce.

— Muszę, wiem. — pociągnął spory łyk piwa.

— Na pewno kogoś znajdziemy. — Małgosia nie do końca wierzyła, że to takie proste, ale próbowała być dobrej myśli. — Ludzie teraz szukają pracy.

Zmarszczył brwi.

— Dam sobie radę, tylko będę później wracał do domu.

— Popytam dziewczyny, może kogoś znają, kto by się nadawał.

— Popytaj.

— Kiedy musimy wracać?

— Zaraz. Jak tylko zjemy, pakujemy się i jedziemy. Dzisiaj wieczorem muszę być w firmie.

Małgosia uśmiechnęła się smutno i spojrzała przez ramię na jezioro. Słońce migotało kusząco w drobnych falach marszczących powierzchnię. Niebo nadal było bez żadnej chmurki, a zielone brzozy wokół plaży szeleściły lekko w łagodnym wietrze. Szkoda.*

Przez najbliższe kilka dni Tomasz wracał późno i z niechęcia opowiadał o kolejnych kandydatkach na zwolniony etat. Chociaż praca nie wymagała żadnych szczególnych zdolności ani specjalnego wykształcenia, nie miał szczęścia. Panie, które przychodziły na rozmowę o pracy, zupełnie nie nadawały się do obsługi klienta. A to było ich najważniejsze zadanie. Potrzebna była osoba miła, uśmiechnięta i z odpowiednią prezencją.

Któregoś dnia, kiedy przy kolacji wspólnie zastanawiali się nad rozwiązaniem sytuacji, Gosia pomyślała o Magdzie Owczarek, która nie miała pracy od dłuższego czasu i skarżyła się na brak pieniędzy. Może byłaby dobra? Ta zwykle mocno umalowana dziewczyna o kręconych blond włosach była roześmiana i pracowita. Od dawna miała do czynienia z klientami, bo zatrudniała się najczęściej w różnych sklepach i z pewnością poradziłaby sobie z obsługą telefonu czy kasy fiskalnej. Co prawda interesowała się głównie imprezowaniem, ale przecież była młoda. Miała prawo się bawić.

Właściwie nikt już nie pamiętał, jak to się stało, że Magda przykleiła się do Kariny. Podobno spotkały się na jakiejś dyskotece i tego samego wieczoru trafiły do domu Markowskich. Potem obie, Gosia i Karina, opiekuńczo zajęły się młodszą od siebie o 10 lat koleżanką. Załatwiły jej mieszkanie u Eweliny Traczyk, siostry Kariny. Udało się im też znaleźć dla dziewczyny całkiem niezłą pracę w sklepie. Od tamtej pory Owczarek zaczęła być stałą bywalczynią w domu Gosi, która niemal codziennie gościła Magdę kawą i ciastem. Czasem pomagała zrobić makijaż na wieczorną randkę z chłopakiem, udostępniała swoją sukienkę lub jakiś kosmetyk. Po kilku miesiącach zaczęła pożyczać Magdzie nawet pieniądze i drobiazgi ze swojej biżuterii. Magda zawsze wszystko oddawała co do grosza. Wydawała się uczciwa.

— Tomku, przecież Magda nie ma zajęcia. Przesiaduje u mnie całymi dniami — powiedziała Małgosia.

— Tak, coś tam wspominała, że gość, u którego pracowała, splajtował już jakiś czas temu.

— No, to dobrze się składa — masz pracownika.

— Czy ja wiem… — Tomek się zawahał. — Ona jest trochę dziwna.

— Czemu?

— Wydaje mi się, że Karina nie mówiła o niej najlepiej.

— Wierzysz plotkom?

Gosia wstała i zaczęła zbierać naczynia ze stołu. Podniósł się, by jej pomóc, ale zatrzymała go ruchem ręki.

— Dzięki, sama to zrobię. Pomyśl o Owczarek. Może byłaby niezła jako sekretarka.

Odniosła talerze do kuchni i szybko zaczęła je zmywać. Zmarszczyła czoło, szukając w myślach dobrego argumentu, którym mogłaby przekonać męża. Nie chciała zmuszać Tomka do zatrudnienia Magdy, ale byłoby to idealne rozwiązanie. Z dwóch powodów. Po pierwsze miałaby Tomka częściej dla siebie. Nie musiałby tyle czasu spędzać w firmie. A po drugie — czuła się już zmęczona ciągłą obecnością młodej kobiety. Odkąd Magda straciła pracę, codziennie przychodziła do Markowskich na kawę. Siedziała potem wiele godzin, oglądając w telewizji jakieś seriale. Wychodziła dopiero późnym wieczorem, aby zdążyć na kolejną dyskotekę czy do klubu. Małgosia nie miała o czym z nią rozmawiać. Dziewczyna była nieco prostacka, opowiadała wyłącznie o ciuchach i kosmetykach albo skarżyła się na brak pieniędzy. Niechby już miała jakieś zajęcie i niechby sobie zarabiała. Czas najwyższy!

Tomek przez chwilę oglądał telewizję, ale zaraz poszedł pod prysznic. Miał ochotę jak najszybciej znaleźć się w łóżku z żoną. Wyglądała dzisiaj szczególnie pięknie. Długie złote włosy upięła w kok, odsłaniając piękną szyję. Zamiast ulubionych spodni założyła sukienkę, która odsłoniła jej cudowne nogi. Trudno było się skupić na czymkolwiek, kiedy kręciła się po mieszkaniu. Poruszała się tak, jakby tańczyła w rytm sobie tylko słyszanej muzyki. Fascynowało go to i podniecało. Nie widział tego u żadnej innej kobiety. Kiedyś powiedziano by pewnie, że poruszała się: „z gracją”. Dzisiaj nikt nie używał takich wyświechtanych słów.

Zawinięty w ręcznik wskoczył do łóżka i niecierpliwie czekał, aż Gosia zajrzy do sypialni. Kiedy weszła, wyciągnął do niej ręce. Podeszła i pozwoliła się przytulić. Całowali się przez chwilę, jednak kiedy jego usta zsunęły się na jej szyję, wyślizgnęła się z jego ramion. Patrzył z zachwytem jak wyjmuje spinki z włosów, a złote pasma migoczącą falą rozsypują się po plecach.

— I co z Magdą? — Wytrąciła go z marzeń.

— Nie wiem — mruknął, zakładając ręce na piersi

— Ona jest pracowita i wydaje się uczciwa. A poza tym lubi nas, a to też ważne.

— A jeśli Karina przekona cię, że to zły pomysł?

— Karina to złota dziewczyna, ona na pewno nic złego nie powie. Zresztą zadzwoń do niej i zapytaj. Idę wziąć prysznic.

Gosia skierowała się do łazienki, a Tomek wybrał numer Jachimiak.

— Jak uważasz. — Karina nie wykazała entuzjazmu dla pomysłu Gosi. — Jest uśmiechnięta, jest pracowita, ale poza tym jednak pewne rzeczy mi się u niej nie podobają.

— Co na przykład?

— Może nie powinnam tak mówić, ale moim zdaniem to jest zwykła puszczalska. Mieszka w końcu u mojej siostry, więc mam wieści z pierwszej ręki. Codziennie inny facet. Często wraca po alkoholu i tylko dyskoteki jej w głowie. Ja bym się zastanawiała, czy chcę zatrudnić kogoś, z kim spało pół miasta.

Kiedy Małgosia wyszła z łazienki, Tomek zrelacjonował jej rozmowę z Kariną. Markowska wtuliła się w męża, a po chwili odezwała niepewnie:

— Wiesz, chciałabym jej pomóc.

— Mimo tego wszystkiego, co mówi Karina?

