Zakochana bez pamięci - ebook
Zakochana bez pamięci - ebook
Angelo Rici znajduje na plaży nieprzytomną kobietę. Ze zdumieniem rozpoznaje w niej swoją byłą żonę Alexę. Choć uważa ją za oszustkę i ma do niej żal, że go wykorzystała, oferuje jej opiekę, dopóki nie dojdzie do siebie po wypadku. Alexa na skutek uderzenia w głowę straciła pamięć. Nie pamięta ani Angela, ani tego, kim jest. Najdziwniejsze, że zachowuje się zupełnie inaczej, niż kobieta, którą znał pięć lat temu. Jest miła, dobra i całe dnie spędza w ogrodzie różanym. Między nią a Angelem iskrzy jak nigdy wcześniej…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9491-1 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Głośny krzyk przykuł jego uwagę. Angelo podszedł do otwartych drzwi balkonowych i zobaczył swojego ogrodnika Enza, który wychylał się przez balustradę najniższego tarasu w ogrodzie, wypatrując czegoś w oddali. Po chwili odwrócił się i zamachał w stronę Angela.
– Topielec!
Musiał się pomylić.
– Na plaży leżą zwłoki! – zawołał ponownie.
Angelo ruszył biegiem w jego stronę. Zapewne dziki plażowicz, którego skusił wyjątkowo piękny piasek w kolorze bladego różu. Choć była ku temu wybitnie niefortunna pogoda. Prognozy od rana zapowiadały burzę.
Tak czy inaczej nie był to nikt stąd, inaczej wiedziałby, że zatoka jest prywatna. Na plażę można się było dostać tylko z morza. Lokalni właściciele jachtów raczej wiedzieli, że ten fragment wybrzeża należy do Angela Ricciego.
Zatrzymał się przy ogrodniku i tak jak on patrzył teraz w dół na nieruchome ciało wyrzucone na piasek. Kobieta, sądząc po długich włosach. Nie było szansy na to, że jest to plażowiczka, która jakimś cudem dopłynęła tu, by zakosztować kąpieli słonecznej. Szczupłe nogi zanurzone były w wodzie. Fale raz po raz obmywały biodra, unosząc do góry biały tiszert. Ramię i częściowo głowa leżały na wystających z piasku skałkach. Nie ruszała się. Może nawet nie żyła.
– Dzwoń po lekarza! – nakazał, a sam przeskoczył przez balustradę i wylądował w przysiadzie na podeście pierwszych dziesięciu stopni schodów prowadzących na plażę. Wyprostował się i, przeskakując po dwa stopnie, zbiegł na dół.
Dotarł do plaży. Jego stopy grzęzły w piasku, kiedy próbował jak najszybciej dostać się w okolice skałek, gdzie leżała kobieta. Upadł tuż obok niej na kolana, uważając, by niczego nie dotknąć. Obejrzał jej ubranie i miejsce wokół. Nie było żadnych śladów stóp. Żadnego dowodu, że był tu ktoś inny oprócz niej. Miała mokre włosy i podkoszulek. Nie mogła być tu długo. W przeciwnym razie wiatr osuszyłby przynajmniej jej włosy. Wyglądało na to, że próbowała wydostać się z wody, zanim straciła siły i przytomność.
Chwycił jej nadgarstek i sprawdził puls. Gdy go wyczuł, odetchnął z ulgą. Rozejrzał się ponownie w poszukiwaniu śladów krwi, których nie znalazł. Kobieta najwyraźniej była cała. Więcej uwagi poświęcił jasnej skórze nóg i ramion, pokrytej gdzieniegdzie piegami. Na pewno nie była stąd. Mieszkańcy południowych Włoch mieli zwykle ciemniejszą karnację.
Zastanawiał się, czy może ją odwrócić. Mogła mieć uraz kręgosłupa, jeśli uderzyła głową o skały. Zdecydował, że poczeka na lekarza.
