Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zakochany Anioł - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zakochany Anioł - ebook

Zakochany Anioł to opowieść o miłości, która przezwyciężyła wszystkie bariery i historii młodzieńczej przyjaźni, która była wystawiona na wiele prób oraz ludzkiej zawiści, która doprowadza niektórych bohaterów do dramatycznych okoliczności. W życie Julii i Daniela wkracza Anioł Opatrzności, przybiera postać kobiety i wskazuje im drogę, którą powinni obrać w poszukiwaniach Mirona, jego syna.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8155-687-3
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Wejściowe drzwi głośno trzasnęły, a po chwili z wielkim impetem do kuchni wpadł Michał, bliźniaczy brat Julii, wysoki dryblas z burzą niesfornych, ciemnych włosów i zielono piwnymi oczami, które gorączkowo buszowały po rondelkach. Korzystając z nieobecności siostry, zdjął pokrywkę z największego emaliowanego garnka i z lubością wciągnął w nozdrza zapach, który unosił się znad świeżo ugotowanej zupy. Na widok wchodzącej do kuchni Julii szybko odskoczył, by nie oberwać ścierką po głowie. Miał na sobie przepoconą koszulkę i brudne spodenki. Był pierwszy tydzień wakacji, więc z samego rana, kiedy nie doskwierał jeszcze upał, grał w piłkę nożną na szkolnym boisku z chłopakami z osiedla.

— Cześć, Jula! — przywitał ją głośnym cmoknięciem w zarumieniony policzek, bo kiedy wychodził z domu, ona jeszcze spała.

— Zmykaj mi stąd, urwipołciu! Cuchniesz jak cap! Dopóki się nie umyjesz, nie masz wstępu do kuchni. Kto tym razem przegrał? — zapytała ze śmiechem i zanim się odwróciła, już go nie było.

— Jestem głodny jak wilk! — zawołał z łazienki, biorąc letni prysznic. — Co masz dobrego do jedzenia? Niech zgadnę: zalewajka! Już na pierwszym piętrze zastanawiałem się, od kogo przeszły te smakowite i kuszące zapachy?

Julia nie zamierzała mu odpowiadać przez drzwi. Cierpliwie czekała, aż wyjdzie z łazienki. Mieli po dwadzieścia pięć lat i byli studentami na przedostatnim roku UTH w Radomiu, w ich rodzinnym mieście, on na Wydziale Transportu, ona na Wydziale Ekonomicznym. Był pierwszy weekend lipca i postanowili wybrać się do kina, a potem na obiad do renomowanej restauracji w mieście, czyli do Teatralnej, choć ostatnio powstało ich więcej, to Teatralna była ich ulubioną, gdzie serwowali smaczne obiady i pyszne desery. Mieli wybrać się tylko we dwoje, bo ani on nie miał do tej pory dziewczyny, a ona chłopaka.

Byli prawie identyczni, tyle że Michał miał włosy o trzy tony ciemniejsze, a ona, by ujarzmić swe nieco jaśniejsze loczki, związywała w tyle głowy w jednego grubego kuca albo zaplatała w jeden warkocz. Oczy mieli prawie identyczne, zielono-brązowe w ciemnej oprawie. Oboje byli wysocy, smukłej budowy ciała. Ona w przeciwieństwie do niego począwszy od gładko zaczesanych włosów po niezłomny charakter była tak różna od niego jak dzień i noc, jak ogień i woda. On miał żywiołowy charakter, ona przypominała cichą przystań, do której chętnie wracał każdego dnia. Ją cechowała powaga, jego pogoda ducha i prawie dziecięcy entuzjazm. Ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Zamierzali uświetnić swoją dwudziestą piątą rocznicę ślubu i z tej okazji chcieli wydać skromne przyjęcie dla najbliższych przyjaciół. Gdy wracali z marketu M-1, zapadł już zmierzch, gdy skręcali w główną ulicę osiedla Ustronie, kierowca ciężarowego samochodu nie zauważył ich ciemnoszarego Opla i wjechał na nich z impetem, przygniatając ich samochód do słupa elektrycznego, a potem odbił się i wjechał w przystanek autobusowy, na którym na szczęście nikogo nie było. Zmiażdżył ich samochód jak puszkę konserwy. Nie mieli najmniejszej szansy na przeżycie, zginęli na miejscu. Aby wyjąć ich ciała, ratownicy musieli wezwać strażaków, którzy pocięli samochód na części. Minęło dwa lata, a oni wciąż nie pozbierali się po ich śmierci i często wracali pamięcią do tamtego życia przed wypadkiem. Michał porównywał siostrę do rodzinnego ciepła, o które rodzice bardzo dbali nie tylko dla nich, jako dzieci lecz dla każdego, kto zapukał do ich drzwi. Najczęściej byli to bezdomni albo bezrobotni mężczyźni. Dawniej było ich więcej, obecnie coraz mniej, bo wyjechali za chlebem za granicę kraju. Potrzebujący był nakarmiony i wyposażony od stóp po głowę w odzież, buty i otrzymał pokaźny datek. Pewnego razu zdarzyło się, że ich matka oddała jednemu z nich ostatnie pieniądze, przeznaczone na życie na najbliższy tydzień.

— Kochanie, co ty najlepszego zrobiłaś? — naskoczył na nią zatroskany ojciec.

— Nie umrzemy z głodu. Mamy zapasy w lodówce i zamrażarce. Dla nas wystarczy na tydzień albo i dłużej. Dałam mu zaledwie cząstkę tego, co mamy — odparła z uśmiechem i dodatkowo dorzuciła kurtkę dla jego żony, którą kupiła zaledwie rok temu i była w idealnym stanie.

— Skąd wiesz, kim jest ten człowiek? Może tylko nas nabiera, że nie ma stałej pracy i głodne dzieciaki? — stanął po stronie ojca.

— Tylko spójrzcie na niego. Na dworze jest zimno, a on ma na sobie kurtkę podszytą wiatrem, a na nogach liche półbuty — odparła na osobności, by nie urazić gościa swą szczerością.

Spojrzał na mężczyznę i musiał przyznać jej rację. Zjawił się u nich po raz pierwszy. Za jakiś czas przyszedł im podziękować, wyznał im, że znajomy znalazł mu stałą pracę na kolei, a żona zaczęła sprzątać u samotnej, starszej kobiety. Cudem wyszli z kryzysu, mieli pieniądze na zapłacenie rachunków i na skromne życie.

Rodzeństwo zapamiętało tego mężczyznę, który nie był pierwszym i ostatnim w potrzebie. Matka nigdy nie odsyłała żadnego z nich z gołymi rękoma i pustym żołądkiem. Kryzys gospodarczy i duże bezrobocie w ich rodzinnym mieście ciążyło nie na jednej rodzinie. Czasem zdarzało się, że dzieci pukały do ich drzwi o zapomogę. Te także nie odeszły z kwitkiem. Zawsze coś dostały i zostały nakarmione. Ojciec nazywał ich matkę: Matką Tereską, bo Matka Teresa była siostrą miłosierdzia tyle że w Kalkucie.

Rodzice pracowali w oświacie, ojciec jako nauczyciel matematyki w liceum ogólnokształcącym, matka, jako psycholog w przychodni psychologiczno-pedagogicznej, nie zarabiali zbyt wiele, ale na skromne życie wystarczało. Każdą „trzynastkę” i wszystkie nagrody odkładali na konto oszczędnościowe, jak mówiła matka, na czarną godzinę. Wymyślała dania z mięsem i warzywami, placki ziemniaczane na różne sposoby, naleśniki z dżemami własnej roboty, a tę samą zupę jedli często przez dwa lub trzy dni. Nigdy jednak nie dokuczał im głód. Zawsze byli syci i zadowoleni z życia, które wiedli jako przeciętni Polacy.

Od śmierci rodziców rodzeństwo trzymało się razem, choć nie obywało się bez głośnej i ostrej wymiany zdań. Oczywiście rację miała zawsze Julia, bo z natury była praktyczną i wszystkowiedzącą osóbką. Michał miał wrażenie, jakby do każdej rozmowy przygotowywała się, czytając przedtem poradnik dla młodych ludzi, rozpoczynających życie na własną rękę. Po dłuższym namyśle dochodził do tego samego wniosku co ona. Potrafiła być przekonywająca, bo miała solidne argumenty, więcej za, niż przeciw.

— Czy musisz być taki głośny? — zapytała, kiedy wreszcie usiadł przy stole, ubrany w świeżą, białą koszulkę z kolorowym nadrukiem na piersi i szare, płócienne spodnie. Przydługie włosy zaczesał do tyłu i związał frotką, choć były jeszcze mokre. Kręcone włosy mieli po matce, kolor po ojcu. Michał śmiał się często z siebie, że w krótkich przypomina pudla, dlatego je zapuścił. Jednak obiecał jej, że za kilka dni zetnie je zupełnie na krótko, aby dodały mu powagi i były bardziej praktyczne w myciu, i rozczesywaniu.

Julia nalała mu pełny talerz zalewajki z wkładką kiełbasy śląskiej i postawiła przed nim koszyczek wyścielany białą, mocno nakrochmaloną serwetą z kilkoma pajdami chleba. Stół również był nakryty kolorowym obrusem jak za czasów mamy. Matka zawsze im powtarzała, że każdy jeden posiłek jedzony przy wspólnym stole jest ważny, bo to rodzinny obyczaj. Wyniosła to ze swojego domu i kultywowała tę tradycję w ich domu. Dlatego przykładała wielką wagę, aby stół nakryty był zawsze świeżym obrusem, w powszedni dzień kolorowym, a w większe święta białym. Musiał być płócienny, mocno nakrochmalony i porządnie uprasowany, podobnie jak i serwety zwinięte w rulon przepasane metalową obrączką. W zależności od świąt z inną dekoracją: w święta Bożego Narodzenia wstążeczką czerwono-zieloną, a w święta Wielkanocne żółto-zieloną. Julia starała się zachować tę tradycję, nie tylko ze względu na pamięć o matce lecz dlatego, że obiady w tej prostej, ale eleganckiej formie wydawały się jej o wiele smaczniejsze.

— Zapomniałaś, że jestem dzisiaj umówiony z Mironem? Mamy przecież czwartek, jego rodzice w ramach podziękowania za korepetycje z fizyki i chemii, oprócz pieniędzy, chcą nam zafundować obóz językowy — powiedział ze znaczącym uśmiechem, który miał wyrazić jego zadowolenie. — Wiesz, że on ma pieniądze i nieźle płaci za korepetycje. Tylko w ten sposób mogę dorobić do naszych rent. Dlatego chętnie z nim pojadę jako osoba towarzysząca, ta bardziej zrównoważona i odpowiedzialna, tak przynajmniej sądzi o mnie jego mama. A ona zna się na ludzkich charakterach. Jest w końcu psychologiem.

— Raczej jego rodzice je mają, nie on. A ściślej mówiąc, jego ojciec, bo pani Maria w przychodni psychologiczno-pedagogicznej kokosów nie zarabia. A przy jego skłonnościach do wybryków przydałaby się straż przyboczna, a nie ty, gołowąsie. Dziwię się tylko, dlaczego pani Sartowiczowa, toleruje jego ekstrawagancje i chce wysłać go na obóz. Przecież on sprawia im wiecznie kłopoty. Powinien pójść do pracy i sam zarobić na lekcje, które mu udzielasz.

— Wiesz, że go ubóstwiają i zrobią dla niego wszystko. Jest w końcu jedynakiem i dobrze im się powodzi. Mogą pozwolić sobie na wszelkiego rodzaju ekstrawagancje, choćby na zafundowanie obozu przyjacielowi jego syna. A ja chętnie z niego skorzystam z pożytkiem dla znajomości języka niemieckiego. Miron woli łacinę, czasem mnie karmi tymi prawniczymi cytatami, których i tak nie mogę spamiętać. Jemu ta terminologia prawnicza z pewnością będzie potrzebna w przyszłości, ale mnie, po co ona? A niemiecki przyda mi się wszędzie, podobnie, jak i angielski.

Julia głośno westchnęła, siadając naprzeciw brata i przypatrywała się mu, jak łapczywie jadł zupę, zagryzając kawałkami chleba. Na koniec zostawił sobie kawałek kiełbasy, który wziął w rękę i zjadł z kromką chleba. Na deser podała mu szarlotkę, którą upiekła wieczorem.

— Nie zapomniałam, że byłeś z nim umówiony. Mimo to, nie jedz tak szybko, bo nabawisz się wrzodów żołądka — zauważyła.

Chłopak spojrzał czule na siostrę. Tego dnia włosy miała zaplecione w jeden warkocz, który zwisał jej z prawego ramienia, niczym ciemne powrósło, za które kiedyś dostał ścierką po głowie. Z fryzury nie wystawał jej ani jeden włosek, ukazując niezbyt wysokie, gładkie czoło i ładną, wyrazistą twarz. Bezwiednie poprawił grzywkę, która i tak mu po chwili opadła, i zakryła pół twarzy.

— Możesz mi jeszcze dolać? — zapytał i dopiero teraz zauważył, że siostra była blada i ma podkrążone oczy. Przestał jeść i zaczął uważnie jej się przyglądać. Twarz miała smutną bez uśmiechu, który zawsze towarzyszył jej podczas posiłków. Dzisiaj była małomówna i zmęczona. Często jej powtarzał, że za wiele brała na siebie, ale do niej nie docierały jego słowa i tak zrobiła to, co wcześniej zaplanowała. Zasady organizacji miała w jednym palcu.

Julia dolała mu dwie chochelki i ponownie usiadła na przeciwko brata.

— Nie wyglądasz najlepiej. Co ci jest? — zapytał, nie spuszczając z niej uważnego spojrzenia.

— Tej nocy prawie nie spałam, próbowałam czytać, ale nie mogłam się skupić, więc dałam sobie spokój. I tak przewracałam się z boku na bok aż do rana.

— Co cię tak niepokoiło, że nie mogłaś spać?

— Zastanawiałam się, czy to jest dobry pomysł z tym wyjazdem na obóz?

— Mogę wiedzieć, co konkretnie cię niepokoi? — Michał spojrzał ostro na siostrę.

— Wiem, że Miron jest twoim najlepszym przyjacielem, choć przyznaję, że nie wiem, co ty w nim widzisz. Jesteście tacy różni. Nie chodzi mi o różnicę wieku. W końcu dwa lata to nie wiele, ale on jest kompletnie nieodpowiedzialny i niepraktyczny, a do tego jeszcze nieprzewidywalny w tych swoich pomysłach! Aż boję się myśleć, co wy tam możecie nawyczyniać. Zrozum, że od kiedy zabrakło rodziców, czuję się za ciebie odpowiedzialna, braciszku. Nie chcę, aby ten chłopak sprowadził cię na manowce. On jest rozpuszczony jak dziadowski bicz! Pani Maria jest w niego zapatrzona jak w obraz, a pana Daniela najczęściej nie ma w domu. Dlatego Miron robi, co chce — dodała poirytowana, energicznie wycierając talerze po obiedzie.

— Chcesz mną dyrygować, tylko dlatego że jesteś ode mnie o kilka minut starsza? — zapytał z rozbawieniem, nie zauważając, że ilekroć mówili o rodzinie jego przyjaciela, była zła jak osa.

— Jesteście niby dorośli, a wciąż zachowujecie się jak nastolatki, jak wtedy, gdy podkradaliście cukierki ze sklepu pana Nowaka — wybuchnęła.

— Będziesz nam to wypominała do końca życia? — zapytał z pretensją.

— Obaj jesteście mało samodzielni, ciągle trzeba was w czymś wyręczać, przypominać o prostych, codziennych sprawach. Jak sobie dacie radę sami i to w obcym kraju?

— Pewnie chciałaś dodać, bez ciebie. Przestań, Julka! Robisz ze mnie rozpuszczonego bachora, podobnie, jak i z Mirona. Raz zachował się nieodpowiednio, a wypominasz mu to przy każdej okazji. Nie jesteś czasem o niego zazdrosna?

— Ja? O Mirona? Chyba zwariowałeś! Niby dlaczego miałabym być o niego zazdrosna? Przecież nie jestem jedną z jego laleczek. Owszem lubię go, ale nic ponadto do niego nie czuję.

— Przecież nie jestem ślepy i widzę, jak wodzisz za nim wzrokiem.

— Nie przeczę, że podoba mi się ten typ mężczyzny, ale jako chłopak nie miałby u mnie żadnych szans. Dobrze wiesz, że nie zadaję się z takimi osobnikami. Umawiają się z dziewczynami tylko z jednego powodu, a potem zostawiają je jak znoszone rękawiczki. Ja bynajmniej gustuję w nieco starszych mężczyznach, a nie w chłoptasiach, co mają kiełbie we łbie.

— Czy nie traktujesz go zbyt ostro? Miron jest rzeczywiście przystojnym facetem i dziewczyny same włażą mu do łóżka. Co ma zrobić? Korzysta chłopak z okazji! Ja na jego miejscu, robiłbym to samo, ale na mnie laski nie lecą. Widocznie ich nie pociągam, bo nie mam tego czegoś, co ma on! — roześmiał się wesoło.

Julia zgromiła go spojrzeniem.

— Nawet się nie waż tak mówić! Może nie jesteś takim przystojniakiem jak on, ale masz za to więcej oleju w głowie! Rodzice zawsze nam wpajali, że wiedza i obycie są więcej warte niż pieniądze, sława i uroda. Zapomniałeś już?

Na wspomnienie rodziców Michał zwiesił głowę i tylko przytaknął. Jakoś nie mógł pogodzić się z myślą, że już ich nie ma i nic ich nie przywróci. Siostra nie miała z tym problemu. Szybko wzięła się w garść i ogarniała od tej pory wszystko, jakby robiła to przez lata. Studiując, jednocześnie zajmowała się domem, gotowała, prała, a czasem zapraszała go do kina lub teatru. Rozważnie prowadziła dom z niewielkiego kapitału, który zostawili im rodzice i rent, które już wkrótce się skończą. Pieniądze miały być na „czarną godzinę”, która nadeszła wcześniej, niż myśleli. Czasem w nocy słyszał, jak Julia cichutko płakała przez sen, ale rano była znowu pogodna i umiejąca wszystkiemu zaradzić. Taka Zosia-Samosia z niej była. Podziwiał jej hart ducha i skromność, choć czasem uważał, że na swój wiek jest zbyt poważna i ma naturę samotniczki. A przecież była śliczną dziewczyną. Często zauważał, że jego koledzy gapili się na jego siostrę, ale ona ich nie zauważała albo udawała, że nie widzi ich powłóczystych spojrzeń.

— Masz rację, siostrzyczko, jak zwykle zresztą. — Podszedł do niej i przytulił się do jej pleców. — Powtarzaj mi czasem, jakim jestem mądrym człowiekiem i jak daleko zajdę — roześmiał się cicho, prawie pieszczotliwie.

Julia odwróciła się do niego twarzą i długo patrzyła w jego oczy, które tak bardzo przypominały oczy ich matki. W takich momentach wiedziona kobiecym instynktem czuła, że jest z nimi. Przycisnęła brata mocno do piersi, aż stęknął rozbawiony.

— Tylko mnie nie uduś, siostrzyczko — powiedział, głośno się śmiejąc i oddał jej uścisk.

— Kocham cię, braciszku — cmoknęła go w policzek. — No, a teraz leć, bo jesteś już spóźniony! — Wypchnęła go z kuchni. — W domu masz być przed dwudziestą drugą i żadnego picia! — krzyknęła za nim, grożąc ostrzegawczo palcem.

— Jesteś gorsza od cerbera! — roześmiał się w odpowiedzi.

— Już ja wiem, co mówię — odparła poważnie.

Kiedy została sama, pozmywała naczynia po obiedzie, zakrzątnęła się chwilę po kuchni, a potem poszła do swojego pokoju. Długo rozmyślała, aż w końcu doszła do wniosku, że nie ustrzeże brata przed złem i co ma być, to będzie.

x

Michał, ile razy odwiedzał Mirona Sartowicza, swego serdecznego przyjaciela, zawsze miał wrażenie, jakby wchodził do jakiegoś wielmoży, bo mieszkał w pięknej willi, która stała na obrzeżach ich osiedla, na Prędocinku. Otoczona była parkanem z czerwonej cegły i miała solidną bramę na pilota. Na terenie rozległej posesji rosło wiele drzew i krzewów. Kwiaty można było tylko zobaczyć, gdy weszło się na teren posiadłości. Pani Maria, matka Mirona, miała zamiłowanie do prac ogrodowych. Ich ogród wyglądał bajkowo. Na kilkupiętrowych tarasach rosły kwiaty i krzewy tak pięknie wkomponowane w przestrzeń, że każdy, kto tu wchodził, musiał na chwilę przystanąć i je podziwiać. Jej matka zawsze powtarzała, że pani Sartowiczowa zamiast psychologiem, powinna zostać projektantką ogrodów. Rzeczywiście znała się na nim jak mało kto. Oczywiście korzystała z lektury dla ogrodników. I w swej bibliotece oprócz książek z psychologii, miała moc lektur dotyczących uprawy i pielęgnacji ogrodu. Wiedziała o kwiatach i krzewach bardzo dużo. A przede wszystkim, zbadała swoją ziemię, a potem dostosowywała do nich odpowiednie rośliny i nawozy. Dzisiaj także nie mógł się powstrzymać i przeskakując po kamiennych płytach, zatrzymywał się tu i ówdzie i podziwiał z zapartym tchem piękne kwiaty, które same w sobie były cudem natury. W słońcu ich zapachy jeszcze bardziej intensywniej roznosiły swą woń, więc wdychał, jakby nie miał tego dosyć. Wieczorem również pachniały, ale zdawało mu się, że za każdym razem inaczej.

— Cześć, Michał! — zawołał Miron ze swojego balkonu i kiwnął mu na powitanie ręką.

Był wysokim szatynem, o ciemnoszarych oczach w ciemnej oprawie i pięknej budowie ciała. Miał dwadzieścia trzy lata, ale wyglądał na więcej. Wszyscy ich znajomi brali ich za rówieśników. Na dworze był upał, więc miał na sobie tylko bokserki. Nic dziwnego, że dziewczyny się za nim uganiały. Był smacznym ciachem, jak mówiły o nim niektóre siksy z osiedla. Michał ciągle się dziwił, dlaczego Miron nie ma jeszcze na stałe swojej dziewczyny. A gdy go o to pytał, odpowiadał, że ta, która mu się podoba, nie chce go, ale nigdy nie wymienił jej imienia.

— Hej! — odparł z entuzjazmem Michał na widok przyjaciela, odmachując mu ręką. Gdy tylko przekroczył solidne, dębowe drzwi częściowo przeszklone, wbiegł po schodach na piętro do pokoju przyjaciela.

— Obawiałem się, że już nie przyjdziesz. Za długo byłem na słońcu i trochę przeholowałem, bo rozbolała mnie głowa. Chciałem się położyć, ale skoro już przyszedłeś, porozmawiajmy.

— Wybacz za spóźnienie, ale wiesz, jaka jest Julka. Musiałem jej obiecać, że wrócę przed dwudziestą drugą. Jest taka zasadnicza.

— A wrócisz? — zapytał ze śmiechem Miron, wskazując przyjacielowi najbliższy fotel.

Jego pokój przypominał wnętrze samolotu odrzutowego. Nawet biurko przypominało konsolę pilota. W dzieciństwie marzył zostać astronautą. Jednak po latach zmienił swoje zainteresowanie, chciał zostać sędzią. Był na czwartym roku prawa na UJ w Krakowie. Czego się tylko podjął, musiał zakończyć. Wszystko było przemyślane i wyważone, i czy będzie się mu to opłacało. Nic nie robił bezinteresownie. I ta cecha zdecydowanie różniła go od przyjaciela. Czas dla niego był także cenny. On przeliczał go nieco inaczej. Matka wpoiła im, że czas spędzony z przyjaciółmi, nie jest stracony.

— Mam nadzieję, że nie zajmie nam to dużo czasu — odparł wymijająco. — Mieliśmy pogadać wyłącznie o obozie. Zdecydowałeś się już na język angielski czy niemiecki?

— Siadaj. Wpadłeś jak oparzony i gadasz jak najęty. Chcę właśnie ci coś oznajmić. — Założył na siebie bawełnianą, kraciastą koszulkę lecz jej nie zapinał ze względu na panujący upał, wciągnął białe szorty i dopiero potem usiadł na kanapie, zapraszającym gestem ręki wskazał mu miejsce obok siebie.

Michał spojrzał na przyjaciela podejrzliwie. Widać było, że Miron nie był zbyt zainteresowany tematem, z którym przyszedł. Założył nogę na nodze, ręce na piersiach i jakby chciał odwlec konfrontację, spojrzał w stronę okna. Michał przyglądał mu się w milczeniu. Musiał przyznać Julce rację. Jego przyjaciel był przystojny, ale w jego oczach i całej postawie była arogancja. Jego poczucie wyższości aż kuło w oczy. Dlaczego dopiero teraz to zauważył? Pewnym ruchem podniósł się z kanapy i stanął nad siedzącym przyjacielem, który wciąż milczał. Nad czymś intensywnie się zastanawiał. Przez chwilę poczuł się jak intruz, jak nieproszony gość.

— Wiesz, ten pomysł z obozem to był niewypał — zaczął Miron niepewnie.

— Co ty mówisz? Spotkania z rodowitymi Niemcami albo Anglikami i uczestniczenie w ich codziennym życiu, to najlepszy pomysł do nauki języka. Przy okazji poznalibyśmy ich zwyczaje i kulturę — stwierdził rzeczowo Michał, szukając jego wzroku, ale na darmo, bo przyjaciel uciekał wzrokiem w stronę okna, za którym rozpościerał się piękny ogród.

— To matka wpadła na pomysł, abyśmy wspólnie spędzili te wakacje, ale zmieniły się okoliczności — wyznał w końcu, ciężko wzdychając.

Michał starał się nie pokazać po sobie, jak bardzo czuł się rozczarowany.

— Szkoda. Obóz w Berlinie poprawiłby nasz niemiecki — powiedział tylko.

— Tam, gdzie rodzice zaplanowali jechać, będą mówić w wielu językach, w niemieckim także — odparł Miron z hardością w głosie.

Kiedy Michał spojrzał mu w oczy, zobaczył w nich niezadowolenie, że na niego naciskał.

— Rozumiem, że już się zgodziłeś i jedziesz z nimi?

— Przepraszam cię, stary. Matka niepotrzebnie podjęła temat obozu bez konfrontacji z ojcem. Znając ją, nie powinienem robić ci nadziei, tylko odczekać parę dni. Dopiero po rozmowie z nim wyszedł pomysł, że wyjedziemy jednak wszyscy razem. Ojciec ma tam spotkanie w interesach, a my przy okazji z matką potraktujemy ten wyjazd jako wypoczynek. Od dawna rodzice nie spędzali razem urlopu. Nadarzyła się świetna ku temu okazja. Już dawno nie nurkowałem. A tam są cudowne zatoki, więc nawet nie protestowałem.

— Rozumiem. A już się zastanawiałem, jakich mam użyć argumentów, aby przekonać Julkę do naszego pomysłu, bo nie bardzo podobał się jej projekt z obozem językowym. Widzę, że już nie będę musiał główkować, jak to zrobić. Problem rozwiązał się sam. — Michał starał się, aby jego głos brzmiał w miarę normalnie. Chciał, aby przyjaciel nie pomyślał, że aż tak bardzo mu zależało na tym wyjeździe. On też miał swoją dumę.

— Nie zmęczyło cię jeszcze jej niańczenie? Twoja siostra zachowuje się jak kwoka. — Miron chcąc zmienić temat, zaczął od napaści na Julkę.

— Odczep się od niej. Ona bynajmniej zawsze dotrzymuje umowy i danego słowa — powiedział z wyrzutem, nie wytrzymując napięcia.

— Nie chciałbym, aby moja siostra manipulowała mną jak dzieckiem.

— Zapewniam cię, że z jej strony to nie manipulacja lecz troska o mnie.

Miron nie zamierzał dłużej kontynuować tej dyskusji, która doprowadziłaby do kłótni. Znał zbyt dobrze przyjaciela, że za swoją siostrę poszedłby w ogień. Nic dziwnego byli bliźniakami i byli ze sobą zżyci. I tego im zazdrościł.

— Napijesz się czegoś? — zaproponował Miron z nonszalancją, podchodząc do szafki, w której była zamontowana niewielka lodówka a w niej barek. Starał się poprawić nastrój, widząc, że przyjaciel poczuł się dotknięty zmianą planu na ich wspólne wakacje.

— Dziękuję. Wystarczy niegazowana woda.

— A może gin z tonikiem albo czysta wódka? — Miron spojrzał na przyjaciela z pewnym siebie uśmiechem.

— Wiesz, że nie przepadam za alkoholem, bo źle po nim się czuję. Znamy się od podstawówki, powinieneś już to wiedzieć — zauważył z ironią, nie starając się nawet ukryć swojej słabości. — Nie obawiasz się rodziców, że któreś może wejść i zobaczyć, że pijesz o tej porze dnia? — zapytał, wskazując na drzwi, zza których słychać było telewizor z salonu, w którym siedzieli jego rodzice.

— Przecież jestem już pełnoletni. Nie martw się, nic nie powiedzą. Zadowalają się tym, że siedzę w domu, a nie włóczę się po knajpach w podejrzanym towarzystwie. Uważają, że jesteś dla mnie dobrym przykładem, stary — powiedział to takim tonem, że Michała mile połechtała ta uwaga, ale tylko przez chwilę.

— Skoro czujesz się taki dorosły, mogłeś im odmówić — powiedział Michał, obrzucając przyjaciela oskarżycielskim spojrzeniem.

Miron zrobił sobie drinka, usiadł ponownie na kanapie, wsparł plecami o ścianę, założył nogę na nogę i zaczął się bawić szklanką z whisky i kostkami lodu. Za każdym ruchem jego ręki dźwięczały, obijając się o grube szkło szklanki.

— Jeszcze nie jeden raz będzie ku temu okazja, aby wyjechać gdzieś razem. — Miron ponownie podniósł się i stanął na przeciwko Michała. — Napijmy się. Dobrze nam obu to zrobi.

Młody mężczyzna, którego uważał do tej pory za przyjaciela, patrzył na niego z ironią.

— Co, boisz się swojej siostrzyczki? — zapytał zaczepnie.

— Nigdy nie musiałem się jej bać, wprost przeciwnie, zawsze liczę się z jej opinią, bo jest mądra i praktyczna. I bynajmniej jej na mnie zależy. Ty jesteś posłuszny swoim rodzicom, bo łożą na twoje utrzymanie, ja liczę się z jej zdaniem, bo jest nie tylko moją jedyną siostrą, ale doskonale wiesz, że nie jest głupia. Ma dobrze poukładane w głowie, w przeciwieństwie do tych twoich wymalowanych laleczek!

— Nie rób z niej takiej świętej Julii! — Miron spojrzał na niego wściekły.

— Może nie jest święta, ale kocham ją taką, jaką jest — odparł, kierując się w stronę drzwi. — Nie musisz mnie odprowadzać, sam trafię do wyjścia — dodał poważnym tonem. — Pójdę pożegnać się z twoimi rodzicami. W zaistniałej sytuacji pewnie długo się nie zobaczymy.

— Jak chcesz — odburknął Miron i stanął przy oknie odwrócony do niego plecami.

Michał zapukał w drzwi salonu, które stały otwarte na oścież. Państwo Sartowiczowie siedzieli na kanapie przed telewizorem, pijąc kawę z maleńkich, porcelanowych filiżanek.

— Przepraszam. — Michał stanął w progu olbrzymiego salonu i chrząknął znacząco. — Chciałbym się z państwem pożegnać. Wpadłem do Mirona pogadać o obozie, ale właśnie się dowiedziałem, że nasz plan nie wypalił. W tej sytuacji pewnie długo się nie zobaczymy — powiedział uprzejmym tonem, wchodząc do środka.

Na jego widok Daniel Sartowicz podniósł się z kanapy i podszedł do niego blisko. Był wysokim, przystojnym mężczyzną. Miał czterdzieści kilka lat i sylwetkę czynnego sportowca. Miron był młodszą kopią ojca. Maria, jego żona, siedziała wsparta o poduszkę z podwiniętymi nogami i na jego widok uśmiechnęła się ciepło. Była ładną brunetką o jasnej cerze i dużych, szarych oczach. Tego dnia nie wyglądała najlepiej. Znacznie zeszczuplała, pod oczami zauważył błękitne cienie i zmarszczki wokół ust. Gołym okiem było widać, że była chora. Sartowicz z troską patrzył na siedzącą żonę. Michał nigdy nie słyszał, aby się kłócili, co najwyżej przekomarzali. Byli przykładną parą małżeńską.

— Pewnie tak. Za tydzień wyjeżdżamy do Hiszpanii, na Majorkę. Pewnie przedłużymy nasz pobyt. Żona ostatnio niedomaga, w cieplejszym klimacie powinna poczuć się lepiej — wyjaśnił, patrząc czule w jej stronę.

— Życzę pani szybkiego powrotu do zdrowia — powiedział, zmierzając do odejścia.

— Mamy coś dla ciebie, Michale. — Pani Sartowicz podniosła się ociężale z kanapy i wzięła kopertę ze stolika i podała mężowi, a ten wręczył mu ją z uśmiechem.

— Wiele razy pomogłeś naszemu synowi. Dziękujemy ci, Michale. — Sartowicz uścisnął mu dłoń. — Niech ci się dobrze wiedzie — dodał z ciepłym uśmiechem. Miał mocny uścisk, dlatego szybko wyjął swoją dłoń z jego masywnej ręki.

— Dziękuję, państwu. Jeszcze raz życzę udanego wypoczynku, a pani szybkiego powrotu do zdrowia. — Michał ponownie omiótł wzrokiem ich oboje i zamierzał wyjść, ale Sartowicz powstrzymał go gestem prawej ręki.

— To my ci dziękujemy za wszystko, synu — powiedziała pani domu, nadal siedząc na kanapie.

Michała zaskoczyło jej zachowanie, bo zawsze, kiedy ich odwiedzał, wchodziła do pokoju syna i długo z nimi rozmawiała, często z nimi żartując. Nie mogła długo usiedzieć w jednym miejscu, wszędzie było jej pełno. Michał polubił ją już od pierwszego spotkania. Oprócz wesołego usposobienia, była miłą i uprzejmą panią domu. Był częstym gościem na ich obiadach i piknikach w ogrodzie, który był jej konikiem. Z tego powodu przyprowadził kiedyś do ich domu swoją siostrę. Była oczarowana ich ogrodem. Wtedy pani Sartowiczowa zaproponowała Julce, że jeśli tylko chce, może jej pomagać przy przesadzaniu nowych sadzonek krzewów i kwiatów. Julka chętnie się zgodziła. Pokazała jej także, jak przycina się młode drzewka, jak je należy pielęgnować i nawozić. Odtąd jego siostra była ich częstym gościem. Kiedy tylko miała wolną sobotę, wyręczała ją w cięższych pracach i pilnie słuchała, na czym polega praca ogrodnika.

Michał wyszedł z okazałej willi bardzo zawiedziony. Kiedy szedł ścieżką między kwitnącymi drzewkami oleandrów, czuł na sobie spojrzenie przyjaciela, który stał na piętrze swego pokoju i nadal sączył drinka. Tylko nie wiadomo, dlaczego, Michał był prawie pewien, że była to tylko poza, udawana pewność siebie. Zdążył dobrze poznać przyjaciela, podobnie, jak jego wady. Do tej pory mu nie przeszkadzały. Choć jego przyjaciel pochodził z bogatego domu i miał wszystko, czego zapragnął, mimo to, nie był do końca szczęśliwy. Ale on nie chciał wnikać w szczegóły, skoro przyjaciel nie chciał mówić, on także postanowił nie naciskać.7

Julia siedziała naprzeciw Daniela i patrzyła z rozbawieniem, jak jadł z apetytem obiad, jakby przed chwilą nic szczególnego między nimi się nie wydarzyło. Była mu wdzięczna, że pierwszy zareagował i przywołał ją do porządku. Ogień, który ją trawił w środku, powoli wygasał, tylko na policzkach czuła jeszcze palące rumieńce.

