- nowość
- W empik go
Zamiana. Odzyskać Wren Collins - ebook
Zamiana. Odzyskać Wren Collins - ebook
Wren Collins i Bram Larsen mieli szansę zbudować trwały związek, ale ich historia się skończyła, zanim zdążyła się rozpocząć. Po burzliwym rozstaniu mężczyzna złożył obietnicę, że wróci do Wren. Nigdy jej nie dotrzymał.
Każde z nich miało swoje powody, by utrzymywać tę bolesną ciszę. Każde z nich poszło swoją ścieżką.
Bram Larsen jednak nigdy nie zapomniał o Wren. Po uporaniu się z demonami przeszłości ma tylko jeden cel – odnaleźć kobietę, która rozpaliła jego skostniałe serce.
Problem w tym, że zdeterminowany pisarz nie przewidział jednego: ona nie jest już tą samą osobą, którą pożegnał na Alasce. Jej życie mocno się skomplikowało, a odkrycie powodu tych zawirowań całkowicie odmieni także jego los.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-970-4 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Alyssa Larsen stała przed wejściem do budynku, w którym mieszkałam, przypominając puzzel na siłę wciśnięty w nie swoje miejsce. Elegancka jak zawsze, w przylegającej kremowej sukience i perfekcyjnie pofalowanych włosach, wyglądała, jakby wyskoczyła ze srebrnego ekranu. Mogłaby być przedstawiana jako żywa definicja szyku i klasy.
Wlepiając nos w ekran telefonu, stukała rytmicznie czarną szpilką o zasyfiony chodnik, pełen przyklejonych gum do żucia, jeszcze bardziej potęgując wrażenie tej dziwacznej nieprzynależności.
Wciąż trudno mi było uwierzyć, że osoba z identyczną twarzą jak moja własna może się tak ode mnie różnić. Byłyśmy jak dzień i noc. Ona, chodząca kwintesencja kobiety sukcesu, i ja, schowana pod kapturem wyciągniętej bluzy, z gniazdem na głowie, cieniami pod oczami i kapciami zamiast porządnych butów. Kwintesencja szyku zestawiona z dosadnym obrazem nędzy i rozpaczy.
Ach, szkoda gadać…
Na jej widok zamarłam w miejscu na dobre kilka sekund, jakby oprogramowanie odpowiedzialne za moje funkcjonowanie zwyczajnie się zacięło. Może wymagało jakiejś poważnej aktualizacji. Tak się właśnie czułam, szczególnie w ostatnich dniach. Wszystkie moje systemy nawalały jeden po drugim.
Jeszcze dwadzieścia minut temu byłam przekonana, że umrę bez kawy. Właśnie to dramatyczne pragnienie wygnało mnie z bezpiecznych czterech ścian o tak nieludzkiej godzinie. Okej, było grubo po dziesiątej, ale od jakiegoś tygodnia miałam problem, żeby obudzić się przed południem. Jamie zaczęła podejrzewać, że popadam w depresję.
Nieważne. Zmierzałam do tego, że nawet obsesyjne pragnienie kofeiny nie było warte spotkania z pomiotem samego szatana.
Zaraz… Byłyśmy bliźniaczkami, więc jeśli ona jest owocem sczeźniętych jaj samego diabła, to…
Cholera, właśnie sama siebie obraziłam!
Alyssa uniosła głowę, wyczuwszy na sobie moje spojrzenie. Tym samym zmusiła mnie do ruszenia się z miejsca. Jakkolwiek nie miałam chęci na konfrontację z nią, nie byłam na nią przygotowana ani nastawiona psychicznie, nie chciałam też dawać siostrze przewagi już na samym starcie. Tkwienie w miejscu jak sarna złapana w świetle reflektorów dość wyraźnie pokazywało, kto był tutaj drapieżnikiem, a kto przekąską.
– Witaj, sobowtórze – powiedziała kpiąco.
Nie „siostro”. Nawet nie „bliźniaczko”. Sobowtórze.
W sumie to określenie całkiem pasowało. Alyssa w żadnym stopniu nie była moją rodziną, mimo łączących nas więzów krwi, co nie miało już nigdy się zmienić. Zbudowanie siostrzanej relacji po tym, co zaszło na Alasce, zdawało się zwyczajnie niemożliwe. Rzeczywiście, lepiej było traktować ją jak złego sobowtóra, niczym bohaterka Pamiętników wampirów. W zasadzie, jakby się uprzeć… byłyśmy do niej nawet trochę podobne.
– Co tutaj robisz? – zapytałam szorstko, nie siląc się na uprzejmości.
Uniosła idealnie wyregulowaną brew, co tylko przypomniało mi, że muszę w końcu ogarnąć swoje. Jezu, patrzenie na nią przypominało zerkanie w złośliwe lustro.
– Wow, mogłabyś chociaż udawać, że cieszysz się na mój widok – sarknęła, chowając telefon do torebki.
Nie zaszczyciłam jej odpowiedzią nawet w postaci zdegustowanego spojrzenia, tylko zaczęłam pospiesznie wspinać się po schodach. Na tyle prędko, żeby jak najszybciej się oddalić, bez wyjścia przy tym na zbyt spanikowaną. Niestety to i tak było zbyt wolno. Nim się obejrzałam, dogonił mnie stukot jej niebotycznie drogich obcasów. Miałam ochotę zerwać jej but ze stopy i wbić w oko. Naprawdę nie powinna mnie nachodzić, zanim zdążyłam się napić kawy. W tej chwili sama przypominałam rozjuszonego niedźwiedzia, który niezmiennie pozostawał obiektem moich koszmarów.
– Nie mam w zwyczaju udawać – skwitowałam kwaśno, pnąc się w górę. – W każdym razie już nie.
Przycisnęłam mocniej papierową torbę do piersi, drugą ręką szukając w niej kluczy. Często wychodziłam z domu bez torebki i wpychałam wszystko do kieszeni, by potem wrzucić to właśnie do siatki. Kiepski nawyk, bo zawsze kończył się tym, że musiałam przekopywać się przez piętrzące się produkty w celu dobrania się do klucza, który zawsze podstępnie opadał na samo dno. Raz przez takie grzebanie rozerwałam torbę i musiałam zbierać rozsypane zakupy z całej klatki schodowej. Oczywiście niczego mnie to nie nauczyło.
– Mogłabyś być milsza, wiesz – powiedziała niewzruszona moją oschłością. – Przyjechałam tu specjalnie, żeby domknąć nasze interesy.
Zjeżyłam się. Moje palce zadrżały, akurat gdy wsunęłam klucz do zamka. Szczęśliwie udało mi się go odblokować bez większych problemów.
– Straciłaś tylko czas, bo nie łączą nas żadne interesy.
Otworzyłam drzwi, obawiając się, że Alyssa podąży za mną do środka jak złowieszczy cień.
– Już nie. Zawsze jednak domykam swoje sprawy, a chyba przyznasz, że nasza właśnie taka jest. Niedomknięta, mam na myśli.
– Nie przyznam.
Miałam rację, z tym że wąska szczelina w drzwiach nie była dla niej żadnym ograniczeniem. Bez oporów zacisnęła dłoń na drewnianym skrzydle, po czym zmusiła mnie do uchylenia go bardziej. Zanim zdążyłam mrugnąć, przepchnęła się przede mnie i wdarła do środka mieszkania jak pieprzony niepowstrzymany buldożer.
Wzięłam głęboki wdech, wchodząc za nią do niewielkiego korytarza. Jeżeli nie mogłam zamknąć jej drzwi przed nosem, to chciałam po prostu mieć to za sobą. Obecnie naprawdę brakowało mi energii do użerania się z kimś takim jak ona.
Była jak cholerna pijawka wysysająca całą energię życiową z otaczających ją ludzi. Nie miałam pojęcia, co tutaj robi, ale ani przez chwilę nie wierzyłam w jej zapewnienia o domknięciu spraw. W tym celu mogła wysłać maila. To bardziej pasowało do bezwzględnej, zabieganej kobiety sukcesu, którą była, a przynajmniej na jaką się kreowała.
Ona jednak zrezygnowała z szybkiego przekazania informacji – swoją drogą całkowicie niechcianych. Zjawiła się tu osobiście, bo cała ta sprawa była personalna na tak wielu płaszczyznach. Miałam przeczucie, że chciała się pławić… W czym? Mojej niedoli? Swoim zwycięstwie?
Cholera wie, trudno mi było zgadywać, co wydarzyło się po moim wyjeździe z domu Brama.
Desperacko chciałam to wiedzieć.
– Skoro już musiałaś się wprosić, to chodź do kuchni i miejmy to za sobą.
W pośpiechu zdjęłam buty, a następnie skierowałam się do jednego z czterech pomieszczeń w mieszkaniu mojej przyjaciółki. Na pozostałe trzy składały się salon, sypialnia oraz łazienka, wszystkie w bardzo skromnych rozmiarach. Mieszkanie Jamie było typową klitką, urządzoną przypadkowymi meblami z wyprzedaży. Ledwo się w nim mieściłyśmy we dwie i wiedziałam, że nie mogę nadużywać dobroduszności dziewczyny zbyt długo. Spanie w jednym łóżku z przyjaciółką jest fajne, gdy jesteś w liceum albo wracasz nabzdryngolona z imprezy, jednak nie da się w ten sposób funkcjonować na co dzień. Nie długo, w każdym razie.
Lokum Jamie musiało jawić się w oczach mojej bliźniaczki jako prawdziwa nora. Nawet nie starała się ukryć swojej reakcji. Na wszystko dookoła patrzyła lekceważąco, z politowaniem, a nawet zniesmaczeniem.
Wszechświecie, daj mi siłę, pomyślałam, prowadząc kobietę do kuchni. Podejrzewałam, że to pomieszczenie było mniejsze od jej szafy w luksusowym domu w Los Angeles.
Rzuciłam torbę na skromny kawałek wolnego blatu. Unikałam wzroku Alyssy, prześwietlającego mnie skuteczniej niż rentgen. Sama jej obecność powodowała u mnie ucisk w żołądku. Fakt, że zdecydowałam się ją w ten sposób ignorować, miał dać jej do zrozumienia, że jest nieproszonym gościem, ale nie tylko. Zwyczajnie brakowało mi siły i odwagi, by patrzeć jej w oczy.
Wyciągnęłam telefon i położyłam go obok kluczy. Szybko zniknął pod rosnącym stosem wypakowanych przeze mnie produktów.
– Nie przeciągajmy tego – poprosiłam sucho, odwrócona do niej plecami. – Powiedz, co tutaj robisz, i znikaj.
Miała szczęście, że zjawiła się podczas nieobecności Jamie. Mnie złapała z zaskoczenia, nie dając mi czasu na podniesienie gardy, ale moja przyjaciółka bardzo szybko pokazałaby Alyssie, gdzie jej miejsce, ekspresowo otrząsnąwszy się z zaskoczenia. Z tym że ona nie miała złamanego serca i rozwalonego życia. Była w pełni sił. Ja… cóż, byłam chodzącym wrakiem. Może dlatego tak unikałam mierzenia się z Alyssą wzrokiem. Nie chciałam widzieć, jak twarz kobiety rozjaśnia się od satysfakcji, bo nie miałam wątpliwości, że moje nieszczęście by ją ucieszyło.
– Rety, Wren, ależ jesteś niegościnna!
Słyszałam rozbawienie w jej głosie. To tylko potwierdziło moje wcześniejsze obawy. Cała ta sytuacja, mój dyskomfort, sprawiały jej radość. Była pieprzoną socjopatką.
– Przynajmniej nie jestem szmatą – wycedziłam, zaciskając palce na tabliczce czekolady, przez co ta pękła w kilku miejscach.
Alyssa zaśmiała się, a mnie nieprzyjemny dreszcz spłynął w dół pleców. Chyba zaczęłam się pocić.
– Auć!
Wypuściłam czekoladę z ręki, żeby chwycić się blatu. Wydawało mi się, że ta kobieta wysysa całe powietrze z tego niewielkiego pomieszczenia. Ledwo się powstrzymałam od stanięcia na palcach w celu otworzenia okna.
– Skończ z tymi gierkami, bo naprawdę nie omieszkam cię stąd wyrzucić.
Byłam coraz bliższa wytargania jej z mieszkania za kudły. Może i nie miałam sił, ale gdybym dała upust złości, to przezwyciężyłabym ten niedogodny fakt i nagięła własne możliwości napędzana paliwem stworzonym z furii.
Zmusiłam się, żeby się do niej odwrócić, licząc na to, że gdy będziemy twarzą w twarz, powie mi w końcu, czemu zrobiła mi tę nieprzyjemność i zjawiła się pod adresem Jamie. Musiała się trochę natrudzić, żeby się dowiedzieć, gdzie się zatrzymałam.
Przeszły mnie ciarki, gdy uświadomiłam sobie, że najpewniej ponownie zostałam prześwietlona przez jakiegoś detektywa czy coś w tym stylu. Założyłam ramiona na piersi, by pozbyć się tego nieprzyjemnego wrażenia.
– Co tu robisz? – Powtórzyłam pytanie ponaglająco.
Tym razem w końcu spoważniała, jakby wyczuła, że naciąga granicę mojej cierpliwości.
Dlaczego w ogóle ją wpuściłam? Dobra, byłam wykończona, lecz mogłam stawiać większy opór. Chyba trochę liczyłam na to, że kobieta wspomni coś o sytuacji ze swoim mężem. Nie miałam zamiaru o to pytać, zachowałam choć tyle godności, ale chętnie spijałabym każde słowo na temat mężczyzny samoistnie spływające z jej nikczemnych ust pomalowanych szkarłatną szminką.
Czy dało się upaść jeszcze niżej?
Alyssa westchnęła. Przestąpiła z nogi na nogę, wypychając lekko w bok biodro, o które oparła rękę. Jej brązowe oczy rozbłysły jak dwa bursztyny w słońcu.
– Pomyślałam, że chciałabyś wiedzieć, że ci się udało – powiedziała w końcu, a supeł oplatający ciasno mój żołądek dodatkowo się zacieśnił. – Możesz uznać tę wizytę za gratulacje, podziękowania oraz obietnicę uiszczenia zobowiązań w jednym.
Zamrugałam z ogłupiałym wyrazem twarzy. Zaschło mi w ustach.
– O czym ty mówisz?
– O rozwodzie oczywiście – odpowiedziała, robiąc krok w przód. Słodki zapach jej perfum zaatakował moje wrażliwe nozdrza. – Ostatecznie udało ci się dopiąć swego. – Uśmiechnęła się krzywo, klepiąc mnie po ramieniu z uznaniem, od czego od razu zrobiło mi się niedobrze.
Spięłam się.
– Słucham?
– Niebawem zostanę singielką – ciągnęła. – Singielką z całkiem pokaźnym zastrzykiem gotówki. Zdrada, nawet z osobą o tym samym DNA, zadziałała na moją korzyść. Dzięki tobie mam go w garści. Spisałaś się, Wren. Spodziewaj się sporego przelewu na dniach.
Ledwo nadążałam za tokiem jej słów. Krew odpłynęła mi z twarzy, dłoń wylądowała płasko na brzuchu, który coraz wyraźniej się buntował.
– Niczego od ciebie nie chcę – wykrztusiłam.
Alyssa prychnęła.
– Nie bądź głupia! Mleko już i tak się rozlało, a my miałyśmy umowę.
Potrząsnęłam głową. Chciałam powiedzieć jej, że ma iść do diabła, ale nie dostałam takiej szansy. Natłok emocji sprawił, że całkiem puściły mi hamulce.
Pobiegłam do łazienki, odprowadzona jej zaskoczonym wzrokiem. Jak w transie opadłam na kolana i zacisnęłam palce na porcelanowym sedesie. Targana spazmami, wyrzuciłam z siebie tę połowę świeżej bułki, którą pochłonęłam po drodze ze sklepu do domu.
Z rewelacji, które kobieta rzuciła mi w twarz, wyciągnęłam tylko jedno: Bram jednak się złamał i zdecydował na rozwód. Po trzech tygodniach milczenia wiedziałam w końcu, do czego doprowadziło niespodziewane pojawienie się Alyssy na Alasce.
Trzy tygodnie.
Minęły trzy tygodnie, on ewidentnie podjął już decyzję i wciąż nie zadzwonił.
Nie zadzwonił, chociaż obiecał, że do mnie wróci.
Nie zadzwonił mimo tego, co nas połączyło.
Nie zadzwonił…
Wstałam, opłukałam usta i dopiero wtedy wróciłam do swojej złej bliźniaczki. Kobieta stała już w korytarzu, wyraźnie szykując się do wyjścia. Poczułam natychmiastową ulgę na myśl, że zniknie mi z oczu. A potem ta ulga została doszczętnie zniszczona i zdeptana przez jej następne słowa wypowiedziane z krzywym uśmieszkiem na ustach:
– Wszechświat doprawdy ma pokrętne poczucie humoru, a historia lubi się powtarzać.