— Nie powinniśmy jej tak oceniać, przecież pod łóżkiem u niej nie siedzimy. Poza tym… jest młoda i szuka sobie chłopaka. Młode dziewczyny dzisiaj takie są. Sypiają z kim popadnie, dopóki nie trafią na tego jedynego. A z drugiej strony jest zawsze uśmiechnięta i miła. To przecież dobra cecha u kogoś, kto pracuje z klientem. A w sklepie ją chwalili, że jest pracowita.

— Pewnie masz rację. ­– Tomek zwykle zgadzał się z Gosią. — Jeśli chcesz, to oczywiście porozmawiam z nią.

— Ma być uczciwa i rzetelna w pracy, a jej życie osobiste to jej sprawa prywatna. — Zakończyła sprawę Gosia. — Ona potrzebuje teraz jakiegoś etatu, nie ma tutaj nikogo. Powinniśmy jej pomóc. Zobaczymy. Jak się nie sprawdzi, to ją zwolnisz. I z głowy.

— Jesteś taka dobra. — Tomek pochylił się nad żoną. — Skąd w tobie tyle życzliwości i współczucia dla innych. — Zaczął delikatnie całować jej szyję, policzki i usta.

— Przesadzasz — szepnęła zauroczona pieszczotą. I zaczęła oddawać mu pocałunki. Kochali się niespiesznie i czule, szepcząc sobie słowa największej miłości.

— Uwielbiam to — westchnęła, kiedy leżeli wtuleni w siebie.

— Mmmm…. Co?

— Kochać się z tobą. Jesteś najlepszy.

— A ty masz złote serce dla ludzi.

Przytulił ją mocniej, by po chwili zachrapać lekko. A Gosia leżała w jego ramionach rozmarzona, z szeroko otwartymi oczami, wspominając wszystkie piękne chwile od czasu, kiedy się poznali. Był jej drugą połówką jabłka, jej snem, jej marzeniem i jej duszą. Kochała go ponad życie.*

— Mężczyźni są z natury poligamiczni. Wszyscy — stwierdziła z mocą Karina i popatrzyła wymownie na Patrycję i Małgosię. Siedziały we trzy w ogródku jednej z najlepszych kawiarni w centrum i patrzyły z zaciekawieniem na przechodzących ludzi. Ciepły wiatr owiewał im twarze. Gwar miasta delikatnie tworzył tło dla spokojnej rozmowy. Lubiły te swoje babskie spotkania i filozoficzne pogaduchy o wszystkim i o niczym. Dzisiaj jednak było im smutno, bo właśnie dowiedziały się, że Mateusz zdradził Dianę. Nie byli małżeństwem, ale mieszkali ze sobą już trzy lata. Kobiety sądziły, że niebawem spotkają się na ślubie, a tu taka przykra niespodzianka.

— Uogólniasz — zaprotestowała Małgosia.

— Po prostu obserwuję świat i widzę, że faceci tacy są. Każdy jeden.

— Niekoniecznie. — Myślę, że mój Tomek nie jest z tych, którzy szukaliby przygód.

— Może tak, a może nie. Trudno ocenić — nie ustępowała Jachimiak.

— Tomek mnie kocha.

— Wiem, oczywiście. Ale to niczego nie zmienia. Oni potrafią grać na wiele frontów.

— Karina ma rację. — Patrycja odstawiła na stół filiżankę. — Myślisz, że mój pierwszy mąż mnie nie kochał? Oczywiście, że kochał. Byłam jego szczęściem największym. Do czasu… Dopóki taka jedna wesolutka Dorotka nie zaczęła się do niego dobierać. Niby się bronił, ale jak przyszło co do czego, to skorzystał z okazji.

— Pierwszy raz najtrudniej — westchnęła z sarkazmem Karina. — A potem to już górki.

— Dokładnie — przytaknęła Patrycja. — Potem już jedna po drugiej.

— Dziewczyny, przesadzacie. — Gosia skrzywiła się z niesmakiem.

— Obyś miała rację. — Karina pokręciła głową z powątpiewaniem.

— Nie sugerujcie proszę, że Tomek może zrobić mi coś takiego.

— Nie Tomek, tylko jakaś baba — Patrycja była jak zwykle bardzo poważna. — Kobieta jeśli chce, może mieć każdego, bo na każdego jest sposób. Chyba wiesz, że jeśli zechcesz, jeśli się uprzesz, to możesz uwieść nawet…. No, nie wiem…. Konrada Agnieszki na przykład.

— W życiu bym tego nie zrobiła — oburzyła się Małgosia.

— Oczywiście, ty nie. Ale miej świadomość, że możesz. A skoro ty możesz, to inna może także.

— Pati ma rację. — Karina odłożyła na stół komórkę, w której przez chwilę czegoś szukała. — Czy naprawdę myślisz, że dużo trzeba? Wystarczy ubrać mini i zakręcić chłopu pupą przed nosem. Przecież oni wszyscy lubią mieć dużo kobiet i lubią dodawać sobie męskości. A mózg wiadomo gdzie mają. Tam na dole.

Małgosia zamyśliła się przez chwilę. Karo była bardzo sceptyczna, ale to zrozumiałe. Odkąd straciła męża, związki zupełnie jej się nie udawały. Wojtek zginął w wypadku samochodowym, kiedy ich córeczka Klaudia miała zaledwie pięć lat. Ponad pół dekady młoda kobieta była w żałobie, jednak później zdecydowała się związać najpierw z jednym znajomym, potem z drugim i z kolejnym. Wszystkie relacje kończyły się fiaskiem, a Karina nadal była samotna i wątpiła, by kiedykolwiek jeszcze ułożyła sobie życie osobiste. Małgosia zastanawiała się, co takiego było w Karo, że mężczyźni od niej uciekali. Była inteligentna, sympatyczna, ładna, szczupła i wysoka. Do tego samodzielna i zaradna. Miała własną firmę rachunkową. Nie szukała bogatego partnera, a jedynie prawdziwego uczucia. Być może jednak podświadomie bała się bliskości, by znowu nie stracić kogoś, kogo pokocha? To by tłumaczyło, dlaczego ciągle była sama.

— Czy coś jeszcze mogę paniom podać? — ładna, mocno umalowana kelnerka uśmiechnęła się nieco służbowo.

Dziewczyny pokręciły głową, tylko Małgosia wyciągnęła rękę po menu.

— Może jakieś lody? Najchętniej pomarańczowe.

— Nie mamy takich. Ale mogę pani polecić wspaniały deser pistacjowo-waniliowy z dodatkiem mandarynek albo…

— Niech będzie — Markowska przerwała kelnerce, uśmiechając się przepraszająco — może być ten z mandarynkami.

— Dla mnie też — Karina podniosła lekko rękę.

— A dla pani? — dziewczyna zwróciła się do Patrycji, która uniosła w górę brwi zdziwiona.

— Jak będę taka szczupła jak pani, to wtedy zamówię lody.

Kelnerka nieco zmieszana wzięła kartę i odeszła.

— Byłaś niegrzeczna — Karina dziobnęła Patrycję palcem w ramię.

— Wcale nie. Powiedziałam jej komplement.

— Przesadzasz babo z tym odchudzaniem — Małgosia wyjęła z włosów ciemne okulary i położyła na stoliku, a potem potarła skronie. — Popatrz tam… — trąciła lekko koleżankę.

Obie spojrzały we wskazanym kierunku i zobaczyły elegancką starszą kobietę w fiołkowej, pastelowej sukni i kapeluszu. Siwe włosy miała starannie upięte, a na twarzy gościł pogodny uśmiech. Była dość otyła, ale ze smakiem jadła dużą porcję lodów. Wyglądała trochę jak wyjęta ze starego obrazu w złoconej ramie.

— Chciałabym się tak starzeć — westchnęła Karina. — Jest bajeczna.

Patrycja tylko prychnęła.

Milczały przez dłuższą chwilę, obserwując dla odmiany roześmianą grupkę młodzieży, która hałaśliwie zajmowała sąsiedni stolik. Potem Małgosia zagadnęła Patrycję:

— Czy ty tak samo myślisz o Łukaszu, jak o moim Tomku? Przecież go kochasz. I nie ufasz mu?

— Patrycja ma zaufanie, ale ograniczone — odpowiedziała za koleżankę Karina.

Pati wypiła łyczek kawy i pomału odstawiła filiżankę na spodeczek, delikatnie gładząc uszko. Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, ale kiedy podniosła głowę i spojrzała na Małgosię, ona już wiedziała, że nie spodoba jej się to, co usłyszy.

— Darek, mój pierwszy mąż był kobieciarzem. Zdradzał mnie na lewo i prawo. Przy każdej okazji. Tak miał. To było jak choroba. Zaufanie do niego to abstrakcja. Łukasz jest inny. Łukasz mnie kocha i wierzę mu, że nie będzie sobie szukał przygód. Ale jeśli sama mu wsadzę do łóżka kobietę, to wybacz, ale nie ma mowy o zaufaniu. Tylko kaleka by nie skorzystał z okazji. A Ty to chyba robisz. Uważaj! — Patrycja podniosła ostrzegawczo palec do góry.

— Ja akurat nikogo Tomkowi do łóżka nie wsadzam — broniła się cicho Gosia.

— A Magda? — Karina uniosła wysoko brwi. — Pamiętaj, że ona jest dziesięć lat młodsza od ciebie.

— I co z tego? Przecież będzie tylko sekretarką, a poza tym jestem od niej ładniejsza — próbowała żartować Gosia, ale dziewczyny tylko uśmiechnęły się krzywo.

— Jakby to miało znaczenie — parsknęła Patrycja.

Podeszła kelnerka i postawiła przed kobietami pucharki z lodami. Kiedy odeszła, Małgosia podjęła wątek:

— Tomek byłby idiotą, gdyby chciał mieć z Magdą cokolwiek wspólnego.

Kobiety wymieniły wymowne spojrzenie.

— Facetem — powiedziała Karina.

­– Co „facetem”?

— Byłby facetem. Nie trzeba być idiotą. Mówiłam już, że mężczyźni mają zdradę we krwi. A Diany Mateusz jest tego najlepszym przykładem.

— Tomek to nie Mateusz.

— Facet to facet.

— A Konrad Agnieszki nigdy jej nie zdradził. Mąż Eweliny też nie. — Małgosia rozłożyła palce, wyliczając — Mój tato też nie. Jest takich wiernych więcej niż niewiernych. I można tego dowieść.

— To tylko pozytywne wyjątki — skrzywiła się Karina.

— Kraczecie jak wrony.

— Obyś w swojej romantycznej naiwności miała rację — westchnęła Pati.

Małgosia przez chwilę sączyła swoją latte, przyglądając się przechodzącym obok ludziom. Lubiła takie leniwe obserwowanie innych. Bez oceniania, ale z próbą intuicyjnego odczytywania uczuć, nastrojów i emocji osób, które mijały ją podążając w swoich sprawach. Niektórzy w pośpiechu i z napięciem, inni pomału, jakby trudno im było podjąć określoną decyzję. Czasem gniewnie zmarszczeni, innym razem obojętni. Rzadko natomiast można było zobaczyć kogoś, kto się pogodnie uśmiecha do własnych myśli. Ciekawe dlaczego? Być może ludzie nie umieją tak po prostu być szczęśliwi i cieszyć się chwilą. Może wszyscy widzą tylko wszędzie zło. Tak samo jak jej koleżanki.*

Owczarek była bardzo zadowolona, bo spotkała wreszcie kogoś ciekawego. Był równie zamożny jak Tomek, a nawet miał własny dom i wydawał się być nią poważnie zainteresowany. Spotkali się w klubie. Najpierw tylko tańczyli razem i trochę żartowali. Potem przysiadł się do stolika Magdy, która spędzała wieczór razem z Anką poznaną na poprzedniej dyskotece. Rozmawiali niezobowiązująco, bo Magda wcześniej upatrzyła sobie przystojnego wysokiego bruneta i usilnie próbowała go poderwać. Niestety brunet wyraźnie nie chciał spędzać z nią czasu i dość szybko wyszedł w towarzystwie dwóch innych kobiet.