— Dziękuję. Jesteś niesamowity i taktowny w przeciwieństwie do mnie. — Julia spojrzała na Daniela znaczącym spojrzeniem. — Wiesz, co mam na myśli?

— Wiem. Nie wyrzucaj sobie. Oboje widocznie tego potrzebowaliśmy. — Objął ją ciepłym spojrzeniem i uśmiechnął się zachęcająco. — Chcesz o tym porozmawiać?

Julia nie była przygotowana do tak otwartego dialogu. Ale skoro powiedziała A, musi powiedzieć i B.

— Będę ci wdzięczna, jeśli ty zaczniesz pierwszy. Ja jakoś nie śmiem po tym, co się stało. Nie spodziewałam się takiej gwałtownej eksplozji uczuć.

— Mam rozumieć, że to, co nam się przytrafiło, zrobiło na tobie ogromne wrażenie?

Julia zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Nie potrafiła ukryć targających ją emocji: radosnego podniecenia i zawstydzenia.

— Przecież wiesz, że tak — odparła szczerze, patrząc mu w oczy.

— Rozumiem więcej, niż ci się wydaje. Ale na razie zostańmy przy przyjaźni.

— Dziękuję, twoja przyjaźń ma dla mnie szczególne znaczenie. A poza tym, dałam Marii słowo, że zaopiekuję się jej różami. Głupio byłoby omijać się za każdym razem, kiedy wpadlibyśmy na siebie.

— Masz rację, głupio byłoby — przyznał jej z uśmiechem.

Nazajutrz Daniel skończył malowanie jej pokoju. Pomógł ustawić meble i układać książki w regałach. Julia w podzięce zrobiła dobry obiad, do którego podała schłodzone, półwytrawne, czerwone wino i deser, który zrobiła specjalnie z tej okazji: truskawki w bitej śmietanie, oprószone tartą czekoladą.

— Dobrze gotujesz, choć twoje potrawy są niewyszukane, ale smakują jak potrawy mojej świętej pamięci, babci Rozalii — zauważył podczas posiłku.

— Dziękuję. Mama nauczyła mnie gotować — odparła z czarującym uśmiechem. — Nauczyła mnie również, jak dbać o dobry nastrój domu.

— Tak? Ciekawy jestem, w jaki sposób to robisz? — zapytał z ciekawością.

— Staramy się z bratem jeść obiad o określonej porze dnia, zawsze przy ładnie nakrytym stole. Na co dzień jest to obrus kolorowy, białym nakrywam stół w większe święta. Przykładamy wagę do kulturalnego jedzenia, używając do tego sztućców. Nie śmiej się, to bardzo istotne. Nie mlaskamy, nie wybrzydzamy. Mama mówiła, że jedzenie przy jednym stole zjednuje rodzinę. Rozmawiamy wtedy na różne tematy, jak spędziliśmy dzień, o planach na przyszły tydzień, co wydarzyło się na uczelni, jakie otrzymaliśmy oceny, kogo spotkaliśmy albo poznaliśmy. Nie mamy zwyczaju obmawiać swoich bliźnich. Tego także nauczyła nas mama. Zbyt kochała i szanowała ludzi, nawet tych, których nie bardzo rozumiała.

— Twoja mama była mądrą kobietą.

— Nie tylko mama, mój ojciec była także dobrym i mądrym człowiekiem. Zmarli tragicznie, jak wiesz. Ich pogrzeb był najczarniejszym koszmarem, jaki nam się wydarzył, mnie i bratu. Dlatego tak lgnęłam do twojej żony, która była ciepłą i mądrą osobą.

— Maria mówiła, że studiujesz i dorabiasz sobie. W jaki sposób to robisz?

— Studiuję na UTH, na Wydziale Ekonomicznym. Moja specjalność, to prawo w działalności gospodarczej. Biznesplany obecnie są na czasie, bo każdy producent chciałby otrzymać dotację finansową z Unii Europejskiej. Kilku przedsiębiorców hodowlanych zwróciło się do mnie o pomoc i w krótkim czasie wzięli niemałą sumkę pieniędzy za nie, bo otrzymali dofinansowanie na rozwój hodowli bydła i trzody chlewnej więcej, niż oczekiwali.

— To dobry sposób na zarabianie pieniędzy.

— Przede wszystkim, uczciwy. Szkoda tylko, że mamy tak mało operatywnych rolników. Renta rodziców nie wystarczyłaby nam na zapłacenie wszystkich rachunków. Pieniądze, które otrzymywał Michał od was za korepetycje, niejeden raz podreperowały nasz budżet. Rodzice zostawili nam niewielki kapitał. Gdy zachodzi ku temu pilna potrzeba, wypłacamy pieniądze z konta, ale kiedyś i one się skończą, stąd te ograniczenia. Choćby to malowanie we własnym zakresie — rozłożyła bezradnie ręce.

Daniel przez chwilę rozważał jej słowa.

— Twoja mama wiele cię nauczyła. Mimo to, nie chciałbym, abyś pracowała u nas za darmo, dlatego będę ci płacił za prace w ogrodzie.

— Nie musisz — słabo zaprotestowała.

— Dobrze, że mi powiedziałaś o swojej sytuacji finansowej. Dlatego proszę, abyś nie protestowała, tylko wzięła pod uwagę moją propozycję. Zastanów się tylko nad stawką.

— Jaką stawką?

— Zrób mi kosztorys swoich prac.

— Okay. Zrobię, skoro o to prosisz.

— W takim razie do zobaczenia u nas. Porozmawiamy i sformalizujemy umowę.

— Widzę, że podszedłeś do sprawy całkiem serio.

— Do widzenia, Julio.

— Do widzenia, Danielu.

Julia zorientowała się, że powinna zwrócić się wcześniej do Daniela o pieniądze na zakup nawozów pod drzewka owocowe i wiele innych, potrzebnych rzeczy do zabezpieczenia niektórych krzewów i bylin, przed zbliżającą się zimą. Do tej pory skupiła się wyłącznie na pielęgnacji róż, które kwitły do późnej jesieni, czasem do pierwszych przymrozków.

x

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Przy pomocy Michała, Daniel ściął dwumetrowy świerk, który rósł na terenie jego posiadłości i razem we trójkę udekorowali. Świerk przestał być już zwykłym drzewkiem, przemienił się w piękną choinkę, która stała w rogu salonu strojna niczym księżniczka i błyszczała od różnokolorowych światełek i ręcznie malowanych bombek. Dwa dni wcześniej z pomocą Daniela i niewielką pomocą Michała, Julia upiekła schab i karkówkę, ugotowali bigos i usmażyli rybę, ugotowali czerwony barszcz i zrobili dwieście pierogów na bazie kiszonej kapusty, grzybów i mięsa. Pracowali prawie do północy, bo chcieli zdążyć przed przybyciem Mirona. Dom wypełniony był smakowitymi zapachami, aż ślinka leciała i pięknie udekorowany. Julia nigdy nie podejrzewała Daniela o sentymentalizm, dzisiaj mogła się przekonać, jak bardzo się myliła. Kiedyś wspomniała, że ulubiony obraz jego żony powinien wisieć w salonie, aby wszyscy mogli go podziwiać, a nie w zaciszu ich sypialni. Zauważyła go w momencie, kiedy chciała zerknąć w lustro, wiszące nad komodą. Zamiast niego, wisiał obraz Madonny z Dzieciątkiem, który kupił dla Marii w Wenecji. Pod obrazem na komodzie w pięknym dużym flakonie stał bukiet pięknych, różnokolorowych, świeżych róż, który zapewne o tej porze roku kosztował majątek. Wcześniej stała tu ikebana, którą sama zrobiła z suszonych róż z ogrodu pani Marii. Odwróciła się i spojrzała na Daniela, który był zaabsorbowany układaniem sztućców na stole. Nie chciała odrywać go od tej czynności, uśmiechnęła się tylko i zamierzała wrócić do kuchni. Nagle obejrzała się za siebie i natrafiła na jego rozbawiony wzrok. Pokręciła tylko głową. Daniel Sartowicz, wciąż był dla niej zagadką. Lustro w pozłacanej oprawie, wisiało teraz w holu tyle że w pionie, i każdy, kto koło niego przechodził, mógł się w nim przejrzeć od stóp po czubek głowy.

— I co o tym sądzisz? — zapytał jakby od niechcenia, patrząc na obraz Madonny.

— Jest piękny i pasuje tu. Ma dobre oświetlenie z okna. Marii pewnie też spodobałoby się to miejsce. — Julia omiotła spojrzeniem cały pokój.

Na środku salonu stał rozłożony stół nakryty białym obrusem i srebrne świeczki, przy każdym nakryciu przy serwetce leżała jakaś świąteczna kolorowa ozdoba w postaci mikołajka, aniołka, które Julia znalazła w starych pudłach między bombkami. Nad kominkiem wisiała zielona girlanda, przystrojona złotymi bombkami z czerwonymi kokardkami, pod choinką leżały pięknie zapakowane prezenty, na talerzyku, na białej serwecie leżało sianko, a na sianku biały opłatek, a z telewizora leciała kolęda „Cicha Noc”. Wszystko było jak należy. Czekali tylko na Mirona.

— Myślę, że Maria byłaby z nas wszystkich zadowolona — powiedziała z uśmiechem.

— Jestem pewny, że zadanie wykonaliśmy znakomicie — dodał od siebie.

Kolędę przerwało głośne ujadanie Marsa, zupełnie jakby oszalał.

— Pewnie przyjechał Miron i Mars go tak entuzjastycznie wita! — wykrzyknęła Julia i pobiegła do wyjściowych drzwi. Za nią szedł Daniel, a po chwili dołączył do nich Michał.

— O, jakie miłe powitanie! — Miron na ich widok głośno się roześmiał. Obok niego skakał Mars, łasząc się i tuląc, rozbrykany jak mały szczeniak, którym był kilka lat temu.

— Tęsknił za tobą jak my — przywitał go ojciec, biorąc w ramiona. — Czekaliśmy tylko na ciebie, synu. — Daniel wziął od niego plecak i położył u podnóża schodów. — Rozbierz się, zaraz siadamy do stołu.

— Dobry wieczór. Miło was wszystkich widzieć — powiedział Miron na widok uśmiechniętych przyjaciół i ojca.

— Ciebie również — Julia nadstawiła mu do pocałowania policzek i sama mocno pocałowała go w drugi. — Ależ jesteś zimny! — Julia popchnęła go w stronę kuchni. — Chodź, dam ci coś na rozgrzanie, zanim siądziemy do kolacji.

— Wiesz, co teraz by mnie naprawdę rozgrzało? — zapytał i spojrzał na nią z rozbawieniem.

— Wiem, piołunówka! — odparła z takim samym błyskiem w oku. — Żartuję. Dam ci łyk gorącego barszczu. Proszę. — Nalała mu barszczu do maleńkiej filiżanki.

— Jak ładnie pachnie… — westchnął.

— No, dobrze, a teraz leć na górę i się przebierz. Uprasowałam ci białą koszulę do czarnych dżinsów.

— Dbasz o nas jak prawdziwa niania — zaśmiał się z przekorą.

— Wiedziałam, że zjawisz się w domu dopiero przed kolacją. Przepraszam, jeśli naruszyłam twoją prywatność. Byłam pewna, że docenisz mój wysiłek. — Wyszła z kuchni i zmierzała do salonu.

— Julio, zaczekaj! Nie zamierzałem cię obrazić — krzyknął za nią.

— W porządku. I dla twojej informacji nie jestem niczyją nianią, Mironie.

— Przepraszam. Starałem się zaliczyć jak najwięcej przedmiotów, stąd to podenerwowanie. Nie gniewaj się — próbował się usprawiedliwić.

— Już dobrze, tylko się pośpiesz. Wszyscy są głodni, ty zapewne też.

— Daj mi pięć minut.

— No! To mi się podoba. No, leć! Na co się gapisz?

— Na ciebie. Lubisz rządzić, co?

— No nie…, za chwilę poszczuję cię Marsem — zaśmiała się i znikła w głębi domu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: