- W empik go
Zaopiekowana mama. Jak odnaleźć siebie w macierzyństwie - ebook
Zaopiekowana mama. Jak odnaleźć siebie w macierzyństwie - ebook
Macierzyństwo. Mój najpiękniejszy życiowy paradoks. Moje branie z dawania i dawanie z brania. Chwile zwątpienia potrzebne, by mieć bezgraniczną pewność. Płakanie, gdy nie mam siły, po to, by tę siłę odnaleźć. Tęsknota za chwilą spokoju, która nie miałaby znaczenia, gdyby nie ciągły jego brak. Macierzyństwo to nie czarno-biała fotografia, tylko pełna paleta uczuć, myśli, doświadczeń, obrazów... Tak bardzo piękna. Tak bardzo trudna. Tak łatwa do oceny. Tak trudna do zrozumienia. Macierzyństwo to sens. Sens, który sama życiu nadajesz.
Książka opowiada o tym, jak odnaleźć SIEBIE w macierzyństwie, otulać się zrozumieniem, wyrozumiałością i łagodnością. Znajdziesz w niej odpowiedzi na pytania o to, jak towarzyszyć dzieciom w życiu, a nie poświęcać się dla nich; jak kochać, by czuć się spełnioną; jak radzić sobie z nieprzyjemnymi uczuciami i negatywnymi myślami; jak tworzyć wspierające relacje ze sobą, dziećmi, partnerem i najbliższym otoczeniem…
To dobry moment, abyś wzięła się w ramiona i zaopiekowała sobą. Być może po raz pierwszy w życiu. Na pewno nie ostatni.
Aleksandra Sileńska – psycholog, socjolog, psychoterapeutka, autorka bloga Mama Terapeutka. Od lat w swojej pracy terapeutycznej towarzyszy innym ludziom w odnajdywaniu spokoju i spełnienia w życiu. Na co dzień mieszka w lesie wraz z ukochaną rodziną – mężem, dwiema córkami, psem i parą błazenków.
Spis treści
Od Autorki
Zaopiekować się sobą – od czego zacząć i na czym skończyć
Zaopiekowana w zmęczeniu
Zaopiekowana w lęku
Zaopiekowana w złości, poczuciu winy i wstydzie
Zaopiekowana w poczuciu kontroli
Zaopiekowana w tęsknocie za sobą
Zaopiekowana w relacjach z innymi
Zaopiekowana w relacji ze sobą
Żyj tak, jak chcesz – zbiór wspierających przekonań i codziennych rytuałów
Afirmacje dla Ciebie
Koniec książki. Początek Twojego wartościowego życia
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8151-055-4 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od kilku lat mam taki zwyczaj, że na początku roku kalendarzowego wybieram cytat, który zapisuję na pierwszej stronie swojego terminarza. Traktuję go jako myśl przewodnią na kolejne 365 dni i w każdym momencie zagubienia wracam do niego, aby przypomnieć sobie, czego chciałam sobie życzyć u progu kolejnego roku życia. W 2021 wybrałam ten:
Tego ranka obiecała sobie, że już nigdy o sobie nie zapomni. Że nie porzuci swoich marzeń i pragnień. Że ukocha i uszanuje ciche podszepty swojego serca.
Agnieszka Maciąg
I po raz kolejny przekonałam się, jak wielką moc mają słowa!
W chwili pisania tej książki mam trzydzieści cztery lata. Jestem szczęśliwą mamą i żoną, spełnioną zawodowo psychoterapeutką. Może to być dla Ciebie budujące, że ja – psycholożka i psychoterapeutka – też musiałam odnaleźć drogę do samej siebie. I właśnie doświadczeniami z tej trudnej, ale niezwykłej podróży (w której zresztą wciąż jestem), chcę się z Tobą podzielić.
Teraz, po latach terapii własnej i owocnej pracy nad sobą, mogę śmiało powiedzieć, że przez trzydzieści lat swojego życia kompletnie nie znałam siebie. Oczywiście wiedziałam, co lubię, czym się interesuję, co chcę robić w życiu, ale prawda jest taka, że nieustannie kierowałam się potrzebami i oczekiwaniami innych osób. Mam w pamięci setki takich momentów, w których z pełną premedytacją i nieświadoma konsekwencji spychałam się na margines własnej uwagi. Na przykład kiedy babcia czesała mi moje długie, cienkie włosy i ciągnęła je przy tym tak, że łzy napływały mi do oczu, ja powtarzałam sobie w myślach: „Nic nie mów. Musisz to wytrzymać”. Albo kiedy w czasie spotkań rodzinnych, słuchając o wybrykach moich kuzynów i kuzynek, obiecywałam sobie w duchu, że nigdy nie będę sprawiała takich kłopotów. Nie wspomnę już o tysiącach sytuacji, w których ograniczałam siebie, bo wierzyłam, że „tak nie wolno”, „nie wypada”, „tak się nie robi”.
W rezultacie stałam się kobietą-terminatorką, która była święcie przekonana o tym, że da sobie ze wszystkim radę. Nie dlatego, że ufałam sobie i wierzyłam we własne możliwości, ale „bo tak trzeba”. Koniec kropka. Od szesnastego roku życia pracowałam zawodowo, łącząc to zajęcie z nauką. Skończyłam dwa fakultety, odbyłam dziesiątki szkoleń, kursów i warsztatów. Byłam na maksa zaangażowaną wolontariuszką. Dla wszystkich miałam czas i serce na dłoni. Z biegiem lat stałam się zapracowaną, wiecznie niedojedzoną kobietą, w butach na szpilkach i hybrydą na paznokciach. Choć wmawiałam sobie, że żyję tak, jak chcę, to prawda była taka, że żyłam tak, jak chcieli inni.
Nie dawałam sobie okazji do tego, żeby zobaczyć i uszanować własne granice. Słowo „nie” nie chciało się przecisnąć przez moje gardło, bo bałam się, że odmowa przyniesie mi stratę, ból, cierpienie i poczucie zmarnowanej szansy. Każde potknięcie, mniejszy czy większy błąd, jaki popełniałam, był dla mnie katastrofą. Nie było dla mnie ważne to, że w życiu tak się po prostu układa. Że raz jesteś na wozie, raz pod wozem. Że są rzeczy, na które po prostu nie mam wpływu.
Nie!
Każdy moment, gdy robiłam coś nie tak, był dla mnie jasnym przekazem: „To Twoja wina, bo nie starałaś się wystarczająco mocno”.
Tak właśnie napędzał się mój chomiczy kołowrotek, w którym pędziłam każdego dnia, wyłapując tylko rzucane pod moim adresem prośby i pragnienia, a nie dając sobie czasu na postój, by złapać oddech, zobaczyć siebie i zdać sobie sprawę z tego, że moje życie właściwie nie istnieje.
Na szczęście pewna mała istota rok przed moimi trzydziestymi urodzinami postanowiła wybrać mnie na swoją Mamę. Pojawiając się na świecie, zapewne nie wiedziała, że stanie się inicjatorką mojej życiowej rewolucji jeszcze przed skończeniem roczku. Tuż po narodzinach córki moje stare życie bardzo walczyło o to, żeby zachować dla siebie przestrzeń. Dlatego też wywindowałam poprzeczkę własnych oczekiwań pod niebiosa. Każdego dnia sprzątałam, gotowałam, ogarniałam, bo „tak powinno się robić” i „co ludzie powiedzą”. Spędziłyśmy z Lilą tylko cztery miesiące, bo ja czułam przymus powrotu do pracy, żeby czegoś nie stracić albo nie pozwolić innym spełniać moich marzeń. Aż w końcu któregoś dnia przelała się moja czara goryczy.
Pamiętam ten moment bardzo dokładnie. Siedziałam w samochodzie na parkingu przed domem mojej siostry. Lał potworny deszcz, a ja miałam w głowie jedną okrutną myśl: „Nienawidzę siebie. Muszę coś z tym zrobić”. Wyciągnęłam telefon, napisałam do mojej koleżanki po fachu z prośbą o namiar na zaufanego psychologa i zadzwoniłam pod pierwszy numer, jaki odczytałam w SMS-ie.
W taki właśnie niespektakularny sposób zaczęło się moje życie. W zalanym deszczem samochodzie, z oczami przekrwionymi od łez i desperacją w sercu powiedziałam sobie: „Tak” i rozpoczęłam budowanie relacji z najważniejszą dla mnie osobą – samą sobą.
Kiedy trzy lata później wpisywałam do kalendarza wspomniany wcześniej cytat, otworzyłam sobie portal do zupełnie nowego zakątka mojego wewnętrznego świata. To miejsce jest przepełnione mną. Prawdziwą. Autentyczną. Wyrozumiałą. Pełną inspirujących zasobów i jeszcze bardziej inspirujących deficytów. Kompletną, w absolutnie każdej sekundzie mojego życia. Odkrywanie siebie w czasie terapii i własnej pracy nad sobą pokazało mi, że moja przeszłość jest historią o sile, i wszystko to, czego doświadczałam, co popsułam i co zrobiłam, jest mi teraz potrzebne, żeby rozwijać siebie i wspierać rozwój innych osób.
W 2021 roku, nie bez wahania, postanowiłam rzucić etatową pracę, którą wykonywałam od siedmiu lat. Podczas pandemii, mając pod opieką dwie maleńkie córki, wspierającego, choć nieobecnego męża, który pracował przez sześć dni w tygodniu od rana do wieczora, podjęcie tej decyzji było bardzo nieracjonalne. Jednak moje serce już od lat szeptało mi jedno: „Rób to, co kochasz i w czym się spełniasz”. Pewnie już to słyszałaś? Taki przeszywająco piękny banał jak z pierwszego lepszego poradnika dobrego życia. I w końcu to zrobiłam. Zaufałam sobie i uwierzyłam, że dam radę. Otoczyłam swój umysł ogromną liczbą wspierających przekonań. Poczyniłam ten uwalniający zawodowy krok i zaraz po tym w mojej skrzynce mailowej znalazłam wiadomość zatytułowaną: Propozycja wydania książki.
Takim oto sposobem spotykamy się dzisiaj razem.
Ja napisałam dla Ciebie książkę, która ma Ci pomóc odnaleźć Twoją ścieżkę do siebie. Ty, czytając moje słowa, dzielisz się ze mną cudną energią, która utwierdza mnie w tym, że moja praca ma sens, bo wspiera Cię w nadawaniu sensu swojemu życiu. Życzę Ci, aby czas spędzony z tą książką był dla Ciebie chwilą spotkania z samą sobą i okazją do poznania swojego wewnętrznego bogactwa. Bo niezależnie od tego, co czujesz, jak siebie postrzegasz i co wiesz na swój temat, prawda jest taka, że jesteś cudem i zasługujesz na wszystko, co jest dla Ciebie najlepsze.
Widzę Cię.
Kiedy idziesz zmęczona po chodniku, niosąc swoje dziecko na barana.
Widzę Cię.
Kiedy szukasz kolejnego argumentu, by nie kupić lizaka w sklepie.
Widzę Cię.
Kiedy starasz się ukryć zakłopotanie, kiedy Twoje dziecko krzyczy na placu zabaw.
Widzę Cię.
Kiedy pod warstwą makijażu próbujesz zakryć ślady łez i nieprzespanych nocy.
Widzę Cię.
Kiedy nie wiesz, co masz zrobić w czasie napadu płaczu swojego dziecka w hipermarkecie.
Widzę Cię.
Kiedy starasz się coś zrobić, choć nic nie wychodzi.
Widzę Cię...
Rozumiem.
Doceniam!
I choćbyś myślała, że tylko Ty czasem nie potrafisz,
nie umiesz,
nie dajesz sobie rady,
to w rzeczywistości nigdy nie jesteś z tym sama.
Gdzieś obok Ciebie jestem ja, Ona i dziesiątki innych Mam, które widzą Cię i w zaciszu serca dziękują Ci za to, że jesteś taka jak my – nieidealnie prawdziwa.ZAOPIEKOWAĆ SIĘ SOBĄ – OD CZEGO ZACZĄĆ I NA CZYM SKOŃCZYĆ?
Wiem, że jesteś jedną z nich.
Tych, które myślą, że nie ogarniają, choć w rzeczywistości ogarniają tak bardzo.
Tych, które zauważają jedną wychowawczą porażkę, a nie dziesiątki wychowawczych sukcesów.
Tych, które w zmęczeniu codziennością tracą poczucie, że to wszystko jest coś warte.
Tych, które mają wrażenie, że są bezwartościowe, a tak naprawdę są warte wszystkiego, co najlepsze.
Tych, które czasem nie wiedzą, czego chcą, ale za to zawsze wiedzą, dla kogo chcą.
Tych, które kręcąc się wokół świata swoich dzieci, nie dostrzegają, że tak naprawdę to one są centrum wszystkiego.
Nie jesteś sama!
Są nas dziesiątki.
Setki.
Tysiące!
Każda z nas jest inna, ma inne życie, inny wewnętrzny skarb i każda z nas wie, jak przeszywająco trudne bywa macierzyństwo.
Dlatego pamiętaj.
Nie jesteś dziwna.
Inna.
Osamotniona.
Jesteś Mamą.
Jesteś cudem.
Jesteś siłą.
Jesteś!
A ja jestem w tym z Tobą.
Zawsze.
Zaopiekować się sobą – od czego zacząć i na czym skończyć?
Jestem psychologiem i terapeutką zakochaną w człowieku. Nie jestem w stanie zliczyć godzin, które spędziłam w gabinecie, wsłuchując się w ludzkie historie. Poznałam mnóstwo osób, które przychodziły do mnie zagubione, zrezygnowane, lecz także pełne wiary w to, że wspólnie znajdziemy ich drogę do siebie. Z biegiem lat mogę z wielką radością przyznać przed samą sobą i innymi, że potrafię być wspierającą towarzyszką podróży. Mam w swojej głowie radar, pozwalający dostrzegać i nazywać skarby, które każdy człowiek nosi w sobie.
Słucham całym sercem! Zawsze z pełnym oddaniem, uważnością, czasem nawet łzami w oczach. I – co chyba najważniejsze – w każdym człowieku widzę wyjątkową jednostkę. Dlatego każda sesja terapeutyczna jest inna, dedykowana tej konkretnej osobie, która przyszła do mnie z prośbą o pomoc.
Choć każdy proces terapeutyczny jest niepowtarzalną podróżą, to jej początek zawsze zaczyna się od tego samego pytania: „W czym mogę pani pomóc?”. Po tym krótkim otwarciu, w którym zawarta jest moja obietnica uważności, zrozumienia i chęci wsparcia, najczęściej rozpoczyna się opowieść moich klientek o stratach, niewykorzystanych szansach, żalu, tęsknocie, zatruwających życie deficytach i przygnębiających myślach na swój temat. Mimo że każda z tych opowieści jest inna i wyjątkowa, to zazwyczaj łączy je jeden element – brak kontaktu ze sobą.
Po latach pracy terapeutycznej, setkach rozmów i niezliczonych godzin obserwacji mam taką refleksję, że to właśnie zaniedbana lub nienawiązana relacja ze sobą jest główną przyczyną zagubienia w życiu i trudności w zrozumieniu, co się właściwie z nami dzieje. W znanych mi historiach mam wybrzmiewało to szczególnie mocno i jest to dla mnie w pełni zrozumiałe.
No bo jak usłyszeć siebie, kiedy wszyscy wokół krzyczą i domagają się twojej uwagi? Jak zobaczyć siebie, kiedy nieustannie musisz mieć oczy dookoła głowy i być przed wszystkimi dwa kroki do przodu? Jak skupić na sobie uwagę, skoro twoje myśli ciągle tylko krążą wokół checklist do odhaczenia i wokół potrzeb dzieci ukrytych w głośnym: „Mamooo!”? Jak zadbać o siebie, jeśli nie ma dla ciebie przestrzeni w twoim życiu?
Jeśli oczekujesz, że udzielę ci teraz konkretnej rady, jak odnaleźć się w macierzyńskiej codzienności, to mam dla ciebie dobrą wiadomość. Taka uwalniająca wskazówka istnieje! Jestem jednak przekonana, że nawet jeśli ją przeczytasz, nie będziesz w pełni usatysfakcjonowana. Dlaczego? Bo zapewne słyszałaś ją już dziesiątki razy i jeszcze nigdy nie wniosła pożądanej magii do twojego życia. Co więcej, nawet jeśli starałaś się coś zrobić i dokonać zmian, które byłyby z nią zgodne, to w pewnym momencie przyłapywałaś się na tym, że postępujesz zupełnie odwrotnie, po staremu, czyli w ten sam niesłużący ci sposób. Niestety od takich wniosków jest już krótka droga do krzywdzącego oceniania siebie w stylu: „Ja tak nie potrafię”, „Jestem do niczego”, „Nie nadaję się do tego”, „Nie umiem zawalczyć o to, co dla mnie ważne”, „Co, do cholery, jest ze mną nie tak?!”.
Ta niezwykle wartościowa wskazówka jest piękna w swojej prostocie, a brzmi:
ZAWSZE ZACZYNAJ OD SIEBIE.
Chciałabym cię teraz poprosić, żebyś zatrzymała się przy niej na chwilę. Popatrz na nią, przeczytaj na głos, może zapisz ją na kartce swoim charakterem pisma. Pobądź z nią trochę po to, by zdać sobie sprawę z tego, co czujesz, kiedy ją czytasz. Jakie emocje to zdanie w tobie wywołuje? Jaka pierwsza myśl przychodzi ci do głowy, kiedy słyszysz te słowa? Twoje odczucia i przemyślenia mogą mieć kluczowe znaczenie w szukaniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego ta reguła nie działa w twoim życiu.
Z racji tego, że ten wątek przewija się niezwykle często w trakcie moich spotkań z kobietami, zauważyłam pewną powtarzalność w ich sposobie odnoszenia się do niego.
- Pierwsza grupa kobiet, słysząc: „Zawsze zaczynaj od siebie”, sądzi, że taki sposób myślenia jest przejawem egoizmu. Nierzadko w swoim codziennym funkcjonowaniu spychają siebie na boczny tor swojego życia. Wiele czasu poświęcają na spełnianie próśb i zaspokajanie potrzeb innych osób. Trudno jest im odmawiać, dlatego często robią coś tylko dlatego, że „tak trzeba” lub „głupio mi się teraz z tego wycofać”. Pomimo że często powstaje w nich dysonans, bo czują, że nie mają ochoty znowu być dla kogoś albo że pewne zobowiązania nie są im na rękę, wolą stłamsić trawiące je napięcie, wmawiając sobie, że lubią pomagać, zawsze takie były i wyświadczanie przysług innym jest dla nich źródłem satysfakcji. Dodatkowo, cechuje je perfekcjonizm i bardzo wysokie poczucie kontroli, które utrudnia im odpuszczanie i wprowadza w stan ciągłego stresu.
- Druga grupa to kobiety, które uznają, że próbowały już tak myśleć, ale nic z tego nie wyszło, bo na dłuższą metę nie da się funkcjonować w taki sposób. W ich odczuciu stosowanie się do tej zasady jest tak sztuczne i niepraktyczne, że nie ma sensu próbować kolejny raz. Rozmowa ze zwolenniczką takiego podejścia bywa bardzo trudna, dlatego że na ogół ma ona w zanadrzu mnóstwo argumentów utwierdzających ją w tym, że nie da się być dla siebie numerem jeden w życiu. Taki sposób myślenia może być oznaką braku gotowości na przyjęcie odpowiedzialności za własne życie. Nierzadko bowiem panie z tej grupy widzą niekończącą się liczbę przeszkód wokół siebie. To właśnie wszelkiego rodzaju czynniki zewnętrzne nie pozwalają im stawiać siebie w centrum własnego życia. Bo nawet jeśli kobieta sobie powie, że jest ważna, że może, że ma do czegoś prawo, to zawsze pojawi się coś lub ktoś, kto jej to wszystko odbierze. Zupełnie tak, jakby nie miała w swoim życiu na nic wpływu i z góry była skazana na nieszczęście, brak satysfakcji i cierpienie.
- Kobiety z trzeciej grupy na samą myśl o stawianiu siebie w centrum swojego życia prychają śmiechem. Ich reakcja jest nierzadko związana z przekonaniem, że potrzebują w życiu czegoś więcej, bo taka rada jest dla nich niewystarczająca. Jednak kiedy mają odpowiedzieć na pytanie, co właściwie dla nich to hasło oznacza, często mówią o tym, że mają przecież czas dla siebie. Opowiadają zatem, że czytają książki, dwa razy w tygodniu ćwiczą jogę, spotykają się z koleżankami, regularnie chodzą do kosmetyczki, a zorganizowanie samotnego wyjazdu na weekend nie stanowi dla nich problemu. Dlatego skoro tyle już robią dla siebie, wszystkie wzmianki o „byciu dla siebie ważną” są dla nich nic nieznaczącym oklepanym sloganem. Nieumiejętność wpasowania tego hasła w swoją codzienność może w ich przypadku wynikać z jego zbyt powierzchownego rozumienia lub z bardzo silnych wewnętrznych blokad, które uniemożliwiają im nawiązanie głębokiej i szczerej relacji ze sobą.
Powyższe charakterystyki kobiet powstały na podstawie moich wniosków i refleksji, które pojawiły się w toku doświadczeń zawodowych. Chciałam ci je przybliżyć po to, żebyś mogła się zastanowić, czy w którymś z tych opisów odnajdujesz siebie? Znajdź swój punkt zaczepienia, który stanie się punktem startowym naszej wspólnej podróży. Mój cel jest jeden – chcę ci towarzyszyć w nawiązywaniu relacji ze sobą i pokazać ci, że zawsze:
Jesteś najlepszą specjalistką od swojego życia.
To ty wiesz najlepiej, czego potrzebujesz, jak chcesz postąpić, kiedy popełniasz błąd i w jaki sposób chcesz go naprawić. Nawet jeśli czasami otaczasz się gronem doradców i korzystasz z zewnętrznego wsparcia, to ty podejmujesz ostateczne decyzje. Problem polega na tym, że czasami twoje wybory nie są w pełni twoje. Bo choć uwzględniają racjonalne argumenty, mądre wskazówki od innych osób, wiedzę lub rzetelne informacje, to brakuje w nich twojego wewnętrznego głosu, który możesz usłyszeć tylko wtedy, gdy skontaktujesz się ze sobą.
Dlatego tak ważne jest to, by zawsze zaczynać od siebie, stawiać się w centrum swoich myśli i być dla siebie najważniejszą. Do tego chcę cię zaprosić – do podróży po spełnienie.
To jak? Złapiesz mnie za rękę? Idziemy?
Ty wiesz.
Wiesz, ile razy chowałaś się po kątach własnego domu, żeby znaleźć chwilę spokoju.
Wiesz, ile łez bezsilności wylałaś, siedząc samotnie na podłodze w łazience.
Wiesz, jak często myślałaś o tym, że masz dość osób, które kochasz nad życie.
Wiesz, jak bardzo można stęsknić się za sobą, mając siebie tak blisko...
Jeśli Twoja codzienność sprawia Ci zawód, rozczarowanie, masz poczucie, że to wszystko Cię przerasta, że zwyczajnie nie masz już siły, to wcale nie oznacza, że nie możesz odczuwać spełnienia w macierzyństwie.
Spełniona Mama to nie jest ta wiecznie uśmiechnięta kobieta z reklamy, w wyprasowanej niebieskiej koszuli, karmiąca z uśmiechem w spokoju pogodnego bobaska.
Spełnienie nie polega na odczuwaniu nieustannej radości z bycia Mamą, ale na doświadczaniu macierzyństwa w pełnej krasie.
Spełnienie to bycie blisko siebie wtedy, gdy jesteś szczęśliwa, i wtedy, gdy masz wszystkiego po dziurki w nosie.
Spełnienie to patrzenie na miniony dzień z wyrozumiałością i wyciąganie wniosków ze swoich potknięć.
Spełnienie to stan, w którym nawet, gdy masz poczucie, że nie masz już sił i nie dajesz rady, przygarniasz swoje dzieci, bo czujesz, jak bardzo jesteś przy nich prawdziwa.
Tak przyjemnie i bezpiecznie prawdziwa jak nigdy wcześniej.