- W empik go
Zanim mnie zabijesz - ebook
Zanim mnie zabijesz - ebook
Od siedemnastu lat Julia skrywa bolesny sekret, który nie pozwala jej normalnie żyć. Chociaż stara się przekonać samą siebie, że uporała się z demonami przeszłości, tak naprawdę nie potrafi się od nich uwolnić. Każdego dnia walczy ze strachem, że mężczyzna, od którego uciekła lata temu, znów stanie na jej drodze.
Gdy pewnego dnia w jej życiu zaczynają się pojawiać trudne do wytłumaczenia zbiegi okoliczności, Julia jest pewna, że dopadła ją przeszłość. Dziwne wiadomości i tajemnicze przesyłki na dobre wytrącają ją z równowagi. Jej oprawca jest coraz bliżej i najwyraźniej nie cofnie się przed niczym, by znów ją skrzywdzić. Tylko czy na pewno stała się znów celem swojego prześladowcy? A może tym razem to ofiara zamieni się w myśliwego?
Mieszkanie nie mogło być na parterze ani nawet na pierwszym piętrze. Nie zasnęłaby, mając świadomość, że ktoś może dostać się do środka przez uchylony balkon. Ostatnie piętro również odpadało. Musiała mieć drogę ucieczki w górę lub w dół. Chciała mieszkać między ludźmi, którzy mogliby ją usłyszeć. To było najważniejsze.
Nacisnęła na klamkę drzwi wejściowych. Jak zwykle były otwarte. Wszedłszy do środka, zamknęła wszystkie zasuwki i przekręciła klucz w zamku.
– Naprawdę myślisz, że ktoś cię ukradnie? – Usłyszała głos Wiktora, który beztrosko brał prysznic w łazience.
Nie odpowiedziała. Weszła prosto do kuchni i wypełniła swój ulubiony kubek lodowatą wodą z kranu. Wypiła ją jednym haustem.
– Dobrze się czujesz? – Wiktor stał przed nią wyłącznie w ręczniku na biodrach. Jego lekko kręcone, jasne włosy sterczały we wszystkie strony.
Popatrzyła na niego i złapała się na tym, że stara się odgadnąć, w jakim jest nastroju oraz co powinna mu odpowiedzieć, aby go nie rozzłościć.
Paula Er
Autorka „Wolności jaskółki”. Powieść zdobyła tytuł książki marca 2018 w kategorii „proza polska”, który przyznany został przez „Magazyn Literacki Książki”. W 2020 roku ukazał się jej drugi utwór „Tam, gdzie milczą róże”. Brała udział w tworzeniu powieści „Dowód dojrzałości”, z której całkowity dochód ze sprzedaży został przekazany na budowę domu dla samotnych nieletnich matek. Od 2014 roku prowadzi profil na Facebooku o nazwie Wkurzona Żona, na którym publikuje historie małżeńskie kobiet, które nie mają z kim porozmawiać o dręczących je problemach. Prywatnie mama dwójki cudownych dzieci. Interesują ją ludzkie historie i sposób, w jaki wpływają na życiowe decyzje.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-071-2 |
Rozmiar pliku: | 859 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Jeszcze tylko odbiorę paczkę i weekend _– odetchnęła z ulgą. Ten tydzień dał jej wyjątkowo w kość. Maile, spotkania, prezentacje. Julia miała wrażenie, że wręcz tonie w papierkowej robocie. Nie mogła doczekać się chwili, gdy zrzuci z siebie niewygodne, eleganckie ubranie i usiądzie w ulubionym dresie przed telewizorem.
Zatrzymała się przed przejściem dla pieszych. Dziś miała wyjątkowego pecha do czerwonych świateł. Wrzuciła luz i puściła sprzęgło. Popatrzyła na ludzi przemykających pod parasolami. Oni pewnie też śpieszyli się do swoich domów. Pomyślała, że ma wyjątkowe szczęście, że przynajmniej nie musi moknąć. Leniwie przeniosła wzrok na pobliską knajpkę. Przytłumione światło, kilka zajętych stolików, emanujące ze środka ciepło. Obiecała sobie, że postara się wyciągnąć do niej jutro Wiktora, w końcu tak dawno już nigdzie razem nie byli. Uśmiechnęła się do swoich myśli i… zamarła. Oddech zatrzymał jej się w piersi, a ciało przeszył lodowaty, wręcz kłujący dreszcz.
_To tylko twoja wyobraźnia, nie dzieje się nic złego _– powtarzała sobie jak mantrę, nie spuszczając wzroku z przebiegającego tuż przed maską jej samochodu barczystego mężczyzny w czarnym kapturze. Po chwili usłyszała za sobą klakson. Światło zmieniło się na zielone, a ona nawet tego nie zauważyła. Z ledwością się opanowała, wrzuciła bieg i ruszyła odrobinę za szybko, starając się przełknąć palącą gulę w gardle.
_To niemożliwe, musisz się uspokoić!_ Starała się ujarzmić ciało. Miała wrażenie, jakby oddzieliła się od niego i obserwowała całą tę sytuację z siedzenia pasażera. Poczuła, że po policzkach płyną jej piekące łzy. _Nie, to nie może być on! Nie miałby po co tu wracać! Nie może znów odebrać mi tego wszystkiego, na co tak ciężko pracowałam! Nie może zburzyć mojego spokoju!_
Nie wiedziała, co niepokoi ją bardziej. Czy widok tamtego mężczyzny i myśl, że znów dopadła ją przeszłość, czy fakt, że tak łatwo straciła nad sobą panowanie.
Zaparkowała pod blokiem, wciąż ledwo łapiąc oddech. Popatrzyła w lusterko na swoją zaczerwienioną twarz i rozmazany makijaż. Musiała szybko doprowadzić się do porządku. Nie mogła pozwolić, żeby Wiktor zobaczył ją w takim stanie. Przecież nie wiedział nic o jej przeszłości. Poznając go, wmawiała sobie, że i tak jej nie zrozumie, jednak doskonale wiedziała, że to była tylko wymówka. Julia tak naprawdę wstydziła się przyznać sama przed sobą, że tamta historia wciąż krąży nad nią jak widmo. Przez te wszystkie lata miała tylko nadzieję, że to widmo nigdy nie przybierze ludzkiej postaci. Postaci mężczyzny z przeszłości.
Wygrzebała z torebki kosmetyczkę. Zawsze miała przy sobie korektor pod oczy i puder. Starła z policzka czarne smugi po tuszu do rzęs i przypudrowała twarz. Popatrzyła jeszcze chwilę na swoje odbicie i wymusiła uśmiech, wciąż powtarzając sobie w myślach: _Wszystko jest dobrze. To nie był on_.
Zanim weszła na klatkę schodową, obejrzała się dwa razy. Dawno już nie czuła takiej potrzeby. Dziś znowu, z każdym krokiem w kierunku windy, czuła narastający niepokój. Wiedziała doskonale, że jej lęk jest zupełnie bezpodstawny, jednak nie mogła się go pozbyć. W myślach widziała już rozsuwające się drzwi szybu windowego, za którymi stoi on. Rzuca na nią zimne, oskarżycielskie spojrzenie, a później uśmiecha się jakby nigdy nic. Jakby jego twarz była kalejdoskopem ukazującym zmieniające się w jego głowie osobowości. Nigdy nie wiedziała do końca, na którą trafi. Życie, a właściwie ucieczka od niego, przypominało grę w rosyjską ruletkę. Jedno niewłaściwie słowo, jeden niewłaściwy gest i było po niej. Widziała to w jego oczach. Znała go na wylot. Nauczyła się rozpoznawać bestię czającą się tuż za słodkim uśmiechem.
Nacisnęła guzik. Drzwi otworzyły się prawie natychmiast. W środku zobaczyła jedynie swoje odbicie w porysowanym przez nastolatki lustrze. Wsiadła do windy i wcisnęła trójkę. Numer jej piętra, jej bezpiecznej przystani.
Przypomniał jej się dzień, w którym kupowała mieszkanie. Wszyscy znajomi wybierali lokum w nowych blokach, zwracali uwagę na bliskość placu zabaw, sklepów, szkół, przystanków. Musieli poczuć z nim więź, starali się dopasować swoją wizję układu pomieszczeń do planów architekta lub najzwyczajniej w świecie sugerowali się ceną.
A ona? Również doskonale wiedziała, czego szuka, chociaż kierowała się dość niecodziennymi kryteriami wyboru. Mieszkanie nie mogło być na parterze ani nawet na pierwszym piętrze. Nie zasnęłaby, mając świadomość, że ktoś może dostać się do środka przez uchylony balkon. Ostatnie piętro również odpadało. Musiała mieć drogę ucieczki w górę lub w dół. Chciała mieszkać między ludźmi, którzy mogliby ją usłyszeć. To było najważniejsze.
Nacisnęła na klamkę drzwi wejściowych. Jak zwykle były otwarte. Wszedłszy do środka, zamknęła wszystkie zasuwki i przekręciła klucz w zamku.
– Naprawdę myślisz, że ktoś cię ukradnie? – Usłyszała głos Wiktora, który beztrosko brał prysznic w łazience.
Nie odpowiedziała. Weszła prosto do kuchni i wypełniła swój ulubiony kubek lodowatą wodą z kranu. Wypiła ją jednym haustem.
– Dobrze się czujesz? – Wiktor stał przed nią wyłącznie w ręczniku na biodrach. Jego lekko kręcone, jasne włosy sterczały we wszystkie strony.
Popatrzyła na niego i złapała się na tym, że stara się odgadnąć, w jakim jest nastroju oraz co powinna mu powiedzieć, aby go nie rozzłościć. Szybko zganiła się za to w myślach. Przecież przy nim nigdy nie musiała tego robić. Jednak nawyki, zwłaszcza te, które były w stanie uratować jej życie, były jak niewidoczne pasożyty, wczepione pod jej skórą.
– Miałam stresującą rozmowę. Wykończy mnie ta praca. A do tego chyba coś mnie bierze, strasznie pieką mnie oczy. – Wymyśliła na poczekaniu.
– Właśnie widzę. Dobrze, że jutro weekend, odpoczniesz sobie. – Wiktor podszedł do szafy i wyciągnął wyprasowaną wcześniej koszulę.
– Idziesz gdzieś? – Julia nie ukrywała zaskoczenia.
– No tak, mówiłem ci, że mamy spotkanie klasowe. Zapomniałaś? – Mąż popatrzył na nią podejrzliwie.
– Ach, wypadło mi z głowy. – Faktycznie zupełnie o tym zapomniała. Przecież trąbił jej o tym spotkaniu po latach od tygodnia. Sama nawet przekonywała go, żeby tam poszedł. W końcu warto pielęgnować dobre, długoletnie znajomości.
– Naprawdę musisz odpocząć. Widzisz, może dobrze się składa, że wychodzę. Będziesz miała spokój i władzę nad pilotem. – Uśmiechnął się do niej i wrócił do zapinania guzików.
– Tak… – Julia poczuła, że znów narasta w niej niepokój. Za wszelką cenę starała się go ukryć, choć teraz skumulował się w jej skroniach i rozsadzał je od środka. Nigdy nie miała nic przeciwko samotnym wieczornym wypadom, wyjazdom czy delegacjom Wiktora. Ufała mu i wiedziała, że nic jej z jego strony nie groziło. Dziś jednak wolałaby, żeby został z nią w domu, ale tego również nie mogła mu powiedzieć. Tajemnica, którą przed nim kryła, złożyła na jej ustach gorącą pieczęć.
Julia odstawiła kubek do zlewu, przepłukała go gorącą wodą i ustawiła dnem do góry na pustym metalowym ociekaczu. Wiktor, jak zawsze, wywiązał się ze swoich domowych obowiązków i zostawił kuchnię w nienagannym porządku. Julia poczuła, że musi się ukryć. Nie chciała, żeby zauważył, że ma łzy w oczach. Spuściła głowę i udając atak kaszlu, szybkim krokiem poszła w kierunku łazienki. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, rozpłakała się na dobre. Na szczęście Wiktor wyszedł szybko z domu, rzucając jej przez drzwi krótkie: _Cześć, nie czekaj na mnie_. Kiedy tylko usłyszała jego oddalające się na klatce schodowej kroki, podbiegła do drzwi i znów zamknęła je na klucz. Dopiero wtedy, zamknięta na cztery spusty, odetchnęła z ulgą. Była bezpieczna. Przynajmniej się wypłacze, nie tłumacząc Wiktorowi swojego stanu kolejną kiepską wymówką. Stojąc wciąż w przedpokoju, sięgnęła po płaszcz, a potem wyszła na balkon. Musiała natychmiast zapalić. Jej wyczerpane skrajnymi emocjami ciało domagało się swojej dawki nikotyny, jednak ręce drżały jej tak mocno, że ledwo trafiła papierosem do ust.
Na zewnątrz było już zupełnie ciemno i nieprzyjemnie chłodno, do tego deszcz rozpadał się na dobre. Na szczęście balkon był prawie całkowicie zabudowany, więc zimne, sączące się z nieba krople nie stanowiły dla niej najmniejszego problemu. Wychyliła się lekko przez barierkę i obrzuciła wzrokiem osiedle. Dobrze oświetlone i tętniące życiem, nawet późnym wieczorem dawało jej poczucie bezpieczeństwa.
Wypuszczając dym z płuc, podświadomie kierowała wzrok w nieliczne, ciemne zakamarki między balkonami. Prawie widziała w nich majaczącą w oddali niczym cień, nieruchomą postać, wbijającą w nią błyszczący wzrok. Wzdrygnęła się. Musiała natychmiast przestać o tym myśleć.
_Przecież minęło siedemnaście lat! Po co miałby teraz tu wracać? Po co miałby zawracać sobie mną znowu głowę? Pewnie żyje sobie gdzieś z jakąś kobietą, może nawet jest dobrym mężem i wspaniałym ojcem, bo wreszcie ktoś go słucha i rozumie. Może wszystko, co złe, wydarzyło się wyłącznie z mojej winy? Może, gdybym potrafiła go zrozumieć i w odpowiedni sposób pomóc, wszystko potoczyłoby się inaczej?_
Mimo że od tamtej chwili minęły lata, przychodziły momenty, że Julia wciąż w to wierzyła. Wierzyła, że to ona była winna. Wydawało jej się, że tamto życie znów wyciąga po nią szpony i za wszelką cenę chce ją odzyskać, wciągnąć i strawić. Tym razem na dobre.
Z rozmyślań wyrwał ją parzący ból. Była tak zamyślona, że nie zwróciła nawet uwagi, gdy spaliła filtr od papierosa, który zostawił w jej ustach okropny posmak. Wrzuciła niedopałek do popielniczki zrobionej z puszki po coli zero i wróciła do domu odrobinę spokojniejsza.
Przypomniała sobie słowa terapeutki: _Nie wierz wszystkim swoim myślom i lękom. Większość z rzeczy, których się boisz, ci się nie przytrafi._ Może to źle, że zrezygnowała z terapii po kilku pierwszych spotkaniach? Wtedy czuła, że to nie dla niej, a to głupie, czcze gadanie tylko ją rozdrażniało. Zamiast zamykać stare rany, terapia grzebała w nich nieociosanym patykiem.
Julia podeszła do barku i zrobiła sobie drinka. Łyk alkoholu na skołatane nerwy zawsze dobrze jej robił. Dziś jednak nie miała najmniejszej ochoty delektować się ulubionym trunkiem. Wypiła go na raz, wlewając sobie szybko w gardło palącą, lekko słodkawą ciecz. Szybko wskoczyła pod ciepły koc i odpaliła ulubiony serial. Przyłożyła głowę do poduszki, wpatrując się w ruchome obrazki. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła na kanapie.
***
Obudziło ją trzaśnięcie drzwi. Spojrzała na zegarek, który wskazywał kilka minut po północy.
– Co tak szybko? – zapytała zaspanym głosem.
– A co miałem tam robić? Posiedzieliśmy, pogadaliśmy i tyle. Powinnaś się cieszyć, że nie rozbijam się po mieście z dawnymi koleżankami. – Wiktor zaśmiał się radośnie. Ściągnął z siebie ubranie i rzucił je beztrosko na podłogę, po czym wsunął się pod koc tuż obok niej. Miał zmarzniętą, nieprzyjemną skórę, którą próbował ogrzać, podkradając temperaturę jej ciała. Lekko bełkotliwym głosem streścił jej w kilku zdaniach przebieg wieczoru, czkając nieporadnie co kilka słów. Julia przypatrywała mu się z lekkim rozbawieniem. Jego słowa stawały się coraz bardziej zniekształcone i kleiły mu się oczy. Wiktor nie przepadał za alkoholem i sięgał po niego wyłącznie w wyjątkowych okazjach. Dlatego, gdy wyjątkowa okazja wreszcie się nadarzała, przegrał z krążącymi w jego krwi promilami bardzo szybko.
Ma rację, powinnam się cieszyć, a ja czepiam się o byle co.
Postarała się wyciszyć myśli. Na szczęście jej również udało się znów zapaść w sen.
***
Gdy rano otworzyła oczy, miała wrażenie, że wszystkie wydarzenia z wczorajszego dnia były tylko sennym koszmarem, który nie miał prawa ziścić się w realnym świecie. Cały stres wyparował z jej umysłu i ciała, jakby nigdy nie istniał. Odetchnęła z ulgą. Myjąc zęby, zaśmiała się nawet z siebie, że mogła dać się tak podejść swoim myślom i przestraszyć zwykłego, zakapturzonego faceta. Przecież to mógł być każdy, takich jak on były tysiące. Po chwili uświadomiła sobie jeszcze jedną rzecz: przecież mężczyzna, za którego wzięła nieznajomego, nie zatrzymał się w czasie. Zestarzał się, zmienił, być może spoważniał, więc jakim cudem mógłby być ubrany tak samo jak siedemnaście lat temu? Ludzie się zmieniają, czasem nawet nie do poznania. Zupełnie tak jak ona.
Popatrzyła w lustro, ścierając z ust resztki pasty do zębów. Większość ludzi, których znała w tamtym czasie, często jej nie poznawała. Czasem mijała niezauważona dawne koleżanki i cieszyła się, że nie zatrzymują jej na bezsensowne pogaduszki. Nie lubiła o sobie opowiadać. Zawsze, kiedy to robiła, czuła się jak oszustka. Wciąż jej się wydawało, że wszystko, co osiągnęła swoją ciężką pracą, wcale jej się nie należy, że to tylko szczęśliwy zbieg okoliczności, dziwny życiowy fart.
Przeczesała palcami krótkie, idealnie platynowe włosy i przyjrzała się odbiciu w lustrze. Była dumna ze swojego wyglądu. Wzdrygnęła się na samo wspomnienie o tym, jak wyglądała kilkanaście lat temu. Przypomniała sobie pulchną dziewczynę, w bezkształtnej fryzurze, w za ciemnych włosach i workowatych ubraniach. Taką, jaką kochał ją najbardziej. Zaniedbaną i niewidzialną, choć on nazywał to naturalnością i skromnością. Taką, o którą nie musiał być zazdrosny, i taką, która boi się własnego cienia. Taką, która jest przekonana, że jest nic niewarta i bez niego zginie. Dzisiaj, chociaż była o wiele starsza, za nic w świecie nie chciałaby znów być tamtą młodziutką kobietą.
_Przecież nie mam już z nim nic wspólnego. Jeśli nawet to on, co z tego? Jesteśmy już dla siebie obcymi ludźmi._
– Długo jeszcze? – usłyszała za drzwiami zniecierpliwionego Wiktora.
– Już wychodzę! – odkrzyknęła mu, zapinając na nadgarstku gruby, sportowy zegarek. Nawet nie zauważyła, kiedy minęło trzydzieści minut.
– Co ty tam robiłaś? Jeszcze chwila i nasikałbym do zlewu. – Wiktor wpadł do łazienki, jak zwykle nie zamykając za sobą drzwi.
Julia zdążyła się już przyzwyczaić do jego otwartości. Zabawny i wiecznie lekko rozkojarzony – to jego dwie główne cechy rozpoznawcze. Był taki od początku. Zanim stworzyli związek, długo nie pozwalała mu się do siebie zbliżyć. Kiedy poznała Wiktora, nie była już tamtą zaniedbaną dziewczyną. Nie został po niej najdrobniejszy ślad. To właśnie dlatego wreszcie dała mu szansę. Miała już dość samotności i wiecznego oglądania się przez ramię. No i dzięki niemu miała powód, dla którego nie mogła już nigdy zdjąć swojej maski wysportowanej, pewnej siebie kobiety. Przez głowę przemknęła jej jeszcze jedna myśl związana z wczorajszym dniem. Czy on, człowiek z jej przeszłości, rozpoznałby ją bez trudu na ulicy? Musiałby się dobrze przyjrzeć, a przecież byłoby to dość trudne, zważywszy, że przez większość czasu przemieszczała się samochodem. Jedynymi miejscami, w których mógłby ją dostrzec, była siłownia lub sklep spożywczy, ale to przecież było niemożliwe, bo ona również dostrzegłby jego.
Tak przynajmniej myślała.
***
– Może pójdziemy dziś na obiad na miasto? – zapytała Wiktora podczas przygotowywania porannego smoothie z mango i jagód.
Przez chwilę nie odpowiadał jej na pytanie, był wyraźnie zaskoczony.
– Dobrze się czujesz? Ty chcesz iść na obiad na miasto? Koniec świata! – Wciąż wbijał w nią z niedowierzaniem swoje szaroniebieskie oczy.
– No co… Nie jestem, jak widać, aż takim odludkiem. – Zacisnęła usta, aby ukryć uśmiech.
Tak naprawdę była odludkiem, a raczej stała się nim. Nie ufała ludziom, drażniło ją ich głośne zachowanie, niekontrolowane gesty, przypadkowe ocieranie się ciał. Kiedy robiła zakupy, zawsze starała się zachowywać odstęp od innych i dostawała szału, gdy ktoś stał tuż za nią, prawie leżąc jej na plecach. Jej strefa komfortu miała bardzo silnie zaznaczone granice i mało kto mógł je przekroczyć. W zasadzie oprócz Wiktora nie mógł prawie nikt. Zrezygnowała ze wszystkich dawnych znajomości, które mogłyby przypomnieć jej o przeszłości. Wolała zająć się pracą i samodoskonaleniem. Zachowywała się tak, jakby chciała za wszelką cenę wymazać osobę, którą była w przeszłości. A zwłaszcza tą, którą się stała, dając się wciągnąć w wir wiecznych wyrzutów sumienia, agresji i strachu.
Wiktor był dla niej ideałem. Bardzo szybko wyczuła w nim samotnego, zranionego chłopca, który stara się nadrobić swoją niską samoocenę żartami i opiekuńczością. Rozpoznała to w nim prawie natychmiast, w końcu była świetną obserwatorką. Tę umiejętność miała rozwiniętą do perfekcji. Wiktor był rozwodnikiem. Żona zażądała rozwodu, ponieważ jego potrzeby seksualne praktycznie nie istniały. Na początku starał się to przed Julią za wszelką cenę ukryć, bał się ponownego odrzucenia. Jednak po czasie zauważył, że Julia wcale nie zabiega o zbliżenia. Kiedy wreszcie zebrał się na odwagę i wyznał jej swój sekret, jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że przypadłość ta okazała się dla Julii błogosławieństwem. Julka nie czuła palącej potrzeby bliskości, wręcz się jej bała. O wiele bardziej ceniła sobie wspólne spędzanie wieczorów przed telewizorem i subtelne pieszczoty, które nie muszą prowadzić do niczego więcej. Nie chciała też mieć dzieci, w czym i Wiktor nie widział żadnego problemu.
– Powiedz tylko o której, bo muszę wybrać odpowiedni strój, może skoczę do kosmetyczki albo i do sklepu. Przecież ja nie mam się w co ubrać! – Wiktor zaczął biegać po domu i zabawnie machać rękami.
