- promocja
- W empik go
Zamiast wychowania. O sile relacji z dzieckiem - ebook
Zamiast wychowania. O sile relacji z dzieckiem - ebook
W osobistej rozmowie Jesper Juul porusza cale bogactwo wątków związanych z wychowaniem dzieci. Poczucie własnej wartości, nauka odpowiedzialności, rozwiązywanie sytuacji konfliktowych, problemy w szkole… ‒ te i wiele innych kwestii pojawiają się w tej książce. Cenne są liczne przykłady z doświadczenia i praktyki poradniczej duńskiego pedagoga, które pozwalają bliżej zrozumieć jego podejście do dzieci i do rożnych problemów w rodzinie.
Juul opowiada o tym, co najważniejsze w relacjach z dziećmi: rezygnacji z pozycji siły i poważnym traktowaniu ich potrzeb. Jedną z nich jest chęć bycia naprawdę dostrzeżonym przez dorosłych. Wbrew pozorom nie jest to wcale łatwe. Podpowiada, jak kochać dzieci, żeby czuły, że są kochane, jak rozwiązywać konflikty rodzące się wokół władzy w rodzinie i jak może wyglądać prawdziwie osobista rozmowa z dzieckiem.
Spis treści
CZYM JEST WYCHOWANIE?
MOJA BIOGRAFIA
ŻYĆ ODPOWIEDZIALNIE
Granice
Wolność
Przejmowanie odpowiedzialności
Nadmiar odpowiedzialności
OSOBISTY DIALOG
Dialog między szkołą a rodziną
Dialog w sytuacjach granicznych
WIARA W SIEBIE I POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI
KOCHAĆ I CHCIEĆ SIĘ ZMIENIĆ
AGRESJA I KONFLIKTY
MÓWIENIE ,,NIE”
OD POSŁUSZEŃSTWA DO ODPOWIEDZIALNOŚCI
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62445-59-2 |
Rozmiar pliku: | 816 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od wielu lat zajmuje się Pan relacjami między dorosłymi i dziećmi. Jak mamy dzisiaj wychowywać nasze dzieci?
Rodzice oraz różnego rodzaju pedagodzy, którzy zawodowo zajmują się wychowaniem, znajdują się obecnie w szczególnej sytuacji, ponieważ wciąż poszukują odpowiedniego modelu wychowawczego. W zasadzie nie ma w tym nic złego, bo każde pokolenie przechodziło przez coś takiego: „Nie chcemy wychowywać dzieci tak, jak nasi rodzice! Chcemy robić to lepiej”. Ale wyjątkowość sytuacji polega na tym, że przestał działać znany od pokoleń model wychowawczy oparty na posłuszeństwie. Dlatego generacja współczesnych rodziców radykalnie odcina się od przeszłości i poszukuje czegoś nowego. Problem w tym, że to „nowe” jeszcze się nie skrystalizowało ‒ i każdy definiuje je inaczej.
Czy to znaczy, że współcześni rodzice są trochę zagubieni?
Tak, i ma to niejednokrotnie fatalne konsekwencje. Częściej zmieniają swoje zasady wychowawcze niż bieliznę. Kilka razy dziennie ich przyjacielskie podejście nagle przechodzi w autorytarne i z powrotem. To jest dla dzieci bardzo dezorientujące. No bo jaka jest prawdziwa twarz mamy: ta miła i rozumiejąca czy ta surowa i karząca? Wydaje nam się, że wychowanie autorytarne oparte na przemocy zostawiliśmy już daleko za sobą, tymczasem praktyka pokazuje co innego.
Jaki jest więc dzisiaj, według Pana, najważniejszy problem dotyczący wychowywania?
Najważniejsze dla mnie pytanie to: Jak możemy budować dobre relacje z dziećmi? Jak żyć z nimi, nie naruszając ich integralności osobistej?
Nie ulega wątpliwości, że autorytarne podejście jest dość powszechnie stosowane. Im bardziej naruszamy integralność dziecka, tym bardziej staje się ono posłuszne, a to jest miarą skuteczności dla wielu rodziców. Jednak takie wychowanie sięga głęboko w dziecięcą psychikę i potem potrzeba dwudziestu albo trzydziestu lat, żeby ktoś, kogo w dzieciństwie raniono, źle traktowano albo poniżano, potrafił odrodzić się na nowo. Najlepszym przykładem są kobiety: dlaczego niektóre z nich uparcie wybierają sobie partnerów, którzy źle je traktują albo ranią? Odpowiedź jest prosta: to przemoc, której doświadczyły w dzieciństwie, replikuje się wciąż na nowo.
Twierdzi Pan, że dzieci są od urodzenia istotami społecznymi. Czy to znaczy, że wychowanie nie jest im potrzebne?
W języku duńskim słowo „wychowanie” oznacza dwie rzeczy: w zwykłym, potocznym sensie to tyle, co „korygowanie i poprawianie”, a w drugim znaczeniu to „pomaganie dziecku w stawaniu się dorosłym”, czyli niejako wprowadzanie go w świat. I to drugie znaczenie jest mi bliskie.
Wychowanie potrafi działać bardzo destrukcyjnie, jeśli pojmujemy je w tradycyjnym, hierarchicznym sensie: oto ja, ojciec, matka, jestem wyżej, i powiem ci, jak się masz zachowywać i jaki masz być, bo ja zawsze mam rację. Na takiej glebie nie rozwinie się żadna bliska relacja między dorosłym i dzieckiem.
Nie chodzi mi więc o wychowanie, w którym dorosły stale koryguje dziecko, tylko o takie, które polega na towarzyszeniu mu aż do dorosłości. I to wymaga ogromnych zasobów cierpliwości i otwartości!
Jeśli naprawdę chcemy, żeby dziecko się rozwijało, musimy dać mu dużo czasu. Trzeba pewne rzeczy po prostu odpuścić. Na przykład, kiedy z żoną zauważaliśmy jakieś niepokojące albo wręcz zdumiewające zachowanie naszego syna, zaznaczaliśmy ten dzień w kalendarzu na czerwono i przez określony czas powstrzymywaliśmy się od wszelkiej interwencji. Ustaliliśmy, że zajmiemy się tym dopiero wtedy, gdy do pewnego dnia jego zachowanie się nie zmieni. Ale zawsze coś się zmieniało, a nasza interwencja okazywała się zbyteczna. Ta reguła bardzo się u nas sprawdziła: nie działać pochopnie, a zwłaszcza nie wkraczać od razu z groźbami czy karami, tylko poczekać.
To samo dotyczy dorosłych. Oczywiście, zdarza się, że niektórzy ludzie zmieniają się z dnia na dzień, ale większość potrzebuje długich lat, żeby, na przykład na drodze terapii, osiągnąć pożądane zmiany. Dlatego absurdem jest wymaganie od dziecka, by natychmiast coś zmieniło w swoim zachowaniu tylko dlatego, że rodzice sobie tego życzą.