Z niepokojem patrzył na coraz bardziej wzburzone morze, którego kobaltowy odcień nie wróżył nic dobrego. Ląd był na tyle daleko, że odstraszał potencjalnych śmiałków od pomysłu przedostania się na wyspę wpław. W pobliżu nie było żadnego jachtu ani łodzi, ale kiedy teraz nad tym myślał, przypomniał sobie, że wcześniej słyszał motorówkę. Jeżeli kobieta wypadła z motorówki, to gdzie ona teraz była?
Nie miał czasu na spekulacje. Pochylił się nad kobietą i odsunął kilka pasm jasnobrązowych włosów z jej twarzy. Nie poruszyła się. Wyciągnął dłoń jeszcze raz, by odsunąć większą partię włosów za ucho. Jego oczom ukazał się blady policzek ocieniony długimi rzęsami.
Angelo gwałtownie się wyprostował. Zmarszczył brwi. Jego spojrzenie powoli przesuwało się po wydatnej kości policzkowej, linii nosa i ustach, które były w tej chwili bardzo blade.
Znał ją.
Nie miał pojęcia, skąd się tutaj wzięła, ale to była ona. Poznałby ten profil wszędzie.
Pamiętał, jak po przebudzeniu pochylał się nad nią w sypialni zalanej słońcem. Przeciągała się, ocierając się o jego pobudzone ciało, i odwracała głowę, obdarzając go uwodzicielskim uśmiechem.
Angelo zamknął oczy, próbując odgonić wspomnienie. Potem przyjrzał się uważniej twarzy kobiety. Piegi. Wcześniej ich nie było. I odrobinę inne brwi. Nadal wygięte w piękny łuk, ale bardziej naturalne, niż kiedy ją widział ostatni raz.
Oczywiście, że wygląda inaczej. Minęło pięć lat.
Mimo to nie wyglądała ani odrobinę starzej, a może nawet młodziej?
Angelo parsknął, czując, że pierwszy szok minął. Wydała fortunę na to, by wyglądać jak milion dolarów. Twierdziła, że to konieczne z powodu jej pracy, ale on wiedział, że kierowała nią głównie próżność. Uważała starzenie się za osobisty afront.
To jednak w żaden sposób nie wyjaśniało jej obecności na plaży.
Zmrużył oczy, dostrzegając rdzawy ślad na dłoni. Krew? Pochylił się, by przyjrzeć się jej włosom i rzeczywiście w jednym miejscu były ciemniejsze. Już miał dotknąć tego miejsca palcami, gdy jej rzęsy lekko zadrżały. Chyba że to jego wyobraźnia płatała mu figle.
Nie. Jednak się nie pomylił. Dostrzegł delikatne pionowe linie tuż nad nosem, jakby kobieta próbowała zmarszczyć czoło lub skrzywić twarz. Pomyślał nawet, że mina pasuje do jej szczerej twarzy. Szybko przypomniał sobie jednak, że kobieta, o której myślał, szczerością akurat nie grzeszyła. Była zakochaną w sobie oportunistką i nałogową kłamczuchą.
Zaczął się zastanawiać, czy fakt, że morze wyrzuciło ją na jego prywatną plażę, był przypadkiem. Angelo Ricci nie był naiwny, nie po tym, co go spotkało. Gdyby to była jakakolwiek inna kobieta, uwierzyłby w wypadek, ale ona? Może nawet krew w jej włosach była jakąś farbą?
Grymas na jej twarzy pogłębił się. Wyglądała, jakby ją coś bolało, choć równie dobrze mogła udawać. Może wcale nie była ranna? Może po prostu zemdlała? Po co jednak miałaby zadawać sobie tyle trudu, by zaaranżować tę sytuację? Nie sądziła chyba, że zapomniał, co się między nimi wydarzyło?
Rzęsy zatrzepotały wyraźniej i kobieta jęknęła. Nie wiedział już, co o tym myśleć. Może faktycznie coś jej dolegało? Usiadł na sąsiedniej skale i obserwował, jak rozchyliła lekko usta, by zwilżyć je językiem. Siedział dokładnie naprzeciwko, tak aby mogła go zobaczyć, gdy otworzy oczy.
I nagle to zrobiła.
Wciąż widział tylko pół jej twarzy. Drugi policzek miała przyciśnięty do kamienia. Nie miał już żadnych wątpliwości. Tylko kobieta, którą znał, miała oczy w kolorze lawendy lub, jak sama lubiła mawiać, kwiatów jakarandy. Rozpoznałby wszędzie ten odcień pomiędzy niebieskim a fioletem.
Wstrzymał oddech. Kobieta chyba go jeszcze nie dostrzegła. Dopiero, gdy się poruszył, jej spojrzenie powędrowało ku twarzy Angela. Jej twarz nie zmieniła się ani na jotę. Jakby go nie poznała.
– Witaj, Alexo.
Jego głos zabrzmiał jak pomruk nadchodzącej burzy. Patrzyła na niego pustymi oczami, które po chwili się zamknęły. Strach podszedł mu do gardła. Nigdy nie chciał, by wróciła. Miał nadzieję, że nigdy więcej jej nie zobaczy. Ale na samą myśl, że mogłaby umrzeć tutaj – w jego domu i w jego obecności – napawała go przerażeniem.
– Alexo!
Kobieta drgnęła i wyraz dyskomfortu na jej twarzy pogłębił się. Może miała nadzieję na cieplejsze powitanie? A może coś ją bolało? Może doznała wstrząsu mózgu? Albo symulowała? Wszystko było możliwe.
– Alexo, mów do mnie.
Do diabła! Nie wiedział, czy zostawić ją tutaj, czy jednak zanieść do domu.
– Nie Alexa… – Jej usta poruszyły się, ale głos był ledwie słyszalny. Musiał się przysunąć i nadstawić ucha. – Ally.
Angelo patrzył, nic nie rozumiejąc. Zmieniła imię? Ally mogło być zdrobnieniem od Alexy. Tylko że kobieta, którą znał, nie cierpiała, gdy zwracano się do niej inaczej, niż używając pełnego imienia. Traktowała je jak markę i świadomie wykorzystywała do autopromocji.
Za plecami Angelo usłyszał jakiś rwetes. Obejrzał się, by zobaczyć kilkoro ludzi schodzących na plażę. Nareszcie! Lekarz będzie wiedział, jak jej pomóc, zaś Angelo dowie się wreszcie, czy jej obrażenia są prawdziwe.
W ustach kompletnie jej zaschło, zupełnie jakby miała włożony w nie knebel z waty. Miała wrażenie, że zaraz się zadławi. To jednak było niczym w porównaniu z obezwładniającym bólem, którego źródła nie mogła ustalić.
Wydawało jej się, że leży tam wieki. Była zupełnie świadoma, ale nie mogła się zmusić do otwarcia oczu. Wiedziała, że to by oznaczało jeszcze większy ból. Bolały ją barki, ramiona, tułów i nogi, a najbardziej głowa. Tępy ból pulsował pod czaszką, utrudniając myślenie.
Najpierw usłyszała szelest, potem bardziej miarowe kroki. Wiedząc, że będzie tego żałować, otworzyła oczy. Oślepiające światło poraziło ją. Ktoś do niej mówił. Słyszała męski, ciepły głos, ale nie mogła zrozumieć słów. Ktoś objął ją za nadgarstek.
Była cała obolała. Może przewieźli ją do szpitala? Głos przemówił znowu i zmarszczyła czoło, próbując się skupić. Najpierw myślała, że nie słyszy przez głośne bicie serca, które dudniło jej w uszach. Ale było coś jeszcze, coś, czego nie umiała określić.
– Bene, bene. Sei sveglia.
Znów zmarszczyła czoło i kolejny impuls bólu przeszył jej skronie.
– Ja… – Z trudem artykułowała poszczególne słowa. – Czy jestem w szpitalu?
– Nie. Signor Ricci zabrał panią z plaży do swojego domu.
Słowo po słowie, powoli przetwarzała wypowiedziane do niej słowa. Była na plaży. Ranna. Ktoś przyniósł ją do swojego domu. Odetchnęła głębiej.
– Dziękuję.
– Czy może pani otworzyć oczy?
Skrzywiła się. Nie była gotowa na więcej bólu, ale nie mogła przecież leżeć tak w nieskończoność.
Ostrożnie rozwarła powieki. Po kilku sekundach jasność stała się nawet znośna. Dostrzegła ruch wokół i jej spojrzenie zatrzymało się na szczupłym mężczyźnie o znużonej twarzy i łagodnych brązowych oczach.
– Bene, bene.
– Co… – Przełknęła suchość w gardle. – Co pan powiedział?
– Jest pani bezpieczna, wszystko będzie dobrze – zapewnił i uwierzyła mu albo raczej nie miała siły się z tym kłócić. – Ale najpierw muszę panią zbadać.
Kiedy znowu się obudziła, lekarza już nie było. Leżała sama w pogrążonym w mroku pokoju i nie wiedziała, czy ma się z tego cieszyć, czy wręcz przeciwnie. Głowa nadal bolała, ale trochę mniej. Przymknęła oczy, próbując skupić się na swoim samopoczuciu.
Nadal słyszała szelest, który już poprzednio zwrócił jej uwagę. Wsłuchując się uważniej, stwierdziła, że to wiatr. Jego uderzenia były tak silne, że momentami trzeszczały ramy okienne. Jeśli pogoda była tak zła, powinna wyjść na zewnątrz i sprawdzić…
Myśl uciekła, zanim zdążyła ją do końca sformułować. Ściągnęła brwi, próbując się skupić. Co takiego miała zrobić? Dlaczego było to pilne? Coś ważnego. Coś, za co była odpowiedzialna. W jej sytuacji nawet ważne sprawy musiały poczekać. Nie mogła sobie przypomnieć żadnych szczegółów. Nie miała też siły, by wstać i cokolwiek zrobić. Spróbowała unieść rękę i stwierdziła, że jest ona ciężka jak ołów.
Przynajmniej mogę nią poruszać. Na szczęście nie jest złamana.
Poruszyła drugą ręką, potem stopami. Lekarz powiedział, że nie uszkodziła kręgosłupa, przypomniała sobie i od razu poczuła się lepiej. Westchnęła i przekręciła głowę na bok. Łóżko było bardzo wygodne. Mając nadal zamknięte oczy, wyciągnęła ramię w bok. Potem nogę. Za szerokie na łóżko szpitalne, pomyślała zdziwiona. Co ten lekarz mówił? Coś o plaży i o domu, do którego ją przyniesiono. Musiała w nim nadal być. Może jednak spróbuje wstać. Nie chciała być dla kogoś kłopotem. Musiała wrócić do siebie.
Dziwne uczucie, że coś jest nie tak, powróciło. Coś z jej domem? Zaczęła się niepokoić.
– Obudziłaś się, jak widzę.
Inny głos. Niski i gęsty, jak domowe dulce de leche. Niemal poczuła na języku słodki smak kajmaku. Powoli otworzyła oczy. Obok niej stał wysoki mężczyzna o lśniących czarnych włosach. Jej spojrzenie przesuwało się w górę od nóg w dżinsach, przez tułów rozszerzający się w górę i odziany w koszulkę polo, pod którą nietrudno było dostrzec muskulaturę. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie śni. Mężczyzna miał idealną, atletyczną sylwetkę, słuszny wzrost i przystojną, nieco posępną twarz. Przede wszystkim miał jednak w sobie jakiś rodzaj magnetyzmu, który opierał się na przyciąganiu i obojętności równocześnie.
Serce podskoczyło lekko w jej piersi.
Wyglądał znajomo.
Może widziała go na jakimś bilbordzie? Mógłby być modelem reklamującym luksusowe zegarki albo drogą whisky.
Brew mężczyzny uniosła się, przerywając te dywagacje.
– Miałam nadzieję, że to tylko zły sen.
Stał z założonymi rękami, przypatrując jej się w milczeniu. Wreszcie przemówił.
– Niestety to nie sen.
Jego głos nie był już aksamitnie miękki, lecz tak ponury, że aż się wzdrygnęła. Nie rozumiała, dlaczego tak się na nią patrzy. Nie mogła chyba wyglądać aż tak źle?
– Pan też jest lekarzem?
Nozdrza mężczyzny poruszyły się. Zacisnął usta w wąską kreskę. Był poirytowany. Nie rozumiała dlaczego.
Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Mężczyzna nie poruszył się nawet, ale z jakiegoś powodu poczuła strach. Instynkt był tak silny, że bez wahania, choć bardzo powolnym ruchem obróciła się odrobinę na bok, podparła dłonią i spróbowała się dźwignąć do góry. Ostry ból przeszył jej ciało i otworzyła usta w niemym krzyku. Ruchy miała nieskoordynowane, ale wiedziała, że musi usiąść, bo leżąc, czuła się zupełnie bezbronna.
Kiedy spojrzała na niego znowu, ręce miał opuszczone wzdłuż tułowia, a pięści mocno zaciśnięte. Był poruszony, choć nie wiedziała, z jakiego powodu. Co takiego zrobiła?
Zeszłaby z tego łóżka, ubrała się i wyszła, ale tyle wysiłku kosztowało ją dźwignięcie się wyżej na poduszki, że nie planowała kolejnej próby zmiany pozycji w najbliższym czasie.
– Kim pan jest? – wyszeptała.
– Serio? Tylko na tyle cię stać?
Zamknęła oczy. Kręciło jej się w głowie. Gdy je otworzyła, mężczyzna stał nad nią pochylony i patrzył zafrasowany.
– Pytałam, kim pan jest – powtórzyła głosem podszytym strachem.
Mężczyzna cofnął się i włożył ręce w kieszenie spodni.
– Dobrze wiesz, kim jestem. Dość tej gry!
– Gry? Myśli pan, że udaję? – powiedziała podniesionym głosem, dotykając dłonią skroni tętniącej bólem.
Spojrzenie mężczyzny prześlizgnęło się po jej uniesionej ręce i dalej w stronę barku. Spojrzała po sobie. Była ubrana w koszulę bawełnianą zapiętą z przodu na guziki. Rękawy zawinięte były aż do łokci. Koszula była o wiele za duża i zsunęła się z jednego ramienia, odsłaniając je całkowicie.
Co się stało z jej ubraniem? Dlaczego nie miała na sobie swoich rzeczy? Porzuciła te pytania i podciągnęła opadający materiał wyżej, przytrzymując go ręką tuż przy szyi.
– Zapewniam, panie… panie… jakkolwiek się pan nazywa, że to nie jest żadna gra.
– W takim razie darujmy ją sobie i powiedz mi, co tutaj robisz.
– Miałam wypadek… na plaży.
Tak jej powiedział lekarz, ale zupełnie tego nie pamiętała. Jakaś pojedyncza myśl przefrunęła przez jej głowę, ale zanim zdążyła ją pochwycić, stała się nicością.
– Jaki wypadek? – zapytał z taką bezwzględnością w głosie, że aż się skurczyła sobie. – Czemu akurat na tej plaży?
– Ja nie… – urwała, próbując stłumić wewnętrzne rozdygotanie. – Jaka to była plaża? Gdzie mnie znaleziono?
Nie wiedziała tego. Nie wiedziała, gdzie jest teraz. Nie wiedziała wielu rzeczy, pomyślała przerażona.
Podał jej nazwę, która zupełnie nic jej nie mówiła. Chociaż…
– Isola? To wyspa, prawda?
Uniósł ręce i klasnął kilka razy z kpiącym uśmiechem.
Zaczerwieniła się.
– Brava. Mało przekonujący występ. Ja cię znam, pamiętasz mnie?
Jej zamglony mózg zaczął działać na tyle, by zrozumiała implikacje tego, co wcześniej ją tak niepokoiło.
– Zna mnie pan?
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Oszczędź mi tego. Oczywiście, że cię znam.
Zacisnęła kurczowo dłoń na skrawku męskiej koszuli.
– W takim razie może mi pan powie, kim jestem, bo ja niczego nie pamiętam.