– Przestań się nabijać! – Julia nie była w stanie powstrzymać się od śmiechu. Wypiła swoje smoothie, wrzuciła do torby sportowe ciuchy, pocałowała Wiktora w czoło i zakładając kurtkę w locie, zbiegła schodami na parking. Otworzyła drzwi do samochodu i włączyła klimatyzację. Nie cierpiała zimna.
Droga prowadząca do jej ulubionej siłowni nie była długa, zwłaszcza kiedy jechało się samochodem. Włączyła ulubioną stację radiową, nucąc pod nosem kilka utworów. Sama się sobie dziwiła, że po wczorajszym kryzysie miała taki świetny nastrój.
Zaparkowała tuż pod olbrzymim centrum handlowym, na którego szczycie znajdował się klub fitness. Zanim do niego weszła, stanęła przy obrotowych drzwiach, obok których ustawiona była wysoka popielniczka. Wyciągnęła z torebki cienkiego, mentolowego papierosa i przyjrzała się rozklejonym na szybach plakatom z kinowymi nowościami.
– Nie śpij, bo cię okradną! – Usłyszała za sobą męski głos i poczuła szturchnięcie palcem w żebra. Zaskoczona, podskoczyła w miejscu.
– Jezu, Darek! Chcesz, żebym dostała zawału?! – Starała się uspokoić oddech. Serce waliło jej jak oszalałe, a mięśnie spięły się tak mocno, że czuła ich mrowienie w całym ciele.
– Prędzej dostaniesz go od tych papierosów. Niby tak o siebie dbasz, a ciągle się trujesz.
– Daj już spokój, dobra? Na coś muszę umrzeć. – Wzięła papierosa do ust i ostentacyjnie wydmuchnęła wprost na Darka chmurę dymu. Najwidoczniej zupełnie mu to nie przeszkadzało. Jakby nigdy nic wyjął jej papierosa z dłoni, zgasił go w popielniczce, pytając jednocześnie z szelmowskim uśmiechem:
– Idziemy?
Darek był trenerem personalnym oraz pracownikiem siłowni. Znali się z Julką od lat, a poznali właśnie tu. Chyba tylko on jeden widział, jak ogromną przemianę przeszła. Nie tylko tą fizyczną, ale również, co najważniejsze, psychiczną. Podziwiał jej metamorfozę, chociaż jej nie rozumiał. Od pierwszego pojawienia się Julii na siłowni minęło kilka ładnych lat. Wyglądała wtedy jak jedna z wielu dziewczyn odwiedzających to miejsce i znikająca po kilku miesiącach. Darek nie zwracał na nią wtedy większej uwagi. Pokazał jej, jak działają maszyny, objaśnił, jakie ćwiczenia powinna wykonywać, i to wszystko. Z czasem, gdy jej wizyty zaczęły być regularne, zamieniali od czasu do czasu kilka słów więcej. On często chwalił jej postępy, a ona dziękowała mu, nieco speszona. Nie umiała przyjmować komplementów. Wydawało jej się, że za każdym miłym słowem i gestem jest ukryta jakaś zła intencja. Gdy któregoś dnia przyszła poćwiczyć w nowej fryzurze i ciuchach, nikt jej nie poznał. Łącznie z Darkiem. Zapytał wtedy, co takiego zmotywowało ją do tak ogromnej zmiany. Nie bardzo wiedziała, co mu odpowiedzieć, a przecież coś musiała. Nie mogła, a właściwie nie chciała powiedzieć mu prawdy. Co by o niej pomyślał? Naprędce wymyśliła historię o tym, że narzeczony zerwał z nią tuż przed ślubem i zdradził ją z jej przyjaciółką. Natychmiast dodała jednak, że nie chce o tym rozmawiać, co Darek przyjął z największym szacunkiem. Poza tym, że darzył Julkę ogromną sympatią, nie interesował się zbytnio jej życiem osobistym, co sprawiło, że Julka nie wyczuwała z jego strony żadnego zagrożenia.
Wjeżdżając na ostatnie piętro, nie zamienili ze sobą ani słowa. Dopiero po przekroczeniu progu siłowni Darek zdecydował się przerwać ciszę.
– Co dzisiaj robisz? Brzuch czy nogi? – Oparł się o blat recepcji, za którym siedziała jego córka. Robiła magisterkę z fizjoterapii i niedawno podjęła decyzję o wyprowadzce z domu. Gdy tylko ojciec zaproponował jej pracę w klubie fitness, zgodziła się bez wahania. Jako jeden z pierwszych pracowników przyjaźnił się z właścicielem tego miejsca i cieszył się jego ogromnym zaufaniem. Kiedy szef dowiedział się, że może zyskać kolejnego sprawdzonego pracownika, nie zastanawiał się długo nad zatrudnieniem Patrycji, wciąż przekonując ją, aby ona również została z nimi na stałe.
– Chyba zrobię dziś porządne cardio, muszę wypocić z siebie cały ten parszywy tydzień. – Wzięła od Patrycji kluczyk do szafki i ruszyła w stronę przymierzalni. Cieszyła się, że nie ma dziś tłumów.
Wychodząc z szatni, włożyła na uszy duże, bezprzewodowe słuchawki i wskoczyła na swoją ulubioną bieżnię, która jako jedyna ustawiona była tuż przy oknie. Julia lubiła obserwować ludzi i ruch uliczny podczas ćwiczeń. Udawało jej się wtedy wyłączyć wieczną gonitwę myśli. Gdy tylko zaczynała biec, rozładowywała całe zgromadzone napięcie. Kiedyś próbowała biegać na świeżym powietrzu, ale wciąż z tyłu głowy miała jego. Obawiała się, że mógłby nagle pojawić się na jej drodze w jakimś ciemnym zaułku, choć takich na pewno unikałaby jak ognia. Tu, między ludźmi, odgrodzona od nich głośną muzyką, była całkowicie bezpieczna.
Nagle poczuła się dziwnie nieswojo. Sama nie wiedziała, co wywołało ten zimny dreszcz na jej plecach i mdlący ucisk w żołądku. Zwolniła kroku i odwróciła się za siebie powoli, wstrzymując oddech. Omiotła pomieszczenie wzrokiem, mając nadzieję, że i tym razem atakuje ją własna wyobraźnia. Po chwili jej uwagę przykuł pewien mężczyzna. Niby jego zachowanie nie wyróżniało się i nie powinno wzbudzać niepokoju, jednak intuicja mówiła jej zupełnie coś innego.
Julia mogłaby przysiąc, że kiedy przechadzał się między maszynami, wpatrywał się w nią dłuższą chwilę. Niestety nie zdążyła zauważyć jego twarzy, ponieważ zaczął wycierać ją ręcznikiem, gdy tylko zatrzymała na nim wzrok. Następnie przerzucił go sobie przez ramię, jednocześnie odwracając się do niej plecami. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zmienił nagle kierunek, przyśpieszył kroku i zniknął w szatni. Co prawda nie obezwładniła jej panika, ale podświadomość mówiła jej, że coś jest nie tak. Nieraz zdarzało się, że jakiś mężczyzna patrzył na jej zgrabne ciało, ale nigdy jej to nie stresowało. Prędzej można by rzec, że irytowało lub śmieszyło, jak niewiele potrzeba, aby uwieść mężczyznę.
Odczekała jeszcze kilkanaście minut i zakończyła trening. Spojrzała z zadowoleniem na liczbę spalonych kalorii i tętno. Wykonała swój trening wzorowo. Zeskoczyła z bieżni i z zadowoleniem udała się do przebieralni, gdzie wzięła jeszcze szybki prysznic.
Odświeżona wróciła na salę ćwiczeń i poszukała wzrokiem Darka. Chciała zapytać go o faceta, który, jak jej się wydawało, przyglądał jej się złowrogo. Jednak Darka nigdzie nie było.
– Coś się stało? – Patrycja zagadnęła ją zza lady. Chyba zauważyła, że Julia rozgląda się po sali.
– Nic… – Julia nie bardzo wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć.
– Chyba jednak tak, ma pani taką minę, jakby zobaczyła ducha.
Julia zmieszała się i nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Naprawdę widać, że dzieje się z nią coś złego, nawet jeśli jej organizm nie zareagował tak szaleńczo jak wczoraj?
– Zastanawiam się, kim był ten mężczyzna, który niedawno wyszedł. – Postanowiła zaryzykować i jednak zadać nurtujące ją pytanie. – A poza tym nie mów do mnie pani, tyle razy cię prosiłam. – Julka westchnęła głęboko i przewróciła oczami. Nie lubiła, gdy młodzi dorośli mówili do niej per pani. Czuła się wtedy wyjątkowo staro.
– Ten w kapturze? – Dziewczyna odłożyła książkę na blat i lekko się zarumieniła. Widać było, że przejście na ty z Julią sprawia jej spory problem.
– Tak. – Julia pokiwała głową, przygryzając boleśnie wargę.
– Nie wiem, jest u nas pierwszy raz. Przyszedł i zapytał o cenę karnetów, ale ostatecznie zdecydował się wykupić jedno wejście na próbę. Jakiś stary znajomy? – Patrycja wydawała się być coraz bardziej zainteresowana tematem.
– Nie. To znaczy nie wiem. Być może. Do poniedziałku – odchrząknęła Julia, oddając dziewczynie kluczyk do szatni.
Podchodząc do windy, znów poczuła niepokój, jednak udało jej się go skutecznie stłumić.
_To przypadek. Obcy mężczyzna. Muszę przestać wariować. Nawet gdyby to był on, miałby problem z rozpoznaniem mnie_ – przekonywała sama siebie.
W windzie, jak mogła się tego spodziewać, było kilkoro zupełnie obcych ludzi. Stanęła między nimi. Zanim podeszła do samochodu, znów zapaliła papierosa. Doskonale wiedziała, że powinna dawno rzucić, ale nie chciała odmawiać sobie tej jednej, jedynej szkodliwej przyjemności w życiu. Tym razem oparła się plecami o ścianę. Nie chciała, aby znowu ktoś ją zaskoczył. Między samochodami kręciło się już sporo osób. Zawsze ją zastanawiało, jaki sens ma spędzanie weekendów w galeriach handlowych, skoro wszystkie ubrania i potrzebne rzeczy można zamówić, nie wstając z kanapy. Julka lubiła kupować ubrania, buty i kosmetyki, ale jej prawdziwą słabością były perfumy. Mogłoby się wydawać, że zamawianie ich przez Internet jest ryzykowne, ale od czego były próbki? Miała ich całą szufladę.
Wsiadła do samochodu i ruszyła prosto do domu. Cieszyła się na dzisiejszy wieczór z Wiktorem. Musiała wreszcie skończyć z tymi bezsensownymi lękami.
***
– Co zamawiasz? – zapytał Wiktor znad karty dań.
– Sama nie wiem. Mam ochotę na coś, czego dawno nie jadłam. Może żeberka w sosie żurawinowym? A później lody malinowe z gorącą czekoladową polewą. – Julka lubiła jeść. Dużo ćwiczyła, więc nie przejmowała się drobnymi grzeszkami w swojej zazwyczaj zdrowej diecie.
– No proszę, proszę! Brzmi nieźle! W takim razie ja wezmę kaczkę z warzywami i może brownie. Jak szaleć to szaleć! Ale dasz spróbować prawda?
– Pod warunkiem, że ty dasz spróbować swojego – odpowiedziała mu z uśmiechem. Zawsze zamawiali różne dania, aby móc się podzielić.
Wiktor, w odróżnieniu od Julki, niespecjalnie dbał o swoją dietę i jadł wszystko, na co miał ochotę, jakimś cudem zachowując przy tym wagę w granicach normy. Julia była pewna, że gdyby ona jadła tyle, co on, i nie ćwiczyła, dawno przestałaby mieścić się w drzwi.
Kiedy stanęły przed nimi pachnące talerze, Julce nie przeszkadzał już nawet gwar przy sąsiednich stolikach. Jedzenie było pyszne, a czas spędzony z Wiktorem wpłynął na nią cudownie. Chyba naprawdę potrzebowała tego oderwania od rzeczywistości oraz, choć trudno było jej w to uwierzyć, bliskości innych, zupełnie obcych osób.
– Pójdę zapalić. – Wyciągnęła z torebki paczkę papierosów.
– Idź, jak wrócisz, pewnie będzie już deser. – Wiktor wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął coś w nim przeglądać.
Nigdy nie przeszkadzał mu jej nałóg. Może kilka razy wspomniał coś, że mogłaby kupić sobie plastry lub elektronicznego papierosa, ale były to tylko zwykłe, nienachalne sugestie.
W zasadzie Julka miała wrażenie, że od chwili, gdy Wiktor odważył się powiedzieć jej o swoim problemie, a ona go w pełni zaakceptowała, nie przeszkadzało mu w niej zupełnie nic. Traktował ją jak los wygrany na loterii. Julia zaś nieraz myślała, żeby również odwdzięczyć mu się tym samym i opowiedzieć o swojej przeszłości, ale zawsze uznawała, że to bez sensu. O ile jego wyznanie mogło być ważne dla ich związku, o tyle jej nie miało na niego żadnego wpływu – tak sobie wmawiała.
***
Przed restauracją stała tylko jedna para. Było szaro i nieprzyjemnie, jak przystało na późny listopad. Praktycznie od razu pożałowała, że wyszła na zewnątrz, ale skoro już to zrobiła, nie chciało jej się wracać do środka.
– Zobacz, jakie to słodkie. Pamiętasz, jak ty kiedyś zostawiałeś mi takie serduszka? – powiedziała dziewczyna stojąca obok, przytulając się do swojego chłopaka.
– Teraz za to kupuję ci kolczyki i torebki – odpowiedział, przewracając oczami.
Julka popatrzyła na niego z ukosa. Musiała się pilnować, aby nie wybuchnąć śmiechem. Wyglądali razem dość zabawnie. On wysoki i elegancki, ona dosięgała mu ledwo pod pachę. Kontrast między nimi wyrażał się nie tylko we wzroście, ale i ubiorze. Chłopak ubrany był w ciemny płaszcz i eleganckie spodnie, a jego towarzyszka w kolorowe futro, ozdobione złotym, błyszczącym paskiem. Żałowała, że nie ma z nią Wiktora. Dosłownie słyszała w głowie komentarz dotyczący jej ubioru. _Jakie ładne futerko z mysich psitek_ – była pewna, że właśnie to by powiedział.
Dopiero gdy para wróciła do restauracji, Julia stanęła na ich miejscu, chcąc zobaczyć, czym tak się zachwycała dziewczyna. Kiedy tylko zorientowała się, o co chodzi, zachłysnęła się dymem. Na masce jej samochodu ktoś namalował palcem serce. Z niedowierzaniem wpatrywała się w rysunek.
_Znalazł mnie. Mam przejebane._
Poczuła, jak miękną jej nogi, a do oczu napływają łzy. Musiała się uspokoić. Tysiące myśli histeryzowały w jej głowie. Doskonale wiedziała, że jedynie spokój mógł ją uratować. Wzięła głęboki oddech, powtarzając sobie w myślach, że to tylko przypadek. Przecież mogły przechodzić tędy dzieciaki i namazać coś od niechcenia. Wygrzebała z kieszeni zużytą chusteczkę do nosa i szybko wytarła nią całą maskę, rozmazując przy tym na niej cały, nagromadzony kurz. Rozejrzała się jeszcze raz dookoła i wróciła do restauracji w dużo gorszym nastroju.
Siadając przy swoim stoliku, na którym czekał już deser, starała się wykrzesać z siebie resztki uśmiechu i przywołać się do porządku, ale jej myśli odpłynęły daleko stąd. Zawędrowały w zakamarki przeszłości i zagubiły się w jej ciemnych, zapomnianych uliczkach.
– Czekałem na ciebie, nic jeszcze nie próbowałem. – Wiktor sięgnął po widelec dopiero wtedy, kiedy Julka usiadła na krześle.
– Wyglądają świetnie. – Starała się wykrzesać z siebie wcześniejszy entuzjazm, ale przychodziło jej to z ogromnym trudem.
– Wszystko dobrze? – Wiktor popatrzył na nią podejrzliwie.
– Tak, trochę rozbolał mnie brzuch, ale nie martw się, wezmę tabletkę i zaraz przejdzie. – Zanurzyła widelec w swoim deserze.
– Ale wy kobiety macie z tym przerąbane. – Pokiwał głową i postanowił ominąć ten temat.
– Z czym? – Julia w pierwszej chwili nie zrozumiała aluzji.
– No… z okresem. Bo to od tego pewnie chodzisz taka obolała i struta.
– No tak. – Co prawda okres skończył jej się ponad tydzień temu, ale uznała, że to idealna wymówka na jej nagłe zmiany nastrojów. – A wy możecie wszystko! Nie wykrwawiacie się co miesiąc, nie macie cellulitu, a do tego możecie sikać na stojąco. Co za niesprawiedliwość. – Julka uśmiechnęła się pod nosem. Cieszyła się, że udało jej się odwrócić od siebie uwagę męża.
– Nie męcz się, jemy i wracamy do domu.
Wiktor wiedział, że gdy Julka zaczynała tracić humor, nie było szans na rozgonienie jej złego nastroju żartami. Znał ją na tyle długo, aby zdążyć przyzwyczaić się do tego, że odzyskiwała spokój w ciszy. Oglądała wtedy telewizję lub godzinami czytała książki.
Szybko uwinęli się z deserem, a całą drogę powrotną do domu spędzili w milczeniu. Jedyną przerwę na krótkie rozmowy zrobili w sklepie spożywczym, robiąc cotygodniowe zakupy na siedem kolejnych dni.
Julka miała ogromne wyrzuty sumienia, że zepsuła im wieczór. Tajemnica ciążyła jej jak nigdy dotąd. Gdyby te wszystkie dziwne zbiegi okoliczności przydarzyły się jej się kilkanaście lat temu, pewnie spanikowałaby, spakowała walizkę i wyjechała z miasta. Bałaby się, że on znów ją dopadnie, zaciśnie ręce na jej szyi, popchnie, uderzy lub zwymyśla przy ludziach. Dzisiaj jednak nie to przerażało ją najbardziej. Julka nie bała się śmierci. Za długo patrzyła jej prosto w oczy i spała z nią w jednym łóżku. Jedynym, co naprawdę ją przerażało, była utrata wolności i spokoju ducha. Tego nie byłaby w stanie znów stracić.
***
– Podnieś, chyba komuś wypadło. – Wiktor wskazał ruchem głowy na leżącą przy ich wycieraczce plastikową kartę. Sam nie mógł tego zrobić, był obładowany ciężkimi siatkami, wypełnionymi po brzegi produktami spożywczymi.
– To chyba jakaś karta lojalnościowa. – Julia obróciła ją w dłoni.
– Podpisana? – Wiktor odstawił papierowe torby i ostrożnie oparł je o drzwi wejściowe. Wyjmując z kieszeni klucze, rzucił okiem na kawałek plastiku.
– Nie, chyba nie. – Julia spojrzała jeszcze raz na przedmiot, tym razem dokładniej skupiając na nim uwagę. Nie było na niej żadnych informacji, oprócz strony internetowej nieznanej jej księgarni. – Pójdę odłożyć ją na parapet. Może ktoś będzie jej szukał.
Wiktor kiwnął głową na znak aprobaty. Sam miał w portfelu kilkanaście takich kart i choć połowy z nich nie używał, lubił je ze sobą nosić.
Julka zeszła kilka stopni w dół i odłożyła kartę w widocznym miejscu pod oknem. Jeśli zgubił ją któryś z mieszkańców bloku, na pewno ją tu zauważy. Gdy miała już odchodzić, jej wzrok przykuł nagle jeden mały szczegół, którego wcześniej w ogóle nie zauważyła. W prawym, dolnym rogu karty, ktoś narysował serce. Małe, granatowe serduszko. Nie rzucało się zbytnio w oczy, ponieważ karta też była utrzymana w ciemnej, eleganckiej tonacji. Julka przybliżyła ją do twarzy, jakby chciała się upewnić, że serce nadal tam jest. Kiedy przejechała po nim palcem, wzór rozmył się pod jej dotykiem i zniknął. Obróciła powoli dłoń i przypatrywała się chwilę swojemu palcu wskazującemu. Ciemna smuga zamazała jej delikatne linie papilarne.
– Idziesz? – usłyszała z góry głos Wiktora.
– Tak – odpowiedziała krótko. Kiedy powoli szła po schodach, przed oczami rozlały jej się czarne plamy, a gardło wypełniło się pulsującą złością. Przez jej głowę przebiegła tylko jedna, krótka myśl:
_Muszę dopaść go pierwsza_.
Kilka miesięcy wcześniej, w innym domu
– Cholerna zdzira!
– Uspokój się i przestań się nakręcać! – Męski głos przedarł się przez potok słów.
– Ja mam się uspokoić?! Ja?!
– Gdybym tylko wiedział, gdzie jej szukać, raz--dwa bym się z nią rozmówił, rozumiesz? Jak nie prośbą, to groźbą! Nie pozwolę jej znowu zniszczyć mi życia! Ty nie wiesz, do czego ona jest zdolna!
Kobieta trzasnęła drzwiami i wyszła na taras. Gorące powietrze wydobywające się z jej płuc zamieniło się w gęstą, białą parę. Choć na zewnątrz było zimno, jej rozgrzane, rozdygotane z emocji ciało, nie odczuwało nagłej zmiany temperatur. _Pierdolona manipulantka! Nagle sobie przypomniała! Miłości jej się zachciało!_ – pomyślała rozwścieczona Martyna, chodząc po tarasie pokrytym sosnowymi deskami. – _Ja jej, kurwa, dam miłość. To wszystko jej wina, to przez nią muszę tak cierpieć! Zniszczyła go, podła zdzira. Ale ja nie pozwolę jej zrobić tego znowu. Nie jemu!_
Martyna poczuła na sobie jego gorące objęcie. Czuła się przy nim tak dobrze, tak bezpiecznie. W końcu to ona go uratowała.
– Dziękuję, że jesteś przy mnie, bez ciebie moje życie nie miałoby sensu – wyszeptał jej do ucha, powodując, że po jej ciele rozlały się przyjemne dreszcze. Uwielbiała w nim to, że choć był wielkim, aroganckim mężczyzną, przy niej wszystkie jego demony zasypiały.
– Przejdziemy i przez to. Nic nas nie złamie. – Martyna odwróciła się do narzeczonego, a ich wargi stopiły się w gorącym pocałunku. – _Jesteś tylko mój_ – zaszumiało jej w głowie. Chwyciła mężczyznę za dłoń i pociągnęła za sobą prosto do sypialni.Nigdy nie wątp w to, ze zasługujesz na życie
Aneta ma wszystko, co tylko może sobie wymarzyć młoda kobieta – kochającego męża, wspaniałego synka, własny dom i rodziców zawsze chętnych do pomocy. Z radością oczekuje drugiego dziecka. Kiedy jednak rodzi się Emilka, wszystko idzie nie tak, ja powinno. Aneta, zamiast płakać ze szczęścia… wymiotuje, kiedy próbuje przytulić noworodka. Dziecko wydaje się jej obce, zimne i obrzydliwe. Kobieta nie czuje nic poza chłodem i odrazą, bólem głowy i całego ciała. Sytuację pogarsza fakt, że jej córeczka nie chce ssać piersi. Początkowa nadzieja, że wszystko ułoży się po wyjściu ze szpitala, szybko się ulatnia – w domu Anety zaczyna rządzić jej toksyczna i apodyktyczna matka. Powrotu do pełni sił nie ułatwia jej również rodzinna tajemnica sprzed lat. Wydaje się, że każdy dzień zbliża członków tej rodziny do nieuchronnej katastrofy.
Czy miotająca się w sidłach depresji poporodowej Aneta przekroczy ostatnią granicę?