Arkadiusz w tym czasie opowiadał Ance o swoim domu. Początkowo wydawało się to Magdzie strasznie nudne i zniechęcona śledziła wzrokiem innych mężczyzn, zastanawiając się, czy nie zostawić wszystkiego i nie pójść sobie. Mimowolnie usłyszała, jak Arek opisuje nowe meble kuchenne, robione na zamówienie.

— Wiesz, są zrobione z barkiem, bo mamy kuchnię otwartą na salon, o tak… — tłumaczył, ustawiając na blacie stolika popielniczkę i serwetnik. — Szukam teraz takich wysokich stołków barowych. Jak kupię, to następnym razem możemy drinki pić u mnie.

— To twoja żona jest szczęśliwa — rzuciła Anka nieco obojętnie i sięgnęła po szklankę.

— Nie jest — westchnął ciężko i odchylił się na oparcie. — Rozwodzimy się.

— O, to przykro — Anka zainteresowała się wyraźnie. — Ale po rozwodzie musisz jej dać połowę domu.

— Nie. Bo wyprowadza się do Hiszpanii na stałe. Zabiera dzieci i będzie mieszkać z rodzicami.

— To musisz ją spłacić — Anka przysunęła się trochę bliżej zapalając papierosa i Magda pomyślała, że powinna włączyć się do rozmowy.

— No właśnie. Ile lat byliście ze sobą?

— Tylko cztery. Ale już jesteśmy dogadani i dom jest w całości mój. Będę ją spłacał ratami.

— Za połowę domu to dużo pieniędzy — zauważyła Magda.

Arek wzruszył ramionami.

— I co z tego? Mam dość kasy — sięgnął po swoje piwo.

Magda zobaczyła, że Ance błysnęły oczy, więc szybko pierwsza złapała mężczyznę za ramię:

— Chodź zatańczymy. Dosyć tych pogaduszek.

Arkadiusz ochoczo zerwał się z krzesła. Wiedziała, że mu się podoba, tylko wcześniej nie była nim zainteresowana. Teraz chciała wykorzystać swoją szansę. Ale najpierw musiała sprawdzić, czy jej nie oszukuje. Przyglądała mu się w tańcu i doszła do wniosku, że jest całkiem przystojny, chociaż ma jasne włosy. Nie lubiła blondynów. Nie podobali jej się nigdy, ale ten tutaj miał miłe rysy twarzy i ładne oczy. Był szczupły i wysoki. Mogła stać koło niego w swoich najwyższych szpilkach, a i tak musiała zadzierać głowę. Może być — uznała. W końcu kolor włosów nie jest taki ważny, jak pieniądze.

— Gdzie pracujesz? — zagadnęła, kiedy podeszli do baru.

— Mam swój warsztat samochodowy.

— Duży? A gdzie? — usadowili się na stołkach przy barze.

— Owszem. — pokiwał głową i podał jej nazwę ulicy — Wiesz, gdzie to jest?

Nie wiedziała. Ale tymczasem to nie było ważne.

— A z tą żoną to rzeczywiście bierzesz rozwód?

Zrobił tak smutną minę, że zrobiło jej się trochę głupio.

— Przepraszam. — Pogłaskała go po ramieniu, na co od razu się uśmiechnął. — Tak tylko pytam, bo to dziwne jest. Macie dom. Dobrze zarabiasz. To czemu się rozwodzicie?

— Bo to nerwowa osoba. Ciągle krzyczy. Ciągle ma o wszystko pretensje. Ciągle się mnie czepia. A na dodatek nie lubi seksu. To koszmar nie życie! — westchnął boleśnie i zacisnął oczy, jakby miał się rozpłakać.

— A to ile się znaliście przed ślubem? — sięgnęła po swojego drinka.

— Jak się żeniłem, to była inna. To po porodzie się taka stała. Mamy dwoje dzieci, urodziły się jedno po drugim i potem już stała się okropna. Mówię ci — jest straszna. Uciekam, żeby z nią w domu nie siedzieć.

Potrząsnął żałośnie głową i dodał:

— Dzieci ją bardzo denerwują i ciągle są krzyki w domu. Wytrzymać nie można po prostu. Chciałbym już być wolny.

— A rozwód kiedy?

— W przyszłym tygodniu złożymy papiery i będzie spokój. A po rozwodzie ona wyjeżdża do rodziców. — Odstawił swoją szklankę — Nie mówmy już o moich problemach. Lepiej chodźmy potańczyć, muszę się odprężyć. A ty też przyszłaś się zabawić, a nie słuchać o moich tragediach.

Tańczyli do zamknięcia lokalu. Arek stawiał Magdzie kolejne drinki i śmiał się, że kiedy więcej wypije, to będzie łatwiejsza.

— O nie — protestowała poważnie. — Ja nie idę na seks na pierwszej randce.

— To dobrze. Kobieta musi się szanować — kiwał jej głową.

Wzięła to sobie do serca i kiedy odwiózł ją taksówką pod dom, powiedziała:

— Tutaj się żegnamy. Jak byś się chciał spotkać, to zadzwoń do mnie jutro — wymienili się numerami telefonów.

Wchodząc po cichu do swojego wynajętego pokoju, martwiła się, czy nie wypuściła okazji z rąk. Zwykle trzymała faceta mocno i od razu szła na całość. Wtedy wiedziała na czym stoi. A tutaj pozwoliła mu pojechać sobie i nie wiedziała, co dalej będzie. Mógł jej potem unikać i znaleźć sobie inną. A też Anka mogła go dopaść. Magda widziała, że kiedy tańczyli z Arkiem, to Anka patrzyła na nich wściekłym wzrokiem. Na pewno będzie próbowała go poderwać. Młody, bogaty facet z własnym domem — toż to super okazja.

Mało spała. Obracała komórkę w dłoni, zastanawiając się, czy nie zadzwonić do Arka i nie zaprosić go do siebie. Czuła jednak, że powinna poczekać. Wstała wcześnie, zmęczona bezsennością i poszła zrobić sobie kawę. A potem czekała na telefon. To były najdłuższe godziny w jej życiu. Chodziła z kąta w kąt paląc jednego papierosa za drugim, aż zrobiło jej się niedobrze. Zwykle paliła niewiele i taka duża dawka nikotyny spowodowała tylko nieznośny ból głowy.

Cierpliwość została jednak wynagrodzona. Arek zadzwonił około południa i umówili się na spotkanie. Wybrała inny klub, żeby nie spotkać Anki i przygotowała się bardzo starannie. Ubrała czerwoną obcisłą sukienkę i długie migoczące kolczyki. Wybłagała u Agnieszki szybkie ułożenie włosów — Zembrzuska nie miała czasu, ale dała się uprosić. Magda zdążyła jeszcze zrobić paznokcie i ogólnie uznała, że wygląda olśniewająco. Zależało jej bardzo. Chciała tak wszystko poukładać, żeby pokazać się z najlepszej strony. Arek musi zobaczyć, że ona jest miła, łagodna i spokojna. Być może uda jej się przekonać go, że będzie dla niego dobrą żoną.*

Małgosia podekscytowana szykowała się do wyjazdu. Starannie układała w kosmetyczce drobiazgi i co chwilę biegła do łazienki, by coś jeszcze dopakować. Była taka szczęśliwa, że nie chciała zwracać uwagi na naburmuszonego Tomka. Wiedziała, że nie podoba mu się ten jej wyjazd, ale nic na to nie poradzi. On musi się z tym pogodzić i już. Ona akceptuje jego pracę i to, że czasem wraca z niej bardzo późno, więc on też musi nauczyć się trochę samotności. Krótkie rozstania cementują związek. Po jej powrocie będą kochali się jeszcze mocniej. Cmoknęła go w przelocie w ucho. Nie zareagował. Przechylił butelkę i wlał do ust resztę piwa. Małgosia pomyślała, że ostatnio Tomek pije coraz częściej.

Zamknęła walizkę i postawiła ją na podłodze. Podeszła do męża.

— Nie złość się. Mam prawo realizować swoje marzenia — powiedziała stanowczo. Może zbyt stanowczo. — Zapłaciłam za to pieniędzmi, które dostałam od rodziców, nie ruszyłam twoich.

— Nie złoszczę się. — Wzruszył ramionami.

— Przecież widzę.

— Wydaje ci się. Jedź sobie.

Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zadzwonił domofon.

— To Marlena. Pomożesz mi z walizką?

— Jasne. — Ociężale podniósł się z fotela. Zarzuciła mu ręce na szyję i całowała. Pozwalał, ale nie odwzajemniał pocałunków. Zrobiło jej się przykro.

— Będę tęsknić — wyszeptała.

— Yhm. — Zrobił dziwną minę i odsunął ją lekko. — Chodź, bo Marlena czeka.

Rozglądali się za niebieskim Citroenem, więc zdziwili się oboje, kiedy zobaczyli, że Marlena opiera się o piękną, terenową Toyotę. Pomachała do nich.

— Tutaj jestem.

Dziewczyny wylewnie się wyściskały, jak to miały w zwyczaju. A Tomek zapytał:

— Ty prowadzisz?

Wtedy zza kierownicy wysiadł wysoki, przystojny mężczyzna o włosach równie czarnych i kręconych jak włosy Marleny.

— Tym razem ja jestem kierowcą.

Obszedł samochód i podał rękę najpierw zdziwionej Gosi,

— Pamiętasz mnie? — zapytał — Jestem Michał Keller, brat Marleny. Spotkaliśmy się dawno temu, jak jeszcze chodziłaś do szkoły.

— Och, to ty jesteś w Polsce? Marlena mówiła, że przeprowadziłeś się do Stanów. — zdziwiła się Gosia. — Nie poznałabym cię. To było tyle lat temu…

— Nie wiedziałem, że Marlena ma brata — chłodno rzucił Tomek, podając mężczyźnie rękę, ale nie przedstawił się.

— Bo jestem bratem przyrodnim. — Uśmiechnął się Michał. — Mamy wspólnego ojca i różne matki. Do tego na stałe faktycznie mieszkam w Stanach. Ale często tu przyjeżdżam. Lubię Polskę.

— Ale jesteście bardzo podobni — przyznała Małgosia i dodała — to miło, że nas odwieziesz.

­– Michał będzie z nami na plenerze, więc mamy transport tam i z powrotem. — Marlena z entuzjazmem machała przeciwsłonecznymi okularami. — I na miejscu też mamy opiekę. Dobrze mieć brata.

— A gdzie dziewczynki? Z Adamem? — zapytała Gosia.

— U mojej mamy. — Marlena założyła ciemne okulary. — Jedźmy.

— To szerokiej drogi. Bawcie się dobrze. Cześć wam. — Tomek machnął niedbale ręką, odwrócił się i poszedł do domu. Małgosia popatrzyła za nim zdziwiona. Nawet się z nią nie pożegnał.

— Co mu jest? — zapytała Marlena.

— Chyba jest wściekły, że wyjeżdżam — odpowiedziała Gosia, ukradkiem powstrzymując łzy.

— Nic mu nie będzie. Najwyżej schudnie, jak zje parę razy na mieście. Jedźmy. — Marlena popchnęła koleżankę leciutko w stronę samochodu, a Michał otworzył przed nią drzwiczki. „Nie będę się martwić fochami Tomka. Nie chcę. Chcę się dobrze bawić” — zdecydowała Markowska.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: