Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Zalewski - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
14 maja 2025
E-book: EPUB, MOBI
49,90 zł
Audiobook
49,90 zł
49,90
4990 pkt
punktów Virtualo

Zalewski - ebook

Robert Zalewski to weteran nowosądeckiej komendy, który w policyjnym środowisku uważany jest za niedającego się złamać, przykładnego glinę. Tylko nieliczni wiedzą, że jego przeszłość odcisnęła na nim mroczne piętno, którego echo w postaci blizn skrywa pod rękawami koszuli. Przeszłość, której przysiągł nigdy więcej nie dopuścić do głosu.
Kiedy w Krakowie znika podkomisarz Irena Adamczuk, z którą współpracował przy jednej z głośnych spraw, wyrusza na jej poszukiwania. Gdy jednak odkrywa, że powiązana jest z mordercą innego policjanta, a jego kolegi, wszystko, w co wierzył, zaczyna się rozpadać. Podejrzenia prokuratora o korupcję wśród funkcjonariuszy przestają być teorią, a system, któremu Zalewski służył przez całe swoje życie, okazuje się przesiąknięty złem.
Czy Irena uległa zepsuciu, przed którym starał się ją uchronić? Jak daleko jest gotowy się posunąć, by odkryć niewygodną prawdę? Czy dla rozwiązania sprawy odważy się wrócić do zamkniętej przeszłości i wypuścić demony, które przysiągł trzymać w zamknięciu?

 

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788368037777
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

11 września 2000 roku, Nowy Sącz

Podinspektor Miejskiej Komendy Policji w Nowym Sączu Robert Zalewski wszedł do mieszkania, jednak zanim zamknął za sobą drzwi, wychylił się jeszcze i nerwowo rozejrzał po korytarzu. Dopiero gdy miał pewność, że nikt go nie śledzi, ostatecznie je zamknął. Z trudem powstrzymywał drżenie dłoni. Jego krótkie, urywane oddechy zdradzały napięcie, które wciąż go trzymało. Oparł się plecami o chłodną powierzchnię drzwi i przymknął oczy. Serce, które jeszcze chwilę temu waliło mu jak oszalałe, powoli zaczęło zwalniać, choć jego rytm wciąż był daleki od miarowego.

Był środek nocy, a w mieszkaniu panowała zupełna ciemność. Stał jeszcze przez chwilę zwrócony twarzą w mrok korytarza i zbierał myśli. Oddychając coraz spokojniej, starał się ułożyć sobie w głowie to, co się wydarzyło.

Mimo że otaczała go zupełna cisza, podinspektor wiedział, że on czeka na niego w salonie.

W końcu zapalił światło. Wąski korytarz, typowy dla starych bloków, rozjaśnił się rozproszonym blaskiem rzucanym spod rattanowego klosza zawieszonego pod sufitem. W nozdrzach czuł drażniący zapach yerby zmieszanej z alkoholem. Ruszył wolnym krokiem, pod jego butami chrzęściły drobinki piasku na dawno nieodkurzanym dywanie. Gdy mijał wieszak z kurtkami, zerknął na znajdujące się ścianie lustro i zamarł na moment, widząc na jego ramie talizman. Był tutaj zawsze. To jedyna rzecz, której jego była żona nie zabrała po rozwodzie. Wisiorek odpędzający złe duchy.

Uniósł dłoń i zerwał łańcuszek jednym zdecydowanym szarpnięciem, po czym cisnął drobnym amuletem do kuchni. Bibelot uderzył twardo o kaloryfer pod parapetem. Krótki, metaliczny dźwięk przeciął gęstą ciszę. Wtedy zauważył krew na swoich dłoniach. Była już nieco zaschnięta, ciemniejsza pod paznokciami i na zgięciach palców. Przyglądał się jej przez chwilę. Nie była jego. Serce znów mu przyspieszyło, poczuł przypływ stresu i ogarniające go mdłości, za którymi przyszła fala gorąca. Zerknął na uchylone drzwi prowadzące do salonu. Wiedział, że on na niego czeka, ale nie mógł tam pójść w takim stanie.

Wszedł gwałtownie do łazienki, niemal wyważając drzwi. Włączył światło i odkręcił wodę w kranie. Zbyt intensywny strumień rozpryskiwał chłodne krople na porcelanowej umywalce. Mechanicznie wsunął brudne od krwi i ziemi dłonie pod chlapiącą wodę i zaczął szorować je mydłem. Zabarwiały wodę na ciemnoczerwono, tworząc przy tym wiry, które szybko znikały w odpływie.

Myśli szalały w jego głowie niczym stado szczurów rozpaczliwie szukających wyjścia. Od wielu lat był policjantem i wiedział, jak pozbyć się dowodów, by służby nie mogły go z niczym powiązać, mimo to nie mógł opanować nerwowego oddechu. Krew pod paznokciami nie chciała zejść, więc szorował dłonie mocniej. Rozebrał się do samej bielizny, a brudne rzeczy wrzucił do worka na śmieci i zostawił w kącie łazienki. Będzie musiał je spalić.

Znów włożył dłonie pod strumień wody i zaczął je energicznie szorować aż po łokcie, niczym chirurg przygotowujący się do operacji. Mimo jego zapalczywości krew schodziła powoli, jakby celowo opierała się jego wysiłkom. Mokre przedramiona błyszczały w świetle nadlustrzanej lampki, odbijając jasne refleksy od blizn szpecących jego skórę powyżej nadgarstków, bolesnych pamiątek po próbach samobójczych. Gdy w końcu zmył ślady, spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Jego wysoka już linia czoła wydłużyła się jeszcze przez lata. Fryzura na jeża kontrastowała wyraźnie z zapuszczoną, siwiejącą brodą, a duży nos z wiekiem nadawał mu charakteru. Cienkie, niemal niewidoczne brwi były ściągnięte w nerwowym napięciu. Zmarszczki stały się głębsze i dłuższe. W lustrzanej tafli widział swoją zmęczoną ostatnimi wydarzeniami twarz. Znów mimowolnie zerknął na blizny, zdawały się wypominać mu dawne słabości. Mimo że były jedynie przypomnieniem, iż przetrwał. Ale czy to faktycznie było przetrwanie? Czy tylko odroczenie wyroku?

Wsłuchiwał się w odgłos spływającej rurami wody. Przetarł twarz wilgotnymi dłońmi. Sięgnął po leżące na pralce czyste ubrania – czarne dżinsy i równie czarny podkoszulek – po czym wyszedł z łazienki. Nie mógł tego dłużej przeciągać.

Wrócił do drzwi wejściowych i zamknął je na klucz. Wyjrzał jeszcze przez wizjer, ale klatka schodowa tonęła w czerni, nikogo nie było.

Przeszedł korytarzem do salonu. Pomieszczenie oświetlone było dwiema lampkami – jedna znajdowała się na stoliku, druga obok telewizora z długim tyłem. Zatrzymał się w progu, omiatając wszystko wzrokiem. Wysunięta na środek pokoju stała na ruskim dywanie tuż obok meblościanki. Po obu jej stronach ustawiono drewniane krzesło i głęboki fotel. Na środku blatu czekała butelka zimnej wódki, z której skroplona para wnikała w polerowane drewno. Przy niej, naprzeciw siebie, błyszczały dwa kieliszki.

Czapka policyjna, wypolerowana na połysk, zajęła miejsce tuż obok kieliszka, jakby wyznaczając przestrzeń dla nieobecnego gościa. Zdenerwowany podinspektor, udając mową ciała opanowanie, usiadł na przygotowanym dla niego krześle, na którego oparciu wisiała marynarka od munduru. Mebel zaskrzypiał cicho pod jego ciężarem. Siedzący w głębokim fotelu mężczyzna, ledwie oświetlony ciepłą łuną lampki, sięgnął po butelkę i napełnił oba kieliszki wódką aż po brzegi. Podinspektor siedział spokojnie. Kontrolował mięśnie twarzy, by nie zdradzić, ile wysiłku kosztuje go zachowanie opanowania. Wiedział, do czego zdolny jest człowiek po drugiej stronie ławy. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie cichym szuraniem szkła po drewnie, aż każdy z kieliszków został przysunięty do swojego właściciela.

Mężczyzna podniósł swój kieliszek, wysunął go powoli przed siebie i wycelował nim w podinspektora. Wódka zafalowała, lśniąc w świetle lampy. Milczał, ale w jego spojrzeniu było coś, co mówiło więcej niż tysiąc słów. Ręka nieznacznie mu drgnęła, mimo to nie opuszczał kieliszka, jakby oczekiwał odpowiedzi.

– Twoje, kurwa, zdrowie – rzucił, a w jego beztroskim z pozoru tonie czaiło się coś złowrogiego. Następnie przysunął kieliszek do ust, przechylił go i opróżnił do dna. Choć alkohol palił go w gardło, jego twarz pozostała niewzruszona. Odstawił kieliszek z głośnym stuknięciem o blat ławy. – Załóż ją. – Wskazał na oparcie krzesła.

Po kilku sekundach namysłu podinspektor sięgnął po marynarkę i wsunął ręce w jej chłodne rękawy. Miał teraz na sobie charakterystyczny mundur koloru niebieskiego z pagonami na ramionach i dwoma belkami z gwiazdką, świadczącymi o stopniu podinspektora bądź dawnego majora.

– Wiesz, że nie piję. – Kiedy się odezwał, ton jego głosu był spokojny, wyważony, niemal hipnotyzujący, a mimo to niósł w sobie ciężar, który trudno było zignorować.

Nachylił się do kieliszka i odsunął go od siebie.

– To spotkanie to był twój pomysł – przypomniał mu mężczyzna po drugiej stronie i sięgnął się po wódkę, po czym znów napełnił sobie kieliszek. – A wiesz, że kto nie pije, ten donosi.

– To nie może się tak dłużej ciągnąć. – Podinspektor skrzyżował ręce na piersi. – Wiem, co zrobiłeś…

– Gówno wiesz. – Rozmówca przerwał mu w pół zdania.

Wyciągnął pistolet zza paska u spodni i położył go na środku ławy, pomiędzy dwoma kieliszkami wódki. A potem dosunął do siebie swoją porcję alkoholu i uśmiechnął się sarkastycznie.

– Po co to? – spytał podinspektor, kiwając głową na broń. Czuł, jak serce znów mu przyspiesza. Poprawił nerwowo marynarkę od munduru.

– A jak ci się wydaje? – odparł jego towarzysz nieprzyjemnym tonem. Pochylił się w fotelu i złapał za kieliszek. Przechylił go, a przezroczysty płyn zniknął w jego ustach. Odstawił szkło powoli, z namysłem, jakby ten ruch był częścią wyreżyserowanego spektaklu. Utkwił wzrok w podinspektorze: zimny, przenikliwy, pozbawiony choćby śladu empatii. W jego spojrzeniu nie było miejsca na kompromis. – Gdy ta rozmowa się skończy, tylko jeden z nas wyjdzie stąd żywy…
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij