Zapach miłości - ebook
Zapach miłości - ebook
Holly Craig komponuje perfumy amatorsko, lecz wie, że jej produkt jest bardzo dobry. Dlatego decyduje się przedstawić go firmie kosmetycznej o światowej sławie. Spotkanie Holly w Nowym Jorku z właścicielem firmy Dragiem Di Navarrą przebiega nie tak, jak oczekiwała. Zostaje wzięta za modelkę i zaangażowana do sesji zdjęciowej. Kolejne wydarzenia coraz bardziej wymykają się spod kontroli Holly i w efekcie odmieniają jej życie, lecz zupełnie inaczej, niż planowała…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2271-6 |
Rozmiar pliku: | 765 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Halo, dziewczyno!
Holly Craig spojrzała na wysokiego, przystojnego mężczyznę. Uwagę zwracały przenikliwe, szare oczy i rysy twarzy jak wyrzeźbione z marmuru. Ciemne włosy, zgrabny nos i wysokie kości policzkowe dopełniały atrakcyjnej całości.
– No rusz się, dziewczyno, nie mam dla ciebie całego dnia – powiedział z lekko wyczuwalnym włoskim akcentem.
Holly ścisnęła mocniej rączkę wysłużonej walizeczki i niepewnie przestąpiła z nogi na nogę.
– Nie wiem, czy…
Niecierpliwie pstryknął palcami.
– Podobno chciałaś się ze mną widzieć?
– Pan Di Navarra?
– We własnej osobie.
Och! Powinna była od razu rozpoznać wszechwładnego szefa Navarra Cosmetics. Tym bardziej że widywała go wcześniej na zdjęciach.
Okropna z niej gapa. A to, tak ważne spotkanie od razu zaczęło się źle.
Spokojnie, dziecko, powiedziałaby jej babka. Dasz sobie radę.
Wyciągnęła rękę.
– Bardzo mi miło. Jestem Holly…
Zbył ją machnięciem ręki i bezceremonialnie mierzył wzrokiem.
Miała na sobie swój najlepszy żakiet, pochodzący jednak sprzed pięciu sezonów. Czarny, o ponadczasowym fasonie, służył jej całkiem dobrze, no i był jedyny, jaki miała.
Jak na razie, spotkanie przebiegało zupełnie niezgodnie z jej oczekiwaniami, ale nie chciała zaczynać od sporu.
– Odwróć się – zażądał.
Zarumieniona z przykrości wykonała polecenie. Powoli obróciła się wokół własnej osi i znów stanęła z nim twarzą w twarz.
– Tak – zwrócił się do kręcącej się w pobliżu asystentki. – Ta może być. Daj znać na plan.
– Oczywiście, proszę pana.
Asystentka zawróciła do biura, z którego oboje przyszli.
– Idziemy – zarządził Drago.
Holly stała jak słup, wpatrzona w jego plecy, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.
Raczej zniecierpliwiony niż zły, przystanął i spojrzał przez ramię.
– Idziesz czy nie?
Mogła mu wypomnieć brak taktu albo pominąć milczeniem dziwaczne maniery i wykorzystać swoją szansę. Walizeczka w jej dłoniach zdążyła się rozgrzać od kurczowego ściskania i pachniała upakowanymi w środku próbkami. Aromat przywołał wspomnienie domu. Obie z babką długo marzyły o bardziej profesjonalnym wykorzystaniu skomponowanych przez siebie perfum, niż tylko zaspokajanie potrzeb przyjaciółek i znajomych z miasteczka.
Przyjechała z daleka, by spotkać się z szefem NC, wydając na ten cel wszystkie swoje oszczędności. Zostało jej tylko tyle, by opłacić nocleg i bilet powrotny. Marnując tę szansę, straciłaby nie tylko pieniądze, ale i marzenia swoje i babki. Musiałaby wrócić do domu i zaczynać od początku.
Babcia zmarła niedawno, a Holly nie miała pieniędzy na spłatę obciążonej pożyczką hipoteki domu, więc zapewne wkrótce go straci. No chyba żeby jej się udało przekonać właściciela NC, że warto zainwestować w jej umiejętności.
Dlatego zrobi wszystko, by wykorzystać tę szansę.
– Tak. – Dogoniła go błyskawicznie. – Idę.
Drago czuł, że dziewczyna bacznie go obserwuje. Nic nowego. Obiektem kobiecego zainteresowania bywał nieustannie. Nie przeszkadzało mu to, a przy jego pracy było nawet korzystne. Kiedy zawodowo upiększało się innych, nie zaszkodziło samemu wyglądać atrakcyjnie.
Owszem, używał produktów marki Navarra – mydła, wody kolońskiej, środków do pielęgnacji skóry, szamponu – i nie krył, że uważa je za wartościowe.
Usadowiwszy się na tylnym siedzeniu limuzyny, zaczął przeglądać materiały dotyczące najnowszej linii kosmetyków NC. To, co zobaczył, zyskało jego aprobatę.
Natomiast zdecydowanie niezadowolony był z usług agencji modelek, która wypożyczała mu dziewczęta do kampanii reklamowej. Dopiero czwarta z nich mniej więcej odpowiadała jego wymaganiom. Czyżby dobranie właściwej kombinacji niewinności i seksapilu było aż takie trudne?
Potrzebował świeżości i uroku, a nie stylizacji, z którą większość modelek już się pojawiała. Miały w sobie tę charakterystyczną twardość, zdradzającą, że ich pozorna niewinność jest tylko złudzeniem.
Ta dziewczyna była inna.
Pod jego śmiałym, szacującym spojrzeniem szybko opuściła wzrok i zarumieniła się, co wydało mu się pociągające. Miała na sobie tani żakiet, który jednak leżał na niej doskonale. Buty na wysokim obcasie były różowe i zupełnie nowe. Zauważył nawet na podeszwie karteczkę z ceną: czterdzieści dziewięć dolarów. A więc nie Jimmy Choo czy Manolo Blanik. Nie tysiąc dolarów tylko pięćdziesiąt. Zapewne była nowa w agencji, a może trafiła tam wprost z rodzinnej farmy.
– Ile podobnych zleceń już miałaś? – zapytał.
Zerknęła na niego, nie rozumiejąc. Miała niebieskie oczy, włosy w niezwykłym, jasnorudym odcieniu, na bladej cerze jasne piegi, dodające jej świeżości. Koniecznie musi uprzedzić fotografa, żeby ich nie retuszował.
– Zleceń?
– Jako modelka, skarbie.
– Mmm…
– Nie obawiaj się, nie odeślę cię, nawet jeżeli to twój pierwszy raz – burknął. – Jeśli tylko zdjęcia wyjdą dobrze, to nieważne, że przyjechałaś prosto z jakiegoś zapomnianego zakątka.
Znów się zarumieniła, ale tym razem jej oczy ciskały płomienie i Drago był pod wrażeniem gry emocji na jej twarzy.
– Nie musi pan być niegrzeczny – powiedziała. – Maniery są ważne niezależnie od ilości posiadanych pieniędzy.
Omal nie parsknął śmiechem. Zupełnie jakby nagle syknął na niego kociak.
– Najmocniej przepraszam – odparł z lekką kpiną.
Jeszcze próbowała robić srogą minę.
– Cóż… Dziękuję.
Odłożył dokumenty na siedzenie.
– Pierwszy raz w Nowym Jorku?
– Tak.
– Skąd jesteś?
– Z Luizjany.
– Spodoba ci się ta praca – powiedział zachęcająco. – Przed kamerą po prostu bądź sobą. Nie próbuj niczego udawać.
Spuściła wzrok i zaczęła skubać brzeg żakietu.
– Panie Di Navarra…
– Po prostu Drago.
Kiedy znów na niego spojrzała, w niebieskich oczach malowało się zatroskanie i nagle zapragnął rozproszyć je pocałunkiem. Sam był tym zdumiony. Owszem, spotykał się z modelkami, ale akurat ta zupełnie nie była w jego typie. Preferował wysokie, szczupłe, eleganckie i chłodne.
Ta sprawiała wrażenie idealistki goniącej za nieziszczalnym marzeniem. Dla własnego dobra powinna jak najszybciej wrócić do Luizjany. Bezwzględny nowojorski świat mógł jej przynieść tylko rozczarowanie. Za kilka miesięcy, chcąc sprostać wymaganiom jakiegoś idioty, zacznie ćpać, pić, głodzić się i wymiotować na przemian.
Zanim zdołał wyartykułować swoje myśli, samochód stanął i drzwi otworzyły się z rozmachem.
– Dzięki Bogu – wykrzyknął kierownik planu. – Dziewczyny nie ma i…
– Jest ze mną – odparł Drago. – Holly, prawda? Chodźmy. Trzeba ci zrobić makijaż.
Wyglądała na wystraszoną, więc uśmiechnął się zachęcająco.
– Idź spokojnie. Zobaczymy się po wszystkim.
W tej chwili sprawiała wrażenie bardzo samotnej, dlatego zadał jej to pytanie:
– Masz jakieś plany na dziś wieczór?
Pokręciła głową.
Drago wiedział, że nie powinien, ale nie mógł się powstrzymać.
– Skoro tak, zapraszam cię na kolację.
Holly nigdy jeszcze nie była w tak ekskluzywnej restauracji, więc chłonęła wrażenia wszystkimi zmysłami. Drago był zdecydowanie najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego widziała w życiu, i była nim coraz bardziej zauroczona. Początek ich znajomości nie był zbyt udany, ale przy bliższym poznaniu wyraźnie zyskiwał i teraz wydawał się całkiem miły.
Wciąż jednak nie mogła zrozumieć, jakim cudem sprawy zaszły tak daleko. Choć nie była modelką, znalazła się w Central Parku, ubrana w powiewną purpurową szatę, profesjonalnie umalowana i uczesana, a potem stanęła przed kamerą. A przecież chciała tylko zaprezentować szefowi NC perfumy własnego pomysłu. Skoro jednak nie wyjaśniła swoich zamiarów, kiedy jeszcze mogła, potem zwyczajnie bała się go rozzłościć, aż w końcu zrobiło się za późno.
Początkowo nie szło jej najlepiej, bo była zbyt spięta i onieśmielona. Ale kiedy na plan wrócił Drago i uśmiechnął się do niej, a ona odpowiedziała uśmiechem, fotograf wpadł w zachwyt. Zmieniano jej ubrania, fryzury i makijaż kilkakrotnie, a ona tylko stała przed kamerą i zastanawiała się, jak zdoła to wszystko wyjaśnić.
Potem poszli na kolację i nadal bała się wspomnieć o perfumach. Wciąż miała na sobie ostatnie rzeczy, w których ją fotografowali, jedwabną tunikę barwy bakłażana i złote czółenka Christiana Laboutine’a. Cała ta sytuacja wydawała jej się snem i obiecywała sobie zapamiętać każdą cenną chwilę tego niezwykłego doświadczenia.
Przez cały czas dręczyła ją konieczność wyznania prawdy, ale za każdym razem, kiedy już otwierała usta, coś ją powstrzymywało. W końcu Drago sięgnął przez stół i wziął ją za rękę, a wtedy wszystko inne wyleciało jej z głowy.
– Byłaś dziś świetna, Holly – powiedział.
A potem podniósł jej dłoń do ust i ucałował, dostarczając jej niezwykłych i nieznanych dotąd wrażeń.
Owszem, kiedyś miała chłopaka. Nawet się całowali, ale nigdy nie posunęli się dalej. A potem z nią zerwał i zaczął chodzić z dziewczyną, którą dobrze znała. W dodatku zarzucił jej egoizm i nadmierne koncentrowanie się na swoich perfumach.
Może rzeczywiście tak było.
– Dziękuję.
– Jesteś bardzo naturalna. Prorokuję ci wielką przyszłość w tym biznesie, pod warunkiem, że potrafisz pozostać sobą.
Chciała coś odpowiedzieć, ale zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i odburknął coś po włosku.
– Muszę cię przeprosić – zwrócił się do niej. – To pilne.
Siedziała z dłońmi splecionymi na kolanach i przyglądała się jedwabnej tapecie i wszechobecnym złoceniom. To był inny świat. Jakim cudem trafiła tutaj w towarzystwie milionera i nawet jadła z nim kolację, jakby to było coś najzwyklejszego pod słońcem?
Żałowała, że nie ma przy sobie swoich próbek, ale walizeczka została w jego samochodzie. A szkoda, bo gdyby je teraz miała, wszystko byłoby łatwiejsze. Opowiedziałaby mu o swoich pomysłach i przedstawiła „Colette”, ostatnie i chyba najlepsze dzieło jej i babki. Na tę myśl przeszył ją dreszcz podniecenia. Mieszanie delikatnych esencji, wody i alkoholu w oczekiwaniu na końcowy efekt było niezwykle ekscytujące.
Jak tylko będzie miała próbki w ręku, wyjaśni, po co tu przyjechała. Była święcie przekonana, że Drago, jak inni, także ulegnie magii niezwykłego zapachu „Colette”.
Tymczasem skończył rozmowę i kolacja trwała w najlepsze, a Holly w końcu udało się odprężyć. Ustaliła już plan działania, a Drago okazał się czarującym kompanem, szczerze zainteresowanym tym, co miała do powiedzenia.
Opowiadała mu o Luizjanie, o babce, nie wspominając o perfumach, i o podróży autobusem do Nowego Jorku.
– Przejechałaś całą drogę autobusem? – Nie krył zdumienia.
Spuściła wzrok i zarumieniła się po korzonki włosów.
– Nie mogłam sobie pozwolić na samolot.
– Więc naprawdę przybyłaś prosto z rodzinnej farmy – powiedział. – I zapewne masz niemałe oczekiwania.
– Chyba każdy je ma – odparła, wzruszając ramionami.
W tej chwili pragnęła pić szampana pod gwiazdami i tańczyć w jego ramionach aż do świtu. Pod dotykiem jego dłoni przeniknął ją rozkoszny dreszcz. Ciążyła ku niemu jak kwiat otwierający się do słońca.
– Ja także mam swoje marzenie – powiedział miękko, pochylając się w jej stronę.
Jednocześnie jego palce zawędrowały na jej policzek, włosy… Jak długo był przy niej, nie dbała o jutro, nie dbała o nic.
Serce biło jej mocno, kiedy zbliżył wargi do jej ust. Czar tej nocy uwiódł ją z kretesem. To, co się działo, było bajką, a ona księżniczką w końcu odnalezioną przez księcia.
Roześmiał się cicho, aż zadygotała z tęsknoty. A potem pocałował ją z czułością, pocałunkiem niezwykle słodkim, doskonałym…
Zapragnęła więcej. Przylgnęła do niego, aż znów się roześmiał, a potem znów ją pocałował, tym razem głębiej i mocniej. Teraz wszystko się zmieniło. Pocałunki stały się bardziej wymagające, odczuwała je całym ciałem.
Rozpaczliwie pragnęła być bliżej niego, stopić się w jedno. Przylgnęła do niego jeszcze mocniej, zupełnie zatracając się w pieszczotach.
W końcu to on oderwał się od niej, a ona zawisła wzrokiem na jego wargach.
– Moje marzenie – zamruczał namiętnie wprost do jej ucha – to spędzić dzisiejszą noc z tobą.
Nie mogła wykrztusić słowa. I ona tego pragnęła, choć cichy głos w jej wnętrzu nakazywał ostrożność.
Wzięła go za rękę. W głębi duszy była przekonana, że postępuje słusznie.
– Chodźmy – powiedziała. – To także i moje marzenie.